12. Niedziela zwykła (A)

publikacja 20.06.2017 21:59

Pięć homilii

Odwaga świadectwa

ks. Leszek Smoliński

W I czytaniu usłyszeliśmy skargę proroka Jeremiasza, w której opisuje swoją sytuację. «Słyszałem oszczerstwo wielu: „Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!” Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku: „Może on da się zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy pomstę na nim!”». Z punktu widzenia ludzkiego jest to sytuacja zagrożenia. Jeremiasz był bowiem dla wielu niewygodnym prorokiem. Jego przesłanie nie podobało się ludziom, a co za tym idzie, jego życie było zagrożone. Ale młody Jeremiasz pozostaje nieugięty w swej wierności Bogu, który posyła go, aby głosił słowo Pana w Izraelu. Pomimo osamotnienia i różnych trudności. Jeremiasz całkowicie zawierza siebie Bogu. Prosi, aby Bóg stanął w jego obronie. I zachęca wszystkich do wychwalania Pana, który jak powie psalmista, w swojej dobroci wysłuchuje wołających o pomoc.

Podobnie jak z Jeremiaszem, świat postępuje ze współczesnymi prorokami. W jaki sposób? Jak mówi o. Raniero Cantalamessa, proroka można zabić albo oswoić. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ prorocy są często niewygodni. Stanowią wyrzut sumienia dla tych, którzy postępują niesprawiedliwie. Jasno pokazują, że nie można iść na kompromisy z własnym sumieniem za cenę utraty wiary, czy przypodobania się innym. Nie wszystko jest na sprzedaż.

Spójrzmy na przykłady współczesnych proroków. Bóg stawia na naszej drodze wielu takich ludzi, którzy własnym życiem wskazują jasny kierunek – jak zwyciężać, jak rozwijać dobro, a unikać zła. I w ten sposób osiągnąć zbawienie. To ci, którzy na serio przyjęli Chrystusowe wezwanie: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. Prawdę tę potwierdza znany w całym świecie zakonnik św. o. Pio. „Diabeł za wszelką cenę chce mnie zdobyć dla siebie. Proszę mi wierzyć, że znoszę to wszystko i cierpię dlatego, że jestem chrześcijaninem”. Na o. Pio spełniły się też prorocze słowa Jezusa, który zapowiadał, że Jego uczniowie będą prześladowani, podobnie jak ich Boski Mistrz i Nauczyciel.

Św. Jan Paweł II naucza, że „w naszych czasach, gdy nie potrzeba już świadectwa krwi, tym bardziej czytelne musi być świadectwo codziennego życia”. Stąd „każdy chrześcijanin jest powołany, by zawsze i wszędzie tam, gdzie go Opatrzność postawi, przyznawać się do Chrystusa przed ludźmi”. Dlatego „Winniśmy wyznawać Boga przez gorliwe uczestnictwo w życiu Kościoła; przez troskę o słabych i cierpiących, a także przez podejmowanie odpowiedzialności za sprawy publiczne” (Gorzów Wlkp., 2.06.1997).

Pan Jezus stawia przed nami w dzisiejszej Ewangelii wolny wybór. Czy przyznasz się do mnie przed ludźmi, czy zaświadczysz o mnie? Ja również przyznam się do ciebie i zaświadczę o Tobie przed Ojcem.

Prośmy Ducha Świętego o pomoc w wypełnianiu Chrystusowej Ewangelii i dawaniu świadectwa wiary w naszym codziennym życiu:

Naucz nas, Duchu, wypełniać Twą wolę,
zawsze Ci służyć w pokornym poddaniu;
w każdym człowieku dostrzegać przez wiarę
Twoją obecność (Hymn, Jutrznia III tyg.).

Troska o duszę

Piotr Blachowski

W dzisiejszych czasach przecenia się wartość dóbr materialnych. Wielu ludzi nie może sobie wybaczyć np. stłuczki samochodu, gdyż stał się dla nich nieomal obiektem kultu. Inni złoszczą się, gdy dziecko niechcący stłukło jakieś kosztowne szkło albo gdy się coś popsuło. Zbyt łatwo padamy ofiarą rzeczy lub sytuacji. Niezdany egzamin, np. matura, wywołuje u młodych ludzi myśli samobójcze. A przecież to jeszcze nie wszystkie źródła problemów: wiele osób na drugim miejscu po rzeczach materialnych stawia swoje ciało. Czegóż to się nie robi, aby poprawić wygląd.

