2. Niedziela Wielkanocna Miłosierdzia Bożego (C)

publikacja 30.03.2016 12:02

Sześć homilii

Miłość o imieniu miłosierdzie

ks. Leszek Smoliński

Ksiądz Tomaš Halík w książce „Dotknij ran” (2010) pokazuje, że chrześcijanie często nie chcą pamiętać lub wręcz buntują się przeciw temu, że fundamentem ich wiary jest Krzyż  - czyli cierpienie i rany. To rany przekonały niewiernego Tomasza, że Chrystus zmartwychwstał. Współczesny świat oferuje nam „wiary” lekkie, łatwe i przyjemne, ale czy można się na nich oprzeć w trudnych chwilach? Halík zastanawia się, czy i jak zraniony Chrystus może przemówić do nas, ludzi XXI wieku. Odpowiedź na to pytanie wydaje się przynosić dzisiejsza liturgia słowa. Spotkanie ze Zmartwychwstałym Mistrzem porusza i odmienia Tomasza. Kiedy spotyka się oko w oko, już nie chce dotykać Jego ran. Patrząc na nie zrozumiał, że życie jest mocniejsze niż rany, że można żyć z ranami. Stąd daje odpowiedź: „Pan mój i Bóg mój!”.

W Jezusie spotykają się i stykają rany człowieka z ranami Boga. Bóg pokazuje, że siła Jego miłości jest „cięższa od ran”. A ta miłość nosi imię Boże miłosierdzie. W jednym z wywiadów na pytanie: „Czym dla Księdza jest Boże Miłosierdzie?” ks. Feliks Folejewski, pallotyn, zwany warszawskim apostołem Miłosierdzia Bożego, tak odpowiedział: „To jest dar, ale i zadanie. Miłosierdzie Boże to nie znaczy, że Bóg przymyka oczy na nasze grzechy i że można Go lekceważyć. Miłosierdzie Boże jest wychowywaniem do coraz większej delikatności wobec Bożej miłości. Jeśli mam świadomość, że ktoś mnie kocha, to byłbym ostatnim niewdzięcznikiem, bym jednocześnie godził w tę miłość. Ta zasada dotyczy także np. miłości małżeńskiej”. I dalej mówił: „Pamiętam, jak mój znajomy, ksiądz proboszcz Kazimierz Hamerschmidt, napisał na swoim obrazku z okazji 50-lecia kapłaństwa: Nie ma zasług, jest tylko dług spłacany Bogu i ludziom.

Pełnym objawieniem miłosierdzia Bożego jest śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Misterium paschalne ukazuje wielkość miłości Boga do człowieka, który „własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wydał”. W śmierci Chrystusa Bóg jest blisko człowieka dając siebie, aby człowiek mógł uczestniczyć w Jego życiu. Dzięki działaniu Ducha Świętego człowiek otwiera się na działanie miłosierdzia i dostrzega swoją godność, która daje mu możliwość zjednoczenia z Chrystusem, czyli świętości. Jako chrześcijanie mamy najpierw uwielbiać Boga w tajemnicy Jego nieskończonego miłosierdzia. A następnie to miłosierdzie wzywa nas do tego, byśmy – sami doświadczywszy stawali się miłosierni wobec innych przez słowo, czyn i modlitwę.

Pełen łaskawości, współczucia Bóg patrzy na każdego z nas w tę Niedzielę Miłosierdzia. On pragnie dotykać naszych ran i przemieniać je w perły, ponieważ „do końca nas umiłował” i chce, „byśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”. Ta miłość zaprasza nas, byśmy czerpali siłę do życia, do uzdrawiania ran w nieustannym powtarzaniu: „Jezu, ufam Tobie”. Dlatego też warto mieć nieustanną świadomość słów bł. ks. Michała Sopoćki, że „w zimnym i obojętnym świecie potrafią ostać się tylko serca gorące, które wśród burz i posuchy czerpią moc z ufności w Miłosierdzie Boże”.

