Tak zagmatwane, tak proste

Andrzej Macura

publikacja 23.12.2009 22:20

„Na początku było Słowo” – pisze święty Jan. A zadaniem teologa jest kontemplować to Słowo dzień po dniu i sprawiać swoim słowem, by Jednorodzone Słowo znalazło drogę do ludzkich serc. Czy ma to sens w odniesieniu do prologu Janowej Ewangelii?

Tak zagmatwane, tak proste

Każdy wierzący słyszał go tyle razy, że zna go prawie na pamięć. Jednak, jak to zazwyczaj bywa przy tekstach często powtarzanych, słyszą go uszy, ale już nie serce; dźwięki dochodzą do głowy, ale jakimś dziwnym trafem odbijają się od rozumu, który w prostych i dobitnych stwierdzeniach dostrzega jedynie gmatwaninę skomplikowanych znaczeń. Jeśli już kiedyś z uwagą pochyliłeś się nad początkiem Janowej Ewangelii, możesz spokojnie porzucić te wyjaśnienia i zająć się czymś pożyteczniejszym. Jeśli jeszcze nie – ten tekst jest specjalnie dla Ciebie…


1 Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
2 Ono było na początku u Boga.
3 Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
4 W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
5 a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.

6 Pojawił się człowiek posłany przez Boga -
Jan mu było na imię.
7 Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.
8 Nie był on światłością,
lecz [posłanym], aby zaświadczyć o światłości.

9 Była światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
10 Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
11 Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
12 Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego -
13 którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.
14 A Słowo stało się ciałem
i zamieszkało wśród nas.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.

15 Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie».
16 Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali - łaskę po łasce.
17 Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa.
18 Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył.

Jest Bogiem
Dlaczego w pierwszym zdaniu swojej Ewangelii św. Jan nazywa Jezusa Logosem, Słowem? Najprawdopodobniej nawiązuje w ten sposób do jakichś istotnych dla swojego środowiska prądów filozoficznych czy religijnych. Dla czytelnika XXI wieku, świadomego kontrowersji, jakie budzi postać Jezusa, w tym pierwszym zdaniu ważniejsze są inne sprawy:

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.

Ów początek to nie rozpoczęcie przez Jezusa publicznej działalności. Nawet nie
Jego przyjście na świat czy jakieś inne, wielkie wydarzenie z historii Izraela. Chodzi o początek przedstawiony w pierwszym wersecie Biblii, gdy Bóg stworzył niebo i ziemię, ciemność była ponad bezmiarem wód i duch Boży unosił się nad wodami. Nieważne, czy wolimy obraz biblijny, czy wywody naukowców, którzy każą nam widzieć początek świata w Wielkim Wybuchu albo w rozpoczętym jeszcze wcześniej cyklu rozwoju Wszechświata. Chodzi o absolutny początek, arche, przed którą nie było świata, a był tylko Bóg. I było – w myśl Janowego wywodu – Słowo, Boski Logos. Było u Boga i było Bogiem.

Mogę powiedzieć, ze święta spędziłem u matki, ale nie mogę powiedzieć, że byłem matką. Byłem u kolegi, ale nie byłem w żadnej chwili swojego istnienia owym kolegą. Jezus – Słowo był u Boga, a jednocześnie był Bogiem. To w świetle tego Janowego rozróżnienia próbuje Kościół wyjaśniać niepojętą tajemnicę Trójcy. Jedność natury, troistość osób. Bycie Słowa u Boga pozwala na rozróżnienie Słowa-Syna i Boga-Ojca. A jednocześnie stwierdzenie, że Słowo było Bogiem każe nam zarówno o Ojcu, jak i o Synu mówić „prawdziwy Bóg”. Rozum, przyzwyczajony do zerojedynkowej logiki może wzdrygać się przed takim pojmowaniem Niepojętego, ale tak na sprawę patrzyli pierwsi wierzący w Chrystusa.

Ono było na początku u Boga – podkreśla jeszcze raz św. Jan w drugim wersecie swojego dzieła. I zaraz w kolejnym wierszu dodaje: Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.

Można wierzyć, że świat samoistnie wyłonił się z niebytu albo że stworzyli go jacyś nieznani bogowie. Wierzącym w Chrystusa św. Jan mówi: przez Niego stał się świat.

Zaraz: czy świata nie stworzył Bóg? Owszem. Ale Bóg nie jest „jakby samotny”. Bóg to Ojciec i Syn (a potem dowiemy się także, że i Duch Święty). Przypisanie Jezusowi dzieła stworzenia to wyznanie wiary Umiłowanego Ucznia. Jan widzi w Nim prawdziwego Boga. Jeśli ktoś przeoczył owo „Bogiem było słowo” teraz nie może już mówić o żadnym nieporozumieniu. To Jezus, zanim przyszedł na świat, sam go stworzył. I nie ma wśród stworzeń żadnego, które by nie było stworzone przez Niego. Także złe duchy Jemu zawdzięczają swoje istnienie i tylko – jak chciał św. Augustyn – możliwość powiedzenia Bogu „nie” sprawiła, że stały się kim są. Człowiek też. Choćby nie wiadomo jak oddalił się od swego Stwórcy, ciągle nosi w sobie Jego obraz i podobieństwo.


