22. Niedziela zwykła (B)

publikacja 23.07.2015 12:00

Sześć homilii

Zanieczyszczenie serca

ks. Leszek Smoliński

Dla chrześcijan najważniejsze jest przykazanie miłości. Natomiast jeśli ktoś skrupulatnie przestrzega wszelkich praw, nie przepajając ich miłością, jest daleki od prawdziwej pobożności. Jest to pobożność pozorowana, na pokaz, która prowadzi do zakłamania osobowości. Nie dopuszcza do siebie, że niestety najbardziej oszukuje nie innych, ale  siebie samego. Przy takiej postawie człowiek nigdy nie spotka się z Bogiem. To do takich ludzi odnoszą się słowa Jezusa skierowane do faryzeuszy o grobach pobielanych, które na zewnątrz są piękne, a w środku pełne nieczystości.

Skrzywienie, które Jezus wytykał niektórym faryzeuszom, polegające na przywiązywaniu nadmiernej wagi do czystości zewnętrznej zamiast czystości serca, powtarza się także dziś. Martwimy się bardziej zanieczyszczeniem atmosfery, wody, dziurą ozonową, tymczasem wokół zanieczyszczenia serca panuje cisza. Kto na przykład zastanawia się nad zanieczyszczeniem prawdy za sprawą przekręcania informacji? Czy my, bardzo uważający na to, co wchodzi do naszych ust (produkty świeże, a nie przeterminowane), ale nie przykładając wagi do tego, co z nich wychodzi (słowa raniące, agresywne), nie zasługujemy na naganę Chrystusa: „Obłudnicy!”?

Każdy z nas wie doskonale, że należy przestrzegać przykazań. Tylko prawy człowiek, jak śpiewaliśmy w dzisiejszym psalmie responsoryjnym, zamieszka w domu Pańskim. Bóg nie zmusza człowieka do niczego, ale wskazuje mu, że tylko wtedy, gdy będzie żył według przykazań, osiągnie życie wieczne. Czy jednak człowiek tak do końca jest odpowiedzialny za swoje postępowanie, czy właściwie korzysta z wolności danej przez Stwórcę? Tylko wolny wybór pozwala otwierać się na działanie łaski Bożej.

Każdy z nas obiera w życiu pewien „kurs”, system wartości, według których postępuje, precyzuje cel życia. Św. Jan Paweł II w czasie IV pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 roku mówił w Koszalinie: „Dekalog, ten moralny fundament, jest od Boga i jest dla człowieka, dla jego dobra prawdziwego. Jeśli człowiek burzy ten fundament, szkodzi sobie: burzy ład życia i współżycia ludzkiego w każdym wymiarze... Bez Boga pozostają ruiny moralności”.

Dzisiaj niemal na każdym kroku widać zacieranie się granic między dobrem a złem. Widząc to, co dzieje się na świecie, wielu mówi: Nie warto być dobrym, nie opłaca się być sprawiedliwym! Przecież ludzie kombinują, oszukują, żyją tak, jakby Boga nie było i mają się całkiem dobrze. Oni nie za często narzekają. Przeciwnie, narzekają ci, którzy żyją uczciwie, przestrzegając przykazań Bożych i kościelnych. Człowiek chce niekiedy dostosować prawo do sytuacji życiowej, w jakiej się znajduje. Bóg nie żąda rzeczy niemożliwych, rzeczy nie do wykonania. On mówi, abyśmy żyli według Jego przykazań, świadczyli o tym swoją postawą. Warto więc wsłuchać się i przemyśleć dziś na nowo pouczenie Apostoła Jakuba: „Przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie”.

Zrozumienie w słuchaniu

Piotr Blachowski

Czytamy periodyki, gazety, pisma, poznając fakty, prawdy i literaturę. Jednakże nie z samego czytania nasza mądrość wypływa: aby zrozumieć to, co czytamy, musimy przeprowadzić analizę tekstu, popracować wyobraźnią, wczuć się i wsłuchać w tekst, aby pojąć to, co litery przed nami sygnalizują.

