15. Niedziela zwykła (B)

publikacja 09.07.2015 20:05

Sześć homilii

Wiarygodny świadek

ks. Leszek Smoliński

Świat potrzebuje wiarygodnych świadków Bożej sprawy, nawet jeśli powierzchownie wydaje się mówić o czymś innym. Doskonale tę prawdę rozumiał Mistrz z Nazaretu. Jak podaje Ewangelia, jednym z celów wybrania przez Niego Dwunastu było ich posłanie, by głosili Dobrą Nowinę. Mieli w imię Jezusa wzywać do nawrócenia, wyrzucać złe duchy oraz uzdrawiać. Ta misja mogła się skończyć również zlekceważeniem i odrzuceniem, bo kto lubi słuchać napominania i pouczania przez innych? Jak ktoś może wtrącać się w czyjeś „osobiste” życie. Przecież słuchacze sami najlepiej wiedzą, co jest dla nich najlepsze! A prorok niech przyjrzy się samemu sobie: jak wygląda, w co się ubiera, czym jeździ… Sami też nie lubimy, kiedy ktoś mówi źle o nas, lepiej jest, kiedy mówi o innych. Nie ufamy mu. Łatwiej jest zaatakować niż przyjąć krytyczną uwagę pod swoim adresem i wyciągnąć z niej wnioski. Czy jednak wolimy pochlebców i klakierów od ludzi, którym zależy na naszym rozwoju, świętości, życiu wiecznym?

Wskazania Chrystusa do skutecznego głoszenia Ewangelii postanowił w pełni zastosować bł. Karol de Foucauld (1858-1916). Jako konwertyta i następnie trapista udaje się do Maroka, by tam żyjąc wśród ludzi ubogich i nie znających Chrystusa zdobywać nowych wyznawców dla Ewangelii. Rozmyślając nad metodami pracy postanowił sobie:

„Moje apostolstwo musi być apostolstwem dobroci. Trzeba, żeby patrząc na mnie, mówiono: Ponieważ ten człowiek jest taki dobry, jego religia musi być dobra. A jeżeli mnie zapytają, dlaczego jestem łagodny i dobry, muszę powiedzieć: Dlatego że jestem sługą dużo lepszego ode mnie. Gdybyście wiedzieli, jak dobry jest mój Pan i Mistrz, Jezus! Chciałbym być na tyle dobry, żeby mówiono: Jeżeli taki jest sługa, jakiż musi być Pan! Kapłan jest monstrancją, jego rolą jest pokazywać Jezusa: musi sam zniknąć i ukazać Jezusa. Starać się pozostawić dobre wspomnienie w duszy każdego z tych, którzy do mnie przychodzą. Stać się wszystkim dla wszystkich. Śmiać się z tymi, którzy się śmieją, płakać z tymi, którzy płaczą, aby wszystkich przyprowadzić do Jezusa”.

Ewangeliczny przykład jest wyzwaniem dla rodziców, nauczycieli, wychowawców, katechetów i duszpasterzy. Wszyscy bowiem musimy uczyć się „bycia z Jezusem” i współdziałania dla dobra Kościoła. Wyraźnie zachęca nas do tego św. Paweł: „[Bóg] z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którym obdarzył nas w Umiłowanym”. Nauczanie, niesienie Dobrej Nowiny, to nasz wspólny wysiłek. Każdy z nas przez sumienne wypełnianie zadań i obowiązków daje świadectwo swojego posłannictwa. Wypełniając swoje powołanie mamy kochać Boga i ludzi, pomagać im w życiu, prowadzić do Boga. Ks. Janusz Pasierb w książce Czas otwarty tak napisał: „Zbawiam świat i siebie (…) jeśli robię na świecie coś lepiej, jaśniej, coś na rzecz poprawy duchowej czy materialnej bliźniego, gdy zmniejszam na świecie współczynnik okrucieństwa przez dobroć, życzliwość, przez dodanie ludziom otuchy, przetarcie drogi do Boga, do ludzkich serc” (s. 34).

