1. Niedziela Adwentu (B)

publikacja 27.11.2017 19:17

Osiem homilii

Adwentowy czas odnowy

ks. Leszek Smoliński

W domu opieki licząca blisko dziewięćdziesiąt lat kobieta narzeka na wszystko. Nikt bowiem nie robi tak, jak ona sobie życzy. Nic jej nie smakuje, nic jej nie odpowiada. Kapelan, przed którym wylała swe żale, powiedział: „Nie ma innego rozwiązania. Zaczynamy nowennę modlitw o dobrą śmierć”. Babcia zaniemówiła. Po chwili z mocą powiedziała: „Co ksiądz wygaduje, ja wcale nie chcę umierać. Niech ksiądz się modli, bym żyła jak najdłużej”. Ksiądz zapytał: „Nawet jak pani tak niedobrze na tym łóżku?” Odpowiedziała: „Ja już nie będę narzekać. Niech się ksiądz nie modli o moją śmierć”. Po tygodniu pielęgniarki pytały księdza, co się stało, bo babcia zmieniła się nie do poznania. Zamiast pretensji i narzekania jest miła i za wszystko dziękuje. Prosiła tylko, by ksiądz kapelan do niej nie przychodził, aż sama o to poprosi. Oto reakcja kobiety, która często odmawiała różaniec, ale na serio o swoim odejściu nie pomyślała.

„Odnów nas Boże i daj nam zbawienie” wołamy razem z Psalmistą rozpoczynając adwentowy czas czuwania i modlitwy. Uświadamiamy sobie, że żyjemy w perspektywie ostatecznego chwalebnego przyjścia Jezusa Chrystusa. Im mocniej ktoś Go kocha, tym usilniej czeka na to spotkanie. Jeśli kochamy doczesność, podejmujemy wysiłek, by zatrzymać się na ziemi jak najdłużej. Życie przypomina ekran telewizora, na którym programy następują po sobie i następny wymazuje poprzedni. Ekran jest wciąż ten sam, zmieniają się tylko obrazy. Podobnie jest z nami: świat pozostaje, jedynie my kolejno przemijamy. Św. Teresa z Avila przypomina nam tę prawdę w słowach: „Niech nic cię nie niepokoi, niech nic nie napawa cię lękiem. Wszystko bowiem przemija, jedynie Bóg trwa”.

Jesteśmy wezwani przez Chrystusa, abyśmy nie przespali momentu Jego przyjścia. Dlatego ważne jest, abyśmy słuchali Pana – a nie zagłuszali Jego głosu zabawą, bezrefleksyjnym życiem czy brakiem nawrócenia. Nie wiemy, kiedy nastąpi czas ostatecznego przyjścia Jezusa. Chodzi przede wszystkim o zachowanie trwałej i żywej relacji z Chrystusem. Bez ożywiania relacji z Jezusem traci się duchową świeżość, traci się zdolność pokonywania trudności, unikania błędów czy przetrwania życiowych zawirowań. Nasze czuwanie musi się wiązać z aktywną wiernością swojemu powołaniu i wyznaczonym zadaniom. Chodzi więc nie o zapatrzenie się w siebie i promocję własnej doskonałości, ale o postawę służby Chrystusowi obecnemu w potrzebujących.

Chyba nikt z nas nie lubi takiego ostrzegawczo-karcącego tonu, któremu często towarzyszy jeszcze grożenie palcem: „Uważaj, bo jak nie, to...” Więc i słowa Chrystusa „Czuwajcie!” przyjmujemy z oporem, albo i nie przyjmujemy: po prostu, puszczamy je mimo uszu, żeby nas nie niepokoiły i nie spędzały snu z oczu. Chrystusowi wcale nie chodzi o straszenie nas, ale o mobilizację do nawrócenia właśnie dziś, w pierwszą niedzielę adwentu, czyli na początku nowego roku kościelnego. Każdy z nas musi zabiegać o swoją świętość, to znaczy o swoje zbawienie. Czuwaj więc, zabiegaj o swoje zbawienie, o swoją świętość, abyś nie zmarnował życia – tego, tu na ziemi i tego wiecznego, które również na ziemi się zaczyna.

