2. Niedziela Wielkiego Postu (C)

publikacja 13.02.2016 23:30

Sześć homilii

Zaproszenie do przemiany

ks. Leszek Smoliński

Słowo Boże zaprasza nas dziś na górę Tabor, gdzie razem z Piotrem, Janem i Jakubem stajemy się świadkami wydarzenia niezwykłego. Rozmowa o nieuchronności ofiary Mesjasza toczy się w scenerii iście niebiańskiej. Widzimy odmienionego Jezusa, którego twarz jaśnieje jak słońce, a szaty stają się lśniąco białe. A obok Niego dwóch mężczyzn – Mojżesza i Eliasza – których na ziemi nie widziano od tysięcy lat, i którzy objawiają nam się w chwale. Rozmowa ta ukazuje, że decyzja o śmierci Chrystusa nie jest wynikiem ziemskiego rozumowania. Podjęta została dla naszego zbawienia. „On był światłem”. Nie jednym z proroków, nie jednym światłem więcej, ale „światłem”, które przyszło na ten świat. To z powodu zniszczenia tego światła On umrze. Na Taborze uczniowie doświadczyli olśnienia Bożą chwałą, kiedy twarz Jezusa „zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. Święty Piotr całe życie pozostanie naznaczony tym szczególnym spotkaniem. To właśnie wspomnienie Przemienienia, które stało się dla niego podstawowym doświadczeniem jego wierności, daje zatrwożonemu Piotrowi siłę i pewność.

A teraz spróbujmy spojrzeć na naszą rzeczywistość. Tym razem bohaterem ostatniej sceny jestem ja, tzn. uczeń Jezusa, chrześcijanin trzeciego tysiąclecia, w każdej Eucharystii oświecany światłem Jego łaski. Czym dla mnie jest polecenie Boga Ojca, który nakazuje „słuchać” Chrystusa? Słuchać, tzn. doświadczać, uczestniczyć, przyjąć i także naśladować. W okresie Wielkiego Postu, uprzywilejowaną formą przemawiania Boga do ludzkiego serca, swoistą Górą Tabor i odnowieniem osobistego przymierza ze Stwórcą, jest czas rekolekcji, jakie odbywają się w tysiącach parafii. Rekolekcje to nic innego, jak słuchanie Boga i doświadczanie Jego obecności, to porządkowanie i uzupełnianie posiadanej hierarchii wartości, to odnowienie osobistej przyjaźni z Bogiem i umocnienie wiary. Żadne rekolekcje, bez względu na ich długość i metodę nie są procesem automatycznym. Raczej moglibyśmy utożsamiać je z pewną walką, pewnym trudem i oczekiwaniem. Jeśli spojrzymy na Piotra, Jakuba i Jana, to mimo niesprzyjających i tajemniczych, zewnętrznych okoliczności nie wątpimy, że ich wejście na Górę Tabor było potrzebne. Warto było tam być, aby zobaczyć „blask Nieba” i usłyszeć głos Stwórcy: „To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!”.

Wobec światła odsłania się nasz grzech. Umysł ludzki bywa jednak na tyle przebiegły, by nie wchodzić do jasności. Wszyscy mamy skłonność do omijania prawdy. Mamy tę fantastyczną moc usypiania, filtrowania tego, co pochodzi z rzeczywistości, aby zachować tylko to, co odpowiada naszym osądom. Każdy człowiek ma swój filtr, który pozwala mu się chronić. „Będę panem samego siebie” – to dewiza piekła! Przed nami jeszcze pięć tygodni Wielkiego Postu. To czas na towarzyszenie Jezusowi od agonii w Ogrójcu aż na Golgocie. To czas na opłakiwanie męki Pana z Matką Bolesną i Aniołami. Bez tego nasza radość w Niedzielę Zmartwychwstanie nie mogłaby być pełna. Ufni w moc przychodzącego Boga, wsłuchujmy się w słowa: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. On nas przemieni.

Spotkanie czy wezwanie?