Jeśli zatem tekst sprawia nam trudność, to czytamy go kilkakrotnie, aby pojąć, zrozumieć i wyciągnąć z niego esencję, którą autor chciał nam przekazać. W podobny sposób powinniśmy traktować teksty Starego i Nowego Testamentu, przez które co niedzielę mówi do nas, a jednocześnie nas poucza sam Bóg.

A dzisiaj nad wyraz dobitnie Bóg mówi o Prawie, o nakazach, bowiem: „Nic nie dodacie do tego, co ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie, zachowując nakazy Pana, Boga waszego, które na was nakładam. Strzeżcie ich i wypełniajcie je, bo one są waszą mądrością i umiejętnością w oczach narodów, które usłyszawszy o tych prawach powiedzą: <Z pewnością ten wielki naród to lud mądry i rozumny>". (Pwt 4, 2,6). Przecież jesteśmy łasi na komplementy, na pochwały, więc słowa o naszej mądrości winny nas radować.

Jednak w dalszej części dzisiejszego pouczenia otrzymujemy przestrogę, „Odrzućcie przeto wszystko, co nieczyste, oraz cały bezmiar zła, a przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie.”(Jk 1, 21-22). Czyli samo słuchanie to za mało, by zrozumieć; usłyszane słowa musimy przeanalizować i – co  najważniejsze – wprowadzać w czyn.

Jest jednak Ktoś, kto nas uczy, jak to robić, jak wchodzić w kolejne etapy zrozumienia i czystości nie tylko tej cielesnej, ale głównie tej właściwej – duchowej. To nasz Pan Jezus Chrystus, który  mówi do nas: "Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym". (Mk 7, 14-15, 21-23). Pozostaje tylko pytanie, jak to robić,  aby żyć w zgodzie z naukami – ale to leży już tylko i wyłącznie w gestii naszego sumienia i zrozumienia Słowa Bożego.

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o dar mądrości i roztropności, by śladem Twego Syna podążać po prawych drogach wiodących do wiary, nadziei i miłości. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Czystość serca i wielkość narodu


Ks. Jan Słomka

Jezus nie pilnował, czy Jego uczniowie przestrzegają skrupulatnie przepisów Prawa. I, jak pokazuje scena z Ewangelii, często ich nie przestrzegali, co było zresztą nieuniknione, bo w czasach Jezusa ilość religijnych zakazów dotyczących szczegółów codziennego życia była już liczona w setkach. Tylko nieliczni faryzeusze starali się wszystkie je wypełnić. Do nich zaliczał się między innymi Szaweł, późniejszy św. Paweł. Po swoim nawróceniu wspominał w listach, jak to chciał osiągnąć zbawienie właśnie poprzez jak najskrupulatniejsze wypełnianie tych przepisów - Prawa. Skąd się one wzięły? Były owocem rozwoju tradycji zapoczątkowanej przez Prawo Mojżeszowe. To Prawo w swojej istocie Jezus uznał za święte i nienaruszalne. Ale wskazywał na jego ducha - Prawo jako znak wierności Bogu - a nie na szczegóły przepisów. Natomiast mnożące się z czasem kolejne przepisy, choć powoływały się na Prawo Mojżeszowe, wyrastały już z innego ducha. Nie tyle były wyrazem wierności Bogu, co próbą złagodzenia lęku przed złem. Ilość tych przepisów zaczęła gwałtownie wzrastać po utraceniu niepodległości przez Izrael, nieco ponad sto lat przed Chrystusem. W ten sposób usiłowano chronić jednocześnie czystość serca każdego człowieka i zachować tożsamość narodową. Albowiem pytanie, które od zawsze stawiali sobie ludzie pragnący dobrze żyć, można sformułować tak: Jak ochronić siebie i najbliższych przed zepsuciem, przed złem świata?