Czas odnowy, nadziei, oczekiwania

Piotr Blachowski

Przychodzi na nas taki czas, kiedy zaczynamy czuć się nieswojo, krótkie dni i chłód potęgują nasze poczucie. Szukamy instynktownie czegoś, co by nas pobudziło, co pozwoliłoby nam być pełnymi werwy i gotowymi do działania. Czegoś, co mogłoby nas odnowić i zaszczepić w nas nadzieję i siłę.

Nie chodzi tu jednak ani o depresję jesienną, ani o chandrę. Cykl roczny wpycha nas w system podsumowań rocznych, każe się nam rozliczać z działań i dążeń, które chcieliśmy zrealizować w ciągu 12 miesięcy, a jednocześnie daje nam nadzieję na to, że jeśli nawet nie wszystko jest zrealizowane, to mamy szansę ponowić próbę realizacji w nadchodzącym roku; nasze oczekiwania rosną z każdym dniem przybliżania się nowego roku.

Okres który jest przed nami wymaga zastanowienia, jak również jest czasem, w którym powinniśmy popracować nad sobą i swoją rodziną by móc wspólnie z naszymi bliskimi przy stole wigilijnym. Popracować nad sobą to oznacza by być przygotowanym. Powinniśmy czuwać, modlić się i pracować, nie tylko dla siebie, ale również nad sobą, nad naszą radością i oczekiwaniem, nie cudów, ale spraw, które nam pomogą przeżyć ten okres.

W życiu chrześcijańskim, niezależnie od pory kalendarzowej, takim rocznym bilansem, oczyszczającym nas i przygotowującym do nowych przeżyć, jest Adwent. Ten radosny czas pozwala nam przygotować się na przyjście Pana, a więc przygotować do świąt Bożego  Narodzenia, podczas których wspominamy to, co jest podstawą naszej wiary, czyli pierwsze przyjście Syna Bożego na ziemię, mając równocześnie nadzieję doczekania ponownego Jego przyjścia na ziemię. Dlatego też w Ewangelii na dzisiejszy dzień słyszymy o potrzebie czujności, o potrzebie czuwania, co jednocześnie rozumiane powinno być jako gotowość na Paruzję. Nowy Rok Liturgiczny, tym razem pod hasłem WIERZĘ W SYNA BOŻEGO, to hasło usposabia nas do wiary w przekazy czytań opowiadających o Jezusie Chrystusie Synu Bożym, jak również Jego przekazy w Ewangeliach.

Matka nie nastawia sobie budzika, aby nakarmić dziecko rano, matka wie, że musi spać czujnie, bo w każdej chwili może być dziecku potrzebna. Nie wystarczy regulaminowo trzymać straż, lecz trzeba czasami postawić wartę. Mamy być gotowi zawsze i w każdej chwili na przyjęcie, na odwiedziny, abyśmy w odpowiedzi na słowa „Czuwajcie” mogli rzec: czuwamy, jesteśmy gotowi. Nasza gotowość do oczekiwania, słuchania i wiary, powinna wypływać z poczucia obowiązku, ale przede wszystkim z miłości, nadziei, tęsknoty. Dlatego my musimy sobie sami odpowiedzieć na pytanie: czy jesteśmy już gotowi?

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o pomoc Ducha Świętego, byśmy wyznając wiarę nieustannie oczekiwali przyjścia Pana. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Pamięć i oczekiwanie

ks. Piotr Alabrudziński

„Rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż.” Podróże są domeną wakacji, a te już dawno za nami. Możemy jedynie wracać do nich pamięcią, ożywianą chociażby przez oglądanie zdjęć i pamiątek, albo czekać z utęsknieniem na następne, snując marzenia i plany. Pamięć i oczekiwanie. Przeszłość i przyszłość. Dwa wymiary, obejmujące o wiele więcej niż czas wakacyjnego odpoczynku. Przeszłość i przyszłość to kategorie, którymi możemy także opisać działanie Boga w naszym życiu. A teraźniejszość? Czy ona również może być przestrzenią działania Boga w świecie i w moim życiu?

Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam Jezusa, ukrytego pod postacią pana domu, który opuścił swoją własność i „udał się w podróż”. Jak łatwo możemy ten obraz odnaleźć w swoim życiu. Bóg rzeczywiście „udał się w podróż”, opuścił mnie. Gdyby był ze mną nie spotkałyby mnie takie nieszczęścia, nie cierpiałbym z powodu choroby, nie popadł w sidła alkoholizmu. Gdyby Bóg był ze mną lepiej pokierowałbym swoim życiem, wybrał lepszego partnera, nie miał problemów z moimi dziećmi. Gdyby Bóg był ze mną nie byłbym teraz całkiem sam, opuszczony i zapomniany przez bliskich.

Bóg opuścił jednak nie tylko moje życie, opuścił także świat. Jak bowiem można inaczej wytłumaczyć głód, wojny, obozy zagłady, cierpienie bezbronnych? Kiedyś, owszem, Bóg był obecny w tym świecie. Stworzył go, posłał swojego Syna, Jezusa, działał nawet w początkach Kościoła. Wierzę w to, jestem przecież chrześcijaninem. Bóg był także obecny kiedyś w moim życiu – przyjąłem chrzest, byłem u Komunii Świętej.

Jako chrześcijanin wierzę również, że Bóg powróci z tej podróży. Mówi przecież dzisiaj w Ewangelii: „Czuwajcie (…), bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie”. Wierzę, że jeszcze zainterweniuje w moim życiu i w historii świata, ale dopiero na końcu czasów. Co jednak pozostaje mi dziś, kiedy Bóg cały czas jest w podróży?

Adwent, który właśnie rozpoczynamy tą niedzielą jest dobrą okazją do spojrzenia na swoje życie i szukania w nim Boga. On, choć może wydawać się nieobecny na scenie mojego życia, nigdy tak naprawdę jej nie opuścił.

Jesteś chrześcijaninem! Czy wiesz, co to oznacza? Jesteś tym, który jest podobny do Chrystusa, mało tego – tym, który nosi Jezusa w sobie. Adwent w porządku roku liturgicznego przygotowuje nas na Narodzenie Pana, na radosne uobecnianie tej tajemnicy w liturgii. Adwent jednak w moim i Twoim osobistym życiu jest po to, abyś zatęsknił za Bogiem i przypomniał sobie, że On stał się Człowiekiem.

Jezus przychodząc na świat odmienił całkowicie bieg historii. Nie można już wydzielić tego, co święte i tego, co świeckie, sacrum i profanum. Jego przyjście na świat sprawiło, że wszędzie można odnaleźć Boga, że On jest blisko każdego stworzenia, jest blisko Ciebie. Bliżej niż myślisz.

Zapytasz jednak, jak mogę tego doświadczyć? Przecież to w żaden sposób nie zmienia mojego życia i jego historii. Przecież nie czuję, że Bóg jest obok mnie. Pozwól jednak, że ja też Ciebie zapytam: czy szukasz Boga w swoim życiu, obok siebie?

Człowiek z dzisiejszej Ewangelii, który udał się w podróż nie zostawił swojej posiadłości na pastwę losu. Owszem – zostawił dom, ale „powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał.” Jego samego już tam nie ma - jest w podróży. Teraz jednak kto inny zajmuje się jego dziedzictwem. Ten niedoskonały obraz pozwala nam spojrzeć na nasze życie, na moje i Twoje życie, w zupełnie innym świetle. Bóg nie opuścił świata, ale pozwala działać człowiekowi, dał mu wolność. Właśnie ta wolność sprawia, że dużo bardziej niż poprzez cudowne interwencje i łamanie wszelkich możliwych praw Bóg chce być obecny w świecie w sposób cichy i pokorny, bez świateł i krzyków, w cichej przestrzeni ludzkiej miłości, dobroci i zaangażowania w ten świat.

Wezwanie do czuwania, które skierował dziś do każdego z nas Jezus, nie jest czymś abstrakcyjnym. To wezwanie, które domaga się osobistego zaangażowania. Uważaj i czuwaj, czyli bądź uważny, szukaj Boga obok siebie, w swoim życiu. Może tam, gdzie do tej pory widziałeś tylko przypadek dzięki Jego łasce zrozumiesz, że Przypadek to jedno z imion Boga, pod którym chce się Tobie przedstawić.

