3. Niedziela Wielkanocna (C)

publikacja 07.04.2016 16:23

Sześć homilii

Chodzić w Światłości

ks. Leszek Smoliński

W książce pt. „Chodź, bądź moim światłem” (Znak 2015) znajduje się zbiór listów Matki Teresy z Kalkuty, opracowany przez jej wieloletniego spowiednika. Publikacja odsłania nieznane dotąd duchowe oblicze Misjonarki Miłości. Przez 50 lat pogrążona była ona w „wewnętrznych ciemnościach” i toczyła długą, samotną walkę o wierność Chrystusowi. Jakże ten obraz jest inny od tego, który znaliśmy dotąd z tysięcy zdjęć, filmów i książek, a który przedstawiał skromną kobietę, niosącą pomoc najuboższym i zapomnianym, uśmiechniętą, z przekonaniem mówiącą o Bogu. To doświadczenie „nocy ciemnej” w wierze Matki Teresy pomaga nam lepiej zrozumieć uczniów, których przedstawia dzisiejsza Ewangelia. Pokazuje, jak odkrywać obecność Zmartwychwstałego, który wzywa Piotra do pójścia za Nim drogą cierpienia.

Wierzyć to pójść za Zmartwychwstałym, to dać się „opasać i poprowadzić”. Jezus przecież jest pośród wierzących, choć nie zawsze możemy „odczuwać” Jego obecność. Nie bez znaczenia jest to, że uczniowie spotykają Jezusa będącego w drodze. Droga symbolizuje tu przede wszystkim trud wzrastania w wierze. Człowiek otrzymuje od Boga dar wiary, ale ma za zadanie go rozwijać. Nawet wtedy, gdy wydaje mu się, że po ludzku wszystko stracone, a przed oczyma rozciąga się bezkresna ciemność. Bo wiara to światło, które swoimi promieniami oświeca i rozgrzewa nasze serca, napełniając je ufnością w moc Boga. Droga wiary Matki Teresy, spotkanie Jezusa nad Morzem Tyberiadzkim z uczniami, to doświadczenia bliskie wielu z nas. Prowadzi ono do spotkania z Chrystusem żyjącym, który przychodzi w słowie i karmi nas swoim Ciałem. Pokazuje, jednocześnie, że nie możemy przyjmować wiary powierzchownie, jak zwykłej plotki. Przyjąć wiarę to zaprosić do swojego życia Jezusa i wyznać: „Panie, Ty wiesz że Cię kocham”.

Bóg wzywa nad do tego, żebyśmy bardziej słuchali Jego niż ludzi. W ten sposób nasze życie stanie się inne, zmieni swoją perspektywę. Nie chodzi przecież o to, by poświęcać Bogu trochę czasu w niedzielę, codziennie rano i wieczorem. Wiara powinna przemieniać całe nasze życie, wpływać na nasze myślenie, nasze życiowe wybory. Nie może być takiej sytuacji, że uznajemy się za ludzi wierzących, a jesteśmy za tym, co nie jest zgodne z Ewangelią. Ważna jest więc wierność w sprawach drobnych, jak codzienna modlitwa w rodzinie, regularne uczestniczenie we niedzielnej Eucharystii, z szacunkiem uczyniony znak krzyża. Wiara prowadzi nas do uczciwości w wykonywaniu pracy, sumiennej nauki w szkole, przestrzegania w codziennym życiu przykazań Bożych i kościelnych. Wiara wskazuje, by podejmować starania o dobro własnej rodziny, godne traktowanie współmałżonka, zaangażowanie w trud wychowania dzieci i młodzieży, dobre traktowanie członków rodziny i pracę nad swoimi wadami. Wiara motywuje nas do tego, by nie pozostawać obojętnym wobec zła, które dzieje się wokół nas. Mamy również rozwijać swoją wrażliwość, by nie przechodzić obojętnie wobec cierpienia i niesprawiedliwości, które dotykają innych ludzi.

