Wszystkich Świętych

publikacja 31.10.2019 18:53

Osiem homilii

W drodze do nieba

ks. Leszek Smoliński

1. To my decydujemy w naszym życiu, czy chcemy być szczęśliwi. Większość ludzi sądzi, że wykształcenie, rodzina, status społeczny i pieniądze uczynią go szczęśliwym. A okazuje się, że tak się nie dzieje. Natomiast Bóg pragnie, aby człowiek upodobnił się do Niego, na ile to tylko jest możliwe. Dlatego Jezus każdego ze swoich uczniów zaprasza dziś na Górę Błogosławieństw, by otwierać ich serca na Bożą miłość, rozlaną przez Ducha Świętego. „Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich…” (Mt 5,1-2). Kiedy wczytujemy się w orędzie Ewangelii, dostrzegamy w nim pewną dynamikę życia. Zakłada ona podążanie za Jezusem drogą ośmiu błogosławieństw, drogą szczęścia, drogą świętości. Jest to droga pod prąd, która jednak prowadzi do nieba. A „każdy chrześcijanin, na tyle, na ile się uświęca, staje się bardziej owocny dla świata” (Gaudete et exultate 33).

Na pytanie: „Jak można stać się dobrym chrześcijaninem?” – odpowiedź wydaje się prosta: trzeba, aby każdy – na swój sposób – czynił to, co mówi Jezus głosząc błogosławieństwa, będące swoistą „konstytucją Królestwa Bożego”. W nich zostało naszkicowane oblicze Mistrza, do którego ukazywania w życiu codziennym jesteśmy powołani (por. GE 63). Błogosławieństwa są komentarzem do przykazań Dekalogu i ich pogłębieniem. Stanowią „dowód tożsamości chrześcijanina”. Powinny więc być treścią naszego życia. Możemy nimi żyć tylko wówczas, gdy pozwolimy się prowadzić Duchowi Świętemu, który „przenika nas całą Swoją mocą i uwalnia nas od słabości egoizmu, lenistwa czy pychy” (GE 65).

2. Człowiek błogosławiony jest zanurzony w promieniach Bożej energii i otwarty na przyjęcie Bożego bogactwa. Dlatego poznaje wolę Bożą i podporządkowuje jej całe swoje życie. „Wszyscy jesteśmy powołani, by być świętymi, żyjąc z miłością i dając swe świadectwo w codziennych zajęciach, tam, gdzie każdy się znajduje” (GE 14). W realizacji Bożego wezwania do bycia świętym chodzi przede wszystkim o życie miłością i dawanie świadectwa. W jaki sposób? Żona czy mąż winni troszczyć się o siebie nawzajem, jak Chrystus troszczy się o swój Kościół. W przypadku pracownika świętość realizuje się przez uczciwe i kompetentne wypełnianie swojej pracy w służbie innym. W odniesieniu do rodziców czy dziadków świętość dotyczy uczenia dzieci naśladowania Chrystusa, zwłaszcza przez przykład własnego życia. Natomiast sprawujący władzę mają zdobywać świętość w walce o dobro i wyrzekanie się osobistych interesów na korzyść dobra wspólnego (por. GE 14).

Papież Franciszek proponuje, by uświęcać się zwyczajnie, na drodze małych gestów, jak powstrzymywanie się od złego mówienia o innych, cierpliwe i z miłością słuchanie innych, pomimo własnego zmęczenia, modlitwa na różańcu w chwili udręki, pełna miłości rozmowa na ulicy ze spotkanym ubogim (por. GE 16). Czasami Bóg zachęca nas do nowych nawróceń, by jego łaska mogła jeszcze bardziej zajaśnieć w naszym życiu, innym razem chodzi o udoskonalenie tego, co już czynimy, „żeby dokonywać zwykłych  czynów w niezwykły sposób” (GE 17). Chodzi zatem o to, aby „każdy dokonywał rozeznania własnej drogi do świętości i by dawał na niej z siebie wszystko” (James Martin SJ).

