Święto Podwyższenia Krzyża Świętego

publikacja 11.09.2017 21:24

Sześć homilii

Księga Chrystusa Ukrzyżowanego

ks. Leszek Smoliński

Przyszły papież św. Jan XXIII zapisał w swoim dzienniku duchowym takie słowa: „Wielką księgą, nad którą pochylam się z coraz większą uwagą, Boskie lekcje mądrości, to Chrystus Ukrzyżowany. Musze wyrobić w sobie umiejętność oceniania wszystkich zdarzeń i postrzegania całej wiedzy ludzkiej przez pryzmat kryteriów tej wielkiej księgi. Łatwo jest dać się zwieść pozorom i zapomnieć, co stanowi prawdziwe źródło prawdy. Tymczasem gdy patrzę na Ukrzyżowanego, ustępują wszystkie trudności, na dalszy plan schodzą teoretyczne i praktyczne problemy współczesnej nauki i kwestie tego świata”.

W Święto Podwyższenia Krzyża wpatrujemy się w Ukrzyżowanego, który stał się posłuszny Ojcu niebieskiemu. Krzyż należy do tajemnicy Boga, jest wyrazem Jego miłości „do końca”. W Synu Bożym jest również nasze zbawienie. On wskazuje, że krzyż jest najświętszym znakiem, który streszcza istotę chrześcijaństwa, jest jego wyróżnikiem. Stanowi nie tylko podstawowy gest modlitwy, ale również najprostsze wyznanie wiary. Znak krzyża wielu chrześcijan nosi na piersiach, czynimy go w różnych sytuacjach naszego życia, od narodzin aż po ostatnie pożegnanie. Spotykamy go przy drogach i górskich szlakach. Krzyże zawieszamy w różnych miejscach, gdzie przebywa człowiek. Chcemy w ten sposób uświęcić przestrzeń, w której żyjemy: świątynie i kaplice, mieszkania i miejsca pracy oraz nauki, szpitale czy wreszcie cmentarze. Stawiamy ten znak jako wyraz pamięci o ważnych wydarzeniach wolnościowych i społecznych, jak krzyże w Poznaniu, Gdańsku czy Warszawie.

Naśladowanie Chrystusa w codziennym dźwiganiu krzyża to zjednoczenie z Jego miłością, uczestnictwo w przemianie naszego życia. Ta droga prowadzi do narodzin nowego człowieka, stworzonego zgodnie z Bożym zamysłem. Jak zauważa kard. Joseph Ratzinger, „człowiek nie zadowala się rozwiązaniami, które nie upodabniają go do Boga. Ale wszystkie drogi wskazywane przez ‘węża’ (Rdz3,5), to znaczy przez mądrość tego świata, okazują się zawodne. Jedyną drogą jest komunia z Chrystusem, osiągalna w życiu sakramentalnym. Naśladowanie Chrystusa to nie jest kwestia moralności, ale zagadnienie ‘misteryjne’ – połączenie działania Bożego i naszej odpowiedzi”.

Dziś, w Święto Podwyższenia Krzyża, „Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty świat odkupiłeś”. Mamy świadomość, że „Krzyż – ofiara z nas samych – bardzo nam ciąży. Jednakże na Twą Drogę Krzyżową zabrałeś także mój krzyż. I nie uczyniłeś tego kiedyś, w przeszłości, bowiem Twoja miłość i moje życie są sobie współczesne. Dźwigasz go dzisiaj ze mną i i dla mnie i w przedziwny sposób pragniesz, bym i ja teraz, jak niegdyś Szymon z Cyreny, niósł z Tobą Twój krzyż, a towarzysząc Ci, razem z Tobą służył odkupieniu świata. Wesprzyj mnie, by moja Droga Krzyżowa nie byłą jedynie przelotnym wzruszeniem. Pomóż nam, byśmy towarzyszyli Ci nie tylko szlachetnymi myślami, lecz szli Twoją drogą sercem, i więcej: konkretnymi uczynkami codziennego życia” (J. Ratzinger, Droga krzyżowa, Koloseum 2005).

