26. Niedziela zwykła (A)

publikacja 24.09.2017 21:40

Sześć homilii

Reguły życia

ks. Leszek Smoliński

Pewnego dnia do klubu sportowego przyszedł młody człowiek. Chciał się zapisać do sekcji siatkówki. Miał doskonałe warunki fizyczne, niezłą technikę. Wyniki badań lekarskich wypadły bez zarzutu. Po rozmowie z trenerem został przyjęty do drużyny. Jednak po kilku meczach doszedł do wniosku, że zamiast odbijać piłkę przy odbiorze zagrywki, łatwiej mu będzie ją łapać i odrzucać do kolegów z drużyny. Tak też robił. Niestety, w takiej sytuacji sędzia zawodów przyznał punkt przeciwnikom. Mimo to nasz bohater wciąż łapał piłkę i krytykował sędziów. Mówił, że naruszają jego prawa, ograniczają jego inwencję. W ten sposób występują przeciwko podstawowemu prawu, jakim jest jego wolność. Mimo swojego zapału szybko został wyrzucony z drużyny. A raczej sam się z niej wyrzucił, ponieważ nie stosował się do reguł siatkówki. Nie uprawiał bowiem siatkówki, ale dyscyplinę trochę do niej podobną.

Postarajmy się przenieść powyższy przykład na grunt wiary. Ktoś, kto odrzuca naukę Kościoła, sam wyrzuca się poza jego ramy! Tworzy sobie własną teologię, wierzy w wymyślonego przez siebie boga, trochę tylko podobnego do Boga, który objawia się człowiekowi na kartach Pisma Świętego. Taki człowiek przypomina pierwszego syna z dzisiejszej Ewangelii. Mówi do Boga „tak”, ale swoimi czynami przeczy wypowiedzianym słowom.

W życiu często szafujemy obietnicami bez pokrycia i ostentacyjnie przyznajemy się do Jezusa. Nazywamy siebie wierzącymi, kiedy jest to dla nas wygodne i może przynieść nam konkretną korzyść. Kiedy zaś przychodzi dać temu świadectwo swoimi wyborami, życiem, konkretną postawą w pracy, czy na ulicy, głosowaniem nad ustawą czy też przeciw, podpisaniem się pod protestem, publicznym wyznaniem wiary w sytuacji dla nas niewygodnej, nie jest to już takie pewne. To postawa pierwszego z synów, dla którego nie ma miejsca w królestwie niebieskim. Dlaczego? Bo mimo deklarowanej wiary, tak naprawdę nie wypełnił woli ojca.

Jeśli chcę mieć udział w Królestwie, przygotowanym mi od założenia świata, muszę żyć na co dzień wiarą, a nie jedynie jej deklaracjami. Pomimo upadków i słabości Jezus nie przekreśla mnie. Nawet wówczas, gdy się Go zaprę, gdy powiem Mu „nie”, jak ów drugi syn, mogę do Niego powrócić. Mimo grzechu mogę zacząć od nowa. Podjąć się tego, co wcześniej się nie udało, pragnąć naprawić to, czym Go zraniłam. Muszę jednak odważnie spojrzeć w swoje serce, uznać swoje słabości i oddać Mu to, co nędzne i grzeszne. I zacząć po raz kolejny, gorliwiej i świadomiej żyć tym, czego mnie naucza, czego ode mnie pragnie. Bo tylko w ten sposób wypełnię Jego wolę.

A jaka jest moja wiara? Jaka jest moja postawa wobec prawd głoszonych przez Kościół? Jeśli sumienie wyrzuca mi braki w tym względzie, mogę skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania. „A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu”. Każdy może zobaczyć swój błąd i ma szansę go naprawić. Tym Bóg, który jest miłością, różni się od trenera czy właściciela klubu. Choć cierpi z powodu naszych grzechów, zawsze jest gotowy, aby pochylić się nad człowiekiem pragnącym prawdy, dobra i miłości, pragnącym Jego samego.