3. Jezus przypomina też każdemu z nas: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” (Mt 16,26). Współpracując z Duchem Świętym warto też pamiętać, aby „przeżywać chwilę obecną napełniając ją miłością” (GE 17). I w ten sposób „nie stawiać granic temu, co wielkie, co lepsze i najpiękniejsze, ale jednocześnie skupiać się na tym, co małe, na codziennym zaangażowaniu” (EG 169). Ks. prof. Edward Staniek zauważa: „Kto bowiem uwierzy w Chrystusa, wchodzi w dynamizm wiary i każdego dnia winien postawić kilka kroków na drodze jej rozwoju. Są to kroki doskonalenia mądrości i miłości. […] Ten dynamizm Ewangelii promieniuje z serca człowieka wierzącego i zastanawia wszystkich, którzy się z nim spotykają. On, będąc sobą, daje świadectwo mądrości i miłości, nie myśląc o tym. […] Mądry zawsze jest solą ziemi, nawet jeśli skromnie stoi na półce w kuchni, czekając na rękę, która nada nim smak pokarmom. Jest on również światłem świata, bo autorytet mądrości jest dostrzegany w otoczeniu – ten, kto potrzebuje jego rady, podchodzi do niego i pyta”.

Jezus uświadamia nam, że jeśli nie nawrócimy się do Boga, przez odważne podjęcie wezwania z Góry Błogosławieństw, nigdy nie odczujemy szczęścia płynącego z obcowania na co dzień z Bogiem i danej szansy przemieniania świata. Będziemy jedynie oddychać powietrzem chrześcijańskim, roztaczać wizje własnych możliwości oraz zazdrościć tym, którzy zaufali Bogu na serio i dotarli niebieskiej mety. Warto więc uświadomić sobie, że nie każde zaangażowanie uświęca. Zwłaszcza, jeśli jest „pobudzane niepokojem, pychą, koniecznością pokazania się i panowania” (GE 28). I „nie jest [też] prawdą, że intensywna praca stanowi przeszkodę w życiu modlitwy. Przeszkodą jest gorączka w pracy, pospiech. Nie intensywność rozprasza, ale nieład w pracy, bałagan. Właśnie brak intensywności i ‘obijanie się’ jest przeszkodą. Nie to jest ważne, czy człowiek pracuje powoli, czy szybko, ale czy jest zwarty wewnętrznie” (o. Piotr Rostworowski).

Ludzie Ośmiu Błogosławieństw dają czytelne świadectwo, że Jezus zmartwychwstał, że Jezus żyje, a świadczą o tym konsekwencją życia i mocą Ducha Świętego. Duch Boży również dziś i do każdego z nas kieruje wezwanie: Nie udawaj świętego, tylko po prostu bądź święty! Bądź święty – czyli żyj w zażyłości z Bogiem, bądź Jego przyjacielem, bo Holy Wins – Święty zwycięża. Nie siłą, nie mocą swoją – lecz mocą Chrystusa – Zwycięzcy. A największy nasz sukces to pokładanie w Nim nadziei i wytrwałe zdążanie, aby wziąć w posiadanie królestwo, przygotowane nam od założenia świata (por. Mt 25, 34b). Aktor Dariusz Kowalski wyznaje: „Gdyby nie Chrystus, dziś leżałbym w błocie. Dla wielu mogę być ciemnogrodem, ale o tym nie myślę, bo mnie interesuje Niebo, a nie to, co o mnie mówią i myślą ludzie”.

W szkole świętości

ks. Leszek Smoliński

Przemawiając w Sanktuarium Nowych Męczenników na rzymskiej Wyspie Tiberina (22.04.2017), papież Franciszek pytał: „Czego dzisiaj potrzebuje Kościół?”. I kontynuował: „Męczenników, świadków, to znaczy świętych dnia powszedniego, bo Kościół naprzód prowadzą święci, bez nich Kościół nie może ich naprzód. Kościół potrzebuje świętych dnia powszedniego, zwyczajnego życia, przeżywanego konsekwentnie. Ale także i tych, którzy mają odwagę przyjąć łaskę bycia świadkami aż do końca, aż do śmierci. Wszyscy oni są żywą krwią Kościoła. Są świadkami, którzy prowadzą Kościół naprzód, ci którzy zaświadczają, że Jezus zmartwychwstał, że Jezus żyje, a świadczą o tym konsekwencją życia i mocą Ducha Świętego, którą otrzymali w darze”.

Kościół uświadamia nam w uroczystość Wszystkich Świętych nasze podstawowe, a zarazem wielkie powołanie do świętości. Bóg pragnie, aby człowiek upodobnił się do Niego, na ile to tylko jest możliwe. Jezus każdego ze swoich uczniów zaprasza na Górę Błogosławieństw, by otwierać ich serca na Bożą miłość. Człowiek, który miłuje Boga, pragnie przyjąć nowy program życia. Dlatego poznaje wolę Bożą i podporządkowuje jej całe swoje życie. Chce tworzyć i budować żywą więź z Jezusem Chrystusem, każdego dnia podążać śladami Jego nauczania. A jednocześnie ten miłujący Boga człowiek ma ukazywać swoim życiem świadectwo służby i działania w życiu społecznym wobec drugiego człowieka.