Pan wywyższony

ks. Leszek Smoliński

Paradoks chrześcijaństwa polega na tym, że nadaje ono zupełnie nowe znaczenie temu, co po ludzku wydaje się być nie do zniesienia, a nawet wbrew naturze. Tak działo się z krzyżem, który jako znak przeszedł w historii ogromną ewolucję znaczeniową. Cesarstwo rzymskie w czasach Jezusa stosowało ukrzyżowanie jako najbardziej haniebną karę, na którą skazywano wyłącznie niewolników. Tej kary nie stosowano natomiast u Żydów. Tak więc wyrok, który wykonano na Jezusie, pochodził z rozkazu władzy rzymskiej.

Jak zauważa papież Benedykt XVI, „Wielu ludzi mogłoby zapytać, dlaczego chrześcijanie czczą narzędzie tortury, znak cierpienia, porażki i upadku. To prawda, że krzyż wyraża wszystkie te rzeczy. Jednakże ze względu na Tego, który został wywyższony na krzyżu dla naszego zbawienia, krzyż ukazuje także ostateczny tryumf Bożej miłości nad całym złem świata” (Cypr, 27.08.2013). Cierpienie, które stało się udziałem Zbawiciela, ma więc konkretny cel – służy wypełnieniu planu Ojca i wyzwolenia człowieka z grzechu. Zbawienie dokonuje się na krzyżu, który staje się miejscem pojednania. Z wysokości krzyża spogląda na ziemię i na każdego człowieka dawca życia wiecznego. Tak więc krzyż bez Jezusa gubi swój sens.

Do rozpowszechnienia krzyża jako znaku chrześcijaństwa przyczyniło się niewątpliwie odnalezienie relikwii krzyża świętego przez matkę Konstantyna, św. Helenę. Według starożytnej Kroniki Paschalnej z Konstantynopola miało to miejsce 14 września 320 roku. Krzyż stał się więc znakiem chrześcijaństwa i symbolem Chrystusa. Dlatego też krzyże stawia się na ołtarzach, umieszcza na wieżach świątyń, ustawia przy drogach. Krzyże noszą na sobie lub przy sobie wierzący w Chrystusa. Znakiem krzyża rozpoczyna się i kończy modlitwa.

Święto Podwyższenia Krzyża przypomina, iż uczeń Chrystusa ma przyjąć na serio naukę Boskiego Mistrza i podążać Jego śladami, by przez krzyż dojść do chwały nieba. Będzie to trudne, jeśli krzyż stanie się jednym z wielu dekoracyjnych symboli, albo zostanie gdzieś w szufladzie, bo nie pasuje do nowoczesnego wystroju wnętrza. Nasz stosunek do krzyża ukazuje również, na ile jesteśmy w stanie wywyższać swoim życiem imię naszego Zbawiciela. Nasz stosunek do krzyża przedstawia również, na ile nasze świadectwo wiary jest autentyczne w świecie, w którym na co dzień żyjemy.

W dzisiejsze Święto rozbudźmy w sobie na nowo miłość do krzyża, który nie tylko przypomina nam Chrystusa, ale jest narzędziem łaski Bożej i źródłem duchowego umocnienia. On niesie nam niekończącą się nadzieję na zwycięstwo życia nad śmiercią, światła nad ciemnością, przebaczenia nad nienawiścią i przemocą. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, aby odnieść tryumf z Chrystusem, którego Bóg Ojciec „nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych”. Wdzięczni Bogu za dar zbawienia, zwróćmy się do Chrystusa słowami wersetu przed Ewangelią: „Uwielbiamy Cię, Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty świat odkupiłeś”.

Znak zwycięstwa

ks. Leszek Smoliński

Tradycja wskazuje na św. Helenę, matkę Konstantyna Wielkiego, jako na tę, która odnalazła Krzyż Chrystusa. Przypisuje się jej również udział w zbudowaniu dwóch bazylik w Jerozolimie, z których jedna obejmowała Grób Chrystusa, a druga, zbudowana w sąsiedztwie, przyległa do skały Golgoty. Z poświęceniem tych bazylik związano święto odnalezienia Krzyża i obchodzono je 14 września. Dzień ten wybrano, aby zastąpić obchodzone w tym czasie żydowskie Święto Namiotów. Zebrani pielgrzymi, radowali się znalezieniem Krzyża oraz brali udział w tak zwanym podwyższeniu Drzewa Krzyża, polegającym na podnoszeniu go w czterech miejscach świątyni dla adoracji ludu. Obrzęd ten był celebrowany bardzo uroczyście, jak dowiadujemy się ze świadectwa pozostawionego przez Egerię, chrześcijańską pątniczkę, która nawiedziła miejsca święte pod koniec czwartego wieku.

