33. Niedziela zwykła (B)

publikacja 05.11.2015 11:11

Sześć homilii

Koniec świata

ks. Leszek Smoliński

Liturgia Słowa przedostatniej niedzieli roku liturgicznego kieruje naszą myśl ku czasom ostatecznym, ku drugiemu przyjściu Jezusa. To przyjście będzie powszechne i zauważalne. Jednak termin paruzji jest zakryty, wie o nim tylko Ojciec niebieski. Uczniowie powinni natomiast umiejętnie odczytywać znaki czasu. To ważne zadanie, które daje zdrowy, ewangeliczny osąd rzeczywistości przeszłej, teraźniejszej i przyszłej. Pomaga również budzić w sercu nadzieję, by nie popaść pesymizm czy rozpacz, które powodują poczucie ciągłego zagrożenia i niepewności oraz oczekiwania na nieuniknioną zagładę. Znaki czasu to wydarzenia życia doczesnego, przez które Bóg przemawia, powołuje do dialogu i występuje z konkretnym zadaniem przyjęcia obecnej sytuacji. Ważna jest więc ufność Bogu, że przez stworzenie świata, a zwłaszcza przez wydarzenie Jezusa Chrystusa, wkroczył On w historię świata tworząc z niej historię zbawienia. Przez wiarę człowiek także uczestniczy w tym wydarzeniu, a dzięki swoim decyzjom i wyborom może oddziaływać na świat i go zmieniać.

Jak przypomniał Sobór Watykański II, dzięki wierze w pomoc Ducha Świętego lud Boży „stara się w wydarzeniach, potrzebach i pragnieniach, w których uczestniczy z resztą ludzi naszej doby, rozpoznać, jakie w nich mieszczą się prawdziwe znaki obecności lub zamysłów Bożych” (KDK 11). W tych odniesieniach do sytuacji współczesnej chodzi jednak nie tylko o doczesną interpretacje znaków czasu, ale o spojrzenie teologiczne. I tak, wiara w powtórne życie Syna Człowieczego sprawia, że czas Kościoła posiada charakter jednego wielkiego oczekiwania. Pewne jest to, że paruzja będzie poprzedzona powszechnym uciskiem, różnymi kataklizmami i cierpieniami. Chrystus powróci, ponieważ „Ojciec nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi”. Ów sąd będzie dziełem wyzwolenia „z niewoli zepsucia, aby uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych”. Sąd Ostateczny będzie również konfrontacją ludzkich uczynków. Chrystus nalega, że najbardziej wiarygodnym świadectwem naszego życia będzie miłosierdzie okazane bliźnim. Wreszcie, sąd żywych i umarłych ukaże bezinteresowność daru Bożego, łaskę, jaką jest królestwo przygotowane nam od założenia świata.

Chrystus, który w zmartwychwstaniu odniósł zwycięstwo nad śmiercią, rozpoczął dla nas nowy sposób życia z Bogiem. Jezus wchodzi pierwszy do tego życia, aby przygotować miejsce dla swoich wybranych. W tym czasie chrześcijanie pozostają w nadziei, że pewnego dnia będą żyć z Chrystusem na wieki. Dlatego przez wiarę i sakramenty powinni być zjednoczeni z Nim już na ziemi ożywiając w sobie świadomość, że Sąd Ostateczny dotyczy wszystkich. Nikt nie będzie pozostawiony na uboczu.

Nikt nie wie, kiedy nastąpi paruzja. Trzeba zatem uwierzyć słowom Jezusa, który wzywa, aby już teraz owocnie korzystać z czasu łaski Bożej, modlić się i czuwać. A wtedy będziemy zawsze gotowi na spotkanie z Panem i przepełnieni nadzieją w Boże miłosierdzie, a nie pełni lęku przed nieznaną przyszłością, ślepym losem czy bliżej nieokreślonym przeznaczeniem.  

Apokalipsa, Katharsis, czy dalsze trwanie?

Piotr Blachowski

Według przepowiedni ogłaszanych z prawa i lewa obecny rok 2012 to rok końca świata, jaki znamy. Ale przecież my, chrześcijanie, katolicy, nie dbamy o przepowiednie. Nie dajemy się zastraszyć pseudoinformacjami, filmami katastroficznymi, czy kartkami, które do nas docierają.

„Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.” (Mk 13,32). Zacząłem cytatem z końca dzisiejszej Ewangelii, bo to najważniejsze słowa, jakby bufor informacji, które nas atakują. Teksty o Apokalipsie, o Katharsis, mają  wzbudzić w nas lęk przed przyszłością. Nie dajmy się zwariować, mamy naszą wiarę, naszą świadomość chrześcijańską i chociaż zastanawiamy się niejednokrotnie, jak to będzie po naszym zejściu z ziemskiego padołu, po zakończeniu tej ziemskiej pielgrzymki, to jednak wiara i Pismo Święte dostatecznie nam to wyjaśniają. Czas życia ziemskiego to czas próby, czas na spełnienie zadania, które Bóg nam wyznaczył, zadania osobistego, indywidualnego, nie powierzonego żadnemu innemu człowiekowi. Warto więc, a może nawet trzeba, abyśmy rozważyli, jak przebiega nasze życie.

A nasze przyszłe życie? Tego nie wie nikt poza jednym jedynym Człowiekiem, który jako Bóg zstąpił na ziemski padół, żył pośród ludzi, po śmierci ukazywał się swoim uczniom, by udowodnić, iż rzeczywiście istnieje dla nas przyszłość po krótkim okresie wędrówki po ziemi. Prorok Daniel ogłasza, że „Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie.” (Dn 12, 2). A zatem podaje nam informację: jakie nasze życie, takie zmartwychwstanie, jaka nasza wiara, taka nasza przyszłość. Do dobrego życia i głębokiej wiary wzywa nas też Liturgia Słowa, która teraz, gdy rok liturgiczny dobiega końca, w czytaniach na dzień dzisiejszy przedstawia wielkie wydarzenie eschatologiczne – chwalebny powrót Chrystusa i zmartwychwstanie w czasach ostatecznych. „Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani. …  Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy.” (Hbr 10, 14,18).

Czas życia ziemskiego jest nam dany po to, aby odczytać Boże zamiary wobec nas i nie zawieść nadziei naszego Ojca i Stwórcy, czyli spełniać wiernie Jego wolę, a tym samym osiągnąć własne szczęście. I choć czas życia ziemskiego w stosunku do wieczności jest czasem krótkim, wypełnionym pracą, trudem, niesieniem krzyża, cierpieniami i wyrzeczeniami, to właśnie on jest drogą do chwały wiecznej. Równocześnie Chrystus sam przekazuje nam jakże ważną wiadomość: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.” (Mk 13, 31-32). Dając nam nadzieję na życie wieczne, jednocześnie przestrzega nas, byśmy byli czujni i realizowali to, co nam Bóg przykazał.

Królowo, Matko Miłosierdzia, prosimy, wstawiaj się za nami u Syna Twego, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę naszej śmierci. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Zaćmienie wiary


Augustyn Pelanowski OSPPE

Byłem dzieckiem, kiedy zobaczyłem coś, co mnie zaskoczyło: wziąłem liść brzozy do ręki. Ze zdumieniem spostrzegłem, że małe żyłki na małym listku przypominają gałęzie, a zielone blaszki do złudzenia są podobne do tysięcy liści na drzewie. Pomyślałem, że to nie przypadek, że najmniejszy listek z brzozy jest jakąś miniaturową mapą całego drzewa. Potem sięgnąłem po liść innego drzewa i znowu zdumiałem się, że kształtem przypomina właśnie ten gatunek drzewa. Z nauki biologii przypomniałem sobie, że każda ludzka komórka nerwowa wygląda jak drzewo. Stąd już mi było blisko do opowieści biblijnej o drzewie poznania złego i dobrego, i tego wszystkiego, co było napisane o Adamie i Ewie, którzy oderwali owoc od drzewa. Z różnych mitów pozachrześcijańskich wiedziałem, że większość ludów wyobrażała sobie świat jako kosmiczne drzewo. Owoc oderwany od drzewa to może po prostu człowiek oderwany od drzewa, wytrącony ze struktury zaplanowanej przez Boga!

Jest naznaczony koniec tego świata, w którym dojrzewamy do zaowocowania w świecie przyszłym. Zanim jednak to nastąpi, Jezus zapowiada bardzo trudny okres ucisku, który będzie bezpośrednio poprzedzał ostateczne przyjście i osądzenie świata. Po raz pierwszy przyszedł i został osądzony przez nas, po raz drugi przyjedzie jako sądzący nas wszystkich. Każda minuta decyduje o wieczności. Każde „teraz” tworzy nasze „na wieki wieków”.