Jakże często zdarza się, że zachętę do nawrócenia kierujemy raczej do innych. A sami zadowalamy się planem minimum – letnim przestrzeganiem Dekalogu i przykazań kościelnych. Uważamy przy tym, że jest to maksimum, na które nas stać. I dziwimy się, dlaczego pomimo naszego spokoju, bycia dobrym i normalnym człowiekiem, nie jesteśmy szczęśliwi. Brakuje nam również chrześcijańskiej radości w trudach i przeciwnościach codziennego życia. Jezus uświadamia nam dziś, że jeśli nie nawrócimy się do Boga, przez odważne podjęcie wezwania z Góry Błogosławieństw i przyjęcie „konstytucji Królestwa Bożego”, nigdy nie odczujemy szczęścia płynącego z obcowania na co dzień z Bogiem i danej szansy przemieniania świata. Będziemy jedynie oddychać powietrzem chrześcijańskim, roztaczać wizje własnych możliwości i zazdrościć tym, którzy zaufali Bogu na serio. Chrystus pełni na tej drodze rolę mistrza, który wskazuje i wytycza drogę swoją nauką. Jest troskliwym opiekunem, który otacza ucznia, obdarzając go wszelkimi środkami, jakich ten potrzebuje, i usuwając trudności, które mogłyby utrudniać dotarcie do niebieskiej mety.

Dziś również «Jezus kieruje swe Kazanie na Górze do całego świata, ku teraźniejszości i przyszłości (…) i można je zrozumieć i przeżywać tylko przez naśladowanie Jezusa i towarzyszenie Mu w drodze» (Jezus z Nazaretu, cz. 1, Kraków 2007, s. 69). Bo kiedy sam Bóg pociesza, zaspokaja głód sprawiedliwości, ociera łzy smutku, oznacza to, że poza odczuwalnym wynagradzaniem otwiera każdemu swojego królestwa. I pragnie, byśmy tajemnicę paschalną Syna Bożego przeżywali w naszej codzienności

Powołani do świętości

ks. Leszek Smoliński

Każde pielgrzymowanie zaczyna się od jakiegoś wezwania. Przychodząc na świat, każdy człowiek został wezwany do pielgrzymowania. Każdy, nawet ten, który uważa się za wierzącego. Tyle, ze nie każdy ma świadomość, dokąd ta pielgrzymka prowadzi. My, ochrzczeni, wiemy – prowadzi drogą ewangelicznych błogosławieństw do pełni zjednoczenia z Bogiem, a więc do świętości. Nasza świętość jest spełnieniem wiary, nadziei i miłości, otrzymanych na chrzcie.

Uroczystość Wszystkich Świętych zaprasza nas do radowania się wraz ze świętymi. Ale kto to jest święty? Jak się nim stać? Czy potrzeba czynić cuda, mieć wizje, słyszeć głosy? Czy trzeba być uznanym oficjalnie, być kanonizowanym w blasku fleszy i z udziałem dostojników? Kościół zaprasza nas do zobaczenia w świętości drogi dla każdego. Ze św. Janem Apostołem możemy zapytać: „Ci przyodziani w białe szaty, kim są i skąd przybyli?”. I potwierdzamy, że – podobnie jak my – byli i są ludźmi odkupionymi przez Krew Baranka, wyrastającymi ze śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. To Duch Święty, który spoczął na nich, doprowadził ich do całej prawdy o Jezusie i dał im udział w Jego pełnej chwale. Ten sam Duch Święty został nam dany w momencie chrztu, a potwierdził swoją moc w sakramencie bierzmowania, abyśmy w Nim osiągnęli pełną wolność i chwałę dzieci Bożych.  

Dzień 1 listopada przypomina prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Każdy z wierzących, niezależnie od konkretnej drogi życia: powołania do małżeństwa, do kapłaństwa czy zakonu, do życia w samotności, jest powołany do świętości. Tej pełni człowieczeństwa nie można osiągnąć własnymi siłami. Konieczna jest pomoc łaski Bożej, czyli dar życzliwości Boga. Ponieważ Stwórca powołuje do świętości wszystkich, także każdemu człowiekowi pomaga swą łaską. Każdy otrzymał dar zbawienia, bo Jezus Chrystus złożył ofiarę za wszystkich ludzi. Od każdego z nas jednak zależy, w jakim stopniu przyjmiemy od Boga dar świętości.

