27. Niedziela zwykła (B)

publikacja 01.10.2015 11:13

Sześć homilii

Nierozerwalni

ks. Leszek Smoliński

Autor natchniony w Księdze Rodzaju kończy opis stworzenia niewiasty stwierdzeniem: „mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”. Taki był i jest Boży pomysł na szczęście i człowieka. Przypomina o tym Jezus w dzisiejszej Ewangelii w dyspucie z faryzeuszami: „Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”. W ten sposób głosi, że od samego początku Stwórca proponuje małżeństwo jako wieczyste przymierze, w którym obowiązuje jedność myślenia, woli i miłości oraz nierozerwalność. Zarówno mężowi, jak i żonie nie wolno zatem zrywać ustanowionej przez Boga jedności i związać się z innym partnerem, bo popełniają „cudzołóstwo”.

Pierwszy cud, na podstawie którego uczniowie uwierzyli, uczynił Jezus na weselu w Kanie Galilejskiej. Uświęcił w ten sposób związek małżeński, wnosząc przez swoją obecność błogosławieństwo i radość. Małżeństwo chrześcijan z woli Chrystusa staje się sakramentem, czyli świętym znakiem prawdziwego powołania małżonków do świętości. Dzięki obecności Ducha Świętego małżonkowie podtrzymują i umacniają swój związek przez wzajemne oddanie i niepodzielną miłość, wypływającą z Boskiego źródła miłości. A także są zatroskani o dobro swoich dzieci.

Nierozerwalność wypływa z samej natury miłości. Sakramentalne „ślubuję ci”, wypowiedziane wobec współmałżonka stanowi uczestnictwo w nieodwołalnym „tak” wypowiedzianym przez Chrystusa Kościołowi. Jest zatem czymś więcej niż czysto ludzką umową i przyrzeczeniem wzajemnej miłości, choć nawet ludzka tylko przysięga domaga się spełnienia tego, co się obiecało. Ten „węzeł” sakramentalny oznacza nie tylko zaangażowanie osobiste, ale przede wszystkim zobowiązanie moralne do wierności. U podstaw nierozerwalności leża również względy socjologiczne, ponieważ małżeństwo jest również wymogiem małżeństwa jako instytucji.

Małżonkowie przeżywają małżeństwo w codzienności naznaczonej ludzką słabością. Aby jednak mogli umacniać więź sakramentalną w Chrystusie, wystarczy codzienna modlitwa małżeńska, regularna spowiedź, wspólny udział we Mszy św. niedzielnej, noszenie obrączki, świętowanie kolejnych roczni ślubu oraz świadome pielęgnowanie miłości małżeńskiej. Źródłem mocy sakramentu małżeństwa jest stała obecność Jezusa, zaproszonego do związku w chwili jego zawarcia i zapraszanego tam ponownie w codziennej modlitwie oraz w sakramentach pokuty i Eucharystii.

W ostatnim czasie bardzo szybko w świadomości ludzi postępuje umniejszenie wartości nierozerwalności małżeństwa. Powoli obojętniejemy na to zjawisko, na związane z tym tragedie, rozprzestrzeniają się elementy mentalności prorozwodowej w postaci „targów rozwodowych”. Bywa, że nawet sami małżonkowie żyjący w związku sakramentalnym zakładają wcześniej, wręcz „planują” rozwód w przypadku niepowodzeń w małżeństwie. Nierzadko, też, niestety, katoliccy rodzice podpowiadają takie rozwiązanie w sytuacji kryzysu małżeństwa swych dzieci. Dlatego rozważając dzisiejsze słowo Boże warto pamiętać o słowach św. Jana Pawła II: „nie żyje się, nie kocha się, nie umiera – na próbę”.

Ślubuję ci, że cię nie opuszczę

Piotr Blachowski

Przypuszczam, iż każdy z nas słyszał tę formułę, jeśli nie jako ślubujący, to przynajmniej współuczestnik ceremonii. Ten wspaniały dzień dla wszystkich jest   doniosły, ważny, szacowny. Jak wygląda życie później, to odrębny temat, indywidualnie rozpatrywany w zaciszu własnych domów i sumień.

