14. Niedziela zwykła (C)

publikacja 29.06.2016 19:47

Sześć homilii

Bliskość z Bogiem i ludźmi

ks. Leszek Smoliński

Dzisiejsza Ewangelia mówi o tym, jak Jezus posłał swoich uczniów do miejscowości, do których sam zamierzał pójść. Słyszeliśmy słowa Chrystusa: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Zazwyczaj słowa te odnosimy do „urzędowych” świadków: księży, zakonników, sióstr zakonnych, czy katechetów świeckich. Warto jednak zauważyć, że Jezus kieruje te słowa nie do ścisłego grona dwunastu apostołów, ale wyznacza jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch uczniów.

Głoszenie Dobrej Nowiny nie jest zarezerwowane wyłącznie dla wybranych. Każdy uczeń Jezusa ma o Nim świadczyć, aby inni uwierzyli. Nie można znać Jezusa i o Nim nie mówić. Nie można być ochrzczonym i żyć tak, jakby to nie miało wpływu na nasze życie. Mamy dzielić się swoją wiarą. II Polski Synod Plenarny określa powołanie osób świeckich jako posłanie przez Boga do świata, „aby nadawać światu ewangeliczny smak, przemieniać i uświęcać świat od wewnątrz, na sposób zaczynu, oświetlać wszelkie drogi, po których kroczą, światłem wiary, nadziei i miłości”.

Każdy podczas chrztu otrzymuje zapaloną od paschału - symbolu Jezusa Chrystusa - świecę. Jej płomień symbolizuje światło wiary. Najpierw mieli o nią dbać nasi rodzice i chrzestni; potem już my sami mamy iść i zapalać światłem naszej wiary wiarę innych. Wiara umacnia się, gdy jest przekazywana. W sakramencie bierzmowania otrzymaliśmy moc Ducha Świętego uzdalniającą nas do dawania świadectwa. Pozwólmy więc prowadzić się Duchowi Bożemu. Słuchając słów Jezusa, że „żniwo wielkie, ale robotników mało” nie mogę nie spytać, co ja robię, by stać się jednym z tych robotników.

Największą trudnością w głoszeniu naszej wiary jest nieumiejętność mówienia o sprawach wiary. Brakuje nam solidnego przygotowania, pogłębionej wiedzy o wierze, systematycznej edukacji, zrozumienia trudnego niekiedy słownictwa. Zdajemy sobie sprawę, że po dzisiejszej homilii nie wyruszą na ulice naszej parafii zastępy wysłanników Pana Jezusa. Może jednak pozostanie w nas zachęta do tego, aby bliżej zapoznać się z treściami wiary, sięgnąć po Pismo Święte lub książkę z przemówieniami papieża.

Warto zauważyć, jak wielka była radość i satysfakcja, jaką odczuwali wysłannicy Jezusa: „Złe duchy nam się poddają, możemy stąpać po wężach i skorpionach i nic nam nie grozi”. „Cudowne” życie to nie takie, które jest wypełnione cudami i cudownościami, ale to życie dobre, życie piękne, które sprawia, że nasze imiona „zapisane są w niebie”. Również nie są najważniejsze sukcesy, ale trud, który podejmujemy dla królestwa Bożego.

Istotnym zadaniem wysłanników było uzdrawianie chorych, troska o nich i opieka nad nimi. Wszelkie nasze posługi dla osób chorych i potrzebujących, nawet te jednorazowe i krótkotrwałe, mogą być w oczach Boga i ludzi głoszeniem Bożego królestwa.

Uczestniczymy we Mszy św., słuchamy Jezusa, który przemawia do nas w swoim słowie. Za chwilę przyjmiemy Go, bo przyjdzie do nas w Komunii. On jednak chce dotrzeć do każdego człowieka, do naszych bliskich, znajomych. Chce, żebyśmy Go im zanieśli. Bo bliskość Boga to przede wszystkim bliskość ludzi.

