Wniebowstąpienie Pańskie (C)

publikacja 05.05.2016 21:29

Pięć homilii

Zdobywać niebo

ks. Leszek Smoliński

Wśród najbardziej reprezentatywnych dla sztuki bizantyńskiej ikon pokazanych na wystawie „Bizancjum”, zorganizowanej na przełomie 2008/2009 roku w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Londynie, znalazła się ikona „Drabina do nieba” (tempera na desce, 41x29 cm). Pochodzi ona ze słynnego klasztoru św. Katarzyny na Synaju i jest datowana na XII w. Bez wątpienia inspiracją do powstania ikony był traktat św. Jana Klimaka pod tym samym tytułem. Ikona znakomicie ilustruje dynamikę życia duchowego stanowiąc metaforę drogi wiary chrześcijanina wznoszącej go ku Bogu: mnisi podążają do raju po trzydziestu szczeblach drabiny łączącej niebo z ziemią. Tych trzydzieści stopni wieńczą trzy cnoty boskie: wiara, nadzieja i miłość. Są one dostępne jednak nie tylko dla herosów wiary, ale dla każdego chrześcijanina prowadzącego życie sprawiedliwe.

W dzisiejszą uroczystość przychodzimy do Jezusa, który wskazuje na to, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Sam pomaga nam określić naszą tożsamość, wskazuje kierunek naszego życia, kiedy „wśród radości wstępuje do nieba”. Idzie do domu Ojca, w którym jest wiele mieszkań. Idzie po to, ażeby przygotować nam miejsce. Jezus nie pozostawia nas jednak sierotami, daje nam obietnicę Ducha Świętego. Ducha Prawdy, Ducha Pocieszyciel, który będzie nas umacniał, oświecał, pomagał lepiej i pełniej zrozumieć tajemnicę Chrystusa.

Wraz z Wniebowstąpieniem Chrystusa rozpoczyna się czas Ducha Świętego, czas Kościoła, który pomaga nam odkrywać naszą chrześcijańską tożsamość, nasze ostateczne powołanie. Każdy chrześcijanin podążający drogą życia, siłą wiary i mocą sakramentów zmierza do poznania Boga i wspina się do bram nieba. W czasie tej drogi jest nieustannie narażany na niebezpieczeństwa – musi toczyć walkę duchową z pokusami, które odwodzącymi go od podstawowego celu życia ziemskiego, czyli zbawienia. Jednak nie wszyscy wychodzą z tych zmagań obronną ręką. Stąd potrzebne jest nieustanne trwanie w łączności z Jezusem, który jest „drabiną” do nieba, w takim samym znaczeniu jak jest drogą do nieba, prawdą i życiem. Ta droga prowadzi w górę, gdzie Jezus zasiada po prawicy Ojca. Chrystus prowadzi wierzącego od najniższych krańców jego cielesności i doczesności, stopniowo, do przemiany, aż do chwili, w której „ujrzymy Go takim, jakim jest, i będziemy do Niego podobni”.

Przykładem drabiny rajskiej na ziemi jest Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa. Żyjący w II wieku po Chr. św. Ireneusz opisywał Kościół jako drabinę pozwalającą wznieść się każdemu wierzącemu do Boga. Drabina ta wytycza drogę zbawienia w wymiarze jednostkowym, w relacji chrześcijanin – Bóg, jak i w wymiarze eklezjalnym – to Kościół pielgrzymujący. Zatem na rajskiej drabinie znajduje się cały Kościół, który zdąża do swego spełnienia, do pełni życie w Bogu. Ten Kościół przypomina nam nieustannie, że mamy odkrywać niebo w naszym sercu. Często jest to niemożliwe, ponieważ zasłania je obłok doczesności, obłok ludzkich wad, nałogów, niedoskonałości, czasem grzechu. Niech Chrystus, który jest obecny na ołtarzu jako „Sakrament miłości”, pomoże nam odkryć prawdziwe szczęście w wiernym kroczeniu Jego śladami na drodze realizacji naszego życiowego powołania.

Ponad wszystko Słowo głosić

Piotr Blachowski

Słowo Boże, wiara, usprawiedliwienie, Zbawienie to kwestie dyskutowane podczas Soborów, konferencji. Jest to tak ważne, bo stanowi wielką szansę dla wszystkich ludzi stworzonych przez Stwórcę, bez względu na kolor skóry, pochodzenie czy środowisko, a co za tym idzie – bez względu na religię, w jakiej ich rodzice i oni sami byli wychowani.

