28. Niedziela zwykła (A)

publikacja 10.10.2017 21:39

Sześć homilii

Odziany łaską

ks. Leszek Smoliński

Św. Paweł, zaprawiony do różnych, zmiennych warunków codziennego życia, wyznaje w Liście do Filipian: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Jest to zasada aktualna nie tylko dla Apostoła Narodów, ale również dla każdego chrześcijanina, który pragnie liczyć w swoim życiu na Bożą pomoc. Zmartwychwstały Pan jest bowiem źródłem mocy dla każdego z wiernych.

Kard. Avery Dulles (1918-2008), uważany za największego teologa katolickiego w USA. Był nawróconym na katolicyzm prezbiterianinem i pracownikiem wojskowego wywiadu Stanów Zjednoczonych. Tak wyznał: „W ciemnościach mego wewnętrznego świata najwyższe ludzkie instynkty stanęły wobec próżni. I w tę próżnię wstąpiła łaska Boża. (…) Wstąpiłem do Kościoła jak jeden z tych tchórzliwych pływaków, co zamykają oczy, gdy wskakują do morza. Odkryłem później, że wody wiary są niesłychanie pławne. Gdy człowiek jest odziany łaską, ocean wiary jest jego naturalnym elementem”. Kard. Dulles doświadczył, że wiara wymaga ciągłego przezwyciężania ułomności ludzkiej natury, a życie duchowe to nieustanne borykanie się, by wzrastać w pokornej wierze, nadziei i miłości.

Pawłowe wyznanie: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” jest zaprzeczeniem słów, które bardzo często padają nawet z ust ludzi wierzących: „Rób dobre uczynki i się zbawisz”. Skoro sam mam się zbawić, to do czego jest mi potrzebny Bóg? Dla uczniów Chrystusa to podstawową kwestią pozostaje to, żeby nie głosić samozbawienia. Nie człowiek bowiem zbawia sam siebie, ale zbawia go Bóg. Zbawienie to dzieło Bożej miłości, która zostaje nam ofiarowana jako darmowy dar. Naszym zadaniem pozostaje współpraca z łaską Bożą, z Tym, który w sposób nadprzyrodzony udziela się człowiekowi, zapraszając go do pełnej jedności ze Sobą. Nie chodzi więc o to, by robić wiele dla Jezusa, ale realizować swoją codzienność z Jezusem, pomnażając w swoim życiu miłość.

Kto bowiem zmierza ku dojrzałej miłości, automatycznie staje się człowiekiem bardziej zintegrowanym i coraz zdrowszym emocjonalnie. A miłość, podobnie jak ptak, ma dwa skrzydła. I potrzebuje ich obydwu, żeby lecieć do celu. Pierwszym skrzydłem jest afirmacja, a drugim wymaganie. Prawdziwej afirmacji nie można wyćwiczyć. Stanowi dar zarówno dla tego, kto afirmuje, jak i dla tego, kto jest afirmowany. Wyraża się czułym spojrzeniem, innym razem gestem, słowem, niekiedy milczeniem. Natomiast wymagania pozwalają miłości rozwijać się, przekraczać granice własnych ograniczeń i dzielić się miłością z braćmi i siostrami. Wymagania stawiane przez miłość otwierają nasze oczy naprawdę o Bogu i o nas samych. Podróżnik Marek Kamiński jako pierwszy człowiek w historii zdobył oba bieguny Ziemi w jednym roku. W wywiadzie książkowym pt. Idź własną drogą (Kraków 2017) wyznaje: „Bieguny uświadomiły mi, że więcej zawdzięczam Panu Bogu niż sobie. Te wyprawy były tak ciężkim doświadczeniem, że gdybym przypisywał to, że je przeżyłem, swojej nadludzkiej sile, byłoby to kłamstwem. Ja tam na końcu świata uczyłem się pokory” (s. 13).

