Święte Małżeństwo – czy to możliwe?

Piotr Blachowski

publikacja 15.12.2006 22:08

„Najpierw trzeba ratować dziecko, a potem, o ile to będzie możliwe, matkę. Skoro niczego innego chcieć nie można, niech tak będzie!"

Święte Małżeństwo – czy to możliwe?

No Cóż znowu okazuje się, że dla Ducha Świętego nie ma rzeczy niemożliwych. Otóż mamy chrześcijańską parę małżeńską, żyjącą w XX w., która będąc wzorem dla wszystkich małżonków, zapracowała sobie na świętość – która nota bene podobno jest przeznaczona dla każdego. Żona i matka, która poświęciła życie za swoje dziecko, lekarka - Gianna (Joanna) Franciszka Beretta i dyplomowany inżynier - Pietro (Piotr) Molla.

Ona: Święta Joanna Beretta Molla przyszła na świat w Magencie (niedaleko Mediolanu) w domu dziadków ze strony ojca 4 października (dzień św. Franciszka z Asyżu) 1922 roku. Z tego też powodu była nazywana Joanną Franciszką. Pochodziła z licznej rodziny. Jej rodzice Alberto i Maria mieli trzynaścioro dzieci, z czego aż pięcioro zmarło. Pozostała ósemka według wieku to: Amalia – pianistka, Francesko – inżynier, Ferdinando – lekarz, Enrico – lekarz i kapłan Zakonu Ojców Kapucynów, Zita – farmaceutka, Giuseppe – inżynier, kapłan, Joanna – lekarka, Virginia – lekarka i siostra zakonna.

On: Wiele o nim nie wiemy, ale to że działał w Akcji Katolickiej, trochę nam może rozjaśnić, bo to organizacja „porządnych ludzi”. To właśnie tam się poznali Joanna i Piotr, bo tak się nazywa nasz drugi święty – Piotr Molla, architekt, którego poglądy przyciągnęły do siebie Joanne, i to aż tak bardzo, że po krótkim okresie postanowili się pobrać, no może nie tak od razu... W 1925 roku rodzice wraz z dziećmi przeprowadzili się do Bergamo. Do pierwszej Komunii św., która miała miejsce 14 kwietnia 1928 roku w parafii św. Graty, przygotowała Joannę najstarsza siostra – Amalia. W tym czasie Joanna kilka razy zmieniała szkołę podstawową. Największy wpływ miały na nią Siostry Kanoniczki, do których uczęszczała w ostatnich klasach. Ale i wówczas szkoła nie była środowiskiem, gdzie miała możliwość najlepiej rozwijać swoją osobowość. Joanna była szczęśliwa w rodzinie. Codziennie towarzyszyła mamie w drodze na Mszę świętą. Prócz tego od mamy i sióstr uczyła się grać na pianinie. Cieszyła się z życia w kontakcie z naturą. Ukończywszy szkołę podstawową, została przyjęta w roku 1933 do liceum-gimnazjum Paolo Sarpi w Bergamo, gdzie uczęszczała przez pierwsze klasy gimnazjalne, osiągając raczej nie najlepsze wyniki. W 1936 roku nie przeszła do następnej klasy z języka włoskiego oraz łaciny, dlatego groziło jej wydalenie ze szkoły.