Nastąpi „zaćmienie słońca, brak blasku księżyca i strącone gwiazdy oraz wstrząśnięte moce nieba”. Słońce jest w Biblii symbolem światła samego Boga. Jezus na Górze Przemienienia odsłonił przed uczniami oblicze, które jaśniało jak słońce (Mt 17,2). Księżyc też wcale nie jest w tym miejscu jedynie ciałem niebieskim, gdyż w sensie symbolicznym odnosi się również do pełni władzy Mesjasza (por. Ps 72). Gwiazdy są symbolem autorytetów duchowych, potomstwa Abrahama, ludzi zawierzenia, a nawet apostołów. Toteż zaćmienie słońca, utrata blasku księżyca i upadek gwiazd to epoka zaćmienia wiary, destrukcji chrześcijaństwa, odejścia wielu autorytetów życia duchowego, zarówno kapłanów, jak i ludzi, którzy wysoko zaszli w swym rozwoju duchowym. Biblia sugeruje, że o wiele trudniejsze niż prześladowanie chrześcijaństwa będzie to, że straci ono swój blask, swoją żywotność duchową, stając się systemem martwych rytuałów, a wielu chrześcijan odejdzie od wiary w stronę martwych praktyk lub zupełnie opuści mury świątyń. Moce w niebiosach zostaną zachwiane, gdyż miliony ludzi zostanie zachwianych w swych przekonaniach z powodu panowania ciemności. Nie wtedy chrześcijaństwo przeżywać będzie najgorsze chwile, gdy będzie za nie groziła śmierć, lecz gdy będzie się wydawało, że nie da się w nim żyć. Po znakach możemy się domyśleć, czy to już są chwile ostatnie z ostatnich. Czas tego świata jest jak czas drzewa figowego. Gałęzie jego miękną i zapowiada to wypuszczenie liści, a później owoców, bo zbliża się nowa pora roku. Podobnie gdy gałęzie wiary zmiękną i nawet miliony ludzi nie będzie miało w sobie już pierwotnej gorliwości, będzie to być może ostatnia chwila tego, co oglądamy.

Dzień, który zna tylko Ojciec


ks. Antoni Dunajski

Podczas rekolekcji młodzieżowych uczestnicy otrzymali zadanie z pozoru proste. Każdy miał pisemnie odpowiedzieć na pytanie: „Co zrobiłbym dzisiaj, gdybym się dowiedział, że umrę jutro?”. Wielu potraktowało to zrazu jako żart. Gdy się jednak okazało, że ma to być poważne ćwiczenie rekolekcyjne, całą grupę ogarnęło pełne zadumy milczenie. Owocem tego ćwiczenia stało się spostrzeżenie, że zwykle „dzisiaj”, na bieżąco, zajmujemy się sprawami mało ważnymi z punktu widzenia ostatecznych przeznaczeń człowieka, natomiast sprawy rzeczywiście ważne odkładamy na potem w przekonaniu, że przed nami jeszcze długi szmat życia. Dopiero uświadomienie sobie, że praktycznie każdy dzień może być dniem ostatnim, zmienia nasz sposób myślenia i pozwala uporządkować „ważność” spraw dotyczących człowieczej egzystencji. Zaczynamy porządkować nasz świat wartości, sprawy rzeczywiście ważne zaczynamy postrzegać jako pilne, nie cierpiące zwłoki, a inne, pochłaniające dotąd cały czas i całą energię, często okazują się mało istotne i tracą znaczenie w świetle faktu, że być może umrzemy już jutro.

Wynika stąd, że gdybyśmy mieli absolutną pewność, że będziemy żyli sto lat, to prawdopodobnie dla wielu z nas pierwszych dziewięćdziesiąt dziewięć lat byłoby zmarnowanych, a prawdziwe i ostateczne nawrócenia dokonywałyby się pod koniec ostatniego roku życia. A to by oznaczało, że praktycznie całe życie poszłoby na straty. Dlatego Bóg, który doskonale wie, „co kryje się w człowieku” (J 2,25), okrył „ów dzień” najgłębszą tajemnicą: „O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. W aspekcie indywidualnym chodzi tu o dzień naszej śmierci. W skali uniwersalnej – o dzień powtórnego przyjścia Chrystusa i sądu ostatecznego.