Ale dzisiaj czytania liturgiczne koncentrują się na temacie rodziny, bowiem Księga Rodzaju wprowadza nas w początek dziejów wspólnoty małżeńskiej. Wprawdzie w pierwszym czytaniu z Księgi Rodzaju słyszymy o stworzeniu człowieka, ale słowa te mają swój głębszy sens. Widzimy, jak Bóg w swej dobroci, martwiąc się o nas, postanawia nas uczynić szczęśliwymi, przydając mężczyźnie za towarzyszkę życia kobietę, by stanowili jedno ciało, jedną rodzinę. Jako Ojciec, dbając o swoje dzieci, nie dopuszcza myśli, by człowiek był sam. Tak więc nierozerwalność małżeństwa ma tutaj swój korzeń, swoje głębokie i święte uzasadnienie. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.” (Rdz 2,24)

Głębiej wagę związków rodzinnych rozpatruje List do Hebrajczyków: „Tak bowiem Ten, który uświęca, jak ci, którzy mają być uświęceni, z jednego [są] wszyscy. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazwać ich braćmi swymi.” (Hbr 2,11). Powołując do życia rodzinę, nie tylko zyskujemy nowego syna czy córkę, ale także powinowatych, tzn. ich rodziców, krewnych; takim to sposobem zyskujemy braci i siostry. Zaś powiększając naszą rodzinę, zyskujemy w nowych braciach i siostrach miłość, tę nadrzędną, Chrystusową.

W Ewangelii, po wyjaśnieniu ludzkich wątpliwości dotyczących nierozerwalności małżeństwa, Jezus wyraźnie nam mówi, jak mamy myśleć, jak mamy żyć, jak podążać do Chwały Królestwa Bożego. Bowiem nie tylko potwierdza naukę, wznawiając temat nierozerwalności małżeństwa, ale również uczy nas, w jaki sposób zabezpieczyć trwałość i świętość rodziny dla dobra małżonków i dzieci. Wiemy doskonale, że troską rodziców powinno być autentycznie chrześcijańskie wychowanie swoich dzieci, obdarzanie ich od poczęcia miłością i prowadzenie do Jezusa przez nauczanie prawd wiary. Dzieci są szczególnie otwarte na dobro, na miłość. Dlatego Ewangeliczne Słowa Chrystusa winny nam zapaść głęboko w podświadomość i powinniśmy z nich wyciągnąć właściwe wnioski. "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego." I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Mk 10,15-16).

Dobrym zwyczajem jest błogosławienie naszych dzieci w każdym ważnym momencie, od Chrztu po Małżeństwo. A my? Tworząc Kościół domowy, idziemy drogą Chrystusa, powtarzając Jego słowa i gesty. Pamiętamy przecież wszyscy zawsze, że rodzina i jej jedność bierze swój początek w sakramencie małżeństwa. Bo małżeństwo to wspólnota życia. To dom. To praca. To troska o dzieci. To także wspólna radość i rozrywka. Pamiętamy?

Matko Boża Różańcowa, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o dar dziecięcego zaufania i miłości do Boga, Jego dzieł, bo tylko wtedy będziemy zdolni kroczyć drogą wiary, nadziei, miłości. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Jak było „od początku”


ks. Jan Kochel

Na łamach „Gościa Niedzielnego” pojawiła się bardzo ciekawa korespondencja, która jest reakcją wrażliwych i odważnych kobiet (brak zupełnie mężczyzn) na list Ewy - młodej mężatki opuszczonej przez męża. Są to piękne świadectwa „dzielnych niewiast”, które naprawdę uwierzyły w nierozerwalność i świętość sakramentu małżeństwa. Rozwód - zerwanie trwałych (sakramentalnych) więzi łączących mężczyznę i kobietę - to bolesny problem, który dotyka ludzkość od dawna, ale obecnie staje się poważnym zagrożeniem dla samej koncepcji rodziny. Jaki wpływ może mieć Chrystusowa Ewangelia na życie ludzi dotkniętych „plagą rozwodów”, ogarniętych lękiem, poczuciem osamotnienia i cierpienia?

W Liturgii Słowa słyszymy dziś odpowiedź Jezusa na prowokacyjne pytanie faryzeuszy: „Czy wolno mężowi rozwieść się z żoną?”. Chrystus przypomina naukę Biblii: „Od początku stworzenia Bóg uczynił ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem...” (Mk 10,6). W innej relacji na podobne pytanie faryzeuszy: „Czy wolno mężczyźnie rozwieść się z żoną z jakiegokolwiek powodu?”, Jezus daje taką samą odpowiedź połączoną jednak z wyrzutem: „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku uczynił ich jako mężczyznę i kobietę?” (Mt 19,4). Ważne w tych tekstach jest odwołanie się do „początku”. Zwrócił na to uwagę Jan Paweł II w swoich rzymskich katechezach „Mężczyzną i kobietą stworzył ich”.