Nasza codzienność daje nam okazję do świadectwa wiary w Zmartwychwstałego Pana. W ten sposób – jak zauważa papież Franciszek – stajemy się „żywymi pisarzami Ewangelii”.

Pokochać Miłość

Piotr Blachowski

Od chwili przyjścia na ten świat oczekujemy miłości. Miłości od matki, od ojca, od rodzeństwa – jeśli je mamy. Potem od wybranki/wybranego, od dzieci. A przecież zawsze jesteśmy w  Miłości zanurzeni – w Miłości Boga. To Miłość bezwarunkowa, dozgonna, zawsze podana jak na talerzu. Jedyne, czego Bóg od nas oczekuje, to modlitwa, czyli rozmowa z Nim.  

Jakże znamienne są w tym kontekście słowa: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29a). Te słowa pomagają nam zrozumieć, jak powinniśmy postępować, by zbliżać się do Boga, a nie oddalać od Niego. Potwierdzają to dalsze słowa Apostołów: „Dajemy temu świadectwo my właśnie oraz Duch Święty, którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni.” (Dz 5,32a). Posłuszni, czyli zdolni usłyszeć, czego od nas oczekuje Bóg, by przyjąć z pokorą to, co nam ofiaruje.

Czasami jesteśmy jak Apostołowie, którzy wstrząśnięci wydarzeniami trwali w grupie, której przewodził św. Piotr. Oni, nie rozumiejąc sytuacji, w jakiej się znaleźli, postanowili zrobić coś, co potrafili, czego nauczyli się, żyjąc jako prości ludzie – łowić ryby. Nie spodziewali się wydarzeń, które potem nastąpiły, ani spotkania, które okazało się tak ważne. Trzecie spotkanie z Jezusem Chrystusem obfitowało w wyznania, które wywarły decydujący wpływ na dalsze losy nie tylko Piotra, ale i pozostałych Apostołów. A my, znając historię, znając Pismo Święte, potrafimy wysnuć dla siebie wnioski.

Wybierzmy z dzisiejszej Ewangelii jeden obraz do medytacji: Pan Jezus rozmawia z Piotrem. Pyta Piotra o miłość. Pyta trzykrotnie, bo Piotr trzykrotnie zaparł się swego Mistrza. Ale Pan Jezus tym trzy razy powtórzonym pytaniem daje Piotrowi łaskę „zmycia” grzechu. Przypomina mu o grzechu, aby uświadomił sobie własną słabość. Piotr wreszcie zrozumiał i  zasmucił się. Tym razem wyznał Chrystusowi swoją miłość, odwołując się już nie do własnych emocji, ale do wiedzy Pana Jezusa o nim samym, o jego życiu. Z pokorą powiedział: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”.

Przedstawiony dialog budzi w nas świadomość naszych własnych słabości, pychy, złej pewności siebie. Pytanie, które Pan Jezus kieruje do Piotra, to także pytania skierowane do każdego z nas. Im większa nasza wina, tym więcej razy Pan Jezus pyta: „Czy Mnie kochasz?” Pomyślmy także, czy to pytanie przekonuje nas o tym, że Pan Jezus potrzebuje naszej miłości, że On sam daje nam miłość i pyta nas o miłość. Czy może ulegamy pokusie, aby sądzić, że jesteśmy niezdolni i niegodni kochać Pana Jezusa z powodu naszych grzechów? Jeśli mamy takie myśli, to wiedzmy, że jest to kuszenie. Pan Jezus zna nasze słabości, wie, co się w każdym z nas kryje, wie o nas więcej, niż my sami o sobie wiemy. Jednak każdego pyta: „Czy kochasz Mnie?” Co odpowiem? Oby nie była to odpowiedź oparta tylko na emocjach, bo one nie stanowią o istocie miłości. Miłość można budować tylko na prawdzie. Prośmy więc w modlitwie o wewnętrzne przekonanie, że możemy kochać Pana Jezusa mimo naszych słabości.