Piotr Blachowski

Każdy z nas jest przeznaczony do celów, których się nie spodziewa i na które nie liczy. Świadomość tego, czym i w jaki sposób mamy się zająć, przychodzi znienacka i jest dla nas pełnym zaskoczeniem. A zatem przebiega to zupełnie inaczej niż w przypadku zajęć, które najpierw uczymy się wykonywać, za które później otrzymujemy wynagrodzenie, które pozwalają nam zarobić na chleb powszedni.

Zastanawiając się nad tym problemem, dostrzegamy pewną dwupłaszczyznowość  życia na ziemi. Pierwsza płaszczyzna to nasze życie codzienne: pracujemy, zarabiamy, żeby sobie i swojej rodzinie zapewnić warunki niezbędne do życia. Ale … nie samym chlebem człowiek żyje. I tutaj dochodzimy do drugiej płaszczyzny życia, tej, w której ujawnia się nasze przeznaczenie, które możemy nazwać WEZWANIEM. Niektórzy słyszą je od dzieciństwa, kierując ku niemu swoje serce i duszę. Inni, po latach błąkania się po bezdrożach, słyszą je w wieku dorosłym. W najtrudniejszej sytuacji są ci, którzy nie potrafią otworzyć swoich uszu, oczu, a przede wszystkim serca i duszy na to wezwanie, nie potrafią odnaleźć swojego powołania.

Pierwszy historyczny ojciec Izraela, Abraham, słysząc wezwanie Boga, nie zdawał sobie sprawy z historycznej i religijnej roli, jaką mu Bóg wyznaczył. Dopiero wtedy, gdy zaufał Głosowi z Nieba i wykonał polecenia, jego umysł, serce i dusza otworzyły się i usłyszał: „Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat.” (Rdz 15,18).  Tym samym zawarł przymierze z Bogiem, który mu wyznaczył rolę ojca narodu wybranego.

Pan przemawia do każdego z nas. Jednakże niektórzy nie chcą lub nie potrafią usłyszeć tego Głosu. Jak pisze św. Paweł „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich bogiem –  brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne.” (Flp 3, 18-19). Nie można stąd wyciągać wniosku, iż wszyscy mają zajmować się wyłącznie medytacją i modlitwą. Należy jednak pamiętać, iż każdy może nawet rzeczy przyziemne czynić na Chwałę Bożą, a przebywając pośród tych, których Bóg nie interesuje, powoli naprowadzać ich na właściwą ścieżkę – poprzez przykład, świadectwo, modlitwę, a także rozmowę. Powiecie, że to nierealne? Kto nie spróbuje, ten się nie przekona. Warto zatem podjąć te czyny.

Jesteśmy wybrani i powołani do świętości, do ewangelizacji, do działań które nam zleca nasz największy pracodawca – Bóg. Dlaczego nie mamy usłyszeć Jego wołania? Piotr, Jan i Jakub mieli szczęście widzieć i słyszeć Chrystusa, uczestniczyć w Jego drodze ku przeznaczeniu. Widząc i uczestnicząc, łatwiej mogli odnaleźć swoje przeznaczenie. My mamy wiarę, mamy nadzieję, że gdy wypełni się nasz czas, spotkamy się z Jezusem, z Bogiem. Ale aby tak się stało, musimy usłyszeć to, co oni: „«To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!»” (Łk 9,35b). Dla nas to najważniejszy przekaz.

Maryjo, Boża Rodzicielko, Matko nasza, dopomóż nam tak wsłuchać się w słowa i przekazy Boże, byśmy stali się godnymi uczestniczenia w radości obcowania z Bogiem w życiu wiecznym, które nam ofiarował poprzez swoje Zmartwychwstanie Twój Syn, Jezus Chrystus.

Wyjdź z namiotu!


o. Augustyn Pelanowski OSPPE
 
Uczniowie pragnęli zbudować trzy namioty na Górze Przemienienia, a przecież Bóg kazał Abramowi wyjść z namiotu. Abram wychodzi z namiotu, by się modlić i poznaje tajemnice, jakie Bóg złożył w jego wnętrzu. Modlitwa wyprowadza nas z ograniczenia namiotów, byśmy poznali niebo bez granic, Pana i siebie samych. Czyni nas bardziej domownikami nieba niż tylko koczownikami ziemi. Choć na ziemi wędrujemy, docieramy do tego, co pozaziemskie. Jezus zbywa milczeniem propozycję zbudowania namiotów. Doświadczenia przemienienia nie da się zamknąć w ciasnej przestrzeni jakiegokolwiek ziemskiego namiotu.