Życie i Światło
W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.

Jak zrozumieć czym jest życie? Jak zrozumieć, że jest ono światłością? Można budzić się każdego dnia i z niechęcią myśleć o każdej czekającej godzinie. Z wyjątkiem tej, w której człowiek znów pogrąży się we śnie. Takie życie to wegetacja. Życie, które jest w Nim, to sprawiedliwość, pokój i radość; to niekończące się święto, to feeria światła i barw. Takie chce się czerpać bez ustanku. O takim marzy się, by utrwaliło się na życie wieczne. Czy to możliwe? Światła, jakim jest marzenie o powrocie do raju, nigdy nie ogarnęły ciemności. Dla wierzących w istnienie Boga zawsze tliła się nadzieja. To ona była wyznacznikiem ich marzeń, dążeń. Zbudować lepszy świat albo oczekiwać lepszego świata jako daru z niebios. Czy tak można rozumieć to jedno zdanie z Ewangelii Jana?

A może nieco inaczej? Może ową Światłością, a zatem i Życiem, jest samo Słowo – Jezus, prawdziwy Bóg? Może stwierdzenie o nieogarniętej przez ciemności światłości jest nawiązaniem do prawdy, że wiara w Jedynego Prawdziwego Boga, mimo fałszu politeizmów, nigdy ostatecznie nie zaginęła? I że to prawdziwe życie zawsze dzięki dawcy życia - Bogu było możliwe? Może Jan chciał, by wierzący mogli zatrzymywać się nad tym zdaniem dzień po dniu, rok po roku, ciągle dodając okruchy do jego lepszego zrozumienia.

O Jezusie - Światłości, miał zaświadczyć człowiek posłany przez Boga – Jan Chrzciciel. Autor czwartej Ewangelii poświęca mu trzy kolejne wersy, by potem wrócić do właściwego tematu: Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi.

Czy Jan znów celowo posługuje się dwuznacznością? Słowo, prawdziwa światłość, oświeca każdego człowieka. Ale czy fraza „gdy na świat przychodzi” odnosi się do Słowa – Światłości, czy do człowieka? Zapewne chodzi o to pierwsze. Wszak prorok zapowiadając narodziny Zbawiciela mówił: „naród kroczący w ciemności ujrzał światłość wielką”. Zachariasz widząc bliskie narodziny Jezusa wspominał o Wschodzącym Słońcu nawiedzającym ludzkość siedzącą w mroku i cieniu śmierci. A starzec Symeon nazwał maleńkiego Jezusa „światłością na oświecenie pogan”. Dzięki Jezusowi ludzkość pogrążona w ciemności zostaje opromieniona światłem, które jest jednocześnie życiem, prawdziwym życiem. Dzięki dwuznaczności wypowiedzi Jana możemy także, czytając ten werset Janowego prologu, pomyśleć o tym świetle, które w sanktuarium sumienia jest dostępne każdemu człowiekowi. Nawet temu, który o Nim nigdy nie słyszał. Każdy, kto kieruje się światłem tego sumienia wcześniej czy później ma szansę zobaczyć Światło Prawdziwe, oświecające każdego człowieka.

Odrzucony
Głupio musi czuć się człowiek, który wchodząc do swojej firmy jest traktowany jak intruz. I to zarówno przez portiera, jak i siedzących na wygodnych fotelach dyrektorów. Podobne wydarzenie opisuje święty Jan: „Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli”. Nie tylko majątek tej „firmy” jaką jest świat należał do Słowa. Także tworzący ją ludzie byli Jego własnością, bo też byli Jego stworzeniem. Jednak „nie poznali” Go i „nie przyjęli”. Gdyby rzeczywiście Go nie rozpoznali, nie mieliby grzechu. Jednak owo „poznanie” w ustach Jana ma nieco inny odcień, niż „ogarnięcie rozumem”, „zaznajomienie się z faktami”. To jak rozpoznanie narzeczonej wśród setek innych kobiet. To miłosne przylgnięcie sercem, to zaakceptowanie, to radość ze spotkania. Wszak chodzi o poznanie „światła oświecającego każdego człowieka”. Każdy, jeśli chce, może od zwykłego zarejestrowania faktu pojawienia się Boskiego Słowa przejść do poznania prawdziwego, do przyjęcia Go.

Ci, którzy sercem poznali Słowo, którzy je przyjęli, otrzymali wieki dar: moc stania się dziećmi Bożymi. To znaczy tymi, „którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili”. Czy może się człowiek powtórnie narodzić będąc starcem? – zapyta Jezusa dwa rozdziały dalej Nikodem. Tak, przez wiarę wyrażającą się w przyjęciu chrztu człowiek przestaje być tylko Bożym stworzeniem. Choć jest stworzeniem wyjątkowym – nie jak koń, osioł czy mrówka - bo uczynionym na obraz i podobieństwo Boże, ale przecież tylko stworzeniem. Chrzest jest powtórnym zrodzeniem. Zrodzeniem z Boga. Ludzka natura zostaje w człowieku do tego stopnia ubogacona, że chrześcijanin może się nazywać Bożym synem; poniekąd więc także bratem Jednorodzonego Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Pewnie dlatego Ojcowie Kościoła ośmielali się mówić o przebóstwieniu człowieka.