Poczuć Miłosierdzie

Piotr Blachowski

Stworzenie świata przez Boga polegało na zorganizowaniu pewnej strefy, w której rośliny i zwierzęta oraz stworzony człowiek, żyjąc w harmonii, mieli wielbić Stworzyciela i przysparzać Mu radości. Dlaczego jest inaczej? Nasz protoplasta uległ pokusom szatana i popełnił grzech, za co został wypędzony z raju. Swoim grzechem obciążył nas wszystkich To tyle na temat Adama.  

I mogłoby tak już zostać, gdyby nie Miłosierdzie Boże, zsyłające nam Jezusa Chrystusa. Męczeńska śmierć Jezusa i Jego Zmartwychwstanie otworzyły nam drogę ku Zbawieniu, inaczej mówiąc, umożliwiły nam powrót do Ojca – Boga, do utraconego raju.  Jezus doskonale zdawał sobie sprawę, iż w momencie wypełniania swojego dzieła stał się drugim Adamem. A jednocześnie stał się Tym, który na końcu czasów powróci, by nas wszystkich objąć swoją Wielką Miłosierną Miłością. O miłosierdziu wiedzieli już współcześni Chrystusowi, bowiem okazując sobie nawzajem miłosierdzie, uczyli się poznawać Miłosierdzie Boże. Prowadziło to do tego, że „Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana.” (Dz 5,14). Dlaczego? Bo cuda, które się działy nie tylko przez Chrystusa, ale także Apostołów, to właśnie dzieło Miłosierdzia.

Dzisiaj my, dzięki Bożemu Miłosierdziu, mamy możliwość uczestniczenia w Misterium Narodzin i Życia, Śmierci i Zmartwychwstania, Zbawienia i Glorii naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Boże Miłosierdzie nie tylko dało nam wiarę, ale i Sakramenty, które przybliżają nas do Pana. To właśnie przez Sakrament Chrztu zostaliśmy włączeni do wspólnoty Kościoła, jednocześnie go współtworząc. Przez Sakrament Pokuty jednamy się ponownie z Bogiem, zyskując odpuszczenie grzechów, czyli przebaczenie, zaś poprzez Eucharystię uczestniczymy w Jego nieustannie uobecniającej się Ofierze.

Czytając słowa Ewangelii o niedowierzającym Tomaszu, któremu Jezus pozwala dotknąć Swych ran, możemy odczytać ten tekst jako skierowany do nas. Znów mamy do czynienia z Miłosierdziem, tym razem wobec nas, którzy nie uczestniczyliśmy w tych wydarzeniach, a mimo to jesteśmy przez Boga błogosławieni. Dlaczego? Bowiem jesteśmy tymi, którzy nie widząc Boga, wierzą w Niego. A Jezus przecież powiedział „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.” (J 20,29).

Bóg dobrze zna słabość natury ludzkiej i chce nas przed nią bronić. Czyż to nie ironia? Bronić nas przed nami samymi. Dlatego też już w wieczór Zmartwychwstania Jezus wylał na Apostołów Ducha Świętego, mówiąc im równocześnie „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.” (J 20,23). Apostołom dał moc odpuszczania grzechów, nam dał spowiedź jako oręż do walki z grzechami. Czyż można wątpić w Jego Miłosierdzie i Miłość?

Jezu Chryste Zmartwychwstały, Nauczycielu, pomóż nam pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, byśmy mogli trafić do Domu Ojca.

