27. Niedziela zwykła (C)

publikacja 27.09.2016 21:08

Sześć homilii

Służyć z pokorą

ks. Leszek Smoliński

Kościół nie jest wspólnotą panów, ale sług. Tak jak Chrystus nie przyszedł, „aby mu służono, ale aby służyć”, tak powołaniem każdego w Kościele jest służba, czyli bycie z innymi, a nie tylko dla innych. Pan Jezus mówi dziś do swoich uczniów: „Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”»”. W jaki sposób ma zatem wyglądać nasz służba?

Podstawowym elementem służby w tworzeniu wspólnoty Kościoła jest postawienie Boga na pierwszym miejscu. Nie zawsze dzieje się to natychmiastowo. Wspaniałe świadectwo poszukiwania w wierze może stanowić życie bł. kard. Johna Henry’ego Newmana (1801-1890), anglikańskiego teologa i konwertyty. Jak powiedział o nim w 1975 roku papież bł. Paweł VI, Newman „był przeświadczony o tym, że przez całe życie z wiarą i pełnym oddaniem szedł za światłem prawdy, stając się coraz jaśniej świecącą latarnią morską dla wszystkich, którzy dzisiaj, pośród niepewności świata – świata, jaki on w sposób proroczy przewidział – pragną niezawodnej orientacji i pewnego przewodnictwa”. Liturgiczne wspomnienie bł. kard. Newmana Kościół obchodzi 9 października, czyli w rocznicę jego nawrócenia na katolicyzm w 1845 r.

Drugim elementem służby w tworzeniu wspólnoty Kościoła jest pokora, która stanowi fundament życia duchowego. Człowiek pokorny uznaje, że Bóg jest wszystkim i że wszelkie dobro pochodzi od Niego. Św. Teresa z Avila, hiszpańska mistyczka i doktor Kościoła, obrazuje rolę pokory alegorią wziętą z gry w szachy. Żeby wygrać partię w szachy, trzeba najpierw umieć ustawić figury i piony na szachownicy, a potem umiejętnie nimi manewrować. Teresa umie grać w szachy i dlatego wie, że spośród figur najważniejsza w grze jest królowa, inne figury i pionki pomagają jej tylko. Królowa (hetman) z gry w szachy jest właśnie obrazem pokory! Inne zalety i sprawności będą jej pomagać. Jest to niezwykła sprawność, ale tylko dla Boga i dla tych, którzy poznają prawdę o Nim. Dla pozostałych pokora to coś dziwnego, nienormalnego, wręcz odpychającego. Św. Teresa daje taki oto przepis na pokorę: poznaj dwie prawdy: o sobie – że jest w tobie także zło, i o Bogu – że On ciebie takim kocha.

Trzecim elementem służby w tworzeniu wspólnoty Kościoła jest dostrzeganie potrzebujących i służba im. W naszych polskich warunkach doskonale zrozumiała tę prawdę siostra Małgorzata Chmielewska. Jako przełożona wspólnoty Chleb Życia, prowadzi domy dla bezdomnych, chorych, samotnych matek oraz noclegownie, jest matką adoptowanych dzieci. Boga i szczęścia szuka przede wszystkim w codziennej pracy z biednymi, odrzuconymi, bezdomnymi, chorymi, cierpiącymi. Przywraca im godność i wiarę w siebie. Nigdy się też nie żali, bo wierzy w sens i powodzenie tego, co robi. Jak wyznała, „ja swoje życie traktuję jako służbę, dlatego staram się pomóc drugiemu człowiekowi po to, żeby on sam sobie pomógł, na tyle, na ile jest w stanie”.

Chrystus Sługa może rzeczywiście wejść w życie ludzi naszego pokolenia i może to życie przemienić, przekształcać. Trzeba Go postawić na pierwszym miejscu, uznać prawdę o sobie, a także dostrzec tych, w których jest obecny na co dzień.

Przymnóż nam wiary!

Piotr Blachowski

Modląc się, prosimy o różne łaski i dary, ale podstawowym naszym wołaniem powinna być prośba o umocnienie wiary, byśmy mogli w pełni uwierzyć w to, co nam objawia Pismo Święte.