Pomyślmy jeszcze o słowach apostoła: „Dobrze, że tu jesteśmy!”. Tak, chodzi o odkrycie w modlitwie
przyjemności. Zawsze, kiedy modlę się w celi, w ciszy kontemplując oblicze Chrystusa, staram się przeżywać modlitwę tak, aby w niej odkryć ukrytą przyjemność dobroci Boga. Przyjemność modlitwy i doznawanie dobroci Boga są dostępne, gdy modlitwa nie wynika z moralnego obowiązku, lecz z tęsknoty za Nim samym, gdy jest pragnieniem wyjścia z własnego namiociku egocentrycznych wyobrażeń i potrzeb. Gdy poddajemy się miłości Boga, ona nas wyprowadza ku górze i budzi ze snu niewiedzy, olśniewając dobrocią. Oddając Mu siebie, poddajemy się przeobrażeniu zarówno w tym, co jest dla nas jawne, jak i w tym, czego o sobie nawet nie wiemy. Najwspanialszą cnotą nie jest wpatrywanie się we własne cnoty albo zadręczanie się analizowaniem wad, ale zapatrzenie się w Jezusa. Nie możemy się sami zmienić, przemienia nas wpatrywanie się w Jezusa, i mam na myśli nie tylko adoracyjne wpatrywanie się w Najświętszy Sakrament, w ikonę czy krzyż, ale też wpatrywanie się w słowa objawione zapisane w Świętych Pismach, a także dostrzeganie Go w tych, pośród których żyjemy.

Doświadczenie przemienienia jest ciągle możliwe dla każdego z nas. Chodzi o to, by Jezus nie był tylko przedmiotem dewocji, ale by był znany jako żywy wybrany Syn, który ciągle wprowadza nowych uczniów na Tabor, aby odkryli swoje wybranie i swoje synostwo. Uczniowie po tym niezwykłym wydarzeniu zachowywali milczenie i nikomu o nim nic nie mówili, widzieli bowiem to, co trudno da się wyrazić słowami. Chciałbym jeszcze wyraźniej podkreślić skuteczność modlitwy w uwolnieniu z lęku i wstydu. Lęk spowodowany bezsensem, zawstydzający smutek związany z naszą grzesznością, niepewność miłości Boga, ciągła podatność na cierpienie i wreszcie przerażenie śmiercią. Zapewne to wszystko ujawniło się w uczniach w czasie modlitwy na Taborze. Na początku każdej szczerej modlitwy odczuwamy delikatną panikę, mamy ochotę tak się modlić, by uniknąć spotkania twarzą w twarz, gdyż nasze zawstydzające lęki wydobywają się na powierzchnię świadomości. Trzeba ten moment przetrwać, aż się wszystko przemieni w ukrywany sekret miłości i nieświadomą tajemnicę chwały.
 
 

Posłuchaj!


Augustyn Pelanowski OSPPE

Głos z obłoku wskazał na Jezusa jako na kogoś, kogo trzeba słuchać. Nie chodzi o to, by po prostu kogoś wysłuchać jak wokalistę, ale o posłuszeństwo wierze. Paweł mówi na samym początku Listu do Rzymian, że od Chrystusa otrzymał nie tylko łaskę, ale i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze! Dość niejasne określenie dla współczesnego człowieka, ale ono tłumaczy sens powołania chrześcijańskiego.

