2. Niedziela zwykła (B)

publikacja 25.02.2021 12:24

Sześć homilii

Spotkanie z Jezusem odmienia życie

ks. Leszek Smoliński

Pod koniec października 1886 r., wczesnym rankiem, pojawił się przy konfesjonale ks. Huvelin dwudziestoośmioletni wówczas Karol de Foucauld, dziś już błogosławiony. Karol mówił przez kratę: „Ojcze, nie mam wiary, przyszedłem prosić o wskazówki”. Z drugiej strony usłyszał: „Proszę uklęknąć, wyspowiadać się Bogu, a wtedy Pan uwierzy”. „Ale nie po to tu przyszedłem” – oponował Karol. „Proszę się wyspowiadać” – odpowiedział twardo spowiednik. Karol ukląkł i pozwolił mówić własnemu sercu. Później napisze: „W tym samym czasie, kiedy uwierzyłem, że Bóg istnieje, zrozumiałem, że nie mogę postąpić inaczej, jak żyć tylko dla Niego, moje powołanie religijne datuje się od tej samej chwili co moja wiara” (Brat Moris, A jeśli Bóg istnieje, TP z 13.02.2005).

Takich spotkań się nie zapomina. One zmieniają nasze życie, nasze widzenie świata. W najmniejszych szczegółach można odtworzyć ich przebieg. Tak było też po południu w Galilei, gdy Jan Chrzciciel, stojąc z dwoma swoimi uczniami, wskazał na przechodzącego Jezusa, mówiąc: „Oto Baranek Boży”. Na pytanie zaś uczniów Panie, gdzie mieszkasz, Jezus odpowiada Chodźcie, a zobaczycie. Wystarczyło jednak kilka chwil spędzonych z Jezusem, a rozpoznali w Nim Kogoś więcej. Andrzej oznajmił swemu bratu Szymonowi: „znaleźliśmy Chrystusa”. Przychodząc do Jezusa i pozostając przy Nim, Andrzej przeszedł duchową drogę od Rabbiego do Chrystusa; w Nauczycielu nauczył się widzieć Chrystusa. Tego nie można się nauczyć inaczej, jak tylko przez pozostanie z Nim. Jezus dokonuje reszty: przeobraża człowieka tak, że po spotkaniu z Nim nikt nie pozostaje tym, kim był. Uczniowie powołani pierwszymi słowami Jezusa: Chodźcie, a zobaczycie, byli wewnętrznie otwarci na nowe propozycje. Mieli odwagę iść za Mistrzem. A On sam prowadził ich wewnętrzną drogą: od Mistrza do Mesjasza, od ucznia do syna.

Również dla nas przyjście na słowo Mistrza, wejście w Jego mieszkanie jest warunkiem wewnętrznej przemiany. Tylko ten, kto sam trwa w Chrystusie, zna Go z osobistego doświadczenia, może skutecznie świadczyć o Nim wobec innych. Dlatego zawsze musimy pytać Mistrza: gdzie mieszkasz, gdzie przebywasz, gdzie pozostajesz? Wciąż trzeba przychodzić od wewnątrz do mieszkania Jezusa. Czasem może się wydawać, że jest zbyt późno (godzina dziesiąta) i nie warto już podejmować niczego nowego, a ten właśnie moment może być decydujący, może stać się godziną poznania Pana. Kto kocha, może przyprowadzić innych do Jezusa. Po spotkaniu z Jezusem Andrzej nie potrafił ukryć znalezionej „Perły”. Przyprowadził więc do Jezusa swego brata Szymona. Podobnie uczynił Filip, który przyciągnął do Jezusa Natanaela.

Jezus pyta również mnie: Czego szukasz? Czy masz odwagę pokazywać Jezusa moim najbliższym? Czy coś nie sznuruje twoich ust? Czy nie jestem podobny do etatowego drogowskazu, który wskazuje drogę, ale sam nią nie idzie? Ewangelia przypomina, że bycie uczniem Mesjasza oznacza przeżyć spotkanie z Nim, trwać na co dzień w Jego obecności i żyć w mocy Jego Ducha.

