Szkoła formacji duchowej

Ks. Mariusz Piecyk

publikacja 30.11.2007 18:07

Adwentowe rozmyślania z bratem Rogerem we Wspólnocie w Taizé.

Szkoła formacji duchowej

Niedziela


„Wy, którzy tutaj jesteście, pojednajcie się i odkryjcie w Ewangelii ducha Błogosławieństw: radość, prostotę i miłosierdzie. Gdyby ufność serca była u początku wszystkiego… a każdy dzień – Bożym dzisiaj”. Słowa te, wypisane w języku francuskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim i włoskim na dużych tablicach, umieszczonych przy wejściu do Kościoła Pojednania, witają pielgrzymów przybywających do Taizé.

Przybycie do Taizé wiąże się z zaproszeniem do pójścia ku źródłom Ewangelii przez modlitwę, ciszę i poszukiwanie. Gromadzą się tam liczni młodzi po to, aby odkryć – może na nowo – sens własnego życia, odnowić zapał, przygotować się do podjęcia odpowiedzialności po powrocie do siebie, pamiętając słowa św. Jana: Jezus Chrystus przyszedł na świat, nie aby go sądzić, ale by przez Niego każdy człowiek był zbawiony, pojednany. Dlatego tak istotną częścią powołania wspólnoty z Taizé jest przyczynianie się do pojednania rozdzielonych między sobą chrześcijan. Wielokrotnie Brat Roger mawiał, że jako bracia chcieliby mieć stale przed oczyma obraz rozdarcia Ciała Chrystusowego, aby stać się zaczynem niepokoju dla tylu chrześcijan, którzy podział Kościoła powszechnego uważają za rzecz normalną. Brat Roger i cała wspólnota Braci są w Taizé z powodu Chrystusa i Ewangelii, a Chrystus w pewnym sensie powołał ich do tego, aby byli obrazem Kościoła pojednanego. Oni starają się być tylko maleńkim odblaskiem Kościoła, który sam nieustannie szuka pojednania. Najpełniej realizuje się to w niedzielnej Eucharystii, która na burgundzkim wzgórzu w Taizé stanowi centrum, szczyt, punkt kulminacyjny całotygodniowych rekolekcji. Do niej wszyscy przygotowują się zwłaszcza podczas piątkowej modlitwy przy ikonie krzyża i podczas sobotniej modlitwy ze znakiem światła paschalnego. W Taizé wszystko bierze początek z Eucharystii i do Eucharystii zmierza.

„Panie, Jezu Chryste, ten chleb i to wino, konsekrowane we Mszy Świętej, są teraz Twoim Ciałem i Twoją Krwią. Daj nam przyjąć Twoją obecność w duchu ubóstwa i z radością serca”. Taką modlitwę odczytuje każdego dnia jeden z braci przed udzieleniem Komunii Świętej podczas modlitwy porannej. Zapewne te słowa miał w pamięci brat Roger, kiedy na pogrzebie Jana Pawła II jako pierwszy przyjmował Komunię Świętą z rąk kard. Josepha Ratzingera. Nie da się ukryć – Brat Roger był człowiekiem Eucharystii, z niej czerpał siły, aby nie ustać w drodze ku jedności, ku połączeniu podzielonych chrześcijan. Dlatego w tym świętym czasie adwentowego oczekiwania będziemy wspólnie z Bratem Roger rozważać, czym, a raczej KIM jest Eucharystia. Głęboko ufam, że z wysokości nieba, będąc w komunii wiecznej z Bogiem, towarzyszy nam Brat Roger, który dwa i pół roku temu zakończył w dramatyczny sposób swoją pielgrzymkę do domu Ojca.

U progu naszej refleksji przychodzą mi na myśl dwa biblijne teksty. Pierwszy: „Gdzie dwaj, albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich”. I drugi: „To jest Ciało moje, to jest Krew moja”. Jeśli jestem na modlitwie razem z kilku chrześcijanami, jest pośród nas obecny Jezus Chrystus. Przecież obiecał to i wierzę Jego słowom. Gdy jednak przyjmuję eucharystyczny chleb i wino, powstaje zupełnie inna obecność, która włącza mnie bezpośrednio w Chrystusa zmartwychwstałego. Gdyby nie to, na cóż ta Uczta? Wypowiadając słowa: to jest Ciało moje, Chrystus mówi o całkiem innej obecności niż Jego obecność duchowa, jaką przyrzekł dwom czy trzem zgromadzonym w Jego imię. Brat Roger stwierdził kiedyś, że „przeżyć rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii, to oprzeć się na wierze, która od nas nie zależy. Gdybyśmy ją odrzucili, zdobylibyśmy może większe zrozumienie wśród ludzi, ale co wtedy z Ewangelią?”