W następnym roku w życiu Joanny, podobnie jak i całej rodziny Berettów, miał miejsce przełom. Umarła, chora już od pewnego czasu, najstarsza córka Amalia, mająca zaledwie 26 lat. Ojciec Alberto, pragnąc, aby dzieci uczęszczały na uniwersytet oraz aby utrzymać jej w jedności, zwolnił się z pracy i przeniósł rodzinę do Genewy. Joanna uczęszczała tam do gimnazjum prowadzonego przez Siostry Świętej Doroty. Tam właśnie dokonało stopniowo pogłębienie je religijnej formacji. Wzrost wiary miał miejsce zwłaszcza w roku 1938. Wtedy właśnie Joanna wzięła udział w rekolekcjach prowadzonych przez jezuitę ojca Avedano. Teraz nasza Święta nie była już mała dziewczynką z Akcji Katolickiej, lecz młodą kobietą pragnącą wziąć we własne ręce swe przeznaczenie i w obliczu Boga dokonywać świadomych wyborów: Podejmuję świętą obietnicę czynić wszystko dla Jezusa. Wszystkie moje czyny, jakikolwiek trud, wszystko ofiaruję Jezusowi... Pragnę prosić Pana Jezusa, by mi dopomógł, żebym nie trafiła do piekła... Proszę Pana Jezusa, aby mi dał zrozumieć swe wielkie miłosierdzie. Można powiedzieć, że w tym momencie Joanna opuściła środowisko wychowania otrzymanego w rodzinie, żeby móc kroczyć własnymi ścieżkami świętości. Nadal kontynuowała grę na instrumencie i malowanie. Niestety stan jej zdrowia nie był stabilny. Rodzice martwili się tym i dlatego w latach 1938-39, zaraz po zakończeniu gimnazjum, zatrzymali córkę w domu. Dzięki temu Joanna była znów blisko rodziców. Miała możliwość lepiej ich poznać. Miała czas na praktyki religijne. Pod wpływem nowego księdza proboszcza i liturgisty, prałata Maria Righettiego, zaczęła pojmować głęboki sens liturgii. Od tego czasu miała zwyczaj zabierać na Mszę św. mszalik ojca opata Carontiego. Wszystko po to by lepiej uczestniczyć w lekturze słowa Bożego i liturgii. Gdy w następnych latach ponownie podjęła naukę widać było, że ta przerwa i pogłębienie życia duchowego były jej bardzo potrzebne. Rozpoczęła naukę w szkole z nowym rozmachem. Czyniła plany co do swej przyszłości. Myślała o powołaniu misjonarki i życiu według zasad Ewangelii. Z pełnym zaangażowanie włączyła się w prowadzenie grupy najmłodszych dziewcząt w Akcji Katolickiej. Również Siostry Świętej Doroty były z Joanny bardzo zadowolone i być może widziały w niej już nowicjuszkę swego zgromadzenia. Niestety wybuchła wojna, która niewątpliwie zachwiała stan tej harmonii.


