Zosia Samosia w labiryncie

publikacja 30.11.2008 21:11

Pierwszy tydzień Adwentu

Zosia Samosia w labiryncie

Poniedziałek

Religijność zbudowana na piasku -
- na sobie, na prawie, na złej wizji Boga


Michał Kamiński

U progu Adwentu warto podjąć szeroką refleksję o naszej religijności. Żeby Adwent był dla nas faktycznie czasem oczekiwania, powinniśmy wyprostować kręte ścieżki naszego przeżywania chrześcijaństwa.

Święty Paweł pisał do Koryntian: „Przekazuję wam bowiem to, co sam otrzymałem” (1 Kor 11,23). Nie głosił swojej własnej nauki, lecz to, co usłyszał wcześniej od pierwotnego Kościoła. Cała teologia Pawła wypływa z wiary Wspólnoty. Również i my podlegamy temu mechanizmowi – nasza wiara jako chrześcijan została nam przekazana przez Kościół. Nie możemy więc ulegać pokusie „grzebania” przy tej wierze, zmieniania jej podług siebie. Tego typu praktyki synkretyczne, tak popularne dzisiaj, są nierzadko zaprzeczeniem wiary Kościoła.

Z drugiej strony mamy przeciwstawny typ religijności. Tak jak nie ma miejsca na absolutną dowolność, tak samo nie można trzymać się ściśle litery prawa. Religijność oparta jedynie na przepisach jest typową religijnością faryzejską, tak bardzo potępianą przez Jezusa na kartach Ewangelii. Możemy zachować wszystkie nakazane posty, ale jeśli nie idzie za tym nastawienie naszego serca – to będzie to „piękny Kościół, ale bez Boga”, który na nic nam się nie zda. Zewnętrzne wyrazy naszej religijności o tyle mają sens, o ile wypływają ze szczerości serca.

Istnieje jeszcze jedno poważne zagrożenie dla religijności dzisiaj, mianowicie zła wizja Boga. Często postrzegamy Go jako mściwego starca, który chętnie wrzuci ludzi do piekła za różnorakie przewinienia. Ten despotyczny obraz jest zupełnie niezgodny z tym, w co wierzyli pierwsi chrześcijanie. Gdy zbierali się na liturgii, to wysławiali miłosiernego Ojca, który dał nam zbawienie przez dzieło swojego Syna, Jezusa Chrystusa. Ich religijność była całkowicie przesiąknięta tym faktem, a całe życie było przeżywane w optyce zbawienia. Jest to optyka fundamentalna dla chrześcijańskiej religijności, a niestety mocno zapomniana.

Różne błędy w przeżywaniu wiary zdarzają się każdemu z nas. Ważne, aby je dostrzec i wyprostować. Adwent jest ku temu doskonałą okazją.


Wtorek

Herezje samorozwoju,
samoafirmacji, perfekcjonizmu, samozbawienia


Michał Kamiński

Świat ostatnio bardzo przyspieszył. Stawiane są ludziom coraz wyższe wymagania, coraz bardziej absorbujące cele. Nastawienie na zysk, na sukces doprowadziły do poważnych zmian mentalnych. Kto nie bierze udziału w wyścigu szczurów, ten jest skazany na niepowodzenie, ten nic w świecie nie osiągnie.

Ludzie sami sobie takie wymagania stawiają, sami też chcą im sprostać. Samodzielność i niezależność zostały podniesione do rangi cnót absolutnych – wszystko chcielibyśmy osiągnąć sami, bez pomocy innych. Sami się udoskonalamy, aż do perfekcjonizmu. Ostatecznie dochodzimy do momentu, w którym odrzucamy pomoc nie tylko ludzką, ale i Bożą; tak, że nawet zbawienie chcielibyśmy zawdzięczać jedynie samym sobie.

A przecież żaden człowiek nie egzystuje w izolacji od innych. „Nikt z nas nie jest samotną wyspą”, jak pisał Thomas Merton. Człowiek jest istotą społeczną i aby żyć, potrzebuje innych ludzi. I to nie tylko jako dziecko, lecz na każdym etapie swojego życia. Lecz nie tylko ludzi potrzebujemy, ale i Boga. Tego, który nas stworzył i nas zna, który ma pomysł na to, aby nasze życie było jak najlepsze, który wreszcie jako jedyny może nam dać zbawienie.