W Imię Chrystusa

Piotr Blachowski

Cokolwiek byśmy robili, mówili i działali, róbmy to w Jego Imię, w Imię Jezusa Chrystusa. Dlaczego? Poprzez Chrzest, jesteśmy włączeni w Kościół Chrystusowy, stajemy się przez to głosicielami Prawdy, Wiary. Dlatego też wszystkie nasze działania które kierujemy do naszych bliskich, krewnych, znajomych i nieznajomych powinny być czynione w Jego Imię.

Czasami wydaje się nam, że czynności, które wykonujemy nie posiadają cech wiary, religii, ponieważ są codziennymi, prostymi, automatycznymi. A jednak jeśli się przypatrzeć, to wszędzie je znajdziemy. Dobroć, poszanowanie, rzetelność, wyrozumiałość, pokora, to niby cechy ludzkie, lecz jeśli zapatrzymy się w życie Chrystusowe, jeśli weźmiemy z Niego przykład, to będziemy odwzorowywać niedościgły wzór życia – życia Chrystusa. Zdajemy sobie sprawę, że mimo, iż na mocy chrztu jesteśmy do tego przeznaczeni – wielu z nas nie potrafi przekazywać, głosić i potwierdzać prawdy Boże poprzez rozmowę, dyskusję i swoje własne życie. A nawet, jeśli potrafimy, to możemy zostać odebrani opacznie. To, co robimy w przekonaniu, że jest właściwe, odebrane może zostać jako nadgorliwość, narzucanie swojej woli, wręcz czasami jako zło.

Jak w sobie to znaleźć? Trzymać się litery prawa ludzkiego, prawa Bożego, czy iść swoją drogą, realizować to, co nam pisane? W Piśmie Świętym odnajdujemy wiele przykładów na to, by brać z nich wzór. Przypatrzmy się jednak  tym dzisiejszym trzem przykładom, trzem opisom, trzem wzorom postępowania i dawania świadectwa. Każdy z nas wypowiadając słowa Pisma Świętego, czytając je, analizując – prorokuje; więcej, te działania są wsparte łaską Ducha Świętego. Jak wygląda to u Amosa? Pan rzekł "Idź, prorokuj do narodu mego.” (Am 7,15). Więc poszedł i głosił słowa Pana tam, gdzie został posłany. Tak samo Święty Paweł, znalazł słowa dla wszystkich tych z którymi się widział, współpracował, „W Nim także i wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu, w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego, który był obiecany.” (Ef 1,13).

Boimy się nieprzychylności, drwiny, lekceważenia, lecz na to Pan daje nam radę „Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!" (Mk 6, 11). Idźmy drogą Chrystusową, starajmy się w każdym miejscu i o każdym czasie działa działać w Imieniu Chrystusa, przyjmować reakcje i odpowiedzi jak Pan. Dawajmy o sobie świadectwo, potwierdzajmy naszą wiarę, naszą miłość i wierność Bogu, sobie.

Matko Boża, wypraszamy przez Twoje wstawiennictwo o Łaskę Ducha Świętego, byśmy idąc drogą Twojego Syna, dawali świadectwo naszej wiary, miłości i nadziei. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Współpracownikami jesteśmy!

 

ks. Jan Kochel

W Kościele pierwotnym rozpowszechnił się zwyczaj zespołowej pracy misyjnej i katechetycznej. Wzorem była wspólnota uczniów powołanych przez Jezusa. Już wybór Dwunastu charakteryzował się tym, że Apostołów łączono „w pary” (Mt 10,1-4; Łk 6,12-16). Później „wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał” (Łk 10,1). Św. Marek również podkreśla ten fakt, gdy Jezus „przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch” (Mk 6,7). Podobnie wreszcie rozwija się nauczanie w gminie jerozolimskiej i w „szkole misyjnej” św. Pawła, w której często uczniowie współpracują w dwuosobowych zespołach: Paweł i Barnaba, Barnaba i Marek, Paweł i Sylas, Tymoteusz i Erast, Pryscyla i Akwila...