By móc, trzeba chcieć. By słyszeć, trzeba słuchać

Piotr Blachowski

Zawsze nas ciekawi i będzie ciekawić to, co nas czeka. Niektórzy uciekają się do złych sposobów uzyskania tej wiedzy (wróżki, horoskopy itp.). My, chrześcijanie, mamy inną możliwość – wejrzenie w przyszłość, nie tę doczesną, ale tę wieczną, umożliwia nam wspaniały przewodnik, jakim jest Pismo Święte. Wnioski wysnuć możemy praktycznie po każdym, nie tylko niedzielnym, słuchaniu czytań. Zaś dzisiejsze czytania są wyjątkowo jasnym przekazem tego, co Pan nam obwieszcza o naszej przeszłości, przyszłości i teraźniejszości.

Tłumaczy nam, jak słuchać, jak słyszeć, jak postrzegać nie tylko słowo Pana, ale i Jego osobę. Jak wyciągać właściwe wnioski ze słów płynących z czytań i Ewangelii, wreszcie jak być posłusznym i otwartym na wołanie. Wołanie Tego, Kto wie, jak i kiedy nas powołać, i Kto wie, kim lub czym byliśmy, jesteśmy i będziemy. Za szybko? Zbyt wiele słów, które niewiele nam mówią? Może po kolei. Przykład Samuela wołanego przez Pana, Samuela, który „jeszcze nie znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione...” (1 Sm 3,7), obrazuje nas, którzy słyszymy wołanie Pana, ale jeszcze nie jesteśmy gotowi na nie odpowiedzieć. Musimy dopiero zrozumieć i wsłuchać się w wołanie, aby potem być gotowymi na przyjęcie Słowa Pańskiego, na to, by Pan był z nami i „Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię.” (1 Sm 3,19).

Musimy być gotowi na przyjęcie Słowa, ale również na spełnienie tego, czego od nas Pan oczekuje. A czego, zapytacie? Oczekuje od nas wiedzy o tym, kim jesteśmy, mówi nam, „czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6, 19-20). Mówi nam, iż nasze ciało to świątynia Pana, to dom, w którym mieszka Bóg, uświadamia nam również to, że Jego śmierć na krzyżu spowodowała, że jesteśmy Jego własnością, Jego domem, Jego Kościołem. Jeżeli to zrozumiemy, łatwiej będzie nam kroczyć przez życie doczesne, zmierzając ku wieczności.

Aby wiedzieć, jak postępować, mamy brać za wzór tych, którzy jako pierwsi zostali powołani do służby Pana, którzy bez ociągania porzucili doczesność, zgadzając się na wszystko, łącznie ze zmianą imienia, którzy pozostali wiernymi do ostatniej chwili życia. Najlepszym tego przykładem jest święty Piotr, który usłyszał od Pana: „«Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» – to znaczy: Piotr.” (J 1, 42). Zrozumiał i przyjął na swoje barki to, co mu Jezus przeznaczył, czyli prowadzenie całej owczarni, jaką jesteśmy my wszyscy. Wiem, że nie jest łatwo rzucić wszystko dla Niego i podążać Jego drogami. Ale i my w dzisiejszych – jakże ciekawych – czasach mamy możliwości podążania za Panem mimo naszych obowiązków, mimo różnych spraw doczesnych, które nas krępują niewidzialnymi nićmi. Na tych, którzy pozwolą sobie na usłyszenie wołania, na bycie świątynią Pana, wreszcie na podążanie Jego drogą, czeka niespodzianka nie tylko w wieczności, ale i tutaj, na ziemi:  to Błogosławieństwo, mądrość i miłość, które pomagają nam w każdej chwili naszego bytowania.

Panie daj mi umiejętność usłyszenia Twojego wołania, bym podążał Twoją drogą, drogą miłości i sprawiedliwości, którą Ty Jesteś.

