2. Niedziela Adwentu rok (B)

publikacja 05.12.2017 19:07

Siedem homilii

Prostujcie ścieżki dla Pana

ks. Leszek Smoliński

Ile to razy słyszymy, szczególnie od osób przeżywających trudne chwile, niedowartościowanych, czy borykających się z różnym kłopotami: „moje życie jest bez sensu”, „ja nie mam po co żyć”. Czy tak rzeczywiście jest? Życie ludzkie jest wartością, darem Bożym, ale nie wszyscy go dostrzegają od razu. Z pomocą łaski Bożej możemy odnaleźć cel i sens swojego życia. Ta droga jest dostępna dla każdego z nas. Stąd w czasie tegorocznego Adwentu chcemy zatrzymać się oraz zastanowić nad sensem i celem naszego życia.

Nasze adwentowe oczekiwanie ma wypełnić przygotowanie do spotkania z Panem w tajemnicy Jego narodzenia, jak również powrotu na ziemię przy końcu czasów. Z pomocą przychodzi nam słowo Boże głoszone w drugą niedzielę adwentowego oczekiwania. Św. Jan Chrzciciel, który „obchodził całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów” ma dziś dla nas konkretną propozycję. Swoim nauczaniem wskazuje na Mesjasza, w którym odnajdziemy prawdziwą miłość. Mówi też każdemu z nas, abyśmy na serio przyjęli w swoim życiu Bożą miłość. A kto ją przyjmie, nie może żyć w starych i grzesznych przyzwyczajeniach, udawać pobożności czy od czasu do czasu przypomnieć sobie o Bogu. Kto prawdziwie chce przygotować w swoim sercu drogę Miłości, winien całym sercem przylgnąć do Bożej nauki. Nie da się przecież być chrześcijaninem z nazwy, albo takim letnim, takim „na pół gwizdka”.

Na czym polega program ewangelicznego nawrócenia? Ks. prof. Stanisław Urbański w książce pt. W szkole świętości (Warszawa 2016) zauważa, że nawrócenie oznacza przemianę, dzięki której człowiek odwraca się od grzechu i zaczyna myśleć, sądzić i żyć według światła i mocy Ewangelii Boga objawionego w Synu. Nawracanie wymaga natomiast od człowieka nieustannego wysiłku, aby z jednej strony wyzwalać się ze skutków grzechu pierworodnego, a z drugiej – wnikać coraz bardziej w życie Chrystusa przez współpracę z Nim. Polega to przede wszystkim na rozwoju wiary, nadziei, a zwłaszcza miłości, która najpełniej wyraża postęp na drodze zjednoczenia z Bogiem. Chrześcijanin jest więc w swojej duchowej postawie człowiekiem nawrócenia. A dzisiaj ludzie odrzucają walkę z grzechem i nie podejmują też współpracy z Bogiem, ponieważ rozwój autentycznej miłości przekracza ich możliwości pokonania nastawienia egoistycznego, które wynika z grzechu pierworodnego i pragnienia życia wygodnego (por. s. 212-214).

Cierpliwość Boga polega na tym, że nie pragnie on zguby człowieka, ale jego nawrócenia. Ze względu na dobro człowieka, każdemu daje stosowny czas na przemianę życia. Chodzi zwłaszcza o tych, którzy mają na sumieniu wiele grzechów, odwracają się od Boga, a nawet szydzą z tych, którzy w Niego wierzą. Nieskończona cierpliwość i pełne miłosierdzia serce Boga wyraża się w tym, że każdemu daje szansę powrotu na drogę zbawienia. Wezwanie Jana Chrzciciela jest więc dla nas wciąż aktualne. Drogą do spotkania z Panem nie są same praktyki religijne, ale nawrócenie serca w sakramencie pokuty – warunek konieczny, aby wejść w jeszcze głębszą relację z Jezusem Chrystusem. Mamy więc świadomość, że łaska Boża domaga się naszej konkretnej odpowiedzi. Dlatego razem z psalmistą chcemy dziś wołać do Boga: „Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie” i tęsknie wpatrywać się w niebo, by nasze życie wydało dobre owoce świętości.

