26. Niedziela zwykła (B)

publikacja 01.09.2015 09:41

Sześć homilii

Nie bądźmy zazdrośni

ks. Leszek Smoliński

Podczas jednej z misyjnych wędrówek brat Masseo urządził św. Franciszkowi scenę zazdrości, choć próbował ją usprawiedliwić troską o Franciszka. Brat – nieco podirytowany spytał: „Dlaczego wszyscy cię naśladują? Dlaczego cały świat goni za tobą, i dlaczego tęskni prawdopodobnie każdy człowiek, żeby cię zobaczyć, usłyszeć i być ci posłusznym? Nie jesteś przystojny, nie masz dużo wiedzy, nie masz szlacheckiego pochodzenia. Skąd się to więc bierze, że cały świat za tobą goni?”.

Również w pierwszym czytaniu usłyszeliśmy, że Mojżesz dostrzega wokół siebie ludzi pałających zazdrością. „Czyż zazdrosny jesteś o mnie?” – rzekł do Jozuego – „Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha!”. Zazdrość przejawia się w potrzebie nieustannego porównywania z innymi, a powodów może być wiele. Różni nas zamożność, pochodzenie, wykształcenie czy stan życia duchowego. Każdy powód może stać się przyczyną, że rozbudzimy naszą wyobraźnię, która będzie podejrzliwie oceniała postępowanie innych. Uczestniczymy w gorączkowym poszukiwaniu nowości i wskutek tego ciągle oczekujemy zmian. Gdy tylko osiągniemy to, czego pragnęliśmy, chcemy innej rzeczy, zupełnie tak, jak czynią to dzieci.

W drugim czytaniu apostoł Jakub wskazuje na niebezpieczeństwa, jakie niesie bogactwo. Ludzie nie tylko pragną być bogaci, ale chorobliwie zazdroszczą bogactwa innym. O bogactwo zabiegają politycy i przedsiębiorcy, ludzie nauki i techniki, artyści i rzemieślnicy. Niektórzy twierdzą nawet, że w życiu liczy się tylko bogactwo i pieniądz. Wielu mówi, że jest to normalne, gdyż takie jest życie.

Uczucie zazdrości było znane apostołom. Jan przychodzi do Jezusa mówiąc, że spotkał człowieka, który Jego mocą wyrzucał złe duchy i zabronił mu, gdyż nie należał do grona uczniów. Czym kierował się umiłowany Apostoł Jezusa? Pewnie zazdrością! Jednak zdumiewa nas i zadziwia postawa Mistrza z Nazaretu. Jezus tak bardzo szanuje wolność każdego człowieka, że pozwala używać swojej mocy nawet tym. którzy są z dala od Niego. On jest cierpliwy. Wie, że każde dobro, które człowiek czyni drugiemu, powinno w końcu doprowadzić do lepszego poznania Boga.

Zazdrość to forma nienawiści drugiego człowieka, a przejawia się jako smutek z powodu cudzego szczęścia i radość z powodu jego nieszczęścia. Zazdrość jest nowotworem ludzkiego serca. Jak powstaje zazdrość? Mechanizm jest prosty. W sercu człowieka jedno włókno przestaje kochać. Dlaczego kogoś nie kochamy? Najczęściej dlatego, że nie chce być naszą wyłączną własnością, albo kocha kogoś, kogo my kochamy. Jak zatem należy zachować się wobec ludzi zazdrosnych? Jest możliwa tylko jedna jedyna pomoc – trzeba kochać zazdrośnika.

Wielkość ludzkiego powołania należy sprowadzić do miłości. Człowiek jest szczęśliwy, kiedy innych do szczęścia doprowadza, bo miłość nie zna uczucia zazdrości. Jako chrześcijanie powinniśmy sobie nawzajem pomagać w lepszym poznaniu wymagań Pana Boga. Miłość Boża nie jest uzależniona od naszej osobistej świętości; to raczej nasza świętość zależy od miłości Boga do nas i powinna być miłością odpowiedzialną.

W imię Kogo, w imię czego?

Piotr Blachowski

Bardzo dzisiaj popularny zwrot. Zwrot nawołujący do walki, opozycji wobec drugich, negacji innej grupy. Wielu z nas daje się omamić słowom, obietnicom, często złudnym i nieprawdziwym. Dlatego pora, by słowa te (oraz wiele innych) przestały być sztandarowymi dla grup, które niewiele mają wspólnego z wiarą i Jezusem. Ale w naszym społeczeństwie bywa tak, że używa się słów i zwrotów, które pasują do danej ideologii, przy czym całkowicie pomija się ich rzeczywisty sens.