Jest jeszcze słowo zaproszenia: «Pójdź za Mną!» (J 21,19d). Czyż można na nie odpowiedzieć inaczej niż: tak, Panie, IDĘ!

Jezu Chryste Zmartwychwstały, wesprzyj nas swą łaską, byśmy zawsze byli gotowi na spotkanie z Tobą i z Twoją Miłością.

Żarzące się węgle

Augustyn Pelanowski OSPPE

Chrystus powołuje apostołów, tym razem już po zmartwychwstaniu, zupełnie jakby wszystko musiał zacząć od początku. Zdaje się, że apostołowie wrócili do starych nawyków, zamiast ludzi zaczęli łowić ryby. Jakże łatwo odejść od powołania i wrócić do starych nałogów. Ilekroć czytam ten fragment, zawsze myślę o żarzących się węglach, na których Jezus ułożył 154. rybę. Tylko dwa razy w Ewangelii Jana mowa jest o żarzących się węglach: kiedy Piotr spotyka Jezusa po zmartwychwstaniu oraz na podwórzu pałacu Kajfasza, gdy Piotr ogrzewa ręce nad rozpalonymi węglami. Wtedy wyparł się Jezusa i jakichkolwiek z Nim więzi. Chcąc zrozumieć, jaki jest głęboki sens tego żaru, który dwa razy pojawił się pomiędzy Piotrem a Jezusem, sięgnąłem do 12 rozdziału Listu do Rzymian: „Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód – nakarm go. Jeżeli pragnie – napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz nad jego głową. Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj”. Słowa te odsłaniają duchowy sens tych węgli. Piotr często zawodził Jezusa. Dezercja z misji, porzucenie daru Chrystusowego, zlekceważenie łaski nie muszą być wyraźnym buntem.

Chrystus zamiast karać, okazywał Piotrowi jeszcze więcej miłości. Piotr się Go wypiera przy ogniu, a Jezus zapewnia mu obfity połów i częstuje upieczonym pokarmem. Byłoby mi bardzo trudno przyjąć jakikolwiek dar od osoby, której się wypierałem albo ją wprost zdradziłem. Bardzo trudno jest przyjąć miłość od kogoś, kogo się nieustannie rani. Sumienie człowieka pali jak żar, gdy zamiast spodziewanej kary, otrzymuje się jeszcze więcej miłości. Właśnie taki jest nasz Bóg w Chrystusie Jezusie. Zwyciężający nie tylko śmierć, ale też naszą złość w sposób nieoczekiwany, ofiarujący przebaczenie tam, gdzie zawiedliśmy wiele razy i zlekceważyliśmy Jego miłość.

Powiedzieć, że Jezus jest dobry, to za mało. Powiedzieć, że jest wspaniałomyślny, również brzmi skromnie. Nie potrafię znaleźć słowa, które w pełni oddałoby charakter odniesienia, jakie Jezus ma choćby do mnie. Nie wiem, czym dla innych kapłanów jest Rok Kapłański, ale dla mnie jest żarzącym się ogniskiem wewnątrz mnie – płonącymi węglami w moim sercu. List do Hebrajczyków mówi, że „Bóg jest ogniem pochłaniającym”. Rozumiem, że dla człowieka takiego jak Piotr, albo ja, straszną rzeczą będzie spotkać się z najczystszą miłością, jaka płonie w sercu Boga. Ezechiel opisując rydwan obecności Boga, widział wewnątrz niego „coś jakby węgle żarzące się, z których wystrzeliwały błyskawice blasku”. Błyskawice przebaczenia, a nie gniewu. Co działo się w sercu Piotra, który stał nad węglami rozżarzonymi i wpatrywał się w rozpalone źrenice Jezusa? Zapewne płonęła w nim wdzięczność oraz wstyd. Zupełnie jasne staje się dla mnie, dlaczego zaraz potem Jezus pytał go trzykrotnie o miłość.