Czy jest to tylko praktyczna wskazówka, czy raczej wybrany sposób pracy ewangelizacyjnej? Dlaczego Jezus tak bardzo zalecał współpracę w głoszeniu Dobrej Nowiny? A jak rozumieć słowa św. Pawła: „współpracownikami Boga jesteśmy” (1 Kor 3,9)?

Starotestamentalni prorocy zazwyczaj działali w pojedynkę. Przykładem jest prorok Amos, wygnany z Betel przez kapłana Amazjasza. Porównuje siebie do pasterza, który od Pana otrzymał wyraźny nakaz: „Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego!”. Słowa te są bardzo ważne dla zrozumienia istoty powołania wszystkich autentycznych proroków biblijnych. Amos stwierdza, że nie jest „zawodowym prorokiem”, nie należy też do żadnej grupy prorockiej, nie ma żadnego mistrza, nie jest związany z żadną świątynią. Prorok działa z bezpośredniego nakazu Boga, przekazuje „wyrocznię”, czyli słowa Boga, Jego posłanie. Podobnie z bezpośredniego nakazu i w samotności realizowali swoją misję: Mojżesz, Eliasz, Jeremiasz, Izajasz...

Inaczej uczniowie Jezusa. Oni mają działać zespołowo, służyć sobie nawzajem, wspierać się różnymi charyzmatami w rozprzestrzenianiu Dobrej Nowiny po całym świecie. Taka współpraca uczy ich pokory, cierpliwości i wytrwałości. Jest to też przykład wzajemnego „noszenia” brzemienia i ciężarów.
W Ewangelii Marka można odnaleźć pewien model „apostolskiej drogi Dwunastu”. Od chwili ustanowienia (Mk 3), aż do rozproszenia się w godzinie próby i zdrady Judasza (Mk 14). Ich obecność jest podkreślana w kolejnych ważnych częściach Ewangelii. W sumie odnajdziemy u Marka dziesięć fragmentów mówiących o „drodze Dwunastu”. Mają one swój początek we wstępnym stwierdzeniu: „aby Mu towarzyszyli” (3, 14). Wszystko, co następuje potem, jest pogłębieniem tego, co konkretnie oznacza „być z Jezusem” - co to oznacza dla człowieka powołanego do osobistej zażyłości z Panem i współpracy w misji ewangelizacyjnej?

Wybrani Apostołowie naprawdę przekonali się, że ich powołaniem jest „być z Jezusem” i nieść innym tajemnicę królestwa: „Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego” (Mk 4,11). Każdy, kto usłyszy głos Boga, winien - jak Apostoł Narodów - stopniowo uświadamiać sobie, że ma być nie tylko „narzędziem wybranym” (Dz 9,15) przez Boga, ale prawdziwym „pomocnikiem Boga” (1 Kor 3,9).

Ewangeliczny przykład jest wyzwaniem dla rodziców, nauczycieli, wychowawców, katechetów i duszpasterzy. Wszyscy bowiem musimy uczyć się „bycia z Jezusem” i współdziałania dla dobra Kościoła. Wyraźnie zachęca nas do tego św. Paweł: „[Bóg] z miłości przeznaczył nas dla siebie [podkreśl. JK] jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którym obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1,4-6).

 

Przywołani i rozesłani

 

ks. Jan Waliczek

Od ołtarza słychać: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Niektórzy zniecierpliwieni, inni lekko znudzeni zaczynają opuszczać zajmowane w kościele miejsca i zerkając na zegarki sprawdzają czas trwania liturgicznej celebry. Być może czekali na „idźcie”, jak żołnierz czeka na „spocznij”. Zadowoleni z poczucia spełnionego, niedzielnego obowiązku wnet wejdą w toczące się sprawy i zajęcia codzienności. Czy nadchodzący tydzień będą przeżywać i kształtować po chrześcijańsku?