Jedna z odpowiedzi została wyrażona właśnie w postaci narastających z czasem przepisów prawa żydowskiego: trzeba się od tego zła oddzielić, odseparować. A więc pobożny Żyd dokonywał rytualnych obmyć i w ten sposób oczyszczał się po wszelkim możliwym kontakcie ze złem, czyli nieczystością. Symbolika zła, jako brudu i plamy, głęboko zakorzeniona w ludzkim doświadczeniu, jest dla nas bliska i oczywista. Dlatego tak łatwo przyjmujemy logikę myślenia podobną do faryzejskich praw. Przed złem chronimy się jak przed brudem: oddzielamy się od tego, co nieczyste, od złych ludzi, od złego świata. W ten sposób zło pozostawiamy na zewnątrz, a my czujemy się bezpieczni, czyści.

W gwałtownej polemice z faryzeuszami Jezus dogłębnie zakwestionował takie podejście. Przekonanie, że zło przychodzi tylko z zewnątrz, a więc można ustrzec się przed nim, zamykając się w kręgu „czystych”, Jezus uznał za zupełnie bezowocne, a nawet szkodliwe, gdyż najważniejszym źródłem nieczystości i zła jest nie świat, ale nasze serce. Oczywiście nie można tej wypowiedzi Jezusa traktować w oderwaniu od reszty słów biblijnych: serce jest przede wszystkim siedliskiem dobra i miłości, ale jest w nim także, zgodnie ze słowami Jezusa, jakieś źródło brudu. Idąc dalej tym tropem: jeżeli zamkniemy się w sobie, a nie zadbamy o nieustanne oczyszczanie naszego serca, skutek łatwo przewidzieć i plastycznie sobie wyobrazić pełne brudów naczynie.

Słowa Jezusa są dla nas ważne, gdyż niewątpliwie łatwo jest budować mury, odgradzać się od tego, co złe i groźne. Czasem wręcz wydaje się, że to jest najlepsza droga, inna może być zbyt niebezpieczna. W obliczu takich lęków, wcale nierzadkich i niemałych, słowa Jezusa niosą bardzo ważne przesłanie: nie lękajcie się, nie odgradzajcie się, nie w ten sposób buduje się świat i serce człowieka. Człowiek umacnia się i rośnie, umacniając swoje wnętrze, a nie odgradzając od świata.

Ta sama zasada odnosi się do narodu, społeczności. Po czym poznaje się wielkość narodu? Odpowiedź powszechna wśród wszystkich kultur świata brzmi: wielki i silny jest ten naród, który wygrywa wojny z innymi. To on zdobywa panowanie i okazuje swoją moc. Odpowiedź, jaką słyszymy z ust Mojżesza, jest całkiem inna: O wielkości narodu nie świadczy jego przewaga nad innymi, ale jego prawa i obyczaje. Oto największym skarbem Izraela były prawa, jakie otrzymali od Boga i o ile przestrzegali tych praw. Choć militarnie słabi, byli wielcy i podziwiani przez innych. Słowa Mojżesza są tak samo ważne dzisiaj. Najlepszym wyrazem patriotyzmu jest troska o zachowanie praw i wierność dobrym tradycjom. Ale ta troska nie dokonuje się przez odgradzanie od innych, jakby byli oni złem i zagrożeniem. Dokonuje się ona w nieustannej wymianie. Właśnie proces integracji, zacieśniania więzi między narodami i społeczeństwami, jest najlepszą okazją do pielęgnowania i umacniania swojej tożsamości.

 

 

 

 

Aby nie oszukać siebie


ks. Jan Waliczek

Niejednokrotnie doświadczyliśmy oszustwa. Bolało. Ktoś świadomie wprowadził nas w błąd lub też pozbawił nas jakiegoś dobra udając, że nam je właśnie w całości oddaje. Oszukani ponosimy pewne straty moralne lub materialne. Trudno się więc dziwić, że budzą się w nas postawy obronne. Tracimy do ludzi zaufanie, otrzymywane informacje w miarę możności sprawdzamy i staramy się kontrolować tych, którzy nas obsługują.