Bliźniacze podobieństwo do Boga

Augustyn Pelanowski OSPPE

Życie przeraża wielu ludzi – jest takie raniące! Następny dzień wydaje się nie do przeżycia, niektórzy błagają o śmierć, obawiając się, że nie poradzą sobie z lękiem i zwątpieniem we wszystko, a zwłaszcza w pomoc Boga. To, z czym się zderzamy w ciągu choćby jednego dnia, jest takie niepokojące. W Księdze Kapłańskiej zapisano, że kapłan miał składać jako ofiarę baranka jedynie wtedy, gdy był bez skazy, gdy był doskonały, pełny, czyli TAMMIM (od słowa: TAM, czyli pełny, pobożny, uczciwy, prawy, spokojny, czysty). Doskonałość baranka w chwili śmierci jest znakiem dla człowieka: nie można odejść z tego świata, dopóki nie osiągniemy pełni, doskonałości właściwej dla siebie. Osiągnąć pełnię to być spełnionym.

Ciekawe, że to samo słowo oznacza także bliźniaka. Hebrajski nazywa ich również TAMMIM, a stąd już niedaleko do imienia TOMASZ! To interesujące – doskonałość ukrywa się w podobieństwie! Tylko do kogo? Do Chrystusa, Baranka Bożego! Nie wolno odchodzić z tego świata, dopóki człowiek jest niespełniony, to znaczy nie jest upodobniony do Chrystusa – Baranka Bożego. Nie wyjmuje się chleba z pieca, dopóki nie jest upieczony – choć im bliżej upieczenia, tym ogień większy. Nie zrywa się owoców z drzewa, dopóki nie są dojrzałe, a dojrzewają w największym żarze słońca.

Pamiętam z dzieciństwa kolegę, którego ojciec twierdził, że nie jest do niego podobny, ponieważ nie jest jego synem. Ten kolega był bardzo zbuntowany i agresywny. Niepodobny do nikogo, nie widział celu w nauce ani sensu w czymkolwiek, nie mógł utożsamiać się z rodzicem. Był nieszczęśliwy! Kiedy dziecku komunikuje się, że jest podobne do ojca lub matki – a rodzice ci zażywają w społeczeństwie czci – przeżywa radość z więzi z rodzicami, bo uczestniczy w ich czci. Podobieństwo zakłada jedność, która nie zakończy się jutro. Jest to podstawa do trwałej przyjaźni i miłości.

Być może nie znajdujesz w sobie nic, co czyni cię podobnym do Jezusa, ale jest coś, co niezwykle łatwo uczyni cię podobnym do Niego: modlitwa! Jezus wszak bardzo często się modlił, był to Jego zwyczaj,
coś, co Go charakteryzowało! Jeśli nie modlitwa, to na pewno twoje rany są szansą, bo z pewnością życie tego ci nie oszczędziło. Im one większe, tym doskonalsze podobieństwo do Chrystusa. Vasari, opisując „Pietę” Michała Anioła, stwierdza, że jej uduchowienie jest efektem doskonałego podobieństwa do natury. Gdy w rzeźbie każda część ciała jest bliźniaczo podobna do natury, następuje efekt uduchowienia. Bliźniacze podobieństwo do Syna Bożego byłoby efektem nie do osiągnięcia, gdyż stworzenie nigdy nie upodobni się doskonale do Stwórcy. Ale stało się coś zadziwiającego: Stwórca stał się bliźniakiem stworzonego człowieka. I to w tym, czego człowiek nie musi się starać zdobyć: w ranach!

Wiara z rany


Augustyn Pelanowski OSPPE

Szczęśliwym cierpieniem matki jest chwila, gdy jej ciało otwiera się i położna delikatnie wydobywa z jej wnętrza płaczące dziecko. Łono matki jest wtedy raną, która uwolniła życie. Dziecko zamknięte dotąd w ciemnościach łona matki zaczyna odczytywać nowy świat. Dotychczas słyszało tylko niezrozumiałe głosy, teraz może to wszystko zobaczyć i dotknąć, posmakować i poczuć, pojąć i poznawać. Dziecko poznaje teraz barwy i kształty, a głosy są już coraz bardziej zrozumiałymi dźwiękami noszącymi treści i mądrość.

