29. Niedziela zwykła (C)

publikacja 05.10.2016 22:18

Sześć homilii

Trwać przed Bogiem

ks. Leszek Smoliński

Po co to wszystko? Po co modlić się wytrwale i nie ustawać? Czemu ma służyć nasza obecność przed Bogiem? Te i podobne pytania pojawiają się, gdy ktoś doświadcza niewysłuchanych próśb czy zawiedzionych nadziei, a jego cierpliwości jest doświadczana ponad miarę. Wtedy warto spojrzeć na biblijnego Mojżesza, który trwał ufnie przed Panem z wzniesionymi do góry rękami, by wyprosić zwycięstwo nad nieprzyjacielskim oddziałem Amalekitów. Kiedy ręce Mojżesza opadały, wtedy przewagę zyskiwali Amalekici.

Modlitwa to nie tylko wypowiedzenie słów, ale przede wszystkim trwanie przy Bogu, nawet wtedy, kiedy wydaje się to beznadziejne. Przeżywając październik winniśmy uświadomić sobie, iż taką cierpliwą, wytrwałą modlitwą jest różaniec. Często w autobusie, w kolejce, czy na łóżku szpitalnym ktoś przesuwa paciorki różańca. Wielu młodych nosi pierścionki z dziesięcioma wypukłościami i używa ich do odmawiania modlitwy różańcowej.

Z jednej strony uderza nas prostota różańca, który dostępna jest dla każdego człowieka. Z drugiej zaś – zachwyca głębia ewangelicznego przesłania, które w sobie niesie. Francuski pisarz i poeta Charles Péguy wyznał na temat różańca: „Przez osiemnaście miesięcy nie byłem w stanie mówić Ojcze nasz… nie potrafiłem zaakceptować Jego woli! Modliłem się więc do Maryi. Modlitwy do Maryi są modlitwami ostateczności. Nie ma żadnej takiej modlitwy w całej liturgii, której najnędzniejszy z grzeszników nie mógłby wypowiedzieć w całej prawdzie. W całym mechanizmie zbawienia Zdrowaś Maryjo to ostatni ratunek, którego nie można zatracić. Modlitwa ta odmawiana sercem wzbudza pragnienie, by śpiewać, nie tylko głosem, ale całym życiem, miłość do Dziewicy Maryi”. Każde z tego typu świadectw pokazuje, jak Bóg rzeźbi w sercu człowieka niewidzialne kształty, jak pomaga dojrzewać i nabierać odwagi w podejmowaniu życiowych decyzji.

To wytrwałość w modlitwie ukazuje, do jakiego stopnia człowiekowi na danym darze zależy. Jeżeli komuś nie zależy, to nie będzie prosił, powie raz i skończy. Jeżeli komuś nie zależy na spotkaniu, zapuka do drzwi i odejdzie; ale jeżeli mu na tym spotkaniu zależy, to będzie stał pod drzwiami i pukał dotąd, dopóki drzwi się nie otworzą. A więc wytrwałość w modlitwie jest sprawdzianem wiary człowieka, jego zaufania Bogu. Ta wytrwałość z kolei powoduje wzrost w wierze, zbliża do Boga. Proszący nawiązuje bowiem ścisłą więź z tym, który może udzielić oczekiwanego daru.

Nie wszyscy jednak – nawet wśród katolików – wierzą w moc i skuteczność modlitwy. Powód? W naszej epoce człowiek bywa często rozczarowany brakiem natychmiastowych efektów. Jeszcze inni twierdzą, że wszystko, co nas spotyka, jest już zapisane w gwiazdach; nie unikniemy przecież swojego przeznaczenia; po co więc wytrwale modlić się i nie ustawać? To ważne pytanie. Być może, szukając odpowiedzi na nie, odnajdziemy na nowo sens słów, mechanicznie powtarzanych dotąd rano i wieczorem.

Pamiętajmy, by modlić się. Pomimo piętrzących się trudności, które są podobne do wojsk silnego przeciwnika. Pomimo przeszkód na drodze rozwoju duchowego w postaci osób bezwzględnych, przebiegłych i pozbawionych wrażliwości na los bliźnich, jak ewangeliczny sędzia. Pełni wytrwałości, pokory i wiary prośmy Boga: Panie, naucz mnie modlić się nieustannie i nie tracić nawet najmniejszej chwili.

