Niedziela Chrztu Pańskiego (C)

publikacja 02.01.2016 11:23

Siedem homilii

Szerzyć woń krzyżma

ks. Leszek Smoliński

W Święto Chrztu Pańskiego wpatrujemy się w pokornego Jezusa, który wraz z całym ludem przystąpił do chrztu, którego udzielał Jan w Jordanie. W trakcie modlitwy dochodzi do niecodziennej sytuacji: na Jezusa zstępuje Duch Święty, a z nieba słychać głos Ojca: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie». Jezus objawia się w tej scenie jako wzór człowieka modlitwy.

To właśnie scena znad Jordanu stanowi punkt zwrotny w życiu Jezusa i jest momentem inaugurującym Jego mesjańską misję. Od tego momentu Jezus z Nazaretu staje się osobą publiczną. Pokazuje, że łączy się solidarnie z grzesznikami, choć sam nie jest grzesznikiem.

Królowie, kapłani i prorocy bywali namaszczani olejem. Jezus przewyższa ich wszystkich, ponieważ jest „namaszczony” Duchem Świętym, który Go najściślej łączy z Bogiem. Jezus wstępując do Jordanu uświęcił wodę, która stała się symbolem oczyszczenia i udziału w Jego tajemnicy. Jak naucza papież Franciszek, „Urodziliśmy się dwukrotnie: najpierw do życia naturalnego, a po raz drugi, dzięki spotkaniu z Chrystusem w źródle chrzcielnym. Tam umarliśmy dla śmierci, aby żyć jako dzieci Boże na tym świecie. Tam staliśmy się ludźmi, tak jak sobie tego nigdy nie wyobrażaliśmy. Właśnie dlatego wszyscy musimy szerzyć woń krzyżma, którym zostaliśmy namaszczeni w dniu naszego chrztu” (Audiencja generalna, 2.08.2017).

Krzyżmo święte jest oliwą zmieszaną z balsamem i poświęconą uroczyście przez biskupa we Wielki Czwartek, podczas tzw. Mszy Krzyżma. Nazwa Krzyżmo wywodzi się z Imienia: Chrystus (Christus - Chrisma - Krzyżmo). Symbolizuje Chrystusa, w którym człowieczeństwo jest złączone z Bóstwem.

Przy poświęceniu wypowiada się długą modlitwę. W pierwszej części nawiązuje ona do gałązki oliwnej, niesionej Noemu po potopie, namaszczenia Aarona i Dawida, przede wszystkim zaś do namaszczenia Jezusa Chrystusa po chrzcie w Jordanie. W drugiej części modlitwa uprasza o to, by namaszczeni krzyżmem, oczyszczeni od zepsucia, stali się świątynią Bożego majestatu i byli wonnością Chrystusa, od którego wywodzi się nazwa chryzmy. Dzisiaj krzyżma używa się w namaszczeniu po chrzcie, przy bierzmowaniu, święceniach kapłańskich (biskup i prezbiter), poświęceniu ołtarza i kościoła.

Woń krzyżma jest wezwaniem, byśmy roznosili w naszym życiu „woń Chrystusa”. Chodzi o to, byśmy przez bliskość z Chrystusem, zjednoczenie z Nim w miłości, mogli rozwijać podstawowe powołanie, które otrzymaliśmy na chrzcie – chodzi o powołanie do świętości. Dokonuje się to przez wytrwałą modlitwę, która ma stawać się miłą Bogu jak woń kadzidła. Stawanie się człowiekiem modlitwy sprawia, że w swoim życiu, dzięki obecności Ducha Świętego, upodabniamy się do Chrystusa i pełnimy wolę Bożą. Jeśli będziemy promieniować świętością, to wtedy inni będą mogli zobaczyć w nas autentycznych świadków obecności Boga w świecie. To świadectwo wyraża się we wzajemnej miłości. I jest znakiem, również dla tych, którzy nie znają Chrystusa, że źródłem miłości i dobroci jest Trójjedyny Bóg.

Żyć łaską chrztu

ks. Leszek Smoliński

Wiele razy zadajemy sobie pytanie: kim jest człowiek? Co wyróżnia go od innych stworzeń? Dlaczego Bóg chciał człowieka dla niego samego? Z pomocą w odpowiedzi na to pytanie przychodzi nam dzisiejsze Święto Chrztu Pańskiego. Patrzymy już na Chrystusa dorosłego, który przychodzi nad Jordan, aby przyjąć chrzest od Jana. Chrzest janowy był dla Izraelity znakiem i świadectwem zmiany sposobu życia, czyli nawrócenia i pokuty. Chrystus tego nie potrzebował, o czym zaświadcza sam Jan. Jezus nie przyszedł zatem nad Jordan żeby się nawrócić i czynić pokutę. Przyszedł, aby zatopić w Jordanie grzechy całego świata, a potem w swojej Krwi.