Tytuł dzisiejszych rozważań to prośba Apostołów do Jezusa Chrystusa. Koresponduje ona z naszym wołaniem do Pana podczas każdej Mszy Świętej, w której uczestniczymy. Natomiast słuchając dzisiejszych czytań, powinniśmy wołać z Habakukiem: „Dokądże, Panie, wzywać Cię będę – a Ty nie wysłuchujesz? Wołać będę ku Tobie: Krzywda [mi się dzieje]! – a Ty nie pomagasz? Czemu każesz mi patrzeć na nieprawość i na zło spoglądasz bezczynnie? Oto ucisk i przemoc przede mną, powstają spory, wybuchają waśnie.” (Ha 1,2-3). Ale aby tak zawołać, sami powinniśmy się zastanowić, czy nasze wołania do Boga będą docierać. Bo czy wołamy z głębi serca, ufnie, czy tylko wołamy, to podstawowa różnica. A przecież do Boga mamy kierować nie tylko nasze prośby o pomoc, ale również podziękowania, modlitwy zawierzenia, modlitwy uwielbienia, a więc wielbi dusza moja Pana… Starajmy się rozmawiać z Bogiem o wszystki, jak z Ojcem, jak z przyjacielem.

Zastanówmy się również nad naszą modlitwą i naszym świadectwem wiary. Sami zdajemy sobie sprawę z tego, że często jest tak, że dopóki jesteśmy w kościele, to „jakoś” nam modlitwy wychodzą i w naszej głowie kłębią się różne słowa skierowane do Boga. Problematyczne staje się to wtedy, gdy znajdujemy się wśród ludzi, różnych ludzi, i nie stać nas na to, by ujawnić swoją wiarę, chociażby kreśląc znak krzyża przed jedzeniem. Nie wspomnę już o naszym głównym zadaniu – głoszeniu Ewangelii innym.

Wypadałoby konfrontować nierzadko nasze postępowanie z zaleceniem, jakie św. Paweł przekazał Tymoteuszowi: „Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga!” (2 Tm 1,8). Jakie nasuwają się wnioski?

Naszym głównym zadaniem powinny być prośby do Boga o wiarę, abyśmy mogli świadczyć o Chrystusie. I wtedy dopiero będzie wolno nam będzie powiedzieć: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać.” (Łk 17,10b)

Matko Boża, Różańcowa, przez Twoje wstawiennictwo prosimy Twego Syna o łaskę życia wiarą na co dzień, o łaskę bycia świadkami wiary. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Kto nie wierzy w Boga, uwierzy we wszystko

Augustyn Pelanowski OSPPE

Czy jest nam potrzebna wiara? Bardzo, bez niej istnienie jest nie do wytrzymania. Ludzie wierzą w cokolwiek, ale apostołowie prosili o wiarę w moc oddziaływania Jezusa na ich życie. „Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga, może uwierzyć we wszystko” (G.K. Chesterton). Gdy usuwa się krzyże, w ich miejsce ludzie wieszają amulety. W czasach współczesnych, gdy wydaje się, że triumf odnosi racjonalizm i autorytet nauki, nawet osoby, od których zależą losy państw, dają dowody wiary w najbardziej absurdalne rzeczy. Swego czasu prezydent Ronald Reagan w najbardziej istotnych problemach radził się horoskopów i astrolożki Joan Qiugley. Badanie akcjonariuszy z Wall Street wykazało, że aż 48 proc. z nich uzależnia swoje decyzje od horoskopów!

Jak wiadomo, naukowo nie dowiedziono skuteczności homeopatii, a nawet sam Richard Dawkins wyśmiewał się z tych, którzy wierzą w cudowną moc medykamentów homeopatycznych. Księżna Diana była entuzjastką refleksologii – uciskania energetycznych punktów na ciele. Niestety, nie pomogło jej to w uniknięciu tragedii, w której jej ciało zostało śmiertelnie ściśnięte. Prezydent Carter wierzył w UFO, a nawet twierdził, że je widział. Niestety, kosmici nie pomogli mu być zbyt długo prezydentem. Pewien nauczyciel z Ontario, James Alcock, zauważył z przerażeniem, że wśród źródeł informacji, najczęściej cytowanych w pracach uczniów, znalazł się film „Z Archiwum X”. Kiedy zwrócił im uwagę, że to fikcja, odparli: „Tak, ale oparta na faktach”.