Rybak, który stał się pasterzem


Augustyn Pelanowski OSPPE

Połowy nigdy nie były najmocnieszą stroną Szymona Piotra. Gdyby nie Rabbi Jeszua, chyba nigdy by nie osiągnął wielkich sukcesów w łowieniu, nawet ryb. Piotr był rybakiem, a nie pasterzem, więc dlaczego został pasterzem dusz? Po połowie 153 ryb Pan powiedział do niego, aby pasł owce.

Co naprawdę kryje w sobie owo ewangeliczne przekwalifikowanie? Nie można cały czas tylko łowić dusz. W końcu trzeba też je nakarmić, odżywić, dawać im stały pokarm pokoju duchowego, prowadzić na coraz wznioślejsze łąki duchowych wyżyn, wyszukiwać drogi do nieba. Przebaczyć komuś grzechy, nawrócić rekolekcyjną mową czy upomnieniem w konfesjonale jest łatwiejszą sztuką niż cierpliwe, wytrwałe obdarowywanie miłością, znoszenie czyjegoś dojrzewania i prowadzenie latami. Połów nocą nie przynosi efektu, bo nie wystarczą nawet ogromne wysiłki rybaków dusz, gdy zabraknie im czasu na Słowo Boże. Noc Kościoła zaczyna się wtedy, gdy kapłani bardziej marzą o najnowszym laptopie niż o znajomości Słowa Bożego. Technologię elektroniczną obdarzamy dziś większym zaufaniem niż Boga.

I jeszcze ta prawa strona łodzi. Dlaczego akurat z prawej strony połów był tak obfity? Jeśli owa łódź jest obrazem Kościoła, to Jezus zdaje się wyraźnie mówić, że w Kościele nie ma szans na sukces w działaniu „na lewo!”, a już na pewno nie uda się zachęcić ludzi do tłumnego uczestnictwa w liturgii, gdy zabraknie w niej tych, którzy wyjaśniają Słowo Boże, i gdy zabraknie elementarnej prawości! Ale prawa strona łodzi to coś więcej niż tylko działanie zgodne z prawem Boga i ludzką prawością. Prawa strona to strona Mesjasza, który zasiadł po prawicy Boga Wszechmogącego, po zdeptaniu grzechu i szatana. To również strona owiec, a nie kozłów ze sceny sądu miłosierdzia. To być może szansa dla tych, którzy woleli prawe oko i prawą rękę sobie odciąć, niż stracić królestwo Boże.

Czy łowienie ryb jest aluzją do potopu Noego? Jeśli tak, to Bóg daje szansę nawet tym, których zatopiły odmęty grzechu. Dopóki jest sieć Kościoła, jest szansa. Co będzie, gdy jej zabraknie?

Wspólnota przyjaciół Jezusa


ks. Tomasz Horak

Czym jest wypełnione życie człowieka? Pracą. Ktoś powie: niezrozumieniem. I to prawda. Inny doda: życie jest wypełnione cierpieniem. Faktycznie, jest. Nieuczciwie jednak nie dostrzegać w życiu radości. Nie tylko tej kupionej w kinie czy na dyskotece. Jest radość codzienna, domowa, radość dobrze przeżytego dnia. Radość wiosny i radość pierwszego śniegu. I radość przyjaźni – największa radość życia. A życie jest drogą. Bo to i czas upływa, i otoczenie – jak w podróży – ciągle się zmienia, jedne cele już osiągnięte, a tak wiele jeszcze przed nami. Cel? Droga? Skąd i dokąd? Ile drogi jeszcze zostało? Trudne pytania...