Refleksja nad decyzjami

Piotr Blachowski

Jest zawsze chwila czasu, by ocenić własne decyzje. Może trwać ona tylko sekundy albo ułamki sekund – ale zawsze jest. Brakuje jej tylko w odruchowym działaniu. Krytyczna ocena własnej decyzji to istotny element mądrości. Umiejętność skorygowania błędnej decyzji jest cechą ludzi mądrych.

Czy nasze werbalne zapewnienia o gotowości np. do udzielenia wsparcia, pomocy pokrywają się z autentyczną otwartością i wyjściem naprzeciw w potrzebie tym, którzy są obok nas? Czasami bardzo byśmy chcieli pomóc, ale niesprzyjające okoliczności krzyżują  nasze plany, czasami zaś wszystko nam sprzyja, ale my sami nie jesteśmy w stanie zdecydować się i pomóc. Ezechiel mówi: „jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze” (Ez 18,27-28).

Mowa i czyn to dwa proste pojęcia, które znaczą bardzo wiele w naszej ludzkiej rzeczywistości. Są ludzie, którzy dużo mówią, a robią niewiele, są tacy, co wiele obiecują i nie dotrzymują słowa. Nie lubimy osób niesłownych i takich, które nabierają nas na puste obietnice. Z pewnością jest także wielu takich, na których zawsze można polegać i którzy wokół swoich czynów nie robią wiele szumu, Może słowa świętego Pawła w liście do Filipian coś nam podpowiedzą? „Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie” (Flp 2,4-5). 

Dobitnym wykładnikiem jest w tym zakresie przypowieść Chrystusa o zachowaniach dwóch synów. Czy identyfikujemy się z którymś z nich? Który jest dla nas wzorem? Mamy tu do czynienia z niezgodnością słów i czynów. Jakie korzyści możemy wyciągnąć z dzisiejszej przypowieści dla udoskonalenia własnej osobowości?

Analizując postawy ich obu, popatrzmy na sposób wypełniania przez nas swoich obowiązków, przypatrzmy się naszym zaniedbaniom i kłopotom sprawianym przez to innym. Niech nasza refleksja nad dzisiejszym Słowem Bożym przyczyni się do tego, że każda następna decyzja będzie mądrzejsza od poprzedniej, a nasze przekazy werbalne będą miały pokrycie w czynach. „Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego” (Mt 21,31). Przemyślmy sobie te słowa…

NAJŚWIĘTSZA MATKO, módl się za nami, abyśmy zrozumieli, że jeśli wola Boga wypełnia się w nas, to jest to czymś najlepszym, co może nas spotkać.

Czas na decyzje, czas na Boga

Piotr Blachowski

Życie tak przyspieszyło, tak zmarginalizowało czas i odległości, że zmienił się nawet sposób podejmowania decyzji. I to dotyczących nie tylko naszej teraźniejszości i przyszłości, ale również tych sfer, które do tej pory uznawane były za spokojne i nie wymagające pośpiechu. Czasami podejmowanie decyzji trwa sekundy, czasami dłużej, ale zawsze jest nieuniknione. Krytyczna ocena własnej decyzji to istotny element mądrości – pozwala na korektę błędnej decyzji.

Porozmawiajmy dzisiaj o decyzjach, nie tylko naszych, ale również o decyzjach podejmowanych przez tych, którzy nas reprezentują, którzy nam przewodniczą, którzy są za nas odpowiedzialni. Będąc we wspólnocie, pozwalamy czasami, by to za nas podejmowano decyzje, które potem stanowią wzorzec zachowań, postępowania. Ale musimy też umieć podejmować decyzje samodzielnie.

Nie inaczej wygląda to w zakresie podejmowania decyzji dotyczących wiary, dróg i ścieżek prowadzących nas ku Bogu. Już w pierwszym dzisiejszym czytaniu słyszymy o kwestii wyboru, czyli o podejmowaniu decyzji, w życiu ziemskim, które jakże wielce rzutuje na życie przyszłe – wieczne. Bowiem: „Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne? Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpił od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu.” (Ez 18,26-27). Wprawdzie prorok Ezechiel kieruje te słowa do Ludu Izraela, ale i my jesteśmy w stanie wyciągnąć z nich właściwe wnioski.

Zaś w Liście do Filipian święty Paweł wyraźnie określa, o czym powinniśmy pamiętać, by podjąć właściwą decyzję: „jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.” (Flp 2,2-6). 