Dam pracę

Piotr Blachowski

To nie jest ogłoszenie firmy poszukującej pracowników, choć na pierwszy rzut oka tak można by sądzić. Właśnie te dwa słowa wybijają się na pierwszy plan w dzisiejszych czytaniach i Ewangelii. Jakżeż są one nam bliskie w życiu codziennym, w życiu doczesnym.

Żyjemy pracą, ale również nadzieją pracy, życia spokojnego i w miarę dostatniego. I o takiej nadziei słyszymy w obu czytaniach. Ale to specyficzna praca, praca dla wspólnoty, dla Kościoła, dla nas. Jerozolima przedstawiona w Księdze Izajasza jawi się nam jako matka, która nas karmi własnym mlekiem, trzyma na kolanach, która nas kocha nade wszystko. Izajasz mówi: „Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy.” (Iz 66,13). Jerozolima jest archetypem nie tylko matki, lecz również Kościoła, który jest naszą Matką, który nas gromadzi, byśmy wzmocnieni wiarą byli jednością. Zaś owi pracownicy, to nie tylko księża posługujący w parafii, ale także my, którzy dbać winniśmy o jedność Kościoła i jego wzrost.

Słowa św. Pawła o Izraelu w Liście do Galatów dotyczą również nas, bowiem Izrael, jako naród wybrany, symbolizuje wszystkich ochrzczonych, zjednoczonych w Imię Jezusa, dzięki któremu w majestacie Zmartwychwstania staliśmy się nowym stworzeniem przynależnym do narodu wybranego, do Kościoła, do Matki. Mówiąc o kwestii obrzezania, tłumaczy nam, że nie są ważne zwyczaje, lecz tylko to, iż każdy, kto nosi niezatarte znamię chrztu, ma udział w powszechnym kapłaństwie wiernych, a więc zobowiązany jest do składania Bogu czci i do budowania Kościoła.

I teraz przechodzimy od nadziei do działania. Z jednej strony wypełniajmy w ramach naszych możliwości obowiązek nauczania i ewangelizacji. Nie chodzi przy tym o to, byśmy na siłę wpajali każdemu – nawet niechętnemu – zasady wiary, ale byśmy starali się innym tłumaczyć, o co w wierze chodzi, byśmy własnym przykładem pociągali innych ku wierze. Z drugiej zaś strony zanośmy modlitwy za tych, którzy mogą wspomóc nas w tej trudnej, lecz jakże ważnej pracy. Bowiem „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo” (Łk 10,2b). Nie czekajmy na nagrody i zaszczyty, nie chełpmy się tym, że coś nam się udało, bo rzecz nie w tym, by głosić nasze powodzenie, lecz by głosić Chwałę Bożą. Nie zapominajmy przy tym o napomnieniu: „nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.” (Łk 10,20). Bądźmy po prostu sobą w Kościele.

Boże, potrzebujesz pracowników w winnicy Pańskiej, pozwól nam odczytać Twe intencje, abyśmy mogli w każdym momencie głosić Twoje Słowo innym, byśmy umieli wskazywać drogę tym, którzy nie znają Twoich ścieżek.

Wracajmy do ojczyzny

Augustyn Pelanowski OSPPE

W tej misji chodziło tylko o królestwo, o niebo. Codzienność jest bogata w tysiące potrzeb, które przysłaniają nasze istotne, nieliczne pragnienia. Jest, bowiem różnica między potrzebą a pragnieniem. Potrzebę można zaspokoić, a pragnienie nie. Potrzebujemy czegoś od kogoś, pragnie się zaś osoby! Czy potrzebujesz czegoś od Boga, czy Go pragniesz dla Niego samego? To ważne rozróżnienie, które pomoże ci się modlić tak, jak pragnie Bóg, i tak, jak najgłębiej pragniesz sam. Bo niczego tak nie pragniesz jak kochać i być kochanym. To właśnie jest królestwo nieba.