Krzyż, miejsce wywyższenia Syna Człowieczego, stał się znakiem zwycięstwa dobra nad złem, miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią. On stanowi źródło sensu ludzkiego życia, nadziei i oparcia dla wszystkich ludzkich praw. Łączy nasze ziemskie doświadczenia z Bogiem, w którym życie wieczne. To z krzyża „moc płynie i męstwo’; w nim „jest nasze zwycięstwo”. Legenda mówi, że rzymski cesarz Konstantyn, stawający w 312 r. do walki z wojskami pogańskiego Maksencjusza, ujrzał przed bitwą znak krzyża na niebie z towarzyszącym mu napisem: „Z tym znakiem zwyciężysz”. Nakazał więc swoim żołnierzom namalować na tarczach ten znak. I rzeczywiście zwyciężył.

Porucznik Pułku Ułanów Krechowieckich, późniejszy ksiądz Zdzisław Peszkowski, był w 1942 r. w Jerozolimie na Kalwarii, ze swym ordynansem, Antonim Tuniewiczem. Wspomina: „Pokazuję Antosiowi miejsce, w którym stał Krzyż Jezusa. Runął jak długi na posadzkę, wyciągnął ręce na krzyż i zaczął szlochać. Słyszałem słowa wdzięczności, że go ta łaska spotkała, że jest na miejscu, gdzie Chrystus nas zbawił. Dał mi lekcję wiary. Ukląkłem razem z nim i długo dziękowaliśmy za dar odkupienia”.

Jezus pokazuje, że „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje...” (J 15, 13). Tę prawdę dobrze zrozumiał i wcielił w swoje życie święty ojciec Rafał Kalinowski, nazywany przez wiernych „męczennikiem konfesjonału”. W czasie, kiedy obojętność religijna prowadząca często do ateizmu stała się „modą”, której uległa znaczna część inteligencji, ojciec Rafał swoim życiem i działalnością wpłynął na odrodzenie życia religijnego i zakonnego na ziemiach polskich. Swoje credo życiowe wyznał w liście do swej siostry: „Bóg się cały nam oddał za nas, jakże więc mam nie poświęcić się Bogu”.

Jako uczniowie Boskiego Mistrza mamy nie tylko czcić Krzyż, ale również patrzeć na niego w perspektywie wiecznej chwały, jako na znak zwycięstwa. Bóg, który ofiarował za nas swojego Syna, zaprasza nas również do miłości ofiarnej, do dawania siebie innym, do bycia dla braci. W ten sposób staniemy się głosicielami orędzia Bożej miłości, której szczytem jest Eucharystia, sakramentalna ofiara miłości.

Poniżony

Piotr Blachowski

Święto Podwyższenia Krzyża przypomina nam i uobecnia wywyższenie Chrystusa, naszego Pana, na Krzyżu. Jest to wywyższenie zbawcze. Kto wierzy w Ukrzyżowanego ma życie wieczne. Podwyższenie Chrystusa na Krzyżu dało początek wywyższeniu człowieka przez Krzyż. Miarą tego wywyższenia jest życie wieczne.

Święto, które obchodzimy dzisiaj, świadczy o wielkiej determinacji Boga do przebaczania ludziom. Święto to obrazuje Nieskończone Miłosierdzie Boga, który wobec żalu i pokornej prośby grzesznika przebacza mu jego największe nawet winy. Dlaczego Krzyż i Ukrzyżowany są bramą życia wiecznego? Z wysokości Krzyża miłość spływa na nas. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka. Doznajemy odpuszczenia grzechów za cenę Jego Ofiary. W opinii ludzi żyjących w czasach Jezusa krzyż był znakiem śmierci hańbiącej. Taką śmiercią nie było wolno karać ludzi wolnych tylko niewolników.

Krzyż jest więc znakiem najgłębszego uniżenia Chrystusa. „Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8). Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył. Ta śmierć stała się początkiem zmartwychwstania, czyli życia. Został „podwyższony” Krzyż, gdyż na nim podwyższony został Chrystus. Przez Krzyż „podwyższył” człowieka, to znaczy: w Krzyżu objawiona została dźwigająca człowieka – „podwyższająca” Go – moc Miłości. Na Krzyżu spotykają się nędza człowieka i miłosierdzie Boga. Za sprawą Krzyża Chrystusa został pokonany szatan, przezwyciężona śmierć, przekazane życie, przywrócona nadzieja.

