17. Niedziela zwykła (C)

publikacja 19.07.2016 22:14

Sześć homilii

Panie, naucz nas modlić się

ks. Leszek Smoliński

„Panie, naucz nas się modlić”. Modlitwa. Czym jest? Uświadamiany sobie to chyba najbardziej w momentach trudnych, kiedy po ludzku nic już nie można zrobić. Wtedy ręce jakby same składają się do modlitwy, w oczach pojawiają się łzy bólu, wzruszenia, smutek po stracie najbliższych. Ale i łzy nadziei na wyzdrowienie kogoś bliskiego. Ktoś mówi: „Kocham i wiem, że miłość zwycięża, więc modlę się”.

Modlitwa to wołanie o miłość, a więc o to, co najcenniejsze w życiu ludzkim. Nieraz są to tylko krótkie, przerywane wezwania, akty strzeliste, płynące jak „smsy do Pana Boga”. Ktoś mówi: nie mam czasu, więc jest krótko. Albo: nie czuję modlitwy. Czy rzeczywiście muszę czekać na to, aż odczuję pragnienie, ba potrzebę modlitwy? A jeśli owo „czucie” nie pojawi się, co wtedy? Czy mogę zapomnieć o Tym, w Imię którego przyjąłem chrzest. Czy mogę zapomnieć o Tym, który jeden tylko jest dobry i przebacza grzechy? Czy mogę zapomnieć o Tym, który daje mi siebie samego w Eucharystii?

„Panie, naucz nas się modlić”. Kieszonkowa książeczka pod tytułem „Sms do Pana Boga” to modlitewnik dla mających mało czasu. We wstępie znajdujemy interesujące słowa: „W XXI wieku nasze życie nabiera coraz większego tempa, nieustannie zmieniamy miejsce pobytu, zajęcie. Ciągle spieszymy się, by zdążyć z tym, co mniej ważne, zapominając o najważniejszym powołaniu człowieka:

Znać Boga! Czcić Boga! Kochać Boga! Służyć Bogu!

Aby całe życie wypełnić obecnością Boga, musimy z Nim rozmawiać”.

To, co najważniejsze, jest również tym, co najpiękniejsze. Czas spędzony na modlitwie, chociaż czysto po ludzku bezproduktywny, stracony, okazuje się bezcenną i najbardziej pewną na ziemi inwestycją. Inwestujemy w życie wieczne, a gwarantem tej inwestycji jest sam Bóg. On nigdy się nie męczy, ale również nigdy się nie myli. On zna każdego z nas po imieniu i nieustannie czeka na spotkanie z nami.

Panie, naucz nas się modlić”. Brak czasu, pośpiech, brak refleksji i wrażliwości, postawa roszczeniowo – życzeniowa, bo przecież mnie się należy to czy tamto. To chyba najważniejsze przeszkody w mojej rozmowie z Bogiem. To one sprawiają, że dla Boga braknie w moim życiu miejsca. A przyjaciel, o którym się zapomina, przestaje być przyjacielem, staje się kimś odległym, zapomnianym. Co wtedy robić? Potrzeba na nowo przemyśleć swoją relację z Bogiem. Nie wystarczy teoria, trzeba modlić się i ufać. Na ile zaufamy, na tyle otrzymamy. Takie jest prawo miłości.

Aby całe życie wypełnić obecnością Boga, powinienem z Nim rozmawiać, jak rozmawia się z najlepszym przyjacielem. I nie tylko od czasu do czasu, ale regularnie, każdego dnia. Modlitwa pragnie toczyć się powoli; wymaga zatrzymania się, dystansu do własnych potrzeb. W modlitwie zyskujemy czas, tracąc go, robimy przerwę w codzienności, zawierzamy się Bogu, dzięki czemu możemy w Nim odpocząć. Pragniemy robić w czasie danym nam od Boga to, co On chce, abyśmy robili. Jak zauważa Jacques Gauthier, autor książki Czas na modlitwę (Poznań 2010), „w naszych czasach, przeciążonych często liczbą obowiązków, dobrze jest zaszyć się na chwilę, o stałej porze, w głąb serca i zaczerpnąć z modlitwy wodę życia. W ten sposób uświęcamy czas”.

Nauka modlitwy?