Jakże „bliskie” są nam zachowania obu synów z ewangelicznej przypowieści. Jeden  najpierw mówi „tak”, a potem nie idzie do pracy w winnicy. Drugi mówi „nie”, a potem idzie. Dwa przykłady niezgodności mowy i czynu. Mowa i czyn to dwa proste pojęcia, które jednak znaczą bardzo wiele w naszej ludzkiej rzeczywistości. Ci, którzy dużo mówią, często robią niewiele, obiecują i nie dotrzymują słowa. Jednakże jest wielu takich, na których zawsze można polegać i którzy wokół swoich czynów nie robią szumu.

A teraz zastanówmy się nad własnym postępowaniem i postarajmy się, by dzisiejsza refleksja nad Słowem Bożym przyczyniła się do tego, aby każda następna decyzja była mądrzejsza od poprzedniej, a nasze przekazy werbalne wypływały z miłości i miały pokrycie w czynach.

NAJŚWIĘTSZA MATKO, módl się za nami, abyśmy zrozumieli, że jeśli wola Boga wypełnia się w nas, to jest ona dla nas czymś najlepszym, co może nas spotkać.

Pracuj nad winną duszą

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Przypowieść o dwóch synach jest dalszym komentarzem do opowieści o robotnikach z winnicy. Tu również jest konflikt dwóch postaw: kogoś, kto deklaruje swoje zaangażowanie, ale w rzeczywistości jest opieszałym i upartym pozerem przybierającym maski religijnej aktywności, i kogoś, kto przez jakiś czas życia odrzucał Bożą miłość, ignorując i lekceważąc dar nieba, ale w końcu się opamiętał i wszedł do winnicy!

Dopóki przypowieść pozostaje na terenie symboli, każdy z nas może ją czytać z bezpiecznym dystansem człowieka, który negocjuje w kamizelce kuloodpornej. Lecz gdy tylko zadamy sobie pytanie, kim dzisiaj są ci, którzy mówią „idę”, ale nie idą, i ci, którzy buntują się przeciwko Bogu, lecz później gorliwie Mu towarzyszą, przypowieść zaczyna drażnić sumienie. W takim zamiarze Jezus ją wypowiedział, choć chcielibyśmy z niej uczynić jedynie bajkę do poduszki. Słowa mądrości mają być jak ościenie, mają boleśnie pobudzać do drogi.

Sprawiedliwy rozpoczyna swą mowę od oskarżenia samego siebie. Przypominam sobie, że w dniu święceń powiedziałem Jezusowi „Oto idę, Panie” i miałem zamiar iść z Nim wszędzie, gdzie On pokaże. Tymczasem, kiedy inni dwa razy w tygodniu poszczą o chlebie i wodzie, potrafię zajadać pstrąga, usprawiedliwiając się, że to nie mięso. Kiedy opłakujący swe opóźnienie w wierze modlą się w świątyni na czuwaniu do rana, ja spoglądam na ekran.

Dwa razy w przypowieści pojawia się słowo opamiętać się! Można je przetłumaczyć jako poczucie żalu, które prowadzi do nawrócenia. O czym trzeba sobie przypominać? O własnym grzechu i o tym, ile to kosztowało Chrystusa. To daje moc, by iść i nie zatrzymywać się. Dlatego w przypowieści pojawia się to istotne słowo, oznaczające postawę aktywną, dynamiczną: Idę! Wychodzić od pamięci o swoim grzechu i dochodzić do krzyża Chrystusa. Nieustanna pamięć o tych dwóch punktach losu chrześcijańskiego tworzy w nas tożsamość dziecka Bożego. Tożsamość jest bowiem efektem pamięci (skąd się wyszło) i nadziei (dokąd się zmierza).