Zapatrzeni w Jezusa

 

Ks. Antoni Dunajski

Pewien młody zakonnik zapytał kiedyś starszego współbrata, dlaczego spośród wielu kandydatów przychodzących do klasztoru tylko nieliczni faktycznie w nim pozostają i przywdziewają zakonny habit. Stary, doświadczony mnich odpowiedział mu na to pytanie przytaczając przypowieść o psie, który zwęszył i zaczął gonić zająca. Gdy go gonił, zaczął ujadać i szczekać. Usłyszały to inne psy i również rzuciły się w pogoń. W krótkim czasie była to już cała zgraja psów, biegnących na oślep obok siebie, szczekających i dokuczliwie hałasujących. Ale tylko ten pies, który pierwszy zobaczył zająca, ani na moment nie tracił go z oczu. Wszystkie inne psy, które nie zdążyły zobaczyć zająca lub utraciły z nim kontakt wzrokowy, zaczęły powoli odpadać. Albo ze zmęczenia, albo dlatego, że jakieś inne rzeczy czy sprawy odwróciły ich uwagę. Tylko pies konsekwentnie zapatrzony w zająca był w stanie go dogonić.

Przypowieść ta w dużym stopniu wyjaśnia opisany w Ewangelii św. Jana fenomen powołania pierwszych Apostołów z grona uczniów św. Jana Chrzciciela. Zaczęło się od tego, że „zobaczyli przechodzącego Jezusa”. Teoretycznie, zaspokoiwszy swoją ciekawość, mogli na tym spojrzeniu poprzestać. Oni jednak zostawili wszystko i „poszli za Jezusem”, nie tracąc Go z oczu. W pewnym momencie ich spojrzenia spotkały się ze sobą: Jezus odwrócił się, spojrzał na nich i zapytał: „Czego szukacie?”. Nie taili, że szukali właśnie Jego, chociaż odpowiedź była tylko pośrednia: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”. W pytaniu o miejsce zamieszkania Jezusa ukryte było pragnienie pozostania z Nim. A potem przyszło następne pragnienie - przyprowadzić do Jezusa innych, zwłaszcza najbliższych. Na przykład Andrzej - według zasady „chodź i zobacz” - przyprowadził swego brata, Szymona Piotra. Ten, który przyszedł zobaczyć, jako pierwszy został przez Chrystusa dostrzeżony: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas”. Gdy spojrzenie człowieka spotka się ze spojrzeniem Boga, zaczynają się dziać rzeczy wielkie. Tak wielkie, że człowiek gotów jest porzucić wszystko i pójść za Nim.

W perspektywie apostolskiego powołania oznacza to „już nie należeć do samych siebie”, lecz do Boga i tych wszystkich, których On ukochał. Słusznie zauważył kiedyś niemiecki pisarz Hermann Hesse, że „istnieje wiele sposobów i rodzajów powołania, sedno jednak i sens tego wszystkiego są zawsze jednakie: dusza zostaje przez nie zbudzona, odmieniona, a siły jej wzmożone wskutek tego, iż oto zamiast marzeń i przeczuć wewnętrznych pojawia się nagle zew z zewnątrz”.

Dla pierwszych Apostołów tym zewnętrznym impulsem stało się pełne miłości spojrzenie Jezusa. A ich niewątpliwą zasługą i prawdziwym szczęściem stało się to, że spoglądającego na nich z miłością Chrystusa starali się już nigdy nie stracić z oczu. Wytrwale podążając za swoim nowym Mistrzem, zapłonęli ku Niemu taką miłością, która pozwoliła im również naśladować Jego dobroć . Z tłumu ludzi idących z Jezusem wytrwali do końca drogi tylko ci, którzy nie stracili Go z oczu.

Druga homilia na następnej stronie

 

Znaleźliśmy Chrystusa

 

ks. Tadeusz Czakański

Rozpoczynamy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Chrystus wzywa każdego z nas po imieniu, by poszedł za Nim. Wzywa nas również jako wspólnotę zjednoczoną w Jego Imię, wspólnotę chrześcijan – aby dała światu świadectwo jedności i miłości. Nasza modlitwa w tej intencji niech wznosi się w tych dniach ku Jedynemu Bogu. Prośmy, by jak najszybciej nadszedł dzień jednej Owczarni i jednego Pasterza, gdy wszystkich będzie ożywiała doskonała miłość.