Poprawa i odnowa

Piotr Blachowski

Jan Chrzciciel obrał sobie za cel przygotowanie Bogu drogi do ludzkich serc. A dziś ten, który wypełnił szczególną misję przygotowania Izraela na pierwsze przyjście Chrystusa na ziemię, wzywa do nawrócenia, wewnętrznej przemiany i poszukiwania Bożego sensu życia.

Chrystus jest nadzieją ludzkości. On jest prawdziwym sensem naszej teraźniejszości, ponieważ jest naszą pewną przyszłością. Aby przygotować serce na spotkanie z Tym, który przyjdzie sądzić żywych i umarłych, należy nauczyć się dostrzegać Jego obecność w wydarzeniach codziennego życia. Cały Kościół pielgrzymujący wychodzi duchowo na spotkanie oczekiwanego Mesjasza. Bóg jest tym, który ciągle przychodzi. Przyszedł do nas, na ziemię, w osobie Jezusa Chrystusa, nadal przychodzi w sakramentach Kościoła i przyjdzie w chwale na końcu czasów.

Ewangeliczne wezwanie do czujności rozbrzmiewa wielokrotnie w liturgii adwentowej. Słyszymy tam głos: „Przygotujcie drogę Panu. Prostujcie ścieżki dla Niego”. On wzywa do nawrócenia, czyli wyjścia Mu naprzeciw z radosną wiarą, co wymaga odrzucenia mentalności i stylu życia, które nie pozwalają w pełni naśladować Chrystusa. Powtórne przyjście Chrystusa jako sędziego żywych i umarłych bez wątpienia nastąpi. Jego obietnica dotycząca „nowego nieba i nowej ziemi” spełni się. Dlatego również święty Piotr Apostoł wzywa do nawrócenia i czujności w oczekiwaniu na pełne objawienie królestwa Bożego. Wzywa wierzącego, aby przeżywał każdy dzień i każdą chwilę w obecności Tego „Który jest i Który był, i Który przychodzi”. Święty Marek, mówiąc o Janie Chrzcicielu, przywołuje słowa proroka Izajasza:

                  „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą;
                    on przygotuje drogę Twoją.
                    Głos wołającego na pustyni:
                    Przygotujcie drogę Panu,
                    Dla Niego prostujcie ścieżki!”

Przykład Jezusa Chrystusa, który przygarnia i zbawia wszystkich ludzi, jest podstawą życzliwych stosunków jakie powinniśmy wszyscy między sobą utrzymywać. Miłość, zgoda i pokój – oto co przynosi nam Zbawiciel.

A my? A nasz świat? Nasz świat nie otworzył się jeszcze na Ewangelię i nie nawrócił. Ludzkość nadal jest rozdarta przez nienawiść, niezgodę, walki bratobójcze, terroryzm. Dlatego prostujmy dla Niego ścieżki, nasze życiowe poplątane i pogmatwane ścieżki, tak abyśmy byli gotowi na przyjście Pana Jezusa w Adwencie, w życiu, w swoim sercu.

MARYJO NIEPOKALANIE POCZĘTA pomóż nam przeżyć ten Adwent w blasku Słowa Bożego.

Nic cię nie zaskoczy?

Piotr Blachowski

Może to i slogan usłyszany w reklamie, ale jakże prawdziwy, jakże realny w tym czasie, w czasie oczekiwania na coś, czego się spodziewamy. Czy aby na pewno? Z jednej strony, żyjąc w kulturze chrześcijańskiej, żyjemy w okresie oczekiwania – Adwentu – od narodzin po kres naszego życia. Z drugiej zaś strony, oczekujemy ciągłych niespodzianek, atrakcji, nieprzewidzianych sytuacji.  Jak to więc z nami jest?

Biorąc pod uwagę Tradycję Kościoła, tradycję rodzinną, wiarę i to, co słyszeliśmy podczas katechez, znamy scenariusz zbliżających się Świąt, znamy stan naszych kieszeni, stan posiadania, wiemy z kim, gdzie i jak je przeżyjemy. Ale przecież 4-tygodniowe oczekiwanie nie może ograniczać się do zakupów, przygotowania potraw, sprzątania, dobierania gości mających zasiąść przy stole wigilijnym, lecz powinno być przede wszystkim wykorzystane na przygotowanie naszego ducha, naszego umysłu, naszego serca .