W sierpniu 1995 roku upubliczniono film przedstawiający sekcję zwłok kosmitów z Roswell, jaka miała się odbyć w 1947 roku. Film stał się sensacją. Martin Walker, poważny korespondent równie poważnego czasopisma „Guardian”, przysłał pełną wiary depeszę, w której potwierdzał, że film ten jest dowodem istnienia obcych. Problem jest tylko w tym, że nakręcili go dwaj mężczyźni w pewnej stodole w hrabstwie Bedfordshire, używając manekina i kurzych flaków, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Jeśli bez wiary nie potrafimy żyć, to przynajmniej poważnie zastanówmy się, w co i komu wierzymy.

Wiara jest powierzonym nam depozytem. Zobowiązuje nas do widzenia rzeczy tak, jak je widzi Jezus (Rene Voillaume). Nie dał nam jej po to, byśmy wyrywali drzewa i rzucali nimi w morze, albo sprowadzali z kosmosu kolejne ekipy transformers, wierzyli w zielone ludki z detektorami ruchu, wpatrywali się w kryształy czy też ustawiali meble w domu zgodnie z regułami feng shui, ale po to, byśmy w nic nie wątpili, cokolwiek On nam powie. Nie da się wierzyć jednocześnie Jemu i we wszystko inne. Wiara Jezusowi i w Jezusa powinna wystarczać, by się już niczego nie lękać. Karol de Foucauld właśnie tak to ujął, gdy mówił o wierze: „jedną rzecz zawdzięczamy Panu, że możemy już się nigdy niczego nie bać”.

Nie zwlekaj, wyrywaj!

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Lamentacja Habakuka jest pełna obawy, czy Bóg zainterweniuje i obroni Izrael przed napaścią Chaldejczyków. Paweł zachęca Tymoteusza, aby rozpalił w sobie na nowo moc wiary i nie poddawał się pokusie zniechęcenia i wycofania ze zmagań duchowych. Trzeźwe myślenie przeniknięte wiarą nie pozwala poddać się pokusie rezygnacji, nawet po porażce czy klęsce.

Obydwa czytania są świetnym tłem do wyjaśnienia wskazań Jezusa dotyczących wiary. Jezus wzmacnia swych uczniów, by nie wątpili w moc wiary, która potrafi nawet zakorzenione zło wyrwać i wrzucić w otchłań, symbolizowaną przez morze. Czym bowiem jest tak naprawdę owa tajemnicza morwa? Występuje ona w Biblii tylko dwukrotnie, raz w dzisiejszej Ewangelii, i drugi raz w 1 Księdze Machabejskiej. Znajduje się tam batalistyczny opis bitwy pod Bet Zacharia, w której Judejczycy przegrali, gdyż wojska przeciwników użyły do zmiażdżenia szeregów żydowskich słoni bojowych, rozjuszonych zapachem owoców morwy (1 Mch 6,34). Owoce tego drzewa podniecały słonie, które w tej księdze nazwano bestiami. Apokalipsa tak samo nazywa mrocznych wysłanników szatana, których los skończył się w morzu ognia i siarki, podobnie jak owej morwy! Owoce zakorzenionej morwy to mamienie wyobraźni, w której grzech podnieca nas słodyczą przyjemności. Nie widzimy, że konsekwencją tego może być stratowanie przez bestie. Morwa ma długie i mocne korzenie, toteż wyrwanie ich i rzucenie w otchłań wyraża prawdę o możliwości ich pokonania jedynie mocą wiary w Jezusa, choćby tak małej jak ziarenko gorczycy.