Na jednej z kartek świątecznych, jakie otrzymałem, przeczytałem takie słowa: „Jedynie miłość łączy doskonale”. I pomyślałem sobie, że rzeczywiście ci, którzy miłują, wybierają tę najwłaściwszą drogę, drogę jedyną. Na próżno budują dom ci, którzy czynią to bez Boga. Nie będzie zjednoczonej Europy, zjednoczonego świata, zjednoczonego chrześcijaństwa bez miłości, bez Boga.

Kończy się wiek, który chciał uczynić z człowieka maszynę, automat, przedmiot: chciał ludzi ponumerować - nie tylko w okrutnych obozach zagłady, ale również w czasach pokoju, gdy nadaje się im różnego rodzaju numery identyfikacyjne i każe wierzyć w moc komputerowej pamięci. Była to epoka wynaradawiania, mas ludowych, tłumów, przesiedlania, klasyfikowania, unifikacji. Jakże prosto i jasno brzmi w tym kontekście ewangeliczne pytanie uczniów skierowane do Jezusa: „...gdzie mieszkasz?... Chodźcie, a zobaczycie” – pada odpowiedź. Syn Człowieczy nie miał gdzie głowy skłonić, był stale w drodze, a jednak uczniowie odkryli w Nim pokój, bezpieczeństwo i miłość. Odnaleźli w Nim „dom”. Poszli za Nim i zobaczyli, że „szedł przez ziemię dobrze czyniąc” (Dz 10,38). Ujrzeli znaki, jakich dotąd nikt nie dokonywał, zobaczyli cudowny połów ryb, rozmnożenie chlebów, uzdrowienia i wskrzeszenia, widzieli, jak złe duchy opuszczały ludzi. Byli w Kanie Galilejskiej i na Górze Tabor. I dotknęli pustego grobu. Już wtedy, na samym początku, przeczuli w jakiś sposób to, co miało się dokonać - dla świata i dla nich osobiście. „Znaleźliśmy Mesjasza – to znaczy Chrystusa!”

Pytanie uczniów: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” jest pytaniem o dom. Nie chodzi tu tylko o mury, ściany, okna i meble. Chodzi o przestrzeń, w której człowiek poznaje człowieka, gdzie człowiek łączy się z drugim tak ściśle, że stanowią jedno ciało, że jeden duch i jedno serce ich ożywia... Chodzi o przestrzeń, w której rodzi się życie – w sensie dosłownym, jako nowy, maleńki człowiek, który znajduje warunki dla swego rozwoju i wzrostu, lub w sensie nadprzyrodzonym, gdy miłujący się ludzie promieniują na zewnątrz i „rodzą” Boga dla otaczającego ich świata.

Aby żyć, rozwijać się i być sobą, człowiek potrzebuje ethosu. Greckie słowo ethos ma wiele znaczeń. Między innymi wskazuje ono na miejsce, w którym roślina może rozwijać się bez przeszkód, żyć, przynosić owoc. Także bezpieczna kryjówka dzikiego zwierzęcia jest jego ethosem. Ethos to tyle, co „środowisko”, „domostwo”, pole życia wszelkiej istoty żywej. Pierwsze pytanie uczniów z Ewangelii św. Jana: „...gdzie mieszkasz?” przywodzi na myśl pierwsze pytanie, jakie Bóg stawia człowiekowi po grzechu pierworodnym: „Adamie, gdzie jesteś?” (Rdz 3,9). Oto pierwszy i najtragiczniejszy rozłam. Utrata ethosu miejsca, środowiska, domu. Adam odszedł od Boga. Przestał „mieszkać” we właściwym sobie środowisku. Zagubił się. Na pytanie uczniów: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”, Jezus odpowiada: „Chodźcie, a zobaczycie”. Dalej Ewangelia mówi: „Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego”. I, jak wiemy, pozostali z Nim, wybrani, powołani.