Co to znaczy rozpoznać obecność Jezusa? W Biblii znajduje się historia, która daje odpowiedź na to pytanie. Chodzi o opowieść o dwóch uczniach, wędrujących po święcie Paschy z Jerozolimy do pobliskiego Emaus, którzy spotykają Jezusa. Przez blisko trzy lata codziennie z Nim przebywali, słuchali Jego nauk i byli świadkami cudów, jakich dokonywał. Ale czy naprawdę Go poznali, czy rzeczywiście Go rozumieli? Widocznie nie. Kiedy zrobiło się niebezpiecznie, uciekli, gorzko się rozczarowali i postanowili wrócić do siebie. Kiedy Jezus do nich dołączył podczas drogi i zapytał o powód ich smutku i rozgoryczenia, zatopieni w obawach i troskach nie byli w stanie rozpoznać Pana, ich oczy pozostały jakby na uwięzi. Dopiero podczas wieczerzy, kiedy Jezus łamał chleb, nagle jakby spadły im łuski z oczu i poznali Go. W jednej chwili ich smutek przemienił się w radość. Pełni szczęścia zdążali z powrotem do Jerozolimy, aby opowiedzieć pozostałym uczniom o spotkaniu z Jezusem oraz o tym, jak Go rozpoznali przy łamaniu chleba. Później Dzieje Apostolskie opowiadają o pierwotnej gminie chrześcijańskiej, że pierwsi chrześcijanie spotykali się regularnie na łamaniu chleba.

Pierwsi chrześcijanie odznaczali się tym, iż brali udział w niedzielnej Eucharystii. I rzeczywiście, być chrześcijaninem to żyć niedzielą. Pierwszych chrześcijan poznawano po tym, że gromadzili się w niedzielę. Dla nich udział w niedzielnej Eucharystii był znakiem ich tożsamości. Eucharystia była źródłem, z którego czerpali życie. To właśnie w Eucharystii uobecnia się to, co Jezus powiedział i uczynił podczas Ostatniej Wieczerzy, podając uczniom chleb i mówiąc: To jest Ciało moje za was wydane. To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Chrystus chciał przez to powiedzieć: To jestem Ja, wydaję się za Was i za wszystkich ludzi i daję siebie w ofierze. Jestem obecny w darze chleba i wina, przez nie daję wam siebie. Jestem z wami pod postacią chleba i wina. W tych znakach możecie Mnie rozpoznać i poznać, kim jestem oraz jak wielka jest moja miłość do was. Albowiem w łamaniu chleba i piciu wina wyraża się to, kim jestem dla was: tym, Kto się z wami dzieli, i wam się ofiaruje.

Lekcja do odrobienia:

Modlitwa, cisza i poszukiwanie wyznaczają kierunek dobrego przygotowania się do Eucharystii. Dlatego będę starał się uczynić z nich element dobrego przeżywania Dnia Pańskiego.

Poniedziałek


Może nam się często wydawać, że Jezus jest daleko, że jest nieobecny, a nawet martwy. Niczym dwaj uczniowie z Emaus jesteśmy tak bardzo zajęci sobą, swoimi problemami, planami, oczekiwaniami, codziennymi troskami, że nie stać nas już na to, aby pomyśleć, o co w życiu naprawdę chodzi. Codzienność tak bardzo nas absorbuje, że nie mamy czasu na niedzielną Eucharystię.

Jezus już się nie pojawia, a my dostrzegamy tylko siebie i nasze pytania. Czujemy się przygnębieni, ale mimo to ukazujemy ludziom na pozór beztroską twarz. Jak dobrze by nam zrobiło, gdybyśmy się przekonali, że wcale nie jesteśmy sami, bo w naszej drodze towarzyszy nam Jezus, który nie tylko słucha naszych skarg i lamentów, lecz także dzieli je z nami. Przy łamaniu chleba dzieli się z nami ludzkim cierpieniem i śmiercią, a jednocześnie daje nam udział w nowym życiu i zmartwychwstaniu. Daje nam siebie w ofierze, a wraz z sobą udziela nam jak uczniom z Emaus pociechy, nadziei, radości i błogosławieństwa.