Człowiek religijny może być bowiem nieposłuszny Bogu, nawet sobie nie uświadamiając, że Bóg nade wszystko oczekuje posłuszeństwa. To właśnie posłuszeństwo wierze przeistacza się w autentyczny kult. Mamy więc do czynienia z wersją „piracką” chrześcijaństwa oraz z oryginalną! Słowa z Taboru wyjaśniają się w posłuszeństwie woli Boga wyrażonej w objawieniu Chrystusa. Zakłada to jak najbardziej zażyłą relację z Jezusem, po prostu przyjaźń, w której masz czas dla wysłuchania Przyjaciela, aby rozeznawać, co jest wolą Boga i to wypełniać. Czyją wolę chcesz pełnić w swoim życiu? Czy twoje modlitwy są mówieniem Bogu, co On ma dla ciebie uczynić, czy też słuchaniem Go, by wypełnić to, co On ci mówi? Wiara i posłuszeństwo są ściśle ze sobą powiązane, i to do tego stopnia, że nie ma prawa nikt o sobie mówić, że jest wierzącym, kto nie poświęca codziennie czasu na pytanie Jezusa przez Jego objawione słowa: „Co chcesz, abym uczynił?”.

Wiara to nie pewność, że Bóg istnieje: złe duchy też wiedzą, że Bóg jest, ale nie są Mu posłuszne! Przypomnijmy sobie opętanego w Kafarnaum: on wiedział, kim jest Jezus, ale opierał się Mu! Nieposłuszeństwo i niewiara są ze sobą ściśle złączone. Media nieustannie prowokują człowieka do postawy tolerancji wobec perwersji i odrzucenia praw Boga, do buntu przeciw Kościołowi, do nieufności do pasterzy. Ale czy wyobrażamy sobie jakiekolwiek państwo bez posłuszeństwa? Czy jest możliwe funkcjonowanie jakiejkolwiek firmy bez posłuszeństwa? Czy choćby przedszkole może istnieć bez posłuszeństwa? Gdybyśmy wszyscy słuchali Boga, życie byłoby szczęśliwsze. Nieposłuszeństwo nie musi się wyrażać przez ewidentne dążenie do zła, o wiele częściej przez dążenie do dobra, którego Bóg nie zamierzał na tym etapie, albo do dobra poza Bogiem, do dobra, o którym Bóg nie mówi, że jest dobrem. Takie straszne zjawiska jak klonowanie czy eutanazja są przedstawiane jako dobro.
Pierwsza przestroga przeciw szatanowi św. Jana od Krzyża dotyczy posłuszeństwa, czyli zaufania Bogu. Gdy Mojżesz uczynił wszystko według tego, co mu Bóg nakazywał, na świecie pojawiła się pierwsza prawdziwa świątynia (Wj 23,40). Owocem nieszczęścia grzechu pierworodnego nie jest to, że człowiek chciał źle, ale to, że człowiek postanowił działać niezależnie od Boga, bez posłuszeństwa, a nawet w buncie. Człowiek wzgardził wolą Boga. Świat jest zbuntowany przeciw Bogu, przeciw rodzicom, systemom, nauczycielom, kapłanom, przełożonym… Katastrofa grzechu pierworodnego przypomina trafienie w punkt krytyczny struktury kryształu – jedno dotknięcie, które rozsypało całą hierarchię szczęścia.

Wszystko podporządkować Jezusowi


ks. Tomasz Horak

Obserwowałem kiedyś wychowawcze poczynania młodej rodziny. Trójka pociech miała być chowana nowocześnie i bezstresowo. „Jak będą widziały naszą dobroć nie będzie trzeba żadnych zakazów”. Fiasko! Dzieci, jeszcze małe, były rozkapryszone i nieznośne. Znajomi coraz rzadziej odwiedzali ich dom, bo po prostu nie można tam było wytrzymać. „Co będzie, jak te czorty wyrosną?” – mówili.