Strój weselny

Piotr Blachowski

Lubimy uczestniczyć w przyjęciach, być częstowanymi smakołykami, dobrze się bawić przy dobrej muzyce. Jedynym minusem jest to, że przyjęcia mają dwie cechy: po pierwsze nie zdarzają się codziennie, po drugie wymagają od nas innego zachowania, innego ubrania, innego nastroju. Chociaż czasami bywa tak, że mimo zaproszenia, nie zawsze mamy na nie ochotę z różnych względów.

Ale każdy z nas powinien mieć określoną hierarchię wartości i zachowywać ją w momencie, gdy staje przed wyborem pomiędzy różnymi możliwościami i propozycjami, które mu się nadarzają, a Bożym zaproszeniem. Przed Bogiem nie musimy się krygować, udawać, ponieważ Bóg doskonale nas zna i przed Nim nic się nie ukryje. Ale zadbać powinniśmy o nasz odświętny strój, którym ma być nasza dusza, nasza wiara, nasza miłość do Boga, nasza miłość do bliźniego – nie tylko z rodziny, ale także tego, którego znamy jedynie z widzenia. Ów odświętny strój, który mamy przyoblec w chwili spotkania z Panem, tworzymy od narodzin aż po śmierć.

Teraz poprzez analogię do przyjęć weselnych, w których uczestniczyliśmy lub na które nas nie zaproszono, przypatrzmy się, jak Pan Jezus mówi o Sobie, czyniąc to w trzeciej osobie, bo taka jest specyfika przypowieści. Mówiąc o królu zapraszającym na ucztę weselną swego syna, przekazuje nam Prawdę o Królestwie Bożym, Prawdę, którą On sam przyniósł na świat. Królem jest Bóg, ucztą – zbawienie, jakie przyniósł człowiekowi Syn Boży, sługami zaś są prorocy i apostołowie. Zaproszonymi, którzy odmawiają przyjścia na ucztę lub źle się obchodzą ze sługami, są wszyscy, którzy odrzucają Jezusa. Niczego od nich nie żądano, wszystko im zostało dane z dobroci i najwyższej szczodrobliwości. Jednak oni nie chcieli z tego skorzystać, bo inne sprawy uznali za ważniejsze.

Odrzucając zaproszenie, odrzucili miłość Boga. Podobnie do nich zachowuje się człowiek, który jest przekonany, że nie potrzebuje zbawienia, człowiek zanurzony w sprawy doczesne, który uważa, że czas poświęcony Bogu i życiu wiecznemu to czas stracony. Bóg jednak nie przestaje ponawiać swego zaproszenia. Kiedy jedni odmawiają, inni zostają zaproszeni na ich miejsce. Ale być wezwanym i przyjść na gody, nie oznacza jeszcze ostatecznego zbawienia. Trzeba mieć strój weselny, by nie zostać wyrzuconym „na zewnątrz w ciemności”. Prawdą jest, że tę „szatę” – bardziej wewnętrzną niż zewnętrzną – daje sam Bóg, Sprawca łaski i wszelkiego dobra w duszy ludzkiej, ale każdy zaproszony musi powiedzieć „tak” Panu, musi przyjąć Jego prawo i odpowiedzieć w pełni na wymagania życia chrześcijańskiego. Czy jest w nas gotowość do przyjęcia „stroju weselnego”? Bo tak naprawdę, to ta gotowość lub „zgrzytanie zębami” zależy od każdego osobiście. Rozważając z największą pokorą dzisiejsze Słowo Boże, bądźmy dobrej myśli i przyjmujmy już teraz zaproszenie Pana do „Uczty Eucharystycznej”.

MATKO RÓŻAŃCOWA – dopomóż nam wyzbyć się próżnych i złych wymówek i spraw, abyśmy często i nabożnie uczestniczyli w uczcie, która posila nas wewnętrznie.

Nie odrzucajmy zaproszenia

Piotr Blachowski

Czasami, będąc zaproszonymi do kogoś lub do czegoś, długo się zastanawiamy, gdyż boimy się związanych z tym zaproszeniem wydatków bądź funkcji. Zdarza się, że odrzucamy zaproszenie, gdyż zwycięża antypatia lub wręcz niechęć do osoby, która owo zaproszenie do nas kieruje.