Tak często jednak o Nim zapominamy, oddalamy się od Niego, szukając własnych dróg. Może Ty też oddaliłeś się od Boga i myślisz, że jesteś już za daleko, że nie ma już powrotu. Jak mogę dziś doświadczać Boga w moim życiu? Jak się do Niego zbliżyć? Przez dobre uczynki? Prorok Izajasz mówi dziś, że „wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata”. Nie tędy zatem prowadzi droga do Boga. On proponuje Ci dzisiaj zmianę perspektywy patrzenia. To nie Ty zbliżasz się do Boga, ale to On zbliża się do Ciebie. Bóg jest na tyle wielki, że pozwala się ograniczyć naszej ludzkiej wolności. Szanuje ją do tego stopnia, że zbliża się do każdego z nas, jednocześnie pytając, czy dopuścimy Go do siebie. Decyzja należy do każdego z nas.

Bóg jest obecny także dziś, Jezus żyje. On pragnie być bardzo blisko Ciebie, Twoich problemów i codziennych spraw. Chce, abyś dzielił się z Nim swoimi trudnościami i radościami, abyś przedstawiał Mu swoje marzenia i plany. Czeka jednak na Twoją uwagę i na Twoje zaproszenie. Nie musisz od razu zmieniać wszystkich swoich czynów i planować poprawy całego życia. Zacznij od zmiany jego kierunku – na chwałę Boga Ojca, w jedności z Jezusem. A jeśli tego chcesz, powtórz w swoim sercu za prorokiem Izajaszem: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił”. Jezu, rozedrzyj niebiosa i zstąp do mojego życia!

Zaczyn i oczekiwanie

Piotr Blachowski

Zaczyn to w mowie piekarzy i cukierników mała porcja specjalnej masy, która jest niezbędna do spulchnienia ciasta przygotowywanego do produkcji wypieków. W naszym życiu takim zaczynem są krótsze lub dłuższe okresy przyczyniające się do wzrostu naszej wiary. A właśnie jesteśmy przed takim okresem, który potraktować można jako zaczyn, spulchniacz.

Tym okresem jest Adwent, radosny czas oczekiwania na dzień Bożego Narodzenia. Tylko Bóg wie dokładnie, ile jeszcze pozostało przed nami Adwentów. Czy każdy z dotychczas przeżytych stał się dla nas zaczynem nowego życia, zaowocował wzrostem wiary, nadziei, miłości? Na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć. Niezależnie od tego, jak odpowiedź będzie brzmiała, wszyscy otrzymujemy kolejną szansę dobrego przeżycia Adwentu.

Prorok Izajasz mówi nam: „Tyś, Panie, naszym Ojcem, "Odkupiciel nasz" to Twoje imię odwieczne. … Panie, Tyś naszym Ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.” (Iz 63,16c;64,7). Skoro mamy Odkupiciela, którego przyjście będziemy świętować za cztery tygodnie, to powinniśmy wykorzystać czas oczekiwania na przygotowanie.

W tym właśnie przygotowaniu wspomaga nas Słowo wysłuchiwane podczas liturgii Słowa przez cały czas Adwentu. Od nas zależy, co zapamiętamy i co wprowadzimy w czyn. To przecież do nas św. Paweł mówi: „Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, gdy oczekujecie objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa.” (1 Kor 1,4-7). Wzbogaceni jesteśmy we wszystko, ale musimy popracować nad sobą, by łaska wydała widoczne owoce.

Ewangeliczne słowa o czuwaniu trafiają w samo sedno problemu przygotowania. Słysząc o potrzebie czujności, o potrzebie czuwania, powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że słowa te dotyczą naszej gotowości na ponowne przyjście Pana, na Paruzję. „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących.” (Mk 13,35-36).  Mamy być gotowi zawsze i w każdej chwili, abyśmy na polecenie „Czuwajcie” mogli odpowiedzieć zgodnie z prawdą: czuwamy, jesteśmy gotowi.

Nasza gotowość nie powinna wypływać z poczucia obowiązku, lecz przede wszystkim z miłości, nadziei, tęsknoty, oczekiwania. Musimy sobie sami odpowiedzieć na pytanie: czy jesteśmy już gotowi?

Uważajcie i czuwajcie...