Nie znać daty „owego dnia” jest rzeczą człowieczą, tak dalece, że nawet Syn, który jako Bóg wiedział wszystko, jako człowiek również tej niewiedzy doświadczał, tak jak doświadczył ludzkiego ubóstwa, samotności, cierpienia i śmierci. „Niewiedza – pisał św. Atanazy – jest bowiem cechą ludzką, szczególnie zaś w sprawach tego rodzaju. Ale i to jest znakiem łaskawości Zbawcy. Skoro bowiem stał się człowiekiem, nie wstydził się wyznać nieświadomości pochodzącej z ciała (...), aby pokazać, że choć wie jako Bóg, nie wie jako ten, który posiada ciało”.

Dla nas, ludzi obciążonych „cielesną” pokusą zajmowania się najpierw tym, co przyjemne, a odkładania spraw trudnych (chociaż ważnych) na później, owa nieznajomość ostatniej godziny okazuje się zbawiennym zrządzeniem Bożej Opatrzności. Wymusza bowiem na nas konieczność twórczego wykorzystania każdej darowanej nam przez Boga chwili, bowiem każdy dzień życia może się okazać ostatnim.

W praktyce oznacza to, że chrześcijanin powinien być w każdym dniu przygotowany na śmierć pojmowaną jako ostateczne spotkanie z Chrystusem, który „złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga” w przekonaniu, że Jego zbawcze dzieło wyda w nas owoce świętości. Dlatego „śpieszmy się kochać ludzi...” (ks. Jan Twardowski). I śpieszmy się kochać Boga.

Słowo nie przeminie


ks. Jan Kochel

Zbliża się koniec kolejnego roku liturgicznego. Teksty biblijne przesycone są atmosferą końca czasów i sądu ostatecznego. Autorzy natchnieni piszą o czasach trudnych, o okresie ucisku i prześladowań, o wojnach, kataklizmach, o niezwykłych zjawiskach. Wszystko jednak skończy się dobrze! „Naród (...) dostąpi zbawienia (...). Wielu (...) zbudzi się do wiecznego życia (...). Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze” (Dn 12,1-3). Kiedy to wszystko się stanie? „O dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13,32).

Wielu ludzi chciałoby poznać przyszłość. Chcieliby wiedzieć, co będzie jutro, za rok; co się stanie po śmierci. Są tacy, którzy rozczytują się w horoskopach, wsłuchują się w przeróżne wróżby, przepowiednie; szukają jasnowidzów i różnego rodzaju szarlatanów. Katechizm Kościoła Katolickiego przestrzega przed tego rodzaju praktykami, nazywając je po prostu bezbożnością i grzechem: „Bóg może objawić przyszłość swoim prorokom lub świętym. Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości, i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym względzie” (KKK 2115 nn.).

Czystym źródłem, z którego należy czerpać wiedzę o Bogu, o życiu, o wieczności, jest przede wszystkim Pismo Święte - żywe Słowo Boga. Chrystus przed swoją śmiercią i zmartwychwstaniem uroczyście ogłosił: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: (...) Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Mk 13,30-31).

Osiem wieków wcześniej prorok Amos zapowiadał niezwykły czas: „Oto nadejdą dni - wyrocznia Pana Boga - gdy ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pańskich” (Am 8,11).

Współczesny świat zalewa potok słów pustych, nieszczerych, mijających się z prawdą. Te słowa nie mogą zaspokoić głodu żywego Słowa. Słowa, które „wyszło z milczenia, z ukrycia i przyszło do nas” (św. Ignacy Antiocheński). To Słowo nosi imię, stało się Osobą, „obrazem Boga niewidzialnego” (Mdr 7,26; Kol 1,15).

Słowo Boże nie jest zatem jakąś książką czy zbiorem pism, lecz nasieniem (Mt 13,19), czymś, co zawiera w sobie życie. To Słowo raz zasiane rozrasta się w historii i w życiu osobistym każdego człowieka (Dz 12,24). To Słowo „zdolne [jest] osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12). Katechizm przypomina więc, że „wiara chrześcijańska nie jest religią Księgi. Chrześcijaństwo jest religią Słowa Bożego: Słowa nie spisanego, lecz Słowa Wcielonego i żywego” (por. KKK 108). Dlatego, kiedy otwieramy stronnice Starego czy Nowego Testamentu, stajemy wobec jednej tylko Księgi, „a tą jedyną Księgą jest Chrystus, ponieważ całe Pismo Święte mówi nam o Chrystusie i całe Pismo w Chrystusie się wypełniło” (św. Hugo od Wiktora).

Stąd też tak wiążące są dla wszystkich chrześcijan słowa św. Hieronima, że „nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. Chrześcijańska lektura Biblii polega zatem na poszukaniu Chrystusa. „To Jego szukam w Twoich Księgach” - pisał św. Augustyn.

Zbliża się czas Adwentu - czas czuwania, dobrych postanowień. Warto na nowo zaprosić do naszych domów Słowo - Chrystusa. Św. Ambroży zachęcał swoich wiernych nie tylko do częstego czytania Biblii, ale i do przyjacielskich odwiedzin Chrystusa na kartach Pisma Świętego: „Czy nie mógłbyś Chrystusa odwiedzić - pytał biskup Mediolanu - z Chrystusem rozmawiać, Chrystusa słuchać? (...) Rozmawiamy z Nim, gdy się modlimy, słuchamy Go, gdy czytamy Słowo Boże”.
„Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan” (Ps 34,9).

 

 

 

 

Nie przegap siebie!


o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Czuwanie, do którego wzywa Jezus, wyraża się w tym, by bacznie obserwować własne pokusy i je uprzedzać, wyznając Bogu

Jesteśmy jak odźwierni, czuwający przy drzwiach na powrót swego Pana. Nie wiemy ani kiedy, ani w kim przyjdzie. Przychodzi o północy jako Oblubieniec, i obyśmy wtedy nie byli głupimi pannami. Przychodzi rankiem, jak do czuwającej Magdaleny, i obyśmy mieli jej wolę nieutracenia Jego miłości, nawet jeśli po ulicach będą biegać naśladowcy Sartre’a, wypisujący na murach: Bóg umarł. Przychodzi wieczorem na drogach do Emaus i oby była w nas wtedy chęć do słuchania słowa Bożego. Oby nie było w nas tego rodzaju czuwania, które przeżył Piotr w czasie piania kogutów. Zamiast być odźwiernym z kluczami Królestwa, wyszedł z gorzkim płaczem indagowany przez odźwierną Kajfasza.

Czuwanie jest tematem listu apokaliptycznego skierowanego do wspólnoty w Sardes. W VI w. przed Chr. miastem rządził Krezus, którego bogactwo stało się przysłowiowe. Po czterech przegranych bitwach z wojskami perskimi zamknął się w Sardes. Zbudowane na skale o pionowych urwiskach, wydawało się nie do zdobycia. I właśnie z powodu nadmiernego poczucia bezpieczeństwa miasto zostało zdobyte przez Cyrusa w 546 r., a Krezus dostał się do niewoli. Pewien żołnierz perski zauważył, jak jeden z obrońców upuścił poza mury hełm, a następnie zszedł po skale, podniósł zgubę i wszedł po skale za mury obronne. Wojownik doszedł do wniosku, że w skale muszą być tajemne schody. Pod osłoną nocy poprowadził tamtędy wojska perskie. Na murach nikt nie czuwał. Trzy wieki później, gdy Antioch III Wielki prowadził wojnę z Achajosem, sytuacja się powtórzyła. Strażnik, który miał w tym miejscu czuwać, zasnął i w jedną godzinę wielka potęga miasta obróciła się w ruinę. Dlatego Jezus wypowiedział do Anioła Kościoła w Sardes otrzeźwiające słowa: Stań się czujnym! Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie.

Czuwanie, do którego wzywa Jezus ludzi, wyraża się w tym, by bacznie obserwować własne pokusy i je uprzedzać, wyznając Bogu, albo unikać miejsc i osób, czy sytuacji, w których na pewno nie potrafilibyśmy oprzeć się grzechom. Jest to gatunek czuwania, dzięki któremu człowiek przygląda się tym wszystkim wewnętrznym procesom duchowym, uczuciowym, mentalnym, psychicznym, które w nas się dokonują, aby nie stały się tajemnymi schodami sardejskimi. Nie zapomnijmy, którędy wkradał się w nasze życie grzech. Brak kontaktu z własnym wnętrzem powoduje wyobcowanie, stajemy się NIE SOBĄ. Czuwamy bardzo nad wszystkim, tylko nie nad sobą. Wszystkich ogarnęła chciwość informacji, czytamy gazety, przeglądamy strony internetowe, oglądamy mnóstwo wiadomości, spędzamy setki godzin na obserwowaniu życia innych. Musimy wiedzieć o każdym zabójstwie i terrorze, oszustwie i skandalu, wynikach meczów i aktualnej modzie oraz najnowszych teoriach naukowych, gdy tymczasem przegapiamy samych siebie.