4. Niedziela Wielkiego Postu (C)

publikacja 03.03.2016 12:55

Sześć homilii

Nasze powroty

ks. Leszek Smoliński

Pod koniec swojego życia siedemnastowieczny malarz Rembrandt namalował słynny obraz „Powrót syna marnotrawnego”. Na pierwszym planie artysta umieścił postaci: powracającego syna i witającego go ojca. Postać syna wskazuje na dramat bólu. Na nogach widoczne są rozpadające się chodaki, ukazujące poranione stopy, a brudne zniszczone ubranie jest w strzępach. Na twarzy syna widać wyraźne rysy i ból. Postać ojca wyraża wybaczenie i ulgę z powrotu już opłakanego syna. Dłonie ojca są symbolicznie różne. Jedna jest szeroka, twarda, spracowana, jakby męska. Druga zaś smukła i biała, jakby kobieca. Ojciec jest ubrany starannie, ale ubogo. Wybacza synowi grzechy oplatając go dłońmi.

Jedną z postaci drugiego planu jest wierny syn, który pozostał z ojcem w domu. Jest on bogato ubrany, a jego twarz wyraża zdziwienie i niezadowolenie z reakcji ojca na powrót niewiernego syna. Złości go to, że z taką czułością ojciec przyjął swego syna, który opuścił go i roztrwonił ofiarowane mu bogactwo. Widocznie nie jest zadowolony z powrotu swego brata. Rembrandt chciał w jak najlepszy sposób przedstawić treść chyba najbardziej znanej biblijnej przypowieści o nawróceniu. Droga powrotu była dla młodszego syna bardzo długa i bolesna. Prowadziła od momentu zdemaskowania pozornego szczęścia, aż do powrotu do rodzinnego domu, porzuconego wcześniej. A w domu cierpliwie czekał ojciec, który pomógł swojemu synowi na nowo odkryć godność dziecka. Swoim spojrzeniem potrafił wydobyć z marnotrawnego dobro, które zostało zakryte przez iluzje szczęścia.

Młodość jest często związana ze złym wykorzystaniem daru wolności. Bóg, podobnie jak ojciec z przypowieści ewangelicznej, jest pełen dobroci i zaufania. Jego miłość nie pozwala jednak na to, by ograniczał wolność człowieka. Dopiero kiedy ten odkrywa, że wolność przeradza się w swawolę i powoduje zniewolenie, otwierają się mu oczy. Przekonany wcześnie co do słuszności podjętej decyzji, nagle traci grunt pod nogami. Zaczyna dostrzegać, jak krótkowzroczne były plany z dala od domu ojca i marzenia na przyszłość. Koniec pozornej pomysłowości ma swoje miejsce pomiędzy świniami. Ta tragiczna po ludzku sytuacja robi miejsce na refleksję: „Wtedy zastanowił się…”. Zaczyna się zmiana myślenia. Powrót do tego miejsca, które porzucił. Nawrócenie. Prawdziwe nawrócenie człowieka to nie tylko zaniechanie grzesznych czynów, ale rzeczywista przemiana serca, uznanie „za stratę” wszystkiego, co oddalało mnie od tego pędu „ku wyznaczonej mecie”.

Wielki Post przynosi spodziewane owoce w naszym życiu wtedy, gdy odkrywamy w nim okazję do osobistego powrotu do Boga, pomnożenia dobra i świadczenia miłości w codziennych sytuacjach. Zwykle bardzo łatwo przychodzi nam usprawiedliwiać siebie, a jeszcze łatwiej oceniać i potępiać innych. Nasze grzechy przerażają nas, wolimy więc przed nimi uciec, zamaskować je pięknie brzmiącymi słowami i wyszukanymi motywacjami. Przyznać się do słabości, błędu, własnej niewystarczalności - to bardzo trudne. O wiele łatwiej jest żyć w przekonaniu, że w naszym życiu i postawach wszystko jest w porządku, że nic nie wymaga zmiany.

Przepraszam...