Dobrze, że często czytamy o prorokach, wybrańcach Boga, głoszących wieści wypowiadane w Imię Pana. Bowiem czytając i słysząc o ludziach wybranych do przekazywania nam prawd objawionych, do prorokowania, mamy możliwość wyboru. Ale znajdujemy również przestrogę, aby nie mierzyć wszystkich równą miarą. Dlatego też słowa, które ludzie nam przekazują, musimy odsiewać od plew panoszących się w naszym słownictwie, od zdań, które wydają się być wzniosłe, ale nie prowadzą nas do Boga. Mojżesz w pierwszym czytaniu mówi: „Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha!” (Lb11,29b)

W każdym przesłaniu, które jest do nas kierowane, starajmy się znaleźć nie tylko słowa nas pokrzepiające i dla nas pożyteczne, ale również te, które zostały celowo użyte, by w naszym umyśle zasiać zamęt; potem przesiewając je i dokonując selekcji, odnajdziemy właściwe. Ta zasada dotyczy nie tylko słów, lecz także ludzi. Pozorna dobroć niektórych i głoszona przez nich mądrość może nas zwieść i zaprowadzić na manowce, ponieważ nie zawsze ich intencje są szczere. O takich właśnie ludziach, tych, których słowa i czyny są nieszczere, opowiada List św. Jakuba: „A teraz wy, bogacze, zapłaczcie wśród narzekań na utrapienia, jakie was czekają.” (Jk 5,1) Ale owo bogactwo to nie majątek, pozycja, lecz blichtr i fałszywa postawa pseudo proroka. I na to święty Jakub znajduje słowa: „Żyliście beztrosko na ziemi i wśród dostatków tuczyliście serca wasze w dniu rzezi.” Jk 11,5).

Jedynie słowa Jezusa i czyny ludzi działających w Jego Imię pozwalają nam wierzyć w dobro i miłość, która ma być w nas, dla nas i przez nas dla innych. Dlatego warto przytoczyć zdania ewangeliczne: „Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony.” (Mk 9, 41–43). Jeśli żyjemy w zgodzie z tymi słowami, to głośmy je w Jego Imię, ewangelizujmy się wzajemnie. Biada nam, jeśli czynimy to z chęci wprowadzenia zamętu u innych, jeśli czynimy to z chęci zdobycia zaszczytów i pieniędzy.

Przekaz płynący z wszystkich trzech czytań jest prosty: róbmy to, co nam powiedział Bóg nasz, czego nas nauczył Jezus Chrystus, a czyńmy to w Jego Imię, wtedy będziemy mogli usłyszeć: „Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami.” (Mk 9, 40).

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o dar rozumienia i działania w imię Jezusa, byśmy mogli podążać drogą wiary, nadziei, miłości. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Niebezpieczeństwo zgorszenia


Ks. Antoni Dunajski

Zgorszenie jest rzeczywistością ambiwalentną: może być świadectwem szczególnej wrażliwości moralnej lub przejawem jej braku. Wszystko zależy tu od szczerości intencji. Jednych - co zupełnie zrozumiałe - gorszy demonstracja zła, innych - co nas dziwi - gorszy czyjaś dobroczynność lub niekonwencjonalne przejawy religijnej ekspresji. Dlaczego Jozue zgorszył się tym, że „Eldad i Medad wpadli w obozie w uniesienie prorockie”? Mądry Mojżesz domyślił się od razu, że powodem tego zgorszenia była zazdrość: „Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha”. Albo dlaczego niezupełnie jeszcze święty Jan Apostoł zgorszył się, że ktoś inny, oprócz nich, w imię Chrystusa uwalniał opętanych od złych duchów? Argumentacja Jana, że ten ktoś „nie chodzi z nami”, zupełnie nie przekonała Pana Jezusa: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jet z nami”. Oba te, dość szczegółowo opisane w Biblii przypadki dowodzą, że w niektórych sytuacjach, kiedy są zgorszeni (nawet świątobliwi), nie ma faktycznego zgorszenia czy rzeczywistego gorszyciela.