„Nie potrzeba żadnych zakazów...” Doświadczenie ludzkości jest inne. Od zawsze ludzie tworzyli prawo. Także prawo karne, któremu zawsze towarzyszył system represji. Potrzebne jest prawo. I „domowe”, i cywilne, i karne. Czy jednak wystarczą kodeksy, więzienia, i grzywny ? Nie, bo same, oderwane od poczucia moralnego, są bezsilne. Dlatego Kościół znowu prowadzi nas na Górę Przemienienia. A tam Mojżesz, Eliasz i Jezus. Przez nich otrzymaliśmy prawo moralne czyli prawo wyboru dobra opierające się na wewnętrznym przekonaniu człowieka. Trzej prawodawcy? Prawodawca jest jeden: Bóg, a prawo moralne jest częścią Bożego daru dla człowieka, jest cząstką nas samych. Jest taką jakby „instrukcją obsługi” naszego życia i naszego świata. Są trzy „piętra” tego Bożego prawa. Mojżesz: prawo zakazów; Eliasz i prorocy: prawo sprawiedliwości; Jezus: prawo miłości. A to znaczy, że prawo moralne choć opiera się na akceptacji wartości, musi posługiwać się także zakazami w kształtowaniu człowieka. Nie może też zapomnieć o wymogach sprawiedliwości, choć jako ideał wskazuje piękno miłości. Ważne jest więc dzisiejsze spotkanie na Górze Przemienienia.

Dlaczego rodzicom, o których wspomniałem, nie powiodło się? Otóż ich dzieci, tak jak każdy człowiek uległy pokusie Adama i Ewy: „Jak bogowie będziecie znali dobro i zło...” Ta pokusa ciągle nam towarzyszy i to na dwa sposoby: Gdy człowiek zajmuje miejsce Boga i sam decyduje, co jest dobre. To problem każdego z nas: w samowoli jest początek każdego grzechu. Po drugie: Gdy prawo ludzkie stawia się na miejscu prawa Bożego, wtedy zło bywa nazywane dobrem lub chciałoby się dobro wymusić sankcjami. I tu jest źródło nieporozumień chociażby wokół problemu aborcji: jedni chcieliby ją usankcjonować, inni zaś upatrują rozwiązanie problemu w samych sankcjach. A tymczasem człowiek potrzebuje powrotu do prawa moralnego, które jest nie tylko ludzkim systemem, lecz darem Boga. Dlatego dziś znowu słyszymy Głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie!” Głos... Ten Głos, który tyle razy przemawiał do ludzi. Także do Abrahama – człowieka, który potrafił Głosu i słuchać, i odpowiadać. Nie słowem. Życiem. Całym życiem.

Czy udało się owym rodzicom naprawić błąd wychowawczy? Tak, przy I Komunii św. najstarszej córeczki. Ważną rolę odegrała katechetka mądrymi wymaganiami oraz umiejętnym włączeniem w proces wychowawczy postanowień podejmowanych przy każdej spowiedzi. Dziecko potrzebowało zrozumienia prawa dobroci – nie tej ludzkiej, rozpieszczającej, ale wymagającej dobroci Boga.

Czy możemy mieć nadzieję na odrodzenie Polski? – Nie, jeśli będziemy postępować „jak wrogowie krzyża Chrystusowego, których losem zagłada, bogiem - brzuch, a chwała w tym, czego winni się wstydzić”. Tak, jeśli nastąpi odrodzenie moralne – odrodzenie wewnętrznego przekonania o wartości dobra. Od kilku miesięcy poruszają nas doniesienia z całego nieomal kraju: zadyma w Głuchołazach, tragedia w Słupsku, rozróba w Katowicach, dramat w Tychach. Tyle nie wyjaśnionych afer, dojmująca siła gangów... Raz po raz rozlega się wołanie o zaostrzenie represji karnych, o reformę prawa i policji. Potrzebne i to. Stokroć potrzebniejszy i ważniejszy jest powrót do wnętrza człowieka, tam gdzie dokonuje się akceptacja dobra. Do sumienia. Potrzebniejszy powrót do Jezusa – Prawodawcy, Abrahamowego praprawnuka który ma obok siebie Mojżesza i Eliasza. „On wszystko, co jest, może sobie podporządkować”. I nie trzeba obawiać się słowa „podporządkować”. Gdzie wszystko jest Jemu podporządkowane, tam wszystko jest uporządkowane.