Piotr Blachowski

Trzy obrazy, z którymi dzisiaj się spotykamy podczas Liturgii Słowa, wzajemnie się przenikają, zazębiają, są tak bardzo związane ze sobą. Obraz pierwszy: Abraham proszący o miłosierdzie dla skazanych na zagładę ludzi, szukający sprawiedliwych. Obraz drugi: jak ojciec uczy swoje dzieci, tak Jezus uczy modlitwy do Ojca – Boga. Obraz trzeci: przykład właściwej postawy każdego z nas wobec Tego, który nam przebacza, który nas kocha.

Aby coś otrzymać, trzeba poprosić. Aby kupić, trzeba zapłacić. Ale w jaki sposób coś otrzymać od Boga? Jedyną możliwość stwarza modlitwa. Bóg niczego nie sprzedaje, ale w swej nieskończonej miłości dla ludzi daje, gdy prosimy, modląc się. Wiedział o tym Abraham – widzimy go dziś proszącego w imieniu mieszkańców Sodomy, których za grzechy i winy czeka zagłada. Bóg mimo wszystko pragnie ich ocalić, a sam Abraham, zdając sobie sprawę z miłosierdzia Bożego, próbuje „utargować” jak największą liczbę uratowanych z miasta bezprawia. „O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?” (Rdz 18,25).

Sam Bóg, w osobie Jezusa Chrystusa nauczył nas modlić się do Ojca. Mówi o tym dzisiejsza Ewangelia. Właśnie w niej Jezus Chrystus uczy nas, jak mamy rozmawiać z Bogiem, jak do Niego się modlić. Uczy nas najważniejszej modlitwy – Modlitwy Pańskiej. „Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje Królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień 4 i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».” (Łk 11,2 -5). Tych słów uczymy się od dziecka, powtarzając je aż do śmierci. Rozmowa, jaką jest modlitwa, ma nam uświadomić, że mamy zawsze możliwość uciec się z naszymi problemami, ale i z naszymi radościami do Ojca, którym jest Bóg.

Na koniec w tej samej Ewangelii Jezus pokazuje w przypowieści, że jeśli o coś prosimy, czegoś szukamy, to zawsze możemy się zwrócić o pomoc do Ojca, który nam, swoim dzieciom, okaże miłosierdzie, doda otuchy i wskaże drogę w razie zbłądzenia. My zaś sami zdawać sobie musimy sprawę z tego, że mając możliwość rozmowy z Bogiem, nie możemy zaprzepaścić tej okazji.

Panie, naucz nas modlić się, wesprzyj nas swą łaską, byśmy potrafili zawsze znaleźć czas na modlitwę, na rozmowę z Tobą.

Modlitwa jak pocałunek

Augustyn Pelanowski OSPPE

Pomyśl o tej przypowieści: pies i koń zostali przyjaciółmi. Pies odkładał dla konia najlepsze kości, koń zaś wybierał najsmaczniejsze siano. Każdy chciał tego, co najlepsze, nie zastanawiając się, czego drugi przyjaciel pragnie tak naprawdę! Ani pierwszy, ani drugi nie był nigdy nasycony. Bóg pragnie od ciebie też pocałunków miłości, a są nimi twoje modlitwy. Modlitwa to pocałunek duszy składany na Bożym Sercu. Módl się tak, jakbyś obdarzał Go pocałunkami. Bóg kocha być kochanym. Nie potrzebuje siana słów, tylko takich słów, które są ucałowaniem. Nie potrzebuje kości czy ochłapów, lecz oddania się w słowach całej duszy. Bonhoeffer mawiał: „oddajemy się na modlitwie gawędzeniu ze samym sobą”. Tak, nasza modlitwa musi być rzuceniem się na szyję Ojcu nieba, a nie narzekaniem na siebie do siebie samego.

Jednym z największych wykrzywień obrazu Boga jest wyobrażenie, że jest On „spełniaczem” potrzeb, użytecznym w chwilach naszej bezradności. Modlitwa staje się wtedy używaniem Boga. Prosimy Go i prosimy, by tylko nas zaspokajał, w ogóle nie domyślając się, że On sam nas pragnie. Możesz modlić się wspaniale, z pragnieniem obdarzenia Boga tym, czego On cicho pragnie. Kiedy uda ci się to uczynić, poczujesz szczęście, bo więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu. W czasach, w których przyszło nam żyć, ludzie w większości są zaprzedani użyteczności i interesowności.