Takim porodem jest wiara wydobyta ze zranionego wnętrza ciała Jezusa. Syn Boży, Nowy Adam zraniony w ciele, przeistoczył swe rany w miejsce narodzin wiary dla milionów Tomaszów. Księga Rodzaju mówi, że Bóg sprawił, iż Stary Adam pogrążył się w tajemniczym śnie, który tekst hebrajski nazwał TARDEMA. Jest to sen jak śmierć, zapadanie się w ciemność prawie dotykalną, pełną wątpiącego lęku i osieroconej tęsknoty. W czasie tego snu bok Adama otworzył się jak łono matki i z jego wnętrza Bóg wydobył kobietę. Samotność Adama była troską Boga i dlatego zranił go porodem kogoś, z kim mógł od tej chwili odkrywać miłość Stwórcy w jeszcze bogatszy sposób. Eliasz, w chwili zwątpienia, pogrążył się również we śnie, z którego nie chciał się już obudzić do dalszej drogi wiary. Wątpił. Obudził go anioł, raniąc go wzmocnieniem wiary. Piotr, aresztowany i osadzony w lochu przez Heroda, zapewne też miał w sercu zwątpienie, czy uda mu się wyjść z ciemnego lochu, w którym był skuty dwoma łańcuchami. Zasnął i nagle anioł uderzył go w bok, budząc go z tego koszmaru. Wszystko wydawało mu się ciągle snem, gdy zobaczył, że brama więzienia sama się otwiera, a on znajduje się przed drzwiami, zza których słyszał znajomy głos Rhode.

Można umrzeć, wierząc w sens swego życia i śmierci. Koszmarem jest żyć, wątpiąc we wszystko. Jezus uratował Tomasza od czegoś gorszego niż śmierć, uratował go od zwątpienia. Wiara Tomasza narodziła się z rany, z wnętrza ciała Jezusa! Jednak błogosławionymi Jezus nazwał tych, którzy nie potrzebują widzieć, dotykać, przekonywać się, argumentować, dowodzić, sprawdzać czy eksperymentować. Błogosławieni, którzy nic nie widzą, a jednak wierzą. Błogosławieni, którzy nie widzą Boga, a jednak wierzą, że On ich nawet na chwilę nie spuszcza z oka. Błogosławieni, którzy tkwią w ciemnościach wiary i nie domagają się żadnych olśnień, cudów, objawień i znaków. Tomasz zbliżył się najbardziej do Jezusa po zmartwychwstaniu, jeden jedyny, właśnie ten, który był tak daleko, zagubiony już w swym zwątpieniu. Żaden z apostołów nie włożył tak głęboko ręki ani palca do wnętrza ciała Jezusa. Żaden tak głęboko nie został dopuszczony do wnętrza Bożego Życia.

Jakie zwątpienie ostatnio nosiłeś w sobie? Jaka ciemność zachwiała tobą? Bezradność modlitw i daremne szarpanie zamkniętych drzwi zrozumienia? Jaki koszmar bezsensu cię dręczył? Czy wytrwałeś w próbie i zyskałeś błogosławieństwo niezłomności? Czy nie zwątpiłeś w Boga, mimo tego że wszystko wskazywało na to, że pozostawił cię samego?