Piotr Blachowski

Ciężko się żyje, będąc w niezgodzie z otoczeniem, grupą, sąsiadami. Jeszcze ciężej, jeśli nie można znaleźć porozumienia z rodzicami, rodzeństwem, współmałżonkiem czy dziećmi. Będąc ostatnio na pogrzebie, zobaczyłem akt pojednania znajomych zmarłego – po kilku latach braku kontaktu rodzeństwo przekazało sobie znak pokoju. Niby nic, a jednak tak wiele…

Dla Boga, który nas zna i widzi w każdej chwili i w każdej sytuacji, to chyba znak przebaczenia. Czy było to Bogu miłe? Nie nam to rozsądzić, lecz daje do myślenia. Bo jeśli stać nas na tę odrobinę, jaką jest znak pokoju, to chyba nie jest z nami tak źle. Czy się mylę?

W XXI wieku my, chrześcijanie, nie jesteśmy skorzy do okazywania wzniosłych uczuć i wielkiej miłości, ale też nie jesteśmy rozpieszczani, jak lud Izraela, pokarmem z nieba. Więc jacy jesteśmy? Dumni, nie potrafiący zgiąć karku, chorobliwie zazdrośni, szukający skrótów na naszej drodze, omijający przeszkody, dążący bez skrupułów do celu? Czy może jednak potrafiący przebaczać, płakać nad krzywdą innych, okazywać miłosierdzie, ratować innych z opresji i biedy? Jacy jesteśmy? Jacy powinniśmy być?

Święty Paweł mówi nam wprost: „To, co dawne, minęło, a oto stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania.”(2Kor 5,17a-18). Przekładając to na nasze: zacznijmy przepraszać, kochać i jednać się z bliźnimi, ale przede wszystkim jednajmy się z Bogiem.

Czas Wielkiego Postu to czas idealny na powiedzenie wszystkim, a głównie Bogu, słowa PRZEPRASZAM. To jedno słowo pozwoli nam przybliżyć się do Miłości i Prawdy. Biorąc zaś przykład z syna marnotrawnego, upadnijmy na kolana przed Panem, wyznajmy mu nasze przypadłości, przeprośmy za niedostatki naszego jestestwa, by Ojciec mógł przygarnąć nas tak, jak ojciec z przypowieści przygarnął syna.

Prośmy naszego Ojca, by nas uzdolnił do wybaczania i przepraszania.

Kocha i czeka

Augustyn Pelanowski OSPPE

Dziś mamy o wiele więcej marnotrawnych ojców niż synów. Jako dopełnienie tematu powrotu, Kościół zaproponował nam dzisiaj lekcję o wejściu Izraela do ziemi obiecanej. Ustała manna, od tego dnia żywili się z plonu tej krainy, chlebami przaśnymi i ziarnami prażonymi. Czyż manna była gorszym pokarmem? Wcale nie, była pokarmem delikatnym jak wyrozumiałość, ale Izrael wszedł w nowy etap swej wiary, w etap zdobycia ojczyzny. Pokarmy od tej chwili musiały mieć smak walki, dlatego zaczęli jeść chleby. Jaką mannę otrzymał syn marnotrawny, gdy postanowił wrócić do Ojca? Zapewne manną tą była najsłodsza tęsknota.

Na każdym etapie życia jesteśmy karmieni innym pokarmem duchowym: tęsknotą, bezwzględną walką duchową, wyrozumiałością nieba. Ojciec nigdy nie przestaje nas wspierać duchowym pożywieniem. Leo Rock pisał: „Wyobraźmy sobie, że pewien mężczyzna trzyma w objęciach swojego nowo narodzonego syna i zwraca się do niego słowami: wróć do mnie, kiedy będziesz dorosłym człowiekiem, a wtedy będę cię kochał – wtedy będę twoim ojcem, zaś ty będziesz moim synem. Ojciec taki zniszczyłby w ten sposób istotę ojcostwa i synostwa, rozdeptując ziarno nasienia wraz z zapisanymi w nim poszczególnymi etapami życia.