Pośród atmosfery asekuranctwa wobec oszustów nie zawsze uświadamiamy sobie, że przecież nieraz również sami siebie oszukujemy. Oszukują się uczniowie czy studenci nie przykładający się do nauki, oszukują się chorzy zwlekający z wizytą u lekarza i z podjęciem leczenia. Oszukują się także ci, którzy uważają, że w porównaniu z innymi są naprawdę porządnymi ludźmi.

Podobnie myśleli o sobie faryzeusze. Bacznie uważali, żeby skrupulatnie wypełniać drobiazgowe zwyczaje przekazane im przez tradycję starszych. To dawało im zadowolenie i poczucie pewności siebie. Całe ich postępowanie było jednak tylko wypełnianiem litery, było zewnętrznym legalizmem, pozbawionym troski o moralną wartość czynów. Dbając o czystość rąk i przedmiotów, pomijali dbałość o czystość sumień. Jezus nie chciał tej pierwszej przekreślić, ale eksponował tę drugą jako istotniejszą. Przypomniał, że ludzkie czyny czerpią swoją wartość z wewnętrznych dobrych intencji oraz z rzetelnych wysiłków. Demaskował tych, którzy obraz swojego prawego życia budowali w oparciu o stwarzane pozory. Jezus w gruncie rzeczy chciał więc ocalić człowieka przed samooszukiwaniem się, przed lekkomyślnym pozbawianiem swoich czynów wartości moralnej oraz przed utratą jakże cennych cech człowieczeństwa.

Przed samooszukiwaniem się przestrzega nas dzisiaj również św. Jakub: „wprowadzajcie słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie”. Słowo Boże było faryzeuszom dobrze znane, ale bardziej przejmowali się względami ludzkimi. Do nas Słowo Boże dociera obfitymi strumieniami: lekturą Pisma Świętego, czytaniami i homiliami liturgicznymi, ustnym i pisemnym nauczaniem pasterzy Kościoła, mediami służącymi temuż Słowu. O wiele jednak węższe są kanały, przez które płyną czyny ze Słowa zrodzone. Rodzenie czynu ze słowa jest bowiem wielkim trudem. Wymaga nie tylko znajomości słowa, ale posłuszeństwa słowu oraz zaangażowania woli i sił. Nadto w kontekście tego, co oferuje świat, życie według Słowa wydaje się po prostu nieopłacalne. Dlatego człowiek pozwala, by rodziły się w nim „złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwo, chciwość” i to wszystko, co w dzisiejszej Ewangelii Jezus wylicza. W ten sposób dokonuje się proces ludzkiego samooszukiwania się. Oszukujemy się nieraz przydając moralną wartość naszym czynom, twierdząc, że trwamy z Bogiem w przyjaźni, że właściwie kształtujemy relacje z bliźnimi. Musimy sobie jasno powiedzieć, że w końcu możemy się oszukać w sprawie wiecznego zbawienia. Takie hasła, jak: Bóg – nie wiadomo, czy istnieje; wiara – nie wzrusza mnie; Kościół – nie jest mi do niczego potrzebny, należą przecież do najbardziej oszukańczych. Ich głośne pobrzmiewania sprawiają jednak, że wielu według nich (czytaj: według niczego) układa swoje życie.

Wyczuleni na oszustów nie pozostawajmy obojętnymi wobec niebezpieczeństwa samooszukiwania się. Rozpoznawajmy, co jest autentycznym dobrem człowieka, co jest szczerą prawdą, i gdzie tkwi prawdziwe piękno. Chrystus wspomoże wszystkie nasze wysiłki zmierzające ku pełni człowieczeństwa, to znaczy ku zjednoczeniu człowieka z Bogiem, czyli – ku świętości. Święty to ten, który się nie dał oszukać.