Scena spotkania uczniów idących do Emaus z Jezusem przekonuje nas każdego dnia, że życie każdego z nas zawiera tajemnicę. Jaką tajemnicę? Bóg jest obecny w centrum naszej duszy. On mieszka w naszej głębi. Bóg jest niewidzialny i nie narzuca się, ale mówi do każdego człowieka: nawet jeśli twoja wiara jest słaba i krucha, odważ się iść za Chrystusem. W Nim twoje serce ożyje. Czy dobrze o tym wiemy? Bóg tak bardzo nam ufa, że do każdego z nas kieruje swoje wezwanie. Podczas tych adwentowych dni szukamy właśnie tego, czego Bóg od nas oczekuje.

Czym jest to Boże wezwanie? Bóg zaprasza nas, byśmy kochali tak, jak On nas kocha. A nie ma większej miłości, jak ta, gdy ktoś życie oddaje Bogu i bliźniemu. Jeżeli będziemy szukać odpowiedzi na to wezwanie, zrozumiemy, że Jego Ewangelia może przemienić zarówno nasze serce, jak i całe nasze życie. Czyż nie jest pragnieniem Boga, byśmy w komunii z Nim i z innymi stawali się ludźmi pełnymi życia?

Niektórzy pytają: Czy jest możliwe, bym wytrwał przez całe życie w powołaniu, które Chrystus do mnie kieruje? Czytając Ewangelię, odkrywamy, że Bóg, który zaprasza nas do miłości, otwiera przed nami drogę. Sam Bóg sprawia, że możemy podążać nią naprzód, nie odwracając się za siebie. Kiedy my zapominamy o Jego obecności w nas, On nigdy o nas nie zapomina. Abyśmy mogli wytrwać do końca życia, Bóg nieustannie odnawia w nas odwagę. Jego Ewangelia niesie tak wielką nadzieję, że w niej zawsze możemy odzyskać zapał.

W ludzkim życiu często pojawiają się wahania, a nawet wątpliwości. Wtedy możemy sobie powtarzać: „Idź naprzód! Pamiętaj, że obawy prowadzą donikąd”. Na wszystkich etapach naszej egzystencji odkrywamy, że w Duchu Świętym odzyskujemy świeżość Jego wezwania. Stale na nowo Bóg chciałby obdarzać naszą duszę jasnością, dzięki której staniemy się prości i przejrzyści.

Każdemu, kto dąży do tego, by dać siebie Bogu i bliźniemu, Brat Roger był gotów powiedzieć: „Ty, który odczuwasz to wewnętrzne wołanie, czy zdecydujesz się na ryzyko zaufania Ewangelii? Trwaj w prostocie i radości, radości płynącej z miłości bliźniego. Bóg kocha cię jak swoje jedyne dziecko i da ci życie w komunii z sobą. Tu właśnie jest jedno ze źródeł radości. W ciszy twojego serca Chrystus szepcze: Nigdy nie zostawię cię samego. Poślę Ci Ducha Świętego. On na zawsze pozostanie z tobą”.

Pozwólmy się zainspirować i zmotywować Jezusowym łamaniem chleba. Musimy na nowo nauczyć się dzielić, dawać i ofiarować. Potrzebujemy nowej kultury miłości, solidarności, dzielenia się i miłosierdzia. Jest to dla nas kwestia zachowania człowieczeństwa. W tej samej mierze jest to kwestia naszej wiarygodności jako chrześcijan. Bóg pragnie nas w Eucharystii zapalić miłością, jaka objawiła się w Jezusie Chrystusie. Pragnie, by miłość stała się źródłem odnowy naszego życia i naszego świata.

Chryste Zmartwychwstały, Ty nas przyjmujesz z sercem takim, jakie mamy. Dlaczego mielibyśmy czekać, aż się ono zmieni, żeby pójść do Ciebie? Ty sam je przemieniasz. Naszymi cierniami rozpalasz ogień. I sprawiasz, że nawet w naszych zranieniach rozkwita kwiat pustyni, kwiat radości…

Lekcja do odrobienia:

Zapisz powyższą modlitwę na małej karteczce i schowaj w ubraniu. Za każdym razem, gdy pojawią się prowadzące donikąd obawy, sięgnij po kartkę i módl się. A potem postaw sobie pytanie: Chryste Zmartwychwstały, z kim mam podzielić się Twoją miłością?

Wtorek


Otwierając Ewangelię każdy z nas może sobie powiedzieć: te słowa Jezusa są trochę tak, jak bardzo stary list napisany do mnie w nieznanym języku; ponieważ jednak zaadresowany został przez Kogoś, Kto mnie kocha, spróbuję zrozumieć jego sens i zaraz wprowadzić w życie to, co zrozumiem, nawet, jeśli zrozumiem niewiele...