Jeśli bowiem ktoś nie potrafi kochać noworodka, niemowlęcia, dziecka, nastolatka, to jakie czary sprawią, że pokocha osobę dorosłą?”. Bóg kocha nas nie tylko w naturalnych etapach rozwoju. Nie uwierzyłbym w miłość Boga do mnie teraz, gdy jestem dorosły, gdybym nie widział Go kochającego wtedy, gdy byłem niemowlakiem w wierze, gdy byłem dziecinny w swoich pragnieniach grzechu, gdy byłem jak nastolatek uparty i zarozumiały. Co z tego wynika? Bardzo ważny wniosek: Bóg kocha nas nawet wtedy, gdy jesteśmy zupełnie niedojrzali do powrotu, nawet wtedy, gdy trwonimy Jego dary i umiłowanie zamieniamy na żądze. Kocha nas, gdy jesteśmy w chlewie Epikura i wtedy, gdy już stwierdzamy, że nie mamy prawa uznawać się za jego dzieci. Kocha nas, gdy czujemy wstręt do siebie i nie mając już gdzie iść, wracamy do Niego. Kocha nas, choć wie, że nie dlatego wracamy do Niego, bo zatęskniliśmy, tylko dlatego, że nie mamy już gdzie wrócić. Kocha nas i czeka.

A skoro kocha, to i cierpi. Czyż to możliwe? Kto by mógł coś takiego zapisać, że Bóg cierpi z powodu naszego oddalenia? Bóg cierpi miłość do człowieka, który nie cierpi miłości Boga. O. Francis Varillon odważył się napisać dzieło „Cierpienie Boga”. Tytuł, który może budzić wahanie w sercu ateisty i zwątpienie w umyśle niejednego teologa. Ale czy można uwierzyć w miłość, która nie cierpi? Ojciec, który kocha i nie cierpi z powodu utraty syna, byłby podejrzany w swym ojcostwie. Dobry, kochający Bóg jest głęboko poruszony grzechem, który niszczy jego dzieci. Jaki ojciec by nie cierpiał, widząc własnego syna w chlewie? Chyba tylko marnotrawny!

 

Smutek obserwatora


Augustyn Pelanowski OSPPE

Przypowieść urywa się w połowie rozmowy ojca ze zbuntowanym na miłosierdzie synem. Dlaczego? Dlatego, że ona na tym świecie nie ma zakończenia, lecz ciągle się powtarza. Możemy przejrzeć się w obydwu synach i odnaleźć się w jednym albo w obydwu.

Obydwaj byli na polu. Jeden z nich tak odszedł, że wrócił. Drugi tak oddalił się od domu, że nie wyglądało to na odejście. Jeden z nich żałował, że zgrzeszył. Drugi natomiast, choć nie wyraził tego wprost, żałował, że nie zgrzeszył. Był tak blisko Ojca i jednocześnie nie wszedł do wnętrza Jego domu! Przypowieść nie pochwala uczynków pierwszego syna, ale ostrzega też przed postawą drugiego: pozornej poprawności moralnej. Syn służył od lat ojcu, ale tylko służył, czyli wykonywał obowiązki, zakazy i nakazy, nie szukał miłości i czułości w jego ramionach. Ani zmysłowość, ani mistyka nie pociągnęły go i nie ciekawiły. Nie miał odwagi pogrążyć się w grzechu, choć naprawdę za nim tęsknił, co widać w jego pretensjonalnych wyrzutach: „Nigdy mi nie dałeś koziołka, abym ucieszył się ze swymi przyjaciółmi”. Tęskni za uciechami życia, ale ich sobie sam zakazał, choć niezrozumiale do ojca ma żal. Ojciec przecież mu mówi: „Dziecko, wszystko moje jest twoje!”. Co jest Ojca? Ojca jest uczta, czyli Eucharystia. Najdelikatniej jak mógł, dał synowi do zrozumienia, że w każdej chwili może sobie sprawić ucztę, ale tajemnicą pozostanie, dlaczego starszy syn ani w grzechu nie szukał radości, ani w domu ojca.

Tajemnicą są ludzie, którzy nie odważyli się szukać szczęścia w grzechu, ani w Bogu, ani na ulicy, ani na Eucharystii. Ludzie, którzy nie żyją, tylko obserwują życie innych, jak te panie z okien w blokowiskach, które całymi godzinami przyglądają się sąsiadom. Całe życie tkwią w jakimś żalu do życia, że im się nie udało odnaleźć szczęścia. Przyglądają się innym, ale nigdy sobie!
Stał więc smutny starszy syn, obserwując domostwo rozbrzmiewające muzyką i śpiewami. Polskie tłumaczenie tekstu nie oddało pewnego niuansu. Radość, którą chciał przeżyć syn, konsumując owego koziołka z przyjaciółmi, została nazwana tym samym słowem, które było radością z powrotu marnotrawcy, o której nieśmiało powiedział ojciec. Ta sama radość? Kiedy nie chcemy się cieszyć z czyjegoś szczęścia, nic już nie jest w stanie nas ucieszyć. Jeśli chodzi o mnie, to radzę wszystkim raczej ucztę w domu Ojca, bez potrzeby odwiedzania chlewnych agencji towarzyskich, ale odradzam też postawę obserwatora, który ze wszystkiego jest niezadowolony.