W rzeczywistości nie taki grzech straszny, jak go maluje wyobraźnia, tylko my jesteśmy uzależnieni od przyjemności i nie mamy wiary w to, że można go pokonać. Zmysły są łącznikiem pomiędzy światem ducha i ciała. Zanim ulegniemy grzechowi, w naszej wyobraźni pojawiają się pewne wizje, plany, marzenia i obrazy. Piekło reklamuje się oryginalnie i ekscytująco. Te wizje można porównać do owych owoców morwy, budzących do ataku bestie demonów. Jeśli pozwolimy sobie na to, by mieć upodobanie w tych marzeniach, zmiażdżenie grzechem jest kwestią czasu. Ewagriusz z Pontu twierdził, iż człowiek nie pozbędzie się namiętnych obrazów, dopóki nie zacznie pracować jak karczownik nad korzeniami pożądania i gniewliwości. Inny starochrześcijański asceta, Doroteusz z Gazy, opowiada o tym, jak pewien Abba wyprowadził swych uczniów do lasu z cyprysami i kazał jednemu z nich wyrwać jednoroczne drzewko. Wyrwał je bez poważnego wysiłku. Następnie nakazał drugiemu uczniowi wyrwać drzewko dwuroczne wraz z korzeniami, i udało się, choć nie bez wielkiego trudu. W końcu nakazał wyrwać kilkuletnie i mimo wysiłków dwóch, a potem reszty uczniów, nie udało się. Nauka była prosta: nasze przywiązanie do grzesznych przyjemności jest łatwe do usunięcia, gdy nie jest wieloletnie. Gdy w grę wchodzi długotrwały nałóg, potrzeba już tylko wiary i skruchy, wołania o pomoc Boga. Ludzkie siły są już bezradne. Nie zwlekaj więc, wyrywaj!

 

Głos Boga

 

Tomasz Dostatni OP

Werset psalmu responsoryjnego: „Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego” uczy nas przedziwnej chrześcijańskiej postawy zasłuchania. Otwarcia naszego serca, umysłu, duszy na głos przemawiającego Boga. Ten Który był, Który jest, przychodzi do nas każdego dnia. Dla nas jest ważne, abyśmy potrafili „usłyszeć Jego głos”. Dostrzec obecność Boga może tylko człowiek, który jest blisko Niego, który stara się tę bliskość podtrzymywać. Człowiek taki uczy się wrażliwości, otwarcia się na Boga, odpowiadania na Jego wezwania..

Bóg przychodzi do nas i mówi. Przez fakt stworzenia świata, przez przyrodę, jej piękno mówi o Sobie, objawia, jaki jest. Przez człowieka przemawia Bóg do drugiego człowieka. Drugi człowiek jest tym, który może być źródłem prawdy o Bogu. Bóg przemawia również przez słowa Pisma Świętego. Pięknie to wyraża stara chrześcijańska formuła, według której Biblia jest „listem napisanym przez Boga do człowieka”.

Święty Paweł w Liście do Tymoteusza w prostych i bardzo osobistych słowach zachęca do dawania chrześcijańskiego świadectwa: „Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga”. Każdy z nas jest powołany do świadczenia o Chrystusie, w miejscu pracy, w domu czy w szkole. Nie tylko w wielkich uroczystych chwilach, ale także codzienności. Chodzi o to, aby ludzie, patrząc na nas widzieli, że jesteśmy chrześcijanami. To proste, a zarazem często najtrudniejsze, bo wymagające. Bycie chrześcijaninem wymaga świadomego wyboru, który trzeba stale, każdego dnia powtarzać.

Prośba Apostołów: „Panie, przymnóż nam wiary” jest wołaniem, które często wydobywa się z duszy człowieka. Są w życiu chwile, kiedy wiemy, że tylko Bóg może nam pomóc, tylko do Niego możemy się zwrócić, bo wiemy, że nas wysłucha. Żywa wiara zakłada więź, relację bliskości, modlitwę rozumianą jako rozmowa, spotkanie z Bogiem. Zakłada pamięć o innych ludziach, o wydarzeniach, których potrafimy Bogu opowiadać. Bóg oczekuje, abyśmy do Niego się zwracali, a wtedy nasza wiara się umacnia. On karmi nas sobą samym.

Ludzka codzienność znaczy dom rodzinny, ale też i chwile wypoczynku. Na codzienność składa się to, co robimy i to, jakimi jesteśmy. Również Bóg, przez swoją obecność i naszą z Nim więź, jest częścią tej codzienności. Wezwanie: „Obyście dzisiaj usłyszeli Jego głos” przypomina, że nie powinno być takiego dnia w naszym życiu, w którym byśmy nie wyrazili prośby o usłyszenie głosu Ojca. Bez Bożej obecności, bez Jego słowa nasza codzienność nie tylko traci sens, ale często jest niewytłumaczalna, ociera się o absurdalność. Bo pełne wypełnienie i zrozumienie dokonuje się tylko w Chrystusie, który jest początkiem i końcem naszego życia i całego wszechświata.