Apostołów spotkaliśmy dziś przy pracy. Rybakami byli. Trzeba żyć – trzeba pracować. Apostoł Paweł pracą tkacza finansował misyjne wyprawy. Wielki św. Benedykt regułę życia swego zakonu streścił krótko: „Módl się i pracuj”. W pierwszym czytaniu widzimy Apostołów dotkniętych cierpieniem. Arcykapłani pozbyli się Jezusa, nie mogą więc tolerować jego zwolenników. Na prostaków huknąć, a jeśli nie zrozumieją – to wychłostać ich (co przy sposobności i zrobiono). A oni „odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa”. Ich wierność Przyjacielowi została poddana próbie. Czy to nie powód do radości? Tak samo, jak powodem radości była obecność Przyjaciela wtedy, nad jeziorem, gdy pracowali. Radości tak żywiołowej, że aż kazała Szymonowi skoczyć w wodę, by co prędzej być z Przyjacielem.

Praca, niezrozumienie, radość, cierpienie, przyjaźń... To wszystko spełnia się we wspólnocie. Apostołowie razem pracują, razem cierpią, razem przeżywają radość. Razem są z Jezusem. Nie każdy z osobna, nikt nie zagarnia Przyjaciela dla siebie. Razem, wspólnie – dlatego wspólnota. Tak zapoczątkowana została przed Zmartwychwstaniem, ugruntowana przez Zmartwychwstanie, umocniona Duchem Świętym wspólnota Chrystusowego Kościoła.

Kościół... Dwadzieścia wieków historii, sprzeciwu, trwania, sporów wokół Kościoła. Dobrze powiedział stary Gamaliel: „Jeśli od ludzi pochodzi ta sprawa, rozpadnie się...” (Dz 5, 38). A Kościół trwa. Gdziekolwiek są ludzie, dla których Jezus jest przyjacielem, tam jest Kościół. A więc Kościół to nie tylko ludzie w sutannach i habitach? Bynajmniej. Celnie wyraził to św. Augustyn: „Dla was jestem biskupem, ale z wami jestem chrześcijaninem”. Czyżby więc sprawami Kościoła były nie tylko modlitwa i sakramenty? Oczywiście, że nie tylko. Najważniejszą sprawą Kościoła musi być miłość, dobro, służba. Owszem, modlitwa i sakramenty są koniecznym korzeniem życia i źródłem siły Kościoła. Źródło jednak wtedy jest źródłem, gdy jego strumienie mogą napoić strudzonego i ginącego z pragnienia wędrowca. Dlatego wspólnota przyjaciół Jezusa przenika, prześwietla sobą pracę i odpoczynek, radość i trud, cierpienie i szczęście człowieka. Wspólnota – to niebezładny tłum. Dlatego Jezus mówi do Szymona: „Paś baranki moje, paś owce moje”. Już nie będziesz rybakiem, choć będziesz „ludzi łowił”. Będziesz pasterzem. Będziesz owieczki gromadził, z wielu owiec ukształtujesz jedno stado, ty je scalisz wokół Mnie...

Do dziś mówimy o „duszpasterzach”. I zawsze będą oni potrzebni – co wynika zarówno z prawideł natury, jak i z woli samego Jezusa. Wspólnocie Kościoła pasterze są o tyle potrzebniejsi niż przywódcy innym ludzkim wspólnotom, że Kościół zmierza nie ku ziemskim celom. Te są tylko na jakiś czas niezbędnymi środkami. Cel jest odległy. Tu odpowiedź na ludzkie „dokąd?” – do wieczności, do świata ostatecznego spełnienia i rozkwitu, który potrafimy opisywać – jak św. Jan w Apokalipsie – tylko językiem symboli. Ale ten świat jest. Zmartwychwstały stoi na styku obu światów: ziemskiego i wiecznego. Kościół ma przed sobą trudne zadanie: w ziemskim świecie być świadkiem wieczności. Nie tylko dla członków swojej wspólnoty – dla wszystkich ludzi. Wiele więc ma do zrobienia i Kościół jako całość, i każdy z nas, którzy Kościół tworzymy.

Prawdziwa radość wśród cierpienia


Ks. Roman Bogusław Sieroń

W pierwszym czytaniu mszalnym III Niedzieli Wielkanocnej uczniowie zmartwychwstałego Chrystusa cieszą się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezus (por. Dz 5,41). Bardzo często na kartach Nowego Testamentu cierpienie w sposób paradoksalny i budzący nasze szczere zdziwienie połączone jest z radością. Nie jest to jednak któraś z - tak modnych dzisiaj, niestety - patologii, ale tajemniczy związek dający prawdziwą radość.