Szukajcie wpierw królestwa nieba, a wszystko inne będzie wam dodane, wyrzekł Jezus. Nie powiedział: szukajcie wszystkiego, czego wam potrzeba, a królestwo nieba będzie wam dodane. Bóg niczego od ciebie nie potrzebuje, tylko pragnie ciebie i pragnie, byś zapragnął Jego. Tak naprawdę my nie idziemy ku niebu, jak ku jakiejś nowej ojczyźnie, tylko do niej wracamy, gdyż opuściliśmy Boga. Opuściliśmy Ojca, a więc i ojczyznę. Podkreśla to fragment Listu do Hebrajczyków, mówiąc o nas, o pielgrzymach ziemi, którzy „uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej” (Hbr 11,14-16).

Misja uczniów jest nie tylko przybliżaniem królestwa tym, do których zostali posłani, ale też zapisywaniem własnych imion w niebiosach. Za każdym razem, kiedy komuś przybliżasz niebo, sam stajesz się jego mieszkańcem. Trzeba jednak zawędrować do kogoś odległego na ziemi, by zbliżyć się do siebie samego i odnaleźć skarb imienia zapisanego w niebie. Przypomina mi się chasydzka opowieść o ubogim Ajzyku z Krakowa, synu Jekla, który wybudował synagogę. Przyśniło mu się, że ma zbudować synagogę za skarb, jaki jest ukryty pod mostem obok zamku królewskiego w Pradze. Rabin wyruszył w drogę pieszo. Kiedy dotarł, okazało się, że zamek jest ściśle pilnowany przez straż, więc udało mu się tylko zaprzyjaźnić z dowódcą, który ujawnił mu swój sen o skarbie. Komendant powiedział, że skarb z jego snu jest ukryty w Krakowie, pod piecem jakiegoś nieznanego mu Ajzyka, syna, Jekla. Ajzyk, wstrząśnięty tą wieścią, wrócił do Krakowa i pod piecem w swym domu odkrył ogromny skarb, dzięki któremu sfinansował budowę synagogi.

Uczniowie Jezusa nie szukali nieba na innej planecie, ani nie wypatrywali swych imion przez lunety Galileusza. Nie próbowali wspinać się na piramidy egipskie, aby być bliżej nieba, lecz zapragnęli przybliżyć wieść o bliskości Boga i Jego miłości odległym sobie ludziom mieszkającym na ziemi. W miarę jak docierali do coraz to odleglejszych istot, przekonując, że Bóg jest bliski, dla nich samych skarb nieba stawał się z każdym dniem bliższy.

Dywersja na terenie wroga

Augustyn Pelanowski OSPPE

Uczniowie po- wrócili z misji i opowiadali z entuzjazmem o uwalnianiu ludzi od demonów. I wtedy właśnie Jezus powiedział im, że widział szatana, spadającego z nieba jakby błyskawica. Głoszenie królestwa w ubóstwie i prostocie było walką duchową strącającą szatana z nieba.

Motyw upadku szatana z nieba występuje jeszcze w dwóch innych miejscach Nowego Testamentu. Pewnego dnia do Jezusa jeden z Apostołów przyprowadził Greków (por. J 12,20 i n.). Jezus odczytał ten znak przybycia pogan do Niego jako sygnał zbliżającej się męki i uwielbienia Boga w zbawczej śmierci. Jest zatrwożony, ale wbrew temu uczuciu woła do Boga: „Ojcze, uwielbij swoje imię!”. Ludzie stojący obok myśleli, że zagrzmiało lub że przemówił anioł. Ojciec bowiem odpowiedział z nieba: „I uwielbiłem, i jeszcze uwielbię!”. Po usłyszeniu tych słów Jezus powiedział, że jest sąd nad tym światem i władca tego świata zostanie wyrzucony. A On sam będzie wywyższony ponad ziemię, aby pociągnąć wszystkich do siebie. Widzimy więc, że nie tylko głoszenie królestwa jest walką z szatanem i strąceniem go z nieba, ale też męka Chrystusa, wywyższenie i uwielbienie imienia Ojca w posłuszeństwie aż po krzyż.