W roku 1941 Genewa została poważnie zbombardowana. Rodzice postanowili wrócić do Bergamo. Joanna natomiast wraz z Virginią pozostały w Genewie by ukończyć liceum. 1 maja 1942 roku zmarła mama, a cztery miesiące później 1 września zszedł z tego świata także ojciec Joanny. Rodzeństwo, które pozostało samo postanowiło wyjechać do Magenty, gdzie był wolny dom dziadków ze strony ojca. Joanna podjęła wtedy studia medyczne najpierw w Mediolanie, a potem w Pavie. Czas studiów był dla Świętej wypełniony nauką oraz działalnością w Akcji Katolickiej. Wesołkowata i lekkomyślna dziewczyna z Bergamo przeobrażała się w młodą, poważną i zaangażowaną kobietę, która myślała o medycynie i chrześcijańskiej służbie na rzecz Akcji Katolickiej oraz formacji ludzi młodych. Tymczasem lata szybko mijały. W 1949 roku Joanna uzyskała dyplom medycyny ogólnej i chirurgii, a w 1952 roku zrobiła specjalizację z pediatrii. Cały czas jednak myślała o pracy misyjnej. Niestety jej kondycja fizyczna nie pozwalała na to, by mogła zostać misjonarką. Prosząc w tej sprawie o radę prałata Bernareggiego, biskupa Bergamo, otrzymała bardzo jasną odpowiedź: Na tyle, na ile moje doświadczenie kapłańskie i biskupie nauczyło mnie, to wiem, że kiedy Pan wzywa jakąś duszę do pełnienia dzieła misyjnego, oprócz wielkiej wiary i szczególnej duchowości obdarza ją także siłą fizyczną, która pomoże znieść trudności i sytuacje, jakich tutaj nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. Ponieważ Ty, Joanno, nie masz tego daru, to właśnie dlatego myślę, że ta droga nie jest tą, na którą Pan Jezus Cię wzywa. Odsunąwszy więc na bok wszystkie swoje plany, Joanna coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że Bóg wzywa ją na drogę życia rodzinnego. I tak też się stało. Joanna poznała Piotra Molla. Zrodziła się między nimi głęboka przyjaźń oparta na wzajemnym szacunku, dążeniu do wspólnych ideałów życia (pracy, rodziny, miłości do bliźnich), planach założenia rodziny otwartej na Boga, dzieci, poświęcenie i cierpienie. 11 kwietnia 1955 roku odbyły się zaręczyny, a 24 września tegoż roku zawarli związek małżeński. Po podróży poślubnej rozpoczęło się zwykłe życie. 19 listopada 1956 roku przyszedł na świat Pierluigi, a potem kolejne dzieci: 11 grudnia 1957 roku – Maria Zita, a 15 lipca 1959 roku – Laura. Joanna niestety. ciężko przechodziła czas oczekiwania na dzieci, a także sam poród. Tym niemniej cierpienia związane z macierzyństwem podejmowała chętnie, gdyż miała na uwadze wartość życia. W połowie 1961 roku Joanna po raz kolejny była w stanie błogosławionym. Początkowo trudności były identyczne, jak te z poprzednich miesięcy oczekiwania na dziecko, lecz dość szybko sytuacja stała się o wiele poważniejsza. Powodem był pewien rodzaj włókniaka, który zagrażał życiu dziecka i mamy. Rozwój sztuki medycznej był w tamtych czasach na tyle zaawansowany, że wystarczyłoby usunięcie włókniaka, aby wyeliminować wszelkie ryzyko dla matki. Tymczasem Joanna była temu przeciwna. Wiedziała dokładnie o wszystkim, co mogło się stać, ale jej powołaniem jako lekarza i matki była ochrona życia, a nie uśmiercanie go. Na początku września doszło do operacji, która wydawała się zakończyć sukcesem, gdyż uratowano zarazem życie dziecku, mogącemu się od tej pory dalej rozwijać. 20 kwietnia 1962 roku Joanna przyjechała do szpitala. Następnego dnia urodziło się czwarte dziecko, kolejna dziewczynka, która cieszyła się doskonałym zdrowiem. Nadano jej imię Gianna Emanuela. Natomiast kondycja matki stawała się coraz gorsza. Zostało zdiagnozowane zakaźne zapalenie otrzewnej, które stopniowo niszczyło system odpornościowy Joanny. W roku 1961 Joanna znowu spodziewała się dziecka. Podczas badania odkryto w macicy groźnego guza. Pacjentka, przed poddaniem się koniecznemu zabiegowi chirurgicznemu w szpitalu w Monza, 6 września 1961 r., zleciła lekarzom następującą misję: „Ratujcie moje dziecko!". Wbrew oczekiwaniom lekarzy, 21 kwietnia 1962 r. Joanna urodziła zdrową dziewczynkę, która na chrzcie otrzymała imiona: Joanna Emanuela. Dziecko zawdzięczało życie bezinteresownej ofierze z życia matki, która w tydzień później, 28 kwietnia 1962 r„ zmarła w swoim domu, w Ponte Nuovo di Magenta.


