11. Niedziela zwykła (A)

publikacja 15.06.2017 17:43

Cztery homilie

Eucharystyczny savoir-vivre

ks. Leszek Smoliński

"Idźcie i głoście” taki polecenie otrzymało od Jezusa Dwunastu, których wysłał On do świata z orędziem Dobrej Nowiny. Każdy z nas usłyszy na zakończenie Mszy Świętej: „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Staniemy się w ten sposób posłani przez Pan do dawania świadectwa. Najpierw jednak sami musimy napełnić się Bogiem, poznawać Go, aby następnie składać wiarygodne świadectwo, które łączy modlitwę, słowo i czyn. Aby tak się stało, potrzebujemy umocnienia w Eucharystii. Stąd ważne staje się jej właściwe przeżycie.

Każdego człowieka – każdego katolika – określa kultura osobista i dobre wychowanie, Także w miejscu świętym – w kościele. Dla nas, katolików, dom Boży to miejsce, gdzie przebywa Chrystus w Sakramencie Miłości. Tu przychodzimy przecież, by wielbić Boga – a nie Go obrażać! I tworzyć wspólnotę, a nie złowrogo patrzeć jeden na drugiego. Jesteśmy więc odpowiedzialni za poziom naszej wiary i za siebie nawzajem.

Do poradni rodzinnej przyszedł kiedyś list od młodej matki: „Chcemy nasze dziecko wychować w wierze. Niestety, dwuletnia Ania nie potrafi spokojnie usiedzieć w ławce. Biega, czasami głośno mówi i nie zwraca uwagi na nasze prośby”. Tego typu sytuacje często można spotkać w naszych kościołach. Małe dziecko staje się obiektem zainteresowania wszystkich obecnych na liturgii. Zadowolona mama czy tata nie reaguje, dumna, że wszyscy patrzą na jej pociechę. W tym momencie kazanie czy inne części Mszy odchodzą na dalszy plan, bo dzieje się coś ciekawszego.

Powiedzmy jasno: skoro dziecko potrafi uczyć się już w przedszkolu obcych języków, pracy w grupie i umie być w określonym czasie zdyscyplinowane, skupione – nie wolno w świątyni rezygnować ze stawiania milusińskim wymagań. Dobrze ilustruje to znana na Górnym Śląsku anegdota:

Spotyka się dwóch górników po pracy, którzy chwalą się wyczynami swoich synów:

– Wiesz, jak mój mały potrafi już kląć?
– A ile ma lat? – pyta kolega.
– No, już cztery!
– A modlić się umie? – pyta dociekliwie kolega.
– Coś ty – takie małe dziecko?

No więc jak? Jest cudowne i takie mądre, a nie potrafi zająć się czymś przez 45 minut? No, potrafi… Tyle czasu zajmuje mu budowanie z klocków, oglądanie kreskówek. Czyżby rodziców nie znali możliwości własnego dziecka, albo nie stawiali mu żadnych wymagań? I o to mniej więcej chodzi. Bo świątynia to nie kino, gdzie je się popcorn i popija colą. A msza to nie teatr jednego aktora. I nie miejsce, gdzie się kuca, jak przy zbieraniu truskawek na działce, nie dbając o estetykę i bezpieczeństwo, zamiast klęknąć na dwa kolana.

Dla księdza silnym przeżyciem jest ślub czy pogrzeb. „Pan z wami…” – brzmią słowa kapłana rozpoczynającego Mszę. W odpowiedzi na wezwanie zapada złowroga cisza, którą czasami wypełnia organista, odpowiadając „I z duchem twoim”. Czy oczekujemy, że „kamienie wołać będą”?

Na jednym z forów internetowych ktoś napisał całkiem ciekawe spostrzeżenie: „Mówicie, że nikt nie zwraca uwagi małym dzieciom gadającym w kościelnej ławce. A co ze starszymi kobietami, które niejednokrotnie zachowują się nie lepiej? Ostatnio za mną siedziały dwie staruszki, które ledwo chodziły i gadały przez całą Mszę komentowały wszystko i rozpychały się. Czy ja, młoda osoba, mogę zwrócić takiej uwagę?”.