Skorzystam z gry słownej: pracować nad winną latoroślą to pracować nad własną winną nieprawości duszą, tak by zakwitła modlitwą i wydała owoc nawrócenia, gdyż siekiera już przyłożona do korzenia gorzkiego, który rośnie ku zarozumiałości. Święta Katarzyna ze Sieny otrzymała od Jezusa słowa: Lecz spójrz i zobacz, jak oblubienica moja zabrudziła sobie twarz, jak zarażona jest trądem nieczystości i miłości własnej, jak nadęta pychą i chciwością. Ciało powszechne, to jest religia chrześcijańska, i nawet ciało mistyczne świętego Kościoła, to jest moi słudzy, tuczą się jej grzechem. Z jednej strony średniowiecze było mistyczne, radykalne i bogate w ubóstwo świętego Franciszka, a z drugiej pełne nepotyzmu, symonii, żądzy władzy i bogactwa. W Kościele zawsze istniało to podwójne odniesienie do Jezusa. Oczywiście łatwiej zobaczyć to w historii, bo to mniej zobowiązuje.
 

 

Druga homilia na następnej stronie

Bez „światło-cienia”

 

ks. Wacław Depo

Jedną z największych tajemnic człowieka jest dar wolności. Jest on rzeczywistością Bożą i ludzką. Stworzeni przez Boga na „Jego obraz i podobieństwo” (Rdz 1,26), stajemy codziennie wobec wyboru życia z Bogiem albo złudnym przekonaniem, „jakby On nie istniał”. Każdy z nas ma swój czas rozpoznawania prawdy, aby później mógł udzielić własnej odpowiedzi wyrażonej w czynach. Właściwa postawa jest możliwa dopiero wówczas, kiedy szukający prawdy i celu swojego życia człowiek spotka się z Chrystusem. On bowiem – mówiąc słowami św. Pawła Apostoła – „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”.

W tajemnicy wolnej, niczym nie zdeterminowanej miłości Syn Boży sam stał się człowiekiem. Uznając tę prawdę, człowiek zaczyna lepiej rozumieć tajemnicę łaski Bożej wzywającą człowieka do współpracy, a równocześnie odkrywa Chrystusowe światło wyprowadzające go z błędnych dróg „niewłaściwego współzawodnictwa i szukania próżnej chwały”. Poznając prawdę o sobie w obliczu Ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa, każdy człowiek ma szansę wyznania wraz z całym stworzeniem, „że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca”.

To w Nim i przez Niego każdy z nas otrzymał szansę odwrócenia się od błędnej drogi, abyśmy mogli stać się wobec siebie jeszcze bardziej wymagający, kiedy „tak” będzie oznaczało „tak”, a „nie” będzie znaczyło „nie”. Codzienna rzeczywistość ukazuje nam prawdę, że stanąć po stronie Chrystusa oznacza wybór trudniejszej drogi życia, drogi akceptacji własnego krzyża i sprzeciwu wobec programów, których dewizą jest hasło: „Wolność ponad wszystko!”.

Dar ludzkiej wolności sprawdza się na wielu płaszczyznach, ale szczególnie dzisiaj – choć nie tylko w polskiej rzeczywistości – „zadany” jest międzyludzkiej miłości i odpowiedzialności za poczęte życie. Święty Augustyn zapisał kiedyś takie słowa: „Miłość jest wielka przez swoją nieskończoność”. Dotykamy tej tajemnicy w Osobie i dziele Jezusa Chrystusa, dziś za pośrednictwem Jego Kościoła.

To Kościół uczy nas dzisiaj coraz głębszej i dojrzalszej wiary w jego obecność i Jego nieskończoną miłość. Doświadczamy tego na co dzień, że człowiek podejmuje trud przekraczania siebie i wymagania od siebie, gdy zobaczy i uwierzy, że jest kochany... Rozważmy na nowo słowa Ojca Świętego Jana Pawła II wypowiedziane na symbolicznym skrawku polskiej ziemi, na Westerplatte: „Ta moc, która płynie od Chrystusa, która zawiera się w Ewangelii, jest potrzebna, aby od siebie wymagać, by postępowaniem Waszym nie kierowała chęć zaspokojenia własnych pragnień za wszelką cenę, ale poczucie powinności: spełniam to, co jest słuszne, co jest moim powołaniem, co jest moim zadaniem.
Powiedziałem przed czterema laty na Jasnej Górze: ‘Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od Was nie wymagali’. Wbrew wszystkim mirażom ułatwionego życia, musicie od siebie wymagać. To znaczy właśnie ‘więcej być’” (12 VI 1987).