Czy my, którym zostało przebaczone i odpuszczone, potrafimy przebaczyć bliźniemu nawet małą winę? Zastanówmy się nad modlitwą, którą odmawiamy codziennie – to Modlitwa Pańska. Modląc się, wypowiadamy słowa „I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy”. Czy kiedykolwiek zastanowiliśmy się nad nimi? Słowa te nie mówią, że chcemy odpuścić naszym winowajcom, lecz z góry zakładają, że to uczynimy. Tak nas nauczył modlić się Chrystus Pan, wskazując, jak mamy postępować. Czy czasami mówiąc te słowa, zatrzymujemy się nagle, przypominając sobie tych, którzy nas skrzywdzili? Odpuszczamy? Czy rzeczywiście tak jest? Jezus poucza nas, że mamy przebaczać łatwo i to nie tylko wybranym osobom, ale wszystkim bez wyjątku. Zwłaszcza wtedy, gdy powody są faktycznie ważne, np.: doznana niesprawiedliwość, a nie tylko w przypadku błahostek. Przebaczać mamy bez żadnych zastrzeżeń, dyskusji, bo robimy to dla sprawiedliwości wobec Boga, który nam przebacza, i dla pokoju w świecie.

Kto nie lubi i nie umie przebaczać, jest największym wrogiem samego siebie. Sam siebie zadręcza i do udręki, która przychodzi od innych, dodaje jeszcze tę, której sam jest przyczyną. Przebaczenie jednak nie może być wymuszone. Pan Jezus chce, abyśmy sobie nawzajem przebaczali wielokrotnie, łatwo i radośnie. Za tę cenę otrzymamy od Niego wielką wolność i pokój. I wtedy także prośba, którą zanosimy do Boga w Modlitwie Pańskiej będzie prawdą naszego życia.

Bądź pozdrowiony Krzyżu, jedyna nasza nadziejo! Przez tajemnicę Twojego Krzyża i Twego Zmartwychwstania zbaw nas, o Panie!

Paradoks krzyża

 

ks. Jan Dzielny

W starożytnej kulturze śródziemnomorskiej krzyż nabrał znaczenia hańby. Taki jego sens przeniknął do biblijnych relacji opisujących zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa. Nie każdy „zasługiwał” na krzyż. Nawet jeśli zasługiwał na śmierć, posługiwano się jeszcze innymi metodami przy egzekucji. Także wśród chrześcijan znamy przypadki ścięcia, jak choćby św. Jana, który zginął z rąk Heroda, czy św. Pawła, który był - jak sam o sobie mówił - obywatelem Rzymu. Tak więc śmierć przez ukrzyżowanie nie oznaczała jedynie tortur oraz długiej i męczącej agonii. Również „wystawienie” umierającego na publiczne oplucia i wyzwiska nie składało się na największy dramat skazańca. Sam krzyż - znak hańby - wystarczał za najgorsze upokorzenia. Przecież wieszano na krzyżu nie tyle skazanych na śmierć, co raczej wykluczonych z grona ludzi zasługujących na godną śmierć. Chodziło o podwójną karę. Liczył się nie tylko fizyczny ból, dodatkowo także psychiczny żal i gorycz. Chrystus był odarty ze swojej ludzkiej godności. Stał „po drugiej stronie marginesu”. Ten, który przełamywał społeczne konwenanse, by pokazać, że wszyscy ludzie są równi, sam został uznany za wyrzutka. A nawet - stał się nim ku uciesze politycznych i religijnych przeciwników.

Paradoksalnie, krzyż w osobie Jezusa Chrystusa, przeobraził się w znak zwycięstwa. W drugim czytaniu znajdujemy dziś opis największego w historii uniżenia. Św. Paweł w Liście do Filipian ukazuje Zbawiciela, który „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi”. Dalej Apostoł zauważa, że źródłem wywyższenia, jako konsekwencji wcześniejszej pokory Syna Bożego, było Jego posłuszeństwo aż do śmierci, i - jak podkreśla - była to śmierć krzyżowa.
Dla chrześcijanina krzyż przestał być znakiem hańby. Choć, ze względu na naturalne dążenie każdego człowieka do szczęścia, nikt nie ma obowiązku szukać upokorzeń czy cierpień, ani tym bardziej śmierci, krzyż w przypadku każdego człowieka zawsze pozostanie wyzwaniem, i to w chwili, kiedy się pojawi.
W historii chrześcijaństwa można spotkać wiele postaw, które wypaczyły sens Chrystusowego przesłania o krzyżu. Niektórzy chcieli środek potraktować jako cel. Szukali cierpienia, umartwiali się - czasami do granic ludzkiej wytrzymałości. W okresie prześladowań „pchali się w paszcze lwów”, mając pretensje do losu, że uniknęli męczeństwa.