Wiara a zbawienie

Piotr Blachowski

Jak trwać w wierze? Bardzo prosto, wystarczy bowiem uwierzyć w to, że Bóg zawsze i w każdym momencie nas kocha i chce naszego dobra, naszego zbawienia. Wystarczy uwierzyć w to, że moc Boga poprzez Ducha Świętego i Jezusa Chrystusa pozwala nam zwyciężać, żyć i czekać na to, do czego jesteśmy przeznaczeni, czyli na zbawienie. Teksty Pisma Świętego przeznaczone na dzień dzisiejszy mówią nam, jak ważna jest ufność i pewność, że Bóg nam pomoże.

W czytaniu z Księgi Wyjścia mamy przykład wiary w obietnicę Boga, który poprzez Mojżesza pozwala Izraelowi zwyciężyć Amalekitów. To właśnie wiara Mojżesza i jego otoczenia oraz posłuszeństwo Bogu przechyla szalę zwycięstwa na korzyść ludu izraelskiego. Wzniesione ręce modlącego się Mojżesza ukazują, że zwycięstwo ludu Izraela zależy bardziej od pomocy Boga niż od męstwa walczących. Przykład wdowy i sędziego to dla nas nauka, że Bóg słucha błagań tego, kto ucieka się do Niego z ufnością i wytrwałością. Uciekać się do Boga to znaczy rozmawiać z Nim, prosić, dziękować, a więc modlić się i wierzyć, że Bóg przyjdzie z pomocą ufnie Go proszącym.

W drugim Liście do Tymoteusza św. Paweł dobitnie mówi, jak mamy żyć i co mamy robić, by trwać w wierze. Pisząc do Tymoteusza, zwraca się pośrednio do nas wszystkich, którzy jesteśmy Ludem Bożym, poznającym Pismo Święte od dziecięctwa. Mamy z czego czerpać i z czego się uczyć, bowiem „Wszelkie Pismo od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu.” (2 Tm 3,16-17). „Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś.” (2 Tm 3,14). Tak pisał św. Paweł w Liście do Tymoteusza, ale w zasadzie ten tekst równie dobrze adresowany może być do każdego z nas. Bowiem wiara to nasze życie, nasza tradycja, nasz obowiązek.

Zaś w Ewangelii Jezus, nauczając ludzi, wyraźnie mówi, „że zawsze powinni modlić się i nie ustawać” (Łk 18,1b). Modlitwa skierowana do Boga to nasza z Nim rozmowa; czy prosimy, czy dziękujemy, zawsze poprzez modlitwę kierujemy nasze słowa i myśli do Boga, który czeka na to, by być z nami w łączności. Jedynie martwi Jezusa, a także nas w kontekście czasów dzisiejszych, to, o czym mówi w ostatnim zdaniu dzisiejszej Ewangelii: "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8b).

Czy znajdzie?

Matko Boża Różańcowa, przez Twoje wstawiennictwo prosimy Twego Syna o to, byśmy w czasach tak trudnych potrafili dawać świadectwo wiary, oczekując ponownego przyjścia Pana. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Wniesione ręce Mojżesza, Jezusa, moje

Augustyn Pelanowski OSPPE

Modlitwa działa potężniej niż najlepsza rozmowa z najlepszym przyjacielem. Zaczyna się zawsze od świadomości obecności Boga. Świadomość ta trwa całodobowo i jest głębsza niż czas. Ciągle odczuwam całym sobą Jego bliskość i gotowość do wysłuchania mnie. Rene Voillaume napisał, że skutki modlitwy są dla nas dostępne dopiero wówczas, gdy poświęcimy na modlitwę dostatecznie dużo czasu.

Dzisiaj Jezus przytacza przypowieść dotyczącą sytuacji, w których natrafiamy na przerastające nas przeciwności. Ten motyw jest wzmocniony lekcją z Księgi Wyjścia, opowiadającą o walce w Refidim. Mojżesz trzymał wzniesione w górę ręce, modląc się za cały lud, zmagający się zbrojnie z Amalekitami. Gdy jego ręce opadały, przegrywali też Izraelici. Dlatego Aaron i Chur wspierali z kolei jego, by ręce mu nie opadały ani na chwilę. Setki razy przekonywałem się o tym, i zapewne nie tylko ja, jak modlitwa wpływała na tych, za których się modliłem, i jak jej brak powodował upadek innych.