Najważniejszym nakazem pozostawionym przez wstępującego do nieba Jezusa było głoszenie Ewangelii na cały świat. To nakaz oznajmiający nam jednocześnie, że śmierć, później Zmartwychwstanie, a w rezultacie Zbawienie dotyczy nie tylko nas, tych wybranych, którzyśmy uwierzyli i przyjmujemy Jego naukę, lecz także tych, którzy, mimo iż nie znają zasad wiary, są predestynowani do uwierzenia, usprawiedliwienia i Zbawienia.

Poucza nas, by tych, którzy o Nim jeszcze nie słyszeli, informować, ewangelizować i prowadzić do wspólnej chwały. Słowa przekazywane nam poprzez Dzieje Apostolskie: «Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi». (Dz 1,7-8) skierowane były wprawdzie do uczniów, ale pośrednio skierowane są również do nas, bowiem przyjmując chrzest staliśmy się Jego uczniami, na których ciąży obowiązek głoszenia prawdy.

W jaki sposób z godnością wypełnić ten obowiązek? To nasz największy problem, z którym borykać się będziemy do końca naszego ziemskiego życia. Ale jest dla nas nadzieja, bowiem kieruje nami miłość i dobro. Święty Paweł dokładnie określa nasze zadania: „Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły.”(Ef 1,18-19).

Sam Chrystus kieruje do nas kolejne ważne słowa: „Wy jesteście świadkami tego.” (Łk 24,48), co oznacza, iż mamy świadczyć przed innymi prawdę o Chrystusie, prawdę o Jego życiu, naukach, prawdę o WIERZE. Mamy nie tylko służyć w Słowie, ale też wypełniać słowa Chrystusa mówiącego do Apostołów, iż mają być świadkami odpuszczenia grzechów wszystkim narodom – czyli nie tylko narodom wybranym, lecz wszystkim ludziom. W kontekście tego cytatu z Ewangelii Łukasza rozumieć powinniśmy, że Wniebowstąpienie nie oznacza zerwania kontaktów i ustania opieki Boga nad ludźmi, wręcz odwrotnie, zapewnia nam opiekę aż do skończenia świata.

Jezu Chryste Zmartwychwstały, żyjemy z Tobą, w Tobie i dla Ciebie, pozwól nam wypełniać Twoje zalecenia i zadania dla dobra naszego wspólnego kościoła.

Ludzie z głową w niebie

Ks. Tomasz Jaklewicz

Rozstania są trudne. W chwili, gdy ktoś bliski nas opuszcza, doświadczamy pustki, rozbicia, osamotnienia. Ale jednocześnie widzimy wyraźniej, kim była osoba, którą żegnamy. Uświadamiamy sobie, co nam dała, czego nas nauczyła, co zostawiła. Czujemy się jej spadkobiercami. Jej duch staje się częścią naszej własnej tożsamości. Coś się kończy, ale zawsze też coś się zaczyna, otwiera się jakiś nowy etap. Rozstanie z rodzicami, z nauczycielem czy z mistrzem oznacza niezbędny krok w dojrzałość, samodzielność, odpowiedzialność za innych, za kontynuację dzieła, podjęcie dziedzictwa.
Zmartwychwstały Pan tuż przed definitywnym powrotem do Ojca daje uczniom ostatnie wskazówki.

Przekazuje im misję, obiecuje Ducha Świętego i błogosławi. Dzieło rozpoczęte przez Jezusa ma trwać w Kościele. Apostołowie mają być świadkami Jezusa. Słowo „martyres” oznacza nie tylko słowne potwierdzanie jakiejś prawdy, ale również gotowość na przelanie krwi za tę prawdę. Zmartwychwstały Pan streszcza w kilku słowach istotę Dobrej Nowiny: co się stało? Mesjasz umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Konsekwencje: w Jego imię ma być głoszone nawrócenie i odpuszczenie grzechów. Wszystkim narodom. Jezus obiecuje uczniom, że nie będą sami. Zostaną „uzbrojeni mocą z wysoka”. Zmartwychwstały będzie nadal obecny w swoim Kościele, ale ta obecność będzie miała już inny charakter. Nie może już być dłużej z uczniami fizycznie, jako człowiek, będzie z nimi przez swojego Ducha. Duch Święty jest Duchem Ojca i Syna. Człowieczeństwo Jezusa było naczyniem, w którym Bóg dał siebie światu, teraz nasze człowieczeństwo namaszczone „mocą z wysoka” ma być naczyniem, dzięki któremu Bóg nadal udziela siebie światu. Jezus był naczyniem doskonałym, my jesteśmy naczyniami glinianymi, podatnymi na rozbicie. Ale jesteśmy uzbrojeni przez Ducha, który cierpliwie uzupełnia nasze niedoskonałości.