Dzisiejsza niedziela skłania do refleksji nad rolą cierpienia w życiu człowieka. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że po śmierci Chrystusa, można włączać swoje indywidualne cierpienia w Jego zbawczą misję i razem z Chrystusem zawieszać je na drzewie krzyża. Nikt nie musi szukać cierpienia, ale jeśli w codziennym nurcie jest się zdanym na takie czy inne niedogodności, zawsze można szukać drogi do ich usensownienia. Nie ma chyba lepszego sposobu odnalezienia sensu cierpienia, jak próba kojarzenia go z tym, czego dokonał Chrystus.

Współczesność jest naznaczona kulturowym kontekstem, „wypracowanym” w przeszłości. Ta prawidłowość nie może omijać chrześcijan i chrześcijańskiej refleksji, również nad krzyżem i cierpieniem. Jeśli więc Chrystus uniżył samego siebie, oddawszy życie za każdego, nie oznacza to, że jesteśmy zobowiązani do szukania takiego heroizmu. Może się okazać, że zdobędziemy zdolność ascetycznego wytrzymywania bez jedzenia i picia, a na co dzień będziemy nieznośni i nieczuli na cierpienia bliskich.

Rozważając prawdę o cierpieniu i doskonałej ofierze Chrystusa, nie można tracić sprzed oczu także Jego słów: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”.

 

Bóg tak umiłował świat

 

ks. Roman Kempny

„Uwielbiamy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty, świat odkupiłeś” (śpiew przed Ewangelią).

Wierzymy, że Jezus Chrystus, jedyny Syn Boży, z miłości przyjął cierpienie i śmierć dla naszego zbawienia. Dlatego w wyznaniu wiary głosimy: „Ukrzyżowany również za nas”. Apostoł Jan mówi o miłości, która doprowadziła Jezusa do śmierci za nas: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał...” (J 3,15). Kiedy Jezus umywał nogi swoim apostołom, prosił ich aby poszli jego śladem: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13,34). Potem dodał: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Nasze Odkupienie zawdzięczamy krzyżowi Chrystusa. On przyjął śmierć, aby wyzwolić nas od grzechu i napełnić życiem Bożym. Dzielił wszystkie nasze cierpienia, duchowe i cielesne, napełniając pokojem tych wszystkich, którzy cierpią. Oto dlaczego jedyną naszą chlubą przed światem jest krzyż naszego odkupienia. Cierpienie Chrystusa jest chwałą jego ucznia, jak mówi św. Paweł: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (Ga 6,14). Tę tajemnicę cierpienia i odkupieńczej śmierci Chrystusa wspominamy przemierzając drogę krzyżową i rozważając bolesne tajemnice różańca. W krzyżu jest zbawienie, życie i zwycięstwo nad złem. Śmierć Jezusa rozpoczyna nowe przymierze, wieczne przymierze pomiędzy Bogiem a ludźmi. Dzięki niemu możemy tworzyć jedno i cieszyć się Pokojem Bożym (por. J 14,27).

Tylko Jezus Chrystus, w swej naturze ludzkiej i Boskiej, mógł doprowadzić ludzi do Boga, naszego Stwórcy. Nie ma innego pośrednika między Bogiem a ludźmi, „człowiek Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2, 5-6). Droga, jaką wybrał, aby pojednać nas z Bogiem, ukazuje niegodziwość grzechu: niewinny został wydany nikczemności ludzi, a oni zadali mu okrutną śmierć (por. 2 Kor 5,21). Odwaga, o jakiej zaświadczyła ta śmierć, jest przykładem posłuszeństwa, pokory, cierpliwości, miłości i przebaczenia, którego potrzebujemy, aby upodobnić się do Boga Ojca, którego słońce wschodzi nad dobrymi i nad złymi (por. Mt 5,48).