Dla Chrystusa w momencie chrztu w Jordanie rozpoczyna się nowy etap życia. Ukryte życie w Nazarecie zamienia teraz na życie wędrownego nauczyciela. Przemierzy całą ziemie izraelską głosząc Dobra Nowinę o zbawieniu, którą przypieczętują swoją Krwią przelaną na Kalwarii. Od Ojca otrzymuje pełnomocnictwo do wypełnienia tego dzieła, kiedy nad wodami unosi się głos miłosnego wyznania: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.

Chrzest Chrystusa jest obrazem naszego chrztu, dzięki któremu otrzymaliśmy Boże życie. I staliśmy się umiłowanymi dziećmi Boga. To wtedy Ojciec niebieski powiedział do każdego z nas osobiście: Tyś jest moim synem, ja ciebie dziś zrodziłem”. Św. Ludwik, król Francji, mawiał, że bardziej od katedry, w której został koronowany na króla, ceni sobie kaplicę pałacową, w której został ochrzczony. W katedrze został tylko królem Francji, a w kaplicy pałacowej – dzieckiem Bożym.

Chrzest wzywa nas do rozwoju daru dziecięctwa Bożego, do życia dla Królestwa. Jak napisała Katarzyna w „Liście do przyjaciół” zamieszczonym w młodzieżowym tygodniku „Droga”, „mało komu chce się robić ponad to, co ‘do niego należy’. Coraz częściej słyszy się stwierdzenie – nie mam czasu; później, nie teraz, jestem zajęty. A gdybyśmy zaczęli postępować inaczej?! Gdybyśmy wreszcie otworzyli oczy i spojrzeli na to, co jest w życiu naprawdę ważne? Bóg stawia nam wszystkim wymagania. Ten, kto naprawdę kocha, wymaga. Gdyby rodzice nie kochali swoich pociech, daliby im wolną rękę i zaniechali ich wychowania. Ale czy w przyszłości dzieci umiałyby żyć? Z pewnością nie!”.

W jaki sposób staramy się o rozwój dziecięctwa Bożego? Czy podejmujemy współpracę z łaską Chrztu? Często przecież słyszymy: Ja wierzę, ale nie praktykuję. Wiara bez uczynków martwa jest”. Mówić: jestem wierzącym, ale nie praktykuje, znaczy tyle, co powiedzieć: żyję, ale nie oddycham. Św. Augustyn napisał takie głębokie słowa: Nie ma żadnych bogactw, żadnych skarbów, żadnych zaszczytów i żadnych dóbr tego świata, które by zastąpiły to dobro, jakim jest wiara katolicka”.

Niech dzisiejsza niedziela Chrztu Pańskiego będzie dla nas przypomnieniem miejsca i dnia, w którym nad każdym z nas zabrzmiało miłosne wyznanie Boga, kiedy staliśmy się Jego umiłowanymi dziećmi. Dzień Chrztu to bowiem najważniejsze wydarzenie w życiu chrześcijanina. Wyraźmy więc Bogu przy okazji dzisiejszego święta szczególną wdzięczność także za Chrzest, dzięki któremu nasza Ojczyzna stałą się krajem chrześcijańskim.

Byśmy byli wspólnotą i Kościołem

Piotr Blachowski

Powody zawiązywania wspólnot mogą być różne. Dla jednych będą to upodobania, dla innych zainteresowania, a dla jeszcze innych zdolności. Jednakże tylko jedna wspólnota może zgromadzić tych, którzy należą do wspólnot zawiązanych według powyższych kryteriów – to wspólnota wynikająca z przyjęcia Chrztu. Przyjęcie Chrztu jest początkiem nowego życia z Bogiem i dla Boga, otwiera drogę do nieba, jest zarazem darem i łaską.

W Księdze Izajasza czytamy: "Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności.” (Iz 42,6-7). Jak to jest, że prorok, który żył na długo przed przyjściem Chrystusa, otrzymał dar przepowiadania o tym, kim ma być i co ma stanowić Zbawiciel? To Bóg, który kocha ludzi bezgranicznie, włożył w usta proroka słowa, którymi chciał dodać nam otuchy i rozpalić w nas nadzieję.