Istnieje wiele powodów słabego promieniowania chrześcijaństwa w życiu codziennym. Do najistotniejszych należy nieobecność wielu katolików na niedzielnej Eucharystii. Ci zaś, którzy w niej uczestniczą, często wychodzą z kościoła jakby nareszcie zwolnieni, nie zaś jako posłani od Chrystusa do świata. W mszalnym „idźcie” zawarta jest myśl nie tyle rozwiązania zgromadzenia, ile raczej posłania z misją dawania świadectwa światu. Jezus używając zwrotu „idźcie” zazwyczaj łączył go z poleceniem wykonywania pewnych zadań. Wysyłał uczniów do Jana Chrzciciela (Mt 11,4), po zmartwychwstaniu do braci (Mt 28,10), a nawet do wszystkich narodów (Mt 28,19). Kazał też za sobą iść i nieść krzyż (Mt 10, 38), a także iść za sobą jak za światłem (J 8,12).

Także dzisiaj w liturgii słyszymy, że Jezus zaczął rozsyłać Dwunastu, ale wpierw „przywołał ich do siebie”. Nie może iść w świat z posłaniem Jezusa ten, kto nie pozwala Mu się przedtem przywołać. Osobisty kontakt z Jezusem jest warunkiem posłania. W tym kontakcie wzrasta miłość i pogłębia się wiara. Kontakt ten przydaje odwagi i gorliwości. U Jezusa nabiera się przeświadczenia, że pójdzie się do innych w Jego imię, w oparciu o Jego autorytet i w Jego sprawie, która też jest sprawą człowieka. Taki był porządek rzeczy w posłaniu Dwunastu i taki został zachowany w życiu Kościoła

Posoborowa odnowa liturgiczna podkreśliła element rozsyłania wyznawców Chrystusa z Jego misją. Formuły uroczystych błogosławieństw przed rozesłaniem nie tylko wzywają łaski Trójjedynego Boga dla zgromadzonych, ale też przypominają im o postawach i zadaniach, które mają realizować tą łaską wsparci. Księga liturgiczna «Obrzędy Błogosławieństw» przyniosła propozycje specjalnych obrzędów, będących momentem oficjalnego rozesłania przez Kościół głosicieli Ewangelii. Tak więc znajdujemy tam obrzędy rozesłania do pracy misyjnej księży, diakonów, osób zakonnych, a także ludzi świeckich. Jeszcze szerszą przydatność w naszych warunkach powinien znaleźć obrzęd „błogosławieństwa osób upoważnionych w Kościele lokalnym do doprowadzenia katechizacji”. Od kilku lat nowe i często bardzo trudne doświadczenie katechetyczne uświadamia katechizującym potrzebę szczególnego błogosławieństwa oraz konieczność żywej świadomości, że tak właśnie spełnia się uczestnictwo w misji Chrystusa i Jego Kościoła. Niepodobna temu trudowi sprostać bez ustawicznego wsłuchiwania się w Chrystusowe „idźcie”.

Powołanie wszystkich swoich wyznawców Chrystus rozciągnął pomiędzy „przywołał ich do siebie” a „zaczął rozsyłać ich”. Chrześcijanin musi świadomie swoje życie wpisywać między biegun przybywania do Chrystusa a biegun posłania przez Chrystusa. Tego wymaga natura chrześcijaństwa. Tego wymaga nowa ewangelizacja.

Oba te bieguny mają swoje miejsce w sprawowaniu Eucharystii. Ten sam Chrystus na nią zaprasza i z niej z misją rozsyła. Stąd rozwój dzieła misyjnego, ewangelizacyjnego i katechetycznego zawsze będzie wykładnią życia eucharystycznego wierzących.