Patrząc biblijnie na ów paradoks, możemy odwołać się do Ewangelii i Listów Pawłowych. Nie przez przypadek prawdziwa radość, w oryginale greckim chara (przedziwnie związana również ze słowem łaska - charis), bardzo często połączona jest z rzeczownikiem thlipsis, oznaczającym cierpienie, udrękę i prześladowanie. Św. Paweł - Apostoł radości i łaski, znajdowanych pośród cierpienia - zawsze podkreśla nadprzyrodzony charakter owego połączenia. Pośród licznych cierpień i prześladowań dla królestwa niebieskiego wyłaniają się dary nadprzyrodzone, niebędące siłami naturalnymi, ale prawdziwymi owocami Ducha Świętego (por. Gal 5,22). Kulminacją tego stanu są słowa św. Pawła przepełnionego radością (aż nazbyt obfituję radością - tak mówi oryginał grecki) w każdym utrapieniu znoszonym dla Chrystusa (por. 2 Kor 7,4).

Przeżywanie radości wśród cierpień jest skutkiem spotkania ze zmartwychwstałym Panem. Źródłem ku temu staje się Janowe rozpoznanie Zbawiciela nad Morzem Tyberiadzkim, pełne szczerej radości, kiedy mówi do Piotra: ”To jest PAN” (J 21,7). Te słowa, zamknięte w Pawłowym Liście do Rzymian (10,9) w najkrótszym wyznaniu wiary, są syntezą tego wszystkiego, co człowiek uznaje, osiągając przez to zbawienie.

Są to zbawcze słowa, ponieważ obwieszczają główną tajemnicę chrześcijaństwa - objawienie się Boga człowiekowi. To jest Pan!, czyli Ten, który żył wśród nas, głosząc dobro, sprawiedliwość, prawdę, a więc wszystko to, co w swej niesprawiedliwości - grzechu - zabijamy, odrzucając miłość Boga i bliźniego. Jezus to Ten, który zmartwychwstał, który jest Synem Bożym, który przychodzi (por. Ap 1,4), aby nam przebaczyć, aby powiedzieć, że nas kocha, że nasze życie jest ważne, że ma wobec nas plany miłości. On jest sumą tego wszystkiego, czego można pragnąć. Jest Tym, który wyjaśnia, rozwikłuje, porządkuje, oczyszcza, zaspokaja wszystkie nasze najgłębsze pragnienia, tęsknoty i pytania.

Dopełnieniem spotkania ze Zmartwychwstałym jest Jego wezwanie do posilenia się, podanie chleba i ryby (por. J 21,12) - dyskretne wspomnienie o Eucharystii, która wzmacnia i jednoczy Jego uczniów. To chyba właśnie tu rodzi się nowy symbol chrześcijaństwa - ryba ICHTIS zawierająca w znaku pięciu greckich liter nieogarniętą treść: Jezus Chrystus Syn Boży Zbawiciel.

W tym obrazie radosnego połowu jest powolna budowa wspólnoty Kościoła, symbolizowana przez sieć pełną ryb mozolnie wyciąganych przez Piotra - rybaka. Tak rozwija ów piękny biblijny temat Ojciec Kościoła św. Augustyn: ”Jak połów oznacza Kościół, to jest, jakim będzie na końcu wieków, tak Pan w innym połowie oznaczył Kościół, jakim jest on teraz. Tamtym połowem poucza na początku swego nauczania, tym zaś po swoim zmartwychwstaniu. Ukazuje więc, iż tamten oznacza dobrych i złych, jakich Kościół ma teraz, ten zaś tylko dobrych, których będzie miał na zawsze, gdy dopełni się przy końcu wskrzeszenie umarłych”.