Nie wynika z tego oczywiście, że zgorszenie jest zagrożeniem tylko subiektywnym lub mało groźnym. Gdyby tak było, Chrystus nie mówiłby z taką ostrością: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze”. Nawet jeśli uwzględnimy metaforyczność tego sformułowania, ewangeliczne przesłanie jest wystarczająco jasne - jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za swoje zbawienie, ale także za zbawienie innych, zwłaszcza tych, którzy są powierzeni naszej trosce i dla których stanowimy jakiś autorytet. Złodziej nie jest w stanie zgorszyć złodzieja. Zgorszyć go natomiast może bardzo łatwo nauczyciel, ksiądz, pracodawca, sędzia, polityk, jeśli będą demonstrować lekceważenie dla prawa i Bożych przykazań. Po części zwraca na to uwagę w swoim Liście św. Jakub.

Bogaty pracodawca, żyjący „beztrosko na ziemi i wśród dostatków”, gromadzący bogactwa, a niewypłacający pracownikom należnej im pensji, powoduje „zgorszenie”. Zgorszyć - to „uczynić gorszym”. Nie tylko w tym sensie, że lekceważąc Boże przykazanie i podstawową zasadę sprawiedliwości, człowiek taki rozbudza w swoich pracownikach poczucie krzywdy i doprowadza do smutku, a nawet rozpaczy, ale także - w sensie dosłownym - czyni gorszym ich los: zarówno w sensie materialnym, jak i duchowym. Los gorszy, niż sobie na to zasłużyli. W efekcie robotnik, który nie otrzymał uczciwie zarobionych i potrzebnych na utrzymanie rodziny pieniędzy - wzorem swojego pracodawcy - zacznie je zdobywać w sposób nieuczciwy i grzeszny. Nie uchroni się w ten sposób od winy, ale nie mniej winny w tym wypadku będzie niesprawiedliwy bogacz - pracodawca, który go „zgorszył”. Dlatego w Liście św. Jakuba wstrzymywanie zapłaty robotnikom ukazane jest jako grzech wołający o pomstę do nieba, grzech grożący utratą zbawienia.

A przecież zbawienie, życie wieczne w bliskości Boga, jest wartością większą niż przysłowiowa ręka czy noga. Zainspirowany słowami Chrystusa Adam Macedoński napisał:
Utnij człowiekowi ucho - a będzie żył dalej,
Wybij człowiekowi oko - a będzie żył dalej,
Utnij człowiekowi rękę - a będzie żył dalej,
Utnij człowiekowi nogę - a będzie żył dalej,
(...) Ale wystarczy tylko zniszczyć człowiekowi mózg, lub serce, lub kręgosłup - a umrze natychmiast!

Warto zaznaczyć, że Macedoński pisał to w trosce o naród. Uważał, że owym „mózgiem” narodu są ludzie jakby z definicji cieszący się społecznym autorytetem: politycy, duchowni, intelektualiści, artyści, a więc osoby najbardziej narażone na niebezpieczeństwo „gorszenia”.

 

 

 

 

Światło oka


ks. Antoni Dunajski

Przed laty oglądałem głośny film pod tytułem „Księżniczka”, ukazujący historię młodej, chorej na ziarnicę kobiety, która wbrew zaleceniom lekarzy namawiających ją do przerwania ciąży postanowiła ratować życie swego nienarodzonego dziecka. Była w pełni świadoma, że ratując dziecko, musi zrezygnować z koniecznych dla ocalenia jej życia naświetlań i naraża się na własną śmierć. Pragnąc podkreślić realizm sytuacji (film oparty został na autentycznym wydarzeniu) reżyser zdecydował się pokazać kilka dobrze sfilmowanych „łóżkowych” scen małżeńskich. Nie miały one nic wspólnego ani z pornografią, ani z modną dziś filmową erotyką. Film pokazywał dramat kochającego się małżeństwa, które miała wkrótce rozłączyć śmierć. I chociaż cała ta historia kończy się radosnym happy endem (dziecko rodzi się zdrowe, a u matki na skutek donoszonej ciąży mijają objawy nieuleczalnej choroby), w ludziach o normalnej wrażliwości ów dramatyczny, ocierający się o tragizm wątek akcji budził głębokie wzruszenie. Wychodzili z kina zamyśleni, zbudowani postawą głównej bohaterki, która swoją decyzją przypomniała o wartości życia każdego poczętego już dziecka. W tym kontekście zgrzytem było wyznanie jednego z młodych widzów, który wychodząc z kina, niby zgorszony „golizną”, oburzał się, że w kinie znowu pokazali „samo mięso”. Bolesne, że w tym pięknym filmie zobaczył tylko tyle. Chrystus miał rację: „Światłem ciała jest oko... Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!” (Mt 6,22-23).

Jezus ostrzegał też: „Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła”. Jest rzeczą oczywistą, że słowa te nie są wezwaniem do wyłupywania, lecz raczej do leczenia oczu, do ciągłego uzdrawiania naszego sposobu patrzenia na świat.