Powrót syna marnotrawnego


Tomasz Dostani OP

Opowieść o synu marnotrawnym, czy – co podkreślił w encyklice «Dives in misericordia» Jan Paweł II – o miłosiernym ojcu to prawdziwe arcydzieło literatury. Roman Brandstaetter, nazywając tę przypowieść arcydziełem, myślał również o pięknym, plastycznym zobrazowaniu, którego dokonał Rembrandt. Można powiedzieć, że arcydzieło zrodziło arcydzieło. Święty Łukasz zrodził Rembrandta.

I my stajemy przed arcydziełem Boga Stwórcy, stajemy przed człowiekiem, przed sobą samym. Bo pragniemy spojrzeć na siebie oczyma wiary, pragniemy rozejrzeć się i przyjrzeć sobie, światu, w którym żyjemy, aby przybliżyć się do Boga. Tenże Brandstaetter w jednym ze swoich wierszy powie: „Daj nam, Panie, natchnienie do wiary, bo wiara jest prawdziwą Twórczością”.

Jest opowieść o głębokim dramacie, który się rozgrywa pomiędzy miłością ojca a marnotrawstwem i grzechem syna. Patrząc na tę przypowieść, można zatrzymywać się raz na postaci ojca, a innym razem na postaci syna. Najpierw tego pierwszego, potem również i drugiego, który na chwilę też pojawia się w tej przypowieści.

Opowieść mówi o naszym grzechu, ale pokazuje, że zawsze możliwy jest powrót. Mówi o utracie naszej godności – nazwijmy ją godnością „syna w domu Ojca”. Jest to również opowieść o naszych domowych, rodzinnych relacjach. Syna do ojca, matki do córki. Jakże często ostro oceniamy swoich rodziców, musimy pokochać ich takimi, jakimi są. Żyjemy, dorastamy w klimacie wzajemnej miłości, a jeśli tej miłości nie ma, wtedy pojawia się dramat. Jest to dalej opowieść o zazdrości, ten drugi syn wiele mówi o nas samych. Przypowieść ta mówi w końcu i o radości, i o tym, że dla Boga wszystko jest możliwe, bo On kruszy najtwardsze serca. „Cieszmy się i radujmy, że ten twój brat...”.

Warto czasami na tę ewangeliczną przypowieść spojrzeć przez postać ojca. Takie patrzenie zaproponował Papież w encyklice «O Bożym miłosierdziu». Ojciec tutaj jest nazywany miłosiernym. „Precyzyjny rysunek stanu duszy syna marnotrawnego pozwala nam z podobną precyzją zrozumieć, na czym polega miłosierdzie Boże”. Bo przecież postać ojca przez analogię odsłania Boga, który jest Ojcem. Postępowanie tego ojca z przypowieści, sposób jego zachowania pozwala nam odnaleźć wątki Bożego miłosierdzia w jego prostocie i głębi.

Jest to kolejna niedziela Wielkiego Postu i kolejna wielka Ewangelia dana nam do rozważania. Syn marnotrawny i miłosierny ojciec, obie postacie z tej przypowieści, zachęcają do zrobienia rachunku sumienia. Postać syna może wiele powiedzieć jednym, postać ojca drugim. Umiejętność dostrzeżenia swojej indywidualnej historii i umieszczenie jej oraz porównanie z przesłaniem Ewangelii jest po prostu kontemplacją. Rozważaniem prawd Bożych odniesionych do mojego konkretnego życia.

Ewangelia zawsze zaprasza, abyśmy rozważając jej prawdy przejrzeli się, jak w lustrze, a zarazem starali się spojrzeć dalej, jakby z drugiej strony, przygotowując się na spotkanie twarzą w twarz.