Wszystkie jej porody były bardzo ciężkie i następowały po dokuczliwych ciążach. Zawsze jednak Joanna nastawiona była na przyjęcie dziecka i z ochotą znosiła bóle i cierpienia. Przed urodzeniem czwartego dziecka zdawała sobie sprawę z sytuacji i z zagrożenia życia. A kiedy chirurg zapytał podczas operacji: „Co, koleżanko, mamy robić? Czy mamy ratować panią, czy też dziecko?", odpowiedziała bez namysłu: „Najpierw trzeba ratować dziecko, a potem, o ile to będzie możliwe, matkę. Skoro niczego innego chcieć nie można, niech tak będzie!". Nie należy sądzić, że postanowienie ratowania dziecka za cenę własnego życia Joanna powzięła lekkomyślnie. Kochała z całego serca troje swoich dzieci i swego męża. Przede wszystkim kochała życie - a przecież wolała wyrzec się w sposób heroiczny własnego życia dla ratowania życia dziecka. Joanna modliła się nie tylko za dziecko, które nosiła w łonie, lecz także za siebie. Prosiła, aby Bóg zachował ją przy życiu, żeby dalej mogła poświęcać się chrześcijańskiemu wychowywaniu swoich dzieci i z miłością posługiwać ukochanemu małżonkowi. Okazywała jednak gotowość całkowitej uległości wobec woli Bożej. Umieranie tej dzielnej małżonki i matki było bardzo ciężkim doświadczeniem nie tylko dla niej samej, lecz także dla jej małżonka. Mimo to obydwoje, kierując się głęboką wiarą, umieli wielkodusznie wyrazić swoje „tak" wobec niezbadanych wyroków Boga. Ona - w drodze ku śmierci, a on - ku dalszemu życiu, czerpali siłę i łaskę z sakramentów świętych i z intensywnej modlitwy. Joanna przyjęła sakrament chorych i Wiatyk z rąk swego brata Giuseppe, który był księdzem. Potem prosiła swego małżonka Piotr o to, by mogła umierać nie w szpitalu, lecz w domu, w tym pomieszczeniu, do którego siedem lat temu wprowadzała się jako panna młoda, oczekując na radosne, szczęśliwe życie małżeńskie i rodzinne. Bliską śmierci przewieziono ambulansem, w nocy, do domu. Zmarła 28 kwietnia 1962 roku. Umierała w wielkim cierpieniu. Miała wówczas 39 lat. Pozostawiła owdowiałego męża i czwórkę dzieci. Joanna Beretta Molla została włączona w tajemnicę paschalną Chrystusa, aby dać świadectwo swej miłości i obecności wśród ludzi. Piękno Joanny jest drogą, która umożliwia spojrzenie na piękno Boga, na dramat Jego miłości. 30 kwietnia 1962 r. odbył się jej pogrzeb, w którym uczestniczyło bardzo dużo ludzi z Mesero di Magenta. To właśnie dlatego w przypadku tego małżeństwa mówi się o świętości. Trudna i ciężka droga czasami łatwiejsza, ale zawsze wszystkie te drogi prowadzić mogą do świętości. O tej wzorowej chrześcijańskiej małżonce i matce Jan Paweł II powiedział: „Joanna Beretta Molla jako studentka, jako zaangażowana w Kościele młoda kobieta, jako małżonka i matka rodziny wiodła przykładne życie, które ukoronowała, kiedy złożyła ofiarę, ażeby mogło żyć dziecko, które nosiła w swym łonie, a które przebywa wśród nas. Jako lekarka i chirurg uświadamiała sobie bardzo dobrze ryzyko, któremu szła naprzeciw, ale nie cofnęła się przed ofiarą i potwierdziła przez to heroiczny stopień swoich cnót. (...) W imię postępu i nowoczesności przedstawiane są dziś wartości oddania, czystości i ofiary za przestarzałe, a jednak wartościami tymi wyróżniały się całe rzesze chrześcijańskich małżonek i matek!". Beatyfikacji Joanny dokonał papież Jan Paweł II, 24 kwietnia 1994 r. w Rzymie. Beatyfikowana 24 kwietnia 1994 roku. Kanonizowana 16 maja 2004 roku. Tak to wyglądała droga do świętości małżeństwa Beretta, ciekawa droga, ale jakże bolesna.