Pułapka doskonałości


Augustyn Pelanowski OSPPE

Człowiek niezmiernie łatwo oszukuje siebie samego. Ludzie, z którymi rozmawiał Jezus, włożyli naprawdę wiele wysiłków w to, by być doskonałymi. Z religijnej powinności i z troski o nieskazitelność niezauważalnie zabrnęli w pułapkę obsesji, lęku, perfekcjonizmu i obłudy. Usiłowali dokonać kosmetyki swej osobowości, by przekształcić siebie w idealne istoty bez skazy. Doskonałość stała się dla nich zasadzką, w której utknęli. Zapewne szokiem były dla nich słowa Jezusa, który zdemaskował te wysiłki i ujawnił, że im człowiek usilniej dba o zewnętrzną nieskazitelność, tym bardziej ukrywa wewnętrzny bałagan moralny. Chcemy być perfekcyjni, dokładni, spełniający swoje ambicje, a nawet złośliwie krytyczni wobec tych, którzy nie mogą się poszczycić takimi efektami doskonałości jak my. Uciekamy od możliwości objawienia się nam prawdy o naszym wnętrzu. A przecież „Nieżywa mucha zepsuje naczynie wonnego olejku. Bardziej niż mądrość, niż sława zaważy trochę głupoty” (Koh 10,1).

Obok ambicji bycia wybitnym naukowcem, albo zadartonosym politykiem czy też słynnym fotoreporterem, istnieje też ambicja duchowej nieskazitelności. To, że ktoś ma zainteresowania religijne, wcale nie znaczy, że pozbył się dumy, wręcz przeciwnie, ona wtedy jeszcze bardziej daje o sobie znać. Prawdziwa świętość nie jest nastawiona na wyszukiwanie u innych dowodów grzeszności, a taką właśnie religijność mieli rozmówcy Jezusa.

Na tym świecie trzeba się pogodzić chyba ze wszystkim, oprócz grzechu. Tymczasem żyjemy niepogodzeni, o czym nawet nie wiemy. A właśnie grzech posługuje się wszystkim i wszystkimi, abyśmy żyli w tym niepogodzeniu. Ta niezgoda objawia się na zewnątrz w postaci oskarżeń innych ludzi. Przez skłonność do wyszukiwania u innych błędów moralnych daje o sobie znać najbardziej ukryty grzech.

Jak więc pozbyć się zła? Wyszukując go u innych, czy przyznając się do niego w sobie? Nie wiemy, jak radzić sobie z grzechem. Nie wiemy, co uczynić, by się go pozbyć, i wybieramy najczęściej najłatwiejszą drogę: ukrywanie! Ukrywamy cały ten brud jakby pokrywką od naczynia, a samo naczynie, czyli naszą zewnętrzną stronę istnienia, pokrywamy wtedy anielskimi ozdobami ambicji i perfekcji. Prorok Zachariasz miał pewnego razu taką właśnie wizję bezbożności. Zobaczył naczynie, które było unoszone przez dwóch aniołów, ale ta anielska powierzchowność ukrywała we wnętrzu naczynia zgoła zaskakującą tajemnicę. Zachariasz stał zdumiony i wpatrywał się w naczynie zbliżające się do niego. Gdy już było zupełnie blisko, zapytał swego anielskiego cicerone: „Co to jest? Odpowiedział: Zbliża się dzban. I dodał: To zresztą można zobaczyć w każdym zakątku świata. Potem podniosła się ołowiana pokrywa i zobaczyłem we wnętrzu dzbana siedzącą kobietę. I rzekł: To jest bezbożność, i zepchnął ją z powrotem do wnętrza dzbana, a otwór zakrył ołowianą płytą” (Zach 5,6–9).