Za kilka dni wakacje szkolne i okres urlopów – to także szczególny czas, w którym należy pamiętać o najważniejszym spotkaniu tygodnia – o Mszy Świętej. Bo tak naprawdę – bardzo niewiele wydarzy się kataklizmów, które usprawiedliwią naszą nieobecność na tym spotkaniu.

Owce bez pasterza


ks. Tomasz Jaklewicz

Jezusowi wystarczyło spojrzeć na otaczających Go ludzi, aby zobaczyć, że „…byli znękani i porzuceni, jak owce bez pasterza”. „Znękani” można też tłumaczyć jako zszarpani, wyczerpani pracą, ustający w drodze. „Porzuceni”, czyli samotni, odrzuceni, wygnani, wyrzuceni poza burtę, pozbawieni ojczyzny.

Diagnoza Jezusa jest wciąż aktualna. Czyż wielu z nas nie doświadcza wyczerpania? O wiele groźniejsze od fizycznego zmęczenia jest wypalenie duchowe, uleganie znużeniu, zniechęceniu, melancholii. Ojcowie pustyni nazywali taki stan „demonem południa” lub acedią. Ewagriusz z Pontu opisuje aż dziewięć stopni pogrążania się człowieka w niechęci do życia i do wszelkiego wysiłku. Towarzyszy temu poczucie utraty sensu, kwestionowanie życiowej drogi, skrajnie – rozpacz. Acedia atakuje często w połowie życia, kiedy pojawiają się pierwsze wyraźne sygnały przemijania. A samotność? Iluż dziś ludzi porzuconych? Małżonków, dzieci, rodziców, chorych…? Nie chcemy być samotni, ale nie chcemy też budować trwałych związków. Uczyniliśmy bożka z wolności. Dlatego jesteśmy samotni w rodzinach, wspólnotach, parafiach, na probostwach. Zachodnia cywilizacja staje się coraz bardziej kulturą bez pasterzy. Mamy rzesze urzędników, polityków dbających o swój wizerunek, telewizyjnych błaznów, rodziców „zabezpieczonych” przed dzieckiem, zblazowanych duchownych… Robotników-pasterzy mało, bo wydaje się nam, albo udajemy, że ich nie potrzebujemy.

Ciekawe jest to, że pierwszym zadaniem apostołów jest wypędzanie nieczystych duchów. Jest tak dlatego, że tam, gdzie panuje zmęczenie i samotność, złe duchy łatwo dobierają się do człowieka. Słyszymy czasami o ludziach, którzy w szale strzelają do innych, a potem sami popełniają samobójstwo. To działanie Złego. To symptomy nie tylko chorej psychiki, ale przede wszystkim chorej duszy. Ewagriusz z Pontu pisał, że trwanie w acedii prowadzi do pogrążania się w zmysłowości, pijaństwie, a w skrajnych przypadkach do napadów szału, agresji i samobójstwa. Potrzebujemy kogoś, kto wyrwie nas z odrętwienia, kto przywróci sens, a zarazem da poczucie bliskości i bezpieczeństwa.

„Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Słowo „wyprawił” jest tłumaczeniem eufemistycznym, w oryginale jest „wypędził”. To ten sam czasownik, którym Jezus posługuje się, gdy mówi o „wypędzeniu” złych duchów. Ktokolwiek próbował być pasterzem, wie, że to ciężka, wyczerpująca robota. Każdego pasterza dopadnie owco-wstręt lub pokusa wygodniejszego urządzenia się w tej robocie. To moment, w którym może zaatakować demon południa. Wtedy niezbędne są dwa „wypędzenia”: wypędzenie złego ducha z serca i wypędzenie robotnika na żniwo, do świata, do innych, do roboty.