To, co dzięki Chrystusowi otrzymaliśmy, to podwaliny naszego obecnego i przyszłego życia, życia zgodnego z planem Bożym. Chrystus przyszedł na świat, by nas uleczyć z choroby grzechu pierworodnego, uwolnić spod władzy szatana, doprowadzić do Zbawienia.  A naszym obowiązkiem jest przekazywanie tej wiedzy tym, którzy się zagubili, którzy są daleko od Boga. Nie jest to łatwe zadanie, ale z pomocą Miłości Chrystusowej wszystko staje się możliwe. „Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie.” (Dz 10,34 – 35). Apostołowie doświadczyli tej Miłości bezpośrednio, my musimy uwierzyć w Miłość i Zbawienie.

Chrzest to początek, wstęp do wspaniałej drogi jaką jest wspólnota w Jezusie Chrystusie. Ktoś może określić Chrzest jako pokropienie wodą, jednakże my wiemy, że to początek nowej drogi życia. Na drogę zwaną podróżą zabieramy wiktuały, specjalną odzież, gdyż ułatwią nam przebycie drogi, która może okazać się uciążliwa, a Chrzest to nasz oręż, odzież i wiktuały na drogę życia razem z Kościołem – Wspólnotą, drogę prowadzącą ku wiecznemu szczęściu i miłości.  Idźmy zatem za głosem serca i jako dzieci Boże postępujmy tak, byśmy kiedyś usłyszeli od naszego Ojca w niebie słowa, które skierował do Swojego Syna Jezusa Chrystusa podczas Chrztu „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.” (Łk 3, 33b).

JEZU CHRYSTE, pozwól nam zrozumieć, czym jest dla nas znamię Chrztu Świętego, które czyni nas dziećmi Ojca i prowadzi według Bożych planów do DOMU OJCA.

Otwarte niebo nad dennym życiem


Augustyn Pelanowski OSPPE

Był deszczowy dzień. Chodnik wyłożony betonowymi płytami był splamiony licznymi kałużami. Trzymałem w ręku drewniany różaniec. Chwila nieuwagi i leżał w brudnej kałuży jak mały wąż. Gdy wróciłem do celi, musiałem kilka chwil spędzić przy umywalce, by obmyć go z błota i przywrócić mu czystość. Pomyślałem o chrzcie. Jezus wszedł w rwącą kałużę Jor-danu i chociaż nie potrzebował obmycia, samo obmycie uczynił na zawsze swoją Obecnością. Oczyścił oczyszczenie.

Żydzi wierzyli, że pewne miejsca, gdzie ich prorocy lub patriarchowie się modlili, na zawsze stały się duchowymi korytarzami, przez które można było otrzymać wyjątkowe łaski i być wysłuchanym w modlitwie. Tak było z górą Moria Abrahama, czy z Betel Jakuba, albo ze studnią Lachaj Roj Izaaka. Każde wydarzenie zachodzi w pewnej przestrzeni i ta przestrzeń już na zawsze jakby zapamiętuje charakter tego przeżycia, tym bardziej gdy jest ono nadprzyrodzone. Są miejsca święte, nacechowane modlitwą, przesycone kadzidłem, do których pielgrzymujemy i w których odnajdujemy nie tylko swoje, ale i czyjeś olśnienia duchowe.

Chrzest nie jest miejscem świętym, ale na każdym miejscu może uświęcić każdą duszę! Przy każdym chrzcie otwiera się niebo. To samo niebo, które otworzyło się wtedy, gdy On otrzymywał chrzest. A ogień? Mieszkałem w dzieciństwie w mieście, w którym była stara huta. Metalurgia w Świętokrzyskiem ma prehistoryczną tradycję. Kamienne bryły rudy żelaza, rdzawe i twarde jak wieloletni grzech, w starych piecach martenowskich rozpływały się w płynny strumień. Później walcowano użyteczne kształty. Woda oczyszcza, ogień przeistacza. Dwa żywioły, ale na pewno uboższe w moc, którą Duch Święty upodabnia nas do Jezusa Chrystusa. Chrzest jest sakramentem otwierającym nad nami niebo w każdym doświadczeniu – oczyszcza i przeistacza. Zawsze otwarte niebo, gdziekolwiek zatrzymamy się w strumieniu wydarzeń. Chrzest nie zapewnia człowiekowi losu, w którym nic złego nas nie spotka, ale sprawia, że każde doświadczenie, nawet miażdżące, staje się uobecnieniem Ducha Pocieszyciela. Ducha, który stoi tuż obok nas jak wierny przyjaciel i jest darem nieskończonej i niewyczerpalnej miłości Boga. Od tej chwili nawet klęska, fiasko naszych planów, zawalenie się naszych pragnień, pożar niszczący wieloletnie konstrukcje naszych starań, potop zalewający błotnym od łez smutkiem nasze uczucia i myśli, to wszystko, a nawet choroba, starość i śmierć stają się zwycięstwem miłości Boga. A On przebacza, podnosi, nie opuszcza, uzdrawia, wskrzesza i wprowadza do świata, który już nie będzie skromnym przedsionkiem, jakim jest cały kosmos, lecz czymś cudowniejszym niż wszystkie gwiazdy na niebie.

Jezus stał na dnie rzeki, najniżej jak tylko można zejść na dno. Stanął w potoku wydarzeń, które płyną wartkim losem od naszego urodzenia aż po śmierć. Nagle otworzyło się niebo. Chrzest daje ci szansę odkrycia w nurcie twojego smutnego i dennego losu szczęścia nie z tej ziemi. Chrzest jak rzeka ciągle dostarcza czystej wody. Spójrz, jak szybko nurty łaski oczyszczają wszystko, co zanieczyściłeś.

Obmyci wodą, namaszczeni Duchem


ks. Wacław Depo

Woda jako znak oczyszczenia i życia występuje w historii wszystkich niemal religii. Pojawia się więc często w księgach Starego Testamentu w wydarzeniach, które będą uważane jako zapowiedzi „chrztu ducha”, np. wydarzenie potopu czy przejście przez Morze Czerwone. Prorocy zapowiadali wylanie „wody oczyszczającej z grzechu” (Za 13,1). Ezechiel zaś związał ten fakt z przyszłym – na końcu czasów – „obmyciem przez Ducha Bożego” (36,24–28). Po okresie niewoli praktyki oczyszczeń tak się rozmnożyły, że sformalizowano je do ostateczności. Tę postawę skrytykuje Jezus jako niespełnienie wewnętrznej przemiany serca, a jedynie rytualne, powierzchowne obmycia. Pewnym przełomem w przeżywaniu obrzędu religijnego przez ludzi Starego Przymierza był chrzest Jana, który był chrztem jednorazowym, udzielanym na odpuszczenie grzechów i dla przemiany życia (por. Mk 1,4; Łk 3,10–14). Był on jedynie przygotowaniem – tak jak całe posłannictwo Jana – do przyjęcia duchem wiary obiecanego Mesjasza Pańskiego. To On, gdy przyjdzie, będzie udzielał „chrztu Duchem Świętym i ogniem” (Łk 3,16), powodującym doskonałe oczyszczenie i dającym początek nowego życia. Jan nie tylko przygotowywał ludzi na przyjście Syna Bożego, on całym swym życiem wskazywał na plan Boga, który się wypełnia, a gdy nadeszła „pełnia jego czasu” ukazał Jezusa, na „którym spoczął Duch Pański i w którym Ojciec ma upodobanie”. Jezus, przychodząc do Jana, by otrzymać chrzest pokuty, całkowicie poddaje się woli Ojca (Mt 3,14) – schodzi pokornie pomiędzy grzeszników, pomimo iż jest „podobnym do nas we wszystkim, z wyjątkiem grzechu”. Jan wskazuje na Jezusa jako na Baranka Bożego, który wziął na siebie grzech świata (J 1,29.36).

Ten chrzest w Jordanie, którego do końca nie rozumie sam Jan Chrzciciel mówiąc: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?” (Mt 3,14) – jest zapowiedzią i przygotowaniem „chrztu krwi”. jakim będzie śmierć Jezusa na szczycie Golgoty. Całe życie publiczne Jezusa będzie rozgrywało się pomiędzy tymi „dwoma chrztami”. Zaświadczy o tym w sposób niezwykły uczeń Jana Chrzciciela, a później umiłowany uczeń Jezusa – Jan Apostoł i Ewangelista, gdy mówi, że „woda i krew popłynęły z przebitego boku Jezusa” (J 19,34nn). Potwierdzenie tego świadectwa zostanie wypowiedziane w pierwszym Liście św. Jana w słowach, że „duch, woda i krew” – tworzą razem głęboką jedność (5,6–8). Chrzest Jezusa otrzymany od Jana został ukoronowany działaniem Ojca i wylaniem Ducha Świętego dla głoszenia Jezusa Jednorodzonym synem Bożym. Ten „chrzest ku śmierci” ma doprowadzić Jezusa do zmartwychwstania. Jego uwielbione, zmartychwstałe człowieczeństwo stanie się dla nas „duchem ożywiającym” (1 Kor 15,45). Będzie on również zapowiedzią zesłania Ducha Świętego na Kościół, a więc wspólnotę ludzi, którzy przez chrzest zostaną zanurzeni w tajemnicę życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa (Dz 1,5; 11,16).

Chrzest przyjmowany w Imię Jezusa sprawia, że każdy ochrzczony – każdy z nas – jest z Nim wewnętrznie związany i namaszczony darami Ducha Świętego. To On, Duch prawdy, ma nam przypomnieć wszystko, co Jezusowe, ma nas przekonać o grzechu i potrzebie Zbawiciela, jak również dać nam moc świadectwa wiary w świecie i aż po jego krańce. Chrzest w imię Jezusa jest obdarowaniem nas nowym życiem, prowadzi nas ku tajemnicy zmartwychwstania i życia wiecznego. Przez moc Ducha Świętego czyni nas „świątynią Bożą”, jak również przeznacza do współuczestnictwa z Bogiem w chwale nieba. Tam zaś i wówczas „nie będzie już Żyda ani poganina, nie będzie już niewolnika ani człowieka wolnego, mężczyzny i kobiety; wszyscy bowiem będziemy kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,28), obmyci Jego krwią i namaszczeni Duchem Świętym.

Poderwać do walki


ks. Tomasz Horak

Ja chrzczę was wodą - wołał Jan - On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Kto wtedy mógł zrozumieć głębię wymowy tych słów? Trzy lata później słowa o Duchu Świętym i ogniu spełniły się. Jezusa nie było już wtedy w materialny sposób wśród uczniów. Dziś nad Jordanem jest obecny. Znak otwartych niebios i gołębicy? Głos rozlegający się z nieba? Nie dla wszystkich te znaki były czytelne. Bo gdyby były - czy za Jezusem nie poszłyby tłumy? A nie poszły. Wiemy z relacji apostoła Jana, że dopiero „następnego dnia Jan,... gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: »Oto Baranek Boży«. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem” (J 1,35-37). Wielkie sprawy miały dojrzewać powoli.

Lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem. Mesjaszem? Czyli kim? Skojarzenia tamtych ludzi były nasycone treścią religijną, lecz przede wszystkim były wyrazem ich narodowych, politycznych oczekiwań. Bo nie mieli swojego ni państwa, ni króla. Krajem podzielonym na maleńkie skrawki rządzili namiestnicy rzymskiego cezara. W narodzie drzemało oczekiwanie na kogoś, kto poderwie do walki, poprowadzi przeciwko wszystkim znienawidzonym siłom. Co jakiś czas wybuchały zbrojne bunty, ale wszystkie kończyły się rychłą klęską. Żaden z wodzów nie okazał się Mesjaszem, któremu by Bóg pobłogosławił. Wciąż więc czekano.

My, Polacy, potrafimy zrozumieć to oczekiwanie bardziej niż inne narody. Mieliśmy rozbiory, mieliśmy okupację, mieliśmy czasy komunizmu. Czekaliśmy. I na wodza, i na stosowną okazję, i na to, by Bóg nam pobłogosławił. Tak naprawdę to wciąż czekamy, bo czujemy się zniewoleni przez tych, którzy nas oszukali, wykorzystując naszą naiwność i niedoskonałe mechanizmy demokracji. Nasze oczekiwania były i są pełne nadziei w Bogu: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” - śpiewaliśmy. Czekamy dalej.

Naszym wodzem jest Jezus, chce nas prowadzić, ale my jakbyśmy czekali na coś innego. Co przed dwudziestu wiekami zrobił Jezus? Ku czemu starał się skłonić ludzi? Nie ku zbrojnej walce, ani ku politycznej rozgrywce. Św. Paweł przypomina, byśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie. Rozumnie, sprawiedliwie, pobożnie... To jest program chrześcijan. Wiem, że łatwiej programy pisać innym. Wiem, że każdy z nas jest bardziej skory do poprawiania świata niż siebie. A jednak chrześcijanin powinien zaczynać od siebie. Nad Jordanem ludzie wyznawali swoje grzechy. A Jan wzywał ich do przemiany życia. Jezus także przyjął chrzest nawrócenia - choć grzechu nie popełnił. Bo On chce nas poderwać do walki wewnętrznej, moralnej. O dobro naszych czynów, słów, myśli. O to, byśmy rozumnie, sprawiedliwie i pobożnie żyli na tym świecie. Zauważ: na pierwszym miejscu rozumnie! Bo też i rozum jest pierwszym darem Boga. Potem: sprawiedliwie. To znaczy wedle zamysłu Bożego prawa - Dekalog jest jego najkrótszym i zawsze aktualnym streszczeniem. Wreszcie: pobożnie. Bo bez oparcia na wierze, modlitwie, wspólnocie wierzących nie sposób obronić w sobie dobra. Taki jest program ochrzczonych wraz z Jezusem. Mój i twój program.

 

 

Bóg zaczyna od niczego


Augustyn Pelanowski OSPPE

Zanim Jezus pojawił się jako Mesjasz, wpierw wystąpił Jan Chrzciciel. To ma znaczenie również dla nas, gdyż zagłębienie się w chrześcijaństwo musi być poprzedzone tym wstępem pokutnym, którym posługiwał Jan. Droga duchowa ku Bogu zaczyna się na pustkowiu. Bóg ma szczególne upodobanie, by zaczynać od niczego i kiedy decyduje się z nami tworzyć relacje, zaczyna od propozycji oczyszczenia nas, ogołocenia. Do Boga nie zbliżamy się inaczej jak tylko przez jakiś rodzaj pustki, duchowego ubóstwa.

Pierwsze błogosławieństwo to błogosławieństwo ubóstwa duchowego. Ubodzy w duchu mogą być dopiero szczęśliwi, podobnie jak jedynie puste naczynie wypełnia się szlachetnym winem. Temu
pierwszemu krokowi ku Bogu odpowiada w mistyce droga oczyszczenia: „via purgativa”, która wszak jest kontynuacją chrztu. „Via purgativa” to krok ku wyrzeczeniu się siebie takim, jakim się było – ku wyrzeczeniu się starego życia i wszystkiego, co było z nim związane. Nierzadko kosztuje nas to utratę wszystkiego, co było złe, ale nawet i tego, co uważaliśmy za dobre. Chrystus zaraz po chrzcie udał się na pustynię, gdzie spędził 40 dni. To pierwszy krok ku rozwojowi duchowemu w chrześcijaństwie. Gdy się wyłączasz na jakiś czas z aktywności zewnętrznej, uruchamia się wnętrze.

Czyż nie jest podobnie z naszymi zmysłami? Wyłączenie z funkcji jednego ze zmysłów powoduje, że pozostałe cztery wzmacniają swe działanie. Jeśli wyciszylibyśmy cztery zmysły, ostatni stałby się czterokrotnie silniejszy. Gdy umartwilibyśmy wszystkie, szósty zmysł – kontemplacja – nabrałby potężnego skupienia. Na pustyni człowiek jest niezaspokojony zmysłowo, ponieważ trwa w pustce, dlatego też szósty zmysł – kontemplacja – intensyfikuje się z godziny na godzinę, a niebo tak łatwo się wtedy otwiera! Jezus stojąc w wodach Jordanu, modlił się, a gdy się modlił, otworzyły się niebiosa. Jakże wysłuchane bywają modlitwy, gdy je zanosimy w największym uniżeniu!

Bóg Ojciec wypowiada słowa o upodobaniu w swoim Synu, gdy ten stoi na samym dnie, ogołocony z szat, pokorny i niczym nie różniący się od tych, którzy stali na brzegu i czekali na swoją kolej. Dlaczego? Byśmy mogli być adresatami tych słów, które Ojciec wypowiedział o Nim. Tyle że trzeba zejść do poziomu prawdy o sobie. Jezus zejdzie jeszcze niżej, gdy Go podwyższą na krzyżu, a On będzie przeżywał opuszczenie przez Ojca. Głos, który rozległ się nad Jordanem wprost z niebios, zamilknie w czasie ukrzyżowania, by Ten, który został ukrzyżowany, zniżył się do poziomu jeszcze niższego niż Jordan, do poziomu ludzkiej rozpaczy i osamotnienia. A wszystko to po to, by nawet najbardziej opuszczony człowiek mógł w swej pustce ujrzeć, że nie jest już sam, że jest przy nim od tej chwili Chrystus. Opuszczenie Jezusa wypełniło jego obecnością każdą ludzką pustkę, nawet najbardziej depresyjną i beznadziejną.