Zadaniem chrześcijanina jest stworzenie w sobie duchowego terytorium, w którym jest miejsce dla wspaniałomyślności i bezinteresowności. Dlaczego wielu ludzi się nie modli? Ponieważ jest to czas „bezużyteczny”, ponieważ wiele modlitw wcale nie jest w schemacie: „stoliczku, nakryj się”. Bóg ofiaruje wieczność, gdy ofiaruję Mu czas. Czas, w którym o nic mi nie chodzi i nic nie jest ważniejsze niż przebywanie z Nim. Mówiąc o miłowaniu Boga, nie można tego rozumieć jako sentymentalnego apelu skłaniającego do afektywnych aktów, w których doznajemy przyjemności.

Uczuciowość w modlitwie jest poddawana gruntownemu oczyszczeniu. Jakże często bowiem obdarzając kogoś miłością, więcej szukamy dla siebie, niż chcemy ofiarować. Jeśli chcemy, by modlitwa była cała dla Niego, przygotujmy się na to, że nic nam nie zostanie w niej samej. To może być przykre, ale też piękne. Jeśli chcemy, by On nas odczuwał, wiedząc, że tego pragnie, to przygotujmy się na to, że nic w modlitwie nie poczujemy. Święta Teresa z Avila mówiła: „To zrozumiałe, że słabe kobietki, podobne do mnie, potrzebują uczucia w modlitwie, lecz oburzam się, widząc dojrzałych mężczyzn, którzy modlą się tylko wtedy, gdy mają na to ochotę”.

Święć się imię Twoje

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Pierwszą prośbą modlitwy, której nauczył nas Jezus, jest domaganie się od Ojca, aby pozwolił nam uświęcać Jego imię. Spodziewalibyśmy się raczej prośby o zdrowie, o powodzenie w miłości czy dobrobyt materialny. Nic z tych rzeczy. Pierwszą prośbą chrześcijanina jest uświęcenie imienia Bożego.

Trudno spełnić pierwszy wymóg tej modlitwy, kiedy się go nie rozumie. Kiedy uświęcamy Boże imię? Czy wtedy, kiedy manifestujemy naszą wiarę albo kiedy dostrzegamy piękno przyrody i skłania nas ono do zachwytu wobec Stwórcy? A może wtedy, gdy modlimy się publicznie? Biblia ekumeniczna tłumaczy to wezwanie: „Daj się poznać jako Bóg!”. Prosimy Go, aby się objawiał, odsłaniał w naszym życiu tak, aby inni Go rozpoznawali w nas i Jego chwalili jako świętego! Słowo „święty” w języku hebrajskim ukrywa w sobie treść oddzielania, wyłączania, czy też odcinania jakiejś rzeczywistości od innej. Okazać się świętym, to być wyjątkowym, jedynym, poza wszelkimi kategoriami. To nawet nie być najważniejszym, albo na pierwszym miejscu, tylko nieporównywalnym. Wśród 613 przykazań judaizmu istnieje również przykazanie „Kidusz HaSzem”, czyli właśnie przykazanie uświęcenia Jego imienia. To przykazanie odnosi się do męczeńskiej śmierci poniesionej dla wierności Bożemu słowu. Judaizm tłumaczył to przykazanie konkretniej, odnosząc je do sytuacji, w której człowiek jest kuszony do trzech grzechów: bałwochwalstwa, cudzołóstwa lub morderstwa. Jeśli będąc kuszonym do popełnienia któregoś z tych grzechów, ktoś woli raczej umrzeć męczeńsko, niż skalać się złem, uświęca imię Boga! Pokrewnym przykazaniem było „Hilul HaSzem” chroniące przed zbezczeszczeniem imienia Boga. Taki grzech można popełnić właściwie w każdym innym złym czynie. Jest to grzech ukryty wewnątrz każdego grzechu. Chodzi o to, że popełniając jakąś nieprawość, wprowadzamy innych ludzi w zgorszenie lub odejście od wiary. Zasłaniamy wtedy Boga, zamiast Go odsłaniać. Tego grzechu nie można było odkupić żadnym czynem pokutnym, nawet przez „teszuwę”, czyli dogłębną skruchę. Tylko śmierć zmazywała ten grzech.