Oko, które jest „światłem ciała”, samo potrzebuje światła, aby właściwie pełnić swoje funkcje. Doświadczenie uczy, że nie zawsze wystarcza żarówka lub zwykłe światło słoneczne. Czasami aby właściwie patrzeć, niezbędne jest światło Chrystusowej Ewangelii. Apostołowie na przykład „widzieli” kogoś, kto nie chodził z nimi, a „wyrzucał złe duchy”. Niepotrzebnie widzieli w tym zagrożenie („zabranialiśmy mu”). Okazało się, że widzieli źle. Pan Jezus, Boski okulista, natychmiast skorygował im wzrok: „Nie zabraniajcie mu... Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”. W tym nowym, ewangelicznym świetle domniemany przeciwnik okazał się ich sprzymierzeńcem.

Nasuwa się pytanie, czy i jak my leczymy nasz wzrok, nasze spojrzenie na świat, na Boga, na ludzi. Z badań socjologicznych wynika, że większość z nas cierpi na swoistego „telewizyjnego zeza”, to znaczy widzi wszystko tak, jak pokazuje telewizja. Nie jest to bezpośredni kontakt z rzeczywistością i często telewizor zamiast być okiem – staje się naszym „judaszem na świat”. Nie powinniśmy więc oglądać telewizji bezmyślnie, bezkrytycznie. Starajmy się na wszystko patrzeć przez pryzmat własnych, osobistych doświadczeń i przemyśleń, ale zawsze w świetle wiary.

Chrześcijaninowi nie może już wystarczyć samo oko jako „światło ciała”. Chrystus bowiem obdarzył nas światłem Ducha Świętego, które codziennie pozwala nam korygować nasze widzenie rzeczywistości.

Tnij, Waść!


Augustyn Pelanowski OSPPE

Uczniowie widzieli człowieka, który wyrzucał złe duchy mocą imienia Jezus, choć nie należał do grupy apostolskiej. Eldad i Medad nie byli w namiocie z siedemdziesięcioma prorokami, a jednak prorokowali. Miłość Boga jest nieograniczona. Z drugiej strony, właśnie ta miłość Boga wymaga od nas okaleczenia naszych grzesznych przyzwyczajeń: odcięcia się od ręki chciwości, od nogi dumnej pewności siebie i od oka pożądania. Miłość Boga daje siebie w nadmiarze, ale żeby ją godziwie przyjąć, trzeba sobie wiele odmówić.

Wydarzenie z wylaniem się Ducha na siedemdziesięciu miało miejsce w miejscowości Kibrot Hattawa (Groby Pożądania), gdy Izraelici zgrzeszyli żądzą pożerania przepiórek, bo za mało im było manny! W samym epicentrum grzesznej żądzy Bóg tchnął swojego Ducha na ludzi, którzy bez opamiętania rzucali się na opadające przepiórki, jedząc ich mięso przez miesiąc, aż wychodziło im nozdrzami, jak groteskowo zapisała to Księga Liczb. Wstrząsające jest to zetknięcie się miłości Bożej i żądzy ludzkiej!
Jezus nie ograniczał działania Ducha miłości tylko do swoich uczniów, ale swoim uczniom nakazywał ograniczenie się w swych nieumiarkowanych potrzebach, które mogą tak łatwo przerodzić się w niebezpieczne pożądania. Dlaczego Jezus zaczął pouczać uczniów o odcięciu się od grzechu w tak zdecydowany sposób po wyjaśnieniu, iż nie powinni zabraniać innym żyć imieniem Jezusa? Zobaczył bowiem w swoich apostołach tę mroczną siłę, która pod pozorami radykalnych zakazów ukrywa potrzebę rozwiązłości. Im bardziej demonstrujemy swoją gorliwość, która narzuca innym podporządkowywanie się moralnym nakazom, tym usilniej skrywamy w sobie tęsknotę za grzechem. Żyjemy nie tylko w ciągłych wyborach, ale i w ciągłych sprzecznościach. Jednak napięcie, które ujawnia się w tych zmaganiach, daje siłę do duchowego wzrostu. Tylko ten, kto pokonuje i sprzeciwia się własnym tęsknotom za grzechem, może naprawdę wybrać Boga całym sercem. Moment kuszenia jest też momentem wiarygodnego wyboru prawdziwej Miłości. Tylko w jednej chwili możemy naprawdę zaświadczyć, że zależy nam na Bogu – wtedy, gdy jesteśmy kuszeni do tego, by Go porzucić, i nie czynimy tego.