W sprawie przemienienia


W kalendarzu liturgicznym jest osobne święto Przemienienia Pańskiego. Przypada 6 sierpnia. Zrozumiałe, że wtedy czyta się podczas Mszy świętej opis wydarzenia na górze Tabor. Ale dlaczego fragment Ewangelii opowiadający o Przemienieniu Jezusa jest czytany co roku w drugą niedzielę Wielkiego Postu?

Najprostsza odpowiedź brzmi: ponieważ Wielki Post to czas szczególnej przemiany człowieka. To dni "metanoi”, radykalnej zmiany sposobu myślenia, przemiany ludzkiego serca.
Jaka jest istota tego przemieniania?

Po pierwsze - wiara, która nie stawia żadnych ograniczeń. Wiara na wzór i na miarę Abrahama. "Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za wielką zasługę”. Tę samą zasadę Bóg stosuje do każdego człowieka, który zdobędzie się na odwagę i całkowicie uwierzy. Z każdym zawiera przymierze. Abram otrzymał obietnicę "kraju od Rzeki Egipskiej aż do wielkiej rzeki Eufrat”. Chrześcijanin otrzymuje jeszcze większą obietnicę - królestwa Bożego. Cóż większego może obiecać Bóg?

Na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami. Nie tutaj znajduje się cel naszej wędrówki. Wszystko, co ziemskie, przeminie. Zarówno to, co dobre, co sprawia przyjemność, daje zadowolenie, przynosi satysfakcję, jak i to, co złe, niemiłe, niebezpieczne, trudne.

Przemienienie Jezusa na górze Tabor było zapowiedzią Zmartwychwstania. Zapowiadało przemianę Chrystusa. Po Zmartwychwstaniu Jego ciało różniło się od ciała człowieka. Jezus wchodził mimo drzwi zamkniętych, pojawiał się i znikał, umiał sprawić, by raz Go rozpoznawano, a innym razem nie rozpoznawano...

Podobną przemianę naszego ciała zapowiedział święty Paweł Apostoł. To Jezus, ten sam, który przemienił się w obecności Apostołów na górze Tabor, "przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować”.
Każdego czeka takie przemienienie, bo ojczyzna każdego jest w niebie, nie na ziemi.

W pierwotnym Kościele czas przed Wielkanocą był dla katechumenów szczególnie intensywnym przygotowaniem do przyjęcia sakramentu chrztu. Pierwszy sakrament otrzymywali w czasie liturgii Wigilii Paschalnej. Dokonywało się w nich wewnętrzne przemienienie. Jednym z zewnętrznych znaków tego przemienienia była biała szata, którą otrzymywali.

Znak białej szaty pojawia się także w czasie Przemienienia Jezusa: "Jego odzienie stało się lśniąco białe”.

Biel kojarzy się z czystością i z niewinnością. Chrzest obmywa człowieka. Gładzi grzech pierworodny, a jeśli przyjmuje go człowiek dorosły, także wszystkie inne grzechy, które do momentu chrztu popełnił.
Chrzest jest przemienieniem człowieka. Początkiem wielkiego procesu przemienienia, który trwa przez wszystkie następne dni. Jak świadkowie Przemienienia Pańskiego ochrzczony otrzymuje dar wiary w Jezusa Bożego Syna. Jest adresatem słów: "To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. Jak świadkowie Przemienienia staje się członkiem wspólnoty połączonej wiarą w Niego. I dobrze mu jest w tej wspólnocie. Jak świadkowie Przemienienia otrzymuje udział w tajemnicy Krzyża Chrystusowego.
Podczas chrztu człowiek nie tylko doznaje oczyszczenia, nie tylko zostaje włączony we wspólnotę Kościoła, nie tylko zostaje umocniony, ale także otrzymuje misję do wypełnienia. Jego zadaniem jest dawanie świadectwa. Na górze Tabor Bóg Ojciec dał świadectwo o swoim Synu. Apostołowie, którzy uczestniczyli w wydarzeniu, długo zachowywali milczenie i nikomu o niczym nie mówili. Przyszła jednak pora, że zaczęli dawać świadectwo nie tylko o Przemienieniu Pańskim, ale przede wszystkim o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Nieśli innym szansę przemienienia.