Święty Paweł nazywa Kościół Ciałem Jezusa. Ten obraz oddaje prawdę o kontynuacji Chrystusowego dzieła w nas. Głowa Kościoła, czyli Jezus, jest w niebie, a Jego Ciało, czyli my, jesteśmy na ziemi. Można powiedzieć, że chrześcijanin to człowiek, który stąpa twardo po ziemi, ale głowę ma w niebie. Mieć głowę w niebie – to żyć w jedności z Tym, do którego idziemy. Mieć głowę w niebie – to być pielgrzymem, a nie tułaczem. Kto zna cel wędrówki, ten patrzy na swoją drogę z tej końcowej perspektywy. Dlatego nie daje się złu. Tożsamość człowieka określa nie tylko jego przeszłość, ale i jego nadzieja na przyszłość. Nasz problem polega na tym, że zbyt łatwo tracimy głowę, że pozwalamy naszym myślom i naszym pragnieniom, by były rozbiegane we wszystkie strony, podążały byle gdzie czy za byle kim. Mieć głowę w niebie – to mieć nadzieję większą niż wszelkie ziemskie cele, to oddychać wiecznością nawet w dusznej ziemskiej atmosferze.

Wszyscy jesteśmy tacy sami


Augustyn Pelanowski OSPPE

Wpismach Nowego Testamentu greckie dynamis oznacza moc cudotwórczą, uzdrawiającą albo uwalniającą, która emanowała z osoby Jezusa. Po kuszeniu na pustyni Jezus wrócił do Galilei w mocy Ducha, a była to taka potęga duchowa, że mógł uzdrawiać. Tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc z Niego wychodziła i uzdrawiał wszystkich. Ta sama moc Ducha Świętego osłoniła Miriam w dniu zwiastowania. Mocy tej doświadczyła kobieta, która uchwyciwszy się szat Jezusa, doznała uzdrowienia z krwawienia. Moc Ducha zstąpiła na Apostołów, gdy szli w pierwszą misję. Mieli moc uwalniania i uzdrawiania, stąpania po wężach i skorpionach. W pełni ta moc objawi się w ponownym przyjściu Jezusa.

Dla nas najważniejsze jest to, by nie zapominać, że ta moc doskonali się w słabościach. Najpiękniejszą stroną słabości człowieka jest pokora, uniżenie się! Jest ono dogłębnym poznaniem prawdy o sobie i jej przyjęciem. Kiedy człowiek ma taką postawę, wtedy najchętniej nawiedza go Duch Święty. Jeśli Bóg ma w nas być wszystkim, my musimy stać się niczym. Zgoda na własną nędzę i bezsilność nie jest łatwa. Poznanie swojej nędzy może wywołać w nas bunt i niepogodzenie się z samym sobą, złość czy załamanie. Prawda może nas zmiażdżyć. Potrzeba w tym doświadczeniu miłości do siebie samego, a nie zgorszenia sobą. Św. Augustyn pisał: „Byleś dał łaskę do wypełnienia tego, co nakazujesz – nakazuj, co chcesz”. Już synod w Orange w 529 roku, potępiając herezję pelagiańską, stwierdził, iż człowiek sam z siebie nic nie może. Oczywiście nic w sprawie zbawienia, bo potrzebuje łaski Jezusa Chrystusa, a więc mocy Ducha Świętego. Ujawnienie się takiej Bożej mocy potrzebuje tylko jednego warunku: prawdy o sobie samym, czyli świadomości nędzy i bezsilności. Tylko totalne ubóstwo duchowe, czyli rezygnacja z mniemania o sobie, że jest się zdolnym do podniesienia się ze zła i jego skutków na mocy własnych dobrych chęci i wysiłków, sprowadza wszechmoc Ducha Świętego. W pewnym sensie rozpacz Sartre’a była zrozumiała, gdy mówił: „Człowiek może był kiedyś dobry, ale z pewnością było to bardzo dawno”. Tak, był, ale przesiąkł złem i bez wybawienia w Chrystusie może tylko marzyć lub łudzić się, że jest dobry.