Wreszcie najbardziej chyba znanym tekstem, mówiącym o strąceniu szatana z nieba jest wizja z 12 rozdziału Apokalipsy. Jan mówi o ucieczce Niewiasty na pustynię po narodzinach syna, który został porwany do nieba. Niewiasta spędza 1260 dni na pustyni, ukrywając się przed smokiem. To nie jest tchórzostwo, to skromność, pokora, życie ukryte. Ukrywać się przed smokiem to unikać własnej chwały, unikać własnej samorealizacji w dumie, to nie ulec pokusie bycia wielkim i sławnym, potężnym i podziwianym, bogatym i nieomylnym, doskonałym i wyniosłym. Wtedy właśnie Michał Archanioł wchodzi w starcie z szatanem i jego demonami i strąca ich z nieba wprost na ziemię. Niewiasta o dwóch skrzydłach orła ucieka na pustynię, z dala od węża. Niewiasta to nie tylko Kościół, nie tylko Maryja, ale też każdy z nas, któremu zakomunikowano: „Bądź z dala od węża, żyj z dala od okazji do grzechu! Żyj w niemożności popełnienia grzechu, jakbyś żył na pustyni”.

Są więc trzy motywy strącenia szatana: 1) wywyższenie Jezusa na krzyżu, czyli posłuszeństwo Bogu aż po śmierć, które odwraca zakodowane w naturze ludzkiej nieposłuszeństwo; 2) ewangelizowanie, czyli życie dla nawrócenia innych; 3) życie w pokorze, w skromności, w wyrzeczeniu, na pustyni, z Miriam z Nazaretu. Te trzy motywy upadku szatana to twoja dywersja na terenie okupowanym przez demony. Niech to nie umknie twojej uwagi. Michał strącił szatana z nieba, ale wąż i jego demony zostały strącone na ziemię, czyli na poziom ludzkiego świata! Nasza ziemia jest teraz polem potężnej bitwy. Wojna o niebo jest zakończona – zostało oczyszczone w czasach Jezusa, teraz jest wojna na ziemi! Dlatego pamiętaj, że to, co strąca szatana z nieba, to samo strąca go poniżej ziemi. To są trzy wyrwy w szykach demonów. Nasze imiona są wtedy zapisywane na tablicach nieba, na zawsze w chwale Boga.

Ewangelizować, znaczy kochać

 

ks. Roman Kempny

Cały świat jest miejscem, do którego Chrystus zamierza przyjść. Każdy człowiek jest celem zbawczych zamiarów Boga, jak gdyby miejscem, w którym mają się zrealizować tajemnice zbawienia, cała prawda Ewangelii. Przedtem jednak, zanim On sam w człowieku rozpocznie swoją działalność, wysyła nas, swoich uczniów, byśmy codziennym życiem dowodzili prawdy Ewangelii.

Niektórzy bronią się, jak mogą, przed koniecznością zamyślania się nad prawdą Chrystusa. Chcą się zwolnić zwolnić z tego obowiązku, a przynajmniej odwlec na czas nieograniczony moment potraktowania poważnie tej prawdy. A On ciągle jest, bo ciągle są ludzie, którzy – Jego nauką natchnieni – potrafią być dobrzy. Dlatego, że On tak chciał, potrafią się wyrzec siebie, aby drugiemu ulżyć w życiu. W tych ludziach Chrystus przychodzi na świat na przekór wszystkim chcącym Go pomniejszyć lub zgoła wykreślić z życia. Dlatego odpowiedzi na pytanie o Prawdę Ewangelii należy szukać w życiu, w każdym przypadku ludzkiej dobroci zrodzonej z dosłownie potraktowanych wskazań Ewangelii.