Zastanówmy się: jak daleko odeszliśmy od prawdy tego ojcowskiego „napomnienia w Chrystusie”? Jak daleko i głęboko zatraciliśmy wiarę „w moc przekonującej Miłości” i moc „udziału Ducha”, skoro „zręcznym kamuflażem” czy „reprezentatywną większością parlamentarną” wybrano „za nas” i „dla nas” poszerzony program cywilizacji śmierci!? Wolność w człowieku będzie zawsze niebezpiecznym darem, przez który będzie on miał szansę współpracy z Bogiem i współtworzenia siebie na „Jego podobieństwo” lub który może go doprowadzić do samozniszczenia. Każdy z nas wybierać „musi”, oby – jak uczy C.K. Norwid – „bez światłocienia”...

 

Komunikacja. Z sumieniem

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Słuchając radia, zwróciłem uwagę na sposób, w jaki przedstawiał się redaktor, podając swoje nazwisko z dodatkiem „małpa”, dając od razu namiar na adres mailowy. Zabrzmiało to jednak tak, jakby nie był już od jakiegoś czasu człowiekiem, tylko małpą. Coraz częściej się słyszy, jak ktoś przedstawia się na przykład nie jako Jan Kowalski, tylko „Jan Kowalski małpa pl.”.

Moim zdaniem, nie elektroniczna komunikacja czyni ze stworzeń wyższych od małp człowieka, tylko zdolność do odczuwania skruchy. Niekiedy zaczyna się od strachu przed konsekwencjami grzechu, a kończy na pragnieniu wynagrodzenia Bogu zła, którego się dopuściliśmy. Właśnie w tym duchu opowiedział nam Jezus przypowieść o ewolucji sumienia pewnego krnąbrnego syna, co nie chciał słuchać ojca, choć się z nim komunikował. Znowu winnica jest przedmiotem przypowieści Jezusa. Zaproszeni do winnicy są tym razem synami, a nie tylko najemnikami. Bóg objawia się jako Ojciec, a nie jako tajemniczy gospodarz. Zaprasza z miłością, podchodzi do każdego z synów z cichym zaproszeniem do pracy nad własnym zbawieniem. Decydującym progiem okazuje się jednak nie słowna komunikacja, ale zdolność do odczuwania żalu.

Różnie bywa ona tłumaczona, jako nawrócenie albo opamiętanie, czy też zastanowienie się. Chodzi o rodzaj zmartwienia albo troski, czy też przejmowania się własnym losem. Ostatecznie nazywamy to skruchą. Paweł w Liście do Koryntian nazywa tę postawę ducha zasmuceniem ku nawróceniu. Okazuje się, że nawrócenia potrzebują wszyscy, zarówno prostytutki, poborcy, jak i kapłani, bo do nich Jezus skierował tę przypowieść, to znaczy również do mnie. Nawrócenie jest zwróceniem całej swojej uwagi ku Bogu, a nie tylko wyzbyciem się złych uczynków. Katechizm twierdzi, że żal za grzechy jest pierwszym krokiem człowieka ku Bogu. Jest to „ból duszy i znienawidzenie popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości”. Gdy wypływa z miłości do Boga miłowanego nade wszystko, jest nazywany „żalem doskonałym” lub „żalem z miłości” (contritio).

Taki żal odpuszcza grzechy powszednie. Przynosi także przebaczenie grzechów śmiertelnych, jeśli zawiera mocne postanowienie przystąpienia do spowiedzi sakramentalnej, gdy tylko będzie to możliwe. Żal nazywany „niedoskonałym” (attritio) jest darem Bożym i powstaje z przemyślenia ohydy grzechu lub obawy przed wiecznym potępieniem i konsekwencjami wynikającymi z grzechów. Przypowieść o dwóch synach mogłaby być komentarzem dla dwóch skazańców na krzyżach, z których jeden w ostatniej chwili poprosił o raj Jezusa. Ale na pewno to zdolność do owego żalu decydować będzie o naszym losie, bardziej niż to, czy posiadaliśmy internetowy adres mailowy.