A dzisiaj właśnie o zaproszeniu na ucztę, na specjalną ucztę, mówią nam wszystkie czytania. Izajasz, pod natchnieniem Ducha Świętego, przekazuje nam zapowiedź odwiecznej uczty, którą przygotowuje dla nas, wierzących w Jednego Boga, nasz Pan na końcu czasów. Bo „Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win.” (Iz 25,6). Ucztę, na którą zaproszeni jesteśmy wszyscy, którzy spełniamy wolę Pańską, wysławiając Jego dobroć oraz Jego Miłość. „Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę od swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł.” (Iz 25,8).

Wzór możemy czerpać pełnymi garściami ze świętego Pawła, który, nawrócony pod Damaszkiem, do tego stopnia przylgnął do Chrystusa, że nie straszne dla niego przeciwności losu. Mówi nam: „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.”(Flp 4,12-13) To postawa godna naśladowania.

Wreszcie ewangeliczna wizja  naszego spotkania z Bogiem na końcu naszego żywota. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do wspólnego biesiadowania na wyżynach niebieskich. Ale to od naszego przygotowania, naszego życia tutaj i naszego „ubioru” – czytaj: naszej wiary – zależy, czy wejdziemy na ucztę. Bowiem słowa króla skierowane do jednego z biesiadników odnoszą się również do nas: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?" Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: "Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów". Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych».”(Mt 22,12-14). Samo powołanie do uczestnictwa w Kościele CHRYSTUSOWYM nie wystarczy, trzeba być odpowiednio ubranym – w modlitwę, wiarę, miłość,  a przede wszystkim w uczestnictwo w Eucharystii.

Boże, pozwól nam uczestniczyć w niebiańskiej uczcie w łączności z Tobą, pozwól nam być MOCNYMI w Tobie.

Nie zjadaj Komunii!

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Odrzucenie zaproszenia jest zniewagą. Jeszcze gorszą zniewagą jest być na weselu i mieć pogrzebową minę, być obdarowanym łaską i nie cieszyć nią, lecz smucić. Uczta z przypowieści jest obrazem Eucharystii. Spójrzmy na swoje zaangażowanie na Mszy świętej. Ilu z nas nie ma, nie tyle stroju, co nastroju weselnego i po prostu nie odzywa się ani słowem?

Przypomnijmy sobie komunię z Ostatniej Wieczerzy. Judasz zjadł chleb umaczany w winie i wyszedł, milczący i smutny. A była noc. Wszedł od razu w ciemność, ponieważ zrezygnował z czułości Boga. Jan zaś został w Wieczerniku i przytulił się do piersi Jezusa. On nie wyszedł na zewnątrz, pozostał wewnątrz i nasłuchiwał serca Jezusa.

Msza święta jest chwilą jedyną w swoim rodzaju. Niczego nie da się z nią porównać. Każdy z nas został stworzony dla zbawienia. Każda chwila w życiu przeznaczona jest dla wypełnienia tego właśnie celu. Każda chwila jest niepowtarzalna. Jeśli nie odkrywamy tej eucharystycznej chwili i pozwalamy Jezusowi przejść obok nas, nie da się już wrócić tego czasu. Nie możemy przyjmować Komunii, jeśli jesteśmy w stanie grzechu śmiertelnego. Trzeba o to bardzo dbać, by czystym sercem przyjmować Jezusa. By nie być Judaszem, ale Janem. Zbyt łatwo wracamy do grzechów. Zbyt łatwo wchodzimy w ciemną noc, gdzie jest płacz i zgrzytanie zębów, jak Judasz. Przyjmować Jezusa z sercem brudnym to coś więcej niż zuchwałość. Moment Komunii jest po to, by się modlić. Byłoby jednak niewłaściwe, gdybyśmy modlili się modlitwą faryzeusza – porównując się z innymi, albo modlitwą, w której bardziej liczą się nasze kłopoty i problemy niż Jezus. Mniej próśb, a więcej miłości do Jezusa! Powiedz Mu, że Go kochasz, że całym sercem dziękujesz Mu za to, co dla ciebie uczynił. Nie chciej tylko „zjeść” Komunii, chciej przyjąć Jezusa. Taka modlitwa nie powinna być litanią smutnych próśb i skarg albo stanem odrętwiałego zaniemówienia, ale bukietem czci i podziwu.