Czytałem jakiś czas temu o tym, jak Jakub, uciekając z domu, natrafił na straszne miejsce, które go przerażało, i zasnął tam, mając jedynie kamienie pod głową. Czy takie miejsce może nastrajać do uświęcenia imienia Boga? Zbyt wiele komfortu żądamy niekiedy od siebie i środowiska, a nawet od Boga, by wreszcie zrobić Mu tę łaskę i trochę się zadumać i pomodlić, siedząc wygodnie w ławeczkach i mając zabezpieczenie finansowe, emocjonalne i intelektualne. Zastanawiam się, jak czuł się Jakub, kiedy uciekł z domu i trafił zgłodniały i wymęczony na to straszne miejsce? Biblia nazywa je „mah nora”, czyli przerażenie! On nie miał nic: nie miał domu, nie miał nikogo, był ścigany przez brata Ezawa, nie wiedział, gdzie się udać i pod głową miał jedynie kamienie. A jednak w tym strasznym miejscu otworzyło się nad nim niebo. Człowiek modlitwy w każdej sytuacji znajduje bramę do nieba. Każda sytuacja daje możliwość uświęcenia Bożego imienia!

 

Negocjator

 

ks. Artur Stopka

”Modlitwa jest to wzniesienie duszy do Boga lub prośba skierowana do Niego o stosowne dobra”. Tak mówił o modlitwie św. Jan Damasceński. Podobnie próbowała ją definiować św. Teresa od Dzieciątka Jezus: ”Modlitwa jest dla mnie wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i radości”. To takie proste. A jednak wielu ludzi skarży się, że modlitwa sprawia im wielką trudność. ”Nie umiem się modlić - mówią. - Niech mnie ktoś nauczy”.
Chrystus uczył modlitwy. Dał wzorzec w postaci modlitwy ”Ojcze nasz” i wiele wskazań mówiących o tym, czym dla chrześcijanina jest modlitwa.

Przede wszystkim trzeba ustalić, z jakiej pozycji mówimy do Boga. ”Mam dość bycia ciągłym petentem. Przynajmniej w czasie modlitwy nie chcę nim być” - skarżył się niespełna trzydziestoletni mężczyzna. Czy modlitwa może być partnerską rozmową? Opowieść o modlitwie Abrahama za mieszkańców Sodomy i Gomory sugeruje, że tak. Aż trudno uwierzyć, że to modlitwa. Przypomina raczej negocjacje lub nawet targowanie się z Bogiem. I Bóg ustępuje. Raz, drugi, trzeci...

Czy naprawdę jesteśmy w stanie rozmawiać z Bogiem jak równy z równym? A czy dziecko jest równe ojcu?

Podstawą modlitwy jest pokora. Św. Augustyn nie miał wątpliwości: ”Człowiek jest żebrakiem wobec Boga”.

Nie brak wciąż ludzi, którzy sądząc, że naśladują Abrahama, próbują negocjować z Bogiem. Jak rozkapryszone dziecko, usiłują narzucić Mu swą wolę. Handlują: ”Jeśli spełnisz mą prośbę, już nigdy nie popełnię tego grzechu”. A kiedy ich modlitwa zostaje wysłuchana, zapominają, co obiecali.

Inni mają pretensje, że ich prośby nie zostały spełnione. ”Już modlę się tyle czasu o zdrowie dla bliskiej mi osoby i nic. Dlaczego Bóg mnie nie słucha? Przecież Jezus mówił, żeby w Jego imię prosić, a na pewno będziemy wysłuchani...”. Mówił też: ”Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam”. I tak jest. Nie ma modlitwy, która pozostaje niewysłuchana. Jednak to Bóg wie najlepiej, czego człowiek naprawdę potrzebuje. Ludzkie pragnienia są chwiejne. Za sprawę życia i śmierci człowiek potrafi uważać jakąś błahostkę, o której jutro zapomni. I szturmuje niebo, prosząc o coś, co nie tylko nie przyniesie mu pożytku, ale może zaszkodzić. ”Nie umiemy się modlić tak jak trzeba” - przestrzegał przed wiekami św. Paweł (Rz 8,26). A św. Jakub wyjaśnia: ”Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” (Jk 4,3).

Modlitwa chrześcijańska jest wspólnym działaniem Boga i człowieka. Aby była naprawdę chrześcijańska, powinna wypływać z Ducha Świętego i z człowieka, powinna być skierowana całkowicie ku Ojcu, w zjednoczeniu z ludzką wolą Syna Bożego, który stał się człowiekiem.

Kto o tym nie pamięta, nie jest modlącym się uczniem Jezusa. Jest negocjatorem, który myśli, że można manipulować Bogiem. Zapomniał o jednej z pierwszych próśb: ”Bądź wola Twoja”.