To nie rozległa wiedza jest konieczna na początku – ona będzie miała swoją wartość. Człowiek zaczyna pojmować Tajemnicę Wiary sercem, dzięki temu, co jest w jego głębi. Wiedza przyjdzie potem. I nie wszystko dane nam jest w jednej chwili. Życie wewnętrzne rozwija się w nas krok po kroku. Tajemnice wiary przenikamy posuwając się do przodu etapami.

W naszej adwentowej szkole formacji duchowej zastanówmy się nad sakramentem pojednania i pokuty. Dziś zechciejmy uznać i uzasadnić swoim życiem, że jesteśmy zależni i od Eucharystii, i od pojednania i pokuty.

Sama Eucharystia nie jest sakramentem pojednania, lecz ten sakrament jakby z góry zakłada. Eucharystia jest sakramentem pojednanych, do którego Jezus Chrystus zaprasza tych, którzy z Nim stali się czymś jednym; którzy z pewnością pozostaną na zawsze słabi i grzeszni, ale jednak podali Mu rękę i stali się Jego rodziną, Jego przyjaciółmi. Dlatego już od samego początku Eucharystię poprzedza rozróżnienie. Znamy te niełatwe słowa św. Pawła, który mówi w dramatycznych słowach: Kto niegodnie pije i spożywa Ciało i Krew Pańską, ten wyrok sobie spożywa, ponieważ nie rozróżnia Ciała Pana. Nauka Dwunastu Apostołów, powstała na początku drugiego stulecia, przyjmuje tę apostolską naukę i każe kapłanowi przed rozdaniem sakramentu powiedzieć: Kto święty, niech przystąpi, kto zaś nie jest, niech czyni pokutę! Eucharystia jest więc sakramentem tych, którzy dali się pojednać z Panem, którzy stali się Jego rodziną i tym samym oddali się w Jego ręce. Dlatego zakłada warunki przystąpienia do niej. Zakłada już dokonane wejście w tajemnicę Jezusa Chrystusa.

Mając świadomość otrzymania od miłosiernego Boga tak wielkiej łaski, daru, zechciejmy odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: czyż wszyscy nie jesteśmy dłużnikami Boga, więcej, nawet winowajcami, ponieważ już nie tylko Bogu zawdzięczamy nasze życie, ale staliśmy się winni wobec Niego? Jak powinniśmy Mu to wyrównać? Nie możemy Bogu nic dać, ani nie możemy też przyjąć, że On nie traktuje winy poważnie, że traktuje człowieka jako zabawkę. Właśnie na to pytanie daje odpowiedź Eucharystia.

Lekcja do odrobienia:

Skoro Eucharystia jest sakramentem tych, którzy dali się pojednać z Panem, przemyślę ponownie miejsce i rolę sakramentu pojednania w moim przeżywaniu Tajemnicy Wiary.


Środa


Bóg sam nas obdarowuje, abyśmy my mogli dawać! Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał. Chrystus nie jest więc darem, który my, ludzie, przynosimy rozgniewanemu na nas Bogu, lecz już to, że On jest, żyje, cierpi i bezgranicznie kocha, stanowi dzieło Bożej miłości. Stąd tak bardzo jasne i zobowiązujące jest dla nas wołanie skierowane przez św. Pawła: Pojednajcie się z Bogiem! Chociaż to my rozpętaliśmy wojnę, chociaż to nie Bóg ma dług wobec nas, lecz my wobec Niego, to właśnie On zbliża się do nas i w Chrystusie błaga o pojednanie. Bóg w Chrystusie wychodzi nam naprzeciw, wychodzi ku nam – swoim nie pogodzonym dzieciom – ze świątyni swojej chwały, by nas pojednać.

Im głębiej wchodzimy w rzeczywistość Eucharystii, doświadczamy mocniej i pełniej, że Chrystus to komunia. Brat Roger z Taizé kiedyś zapytał bardzo konkretnie: Czy będziesz umiał żyć Chrystusem, który na ziemi jest obecny w Kościele, w komunii swego Ciała? Kościół jest żywym odbiciem Jezusa Chrystusa, gdy promienieje tajemnicą prostoty i przebaczenia. W tej jedynej komunii, wspólnocie i jedności, jaką jest Kościół, dawne i nowe spory wciąż rozdzierają Chrystusa w Jego Ciele. Według Ewangelii nigdy nie wolno nam zwlekać z pojednaniem. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Najpierw idź! Nie zaś: Odłóż na później! Nasze dążenie do jedności, wspólnoty, solidarności i braterstwa zatrzymuje się w miejscu, a nawet kostnieje, kiedy dopuszcza do powstawania równoległych dróg, na których przebaczenie traci swoją życiodajną moc.