Kiedy trzymam Hostię, myślę o przypowieści o robotnikach, którzy otrzymali denara za różny czas pracy (Mt 20,1–16). Za pracę duchową w winnicy mojej duszy, za pracę dla innych dusz w winnicy Kościoła zawsze jest ta sama nagroda: komunia z Jezusem. To moja zapłata!

Święty Piotr Damiani był małym dzieckiem, kiedy stracił rodziców. Był wychowywany przez starszego brata, który bardzo źle go traktował. Dziecko chodziło bez właściwego ubrania i często niedożywione. Pewnego dnia na drodze chłopiec znalazł srebrny pieniądz, a nie mogąc odszukać właściciela, pomyślał, że kupi sobie coś z ubrania. Nagle w pamięci ujrzał zmarłych rodziców. Zdecydował się ofiarować swój skarb na Mszę za rodziców. Od tego dnia jego życie się zmieniło. W niedługim czasie jego losem zajął się drugi brat, który zadbał o jego edukację i traktował go z miłością. Ta zmiana pozwoliła mu zostać kapłanem, a później świętym.
 

 

Druga homilia na następnej stronie

Strój weselny

 

ks. Jan Waliczek

Jest czcigodną tradycją, że wybierając się na niedzielną Mszę Świętą odświętnie się ubierają. Czasem mówią o swoim stroju: „To na niedzielę do kościoła”. Piękne to świadectwo o zrozumieniu wyjątkowości tego dnia i wyjątkowości zgromadzenia, w którym mają uczestniczyć. Również zakrystianin na niedzielę przygotowuje kapłanowi „ten lepszy ornat”. Istnieje też zwyczaj zakładania stroju specjalnie przygotowanego na wyjątkowe uroczystości. To strój dziecka pierwszokomunijnego, ślubny strój młodej pary albo czasem strój żałobny. Dobrze, że strój podkreśla przeżywanie uroczystości religijnych. Niedobrze jednak dzieje się wtedy, gdy właśnie on staje się niemal głównym akcentem owych uroczystości, a potrafi to uczynić nawet u tych, którzy deklarowali zachować dystans wobec jego wymyślnych form. Wtedy przestaje już być świętowana uroczystość, a ukradkiem swoje świętowanie zaczynają próżność i pycha.

Obecnie nietrudno jest zauważyć, że niektórzy nie dzielą już stroju na codzienny i niedzielny. Być może w tygodniu noszą się tak, że w niedzielę do stroju nic dodać, nic ująć. Byle brak różnicy w stroju nie wyrażał zacierania się różnicy między dniem powszednim a dniem Pańskim. Inni świętują w stroju powszednim, bo z niedostatku nie stać ich na osobne odzienie. Byle ze wszystkimi świętowali i nie tłumaczyli się: „Nie mieliśmy w czym pójść”.

Przypowieść przytoczona dziś przez Chrystusa jest upomnieniem się o strój weselny u uczestników uczty. Dobrze wiemy, że wartość tego stroju nie leży w gatunku materiału, w pomysłowości kroju czy cenie. Tym zajmują się rewie mody i reklamy. Strój, o który upomina się Chrystus ma być wyrazem prawdy o wnętrzu człowieka. Sami potrafimy rozpoznawać fałszywy obraz ładnego stroju, jeśli założy go ktoś o niedobrym sercu. Wiemy, że w końcu piękno stroju pochodzi z wewnętrznego piękna człowieka. Człowiek swoją osobowością przyozdabia strój, bo prawdziwą szatę weselną nosi w swoim sercu.

Od posiadania tej wewnętrznej szaty weselnej nikt nie może się wymówić. Każdy kto jej posiadania zaniedba, usłyszy pytanie Pana: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?”.