Tomaszowa perspektywa wiary


ks. Wacław Depo

W obliczu prawdy o Zmartwychwstałym Chrystusie Tomasz – jeden z Dwunastu – wypowiada słowa protestu i wyzwania: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. Już w pierwszych dniach po Zmartwychwstaniu Chrystusa zaistniał więc problem wiary w tę Tajemnicę Miłości Miłosiernej potężniejszej od grzechu i śmierci. Wyzwanie rzucone przez Tomasza ukazuje nam wciąż powtarzający się dramat ludzkiego serca, które na co dzień doświadcza tajemnicy cierpienia, przemijania i śmierci, a równocześnie jest w nim wszczepiona tęsknota za prawdziwym życiem i nieśmiertelnością. Proces utraty wiary, w przypadku Apostołów spowodowany bezpośrednimi przeżyciami Męki i Śmierci Jezusa, dla człowieka, także współczesnego, był i pozostaje dramatem duchowego rozbicia. Przede wszystkim dlatego, że pociąga za sobą utratę świadomości celu drogi, którą się podąża. Albowiem „iść przed siebie to znaczy mieć świadomość celu” (Jan Paweł II). Zauważmy, że przed żądaniem dotknięcia i sprawdzenia rzeczywistości Chrystusowych ran Tomasz, jeszcze w czasie Ostatniej Wieczerzy, stawia Jezusowi pytanie bardziej zasadnicze: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” (J 14,5). To nie było takie proste – i nadal nie jest – przyjąć odpowiedź Chrystusa: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6); zwłaszcza wówczas, kiedy patrzyło się na Jego Mękę i Śmierć, nie aprobują w żaden sposób zakończenia „tej drogi”...

Bądźmy otwarci i szczerzy: sceptyczna postawa Tomasza nie była odosobnionym przypadkiem, lecz ogólną postawą uczniów, którzy nie zawsze rozumieli swojego Mistrza: „Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i oplwany; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Oni jednak nic z tego nie zrozumieli” (Łk 18,32–33). A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie” (Mt 16,22). Nic więc dziwnego, że kiedy Jezus wypełnił obietnice prorockie, odnoszące się do cierpiącego Sługi Jahwe, Jego uczniowie wypowiedzą słowa: „A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak to się stało” (Łk 24,21). W obawie przed zemstą przywódców żydowskich odizolowani od świata, zamknięci w swoim bólu po stracie Nauczyciela i Mistrza, utracili perspektywę drogi i świadomość celu, ku któremu prowadził ich Jezus Chrystus. Dlatego kryzys wiary Tomasza potrzebny był wówczas wspólnocie Apostołów, potrzebny jest także dzisiaj nam. Stał się podstawą nowego spotkania z Chrystusem. Albowiem wiara w Jezusa Chrystusa jest czymś więcej niż tylko „suchym” stwierdzeniem i podsumowaniem faktów, np. że „był On prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu” (Łk 24,19), czy też: „...tam, gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte... przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok”.

Wiara w Zmartwychwstałego Chrystusa jest darem Boga, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy, ale jednocześnie jest odpowiedzią człowieka, dokonującą się przez zmaganie wewnętrzne. W tym ludzkim zmaganiu się o prawdziwy kształt wiary, jakże często trzeba „tracić wiarę, tę urzędową nadętą, zadzierającą nosa do góry, asekuracyjną, głoszoną stąd dotąd, żeby odnaleźć tę jedyną, wciąż jak węgiel zielony, tę która jest po prostu spotkaniem po ciemku, kiedy niepewność staje się pewnością, prawdziwą wiarą – bo całkiem nie do wiary” (ks. Jan Twardowski).

Doświadczając obecności Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego w każdej Eucharystii, prośmy go, abyśmy pośród codziennych trudności wiary nie zatracali nigdy celu drogi i odzyskiwali perspektywę udziału w Jego ostatecznym zwycięstwie nad złem i śmiercią.