Ale gdzie znaleźć żar miłości, która prowadzi do zjednoczenia? Jako chrześcijanie teoretycznie dobrze wiemy, że idziemy za Chrystusem, który gdy cierpiał, nie groził; sam w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo. Krwią Jego ran zostaliśmy uzdrowieni. Brat Roger bez cienia wątpliwości twierdził, że szczęśliwy jest ten, kto naśladując Chrystusa, wzniesie się na sam szczyt współczującej miłości: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Gdybyśmy kochali jedynie tych, którzy nas kochają, cóż wyjątkowego czynilibyśmy? W samym sercu burgundzkiej wioski, w Taizé, osadzone jest przekonanie, że prawdziwe, głębokie nawrócenie dokonuje się wówczas, gdy odrzuceni czy upokorzeni, powierzamy Bogu tych, którzy nas zranili.

Pojednanie to prawdziwa wiosna serca. Nie odkładane na później pojednanie prowadzi do wspaniałego odkrycia: przemienia ono nasze serca.

Może właśnie dzisiaj jest odpowiedni moment, aby zdecydować się tak konkretnie położyć kres nieporozumieniom, sporom i pójść do swoich przeciwników, żeby im powiedzieć: Przychodzę się pojednać! Ale gdy usłyszysz z ich strony: To niemożliwe!, czy zdobędziesz się na jeszcze jeden akt odwagi? Czy oddalając od siebie niepokój skazujący na osamotnienie, wrócisz do tych, którzy ciebie odepchnęli, żeby jeszcze raz im powiedzieć: Przychodzę się pojednać? Gdyby cię znowu odtrącili, zostaje tobie jeszcze pokorna modlitwa o to, byś mógł ich zachować w swoim sercu. Ku twemu największemu zdumieniu, podjęcie ryzyka zaufania da tobie pokój serca.

Oto w tajemnicy Kościoła, w którym żyjemy, dane jest nam dzisiaj, podobnie jak chrześcijanom w pierwszych wiekach, trwać jednomyślnie na modlitwie z Apostołami, z Maryją, Matką Jezusa.

Kiedy żyjemy w komunii z Bogiem, pragniemy także komunii z innymi ludźmi. Ewangelia zachęca nas, byśmy kochali i mówili o tym swoim życiem. To nasze życie może sprawić, że w naszym otoczeniu wiarygodne staną się wiara, zaufanie do Boga. Czyż dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, chrześcijanie nie są wezwani do tego by stawać się zaczynem komunii, jedności tam, gdzie się znajdują? Jak więc mogą trwać podzieleni? Komunia jest kamieniem probierczym. Rodzi się w samej głębi serca chrześcijanina, w przebaczeniu i miłości. W Taizé od blisko trzydziestu lat przeżywamy „pielgrzymkę zaufania przez ziemię”. Może dziś na nowo trzeba sobie jasno przypomnieć: komunia jest życiem, nie teorią. Kochać i mówić to swoim życiem, tak, kochać z całą dobrocią serca i przebaczać, tu znajdziemy jedno ze źródeł radości.

Bóg nie zostawia nas samych. Pomaga nam być coraz bliżej komunii, tej komunii miłości, którą jest Kościół, tak pełen tajemnicy i tak niezastąpiony… Chrystus komunii daje nam ten ogromny dar, jakim jest pocieszenie. Na ile Kościół staje się zdolny do tego, by uzdrawiać serca niosąc przebaczenie, współczującą miłość, na tyle przybliża pełnię komunii z Chrystusem. Kiedy Kościół stara się kochać i rozumieć tajemnicę każdej ludzkiej istoty, kiedy niestrudzenie słucha, pociesza i uzdrawia, staje się tym, co w nim najpiękniejsze i najjaśniejsze – przejrzystym odblaskiem wspólnoty i braterstwa. Dążenie do pojednania i pokoju wymaga walki wewnętrznej. To nie jest łatwa droga. Nic trwałego nie powstaje bez wysiłku. Duch komunii, jedności nie jest naiwnością, wymaga wielkiego serca, głębokiej życzliwości, nie ulega pokusie podejrzliwości.