Posłani „do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał” są i dziś, żyją także wśród nas. Dziewczynka, która samotnej staruszce robi zakupy, bo Pan Jezus tak kazał. Ktoś prawie obcy, ale odwiedzający opuszczonego człowieka w szpitalu, bo taki jest nakaz Ewangelii. Rzemieślnik przy warsztacie, który pokonuje w sobie pokusę lekceważenia pracy, bo ktoś czeka na owoce tej pracy. Rodzice, dla których niedziela jest dniem świętym i cenniejszym od dodatkowych dochodów z pracy. Kioskarz, który rezygnuje z reklamowania i rozpowszechniania prasy pornograficznej.

Orędzie Ewangelii nie powinno być traktowane jako teoria, ale przede wszystkim jako podstawa działania i zachęta do niego. Pod wpływem tego orędzia niektórzy z pierwszych chrześcijan rozdawali swe dobra ubogim, dając świadectwo, że nawet między ludźmi różnego pochodzenia społecznego możliwe jest pokojowe i solidarne współżycie. Czerpiąc w ciągu wieków moc z Ewangelii, mnisi uprawiali ziemię, zakonnicy i zakonnice zakładali szpitale i przytułki dla ubogich, członkowie bractw religijnych oraz mężczyźni i kobiety wszelkiego stanu nieśli pomoc ludziom potrzebującym i upośledzonym społecznie, przekonani, że słowa Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40), nie powinny pozostawać pobożnym życzeniem, ale muszą skłaniać do konkretnego działania.

Kiedyś Izajasz w proroczym widzeniu tworzył wizję szczęśliwej Jerozolimy, obraz szczęśliwego człowieka, kiedy to spełnią się zapowiedzi i zbawcze zamiary Boga. „Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę. Rozraduje się serce wasze, a kości wasze nabiorą świeżości jak murawa”.

Tę samą myśl, ale w innych słowach, podejmuje Paweł Apostoł: „Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata. Ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa”.

Dobroć nie lubi rozgłosu. Nierzadko jest traktowana z drwiną i utożsamiana z naiwnością. Tak był traktowany i Chrystus. Ból chrześcijanina, który widzi, z jakim trudem dobro przedziera się przez zwały egoizmu i zła, i jak łatwo zło znajduje przystęp do człowieka – ten ból to owe blizny, znamiona przynależności do Chrystusa.

Jan Paweł II spotkając się w Rzymie z polskimi biskupami w czasie wizyty „ad limina” w roku 1998 przypomniał: „Trzeba nadal wielkiej pracy ewangelizacyjnej całego Kościoła, zorganizowanej i konsekwentnie prowadzonej pracy formacyjnej na wszystkich odcinkach duszpasterstwa, tak aby nasi bracia i siostry realizowali w pełni swoje powołanie w Kościele i społeczeństwie”.

Ewangelizować, znaczy kochać.

 

Jezus jest Panem rzeczy niemożliwych!

 

ks. Roman Bogusław Sieroń

Początek wakacji dla jednych oznacza czas kanikuły i beztroskiego wypoczynku. Inni, tak jak przez cały rok, borykają się z chorobą, biedą i bezrobociem. Wszystkich nas niepokoją rosnąca agresja młodzieży, nieodpowiedzialność rządzących i dotkliwy brak pokoju w wielu rejonach świata.
Słowo Boże ofiarowane nam na dzisiejszą, 14. niedzielę zwykłą dobrze wpisuje się w codzienną - niełatwą - sytuację każdego człowieka. Sytuację, którą oddaje mająca prawie 40 lat - a tak aktualna - Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym Soboru Watykańskiego II: ”Radość i nadzieja, smutek i trwoga, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych” (KDK 1). Tak jak doświadczamy pokoju i miłosierdzia, wypływających z wiary i sakramentów Kościoła, tak spadają na nas cierpienia, trudności i problemy zasiane przez szatana i jego niewolników. Jednak gdzie wzmaga się grzech - według słów św. Pawła - tam jeszcze obficiej rozlewa sie łaska (por. Rz 5,20).