O Bogu – Ojcu, który ciągle w nas wierzy


Ks. Roman Bogusław Sieroń

Dzisiejsza, IV niedziela Wielkiego Postu w liturgii Kościoła nosi nazwę Laetare – Radujmy się. Kładzie ona akcent na paschalną radość i nadzieję.

Św. Łukasz jest ewangelistą miłości miłosiernej i mesjańskiej radości. Jego piętnasty rozdział z dzisiejszej Ewangelii to prawdziwa "ewangeliczna perła" i "ewangelia w Ewangelii". To niezapomniany fragment Pisma Świętego, w którym dobroć Boga została przedstawiona przez analogię do współczucia i czułości ziemskiego ojca. Łukaszowa przypowieść jest jakby dramatem w dwóch aktach. Pierwszy mówi o nędzy człowieka. W naszym przypadku – o odejściu młodszego syna i o egoistycznej małostkowości starszego. Akt drugi przedstawia hojne i bezgraniczne miłosierdzie Boga, który przebacza młodszemu i jest wyrozumiały dla starszego. Ukazuje Boga, który ciągle w nas wierzy i nie zraża się naszymi upadkami. Dobry Bóg – Łukaszowy Ojciec wychodzi na rozstaje nie tylko w poszukiwaniu marnotrawnego – młodszego syna, ale wychodzi także po starszego (Łk 15,28), choć ten nawet nie chce z nim rozmawiać.

Znakomity włoski biblista i teolog kardynał Carlo Maria Martini pisze:,, Najbardziej uderza w tym opowiadaniu jego osobowy charakter. Problemem nie jest to, co syn marnotrawny uczynił, że przepuścił pieniądze, ani to, jak żył w kraju, do którego się udał. Nie podaje się spisu jego grzechów. Najistotniejsze jest to, że syn źle postąpił wobec ojca, że więzy pomiędzy synem i ojcem zostały zniszczone przez brak zaufania, ponieważ syn uwierzył, że lepiej mu będzie poza domem. Więzi między ojcem i synem zostają przywrócone dzięki odbudowaniu zaufania. Grzech jawi się tutaj w najbardziej osobowym aspekcie: człowiek został powołany do zawierzenia Bogu, Bogu jako Ojcu; przez brak zaufania człowiek zerwał ten związek. Całe opowiadanie jest pod znakiem końcowej uczty radości i miłości. I podczas tej uczty na nowo tworzą się więzi, odbudowana zostaje przyjaźń, przywrócona nadzieja".

Ile razy słyszeliśmy tę niezwykłą przypowieść o marnotrawnym synu lub, jak chce współczesna wiedza biblijna, opowieść o miłosiernym ojcu, niewdzięcznym starszym synu czy dwóch marnotrawnych synach? Znamy ją dobrze, prawie na pamięć, ale czy jeszcze nas porusza, czy wpływa na nasz obraz Boga, na codzienność naszego życia? Śmiało możemy zgodzić się z Charlesem Péguy, iż "tkwi ona w sercu bezbożnika jako oścień wrażliwości".

Przypowieść o miłosierdziu Boga Ojca niesie nadzieję, ale i wzywa do konkretnych działań z naszej strony na półmetku Wielkiego Postu. Dlatego św. Paweł usilnie prosi mieszkańców Koryntu i nas: pojednajcie się z Bogiem (2 Kor 5,17–21), głosząc swoim życiem Ewangelię pojednania i przebaczenia. Często słyszymy dzisiaj: jako katolik przebaczam, ale nie zapomnę nigdy... Ojciec z ewangelicznej przypowieści przebaczył i zapomniał. Odpowiedzmy też sobie na pytanie: ile jest w nas z młodszego, a ile ze starszego syna, a może stanowimy przedziwne połączenie ich obu?

Francuski poeta Paul Verlaine pięknym poetyckim językiem tak ujmie te nasze wielkopostne zadania:

Mieć radość, gdy po smutnym
dniu dzień smutny wschodzi...
Być mocnym, a zniżyć się na drobne sprawy...
Spać pod dachem grzesznika
z sercem pokutnika...
Kochać ciszę, a przecież
rozmów nie unikać...