Choć trzeba samotności, by się modlić, to jednak właśnie modlitwa jest najskuteczniejszym wsparciem dla bliźnich. Ręce Mojżesza aż do zachodu słońca były stale wzniesione wysoko. Dosłownie jednak napisano: „jego ręce były zaufaniem” (EMUNA). Bardziej można ufać rękom, które za ciebie się modlą, choć nawet nie ściskają cię serdecznie, niż tym, które cię tylko poklepują po ramieniu. Doprawdy niewiele jest przyczyn, które tak wyraźnie przymnażają wiary, jak ta wyjątkowa, kiedy dostrzegamy skutki naszej modlitwy przeobrażającej klęskę w zwycięstwo. Sylwetka Mojżesza ze wzniesionymi ponad głową rękami wpisuje się w obraz Jezusa wiszącego na krzyżu. Jego dłonie nie były wspierane przez przyjaciół, lecz przybite na krzyżu aż do śmierci. Ręce Jezusa na zawsze są godne zaufania, gdyż nigdy nie opadną.

Jezus mówi, że nawet sędzia ateista i egoista uległby komuś, kto przyprawiałby go swoim naprzykrzaniem się o sińce pod oczami. Tym bardziej Bóg nie będzie zwlekał z pomocą tym, którzy dniem i nocą do Niego wołają. Bez trudu wyczuwamy intencję Jezusa: bardzo zależy Mu na tym, by nas przekonać o sensowności proszenia Boga, aby pokonał to wszystko, co sprzeciwia się naszemu życiu. Przeszkodą dla Izraela byli Amalekici, dla wdowy ktoś, kogo nazywała przeciwnikiem ANTIDIKOS. Nie bez powodu tym samym słowem św. Piotr nazywa diabła: „przeciwnik wasz diabeł jak lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!”. Nawet jeśli wszystkie przeciwności losu powodują opadanie rąk z bezradności, pamiętajmy o Tym, którego ręce nigdy nie opadną i w którego dłoniach jest nasze zaufanie.

Niebo otwarte, my zamknięci

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Modlitwa jest jak wytrwałe pukanie do drzwi. Wydaje się, że niebo jest zamknięte i głuche. Ale prawda jest inna. Niebo już jest dawno otwarte, tylko my – zamknięci. Jezus otworzył niebo już w swoim chrzcie, w przemienieniu, w śmierci, w zmartwychwstaniu, wniebowstąpieniu i zesłaniu Ducha Świętego. Bóg o każdej porze jest gotowy nas wysłuchać. Rzecz w tym, że nam nie chce się pukać, i stąd ta dzisiejsza przypowieść. Powiedzmy nawet mocniej, to Jezus puka do naszych drzwi. W słynnej wizji apokaliptycznej (Ap 3,20) Jezus stoi u drzwi i kołacze. Malarz Holman Hunt w romantyczny sposób wyraził ową wizję, malując drzwi bez zewnętrznej klamki, gdyż tylko my możemy je otworzyć.

Jesteśmy nie tylko zamknięci w sobie, ale i łatwo się zniechęcamy w modlitwie. Czy twoja modlitwa jest nasycona wzruszeniem, czy też wydaje ci się głuchym i pozbawionym odpowiedzi wypowiadaniem słów albo, co gorsza, jedynie znudzonym odczytywaniem ich z jakiegoś modlitewnika? Niekiedy Bóg odsuwa się na dłuższy czas, pozostawiając nas w pustce i bez dowodów swej przychylności, abyśmy mogli okazać tę wierność, której On od nas ocze- kuje, bardziej niż my oczekujemy od Niego uniesień. Mojżesz i Aaron ciągle kręcili się przed oczyma faraona, aż w końcu pewnej nocy wstał i wypuścił Izraela z Egiptu. To było przykre, ciągle doświadczać odmowy ze strony władcy, który Boga się nie bał i z ludźmi się nie liczył. Bóg nieustannie motywował Mojżesza do pukania do bram pałacu faraona. Można przypuszczać, że Bóg wiedział dobrze, iż on nie od razu wypuści lud wybrany, ale zależało mu na tym, by Mojżesza nauczyć wierności natchnieniom, ciągłego domagania się wolności, niepoddawania się. Potrzeba jest matką wynalazków. Dobrze jest, jeśli od razu nie otrzymujemy pewnych łask, bo nieustanne proszenie o nie daje czasem o wiele więcej niż to, o co prosimy: wytrwałość i wiarę!