Uczniowie w dzisiejszej Ewangelii cieszą się po powrocie z misji. Musieli chyba dotrzeć do wielu serc, wielu nawrócić - skoro mówili z radością, że nawet złe duchy były im posłuszne. Ale Jezus rysuje ich przyszłość w realnych barwach, nie schlebia im, nie idealizuje życia. Słowa o szatanie spadającym jak błyskawica nie straszą, ale wskazują na istnienie realnego zła zmagającego się z dobrem. Tak jak w Księdze Izajasza, gdzie radość ery mesjańskiej przeplata się ze smutkiem niewierności narodu. Jako prorok, kaznodzieja i wychowawca ludu, Izajasz walczy o dobre obyczaje w życiu publicznym i prywatnym. Piętnuje wady panoszące się w różnych sferach społeczeństwa judzkiego, zwłaszcza pychę i zbytek, zepsucie moralne, wyzysk, niesprawiedliwość w wyrokach sądowych i w nakładaniu świadczeń publicznych, praktyki wróżbiarskie. Ten katalog grzechów i przywar wydaje nam się dziwnie znajomy i współczesny, ale taka jest kondycja człowieka każdej epoki po grzechu pierworodnym. Słaby i grzeszny, może polegać jedynie na żmudnej pracy nad sobą i nieogarnionej łasce Bożej. Może jedynie polegać na ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panu (por. Gal 6,14). Odkupienie, a z nim nagroda życia wiecznego - to Jezusowe zapisanie imion w niebie - to pewnik pozwalający wytrwać do końca.

Jezus powiedział, że prawdziwa radość istnieje i może być jeszcze większa. Radość tych, co się trudzą, tak jak mogą, niczego pozornie nie osiągając, ale pracę swoją ofiarowują Bogu. Tak jak apostoł Sahary, Karol de Foucauld, zamordowany przez tych, których miał nawracać, autor tych pełnych nadziei słów: ”Jezus jest Panem rzeczy niemożliwych”.

W dzisiejszych czytaniach mszalnych zastanawia wielki realizm Ewangelii - Bożego Słowa. Należą do niego tajemnicze Pawłowe blizny - znaki przynależności do Chrystusa (por. Ga 6,17), jak też zatroskanie Pana o sprawy bytowe swych uczniów (por. Łk 10,7).

Ewangelia dzisiejszej niedzieli, stojącej u progu wakacji (Łk 10, 1-12. 17-20) ukazuje także cierpliwe i żmudne wychowywanie Apostołów przez Pana Jezusa. To formacja i katecheza. Grono uczniów powiększa się, to już nie tylko dwunastu Wybranych, ale siedemdziesięciu dwóch, wysłanych, aby głosić nadejście Pana, czyli Dobrą Nowinę. W tej liczbie siedemdziesięciu dwóch możemy odnaleźć każdego z nas, niezależnie od wieku, stanu czy innych różnic. Każdy chrześcijanin - katolik - uczeń czy uczennica Chrystusa swoim życiem, przykładem, świadectwem głosi żywą Ewangelię miłości, przebaczenia, ofiary lub - nie daj Boże - antyewangelię pychy i egoizmu, czyli karykaturę chrześcijaństwa. Głoszenie Ewangelii ma być oparte nie na zaufaniu środkom - potężnym i bogatym, biblijnym: trzosie, torbie, sandałom czy konwenansom, ale na gorliwej prośbie - modlitwie skierowanej do ”Pana żniwa”. Pan Jezus, wysyłając uczniów, polecił im to, co najważniejsze. Powiedział: módlcie się, a nie uczcie, przekonujcie, nawracajcie. Módlcie się, to znaczy, pozostawajcie stale z Tym, który was posyła, z Nim rozmawiajcie, Jemu powierzajcie trud walki ze złem i własną niemoc.