Bóg chce być obecny w naszym życiu, ale musimy Go do tego życia zaprosić. On szanuje naszą wolność i nie wejdzie w nie „z butami”. Ale gdy Go zaprosimy, pozwolimy, aby nas przemieniał, wtedy odkryjemy, że dopiero w Nim i z Nim jest pełnia życia. Św. Paweł pisał do Galatów: „żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). To właśnie Chrystus jest naszą pomocą w życiu, dzięki Niemu możemy osiągnąć największe sukcesy. Również i te, wydawałoby się, czysto ludzkie, jak sława czy bogactwo. On jest skałą, na której możemy postawić fundament naszego życia i budować nasze sukcesy – a wtedy mamy pewność, że nie zmienią się one w porażkę, staną się Ewangelicznymi talentami, które jeszcze pomnożymy, z pożytkiem dla siebie i innych. Jedynie Chrystus jest światłem, które nigdy nie gaśnie. Chciejmy, aby to światło promieniało jasnością i w naszym życiu.



Środa

Nic za darmo?


Michał Kamiński

Byłem kiedyś świadkiem następującej sceny: w pasażu handlowym sprzedawczyni zaproponowała kobiecie zestaw perfum. „Dziś w promocji i zupełnie za darmo.” Klientka okazała się podatna na marketing i wyraziła zainteresowanie. Chwilę później okazało się że owszem, perfumy są za darmo, jeśli dokona zakupów na kwotę min. 100 zł. Inna sytuacja – dostajemy sms-a z „atrakcyjną ofertą”, aby wygrać, musimy jedynie wysłać kolejnego sms-a. Potem kolejnego, kolejnego, a rachunek rośnie szybko. Dlaczego o tym piszę? Żeby unaocznić pewien fakt: w życiu nic nie ma za darmo.

To powiedzenie może mieć skutki również na płaszczyźnie naszej wiary. Grzech popełniamy nad wyraz często. Świadomie lub nie, celowo czy przypadkowo, to rzeczywistość pozostaje faktem – odwracamy się od Boga. Pisał o tym sam św. Paweł do Rzymian: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7, 19). Kiedy człowiek uświadomi sobie swoją grzeszność, to naturalnym pragnieniem jest chęć poprawy i powrotu do Boga. I tu może pojawić się problem. Skoro w życiu nie ma nic za darmo, to ja muszę Boga „przepłacić”. Rzecz w tym, że nie ma na świecie niczego, co byłoby wystarczającym zadośćuczynieniem Bogu za grzech. Sytuacja może wydawać się beznadziejna.

Ale nawet w naszym świecie zdarzają się przypadki bezinteresowności. Osoby pracujące jako wolontariusze zawsze są odbierane pozytywnie, a akcje charytatywne cieszą się dużym powodzeniem. Jeśli ludzie potrafią działać dla dobra innych, nie oczekując niczego w zamian – to czemu mielibyśmy nie uznać, że zdolny jest do tego Bóg, który jest on nas doskonalszy? O tym przecież opowiadają Ewangelie, o tym pisał św. Paweł w swoich listach, tak to rozumieli Ojcowie Kościoła. Bóg zesłał nam swojego Syna jako Zbawiciela, abyśmy przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa mieli odpuszczenie grzechów i życie wieczne.

To jest chyba jedna z najtrudniejszych dzisiaj prawd chrześcijaństwa, że Bóg odpuszcza nam grzechy za darmo. Wobec grzechu nie jesteśmy bezsilni, bo Bóg nam przebacza. Poczucie beznadziejności powinniśmy zamienić w poczucie radości i wdzięczności.



Czwartek

Święci? Ja mam Jezusa


Andrzej Macura

Święty Antonii pomaga znaleźć to, co się zgubiło, Krzysztof chroni kierowców, a Juda Tadeusz pomoże, gdy świat wydaje się walić na głowę. Taką tradycję z pokolenia na pokolenie przekazują sobie pobożni chrześcijanie. Inny jest święty od epilepsji, inny od czyraków, a jeszcze od inny chorób gardła. Czy to nie zabobon? Jeden Bóg znający ludzkie serca mógłby więcej na ten temat powiedzieć. Światli chrześcijanie na takie formy pobożności nieraz się oburzają, twierdząc, że skoro mają samego Jezusa, żadni pośrednicy nie są im potrzebni.

A mnie się wydaje, że zbyt blisko takiej postawie do pychy, która każe wynosić się ponad innych. Nawet jeśli mogę nazywać się przyjacielem Chrystusa, nie jestem przecież wyjątkiem. On takich przyjaciół ma wielu. I chyba nie bardzo by chciał, byśmy na siebie patrzyli krzywym okiem. Wszyscy wszak jesteśmy braćmi i siostrami.

„Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe” (Ga 6,2), napisał niegdyś święty Paweł. Jeśli wierzę, że śmierć jest tylko przejściem do nowego życia, że na końcu czasów wszystkich nas czeka zmartwychwstanie, to nie powinienem z tego nakazu wyłączać tych, którzy poprzedzili mnie na drodze do domu Ojca. Niebo nie może być rajem samolubów upajających się własnym szczęściem. Wszak jest zgromadzeniem tych, którzy wydoskonalili się w miłości. Oglądając Boga twarzą w twarz są Jego przyjaciółmi, a nie rywalami. I na pewno mogą pomóc nam nieść nasze ciężary…





Piątek

Wszyscy tak robią


Andrzej Macura

„Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem” (Kol 3,5).

„O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym” (Ef 5, 3).


Nie wiem czy grzechy przeciwko czystości zdarza się dziś ludziom popełniać częściej niż naszym przodkom. Trudno byłoby chyba jednak wymienić inną dziedzinę ludzkiego życia, w której kontestacja Bożego prawa jest tak silna. Jak w soczewce skupia się w niej problem odrzucenia przykazań w imię nowoczesności. Mieszkać razem przed ślubem? Niewielu to już gorszy. A chyba jeszcze mniej dziwi. Bóg mówi „nie cudzołóż”, a zakochani w sobie przestali zauważać, że dopóki dwoje nie staje się jednym ciałem przez sakrament małżeństwa, ich łoże nie jest własnością partnera...

Świadomość życia w grzechu wystudza wiarę. Nie sposób żyć blisko Boga ze świadomością, ze permanentnie się Go rani. Stąd rodząca się czasem pokusa, by zbudować wiarę po swojemu, odrzucając „nieżyciowe” wskazania Kościoła. Można wtedy opowiadać, jak mocno odczuwa się jego obecność na modlitwie i jak mocno przez człowieka działa. I świecie się oburzać gdy ksiądz na kolędzie zwróci uwagę, albo gdy nie da zaświadczenia potrzebnego do zostania chrzestnym.

Gdy wczytać się w listy Pawła zdumiewa, jak wiele w nich wskazań piętnujących nieczystość. Może dlatego, że pisał swoje listy nie do trzymanych w ryzach prawa Żydów, ale przyzwyczajonych do rozwiązłości pogan. Patrząc po ludzku, mógł sobie odpuścić. Komu to szkodziło? Przecież wszyscy w tej kulturze tak żyli. A on nieżyciowo tłumaczył, że nieczystość świętym nie przystoi.




Sobota

Wiara jako ideologia


Andrzej Macura

"Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa. Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?" 1Kor 1, 12-13a).

Siedzę na spotkaniu, na którym zacni chrześcijańscy działacze zastanawiają się, jak przeciwstawić się projektowi zaproponowanemu przez ich politycznych przeciwników. Zastanawiam się, co w nim właściwie jest złego. Dla nich może jest to oczywiste, ale ja, zupełny nowicjusz w takich sprawach, niezupełnie rozumiem. Czy naprawdę projekt jest nie do przyjęcia z perspektywy wiary? Mam dziwne wrażenie, że chodzi tylko o przepychanki. Tym bardziej, kiedy przywódcę owej drugiej grupy widzę potem w kościele, siedzącego dumnie w pierwszej ławce na Mszy.

Ten schemat co jakiś czas się powtarza. Na różnych szczeblach. Prawdziwy chrześcijanin powinien poprzeć partię X, bo oni chcą dobrze, a partia Y, to złodzieje. Może tak i jest. Ale gdy patrzę na działanie jednej, drugiej, trzeciej czy czwartej widzę, że wszystkim daleko do potraktowania na serio nauczania Jezusa. Jaka różnica, czy mają ambiwalentny stosunek do przykazania piątego, siódmego czy ósmego?

Zapatrzony w Jezusa Chrystusa patrzy na świat z Jego perspektywy. Potrafi zobaczyć ułomności w świętobliwym i dobro w odsądzanym od czci i wiary łajdaku. Gdy trwanie w Jezusie zastępuje religijna ideologia, delikatną mądrość zastępuje logika wytoczonych armat i proste rozumowanie „swój-obcy”. Wtedy ważne jest kto jest Pawła, a kto Apollosa. Chrystus tak naprawdę przestaje się liczyć.