Święty nie jest dalekim obcokrajowcem. To często nie jest ani bohater, ani uosobienie męstwa. To brat lub siostra, którzy nas poprzedzili w wierze i pozostają przykładem dla naszego życia. Święty jest żywym przykładem, że jest taka możliwość dla każdego spośród nas: idąc za Jezusem uczynić nasze życie życiem świętym. Żeby stać się świętym, wystarczy przepełnić nasze życie miłością do Boga i bliźnich ze względu na Niego. W tym sensie święci są najważniejszym komentarzem do Ewangelii i jednocześnie konkretnym przykładem dla nas. Nie w naśladowaniu ich życia, ale w naśladowaniu wolności, z jaką szli z Jezusem Chrystusem.

Dzisiejsza uroczystość przypomina nam nie tylko słynnych błogosławionych i świętych, których Kościół wyniósł na ołtarze po przeprowadzeniu specjalnego procesu kanonicznego. Lista obejmuje też tych niekanonizowanych - naszych zmarłych rodziców, dziadków, przyjaciół, nauczycieli czy duszpasterzy. Ci, który byli najbliżej nas za życia, teraz towarzyszą nam duchowo – stanowią naszą niebiańską grupę wsparcia! Spoglądają na nas z dobrocią i troską, pragnąc przede wszystkim naszego wzrastania ku pełni Chrystusowej miłości.

Piękno ukryte w tajemnicy

ks. Leszek Smoliński

Jedna z pięciu kaplic w podziemiach bazyliki Miłosierdzia Bożego w krakowskich Łagiewnikach jest darem kościoła węgierskiego. Nosi ona tytuł: Communio Sanctorum, czyli Obcowania Świętych i został oddana do użytku wiernych jesienią 2004 roku. Niezwykle żywa i dynamiczna w swoim wyrazie mozaika na ścianach kaplicy przedstawia tajemnice komunii świętych z Chrystusem. W centrum kompozycji znajduje się ikona Chrystusa ze św. Faustyną. Na obu bocznych ścianach kaplicy odnajdujemy świętych, błogosławionych, bohaterów wiary i męczenników. Po prawej stronie Pana Jezusa mozaikowy rząd postaci rozpoczyna Matka Boska, po lewej główne miejsce zajmuje św. Stefan, patron Węgier, król który zjednoczył plemiona węgierskie i doprowadził do końca proces chrystianizacji. Za św. Stefanem następują postacie określane jako polityczne: św. Jadwiga, św. Kinga, św. Emeryk. Klucz do pogrupowania 68 postaci stanowi osiem Błogosławieństw.

Jak łagiewnicka kaplica stanowi przestrzeń dla spotkania ze świętymi w duchu ewangelicznych błogosławieństw, tak dzisiejsza Uroczystość Wszystkich Świętych jest okazją do zatrzymania się nad ich treścią. Błogosławieństwa ogłoszone przez Jezusa stanowią klucz do królestwa niebieskiego. To w świętych, którzy kroczyli drogą Ewangelii – zarówno tych kanonizowanych czy beatyfikowanych, jak i bezimiennych – odbija się nadprzyrodzone piękno Boga. Oni zrealizowali życiowy program i teraz wpatrują się w Boga twarzą w twarz. Święci wstawiają się za nami do Ojca w niebie, ale również wskazują drogę do pełnego szczęścia. Przypominają nam, że jako naśladowcy Jezusa mamy zakładać „nową szatę” łaski, która kształtuje nasze wewnętrzne piękno. Ten strój zaproszonych na ucztę Baranka leży u podstaw świętości, której istotą jest rozwój miłości Boga i bliźniego. Żywa więź z Jezusem przyczynia się do powiększania świętości osobistej, która następnie owocuje w uczynkach miłosierdzia co do duszy i ciała.

Aby realizować „wysoką miarę życia chrześcijańskiego”, być szczęśliwym teraz i w wieczności, trzeba zdać się na Jezusa i Jego wolę. Pomocą w realizacji tego zadania może stać się tajemnica świętych obcowania. Prawdę tę wyrażają słowa zawarte w Konstytucji „Lumen gentium”: „Ponieważ mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości… nieustannie wstawiają się za nas u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa, zdobyli na ziemi… Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą” (nr 49).

Jakie przesłanie płynie dla nas z dzisiejszej Uroczystości? Podejmując refleksję nad powszechnym powołaniem do świętości, mamy bez lęku i z otwartością na tajemnicę świętych obcowania czerpać ze wzorców przeszłości. I spoglądać w przyszłość, aby już teraz zatroszczyć się o miejsce pośród tych, którzy oglądają piękno tajemnicy Boga w niebieskim Jeruzalem i gdzie cieszą się pełnią życia.