Okres ten mamy przeżyć tak, aby przygotować się na przyjęcie Chrystusa, tego który Był, Jest i Będzie, który przychodzi po to, by zawisnąć na krzyżu, zmartwychwstać i dokonać zbawienia. Przychodzi, by dokonać dzieła, którego nikt i nigdy w czasie i przestrzeni nie dokonał. Prorok Izajasz składa nam propozycję przygotowania się w sposób następujący: «Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną gładką. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją wszelkie ciało zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały». (Iz 40,3-5) Nie oznacza to, że nagle mamy się zająć infrastrukturą naszego otoczenia, bo do tego są wyznaczone odpowiednie służby. Owo wyrównywanie, niwelowanie dotyczy naszego jestestwa, naszego postępowania, naszego własnego życia – to wyrównanie różnic pomiędzy nami, to zniwelowanie naszych grzechów, wreszcie to pogrzebanie wszelkich animozji wobec drugich, abyśmy mogli w pokoju i miłości wzajemnej oczekiwać Pana.

Podobnie instruuje nas święty Piotr, Najwyższy Apostoł, tłumacząc nam, iż na przyjście Pana winniśmy być przygotowani w każdej chwili, o każdej porze. „Niech zaś dla was, umiłowani, nie będzie tajne to jedno, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia. Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby [On] was zastał bez plamy i skazy - w pokoju.” (2 P 3,8.9b.14). Czy jesteśmy w stanie zdobyć się na wyrzeczenia, oczekując na przyjście Tego Jedynego? Czy potrafimy tak zawierzyć, by w miłości, pokoju i wzajemnej dobroci przeżyć Adwent, a potem  oczekiwać Zbawiciela aż do końca naszych dni?

Jesteśmy narodem Chrystusowym, wybranym, bo ochrzczonym, a mimo to czasami postępujemy jak poganie. Dlatego też przyjmijmy sercem słowa Jana Chrzciciela i żyjmy nimi przynajmniej przez cały Adwent: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym». (Mk 1,7-8)

Maryjo, dopomóż nam w czasie Adwentu trwać w miłości, byśmy pogłębili nadzieję i umocnili wiarę.

Prostujmy nasze drogi

 

WIESŁAWA i ANDRZEJ MACUROWIE

Jesteśmy mocno zakorzenieni w codzienności. Pochłaniają nas nasze obowiązki i przyjaźnie. Martwimy się gospodarką i polityką. Szukamy, pragniemy, zdobywamy i przegrywamy. Tak niepostrzeżenie upływają nasze dni... Zapatrzeni w teraźniejszość, rzadko myślimy o wieczności. A przecież kiedyś nadejdzie.

Przypomina o tym dzisiejsza liturgia. Święty Piotr uczy, że dzień Pański przyjdzie jak złodziej, niespodziewanie. Cały porządek doczesnego świata ulegnie zagładzie, a nastaną nowe niebiosa i nowa ziemia. Na świecie zapanuje sprawiedliwość (2 P 3,10.13). Możemy dodać, że nie będzie już chorób, cierpienia, trudu i śmierci. Wszelkie zło zostanie wykorzenione.

Jako chrześcijanie powinniśmy z utęsknieniem tego dnia oczekiwać. Mamy bowiem nadzieję, że wówczas Bóg „otrze z naszych oczu wszelką łzę”. Dlatego wierzący w Chrystusa nie muszą się tego dnia obawiać, o ile oczywiście są na tę chwilę przygotowani. Codziennie przecież prosimy Boga w modlitwie: „Przyjdź królestwo Twoje”. Nie jesteśmy bowiem tylko z tego świata. Przez chrzest staliśmy się obywatelami nieba. Z utęsknieniem oczekujemy powrotu do domu Ojca. Możemy więc z radością wsłuchiwać się w obietnice proroka: „Oto Pan Bóg przychodzi z mocą, a Jego ramię dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata” (Iz 40,10).

Powinniśmy żyć tak, abyśmy zawsze mogli powiedzieć, że jesteśmy na tę chwilę przygotowani. Dlatego dwukrotnie usłyszeliśmy dziś słowa Izajasza: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego” (śpiew przed Ewangelią i Ewangelia). Chciałoby się powiedzieć: odrzućmy wszystkie krętactwa i interesowne kalkulacje, odrzućmy każdą niewierność wobec Bożego prawa. Nawróćmy się. Żyjmy w prostocie prawa Ewangelii.