 

Pan Bóg mnie nie docenia

 

Ks. Artur Stopka

Radość zapanowała w domu. Mama dostała pracę. Po kilku latach spędzonych ”na bezrobociu” znalazła zatrudnienie i to z całkiem przyzwoitą pensją. Tata zadowolony, babcia zadowolona. Mama zadowolona. Będzie więcej pieniędzy! Nareszcie spłacą długi.

Tylko pięcioletni Piotruś płacze w kąciku.

- Piotrusiu, dlaczego płaczesz? - zainteresował się tata.

- Bo jak mama pójdzie do pracy, już nie będzie obiadu...

- Dlaczego tak myślisz?

- Jak ty wracasz z pracy, to jesteś taki zmęczony, że już nic nie robisz, tylko do wieczora czytasz gazetę i pijesz piwo. To mama teraz też będzie taka zmęczona...

Dziecku pogratulować spostrzegawczości. A ojcu? Dodać odwagi, żeby teraz, gdy żona będzie tak samo zmęczona jak on, wziął na siebie część obowiązków domowych. I żeby docenił jej dotychczasowy wysiłek.

Każdy potrzebuje, żeby go docenić. Każdy chce, aby inni dostrzegli jego zasługi. Któż nie lubi dostawać pochwał, awansów, dyplomów, nagród? Każdy lubi. Nawet jeżeli w chwili wręczania czuje się nieco skrępowany.

A co to właściwie jest zasługa? I czy można mieć zasługi przed Bogiem?

Słowo ”zasługa” oznacza zwykle dla człowieka jakąś postać zapłaty za podejmowane działania. Zapłaty ze strony innych ludzi. Zasługiwanie ma związek ze sprawiedliwością. Zasłużyć można na nagrodę, ale także na karę. Tego uczą się już małe dzieci. Jak zrobisz dobrze, dostaniesz cukierka. Jak zrobisz źle, dostaniesz klapsa.

O zasługach człowieka wobec Boga jest mowa zawsze w związku z łaską. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia: ”W znaczeniu ściśle prawnym nie istnieje ze strony człowieka zasługa względem Boga. Nierówność między Nim a nami jest niezmierna, ponieważ wszystko otrzymaliśmy od Niego jako naszego Stwórcy”. A zatem nie jesteśmy w stanie mieć żadnych zasług u Boga? To po co się wysilać?
Możemy zasługiwać u Boga. Każdy nasz dobry czyn ma wartość przed Bogiem, ale trzeba pamiętać, że zasługa człowieka u Boga w życiu chrześcijańskim wynika z tego, że Bóg w sposób dobrowolny postanowił włączyć człowieka w dzieło swojej łaski. Ojcowskie działanie Boga jest pierwsze. To, co robi człowiek, jest wtórne jako jego współpraca, tak że zasługi dobrych uczynków powinny być przypisane najpierw łasce Bożej, a dopiero potem człowiekowi.

Pierwszy ruch zawsze należy do Boga. Inicjatywa jest po Jego stronie. I trwa nieustannie. Dlatego nikt nie może wysłużyć sobie ”pierwszej łaski”, która znajduje się u początku nawrócenia, przebaczenia i usprawiedliwienia. Poruszony przez Ducha Świętego i miłość człowiek może później wysłużyć sobie i innym dary potrzebne zarówno do uświęcenia, wzrostu łaski i miłości, jak i do otrzymania życia wiecznego. Same tylko dobra doczesne, jak zdrowie czy przyjaźń, mogą zostać wysłużone zgodnie z mądrością Bożą.

Ani jeden święty nie uważał, że doszedł do chwały ołtarza dzięki swoim wysiłkom i zaletom. Święci zawsze mieli żywą świadomość, że ich zasługi są czystą łaską. Żaden święty nie mówił: ”Pan Bóg mnie nie docenia”.

Przed Bogiem nie ma sensu się chwalić. On i tak wie najlepiej, co dobrego człowiek robi.