Spróbujmy uczciwie odpowiedzieć na pytanie, które stawia Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Czego szukacie?”. Nieśmiertelności? Spokoju? Sensacji? Bogactwa? Miłości? Czego szuka współczesna ludzkość, współczesny człowiek, moja rodzina, moja parafia? Czy poszukujemy rzeczywiście tego, co najbardziej trwałe i niezawodne? Czy możemy powtórzyć za Psalmistą: „Z nadzieją czekałem na Pana, a On się pochylił nade mną i wysłuchał mego wołania”? To Jezus - Mesjasz jest Odpowiedzią. To On jest „Miejscem”, w którym Bóg najpełniej przemówił i objawił się człowiekowi. To on jest pełnią prawdy i miłości. Drogą do Ojca.

„Znaleźliśmy Mesjasza” – zaświadczył z przekonaniem Andrzej swemu bratu Szymonowi, po czym przyprowadził go do Jezusa. I my swoją postawą, czynami, słowem mamy głosić światu, że znaleźliśmy Chrystusa. Mamy do Chrystusa prowadzić. Mamy pokazywać tym, którzy nas otaczają, że to Chrystus jest ich „Domem”, że to On jest drogą, prawdą i życiem.

 

Mieszkać z Bogiem

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Samuel otrzymywał słowo, ale to słowo pchało go do człowieka. Nie pojmował go dobrze, ale dzielił się z drugim człowiekiem. Rozpoczyna swoją historię proroka w ciemnościach, będąc sługą zobojętniałego arcykapłana Helego. Jest pozbawiony oparcia i pozbawiony wielu rozrywek tego świata. Spał skromnie w przybytku, a więc chwile ciemności spędzał z Bogiem. Wystarczył mu Bóg.

Bóg mówi w mroku i budzi Cię z nocy. Mówi w mroku, bo umiłował sobie tajemnice i samotność swych wybrańców: „A kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony, wtedy to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem” (Rdz 15,17–18). Przymierze z Abramem dokonało się w mroku nieprzeniknionym. Samotność patriarchy wypełniała obecność Boga. Im większa samotność, tym większa szansa na odkrycie Obecności. Ale Bóg budzi też z nocy, bo nienawidzi grzechu i nieprawości. „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła!” (Rz 13,12).

Bóg mówi do kogoś skromnego, pogrążonego w ciemności i małego, jak Samuel. Nie martw się więc tym, że nic dla nikogo nie znaczysz i jesteś małym człowiekiem. Bóg właśnie z małym Samuelem chciał rozmawiać, a nie z wielkim i sławnym Helim. Ty też w nocy możesz usłyszeć wołanie Boga i zerwiesz się zapewne przerażony, wpatrując się w ciemność i nasłuchując uważnie kroków za drzwiami. Możesz usłyszeć głos Pana na ulicy lub w restauracji, w pracy lub w chwili załamania, kiedy wszyscy cię opuszczą, albo w czasie tańca, a na pewno w świątyni, i to nawet takiej, w której zgasły wszystkie świece.

Uczniowie Jana poszli za Jezusem, idąc zwykłą drogą, która dla nich nigdy się już nie skończyła i stała się drogą niezwykłych przeżyć. Możesz usłyszeć nawet głos Boga, gdy ciemność twoich grzechów usunie światło nadziei i wydaje Ci się, że twoje życie to zwykła, szara ścieżka, jedna z miliona. Można iść za Jezusem zawsze, ale wielu pozoruje swoje pójście za Nim, a niewielu naprawdę idzie. Idąc za Jezusem, idziemy za Osobą, za Jego miłością. Nie po to, by się podlizywać, udawać pobożność, wypełniać obowiązki lub zadowalać osobiste roszczenia.

Samuel służył Panu przy bezbożnym kapłanie. Świętemu człowiekowi nie przeszkadza czyjaś bezbożność. Ostatnie zdanie czytania mówi, że Bóg nie pozwolił upaść na ziemię żadnemu słowu, które wypowiedział Samuel. Nie rzucał słów na wiatr – powiedzielibyśmy współczesnym językiem. Wszystko, co Samuel powiedział, budziło innych do miłości Boga. Żadne słowo nie marnuje się u tego, kto każde Słowo Boga przeżywa jak przebudzenie.