Głęboko dotyka mnie to, że użyte w Jezusowej przypowieści słowa są tak twarde, wręcz szokujące. Sędzia decyduje się wysłuchać wdowę, tłumacząc sobie samemu tę uległość lękiem przed jej reakcją. Użyte w Biblii Tysiąclecia sformułowanie: „aby mnie nie zadręczała”, Biblia Brytyjska przetłumaczyła: „aby nie uderzyła mnie w twarz!”. Czy można tak przetłumaczyć te słowa? Można, gdyż użyto tam określenia greckiego, które tłumaczy się też jako „podbijanie komuś oka”, albo, za tekstem łacińskim, „wy- szydzenie kogoś”! To bardzo twarde określenie, ale ono nam być może obrazuje, jak usilne staranie musimy włożyć w modlitwę, by osiągnąć skutek. Czyżby Bóg był aż tak trudny do uproszenia jakiejkolwiek łaski? Przypowieść jest pewną zasadzką dla tych, w których sercach drzemie obraz Boga nieubłaganego. Można przecież mylnie ją zrozumieć, jakoby Bóg był twardym Stwórcą, który jedynie wtedy nas wysłucha, gdy się naprawdę poniżymy, i skomląc, będziemy Go prosić o najmniejszą łaskę.

 

Modlitwa

 

Ks. Tadeusz Czakański

Modlitwa jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli, bo taka jest natura miłości. Natchniony Psalmista woła: „spragniony jestem Ciebie Boże jak jeleń źródła wód” (Ps 42,2). A św. Teresa od Dzieciątka Jezus zapisała w swym zeszycie: „Modlitwa jest dla mnie wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i radości”.

Podstawą modlitwy jest pokora, a zasadą jej skuteczności wytrwałość. W życiu duchowym z pokorą i wytrwałością mamy najwięcej problemów. Pokora to uznanie, że bez pomocy Boga nic dobrego uczynić nie możemy. Wytrwałość w modlitwie – to nasze codzienne klęczenie przed Panem rano i wieczorem. Sami wiemy, jak nieraz trudno złożyć ręce do modlitwy, bo zmęczenie, bo tyle spraw nie załatwionych. A jednak: „za Tobą tęskni moje ciało jak ziemia łaknąca wody” (Ps 63,2). To nic, że myślę wtedy o ludziach, na których jestem zły, albo którzy są źli na mnie, to nic, że ogarnia mnie pustka, albo zalewają problemy codzienności, to nic, że myślę o tysiącu głupich rzeczy i spraw, które na moment porywają mój umysł, a nawet i serce. Ważne jednak jest to, że klęczenie w obecności Boga dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu zmienia zupełnie moje życie. Zmienia mnie samego do tego stopnia, że sam jużtego nie dostrzegam. I dobrze, bo byłby znowu problem z pokorą. Tego, co dzieje się na modlitwie, nie można mierzyć ludzką miarą sukcesu i porażki. Wiem jedno: że „pragnę Boga, Boga żywego” (Ps 42,3).

Bóg, który kocha mnie tak bardzo, że swego jedynego Syna posłał nie po to, by mnie potępić, ale by mnie zbawić, nie pozwoli mi długo czekać w ciemnościach. Doświadcza mnie, ale nie opuszcza. Próbuje jak złoto w tyglu, by wydoskonalić miłość, która jest więzią jedności. Przychodzi chwila, gdy czuję, że nie jestem sam, że On jest ze mną. „Mów Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3,10).

Małżeństwo, które zaniechało wspólnej modlitwy z dziećmi zauważyło, że coś niedobrego dzieje się między nimi: – Musimy wrócić do zwyczaju codziennej wspólnej modlitwy – wyznają. – Wtedy wszystko było na swoim miejscu. Teraz widzimy, jak modlitwa nas zmieniała i jednoczyła. Nie chcemy rezygnować z tego przedziwnego źródła naszego rodzinnego szczęścia.

Zapamiętałem na zawsze słowa śp. bpa Wilhelma Pluty, które może gdzieś wyczytał, a usłyszałem je z jego ust 25 lat temu: „Tragedią współczesnego świata jest, że matki uczą swoje dzieci modlitwy, a same się nie modlą”.

Dlaczego nie wzywać wraz z całym Kościołem pomocy Bożej u progu każdego dnia: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu”? Niechby rodzice codziennie rano i wieczorem błogosławili swoje dzieci. Ile matek to czyni? Ilu ojców?

Mały chłopiec rysuje coś na kartce papieru. Robi to z wielkim przejęciem i skupieniem. Zaciekawiona mama chce zobaczyć, ale dziecko nie chce pokazać. Prosi więc ostrożnie: – Jak nie chcesz pokazać, to przynajmniej powiedz, co zamierzasz namalować. A syn odpowiada: – Pana Boga. – Ależ przecież nikt nie wie, jak Pan Bóg wygląda – mówi matka. – Nikt Pana Boga nie widział. – Jak namaluję, to zobaczą – replikuje rezolutnie dziecko.