Co oznacza ów „początek”? Według Papieża Chrystus nie przyjmuje dyskusji nt. nierozerwalności małżeństwa na poziomie faryzejskiej prowokacji i prawnych rozwiązań wprowadzonych już przez Mojżesza (tzw. listu rozwodowego). On „nie akceptuje tego wymiaru, jaki oni usiłują sprawie nadać”. W autentycznej dyskusji na tak ważny temat nie można pominąć „słów najpierwotniejszego Objawienia”, czyli nauki Księgi Rodzaju, gdzie czytamy: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył, stworzył mężczyznę i niewiastę (...) Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 1,27; 2, 24).

„Początek” oznacza więc naturalną rzeczywistość i konsekwencję związku mężczyzny i niewiasty: „opuszcza... łączy się... stają się jednym ciałem”. Chrystus do tego pierwotnego prawa dodaje swoją interpretację: „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19,6; Mk 10,9).

Papież zaznacza, że „owo »niech nie rozdziela« jest rozstrzygające (...) Słowa Jezusa Chrystusa stanowią potwierdzenie odwiecznego prawa, które zostało ustanowione i sformułowane przez Boga, »od początku«, wraz ze stworzeniem człowieka”. Ewangelia potwierdza zatem pierwotne prawo małżeńskie dane człowiekowi »od [samego] początku«”.

Uczniowie jednak na osobności dalej pytają Jezusa. Podobnie jak wielu zbolałych, opuszczonych, znękanych, bitych i znieważanych: Co mamy czynić? Oczywiście zawsze znajdą się tacy, którzy będą dawać tzw. dobre rady. Chrystus nic nie zmienia, tylko cierpliwie wyjaśnia: „Kto oddaliłby swoją żonę i poślubił inną, cudzołoży wobec niej”.

Można tylko dodać słowa z Listu do Hebrajczyków o Bogu, który przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie (2,10). Można też przywołać świadectwo opuszczonej mężatki, która wyznała: „Pamiętałam, że już raz ślubowałam przed Bogiem. Było ciężko, ale wytrwałam. I nadszedł dzień, kiedy mąż wrócił, a ja go przyjęłam. Dziś jesteśmy nadal dobrym małżeństwem. Dzieci dorosły, założyły rodziny, cieszymy się wnukami, sobą i życiem (...) Proszę nie słuchać »dobrych rad« znajomych, tylko ufać i wierzyć”.

 

 

Stworzeni do miłości


ks. Wacław Depo

Objawienie Boże poucza nas dzisiaj jasno i wyraźnie o stwórczym planie Boga względem człowieka oraz jego naturalnym ukierunkowaniu ku wspólnocie z innymi: „Niedobrze być człowiekowi samemu”. Stwarza przeto Bóg kobietę współistotną Adamowi w jego człowieczeństwie: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała”. Podobnie słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii przypominają „początek stworzenia” i jasno określają powód, który skłonił Mojżesza do „zliberalizowania” prawa Bożego: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych”. Ten odwieczny, stwórczy zamysł Boży wobec ludzi był i jest „znakiem sprzeciwu” wobec wszystkich, którzy próbują zmieniać prawo życia małżeńskiego i rodzinnego. Tym samym bowiem pokazują, że nie rozumieją lub nie chcą poznać, czym jest prawo naturalne, wpisane w ludzki byt – że jest „uczestnictwem rozumnych i wolnych stworzeń w planie Boga Stwórcy”. A On nie zostawił człowieka na płaszczyźnie natury. Przez stwórczą miłość podniósł nas do godności swoich dzieci i objawił swoją wolę wyrażoną w Prawie Dwóch Kamiennych Tablic: „Będziesz miłował Boga i bliźniego, jak siebie samego”, „czcij ojca i matkę swoją”, „nie zabijaj”, „nie cudzołóż”, „nie pożądaj”...

A gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg poprzez swojego Jednorodzonego Syna potwierdził raz na zawsze ważność prawa, które ustanowił „na początku stworzenia”, a którym jest wspólnota osób i nierozerwalność związku dwojga ludzi aż po śmierć, lecz jest zadaniem – drogą współpracy człowieka z Bogiem, który ustanowił je mądrze i opatrznościowo w tym celu, aby urzeczywistnić w ludziach swój plan miłości” (Paweł VI, «Humanae vitae»). Mówią o tym wyraźnie teksty Objawienia, które przypominają, że więzy krwi łączące ojca i matkę ze swym dzieckiem, stają się podstawą wyższego i mocniejszego związku, „tak iż już nie są dwoje, lecz jedno ciało”...