„Przeżuwać”, a nie „wypluwać”


Augustyn Pelanowski OSPPE

Łatwo łudzimy się własnymi przemowami, wprowadzają nas w iluzję przekonania, iż to, co mówimy jest tym, czym żyjemy. Znam kogoś, kto widząc muszkę owocową otwiera usta i nazywa ją drosophila melanogaster, by zrobić wrażenie eksperta w każdej dziedzinie. Istnieją ludzie, którzy wstydzą się powiedzieć słowo WŁAŚNIE, wolą powiedzieć EXACTLY! Okłamujemy samych siebie wygłaszając prawdy przeczytane w mądrych księgach i aplikując je do kolekcji osobliwych cytatów. Im bardziej ktoś nie czuje się pewnie, z tym z usilniejszą determinacją wypowiada pewniki skradzione autorytetom. Podobnie łatwo się nauczyć na pamięć modlitwy lub Bożego Słowa, ale o wiele trudniej wpuścić je do serca, by stały się tam rozważaniem w dzień i w nocy. Jeśli chcesz wiedzieć, czy naprawdę sercem się modlisz możesz o tym się dowiedzieć tylko w jeden sposób: po zakończeniu modlitwy, gdy zamkniesz usta, modlitwa ciągle będzie w twoim sercu rozbrzmiewać. Bóg zwracając się do Jozuego, kazał mu nie tylko mieć na ustach święte Słowa, ale też je rozważać w dzień i w nocy. Miriam rozważała w swoim sercu Słowo, które usłyszała od anioła a Ono stało się w niej Ciałem. Nasz świat nauczył nas wypowiadać słowa bez serca, bez rozważania, bez zastanowienia, bez wpuszczenia ich do wnętrza. Mamy na ustach tysiące mądrych sformułowań, ale nie przełykamy, tylko je wypowiadamy na sposób wyplucia. Słowa nie wpuszczone do wnętrza są jak pokarm, który się nie przegryzło i nie posmakowało tylko wypluło. Jest to niesmaczne, gdy ktoś mówi coś nieprzemyślanego, bez duchowej asymilacji, bez przetrawienia sercem. Przypomina to odruch anorektyka. Podobnie powszechne jest postrzeganie innych bez wejrzenia w ich serce, patrzy się tylko na usta, na tytuły, zwraca się uwagę na elokwencję, czar, erudycję, erystykę, na wygadanie, które przecież jakże często ociera się o bezczelność. Oziębły arcykapłan Heli przyglądał się jedynie ustom Anny, gdy ta żarliwie się modliła w Szilo i dlatego myślał, że jest pijana. Pozory mylą. Żydzi widząc cud glosolalii w dzień Zesłania Ducha Świętego myśleli, że apostołowie są pijani. Hiob przetrwał wszelkie próby, gdyż nie tylko miał na ustach słowa Boga, ale ukrywał je głęboko w sercu (Hi 23, 12). A kiedy na końcu jego próby objawił się Bóg, Hiob przyłożył rękę do ust, by jego modlitwy za przyjaciół były zanoszone jedynie sercem i właśnie w ten sposób uratował ich od konsekwencji kłamstw, które wypowiadali o Bogu swymi ustami. Decydują przysięgi serca a nie deklaracje ust. Kiedy Bóg daje Słowa do naszych ust, trzeba je wpuścić do wnętrza, do serca, aby one oczyściły nasze myślenie, uczucia, sumienie. Starożytni anachoreci nazywali medytowanie Słowa Bożego w modlitwie RUMINATIO, przeżuwaniem. Dzięki tej metodzie, pozornie banalne słowa z Pism ujawniały zadziwiające bogactwo smaków mądrości. Gdy Bóg powoływał Ezechiela, dał mu do ust zwój Pism pełen przykrych słów o ludzkiej nieprawości. Ten zjadłszy ów zwój odczuł w ustach słodycz, ale gdy taką samą wizją zostaje poczęstowany Jan, Księga jedynie w ustach okazała sie słodka jak miód, we wnętrznościach stała się gorzka niczym piołun. Medytując dzisiejszy fragment Ewangelii, pragnę w sobie zaszczepić nie tylko skłonność do głębszego rozważania Słowa Bożego, ale też zdolność do wnikliwszego słuchania innych, a także liczenia się z każdym wypowiedzianym przez moje usta słowem. Zbyt wiele już kłamałem, by nie uchodzić za kłamcę. Słów wypowiedzianych bez serca, lepiej w ogóle nie wypowiadać.