Zobaczyć Boga. Doświadczyć Jego obecności i bliskości – to największa radość na modlitwie. A Pan jest blisko, niedaleko tych, którzy Go szukają.

Człowiek całym swym życiem coś rysuje. Każdy nasz czyn, każde słowo, grymas lub uśmiech to jakaś kreska, plama czy kształt czegoś. Czy jest to kształt miłości? Co rysuję swoim życiem? Czy jest to obraz Boga?

Zanim zaczniesz „rysować”, uklęknij – jak czynili to wielcy malarze ikon – a świat zobaczy i uwierzy. Podtrzymuj też ręce tych, którzy słabną. Gdyby Aaron i Chur nie podtrzymali rąk Mojżesza w jego modlitwie do Boga, nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy walki.

 

Nieustannie się módlcie...

 

ks. Roman Bogusław Sieroń

Święty Paweł Apostoł, autor Drugiego Listu do Tymoteusza, będącego jego duchowym testamentem (3,14-4,2), słusznie nazwany został przez biblistów "Pierwszym po Jedynym”. Jedyny to oczywiście Jezus Chrystus nauczający w Ewangeliach, po Nim zaś w tym szeregu jako "pierwszy” idzie Apostoł pogan. Listy św. Pawła są prawdziwym wademekum życia chrześcijańskiego. Warto udać się do Pawła z Tarsu, by znaleźć u niego także pouczenie o modlitwie - centralnym temacie Słowa Bożego dzisiejszej niedzieli. Życie Apostoła Narodów, burzliwe, naznaczone trudnościami, cierpieniem i męczeńską śmiercią, było syntezą czynu i modlitwy. Jako wierny świadek i apostoł Jezusa Chrystusa (por. Rz 1,1-7) Paweł może powiedzieć szczerze, zwracając się do swoich następców i naśladowców: "Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4,2). Słowa te są nie tylko cenną wskazówką dla współczesnego duszpasterza, formatora czy nauczyciela, ale stanowią również program chrześcijańskiej szkoły modlitwy. Paweł rzuca zwięzłe hasła, które brzmią jak rozkazy wojskowe: "Bądźcie w modlitwie wytrwali” (Rz 12,12); "Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Ef 5,20); "Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu” (Ef 6,18); "Trwajcie gorliwie na modlitwie, czuwając w niej wśród dziękczynienia” (Kol 4,2).

Modlitwa, którą św. Paweł określa w 1 Tes 5,12-22 słowami: "Zawsze się radujcie! Nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was!”, ma być nieustanna i wytrwała. Piękną jej starotestamentalną ilustracją jest pierwsze czytanie mszalne dzisiejszej niedzieli. Mojżesz w Księdze Wyjścia (17,8-13) trwa na modlitwie wspomagany umysłem, sercem i rękoma swoich ziomków, odnosząc zwycięstwo nad Amalekitami. To symbol - obraz wspólnej modlitwy Kościoła - wspólnoty wierzących grzeszników w trudnej drodze do nieba.

Nigdy nie zdefiniujemy do końca modlitwy ani nie zrozumiemy jej wymiarów, gdyż zawsze musi pozostać w niej obszar tajemnicy. Większy zwłaszcza wtedy, gdy nie widać szybkich i wymiernych - tak typowych dla naszej współczesnej cywilizacji - efektów. Modlitwa to nie tylko wypowiedzenie słów, ale przede wszystkim trwanie przy Bogu, nawet wtedy, kiedy wydaje się to beznadziejne. Przeżywając, winniśmy uświadomić sobie - jak pięknie pisze ks. Jan Twardowski - iż taką cierpliwą, wytrwałą modlitwą jest Różaniec. Kiedy powtarzamy "Zdrowaś Maryjo”, to tak, jakbyśmy nieustannie trzymali się ręki Matki Boskiej, a kiedy wymawiamy imię Jezus - jakbyśmy pukali do drzwi Bożego domu.

Rąbek tajemnicy modlitwy, po ludzku nieskutecznej i niewysłuchanej, odsłania wzruszający napis na ścianie afrykańskiego szpitala: "Prosiłem o siłę, bo pragnąłem czegoś dokonać. Zostałem słaby, aby nauczyć się pokory.

Prosiłem o zdrowie, bo chciałem przedsięwziąć coś wielkiego. Zostałem chory, aby robić rzeczy lepsze.
Prosiłem o bogactwo, bo chciałem być szczęśliwy. Otrzymałem słabość, abym szukał pomocy u Boga.
Z tego, o co prosiłem, nie otrzymałem nic, a jednak mam wszystko, co chciałem otrzymać”.