Na koniec pozwolę sobie za Bratem Roger, w jego ostatnich, publicznie wypowiedzianych w Lizbonie słowach, zwrócić się do siebie i każdego z was: Czy aby być twórcami komunii, będziemy, każdy w swoim życiu, podążać drogą zaufania i wciąż odnawianej dobroci serca? Na tej drodze mogą pojawić się niepowodzenia. Przypomnijmy wówczas sobie, że źródło pokoju i komunii znajduje się w Bogu. Zamiast ulegać zniechęceniu, wezwiemy Ducha Świętego, by oddać Mu nasze słabości. I przez całe życie Duch Święty będzie nam pomagał stale na nowo wyruszać w drogę i iść od jednego początku do następnego ku przyszłości pełnej pokoju…

Lekcja do odrobienia:

"Komunia jest życiem, nie jest teorią." Proś każdego dnia na modlitwie o serce wolne od uprzedzeń. Zdobądź się na mały gest życzliwości wobec osoby, w stosunku do której czujesz niechęć. Ucz się przeżywać liturgiczny znak pokoju jako konkretny gest budowania komunii Ciała Chrystusa.


Czwartek


Jezus Chrystus nie przyszedł na ziemię, żeby kogokolwiek potępić, przyszedł torować ludziom drogi miłości, braterstwa i solidarności. Od dwu tysięcy lat Chrystus jest stale obecny przez Ducha Świętego, a Jego obecność, okryta tajemnicą, staje się rzeczywista w widzialnym Kościele, który łączy kobiety, mężczyzn, ludzi młodych. Oni wszyscy są wezwani, by wspólnie podążać naprzód i nie wprowadzać podziałów. Ale oto, w ciągu swojej długiej historii chrześcijanie przeżyli wiele wstrząsów: i doszło między nimi do podziałów, chociaż powołują się na tego samego Boga miłości.

Przywrócenie jedności jest dzisiaj pilną koniecznością, nie można tego bezustannie odkładać na później, aż do końca czasów. Czy zrobimy wszystko, żeby chrześcijanie odnaleźli ducha jedności? Są tacy chrześcijanie, którzy w różnych miejscach już teraz żyją we wspólnocie z całą pokorą i z całą prostotą. Swoim własnym życiem chcieliby sprawić, by Chrystus stał się obecny dla wielu innych. Wiedzą, że Kościół nie istnieje dla siebie samego, lecz dla świata, aby być w nim zaczynem pokoju. „Komunia” to jedno z najpiękniejszych imion Kościoła: w nim nie może być wzajemnej surowości, a jedynie przejrzystość, dobroć serca, współczująca miłość… I w ten sposób będą mogły nareszcie otworzyć się bramy świętości. Dzięki Ewangelii możemy odkryć zdumiewającą prawdę: Bóg nie jest twórcą ani strachu, ani niepokoju, Bóg może nas tylko kochać. Bóg przez Ducha Świętego przychodzi przemieniać nasze serca. I w najprostszej modlitwie możemy przeczuć, że nigdy nie jesteśmy sami: Duch Święty umacnia naszą jedność z Bogiem, nie na krótką chwilę, lecz na zawsze.

Wieczorem, w dniu Święta Paschy, Jezus towarzyszył dwóm swoim uczniom, którzy szli do wioski Emaus. W tym momencie nie zdawali sobie oni sprawy, że to Jezus idzie z nimi. My także przeżywamy takie okresy, kiedy nie udaje nam się dostrzec, że Chrystus przez Ducha Świętego jest tuż obok nas. Niestrudzenie nam towarzyszy. Rozjaśnia nasze dusze nieoczekiwanym światłem. I odkrywamy: jeśli nawet są w nas jakieś ciemności, nade wszystko w każdym z nas w tajemniczy sposób On jest obecny. Spróbujmy zapamiętać to, czego możemy być pewni! Chrystus mówi do każdego człowieka: „Kocham cię miłością, która się nie skończy. Nigdy cię nie opuszczę. Przez Ducha Świętego zawsze będę z tobą”.

Lekcja do odrobienia:

Doświadczając ciemności nie popadaj w przygnębienie. W takich chwilach niech towarzyszy Ci ta prosta modlitwa świętego Augustyna. Jezu, Ty jesteś światłością mojej duszy. Nie pozwól, by moje ciemności przemówiły do mnie. Jezu, Ty jesteś światłością mojej duszy. Daj mi moc przyjąć dziś miłość Twą. Powtarzaj ją także wtedy, gdy pokusa osądzania i odtrącania będzie większa od pragnienia budowania jedności.