Nie można wykreślić z Ewangelii jeszcze jednego „idźcie”: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny...” (Mt 25,41). To już nie jest słowo rozesłania. Oby posłuszeństwo słowu rozesłania uchroniło ludzkość przed słowem najdramatyczniejszego odesłania.

 

Świat w ogniu

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Do wielu Jezus powiedział: „Chodź za mną”. Usłyszał to wezwanie Lewi, wychodząc ze swojej komory celnej. Usłyszał też bogaty młodzieniec, który jednak nie potrafił zostawić swojego bogactwa. Czy my usłyszeliśmy wołanie Boga, by opuścić nieprawość i wędrować ku nowej ziemi i nowemu niebu?
Zastanawiające jest to, że po tym, jak zlekceważono Jezusa w Nazarecie, On wysłał Apostołów w misję. Podwaja wysiłki zmierzające ku nawróceniu ludzi. Misja była niezwykle ważna, bo chodziło nie tylko o głoszenie usprawiedliwienia, które daje Jezus Chrystus, ale też o uwolnienie od nieczystej duchowości i o głoszenie nowego nieba i nowej ziemi.

Rabbi Maharal opowiada następującą przypowieść: Był sobie zajazd z anielską obsługą. Gościom dostarczano codziennie do pokoi przepyszne jedzenie i wszystkie ich potrzeby były zaspokajane doskonale. Jednak mieszkańcy zajazdu wciąż chcieli więcej. Zaczęli okradać się na­wzajem i oszukiwać. Wybuchały między nimi bójki, aż w końcu wzniecili w zajeździe ogień. Byli jednak tak pochłonięci walką, że nie zauważyli nawet, jak zajazd stanął w płomieniach. Pewien podróżnik przechodził obok i zobaczył palący się zajazd. Chciał po­móc mieszkańcom i ostrzec ich, aby uciekali. Wbiegł do środka, otworzył drzwi do jednego z pokoi i zastygł w miejscu, zobaczywszy jednego z mieszkańców obrabowującego swego sąsiada. Otworzył kolejne drzwi i zobaczył, jak inny morduje swego kolegę. Chodził od pokoju do pokoju i widział gwałt, niemoralne stosunki, znieważane i bite dzieci, ludzi trujących siebie i innych śmiercionośnymi środkami. W końcu zdesperowany wykrzyknął: „Co się tu dzieje? Musi być jakiś właściciel tego zajazdu. Dlaczego nic z tym nie zrobi?”. W tym momencie wła­ściciel pojawił się przed nim i zachęcił go do wyjścia z płonącego budynku. Tak było z Lotem, gdy uciekał z Sodomy, z Abrahamem, gdy wychodził z Ur, tak było z Eliaszem. Podróżnikami teraz są apostołowie Jezusa, oni głoszą pożar świata i ratują, kogo się da. Zajazd jest metaforą tego świata.
Bóg był stopniowo usuwany z tego świata, i tak jest dalej. Usuwa się Go z parlamentów, ze szkół, z umysłów i z rozmów. W konse­kwencji świat staje się zepsuty i podły, pełen ignorancji, czarów i bałwochwalstwa. Mnóstwo ludzi jest przekonanych, że nie ma żadnego Boga.

Świat funkcjonuje w dwóch różnych porządkach. Jeśli świat jest sprawiedliwy, Bóg jest blisko niego. Świat kierowany przez Boga staje się ogrodem Eden. Jednak, kiedy świat nie jest sprawiedliwy, funkcjonuje w drugim porządku. Gdy świat jest pełen zła, źli wzniecają pożar, bo zło niszczy samo siebie. Sprawiedliwi muszą wyjść z niego, aby być blisko Boga. Kiedy świat płonie, może też być miejscem próby dla sprawiedliwych, środowiskiem, w którym mają uczynić siebie doskonal­szymi.
Jezus wysłał Apostołów, aby ratowali z tego świata tych, którzy przyjmą głoszenie nowego królestwa. Do wielu sam powiedział: „Chodź za mną”. Usłyszał to wezwanie Lewi, wychodząc ze swojej komory celnej. Usłyszał też bogaty młodzieniec, który jednak nie potrafił zostawić swojego bogactwa. Pozostaje jeszcze pytanie, czy my usłyszeliśmy wołanie Boga, by opuścić nieprawość i wędrować ku nowej ziemi i nowemu niebu?