 

Proście Ojca o Ducha

 

ks. Wacław Depo

Te słowa Jezusa odnoszą się przede wszystkim do Apostołów chcących zrozumieć Jego modlitwę, a tym samym pragnących przybliżyć się do Niego. Słyszą oni również, że modląc się do Boga, mają wołać: „Ojcze”. To objawienie imienia Ojca przez Syna dokonało się w mocy i w świetle Ducha Świętego, który został im dany i obiecany w przyszłości, aby ich „nauczyć wszystkiego, co Jezusowe” (por. J 14,26).

Jezus objawił, że Bóg jest „Ojcem” w niezwykłym sensie – nie tylko jako Stwórca i Początek wszystkiego, ale jest On wiecznie Ojcem w relacji do swojego Jednorodzonego Syna: „Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11,27). Tę tajemnicę zjednoczenia z Ojcem i wypływającej z tego źródła modlitwy Jezusa pięknie opisuje «Katechizm Kościoła Katolickiego»: „Syn Boży który stał się Synem Dziewicy, nauczył się modlić według swego ludzkiego serca. Uczy się modlitwy od swej Matki, która zachowywała «wszystkie wielkie sprawy» Wszechmogącego i rozważała je w swoim sercu. Uczy się jej przez słowa i rytm modlitwy swojego ludu w synagodze w Nazarecie i w świątyni” (nr 2500).

Objawiona przez Jezusa nowość modlitwy wynika z synowskiej relacji do Boga. W uczniach Chrystusa pod wpływem tajemnicy kontemplacji Ojca przez Syna w Duchu Świętym rodzi się pragnienie modlitwy. Wpatrując się w postawę Syna Bożego, który często odchodził na miejsce samotne i spędzał czas na rozmowie z Ojcem, i słuchając Go jako Tego, który wypełniał wolę Ojca, uczniowie Jezusa uczą się tajemnicy modlitwy. Dzięki Chrystusowi rozumieją, że modlitwa nie polega jedynie na mówieniu: „Panie, Panie...”, lecz na gotowości słuchania i zgodzie serca, aby pełnić wolę Ojca (Mt 7,21).

Nowość modlitwy objawionej przez Jezusa polega także na tym, że kto przychodzi do Boga Ojca, przychodzi przez Syna, bo On jest Drogą, Prawdą i Życiem dla każdego wierzącego i modlącego się ucznia. Dlatego mamy „prosić Ojca w imię Jezusa” (J 14,13), bo wówczas On sam modli się w nas i za nas, a my modlimy się dzięki Jego łasce.

Zjednoczenie na modlitwie z Jezusem daje nam również „Dar miłości Ojca i Syna”, to znaczy samego Ducha Świętego – Boga, w którym są wszystkie dary. Dlatego też słowa Jezusa: „Proście Ojca o Ducha” odnoszą się również do wspólnoty uczniów Jezusa wszystkich czasów, w tym także i do nas. Dar ten w sposób wyjątkowy został wylany w Dniu Pięćdziesiątnicy, kiedy Apostołowie „trwali jednomyślnie na modlitwie wraz z Maryją” (Dz 1,14). Duch Święty, który przypomina Kościołowi modlącemu się „wszystkie sprawy Jezusa” i prowadzi Kościół do całej Prawdy (J 14,26), „przychodzi z pomocą naszej słabości, gdy nie umiemy się modlić tak, jak trzeba” (Rz 8,26). Za każdym razem, gdy zaczynamy się modlić do Ojca przez Syna, Duch Święty swoją uprzedzającą łaską wprowadza nas na drogę modlitwy. Dlatego Kościół zachęca nas, abyśmy się modlili do Boga o Niego samego, abyśmy często wzywali Ducha Świętego – zwłaszcza na początku i na końcu każdej ważnej czynności (por. KKK 2670).

Nie sposób zakończyć tego rozważania inaczej, jak modlitwą. Prośmy więc: „Z głębokości wołamy do Ciebie, Duchu Święty, oświeć nas i prowadź. I wybaw nas od głupoty udającej mądrość, od kłamstwa udającego prawdę, od ślepoty udającej dalekowzroczność, od niewoli udającej wolność... Abyśmy nieustannie odnawiani i odradzani, i tworzeni, stali się Twoimi głosicielami w świecie...” (R. Brandstaetter).