 

 

Czułość Boga


Augustyn Pelanowski OSPPE

Jezus widział, że Jego słuchacze są bardzo samotni. Poszukują oparcia i nie znajdują go w nikim. Poszukiwanie miłości doprowadza człowieka na skraj pustyni nienawiści, dopóki nie zrozumie, że żaden człowiek nie wypełni jego pustki. Pełnią jest tylko Bóg! On jest opieką, troską, ramionami.

Izrael spotkał się z Bogiem na pustyni. Nie tylko dlatego, że trzeba wszystko porzucić, by dojrzeć miłość Boga, ale również dlatego, że Bóg chciał uświadomić człowiekowi jego sytuację: opuszczenie, znękanie, rozdarcie wewnętrzne. Tak jest z nami dopóki nie otworzymy oczu, by zobaczyć, że Boże oczy nigdy nie są zamknięte na nas. My jesteśmy tymi znękanymi przez uczucia i rozszarpanymi w sercu. Złupieni przez siły mroku, niemający sił do stania o własnych nogach, jak mówi List do Rzymian: bezsilni i żyjący jak wrogowie Boga! Bóg to widzi, ale czy my potrafimy dostrzec to w sobie?
Ewangelia nie tylko objawia miłość Boga, ale także prawdę o człowieku. Szukamy miłości wszędzie, tylko nie w Bogu. Jak powiedział św. Jan od Krzyża, szukamy niczego w niczym! Mimo tego, że porzuciliśmy Boga, On nas kocha. Wyprowadza z pustyni do ziemi obiecanej, zachowuje od karzącego gniewu.

Najbardziej zdumiewa to, że Jezus, pragnąc zaradzić ludzkiej nędzy, powołał Apostołów – robotników żniwa, udzielając im władzy nad duchami nieczystymi, nad wszelkimi chorobami i słabościami. W Biblii obraz żniw to często symbol końca świata! Apostołowie mieli obowiązek wyganiać złe duchy. Niewielu jest takich, którzy są wierni temu powołaniu. Wielu nawet zwątpiło w istnienie demonów, uważając ich obecność w Biblii za „gatunek literacki”. W jaki sposób Apostołowie mieli wyganiać złe duchy? Przez głoszenie czułości Boga! Człowiek potrzebuje miłości i czułości, ale nie sięga po nią tam, gdzie ona naprawdę na niego czeka, nie sięga po ramiona Boga. Każde inne ramiona, tylko nie Boga! Tak, niestety, myślimy i dlatego oplatają nas swymi ramionami demony. Ludzie nie potrzebują psychologów, którzy wytłumaczą im ich pustkę i samotność. Potrzebują czułości i miłości. I tylko Bóg może ich nasycić. Kto jednak uwierzy, że Bóg ma więcej ciepła niż najczulsza matka? Kto uwierzy, że u źródeł ludzkiego zagubienia jest zawsze brak miłości i czułości? Kto uwierzy, że właśnie po to Jezus wysłał Apostołów, aby głosili tę czułość, udostępniali ją w sakramentach, wskazywali w rozmowach, by namaszczali olejem w taki sposób, by namaszczeni czuli łagodne dotknięcie Ducha, kojące i leczące?

Robimy wszystko, by nie czuć samotności. A jednak to, co robimy, pogłębia naszą samotność. Samotność budzi potrzebę zbliżenia się do kogoś. Tracimy dystans i wolność, tracimy siebie dla kogoś, wreszcie tracimy kogoś! To nie jest wyjście z samotności, tylko zatracenie. Bóg potrafi kochać w tak doskonały sposób, że nawet ktoś, kto zwątpił w to, że może być kochany, nie zostanie przez Niego porzucony.

Proście Pana żniwa


ks. Sławomir Kawecki

Kim są ludzie, na widok których Jezusowi ściskało się serce? To ludzie doświadczeni przez życie, wykorzystani przez innych, nie posiadający układów, umęczeni, nie widzący sensu swego życia.