Wśród nas
„A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” – wiedzie dalej swoją myśl Ewangelista Jan. Jeśli patrząc na świat oczyma wiary można mówić o najwspanialszym wydarzeniu w dziejach świata, to będzie nim właśnie chwila, w której Słowo, przez które powstał cały świat, a więc i człowiek, samo staje się Człowiekiem, Jezusem z Nazaretu. Ogień nie krzepnie, blask nie ciemnieje, ale w chwili poczęcia, a potem narodzenia Jezusa w ubogiej betlejemskiej stajence, stała się rzecz nie do pojęcia: Nieskończony wyznaczył sobie granice, Pełen Chwały zjawił się wśród ubogich. O królach, którzy pragnąc poznać los swoich poddanych przebierali się w łachmany, powstawały legendy. W Betlejem stało się coś więcej: Bóg stał się swoim stworzeniem.

Podobno greckie słowo, które tłumacze oddają przez „zamieszkać” znaczy dosłownie „rozbić namiot”. Może nie ma to większego znaczenia, ale przecież jest różnica między domem a lichą płachtą. Czy znaczy to, że Bóg tylko na chwilę zjawił się wśród nas? Jeśli liczyć 33 lata ziemskiego życia Jezusa, to pewnie tak. Ale przecież obiecał pozostać ze swoimi uczniami aż do skończenia świata; przecież jest w Kościele, w sakramentach. Może po prostu wszyscy ludzie są tu na ziemi jedynie mieszkającymi w lichych namiotach koczownikami, których dom jest zupełnie gdzie indziej?

Otoczony chwałą
Po ludzku, to na Taborze – o którym Jan nie wspomina - a potem w dniu zmartwychwstania uczniowie Jezusa, do których należał i Ewangelista Jan, oglądali chwałę Jezusa. „I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy” – pisze. Doznawanie chwały to domena Boga. Jeśli doznaje jej także Jezus, to coś niebywałego. Ale trudno nie pamiętać, że ten Ewangelista patrzy czasem inaczej. Zaskakująco inaczej. Dla niego całe życie Jezusa, Jego nauczanie, cuda, ale i bolesna śmierć, były chwałą. Bo wszystko, co jest pełnieniem woli Ojca, jest pełne chwały. Zwłaszcza, gdy czyni to ten, który jest Jednorodzonym Synem, Jedynym równym w istocie Ojcu; tym, który przynosi pełnię łask i zna całą prawdę. O Bogu, człowieku, o świecie.

Dał o nim świadectwo Jan. „Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. On jest tym, z którego pełni otrzymali najpierw Żydzi – prawo Mojżeszowe – a potem chrześcijanie – odkupienie w Jego krwi. „Łaskę po łasce”. Ale ta druga jest większa. Bo to pełnia łask. I pełnia prawdy o Bogu, człowieku i świecie.


Z pierwszej ręki
Cóż znaczy poznać pełną prawdę o Bogu? Zapewne umysł ludzki nie jest w stanie jej ogarnąć. Tak jak żaden człowiek nie może powiedzieć, że zna w pełni drugiego człowieka. Ale można znać i znać i nie będzie to znaczyło zawsze to samo.

Znają człowieka jego sąsiedzi. Nawet kłaniają mu się na ulicy. Zapytani o niego zazwyczaj niewiele mogliby powiedzieć. Znają go jego znajomi z pracy czy ze szkoły. Czasem mogliby na jego temat opowiedzieć sporo anegdot. Nie żyją z nim jednak na co dzień. Dlatego jego rodzice, dzieci czy żona znają go o wiele lepiej. Choć i oni nie znają zapewne wszystkiego. A czasem wiedzą przerażająco mało.

Podobno Mojżesz rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz. Tak jak się rozmawia z przyjacielem. Mimo to św. Jan napisał: „Boga nikt nigdy nie widział”. Bo poznanie Boga przez Mojżesza dalekie było od doskonałości. Boga najlepiej zna Ten, który jest w łonie Ojca, czyli ten, kto jest bardzo blisko Niego. Ten, którego Jan nazywa Jednorodzonym Bogiem. Jego pouczenie nas o Ojcu jest nieporównanie lepsze od tego, co sami, patrząc na świat, moglibyśmy o jego Stwórcy powiedzieć. Jest też nieporównanie lepsze od tego, co wykoncypowali na temat Boga myśliciele i założyciele największych religii Mahomet, a nawet Mojżesz. Chrześcijanie znają Boga z najlepszego możliwego źródła. To pełnia łaski i pełnia prawdy.