Piątek


Tajemnica wiary – tak mówimy zawsze po dokonaniu konsekracji chleba i wina. Na zakończenie modlitwy eucharystycznej wspólnota wiernych odpowiada „Amen”, to znaczy „Tak, wierzymy”, zaś podczas przyjmowania Komunii Świętej każdy mówi „Amen”, „Tak, to jest Ciało Chrystusa”. Owo „Amen” za każdym razem oznacza wypowiedzenie „Tak” całym sercem i powinno pokrywać się z życiem chrześcijanina. Czy jednak na zakończenie modlitwy eucharystycznej oraz podczas Komunii potrafię szczerym sercem wraz z całą wspólnotą powiedzieć „Amen”, czyli zaaprobować to, co podczas celebracji Eucharystii dzieje się zgodnie z wiarą chrześcijańską, oraz czy owo „Amen” jest poświadczone życiem?
Trwanie przed Bogiem w pełnym skupienia oczekiwaniu nie przekracza naszych ludzkich możliwości. W takiej modlitwie unosi się zasłona sprzed niewyrażalnej tajemnicy wiary i to, czego nie umiemy wypowiedzieć, staje się adoracją. Kiedy ostygnie żarliwość i osłabną odczucia, Bóg nadal jest obecny. Nigdy nie jesteśmy pozbawieni Jego współczującej miłości. To nie Bóg trzyma się z dala od nas, to my jesteśmy czasem nieobecni. Tymczasem pełne wyciszenia i czujności spojrzenie dostrzega ewangeliczne znaki w najprostszych wydarzeniach. Rozpoznaje Chrystusa nawet w człowieku najbardziej opuszczonym. Odkrywa we wszechświecie promienne piękno stworzenia. Wiele osób zadaje sobie pytanie: czego Bóg ode mnie oczekuje? W takich sytuacjach Brat Roger zwykł odpowiadać: Bóg prosi, żebyśmy w każdej sytuacji byli odblaskiem Jego obecności; zachęca nas, abyśmy czynili pięknym życie tych, których nam powierzył. Kto stara się odpowiedzieć na Boże powołanie i wypełnić je całym swoim życiem, może modlić się tymi słowami:
Duchu Święty, to prawda, że nikomu nie przychodzi łatwo przez całe życie dochować wierności swemu „tak”, Ty jednak przychodzisz rozpalić we mnie ognisko światła. Rozjaśniasz wątpliwości i wahania w chwilach, kiedy „tak” i „nie” ścierają się ze sobą. Duchu Święty, pomagasz mi godzić się z moimi ograniczeniami. Jeśli coś we mnie jest słabego, przyjdź, aby to odmienić.

I oto doszliśmy do odważnego powiedzenia wraz z Maryją „tak”, które poprowadzi nas bardzo daleko. To „tak” jest wyrazem bezgranicznej wręcz ufności. To „tak” jest miłością większą niż wszystkie inne. Powiedzieliśmy sobie wcześniej, że Chrystus jest komunią. Nie przybył na ziemię, by stworzyć jeszcze jedną religię, ale by wszystkim podarować komunię w sobie. Jego uczniowie zostali powołani, by stać się pokornym zaczynem zaufania i pokoju wśród ludzi. W tej jedynej komunii, jaką jest Kościół, Bóg daje wszystko, by dojść do źródeł: Ewangelię, Eucharystię, pokój przebaczenia... I świętość Chrystusa już wtedy nie jest nieosiągalna, jest przy nas, jest blisko. Cztery wieki po Chrystusie święty Augustyn napisał: „Kochaj i powiedz to swoim życiem”. Kiedy komunia między chrześcijanami jest życiem a nie teorią, niesie promienną nadzieję. Więcej jeszcze: może ona być niezbędną podstawą w dążeniu do pokoju światowego. Jakże więc chrześcijanie mogą jeszcze trwać przy swoich podziałach?

Lekcja do odrobienia:

Przestanę tłumaczyć się brakiem czasu, nadmiarem obowiązków, przedświątecznymi zawirowaniami i bieganiną, i trwając w ciszy przed Panem obecnym w Najświętszym Sakramencie, wrócę do pytania podstawowego: Czego Bóg ode mnie oczekuje?

Sobota


Powołanie ekumeniczne przez wiele lat było bodźcem do ważnych rozmów. Są one zapowiedzią żywej wspólnoty i braterstwa między chrześcijanami. Jedność rodzi się najpierw w samej głębi serca każdego chrześcijanina, w ciszy i miłości. W długiej historii chrześcijan zdarzało się tak, że ich duże grupy któregoś dnia odkrywały, że są odłączone, czasami nawet nie wiedząc dlaczego. Dziś trzeba zrobić wszystko, żeby jak najwięcej chrześcijan, często nie ponoszących winy za podziały, odkryło, że żyją we wspólnocie. Niezliczona liczba osób pragnie pojednania, które sięga do głębi duszy. Pragną oni nieskończonej radości, którą jest: jedna miłość, jedno serce, jedna i ta sama komunia.