Za Jezusem szły tłumy. Dziś takie tłumy idą za Janem Pawłem II, który wychodzi do współczesnych ludzi w imię i z nauką Jezusa. Czyż i jego serce nie jest ściśnięte, gdy widzi czy słyszy o ludzkiej biedzie i niesprawiedliwości? Jan Paweł II zbiera swoich uczniów i zanim da im konkretne wskazania, najpierw pokazuje problem:

„Żniwo wielkie... robotników mało”

Dzisiaj w Polsce obraz żniw nie jest już tak wymowny, tak jednoznaczny, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Przez ostatnich kilkanaście lat wytrwale dążono do tego, aby rozluźnić związek chłopa z ziemią, jego umiłowanie ziemi. Uprawa ziemi w Polsce, zamiast błogosławieństwem, zbyt często staje się przekleństwem. Dlatego, aby zrozumieć Chrystusowe przesłanie, trzeba przypomnieć czasy, kiedy z wielką starannością dbano, aby żaden kłos się nie zmarnował...

Wszyscy, którzy byli w Ziemi Świętej, wiedzą, jakim skarbem musiało być wielkie żniwo na tamtych terenach. Dla Żydów wielkim grzechem było nie zebrać plonu. Czas zbioru był bardzo krótki, więc trzeba było się spieszyć, bo inaczej ziarno spadłoby z kłosa. Te wszystkie wskazówki wydają się bardzo ważne dla każdego, kto pragnie jak najpełniej odczytać przesłanie Jezusa. Pan Jezus na kartach Ewangelii nie daje wykładu z agrotechniki, lecz do przekazania nauczania o sprawach królestwa Bożego wykorzystuje obraz znany wszystkim jego słuchaczom. W obrazie dojrzałego zboża i braku robotników Pan Jezus ukazuje sytuację współczesnej nam ludzkości. Warto zapytać w tym miejscu samego siebie, do czego Jezus przez ten obraz mnie wzywa... Pan Jezus w tej konkretnej sytuacji nie mówi swoim uczniom, że trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty, ale...

„Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo...”

Zamiast brać się do konkretnej roboty, uczniowie Jezusa mają najpierw się modlić, prosić o robotników. Czy nie szkoda na to czasu? Jakże inna jest Boża logika od ludzkiej. Czyż Zbawiciel nie mógłby sam powołać robotników, obdarzyć ich odpowiednimi narzędziami, charyzmatami. Oczywiście, że mógłby. Jednak w tym wydarzeniu ewangelicznym mamy także do czynienia z Bożą pedagogią, z pedagogią najlepszego Wychowawcy. Pomyślmy tylko, czy dobrym nauczycielem nazwiemy tego, który niczego od uczniów nie wymaga, a może sam za nich rozwiązuje zadanie? Po co ma się taki uczeń męczyć, tracić czas, stresować, skoro nauczyciel zrobi to sam za niego bez błędów w ekspresowym tempie? Czy dobrą matką, dobrym ojcem jest człowiek, który mówi swemu dziecku, zostaw tę pracę, ja to sam, sama dużo szybciej zrobię. Wiemy, że owocem takiej pedagogii będą osoby, które niczego w życiu nie będą w stanie same zrobić, nie będą w stanie innych nauczyć, ale jedynie obrażać się na cały świat, mieć pretensje do wszystkich tylko nie do siebie.

Zatem dlaczego Pan Jezus zaleca swoim uczniom najpierw modlitwę? Proście Pana... Kiedy uczniowie będą się modlić o nowych apostołów, najpierw zdadzą sobie sprawę z tego, że tu nie chodzi o znalezienie zwolenników dla swojej sprawy, swojej partii. Tu nie chodzi o żniwo Piotra, Jakuba czy Jana, ale o żniwo Pana. Posłać na to żniwo może tylko Pan. Uczniowie nie stają się właścicielami żniwa, ale dostępują zaszczytu bycia współpracownikami samego Pana Żniwa. Pan Jezus daje im udział w dziele powoływania i w dziele samego żniwowania. Proście Pana – takie jest podstawowe prawo apostolatu, który ma źródło w adoracji i modlitwie błagalnej. Mówi nam o tym cała historia Kościoła, historia błogosławionych i świętych. Za naszych dni świadczą o tym błogosławieni ogłaszani przez Jana Pawła II.