Nawrócenia potrzebuje każdy z nas. Jedni bardziej, drudzy mniej, ale wszyscy musimy ciągle zadawać sobie pytanie o naszą wierność wobec Jezusa Chrystusa. Przyzwyczajenie sprawia, że czasem nie dostrzegamy naszych niewierności. Dlatego codziennie musimy podejmować trud nawrócenia.
Nikt nie lubi myśleć o sobie, że jest daleki od doskonałości. Niełatwo porzucić wygodną, wydeptaną już ścieżkę i zacząć żyć po nowemu. Ale nie ma innego wyjścia. Jeśli chcemy dojść do celu, nie liczy się jakość drogi, ale kierunek, w którym prowadzi. A celem jest niebo. Nawrócenie to nie pielenie grządki. Możemy wyrwać jeden lub drugi chwast, ale w ich miejscu wyrosną nowe. Nawrócenie to zmiana sposobu myślenia. To powiedzenie sobie, że już nie kocham zła, już nie jestem do niego przywiązany; chcę iść za Jezusem. Chcę każdego dnia żyć tak, jak On żyłby na moim miejscu.

Wzorem takiej postawy jest prorok Adwentu - Jan Chrzciciel. Dla niego nie liczyły się sprawy tego świata. W pokorze głosił nadejście „mocniejszego od siebie, któremu nie jest godzien rozwiązać rzemyk u sandałów”. My też w pokorze powinniśmy stawiać Jezusa na pierwszym miejscu. To najrozsądniejsze, co możemy zrobić. Wszystko bowiem przemija, a zostanie tylko dobro, które tu, na ziemi, czynimy. Dlatego warto zastosować się do słów jednego z Ojców Kościoła: „Jeśli kochacie życie, pragnijcie tego, które nie kończy się nigdy”.

 

Adwent. Droga, pustynia, Dzień Pański

 

Tomasz Dostani OP

„Przygotujcie drogę Panu...” I oto otwiera się przed nami całe doświadczenie dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa. A zarazem doświadczenie ludu Starego Testamentu. Droga, która kształtuje człowieka. Życie, które jest pielgrzymką. Jak mówi poeta, „przecież i ja – ziemi tyle mam, ile jej stopa ma pokrywa...” (C.K. Norwid).

Droga jest związana z czasem, który jest potrzebny, aby zrozumieć, że życie nasze przemija. Ma swój początek i koniec. W trakcie drogi można spotkać różnych ludzi. Można ich zaprosić do wspólnego pielgrzymowania albo po prostu nie zauważyć i iść dalej obojętnie. Mocne są słowa Jana Chrzciciela: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów”. Ten gest pochylenia, u stóp Mistrza, jakże wymowny, a może czasami już dzisiaj niezrozumiały. I pielgrzymowanie...

Jan Chrzciciel to główna postać Adwentu, czasu wyczekiwania i prostowania dróg, którymi ma przyjść Pan. „Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą...” – słyszymy dzisiaj u proroka Izajasza. To znaczy, że my mamy przygotować siebie, swoje wnętrze na przyjście Pana.

„Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni...”, „Głos wołającego na pustyni”. Czym dzisiaj dla nas, żyjących w ustawicznym pośpiechu i zgiełku, jest pustynia? Czy my, ludzie żyjący w miastach, wiemy coś o doświadczeniu pustyni? Pustynia w historii chrześcijaństwa zawsze przyciągała ludzi, którzy w intensywny sposób poszukiwali Boga. Bo pustynia jest miejscem szczególnego spotkania z Bogiem, ale i miejscem walki z diabłem o Boga. Jan Chrzciciel głoszący pokutę i nawrócenie, odziany w sierść wielbłądzią i pas skórzany, jest na wszystkie czasy symbolem pustyni. Ale co z jego ewangelicznego przesłania jest dla nas dzisiaj ważne? Czy potrafimy tak żyć, aby taką pustynię, czyli miejsce spotkania z Bogiem w swoim życiu znajdować! Jeszcze bardziej podstawowe jest pytanie, czy my w ogóle potrzebujemy doświadczenia pustyni?