Jezus mówił o trzech podstawowych siłach sprzeciwiających się kroczeniu za Nim: ręka, noga, oko to symbole chciwości, pychy i pożądania. Tej drastycznej wypowiedzi nie musimy rozumieć dosłownie. Odcięcie nogi czy ręki, albo wyłupienie oka to po prostu pozbawienie się pewnych możliwości, okazji, udogodnień, które nieuchronnie powodują upadki. Ktoś, kto ma problem z uzależnieniem od pornografii, na którą ciągle wpada w Internecie jak na stado przepiórek, nie musi sobie wyłupywać oka, wystarczy, że zrezygnuje z Internetu. Ktoś, kto okrada bliźniego z pieniędzy, wystarczy, że się mu do tego przyzna i odda to, co ukradł, i w ten sposób „utnie” proceder. Ktoś, kto ciągle staje na palcach, by wywyższyć się ponad innych, dobrze zrobi, jeśli odważy się powiedzieć o sobie coś upokarzającego i odetnie się w ten sposób od dumnego wywyższania.

Dyscyplinowanie sumienia


Augustyn Pelanowski OSPPE

O ludziach chciwych i bogatych, których utuczone żądzą serca doprowadziły do potępienia oraz mordu na sprawiedliwym, Jakub wypisuje złowieszcze wyroki. Uderza w indywidualne sumienie, a nie strzela z armat do Bastylii czy z Aurory na Pałac Zimowy. Chrześcijaństwo nigdy nie walczyło z systemami, ale ze zwyrodniałym sumieniem człowieka, nie z niewolnictwem, tylko ze zniewoleniami, ponieważ nie byłoby niewolnictwa, gdyby ludzie uwolnili się od własnych zniewoleń. Rewolucje są jedynie zamianą tyranów na gorszych niż poprzednicy. Nie da się zmienić rewolucyjnie społecznej niesprawiedliwości, ale można przekonać człowieka, by zrezygnował z wyuczonej niesprawiedliwości.

Jezus odwodzi apostołów od sporu z egzorcystą i kieruje ich uwagę na ich własne ręce, oczy i nogi. Niech przyjrzą się sobie samym, zanim zaczną oceniać kogokolwiek! Trudniej zdyscyplinować swoje sumienie niż drugiego człowieka, bo każdy wstydzi się prawdy o sobie, jakby była kłamstwem. Słowo Boga to rozpalone do czerwoności ostrze, które kusi do straszenia innych i odpycha, gdy się ma zadać cios własnej pożądliwości, chciwości czy pysze, ukrytymi pod symbolami oka, ręki czy nogi. Są grzechy, z którymi zrośliśmy się jak z własnymi kończynami, bez których życie wydaje nam się okaleczone. Trzeba jednak zadać cios, jeśli chcemy nie tylko siebie uratować. Kto dziś wyobraża sobie życie bez nieuczciwości albo bez walki o własne racje, albo bez rozwiązłości? Kto potrafiłby odciąć się od korzyści finansowych, gdyby dowiedział się, że za nimi stoi ludzka krzywda, albo są efektem oszustwa? Kto dziś nie wykorzystałby okazji do cudzołóstwa i wycofał się z kuszącej propozycji?

Tylko te słowa są prawdziwe, które irytują nasze sumienie, a tych Jezusowi nie brakowało. Tymczasem, kiedy słyszymy, że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa, szukamy wybiegów i znajdujemy je dzięki pomocy znawców starożytnej architektury, którzy twierdzą, że jedna z bram Jerozolimy tak się właśnie nazywała. Nawet przez ciasną, ale bramę, można przecież
jakoś się przecisnąć, ale jeśli chodziło Jezusowi o dziurkę od igły, to tego nie przyjmujemy do wiadomości i twierdzimy, że to zabieg literacki. Każda fortuna czyni człowieka odpowiedzialnym za tych, którzy cierpią niedostatek. Bo, jak powiedział Cantalamessa, nie o to chodzi, by nie być bogatym, lecz by nie próbować nie zauważać biednych. Nawet najmniejszy gest staje się niezapomnianym echem w niebie.
Istnieją ludzie, którym wydaje się niemożliwe żyć bez kont w bankach, bo dzięki nim stoją pewnie na swych nogach na tarasach Hiltona. Inni latami spłacają kredyty za pokój z kuchnią w bloku, marząc, że kiedyś staną na nogi, ale nie wiem, czy tak się stanie.