Dotykamy tutaj tajemnicy związku człowieka z Bogiem, który Sam jest Gwarantem i Świadkiem tej jedności. Dlatego słyszymy słowa: „Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”. Związek małżeński – znak przymierza dwóch osób w obliczu Boga – z woli Chrystusa stał się sakramentem, a więc związkiem miłości, która ma wzrastać poprzez współpracę z łaską. A to oznacza – jak uczy nas Jan Paweł II – „że miłość nie jest żadną utopią, ale darem Bożym i zadaną ludziom powinnością możliwą do zrealizowania dzięki łasce Bożej” (List do Rodzin). Ma ona wzrastać w głąb. Nie jest bowiem rodzajem twierdzy, którą trzeba tylko ochraniać, lecz ma być na podobieństwo drzewa, które wchodząc korzeniami w głębię ziemi, daje nowe siły, nowe życie... Nawet wówczas, kiedy klimat zdaje się być nieprzyjazny i przeciwny...

Warto w tym miejscu jeszcze raz przypomnieć słowa Jana Pawła II, który stwierdził, „że na temat katolickiego zrozumienia odpowiedzialnego macierzyństwa i ojcostwa panuje wiele nieporozumień... Wystarczy uważna lektura wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, aby się przekonać, że Kościół nie popiera ideologii płodności bez granic, popychając małżonków do prokreacji bez rozróżnienia i żadnego planowania”. W rzeczywistości natomiast małżonkowie, powołując do istnienia „nowe życie” realizują jeden z najwznioślejszych wymiarów swojego powołania: są współpracownikami Boga. Dlatego właśnie zobowiązani są do postawy wyjątkowej odpowiedzialności. Wiemy i doświadczamy, że ten program „stworzenia i powołania do miłości” jest „od początku” trudny i wymagający, ale wierzymy również, że z Bożą pomocą jest możliwy do realizacji.

Zawsze ten (ta) sam(a)


Augustyn Pelanowski OSPPE

Na pewno nie żyjemy tylko po to, aby przeżyć następny dzień. Nie żyje się też po to, żeby jeść, wyżyć się lub mieć święty spokój. Wyższe potrzeby człowieka: pragnienie godności, przynależności, pragnienie uczynienia czegoś szlachetnego, poświęcenie się i wreszcie miłość są dostępne już tylko tym, którzy mają jakąś duchowość. Duchowość jest zbudowana na jakiejś prawdzie. Jaka prawda rządzi twoim życiem? Czy w ogóle mogą być różne prawdy, albo nawet dwie prawdy?

Oczywiście dla chrześcijanina jest tylko jedna Prawda. Syn Boży powiedział, kto jest prawdą: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. To bardzo ważne, że Jezus mówił, iż On sam jest drogą dochodzenia do Prawdy, która daje życie, i to nie jakikolwiek rodzaj życia, tylko życie wieczne, życie spełnione, szczęśliwe. Życie, w którym nie ma już ani jednej najmniejszej troski, ani zmartwienia.

Jest droga do takich prawd, które w końcu dają Życie. Taką drogą są sakramenty! Jednym z nich jest małżeństwo, droga wspólnego samodoskonalenia się według prawd Jezusowych. Miłość nie jest na pewno zakochaniem się, afektem, fascynacją, lecz stałą troską o kogoś, nieustanną promocją, ciągłym wybieraniem tylko tej, a nie innej osoby. Jezus oddał swe życie za uczniów i nie zmienił ani jednego w grupie Dwunastu. Wytrwał w miłości do nich. Oddawać siebie komuś i oddawać swoje życie dla kogoś jest właśnie istotą małżeństwa. Chodzi o ciągłe wyrzekanie się swoich osobistych wyobrażeń, planów, celów, egoistycznych pragnień, dla dobra drugiej osoby.

To ciągłe zgadzanie się na czyjeś dobre strony, ale i na to, co niedoskonałe. Jezus nie miał idealnych uczniów, ale dzięki wspólnocie stawali się coraz lepsi. Kto zawiera małżeństwo, musi pamiętać, że nie wiąże się tylko dlatego, że ktoś jest piękny, atrakcyjny czy inteligentny, ale zgadza się także na wspólne dojrzewanie ku życiu wiecznemu. Wierzymy takiej osobie, która potrafi przyznać się do błędu, a nie takiej, która potrafi się jedynie usprawiedliwiać. Dla nas, chrześcijan, wzorem jest miłość, którą zobrazował we własnym życiu Jezus. Pokazał nam jej obraz w prawdach Biblii, i właściwie to jest najważniejszy prezent ślubny: Biblia! Miłość jest możliwa, jeśli dwie osoby tak samo się sobie ofiarują i tak samo siebie wybierają. W całym wszechświecie nie ma nic cudowniejszego niż poświęcenie. To nadaje sens naszemu istnieniu!