„Jak złodziej przyjdzie Dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie...” Przez wieki czas Adwentu, z jego liturgią i tradycją, Roraty, Godzinki, wytworzyły specyficzny klimat tego oczekiwania. Stale to odżywa. Te parafie i te kościoły, które praktykują poranne Msze roratnie, gdzie ludzie z zapalonymi świecami przed świtem przychodzą do świątyni, wypełniają się. Ileż młodzieży uważa Adwent za najbardziej przybliżający osobiście do Boga czas w liturgii. „Gdy oczekujecie i staracie się przyspieszyć przyjście dnia Bożego...”, jest w nas takie pragnienie, może często gdzieś głęboko ukryte, szybkiego przyjścia „nowego nieba i nowej ziemi”.

Zakorzenienie w pustyni, tak bym nazwał to pragnienie, które jakże wyraźnie widać u ludzi pragnących pogłębionego życia duchowego. Adwent jest więc czasem odchodzenia na pustynię w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na pustynię – paradoksalnie – także w mieście, gdzie będę tylko ja i Pan Bóg. Czas pustyni przygotowuje nas do spotkania z Bogiem, który stoi już za drzwiami. Przez uchylone drzwi możemy dojrzeć tego, z którym spotkamy się u kresu ziemskiej drogi „twarzą w twarz”.

 

Ciasto adwentowe

 

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Wskaźnik, Drogowskaz (łac. Indicator) – tak świętego Jana Chrzciciela nazwał święty Bernard z Clairvaux. Można by to słowo traktować jako ograniczające, redukujące. Jednak zasadnicze znaczenie ma rozumienie, na kogo lub na co wskazywał święty Jan.

Każdy z nas na kogoś wskazuje, do kogoś się swym życiem odnosi, odsyła do określonych wartości i osób. Mówimy o kimś, że realizuje zasady swego ojca, o innym, że jest dobrze wychowany, o innym, że przejął się ideami głoszonymi przez partię czy organizację. Na coś lub kogoś wskazuje swymi czynami dobry lekarz, uczciwy urzędnik czy zaangażowany ksiądz.

Lubimy pozostawiać i otrzymywać znaki wskazujące na naszą życzliwość i pamięć: widokówki, zdjęcia, kwiaty, drobne pamiątki, puszczanie sygnału na komórkę, tzw. strzałki.

Święty Jan Chrzciciel wskazywał na Mesjasza i na Jego bliskość. Dla spełnienia swojej misji musiał być przezroczysty. Stąd pokutny sposób życia, który nie pozwalał słuchającym go zatrzymywać się na czymkolwiek, co nie odnosiło się do misji, do wskazywania. Wystąpił na pustyni. Ewangeliście nie zależy na precyzyjnym określeniu geograficznym obszaru, na którym działał Chrzciciel. Pustynia – to znane z historii zbawienia miejsce objawiania się Boga. Na pustyni objawi się też Mesjasz, którego Duch po chrzcie w Jordanie właśnie na nią wyprowadzi (Mk 1,13). Jan „głosił chrzest nawrócenia”. Bliskość Mesjasza, wskazywana przez Jana, domagała się odpowiedzi – nawrócenia, którego znakiem zewnętrznym było obmycie w wodach Jordanu. Odczytanie drogowskazu, którym był Jan Chrzciciel, zmuszało do jasnych wyborów.

Jasne wybory w czasach kompromisów i rozmazanych znaczeń mogą być dla nas prawdziwym obmyciem. Potrzeba najpierw odnalezienia pustyni ciszy, w której objawia się Bóg, nawet jeśli cisza będzie brzmieć wyrzutem sumienia, przypomnieniem o czyjejś krzywdzie bądź świadczyć o tym, że nie jestem znakiem wskazującym na Chrystusa, lecz na antywartości. Nie może też zabraknąć obmycia z grzechów w sakramencie pojednania. I wreszcie zgoda na przyjęcie misji, powołania, które będzie moim wskazywaniem na Mesjasza. Będzie to przyjęcie raz jeszcze wszystkich naszych zadań, choćby najprostszych, codziennych, może od wielu lat tworzących moją drogę życia, przy której mam być drogowskazem, wskaźnikiem, indicatorem skierowującym ku Chrystusowi.