Jezus spytał uczniów: „Czego szukacie?”. To ważne pytanie, które zmusiło uczniów do zastanowienia się nad celem ich losu. A czego szukasz Ty? Spytali go o mieszkanie, szukając i dla siebie miejsca zatrzymania się. Tymczasem mieszkać z Jezusem, to ciągle iść, to nieustannie zrywać się z ciemności, budzić się z koszmaru grzechu, być gotowym opuścić wygodę własnego snu, byleby wykonać Jego nakaz. Dopiero kiedy się idzie za Jezusem, widzi się, co to znaczy mieszkać z Bogiem.

 

Zamieszkać w modlitwie

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Zwykłe uporządkowanie przedmiotów pozwala człowiekowi doznać kojącego pokoju. A cóż dopiero, gdy porządkujemy wewnętrzny bałagan.
Szukamy kogoś, przy kim się odnajdujemy. Tym razem Jezus ich nie powoływał, to oni poszli za Nim i szli długo, nie wiedząc, czy ich potrzebuje, aż w końcu usłyszał ich naśladujące Go kroki. Zapragnęli z Nim zamieszkać. Zamieszkać – to znaleźć swoje miejsce, czyli taką przestrzeń, w której człowiek nie odczuwa ani niepokoju, ani wyobcowania. Jest tylko jedna jedyna przestrzeń, w której człowiek jest wolny od niepokoju, wygnania, wyobcowania, odrzucenia. To przestrzeń modlitwy, która jest zamieszkiwaniem w Bogu. Gdy modlitwa jest dla ciebie już mieszkaniem, a nie przelotnymi odwiedzinami, w tobie samym rezyduje Duch Święty. Cała Biblia jest nasycona nieodpartą potrzebą ujrzenia Boga. Znać kogoś, to nade wszystko widzieć. Bóg Starego i Nowego Testamentu jest tym samym niewidzialnym Bogiem, bo Chrystus ostatecznie znika po zmartwychwstaniu, jednocząc się ze swym niewidzialnym Ojcem. Objawił się w ludzkim ciele, aby dać się zobaczyć mimo swego ukrycia w tym świecie.

Czy już dostrzegasz, gdzie mieszka Bóg? Czy już to zobaczyłeś, że mieszka On tam, gdzie jest się niedostrzeganym, a nawet pomijanym? Nic nigdy i nikt nigdy nie zaspokoił mojej tęsknoty duchowej. Wszystko, co napotykałem na trasie losu, uśmierzało na chwilę powierzchnię serca lub naskórek niespokojnego umysłu. Czy moje łaknienie ducha mogę zaspokoić sutym obiadem albo wpatrywaniem się w plazmowy ekran, upajając się alkoholem albo napawając seksem? Głębiej, niż zdajemy sobie z tego sprawę, istnieje w nas siła tęsknoty, która sprzeciwia się tym nieustannym zapychaniem się pozorami i namiastkami. Nie wystarcza nam wiedzieć, że jest Bóg. Tęsknimy za doścignięciem Go, by wymóc na Nim odpowiedź o Jego zamieszkiwanie.

Poszli i zobaczyli, gdzie mieszka i tego dnia pozostali u Niego. Zobaczyli i pozostali. Może samo widzenie było dotarciem do celu, pozostaniem i zamieszkiwaniem? Przeprowadzałem się do innej celi w klasztorze. Przez kilka dni w nowym mieszkaniu panował bałagan. Wypchane torby, książki i ubrania, zeszyty i długopisy, pachnące cynamonem świece i obrazy przypominające okna na inny świat, drewniany krzyż i tekturowe paczki, zimowe buty i kawa w puszce, wszystko to przypominało chaos przedstwórczy, dopóki nie ułożyłem ich na właściwym miejscu. Zwykłe uporządkowanie przedmiotów pozwala człowiekowi doznać kojącego pokoju. A cóż dopiero, gdy porządkujemy wewnętrzny bałagan myśli i uczuć, wspomnień i relacji, modlitwy i zapatrzenia w oczy Boga! Gdy Jezus jest na swoim miejscu w mojej duszy i gdy ja zamieszkuję w modlitwie, wszystko inne odnajduje swoje miejsce. Wtedy we wszystkim odkrywamy sens i znaczenie, jakie naprawdę nadał tym rzeczywistościom Bóg.