Małżeństwo najmocniej łączy, gdy przezwycięża pokusę koszmaru odrzucenia. Cierpienie udoskonala, jak czytamy w drugiej lekcji. To właśnie wtedy można prawdziwie kochać, gdy się chce kogoś najbardziej znienawidzić. Małżeństwo jest sakramentem – przypomina wzajemne przyjmowanie siebie w Komunii lub nieustanną spowiedź. Jezus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś swoje życie oddaje za swoich przyjaciół”. Oddawać siebie jest jednocześnie przyjmowaniem kogoś, a jedność osiągnięta na tej drodze staje się ściślejsza niż ta, która istnieje między kwiatem a zapachem lub między smakiem owocu a nim samym.

Jak boli zdrada?


Augustyn Pelanowski OSPPE

Ludzie zwykle szukają miłości bardziej w sobie niż w Bogu i takie ustawienie daje mało szans na trwałość związku. Wcześniej czy później wyeksploatują się i zaczną szukać miłości poza małżeństwem. Miłość, bez czerpania z samego źródła miłości, czyli z Boga, po jakimś czasie wypala się, jak ogień, do którego nie podrzuca się polan. Jeśli w grę wchodzi seks przedmałżeński, to szanse na wierny związek są jeszcze mniejsze. Wiele razy słyszy się wyznanie: współżyjemy ze sobą, bo się kochamy. To niebezpieczne założenie, ponieważ za każdym razem, kiedy zapłonie miłość do innej osoby, nie będzie barier przed wchodzeniem w seks. Dorosły człowiek zakochuje się w różnych osobach, ale wcale nie znaczy to, że ma za każdym razem współżyć z tymi osobami. Czy za każdym razem, kiedy kogoś innego pokocha małżonek, powinien dać upust swojej żądzy? Czy każde zakochanie się małżonki usprawiedliwia używanie seksu? Jeśli w okresie przedmałżeńskim ktoś nie sprawdzi się w powstrzymywaniu od seksu wobec ukochanej osoby, to jaka istnieje gwarancja, że po ślubie zachowa wierność wobec współmałżonka, gdy zauroczy się inną osobą?

Zdrada to wielki ból i depresyjne przeżycie degradacji godności osoby. Cudzołóstwo jest promowane i większość narzeczonych ze sobą współżyje, ale wystarczy prześledzić skutki psychiczne zdradzonych osób oraz dzieci z rozwiedzionych związków, by nie bagatelizować źródeł tych tragedii. Rozwód niesie za sobą przygnębiające skutki, które utrudniają dziecku prawidłowy rozwój. Permanentne poczucie zagrożenia, niepewność, zaburzenie poczucia bezpieczeństwa, poczucie krzywdy, a także winy, to dziedzictwo, które spada na dziecko rozwodzących się rodziców. Rozbicie rodziny powoduje, że większość dzieci ma poczucie, że są nikomu niepotrzebne, mało wartościowe, niekochane, a także odrzucone, co z kolei prowadzi do popadania w stany depresji. Rodzice, którzy siebie już nie kochają, nie mają już czym dzielić się z dzieckiem, a to pozostaje w próżni emocjonalnej, z którą sobie nie radzi.

Dziecko nie potrafi znieść rozpadu rodziny, bo jest tylko dzieckiem, nawet dorosły przeżywa to depresyjnie. Towarzyszy mu ból, którego nie potrafi zasymilować, wkrada się rozpacz, nierzadko dochodzi do wniosku, że jest winne odejścia matki czy ojca. Dziecko też czuje się zdradzone, a skoro zdradzone, to niegodne miłości. Doprowadza to do zaniżenia własnej wartości oraz przeświadczenia, że nie zasługuje na miłość i nigdy już ona nie będzie możliwa. Przyszłość wywołuje lęk, a druga osoba, którą obdarzy uczuciem miłości, będzie budzić nieufność. Już dość dawno zauważyłem, że ludzie, którzy notorycznie oddawali się cudzołóstwu, często oddalali się od wierności Bogu, wkraczając na teren okultyzmu albo poszukując duchowych przeżyć poza chrześcijaństwem. Po prostu cudzołożą wobec Boga. Ale bywa też odwrotnie, że zdrada Boga owocuje zdradą najbliższych osób.