Spotkanie ze Zmartwychwstałym


ks. Jan Kochel

Kim jest Zmartwychwstały? To pytanie, które stawiali sobie uczniowie zebrani w Wieczerniku ”owego pierwszego dnia tygodnia”, ale to również pytanie współczesnych chrześcijan. Jezus wciąż na nowo ”wyłania się” z mroków śmierci, wchodzi, ”choć drzwi [bywają] zamknięte”, i obwieszcza pokój. Jak na obrazie Jezusa Miłosiernego! On wchodzi też w dzisiejszą rzeczywistość, przeżywającą różnego rodzaju lęki, obawy, wątpliwości. Spotkanie wielkanocne powtarza się więc w każdej epoce dziejów.
Kim jest dla nas Zmartwychwstały? Chrystus jest Tym, który pomniejszył się aż do śmierci, stał się niepozorny aż do zgorszenia, aż do pogardzania przez pogardzanych. Bóg dał Mu jednak moc, by stał się powszechną i szczególną obecnością dla każdego i dla wszystkich. Takim jest zmartwychwstały Chrystus. Zmartwychwstanie zaś nie jest powrotem Chrystusa w powszechność, ale Jego obecnością względem każdego i względem wszystkich. Zmartwychwstały Jezus jest dla każdego człowieka - tak jak gdyby istniał tylko ten jeden człowiek. Miłość Boża ofiaruje swą obecność umiłowanemu człowiekowi, jak gdyby człowiek ów był jednym jedynym.

Tomasz, jeden z Dwunastu, miał zatem takie samo prawo do spotkania z Jezusem jak pozostali uczniowie. I skorzystał z niego osiem dni później - w dzień Pański. Niedziela jest więc dniem spotkania ze Zmartwychwstałym. Jest dniem spotkania wspólnoty, ale i dniem osobistego spotkania z każdym wierzącym. Chrystus nikogo nie pomija, pragnie osobistej zażyłości z każdym.

Kim zatem jest ten ”niedowiarek” - Didymos? Istnieje szeroko rozpowszechnione przekonanie, że imię wyraża całą głębię człowieka, to, kim on jest. Imię Tomasz Didymos występuje w tym podwójnym brzmieniu tylko w Ewangelii Jana (J 11,16; 20,24; 21,2). Greckie imię Didymos znaczy dosłownie ”podwójny”, ”dwojaki”, ”bliźniaczy”. Może wskazywać na człowieka rozdwojonego, niespójnego wewnętrznie, pełnego niepokojów. Takim był zapewne apostoł Tomasz. Ewangelista przedstawia go w trzech sytuacjach: w scenie przed wskrzeszeniem Łazarza (J 11,16), w czasie Ostatniej Wieczerzy (J 14,4) i w Wieczerniku (J 20,19-23). Za każdym razem jest w nim wiele zapału, ale i wątpliwości. Widzimy go jako człowieka nieufnego, stojącego z boku, łatwo zamykającego się w sobie, niezdolnego do porozumienia, którego współbracia muszą przekonywać.

Sam Jezus stopniowo prowadzi Tomasza do dojrzałości i osobistego wyznania: ”Pan mój i Bóg mój?” (J 20,28). Te słowa ucznia są nie tylko osobistym wyznaniem wiary, ale również spójnym wyrażeniem tajemnicy Zmartwychwstania i Bóstwa Jezusa Chrystusa. Jest to wyraz wielkiej radości i zawierzenia, który można by przyrównać do okrzyku z hymnu wyśpiewanego przez Maryję w scenie Zwiastowania: ”Raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy” (Łk 1,47).

Każdy z nas może osobiście spotkać się ze Zmartwychwstałym, zwłaszcza w Eucharystii. Tam On leczy nasze lęki, wątpliwości, rozdwojenia. Tam zachęca nas, by niejako ”zobaczyć” ślady gwoździ i ”włożyć” rękę w miejsce męki, ”wniknąć” w serce Boga. Tam wreszcie zaprasza nas na ucztę, abyśmy uwierzyli w Niego i doświadczyli komunii z Nim.

Świadek naszych czasów Jan Paweł II w dwóch bardzo osobistych wyznaniach, zawartych w książce ”Dar i tajemnica” oraz w encyklice ”Ecclesia de Eucharistia”, pozwolił nam rzucić okiem na swoje życie eucharystyczne. Papież wyznał: ”Pięknie jest zatrzymać się z Nim [Jezusem] i jak umiłowany uczeń oprzeć głowę na Jego piersi, poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymywałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie” (EE II, 25).