Żywi i...

Piotr Blachowski

Świeccy, duchowni – ich życie naznaczone było troską o innych, cierpieniem, walką z przeciwnościami, a czasem z okupantami. Nawet ich śmierć nie była jednakowa – albo umierali za wiarę, albo za innych, chociaż byli tacy, którzy umierali w przeświadczeniu, że śmierć krzyżuje im plany, bo mogli jeszcze coś zrobić. Wielu z tych, którzy odeszli, nie było gotowych na nagłe odejście, pozostała po nich pustka w rodzinach, w społeczeństwie, w nas samych.

1 listopada obchodzimy Uroczystość Wszystkich Świętych, absolutnie wszystkich, tych uznanych i kanonizowanych, i tych, o których nikt już nie pamięta, a którzy żyli w świętości, w wierze, w Bogu. Zaś 2 listopada to dzień, w którym pamiętamy o wszystkich tych, którzy odeszli do wieczności. To dni, w których modlimy się za nich, zarówno za bliskich, krewnych, jak i za dalszych, znajomych i nieznajomych. Czasami zapominamy o niektórych, bo tyle lat już minęło, bo to tylko znajomi, bo to obcy... A przecież życie wielu z nich było, jest i będzie wzorem do naśladowania.

Nie możemy również zapominać o tych, którzy ze względu na uwarunkowania geograficzne, polityczne, mentalne wierzyli w to, co akurat wpoiła im rodzina, otoczenie. Dopiero po śmierci wszyscy staniemy u wrót sądu i tam zdamy relację z własnego życia i postępowania, tam też dowiemy się, co nas czeka. Zaś teraz i tutaj mamy zadania do wykonania. Jednym z tych zadań jest właśnie modlitwa za dusze tych, którzy na przestrzeni wieków odeszli z ziemskiego padołu i czekają na naszą modlitwę i wspomnienie.

 

Miasta umarłych są pełne żywych
Drzewa bez liści
Krzyże oświetlone
Groby pełne modlitwy...
 
Łzy za bliskimi
Wspomnienia z byłego życia
Spotkania żywych
Odwiedzających zmarłych...
 
Spokój, melancholia, blask świec
Chryzantemy złociste
Ścieżki cmentarne pełne
I tylko szept......
 
Nie zapomnij
Wspomnij mnie
Bądź ze mną duchem
                                                  Odwiedzaj mnie...

 

Odwiedzając groby naszych zmarłych, pamiętajmy też o tych, o których nikt już nie pamięta, zanieśmy za nich modlitwę, zapalmy świeczkę.

Pierwszeństwo nadziei

ks. Piotr Alabrudziński

Drodzy święci!

Paradoks to chyba ulubiony język, w którym Bóg rozmawia z człowiekiem. Doświadczamy tego właśnie dzisiaj. Oto cmentarz, miejsce przypominające o śmierci i kruchości ludzkiego życia, przepełniony jest naszą obecnością – od najstarszych aż po najmłodszych, którzy może dopiero pierwszy raz widzą na własne oczy ten dziwny park. Czyż nie jest to zdumiewające? Śmierć i życie, albo raczej - życie tam, gdzie pozornie panuje śmierć i beznadzieja. Nad bramą cmentarza nie ma jednak napisu: „porzućcie nadzieję, którzy tu wchodzicie”. Dzisiaj na cmentarzu, sprawując Eucharystię, świętujemy pełnię Życia, którego żaden grób nie zdoła w sobie zamknąć i cieszymy się radością tych, którzy już doszli do celu i są z Bogiem na zawsze. 1 listopad nie jest bowiem świętem zmarłych, ale Dniem Wszystkich Świętych – Dniem ludzi spełnionych i szczęśliwych.

Wyczuwamy tę prawdę w sposób podświadomy. Ukazują to chociażby nasze stroje. Choć przysłowie przypomina, że „nie szata zdobi człowieka”, jednak potrafi ona wyrazić to, co czuje i czego pragnie serce. A serce dzisiaj nie powinno zamykać się we własnych granicach. Serce wyczuwa, że świat to coś więcej, że każdy dzień jest wart przeżycia. Właśnie dlatego idąc na cmentarz ubieramy się odświętnie, aby podkreślić pierwszeństwo nadziei życia nad rozpaczą śmierci. Jak jednak pomóc sercu i jego pragnieniom w codziennym, a nie tylko corocznym, odkrywaniu wartości i potęgi życia? Jak wśród ciężkich doświadczeń codzienności wierzyć, że to ma sens?

„Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia. Świat i jego mieszkańcy”. Słyszeliśmy przed chwilą te słowa psalmu. Wszystko, co otacza nas każdego dnia należy do Pana, a zarazem jest Jego darem dla nas. Dziwne nieraz są te dary Boga. Dziwne i ulotne, tak jak życie ludzkie. Wśród grobów bliskich, krewnych i przyjaciół nieomal jak bluźnierstwo brzmią w uszach słowa o Panu, który włada, a więc jest właścicielem takiego świata i wszystkich jego mieszkańców. Mogiły powinny być cenzurą Bożego słowa, probierzem jego prawdziwości. Czyżby zatem Bóg nie bał się takiej cenzury i miary?

Aby móc odpowiedzieć na to pytanie, wypada nam powrócić do słów psalmisty. „Oto lud wierny, szukający Boga”. Dostrzegasz paradoks tych słów? Wierny lud szukający Boga – niedorzeczność, czy tylko brak precyzji wypowiedzi? Jak wierny lud może jeszcze szukać Boga? Czyżby ta wierność była niedoskonała? Gdyby tak było, nie można jej przecież określać wiernością... A zatem tkwi tu kolejny paradoks, zmieniający zupełnie myślenie o Bogu. Nie jest On ani reżyserem wielkiego teatru świata, ani maszyną do naprawy całego zła. Bóg nie jest dyktatorem, ale dawcą wolności. Choć może uczynić nieskończenie więcej niż prosimy czy rozumiemy, nie chce zabierać nam odpowiedzialności za los własny i innych ludzi. Bóg przekracza wszelkie schematy, nie możemy spisać Jego taktyki działania w świecie, czy też ustalić jednego algorytmu, który wypełnia w życiu człowieka. Żaden człowiek nie może napisać poradnika „Jak żyć i wierzyć w Boga?”, gdyż byłby on bezcelowy. Boga nie można opanować, trzeba Go wciąż szukać.

Jak jednak szukać takiego Boga? Przypomnijmy słowa św. Jana Apostoła: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego”. Wychodząc na poszukiwanie Boga wcale nie musisz wyrabiać duchowych paszportów i wiz. Jesteś dzieckiem Boga! Czy wiesz o tym? Może właśnie dlatego nie dostrzegasz Boga w swoim życiu, może jeszcze Go nie znalazłeś, bo nie poznałeś siebie, nie doświadczyłeś głębi swojego życia. Nie martw się jednak, u Boga nie istnieje formuła: „za późno”. „Obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy”.

Może właśnie dzisiaj Bóg wzywa Ciebie do odkrycia, że jesteś Jego dzieckiem. Jak tego dokonać? Jak stać się dzieckiem, mając na koncie już niejedną wiosnę, a może i własne dzieci, albo wnuki? Nie trzeba niczego szczególnego. Posłuchajmy dzisiejszych słów Jezusa z Ewangelii. „Błogosławieni ubodzy w duchu”, smutni, cisi, spragnieni sprawiedliwości, ale też miłosierni, czystego serca, wprowadzający pokój, prześladowani. Bóg nie zamyka drogi do siebie. Nie przedstawia litanii błogosławieństw: pomiędzy tymi zdaniami nie ma połączenia wskazującego na konieczność doświadczenia od razu wszystkich wymienionych stanów. Bóg najlepiej wie, w jakiej sytuacji znajdujesz się teraz. Dostrzega zarówno Twój smutek, duchowe ubóstwo; dostrzega Twoje pragnienie sprawiedliwości i gniew wobec doświadczanego zła; dostrzega Twoje czyste serce i okazywane innym miłosierdzie.

Niezależnie od sytuacji, w której się dzisiaj znajdujesz, Bóg chce, abyś poczuł się w pełni Jego dzieckiem, abyś chciał przyjąć błogosławieństwo, które właśnie dla Ciebie przygotował. Do  tego nie trzeba wyrafinowanych rytów czy słów. Wystarczy zaprosić do swojego serca Ducha Świętego i wołać tak jak potrafisz do Boga jako Ojca. Dzięki temu będziesz mógł odkryć radość bycia błogosławionym, czyli szczęśliwy i spełnionym, wiernym i szukającym. Dzisiaj swoimi modlitwami wspierają Cię w podjęciu tego kroku wszyscy święci, także i ci, z którymi niedawno mogłeś spotkać się w pracy, domu czy też na ulicy. Ludzie z krwi i kości, doświadczający wszystkich aspektów życia, tak pozytywnych, jak negatywnych, a jednocześnie dostrzegający ukrytego w codzienności Boga. Podnieśmy zatem nasze głowy znad grobów, zniczy i wiązanek kwiatów. Życie nie kończy się na cmentarzu czy w grobie. Życie nie kończy się nigdy i nigdy też nie jest za późno na jego przemianę! Dzisiaj, radując się Bogiem odkrytym w swoim życiu i duchową łącznością z nami, bawią się w niebie Wszyscy Święci, czyli nasze Siostry i Braci. Cieszmy się ich radością. A kiedy podczas tej Eucharystii będziemy odmawiać modlitwę „Ojcze nasz” uśmiechnijmy się. On naprawdę jest naszym Ojcem!