Pielęgnacja ciała, troska o zdrowie, to działania właściwe, ale ile dzisiaj w tym przesady? Popatrzmy na to w kontekście dzisiejszej Ewangelii. Co Pan Jezus ma na myśli, mówiąc „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą.” Pan Jezus pragnie, abyśmy zrozumieli, jak bardzo Bogu zależy na każdym człowieku i jak wielka jest  godność człowieka. Naszym zadaniem jest odnalezienie właściwej hierarchii wartości, dowartościowanie duchowego elementu naszego życia.

W wielu psalmach znajdujemy piękne strofy sławiące Boga Najwyższego jako ucieczkę, ostoję, obronę i pocieszenie dla ludzi, a dzisiejsza Ewangelia skłania do refleksji na temat tego, co w naszej ludzkiej egzystencji jest naprawdę istotne. Wspaniałe to słowa. Wynika z nich, z jak wielką łagodnością i troską traktuje nas Bóg – Ojciec. Jezus, przez  słowa, które do nas dzisiaj kieruje, pragnie wzbudzić w nas głębokie przeświadczenie, że Bóg interesuje się nie tylko całą ludzkością i wielkimi sprawami, lecz także losem każdego człowieka. Chce, abyśmy zrozumieli, kim każdy z nas jest dla Boga i że Bogu zależy na każdym człowieku z osobna. Skoro Bóg troszczy się o każde stworzenie, nawet najmniejsze, jak trawa polna czy wróble, to tym bardziej Jego troska ojcowska obejmuje każdego człowieka.

Niestety, to wszystko, co wiąże się z duszą i duchem, jest przez wielu ludzi wyraźnie zaniedbywane. Kto na co dzień rozmyśla o nieśmiertelności własnej duszy, o życiu wiecznym? Czyż nie bardziej troszczymy się o stan naszego ciała aniżeli o stan życia duchowego? Czy zaspakajamy nasz głód duchowy? Czy mamy czas na codzienny, chociażby krótki rachunek sumienia, aby świadomie pielęgnować własne wnętrze?

MATKO NAJŚWIĘTSZA, powierzamy Ci nasze dusze i prosimy, ucz nas troszczyć się o nasze życie duchowe.

Odwaga prawdy

 

ks. Tomasz Jaklewicz

Każdy człowiek odczuwa lęk. Boimy się choroby, wypadku, śmierci…To normalne. Jezusowego wezwania „nie bójcie się” nie można tłumaczyć jako „nie odczuwajcie lęku”. Nie da się rozkazywać swoim uczuciom. Lęki pojawiają się i znikają, sygnalizując niebezpieczeństwo.

Mówimy „strach ma wielkie oczy”. To prawda, lęk bardzo często wyolbrzymia niebezpieczeństwo. Wiele naszych obaw to produkt naszej psychiki, nabytych fobii, urazów lub presji otoczenia. Odwaga to sztuka obiektywnego patrzenia na niebezpieczeństwo. Człowiek odważny boi się, ale jest silniejszy od swojego lęku. Potrafi podejmować słuszne, konieczne działanie także wtedy, kiedy naraża się na cios, zranienie, stratę. Strażak boi się ognia, ale wchodzi do płonącego domu, by ratować ludzi. Zakochany boi się odrzucenia, ale drżąc, wyznaje miłość. Podwładny boi się przełożonego, ale narażając się na szykany, mówi mu jakąś trudną prawdę. Ileż takich sytuacji! Pamiętamy na pewno te chwile, w których udało się nam pokonać lęk i podjąć odważną, słuszną decyzję. Długo bolą porażki – kiedy strach nas sparaliżował, zamknął usta lub zmusił do ucieczki.

Wezwanie „nie bójcie się” powraca w Biblii wielokrotnie. Pojawia się wtedy, kiedy Bóg daje człowiekowi jakieś zadanie, wzywa do podjęcia decyzji, ryzyka. W dzisiejszej Ewangelii Jezus wzywa uczniów do szczególnego rodzaju odwagi. Chodzi o odwagę mówienia prawdy: „powtarzajcie jawnie, rozgłaszajcie na dachach, przyznajcie się do Mnie przed ludźmi”. Prawda potrzebuje odwagi, potrzebuje świadków. Tak było w czasach pierwszych męczenników, tak jest i dziś.