Dlatego nie załamuj się swoją bezsilnością, nie zamartwiaj nieudolnością, nie osądzaj się, że nic ci nie wychodzi. Jezus to przewidział. Nie bądź zgorszony sobą, gdy widzisz, że stać cię tylko na podłość grzechu. Niech cię nie dziwi twoja kondycja duchowa, tylko moc Ducha, który z kogoś takiego jak ty jest w stanie uczynić świętego. Zniechęcanie się jest oznaką zaufania do siebie, a nie do Ducha Świętego. Święty Jakub mówi, że wszyscy (a nie niektórzy!) często upadamy (Jk 3,2). Dlatego nie myśl, że ktoś jest lepszy od ciebie. Wszyscy jesteśmy tacy sami.

Sztuka modlitwy


ks. Jan Kochel

Niezapomniane wrażenie z ostatniej wizyty Papieża w Ojczyźnie pozostawiły chwile jego prywatnej modlitwy. Towarzyszący mu świat mediów - oszalały w pośpiechu i pogoni za sensacją - nagle zatrzymał się w zachwycie nad prostotą i autentycznością modlitewnego ”trwania przed Bogiem”. Modlitwa jest dla Jana Pawła II darem i zadaniem. ”Trzeba się [jej] uczyć - przypomina - wciąż na nowo przyswajając sobie tę sztukę od samego boskiego Mistrza” (NMI 32). Wiedzieli o tym uczniowie Jezusa, gdy prosili: ”Panie, naucz nas modlić się” (Łk 11,1). Autentyczna modlitwa jest bowiem pewnego rodzaju umiejętnością, którą trzeba stale praktykować, ćwiczyć, doskonalić. Każdy może się jej nauczyć i zawsze może modlić się lepiej i więcej.

Wielką lekcją modlitwy jest zachowana przez św. Jana modlitwa pożegnalna Jezusa, w której wielu odnajduje tony Modlitwy Pańskiej (Mt 6, 8-15). Jezusowa modlitwa za uczniów jest właściwie potrójną prośbą: o jedność (J 17,11), o zachowanie od zła (17,15) i uświęcenie w prawdzie (17,17-19).
Wprowadzeniem do tej części modlitwy jest inwokacja: ”Ojcze Święty!”. W rozumieniu biblijnym świętość oznacza oddzielenie od świata. Głęboka jedność między uczniami opiera się na inicjatywie Boga i więzi łączącej Osoby Boskie. Przyczyną jedności jest imię, którego Ojciec udziela Synowi (J 8,58). Świętość Imienia Bożego ustrzeże uczniów, o ile będą potrafili tworzyć wspólnotę tych, co słuchają i są posłuszni słowu Bożemu.

Druga prośba dotyczy zachowania od zła. Konflikt pomiędzy uczniami Chrystusa a światem jest nieuchronny, skoro oni narodzili się z Boga do nowego życia w Duchu Świętym. Świat zaś, zrodzony ze Złego, trwa w grzechu i jego mocy (1 J 5,19). Dlatego prośba o uwolnienie od złego jest istotnym punktem modlitwy za uczniów. Kościół, żyjąc wiarą w Chrystusa, stale jest narażony na złe wpływy świata. Jezus nie chce jednak swych uczniów ”zabrać ze świata”, gdyż mają oni kontynuować Jego misję. Prosi tylko Ojca, aby ich ”ustrzegł od złego”. Uczniowie, którzy są już w zasięgu Bożej mocy, winni w niej trwać (J 15,5-7).

Trzecia prośba dotyczy świętości życia uczniów. Jezus prosi Ojca, aby mogli stać się synami i mieć udział w dziedzictwie, czyli w jedności i miłości łączącej Ojca i Syna. Uświęcenie nie oznacza zatem wyrwania ze świata, lecz ustawiczne nawracanie się uczniów. Jest stałym otwarciem na prawdę i życie. W czwartej Ewangelii ”prawda” oznacza objawienie Ojca w Synu. Jezusowa prośba: ”Uświęć ich w prawdzie” wyraża więc pragnienie, by Ojciec wytworzył w uczniach tę relację synowską, która da im udział w jedności i życiu Trójcy Świętej. Chrystus zatem jest jedyną drogą wiodącą każdego z uczniów do synostwa Bożego (J 14,6). Uświęcenie uczniów znajduje wzór w postawie samego Jezusa: ”Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie” (J 17,19).

Pogłębiona refleksja nad modlitwą Jezusa powinna skłonić nas nie tyle do dalszych biblijnych poszukiwań, ale nade wszystko do osobistej rozmowy z Ojcem, który słucha swoich dzieci, i do gorącej prośby za współczesnych uczniów wezwanych do szczególnych zadań w Kościele.