Potrzeba więc „nowego narodzenia” każdego ochrzczonego, aby w naszym życiu osobistym i społecznym nie dać się zwyciężać złu, ale próbować zło dobrem zwyciężać (por. Rz 12,21). On nas uczy takiej postawy, w modlitwie za swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23,34). Nieustannie przemawia do nas życie Chrystusa, Jego człowieczeństwo, Jego wierność prawdzie, Jego miłość wszystkich ogarniająca, Jego śmierć na Krzyżu.

Wobec Prawdy o Krzyżu i Odkupieniu nowej mocy nabiera prośba Jana Pawła II wypowiedziana w roku 1997 pod Giewontem: „Umiłowani Bracia i Siostry, nie wstydźcie się tego krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół urzędów publicznych i szpitali. Niech on tam pozostanie. Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz”.

Powtarzamy więc za Apostołem: „Postanowiłem (...) nie znać niczego więcej, jak tylko Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2, 2).

 

Krzyż Pański

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Sonia lubiła jako mała dziewczynka ukrywać się za starą szafą w rogu sypialni. Przesiadywała tam godzinami, odgrywając rolę mamy. Brała ze sobą ubranka dla lalek, garnuszki, w których gotowała obiady, wazonik na kwiatki i drewniany krzyżyk, który wieszała na gwoździu wystającym z szafy. Chowała się tam wtedy, gdy rodzice się kłócili. A kłócili się często, bo ojciec pił. Za szafą był azyl bezpieczeństwa. Niewiele się zmieniło, gdy poszła do szkoły, tyle że musiała wychodzić zza szafy i pocieszać mamę albo prowadzić ojca do sypialni. Słuchał jej jak potulny synek. Umiała go rozebrać i przykryć kocem, jak swoją lalkę szmatkami. Gdy była w liceum, marzyła o chłopaku, który nie będzie pił i nie miałby szans ukryć przed nią żadnych brudnych tajemnic. Nie chciała cierpieć jak mama, która już tylko szlochała i szeptała, że to krzyż Pański. Sonia siadała w ławce przed ołtarzem Ukrzyżowanego i modliła się o dobrego męża.

Spotkała Marka zaraz po maturze. Wiedziała, że to jej przyszły mąż. Była dla niego bardzo opiekuńcza, może aż nazbyt. Musiała być pewna, że ją nie zdradzi, że się nie napije i że nic nie ukryje. Od koleżanek dowiedziała się, że wychowywała go samotnie silna matka. Na ślubie pomylił obrączki i próbował swoją włożyć na jej palec. Prowadził samochód, ale to ona decydowała o każdym ruchu kierownicy. Mieli dwóch synów, najzdolniejszych w okolicy. Przestała chodzić do kościoła, bo nie było czasu. Po kilkunastu latach koleżanka z pracy powiedziała jej, że on ma kochankę. Znowu była w kościele, w tej samej ławce i nie mogła zatrzymać łez i skarg. Czuła się oszukana przez Jezusa, bo przecież prosiła o dobrego męża, a mąż okazał się Judaszem.

Czy Jezus prosił Ojca tylko o wiernych apostołów? Kochanka męża była młodsza, i to na tyle, że nie miała szans. Wygarnęła mu wszystko, rzucając na stół wykaz bilingowy, rachunki z Tesco, z których wynikało, że robi zakupy nie tylko do domu, wydruki e-mailowe z intymnymi zwierzeniami. Powiedział, że nie mógł już wytrzymać tego traktowania go, jakby był lalką! Krzyż Pański! Dzieci nic nie wiedziały. Ona wiedziała o dzieciach wszystko, jakie mają sny i co noszą w kieszeniach. Nic jej czujnej intuicji się nie wymknęło. Każdego dnia na Mszy siadała w swojej ławce, która pachnie starą szafą. Kiedyś w nocy obudziła się i poczuła pieczenie wewnątrz dłoni i stóp oraz przenikliwy ból w sercu. Pomyślała, że jest ukrzyżowana, ale psycholog powiedział jej, że to urojenia. Podwoiła wysiłki, by odzyskać męża i nie dopuścić, by synowie ją w czymkolwiek oszukiwali. Wiedziała nawet, co pili w pubie, znała treści wszystkich SMS-ów. Nie wytrzymali tego. Jeden po drugim opuścili ją. Teraz jest sama i codziennie sprząta mieszkanie. Nie może być żadnego brudu. Ostatnio znalazła mały drewniany krzyżyk za szafą, za którą się bawiła w dzieciństwie. Krzyż Pański!