Przez chrzest wszyscy ochrzczeni w jednym Duchu Świętym zostali włączeni w jedno Ciało Chrystusa, jeden Kościół. Dziś musimy sobie zdać jasno sprawę z tego, jaki wirus został zaszczepiony chrześcijańskiej społeczności w skandalu, jakim jest niemożliwość gromadzenia się wszystkich chrześcijan wokół jednego stołu Pańskiego i ich uczestnictwo w Uczcie Pańskiej.

Dzisiaj, jak nigdy, bardzo stare i nowe podziały między chrześcijanami przynaglają do refleksji. Nie można bez końca odkładać na później komunii, czyli jedności między chrześcijanami. A gdyby tak wszyscy pozwolili, by w ich sercu obudziło się żarliwe pragnienie życia w niczym nie zmąconej wspólnocie?... Wtedy moglibyśmy przeczuć, że każde pojednanie, nawet najbardziej pokorne, przynosi radość. I zrozumielibyśmy, że Bóg nie wzywa nas do wygłaszania deklaracji, ale do prostych i konkretnych czynów pokoju i solidarności w naszym otoczeniu. Zrozumieć się, przebaczyć sobie, pojednać się: w tym zawiera się istota ewangelicznych wyzwań. Czy dobrze o tym pamiętamy? Płynąca z karmienia się Eucharystią komunia wśród chrześcijan może przyczynić się do budowania pokoju tam, gdzie jest on zagrożony konfliktami i przemocą. Pokój na świecie jest pilnie potrzebny, żeby umniejszać cierpienia na ziemi, zwłaszcza dzieciom, by przychodząc na świat nie musiały żyć w strachu i niepewności.

Szukanie pojednania i pokoju wymaga jednak walki wewnętrznej. Duch komunii nie jest naiwnością, wymaga wielkiego serca i życzliwości, nie jest podejrzliwy.

Czy aby być twórcami komunii, będziemy podążać drogą zaufania i stale odnawiającej się dobroci serca? Na tej drodze mogą pojawić się niepowodzenia. Przypomnijmy wówczas sobie, że źródło pokoju i jedności znajduje się w Bogu. Dalecy od zniechęcenia, w naszej kruchości, będziemy wzywać pomocy Ducha Świętego. I wtedy przez całe nasze życie Duch Święty torować nam będzie drogę naprzód, aby ciągle zaczynać od nowa i iść ku przyszłości pełnej pokoju.
Panie Jezu Chryste, Ty modliłeś się, abyśmy wszyscy stanowili jedno. Prosimy Cię o jedność chrześcijan, taką, jakiej Ty chcesz i w taki sposób, w jaki chcesz. Daj nam Twego Ducha, abyśmy mogli znieść ból podziału, poznali nasze winy i mogli radować się nadzieją ponad wszelką nadzieję.

Radować się nadzieją ponad wszelką nadzieję – jest to dla chrześcijan jak najbardziej możliwe. My, chrześcijanie, powinniśmy mieć nadzieję wypisaną na twarzy i mamy ku temu wszelkie powody. Możemy polegać na Duchu Świętym. Jest On ciągle pełen niespodzianek. Doprowadzi do końca to, co rozpoczął – doprowadzi do jedności, kiedy i jak chce. Pokaże całemu światu, że Jezus Chrystus jest naszym pokojem, że jest pokojem świata.

23 sierpnia 2005 roku nad trumną protestanckiego mnicha – Brata Rogera z Taizé katolicki kardynał – Walter Kasper celebrował Eucharystię. Choć może jest to marzenie zbyt niepoprawne i nad wyraz optymistyczne, to może jednak nadejdzie taki dzień, kiedy chrześcijanie staną razem wokół jednego ołtarza Ofiary Jezusa Chrystusa. Na pewno było to marzeniem brata Roger. Teraz tę ideę będzie wspierał już z innej rzeczywistości, z Królestwa pokoju i miłości. Choć nie kanonizowany, to jednak święty...

Lekcja do odrobienia:

Duch Święty podczas Eucharystii "gromadzi we wspólnocie wszystkich ludzi dobrej woli". Nie możesz uczestniczyć w wielkim dialogu teologicznym między wyznaniami. Za to możesz budować małą wspólnotę tam, gdzie żyjesz. W twojej parafii. Zacznij od małych gestów pojednania, życzliwości. Od tych, z którymi gromadzisz się na jednej Eucharystii. To nic, że lody czasem topnieją długo. W końcu jednak nadchodzi wiosna...