Świadkowie błogosławieństw

 

ks. Wacław Depo

W radosną Uroczystość Wszystkich Świętych, kiedy Kościół głosi trudne błogosławieństwa Jezusa, postawmy sobie pytanie, które Ojciec Święty Jan Paweł II sformułował następująco: „Czyż Święci są po to, aby nas zawstydzać?”. Odpowiedź brzmiała: „Tak. Mogą być i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości... Ażeby zaświadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym... Świadczyć o powołaniu, jakie człowiek ma w Bogu „ (Tarnów, 10 czerwca 1987 r.). Odkrywamy więc dzisiaj na nowo więzy, które łączą nas ze Świętymi i Błogosłwionymi w niebie. Wyznajemy wiarę w Świętych Obcowanie, mając nadzieję, że i my – wsparci mocą Ducha Świętego – osiągniemy pełną dojrzałość w wierze i „będziemy podobni do Boga, bo ujrzymy Go takim, jaki jest” (1 J 3,2).

Co roku we wspólnocie wiary Kościoła jesteśmy świadkami wyniesienia na ołtarze wielu Świętych i Błogosławionych. Ze św. Janem Apostołem możemy zapytać: „Ci przyodziani w białe szaty, kim są i skąd przybyli?”. I potwierdzamy, że – podobnie jak my – byli i są ludźmi odkupionymi przez Krew Baranka, wyrastającymi ze śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. To Duch Święty, który spoczął na nich, doprowadził ich do całej prawdy o Jezusie i dał im udział w Jego pełnej chwale. Ten sam Duch Święty został nam dany w momencie chrztu, a potwierdził swoją moc w sakramencie bierzmowania, abyśmy w Nim osiągnęli pełną wolność i chwałę dzieci Bożych. I ten sam Duch Prawdy i Świętości w naszych czasach zatrzymał się nad postacią Edyty Stein, córki wiary Abrahama, Izaaka i Jakuba, świadka „przejścia wiary” ku Chrystusowi. Poprzez ciemności wiary i wiedzy, poszukiwanie prawdy na różnych drogach doszła do niezwykłego przekonania: „Gdy się patrzy na rzeczy po Bożemu – nie ma przypadków. Całe moje życie, aż po najdrobniejsze szczegóły, jest z góry nakreślone w planach Opatrzności Bożej i układa się przed wszystko widzącym okiem Boga w doskonałą i sensowną całość”. Wiedziała także, że nie można mówić o prawdziwym pójściu za Chrystusem i świadczeniu o prawdzie Jego błogosławieństw bez drogi krzyżowej. Dlatego w życiu konsekrowanym dostrzegła „drogę ofiarowania swojego człowieczeństwa Chrystusowi”, a w trudnej tajemnicy prześladowania narodu żydowskiego widziała „walkę przeciwko człowieczeństwu Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, narodzonego z Maryi Dziewicy, Żydówki z Nazaretu”.

Chciałbym przypomnieć moją pielgrzymkę do ziemi Jezusa i Maryi. W programie znalazła się również wizyta w szlifierni diamentów, z których słynie Izrael. W czasie projekcji filmu „Kraina diamentów” uderzyły mnie cztery warunki decydujące o jakości tego drogocennego kamienia: cięcie, przejrzystość, waga, miejsce wydobycia. Dlaczego o tym wspominam?... Otóż nazwisko Stein w języku niemieckim znaczy kamień... Warunki zdobywania „dojrzałości w wierze Boga Abrahama i Jezusa Chrystusa” były podobne. Cięcie – to rozstanie z rodziną, zwłaszcza z matką. Przejrzystość – to wybór Chrystusa i wybór imienia: Teresa Benedykta od Krzyża. Waga – to śmierć, zgoda na oddanie życia za wiarę i więź z Narodem Wybranym. Miejsce wydobycia czy lepiej „wyniesienia”: Oświęcim 9 sierpnia 1942 roku.