Wewnętrzny strój weselny to troska o czystość sumienia. Tyle w nas stroju weselnego, ile rachunku sumienia, szczerego żalu za grzechy, opierania się pokusom, zmagania się o trwanie w miłości Boga i bliźnich. Troska o ten strój jest wielkim czuwaniem, modlitwą i moralnym wysiłkiem. Takich braków nie zastąpi ani nie przykryje najwspanialsza nawet kreacja.

Prawdziwy strój weselny to wnętrze człowieka ubogacone i umocnione Chrystusem. Świadom posiadania takiego stroju był św. Paweł. Pisał: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Chrystus był jego szatą, wystrojem i mocą wewnętrzną.

Zatroskani o wierzchnie szaty, zapatrzeni w nowoczesny wystrój mieszkań, urzędów, sklepów i ulic, tak łatwo możemy zapomnieć o potrzebie stroju weselnego dla swojej duszy. Popatrzmy na ubogi strój św. Franciszka, na proste zakonne habity, na płaszcze kobiet, którymi codziennie wycierają one kościelne ławki. Zobaczmy przepocone robocze ubrania mężczyzn. Niejednokrotnie kryje się pod nimi wspaniały strój duszy.

Dzisiaj Chrystus pyta o wystrój mojego i Twojego wnętrza. Uważnie i odważnie spójrzmy w siebie i dokładnie sprawdźmy, czy posiadamy strój weselny? Zobaczmy, w jakim jest stanie. Czeka nas przecież udział w wiecznej uczcie zbawienia, którą Pan przygotował dla wszystkich ludów na swej górze świętej.

Niech naszej codzienności i wszystkim jej zmaganiom nie zabraknie zmagania najważniejszego: o wewnętrzny stan łaski, byśmy w szczęśliwej wieczności mogli wołać: „Cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia”.

 

Różne rodzaje milczenia

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Zawsze kiedy medytowałem tę przypowieść, moja uwaga zatrzymywała się na tym oniemiałym uczestni-ku uczty. Milczał, ale stał się najgłośniejszą postacią na uczcie. Wszyscy rozmawiali, a on nie tylko nie miał właściwej szaty, ale jeszcze zamknął się na króla zupełnie.

Język grecki rozróżniał przynajmniej trzy rodzaje milczenia. Jest takie milczenie, które jest oznaką wewnętrznego spokoju, cichości ducha, skromności. Albo przynajmniej wyciszenia dla usłyszenia kogoś. Greka nazywa takie milczenie hesychia. Cichość jest też błogosławieństwem. Bycie cichym w duchu wypływa z pragnienia zdobycia upodobania Bożego spojrzenia, a nie przypodobania się ludziom. Jest to cisza mimo odrzucenia, mimo niesprawiedliwości, mimo możliwości obrony!

Wynika ona z zaufania do Boga, który nie opuści mnie nigdy, choć fakty mogą wskazywać na opuszczenie. Celem całej pracy ludzkiej jest ostatecznie zaprzestanie, czyli szabat cichego odpoczywania w obecności Boga! Mojżesz, który kontemplował Boga, był mitissimus, najcichszy! Cichość krzyża udziela się kontemplującemu! Wpatrując się w niego w milczeniu, zaczynamy rozumieć, że jedynie niepowodzenie przeobraża nasze wnętrze ku miłości i życiu, które nie miną, bo będą niepokonane.

Bywa też milczenie, które staje się wyrazem zachowywania tajemnicy. Piotr, Jan i Jakub, gdy zobaczyli Jezusa przemienionego i usłyszeli, iż jest Synem Ojca niebios, zachowywali milczenie. To było zachowywanie tajemnicy. Takie milczenie greka chętnie nazywała sigao. Ale jest również takie milczenie, kiedy komuś zamyka się usta na podobieństwo nałożenia psu kagańca – fimoo! Drastycznie nazwalibyśmy to stuleniem pyska. Tak właśnie Biblia mówi o zamilknięciu tego gościa z uczty i demona, który targał opętanym w synagodze w Kafarnaum. Jezus powiedział do niego z mocą: „Milcz!”. W ten sam sposób ucisza wzburzone jezioro i wiatr.