Timothy Radcliff, były generał dominikanów, zwraca uwagę, że dawniej obrzędy bierzmowania obejmowały uderzenie przez biskupa w policzek. Bierzmowanie było traktowane jako sakrament odwagi, przygotowujący do cierpienia za wiarę, nawet męczeństwa. Czy tak jest nadal? Radcliff zwraca uwagę, że aby być odważnym wobec świata, potrzebujemy najpierw odwagi we wnętrzu Kościoła: słuchania siebie wzajemnie, odważnego reagowania na zło.

Nam, współczesnym zachodnim chrześcijanom, brakuje odwagi. Boimy się jasno i prosto mówić o naszej wierze. Ulegamy łatwo presji pogańskiej kultury, która opanowała zachodni świat. Ta kultura w imię chorej tolerancji zakazuje mówić w przestrzeni publicznej o Bogu, o Chrystusie, o cnocie i grzechu, o prawdzie absolutnej… Dopuszczalna jest tylko religia w wersji „lajtowej”, w której – jak pisał Evdokimow – naczelnym dogmatem staje się stwierdzenie: „Bóg nie wymaga aż tyle”. Pisał św. Paweł do Koryntian: „Wiemy, że nie ma żadnego bożka na świecie i że nikt nie jest Bogiem z wyjątkiem Jednego” (1 Kor 8,4). Czy mamy odwagę powtórzyć głośno to zdanie, patrząc w oczy wyznawców współczesnych bożków? Czego właściwie się boimy?

 

Bójcie się!

 

ks. Jan Waliczek

Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że w przesłaniach Ojca Świętego Jana Pawła II często słyszymy o miłości, przebaczeniu, miłosierdziu. Papieskie słowa podnoszą na duchu, dodają odwagi. Wydaje się, że zupełnie niespójne z jego nauczaniem są słowa wyjęte z dzisiejszej Ewangelii: „Bójcie się”. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że nie są one negacją Ewangelii, ale sygnalizują, że dobrze pojęta bojaźń też należy do ewangelicznych wezwań.

Zapewne każdy człowiek doświadcza różnych rodzajów bojaźni. Zna dręczące go nieraz obawy. Odbierają one człowiekowi poczucie bezpieczeństwa, tworzą atmosferę zagrożeń i odbierają radość życia. Istnieją jednak i takie obawy, które człowieka napełniają respektem i szacunkiem wobec innych. Wzbudzają też poczucie odpowiedzialności i chronią przed destruktywnym „luzactwem”. W takim kontekście trzeba odczytać przesłanie Jezusa: „Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. Jezus wzywa, byśmy bali się Boga, bo tylko On może człowieka zbawić lub potępić. Przypomina, że Bóg jest Sędzią Sprawiedliwym, nagradzającym i karzącym. Ukazuje realizm nieba i piekła jako wiecznej nagrody lub kary. Mówiąc o duszy i ciele, podkreśla, że los ostateczny będzie udziałem całego człowieka.

Nauka Objawienia nigdy nie przekreślała potrzeby bojaźni Boga. Raczej daje jej liczne przykłady i w końcu zalicza ją do spisu darów Ducha Świętego. Bojaźń zaś, jako dar Bożego Ducha, nie może człowieka od Boga dystansować, ale ku Niemu skłania i przybliża. Stąd nie może ona być pojmowana inaczej, jak tylko w kontekście miłości. Bojaźń Boża wpisuje się w miłość ku Bogu. Rozumiemy, że człowiek inaczej boi się wroga, inaczej zaś kochającego ojca.

Chrystus w swoim „bójcie się” nie wzbudza w nas obaw przed surowością Boga. Raczej ostrzega, byśmy swoim złym postępowaniem nie wymusili na Bogu najstraszniejszych wyroków. Bóg nie chce potępiać. Jednak szanując wolność człowieka, nie cofnie się przed potępieniem, jeśli ten je wybierze. Z kolei człowiek nie wybierze potępienia, jeśli jest związany z Bogiem więzami miłości. Zatem bojaźń Boża nie jest postawą strachu przed Bogiem, chociaż nie może być pozbawiona postawy szacunku, pokory, adoracji. Jest więc postawą człowieka zatroskanego o to, by umiłowanego Boga nie obrazić, by się nie sprzeniewierzyć Jego woli, by Jego miłości nie odtrącić, ale ciągle wzrastać w miłości ku Niemu.