W obozie w Holandii Edyta Stein do zrozpaczonych matek skierowała następujące słowa: „Dobrze jest pamiętać, że mamy prawo obywatelskie do nieba, Świętych Pańskich zaś za towarzyszy i domowników. Łatwiej wówczas znieść to, co jest na ziemi”. Prośmy więc dzisiaj wszystkich świadków Jezusowych błogosławieństw – a w sposób szczególny św. Edytę Teresę Benedyktę od Krzyża – zawstydzajcie nas, abyśmy odzyskiwali na nowo utraconą hierarchię wartości ewangelicznych. Abyśmy umieli prawdziwie uwierzyć w Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, który jest Kamieniem Węgielnym naszego Wiecznego Domu Ojca, w którym usłyszymy słowa: „Błogosławieni jesteście...”.

 

Baranek Boży i sto baranów

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Francisco de Zurbaran namalował około 1635 r. obraz zatytułowany „Agnus Dei”. Przedstawia on związanego białego baranka na ciemnym tle. Pisarz Palomino de Castro y Velasco widział ów obraz u jednego z kolekcjonerów w Sewilli. Właściciel zapewniał go, że nie pozbędzie się obrazu nawet za sto żywych baranów. Nic nie zastąpi bogactwa, jakie wnosi w ludzkie życie Baranek Boga – Chrystus.
Kiedy Jezus mówił z przekonaniem, że szczęśliwi są ubodzy, bo do nich należy królestwo Boga, nie chodziło Mu o tanie pocieszanie ubogich ludzi albo obiecywanie im jakiegoś niebiańskiego odszkodowania odłożonego ad calendas graecas. Ubóstwo jest uprzywilejowaniem egzystencjalnym, ponieważ nie zamyka człowieka w pomyłce, w którą wpadają majętni. Czegóż bowiem człowiek naprawdę szuka? Absolutnego zabezpieczenia, czyli powierzenia się, które uwalnia od lęku pożerającego jak rdza.

Błogosławieństwa nie są szyderstwami, choć mógłby ktoś powiedzieć, że to kpiny nazywać nieszczęśliwych szczęśliwymi. Kiedy nazywam kogoś szczęśliwym z tego powodu, że nie jest wyzyskiwaczem, tylko wyzyskiwanym, to naprawdę jest to szczęście, ponieważ nikt, kto dopuszcza się wyzysku, nie może być szczęśliwy. Ubóstwo jest prawdziwym nienasyceniem, bogactwo fikcyjnie uspokaja. Człowiek jest istotą niedokończoną, która musi nie tyle czegoś się dorobić, co raczej do Kogoś dojść. Usadowienie się w dobrobycie unieruchamia człowieka. Abraham nie mieszkał w pałacu i dlatego nigdy nie stracił wiary, lecz przylgnął do Boga.

Salomon był multimilionerem i dlatego przestał liczyć na Boga i liczyć się z Bogiem. Przeliczył się. Zamknięty w bogactwie człowiek, jest niedyspozycyjny wobec Boga i zniewolony lękiem, który zmusza go do strzeżenia bogactwa, które miało go strzec. Bogaty młodzieniec odchodzi smutny od Jezusa, który radził mu wszystko sprzedać, by uszczęśliwić ubogich, rozdając im swoje dobra. Szczęściem stałoby się uszczęśliwianie innych. Zachowując swoje dobra tylko dla siebie, dorobił się depresji na bogactwie, które miało mu dać radość. Jezus w rozmowie z Piotrem mówi, że kto dla królestwa staje się ubogim, może liczyć nie tylko na nagrodę życia wiecznego w eschatologicznej perspektywie, ale już tu, na ziemi, otrzyma sto razy więcej! Baranek Boży wart jest więcej niż sto baranów!

Zwykle kiedy kupuję jakiś artykuł w sklepie, jest on zapakowany. Opakowanie jest estetyczne, kolorowe, bogate. Ale to tylko pudełko. To, co naprawdę wartościowe, mieści się wewnątrz. Świat jest opakowaniem prawdziwego skarbu. Gdy człowiek przystosuje się do życia w świecie doczesnym, nie zbliży się do Boga – napisał Isaac Singer. Człowiek szuka bogactwa absolutnego, a właściwie Absolutu, który jest bogactwem, i dlatego żadne opakowania go nie zadowolą. Najwyżej uczynią z niego bałwochwalcę, czyli naiwniaka, który się oszukuje.