 

Jak to się mogło udać?

 

Augustyn Pelanowski OSPPE


Tajemniczy plan Boga realizują ludzie o skromnych możliwościach. Amos to zwykły pasterz, wzięty od trzody. Większość z Dwunastu to na pewno ludzie prości. Ważne zadania poleca się ekspertom, a nie ludziom nieprzygotowanym do jakiegoś przedsięwzięcia. Nie zdziwiłbym się, gdyby królestwo Boga konstruowali na ziemi serafinowie, ale rybacy i pasterze, celnicy i grzesznicy? Świątynię Hagia Sophia cesarz zlecił wybudować mistrzom Antymiosowi z Tralles i Izydorowi z Miletu. 27 grudnia 537 roku Justynian Wielki, oglądając lśniące mozaiki i ogromne mury Hagii Sophii wykrzyknął: „Salomonie, przewyższyłem ciebie!”. Co by wyszło z tego projektu, gdyby zamiast doskonałych architektów zaprosił do realizacji pastuchów, rybaków albo nierządnice? Należy podejrzewać, że budowanie Kościoła jest o wiele poważniejszym przedsięwzięciem niż budowa Hagii Sophii! Jak to się mogło w ogóle udać, że dwunastu zwykłych i grzesznych ludzi, niebędących ekspertami w żadnej dziedzinie, stworzyło wspólnotę trwającą dwa tysiące lat i liczącą sobie prawie miliard wyznawców?

Poza Pawłem Apostołowie nie byli wyjątkowo ofensywni. Jedynie Jan zdradza w swoich pismach rozeznanie w filozofii i sekretach mistyki. Nie posiadali wymyślnego logo, tylko najprostszy znak z dwóch skrzyżowanych kresek. Nie byli znawcami od strategii wywierania wpływu na ludzi. Pozbawieni wykształcenia w zakresie zarządzania i przewodzenia. Wyszli, mając w sobie władzę do wyrzucania duchów nieczystych i uzdrawiania chorych. Im bardziej społeczeństwo odchodzi od chrześcijańskich korzeni, tym bardziej staje się chore. W Europie około 30 proc. ludzi nie daje sobie rady z życiem. Aktywne życie, ekonomiczne cele, zanik potrzeb duchowych doprowadziły do tego, że coraz większa liczba ludzi sięga po proszki nasenne albo antydepresyjne. Zmartwień przybywa, a ludzie odzwyczajają się powierzać je Bogu. Banki i firmy przejmują role świątyń. Debety ani kredyty w okienku bankowym jednak nie mogą być odpuszczone tak łatwo jak grzechy w konfesjonale. Toteż trudno nie zadręczać się następnym dniem i trudniej usnąć spokojnie, i jeszcze trudniej się nie załamywać.

Chciałbym wreszcie być wybawionym z tego świata i proszę Boga, by przyszło Jego królestwo, w którym będę miał pełne odkupienie ze wszystkich udręk tego świata, z lęku i stresu, ze zmartwień i długów, z obaw o jutro i strachu przed nieszczęściami, kalectwem, cierpieniem i śmiercią. Kiedy modlę się Modlitwą Pańską, chce mi się krzyczeć, wypowiadając słowa: przyjdź, królestwo Twoje. I jakąż ulgę czuję, gdy sobie uświadamiam, że dopuszczenie do świata, który ma przyjść z Chrystusem, nie będzie uzależnione od dyplomów, znajomości, zdolności, wykształcenia, zasobów finansowych, fachowości, uwodzenia, przemocy czy piękna ciała, tylko od wiary.