Bojaźń Boża to nie bojaźń wobec Boga, ale bojaźń o możliwość utraty Boga. To w gruncie rzeczy bojaźń o losy miłości między człowiekiem a Bogiem. Doświadczeni własnymi słabościami i grzechami dobrze wiemy, że istotnie o te losy trzeba się bać. Wobec takiego widzenia bojaźni Bożej ewangeliczne „bójcie się” nie napawa nas strachem przed Bogiem, ale wzywa do ożywienia miłości ku Niemu i precyzuje sposób miłowania. „Bójcie się” odnoszone do obaw o zranienie miłości Bożej uczy, że i ludzie nie powinni się siebie bać, ale winni się bać o to, by nikogo nie skrzywdzić, nie zranić, nie odtrącić.

Z dobrze pojętej bojaźni Bożej niech rodzi się bojaźń małżonków o miłość wzajemną. Niech dzieci nie boją się kar ze strony rodziców, ale niech się boją wyrządzania rodzicom przykrości. Niech każda wspólnota jest świadoma, że swojego dobrego funkcjonowania nie może opierać na strachu, pogróżkach, terrorze. Fundamentem trwałego ładu między ludźmi zawsze pozostanie miłość. Przestroga „Bójcie się” ma sens, jeśli można nadać jej brzmienie: „Bójcie się, by miłość nie wygasła”.

 

Jak bardzo jesteśmy ważni

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Mamy ogromne deficyty w poczuciu własnej wartości. Od zarania dziejów ludzie przebierali się w skóry zwierzęce, pióra ptaka, przyprawiali sobie bycze rogi, obwieszali się trofeami lub skalpami. Wszystko po to, by poczuć się ważniejszymi, bardziej wartościowymi. Dziś, zamiast pióropuszy, ludzie chwalą się doktoratami. Zamiast się tatuować, tytułują się. Jeszcze inni, zamiast polować na mamuty, polują na wysokie stanowiska. Im bardziej ktoś czuje się bezwartościowy, tym usilniej udowadnia sobie i innym swoją siłę.

Wulgarni i agresywni kibice okazują się w indywidualnym spotkaniu przestraszonymi chłopcami, którym zabrakło oparcia w ojcu. Hałaśliwe zachowania pseudokibiców są rodzajem projekcji źródła lęku na świat zewnętrzny i sposobem pozbywania się tego lęku. Im mocniej ktoś podkreśla swą osobę, tym bardziej ma rozmyty obraz samego siebie. Kiedy Erich Fromm zastanawiał się nad osobowością Hitlera, doszukał się w nim wielu deformacji wewnętrznych. Hitler czuł się bardzo niepewnym i przerażonym człowiekiem. Cechował go skrajny narcyzm, brak kontaktu z innymi ludźmi, zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości, nekrofilia. Mało tego, Fromm uważał, że Hitler rozpętał wojnę, nie mając wiary w jej zwycięstwo. Jego zachowanie wskazywało na przeczucie klęski i pragnienie pociągnięcia w jej wir milionów innych ludzi. Podobnie było ze Stalinem, który przerażał innych swoim lękiem. Jego zwycięstwa zrodziły się z przerażenia klęską. Faszyzm i komunizm zrodziły się z egzystencjalnego lęku.

Jezusowe słowa tchną najzdrowszą filozofią życia – jesteśmy o wiele bardziej cenniejsi niż wróble i nawet nasze włosy są policzone. Bóg z nami się liczy i wszystko w nas jest Mu znane: istniejemy w Jego oczach. Kto ma świadomość tej prawdy, nie doznaje lęku przed utratą istnienia w sposób tak drastyczny, by wywoływać wojny lub budować obozy koncentracyjne, po to, by widząc przerażenie innych, zapomnieć o swoim lęku. Bojaźń i drżenie dotyczą nas wszystkich, ale rozwiązanie jest w Bogu, a nie w człowieku. Nazirejczycy składali ślubowanie Bogu. Nie wolno im było obcinać włosów. Jeden z nich, Samson, oparł się na człowieku, na Dalili, i tej nocy stracił nie tylko włosy, ale i siłę istnienia. Można bowiem drugiego człowieka kochać, można z nim iść przez życie, ale prawdziwe oparcie mamy tylko w Bogu. „Nawet jeśli Twoi ziemscy rodzice Cię nie chcieli, nawet jeśli inni nie poświęcają Ci uwagi, wiedz, że jesteś nieustannie chciany przez Twego prawdziwego ojca, Boga. Wiedz, że On co dzień głaszcze Cię tak czule i z taką pełną troskliwości uwagą, że wie nawet, ile masz włosów na głowie. On nie myli Cię z nikim innym” (V. Albisetti).