Jeden z moich współbraci, kapucyn z Ameryki Łacińskiej, opowiadał, że Adwent to czas, w którym w jego miasteczku ludzie odwiedzają się, przynosząc specjalne ciasto na znak pojednania. Może warto zainicjować tradycję podobnych wizyt adwentowych. Wszak ciasto narodowo-papieskie, czyli kremówki, już mamy, to może da się zeń uczynić ciasto adwentowe, sprzyjające spotkaniu i niebanalnej rozmowie skierowanej ku wartościom.

 

Dzień Przebłagania

 

o. Augustyn Pelanowski

Czasem skruchy dla Izraela był Jom Kipur, czyli dzień przebłagania, albo inaczej mówiąc dzień przykrycia grzechów. W dniach poprzedzających dni skruchy, mężczyźni oczyszczali się w mykwie – basenie służącym do obmyć rytualnych z bieżącą woda. Być może ten ryt był też pierwowzorem samego chrztu? Człowiek miał sobie uświadomić zabrudzenie sumienia i odzyskanie czystości duchowej, przygotowując się do dni postu i skruchy oraz samego Dnia Pojednania. Dni skruchy były wzbogacone o określone modlitwy i rytuały, posty i odczytywanie fragmentów Tory. Wszystko po to, by odzyskać przylgnięcie do Boga i przebłaganie za własne grzechy. Każdy miał obowiązek prosić o przebaczenie skrzywdzonych i również nie odmawiać przebaczenia. Dokonywano zadośćuczynień za wszelkie krzywdy. Odmawiano wyznanie win, wyliczając je głośno i bijąc się przy tym w piersi.

Wiele żydowskich przepisów może nas dziwić, ale kiedy czytamy opis Janowego nawoływania, jakie rozlegało się nad Jordanem, zaczynamy kojarzyć je z tymi właśnie wydarzeniami. Jednym z ograniczeń związanych z Jom Kipur był zakaz noszenia sandałów ze skóry w sam Dzień Przebłagania. Może lepiej nam dzięki temu zrozumieć, dlaczego Jan twierdził, iż nie jest godzien rozwiązać rzemyków u sandałów Mesjasza? Jan mógł zarzucać tysiącom grzeszność i nieprawość, ale samemu Mesjaszowi nie był godzien niczego zarzucić! Jego stopy były święte, nie potrzebujące żadnej pokuty ani wyrzeczenia. A jednak Mesjasz właśnie przychodził wziąć na siebie wszelką pokutę za ludzkie winy. Wszystkie grzechy były możliwe do odpokutowania w Dzień Przebłagania oprócz tych, których ktoś komuś nie chciał przebaczyć, albo tych, których nie chciał w sobie uznać.

A czy jest jakikolwiek grzech, którego by Jezus nam nie chciał przebaczyć? Chyba jedynie ten, którego nie chcemy w sobie uznać? Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił i nawoływał ludzi każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice! To już nie był jeden dzień w roku, ale każdy dzień Chrystusa.

W owe święto odczytywało się fragment z księgi Kapłańskiej opowiadający o śmierci dwóch kapłanów: Nadaba i Abihu. Zohar nauczał, iż ktokolwiek odczuł głęboki żal i smutek oraz zapłakał nad śmiercią owych synów arcykapłana Aarona, otrzymywał przebaczenie grzechów. Powodem tego przebaczenia było wewnętrzne rozmyślanie pełne skruchy. Jeśli bowiem tak prawi kapłani umarli przed Obliczem Boga za jedno jedyne przewinienie, to co powinno się stać z człowiekiem, który popełnił o wiele większe podłości? Umarli dlatego, byśmy wiedzieli, iż nasze życie jest darowane na mocy przebaczenia Boga. Śmierć owych dwóch kapłanów jest zapowiedzią śmierci Chrystusa – Arcykapłana umierającego bez żadnej winy za wszelkie nieprawości ludzkości. Czy ponowne przyjście Chrystusa w ten Adwent jest powodem dla mnie do podobnej refleksji?

Myśl: Jom Kipur miał konkretną datę, tymczasem Jan chrzcił i nawoływał ludzi każdego dnia. Przebłaganie przekroczyło wraz z przyjściem Chrystusa wszelkie granice!

 

TAGI: