5. Niedziela zwykła (C)

publikacja 30.01.2016 21:07

Sześć homilii

Zaufać Jezusowi

ks. Leszek Smoliński

Życie wielu gorliwych uczniów Chrystusa to ciągle ponawiana odpowiedź na wezwanie skierowane do Szymona z dzisiejszej Ewangelii: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!”. Czasem, wbrew przyjętym zwyczajom, sytuacjom, które wydają się bez wyjścia, trzeba, jak Piotr i towarzyszący mu synowie Zebedeusza: Jakub i Jan, zaufać: „Mistrzu na Twoje słowo”. Rybacy nie spodziewali się, że zarzucając sieć wbrew zasadom sztuki rybackiej, wyciągną na oczach tłumu takie mnóstwo ryb. Piotr czuł się po ludzku nieprzygotowanym do przemiany z rybaka w pasterza dusz. Dopiero pod wpływem obfitego połowu do końca zrozumiał, jak wymagające czeka go zadanie.

Słuchanie Jezusa domaga się, by porzucić czysto ludzkie kalkulacje i zaufać. Wtedy rodzi się owoc niewspółmierny do naszych wysiłków. Lęk zostaje przemieniony i zwyciężony miłością Chrystusa, która wszystko może. Bóg, nie zważając na ludzką słabość, wzywa człowieka, aby stał się narzędziem Bożego królestwa, przekazicielem tej łaski, która stała się jego udziałem. Współczesnym przykładem współodpowiedzialności za potrzebujących pomocy jest żyjąca na naszych oczach bł. Matka Teresa z Kalkuty. Jak sama wspomina: „Po kilkunastu latach życia zakonnego zamknęłam za sobą drzwi i znalazłam się sama na ulicach Kalkuty, doznałam niezwykle silnego uczucia zagubienia, niemal lęku, który był trudny do przezwyciężenia”. W książce „Matka ubogich”, Renzo Allegri – zgłębiając historię jej życia i powołania – zapisała: „W tamtej chwili Matka Teresa zobaczyła jasno i wyraźnie swoja nową sytuację. Była zupełnie sama. Sama, bez dachu nad głową, bez pieniędzy, bez pracy, nie wiedząc, dokąd pójść, by coś zjeść i znaleźć schronienie na noc”. Znalazła się w straszliwej sytuacji, w jakiej znajdowali się ci ludzie, którym ona pragnęła „służyć”. Nie posiadała niczego poza wizją tego, co zamierzała realizować. „Polecenie”, jakie otrzymała od Jezusa w nocy 10 sierpnia 1946 r. było precyzyjnie określone: „służyć najuboższym pośród ubogich. Żyć pośród nich i tak jak oni”.

Zarówno bł. Matka Teresa, jak i apostoł Piotr, mimo towarzyszącego im ludzkiego lęku, niepewności i początkowego niezdecydowania, ostatecznie zrealizowali swoje życiowe powołanie. Było to możliwe tylko dzięki temu, że ów lęk i strach zastąpili zaufaniem w Bożą pomoc. Wszyscy oni bardziej cenili współpracę z Bożą łaską i troskę o innych niż posiadany potencjał osobistych zdolności.

Zarówno dzieje zbawienia, opisane w Biblii, jak i życie wielu świadków Jezusa, ukazuje rolę zaufania Bogu w codziennym życiu. Skoro bez Pana „nic nie możemy uczynić”, to winniśmy sobie uświadomić na nowo, kim On jest dla każdego z nas osobiście. I odnowić naszą ufność w Jego moc. Niech wskazówką będą dla nas słowa, zapisane przez św. Faustynę w jej duchowym „Dzienniczku”: „Łaski z mojego miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma. Wielką mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie skarby swych łask. Cieszę się, że żądają wiele, bo moim pragnieniem jest dawać wiele, i to bardzo wiele. Smucę się natomiast, jeżeli dusze żądają mało, zacieśniają swe serca” (Dz. 1578).

W oczekiwaniu na... Słowo

Piotr Blachowski

Dzisiejszy świat zewnętrzny zalewa nas taką ilością informacji, że wpędza nas w stan frustracji i rozkojarzenia, zaciemnia nasze życie wewnętrzne. I choć każdy człowiek jest istotą materialną, cząstką kosmosu, to jest także istotą duchową i ma swój świat wewnętrzny. Trzeba tylko poznać jego wielkość, piękno i głębię. Zrozumieli to ci, którzy – nie bacząc na możliwość wygodnego życia, przywilejów, zaszczytów – pozostawili wszystko, by pójść za Bogiem, służyć Mu, wędrować z Nim, pozyskiwać nowych i wiernych uczniów, zwolenników, ci, którzy byli w stanie oddać za Niego swoje życie.

Liturgia dzisiejsza ukazuje powołanie trzech ludzi: Izajasza, Pawła i Piotra. Powołanie każdego z nich poprzedziło Boże objawienie. Bóg, zanim powierzy człowiekowi szczególną misję, daje mu się poznać.

Pierwszy, Izajasz, został obdarzony przez Boga darem prorokowania. Na zadane przez Boga pytanie: «Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?» (Iz 6,8) odpowiada «Oto ja, poślij mnie! », bowiem wewnętrznie czuje potrzebę nauczania i nawracania ludu ku Bogu, martwiąc się jednocześnie o stan wiary swoich bliskich.

Św. Paweł, po objawieniu na drodze do Damaszku, przez resztą życia uważał się za ostatniego z Apostołów i za „poroniony płód”. Ten, który mówi o swojej potrzebie ewangelizacji i nauczania sobie współczesnych, zostaje później nazwany Apostołem Narodów. W Liście do Koryntian pisze: „Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak, więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.” (1 Kor 15,9-11).

Wreszcie św. Piotr, który później stanie się pierwszym Pasterzem po Chrystusie, został powołany, gdy zrozumiał wielkość Boga i własną małość. „Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.” (Łk 5,10b-11) – tak wyglądał początek przemiany zwykłego rybaka w pierwszego następcę Jezusa Chrystusa. Oby każdy z nas doznał takiej przemiany, drobniejszej, na własne możliwości, ale z pełnym otwarciem ku Chrystusowi.

W tych trzech różnych powołaniach widzimy jednakową postawę pokory i uległości tych, którym się Bóg objawił. Taka bowiem postawa jest warunkiem odpowiedzi Bogu, który powołuje. Do takiej postawy pokory i uległości prowadzi nas uważne słuchanie Słowa Bożego. Życzmy sobie, by Słowo Boże pozwoliło nam inaczej spojrzeć na świat, w którym żyjemy.

PANIE JEZU – naucz nas trwać przed Tobą w pokorze i słuchać, abyśmy usłyszeli, co Ty, nasz Boże, chcesz nam powiedzieć.

Zostaw, co złowiłeś


Augustyn Pelanowski OSPPE

Za każdym razem, kiedy czytam tę historię o połowie na głębokiej wodzie, wyławiam coraz głębsze treści. W tym samym miejscu, gdzie Szymon doznał porażki, przeżył zwycięstwo, ponieważ był posłuszny słowu Bożemu. Ale na tym nie koniec. Kiedy wyciągnęli już sieci na brzeg, Jezus kazał im wszystko porzucić. Po co trudzić się kilka godzin z połowem, potem ciągnąć ze wszystkich sił sieć do brzegu, ryzykować zatonięcie łodzi, po czym wszystko porzucić? Mogli doprawdy poczuć rozczarowanie lub wybuchnąć pretensją do Jezusa. Ale nic takiego nie odnotowała Ewangelia. Podziwiam ich posłuszeństwo.

Zapewne wielu chrześ- cijan trudzi się, by czegoś w życiu się dorobić, założyć idealną rodzinę, dostać się na studia, wyjechać za granicę, zrealizować powołanie, spełnić marzenia i odnieść sukces. Po pewnym czasie wszystko tracimy i nic nie pozostaje. Czy mamy wtedy taką zgodę jak Apostołowie? Zgodę na sukces i zgodę na utratę? Żeby zrobić krok do przodu, trzeba oderwać nogę od pozycji, którą już zdobyliśmy. Bywają takie etapy w naszym życiu, które wydają się być kompletną ruiną, ale to tylko krok do przodu. Kiedy tracisz wszystko, możesz zyskać więcej niż wszystko. Zyskać samego Boga!

Kiedy Szymon i jego towarzysze porzucili sieci z rybami, ruszyli za Jezusem. To był ostatni wiersz tego fragmentu, ale pierwszy krok w nieznane z Bogiem. Najwięcej prawdziwych nawróceń dokonuje się wtedy, gdy to, co było naszym dotychczasowym „łupem”, nagle tracimy. Z naszych dłoni wymyka się powodzenie, jak śliska ryba. Ileż razy straciliśmy sens życia, cel życia, wartość życia, cały dorobek? Co wtedy? Odsłania się coś wspanialszego, cel nadprzyrodzony, wartość nie z tej ziemi, sens ponad wszelkie sensy! Tekst grecki użył w tym miejscu słowa, które oznacza nie tylko opuszczenie – afimi, też przebaczenie, czyli puszczenie w niepamięć! Co oczywiście nie oznacza wyparcia czy też zaprzeczenia! Jak bardzo możemy posunąć się do przodu, gdy po prostu komuś „przepuścimy” krzywdy! Kiedy nasze projekty na życie i plany na sukces nie wychodzą, łatwo o nieprzebaczenie właśnie tego, że się nam nie udało. Takie niedarowanie sobie niepowodzenia może nas trzymać jak sieć. Możesz mieć pretensje do Boga, że nie pozwolił ci zrealizować twoich marzeń, możesz mieć żal do innych, że nie pomogli ci zatrzymać choć jednej rybki z sieci, która była ich pełna, możesz mieć żal do siebie, że nie okazałeś się przebiegły i dałeś się oszukać życiu. Z łowcy stajemy się złowioną rybą, która rzuca się w sieci swych niepogodzeń. Zostaw wszystko! Porzuć żal i pretensje, puść to, czego jeszcze kurczowo się trzymasz i idź za Jezusem. On ma coś piękniejszego dla ciebie. Jeśli z Bogiem cokolwiek tracimy, to tylko dlatego, by z Nim odziedziczyć coś o wiele piękniejszego. Czy trzymanie się kurczowo żalu i złości, nienawiści i nieprzebaczenia cokolwiek pomoże? Jezus pozwala iść dalej. Puść więc to, co jeszcze cię więzi i dogoń Go! Puść to, co ubóstwiałeś, aby chwycić samego Boga.

Oto ja, poślij mnie!


Ks. Roman Kempny

Kiedy Bóg staje przed człowiekiem, najpierw objawia mu swoją chwałę. Izajasz doświadczył w świątyni Jego świętości: „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia jest pełna Jego chwały”.

Piotr przeżył szok, że Pan może łowić ryby w ciągu dnia, gdy on, doświadczony rybak niczego nie złowił w nocy: „Mistrzu całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieć. Skoro to uczynili zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać”.

Zadaniem Kościoła jest nieustannie przypominać i głosić z cierpliwością Ewangelię, którą otrzymał od Apostołów. Zmienione warunki niosą wiele podstawowych pytań o formy obecności Kościoła w niepokojach i bólu świata. Kościół stawia sobie pytanie: Jak urzeczywistniać Ewangelię dziś, u schyłku kończącego się wieku? Jak dotrzeć z Ewangelią do ludzi pytających o Chrystusa i obojętnych na Dobrą Nowinę? Jan Paweł II mówi o nowej ewangelizacji.

Nowej w swej gorliwości, metodzie, języku. Głównym jej sprawcą jest Duch Święty. On przychodzi z pomocą naszej ludzkiej słabości, zwłaszcza w budzeniu cnoty chrześcijańskiej nadziei. Dlatego Jan Paweł II w Liście Apostolskim «Tertio millennio adveniente» wzywa wszystkich, aby otworzyli serca na tchnienie Ducha Świętego. To działanie Ducha Świętego we wspólnocie Kościoła wyjaśnił Chrystus: „Pocieszyciel Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko co ja wam powiedziałem” (J 14,26). „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie” (J 15,26).

Sytuacja chrześcijanina, który żyje troską o dzieło ewangelizacji na progu trzeciego tysiąclecia, przypomina pod wieloma względami sytuację Apostołów prowadzonych przez Ducha Świętego z Wieczernika na cały świat, ku wszystkim narodom (por. Mt 28, 19). Musieli wtedy podjąć ryzyko opuszczenia umiłowanych i znanych im ziem, odejść od przyzwyczajeń i nawyków i wejść w nową rzeczywistość Rzymu, Koryntu i innych nieznanych im ziem. Trzeba było nowym językiem i nowymi metodami głosić wielkie dzieła Boże, jakich Bóg dokonał w Jezusie Chrystusie.

Mimo napotkanej niechęci do prawdy o Zmartwychwstałym, Apostołowie się nie zniechęcają, a gdy trzeba zaświadczą o prawdzie Ewangelii męczeńską śmiercią. Na nowych szlakach, w nieznanych wcześniej miastach, w posłudze Słowa i w celebrowanej Eucharystii odnajdowali tę samą niewidzialną rzeczywistość łaski, która otworzyła oczy i serce smutnym i zawiedzionym wędrowcom na drodze do Emmaus. W obliczu jakościowo nowych sytuacji my również, niczym wędrowcy z Emmaus, musimy przezwyciężać uproszczone schematy myślenia, przeciętność w zaangażowaniu, zniechęcenie w dziele ewangelizacji, pokusę łatwego sukcesu.

To Duch Święty dokonuje prawdziwych cudów w naszych sercach. On jest niespokojnym Wichrem, który porywa i pociąga, wzywa do radykalizmu i duchowej rewolucji, do nowego narodzenia i nowego życia! Dlatego też „mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy” (Ga 5,25), „albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży są synami Bożymi” (Rz 8,14), bo „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha, który został nam dany” (Rz 5,5) i „myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych” (1Kor 2,12).

Dlatego odpowiedzią ucznia jest gotowość Proroka: Oto ja, poślij mnie! Oraz wspaniałomyślność Szymona, Jakuba i Jana, którzy zostawili wszystko i poszli za Nim. „Ducha nie gaście” (1Tes 5,19).

Na Twoje Słowo


ks. Jan Kochel

Kiedy dobiegał kresu czas posługi kard. Martiniego w archidiecezji mediolańskiej, wybrał się on ze swoimi wiernymi na ostatnią pielgrzymkę. Celem wyprawy była Azja Mniejsza, a zwłaszcza starożytny Milet, w którym Paweł żegnał się z Efezjanami przed podróżą do Jerozolimy (Dz 20,14-35). Symboliczne pożegnanie biskupa z ukochaną diecezją, której służył blisko ćwierć wieku, zaowocowało jeszcze jednym darem. Metropolita Lombardii napisał pożegnalny list pasterski pt. „Na Twoje Słowo”, który okazał się podsumowaniem jego gorliwej posługi i duchowym testamentem. Zrealizowało się także wielkie marzenie Kardynała, aby na czas emerytury zamieszkać w Jerozolimie i tam studiować Biblię, modlić się o pokój dla Ziemi Świętej i działać charytatywnie.

Życie wielu gorliwych uczniów Chrystusa to ciągle ponawiana odpowiedź na wezwanie z dzisiejszej Ewangelii: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!”. Czasem, wbrew przyjętym zwyczajom, wbrew sytuacjom, które wydają się bez wyjścia, trzeba, jak Piotr, zaufać: „Mistrzu (...) na Twoje słowo”.
Czy można żyć na co dzień Słowem Bożym? Prorok Jeremiasz - palony wewnętrznym ogniem - stale przepowiadał słowo Boga. Ono było jego codziennym pokarmem; raz słodkim jak miód, a innym razem gorzkim jak piołun (Jer 1,9; Ap 10,9). Gorzkie było również słowo dla mieszkańców Jerozolimy, których prorok wzywał do ucieczki z miasta i zmiany sposobu życia. Jego wyrocznia dla Jeruzalem była ostra jak miecz, ujawniała wady i grzechy: „To miasto kłamstwa, sama w nim nieprawość (...). Gwałt i ucisk - dają się w niej słyszeć, choroba i rany - oto, co jest stale przed moim obliczem. Strzeż się, Jerozolimo, bym się nie odwrócił od ciebie...”.

Mieszkańcy Świętego Miasta nie usłuchali Jeremiasza, podobnie jak i wielu innych proroków, nie przyjęli również Chrystusa, który płakał na jego widok (Łk 19,41). Słowo Boże, choć czasem rani i boli, w ostateczności jest lekarstwem, które niesie zbawienie (Hi 5,18). Jest tylko jeden warunek! Słowa trzeba wysłuchać, zachować je i wprowadzić w życie. Przypomniał o tym Jezus swoim uczniom (Łk 8,21), a Paweł gminie w Koryncie (1 Kor 15,1-2).

O tym, jak trudno żyć na co dzień Słowem Bożym, przekonał się pierwszy z Apostołów. Nad Jeziorem Galilejskim Szymon spontanicznie odpowiedział na wezwanie Pana. Jednak dopiero pod wpływem obfitego połowu do końca zrozumiał, jak wymagające czeka go zadanie. Piotr przekonał się, że trudno przyjąć Słowo Boże, jeśli nie ma się czystego serca. Stąd jego akt skruchy i wyznanie: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”.

Piotr zrozumiał też, że Słowo Boże musi stale wprawiać w zdumienie, jak „połów ryb, jakiego dokonali”. Odkrył, że do przyjęcia Słowa Bożego i przekazywania go innym potrzeba odwagi: „Nie lękaj się, odtąd ludzi będziesz łowił”. Papież Jan Paweł II w Pelplinie apelował do rodziców, nauczycieli i katechetów: „Jeżeli na progu trzeciego tysiąclecia pytamy o kształt czasów, które nadchodzą, to równocześnie nie możemy uniknąć pytania o fundament, jaki kładziemy pod tę budowlę, jaką podejmą następne pokolenia. Trzeba, aby nasze pokolenie było roztropnym budowniczym przyszłości. A roztropny budowniczy to ten, który słucha słowa Chrystusa i wypełnia je”. Prośmy zatem o dar czystego serca, o zachwyt nad Słowem i odwagę do głoszenia go innym.

Powołanie, czyli oderwanie

Augustyn Pelanowski OSPPE


Paweł wyznaje, że początkiem jego życiowej pasji było nawrócenie pod Damaszkiem. Ukazanie się Jezusa zwróciło jego dążenie życiowe w zupełnie innym kierunku. Łaska nawrócenia przemieniła go z gorliwego prześladowcy w gorliwego wyznawcę. Nawrócenie jest radykalną przemianą zainspirowaną potęgą łaski, a nie własnym wysiłkiem. Drugim aspektem jest oczyszczenie. Izajasz ma wypalane usta żarzącymi się węglami w momencie, gdy wyznaje swoją grzeszność. Ogień oczyszczenia jest ogniem wstydu, który łamie ludzką dumę, gdy przyznajemy się do nędzy. Oczyszczony zaczyna inaczej mówić, zaprzestaje sądzić innych, a zaczyna osądzać swoje czyny w prawdzie. Przestaje moralizować albo krytykować, rozpoczyna wyznawać.

Wreszcie trzeci aspekt: oderwanie, które dostrzegamy w posłusznym porzuceniu przez Piotra całego dorobku swej pracy. Piotr zostawił wszystko i poszedł za Jezusem. Żeby iść za Nim, trzeba wszystko zostawić. Wtedy dopiero możemy mówić o spełnionym powołaniu. Powołanie zaczęte to nawrócenie, podtrzymywanie powołania dokonuje się przez oczyszczające wyznawanie, ale spełnionym jest ono dopiero w oderwaniu. Żeby dobrze pojąć sens dzieła finiszującego powołanie, trzeba przyjrzeć się Bogu. Czym Bóg uwieńczył stworzenie wszystkiego? Zaniechaniem, czyli SZABATEM! W Księdze Rodzaju 2,2 hagiograf ukazuje Boga, który skończywszy stworzenie nieba i ziemi, zaprzestaje wszelkich czynności i uświęca ten dzień.

Uświęcający charakter szabatu polega na oderwaniu i zaprzestaniu. Bóg stworzył świat, z którego później jakby się wycofał. Pozostawił wszelkie stworzenie w autonomii istnienia, nie narzucając siebie. Jego oderwanie i ukrycie stworzyło tak wielką przestrzeń wolności, że możliwy stał się nawet ateizm (sic!). Zwróćmy uwagę na określenie SZABATU: zaprzestanie, bo to właśnie w hebrajskim oznacza szabat. Kiedy Biblia ujawnia najusilniejsze pragnienie Boga, mówi: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem Święty!” (Kpł 19,2) i używa w tym miejscu słowa KADOSZ, czyli to, co wyłączone, oderwane, oddzielone, zadedykowane, wyłączone z użytku powszechnego, specjalnie przeznaczone. Uświęcamy się przez odrywanie od wszystkiego, co nie jest Nim, by przylgnąć do Niego. Pierwszym krokiem jest ograniczenie słów, zaprzestanie nieustannego gadania. Oderwanie nie jest niszczeniem siebie i swych pragnień, tylko przekierunkowaniem ich na samego Boga.

Piotr nie uczynił sobie na złość, odrywając się od sieci pełnych ryb. Zobaczył po prostu, że nie pozwala mu to iść za Jezusem. Ilekroć o tym czytam, zdumiewają mnie jego spokój i posłuszeństwo, nieżądające żadnych wyjaśnień od Jezusa. Choć Jezus kazał mu porzucić wszystko. Nawet to, co było efektem cudu!