 

ks. Jan Kochel

Adwent oznacza „przyjście” (łac. adwentus). Dla nas jest to czas liturgicznego przygotowania do przeżycia na nowo narodzin Syna Bożego z łona Maryi „w pełni czasu” (Ga 4,4). Jest to czas prawdziwej nadziei dla wszystkich ludzi, czas nowych perspektyw, nowych wyzwań. Z tym wiąże się jednak potrzeba przemiany, odrzucenia dawnego sposobu życia, radość oczekiwania i gotowość na spotkanie. „Czuwajcie i módlcie się, byście nie popadli w pokuszenie” (Mk 14,38). „Czuwajcie... Duch wprawdzie pełen zapału, ale ciało słabe” (Mt 26,41). „Czuwajcie i bądźcie mocni w wierze” (1 Kor 16,13). „Czuwajcie wytrwale” (Ef 6,18). „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie!” (1 P 5,8). W powtarzających się wezwaniach wyraża się podstawowe przekonanie: że człowiek, istota historyczna, podlega zmęczeniu, nie może wyrwać się o własnych siłach z przytłaczających go słabości, przywar i grzechów. Każdy chrześcijanin musi być przekonany, że nikt nie może być pewny swego wytrwania i że największe niebezpieczeństwo czyha na tych, którzy mniemają, iż doszli do tego stopnia równowagi, że nie potrzebują żadnego środka ostrożności. Nowotestamentowe wezwanie do czuwania mówi nam, że szatan stara się pozbawić nas radości wiary i nadziei chwały życia wiecznego. Zawsze jesteśmy atakowani w tych zasadniczych punktach. Trzeba więc czuwać, wiedząc, że w tej walce nie ma spoczynku i że w każdej chwili może zawładnąć nami smutek i zniechęcenie, a nasz duch rozproszy się w zewnętrznych radościach, które osłabiają wiarę.

Prorok żali się więc i pyta Boga: „Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić z dala od Twoich dróg, tak iż serce nasze staje się nieczułe na bojaźń przed Tobą?”. Serce nieczułe to symbol braku wrażliwości, braku czujności i zagubienia. Stąd też gorące wołanie: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił”. Prośba ta znajdzie swoje odzwierciedlenie w starożytnej pieśni o Matce Bożej: Rorate caeli desuper, tj. „Spuśćcie rosę, niebiosa”. Właściwie taka tęsknota za Zbawicielem, za Jego łaską, tchnie z każdej pieśni adwentowej. Starotestamentalna nadzieja ludu wybranego oparta jest jednak na mocnych podstawach: „A jednak, Panie, Tyś naszym ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. My wszyscy jesteśmy dziełem rąk Twoich”.

Apostoł Paweł wiele razy powracał do tematu czuwania i wytrwałości w modlitwie. On też zapewniał gminę w Koryncie, że w Chrystusie spełniły się ich oczekiwania i zostali wzbogaceni we wszystko: „we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie doznacie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Czuwającym i wiernym Pan niczego nie poskąpi.

Odzwierciedleniem dobroci i hojności Boga jest ewangeliczny „człowiek, który udał się w podróż”. Przed wyprawą każdemu wyznaczył konkretne zadania. Sługom pozostawił swój dom, powierzył im „staranie o wszystko” (o cały swój majątek), a odźwiernemu „przykazał, żeby czuwał”. „Troska o wszystko” to nic innego jak zawierzenie człowiekowi daru życia - wielkiego skarbu złożonego w jego dłonie. Nikt nie wie, kiedy Pan powróci, kiedy zażąda rozliczenia z powierzonego dobra. Ewangelista przestrzega tylko, by „niespodzianie przyszedłszy, nie zastał [nas] śpiących”.

Czuwajmy więc wytrwale na modlitwie! W czasie roratnich nabożeństw wołajmy z nadzieją: „Spuśćcie nam na ziemskie niwy, Zbawcę z niebios, obłoki”. Prośmy też o wstawiennictwo Maryi Panny, byśmy w adwentowych tygodniach oczekiwania mogli czuwać z Nią, z naszymi braćmi i siostrami, aby dokonała się w nas przemiana serc, a z niej wyrosło takie życie, w którym mimo trudności, zniechęcenia, rozczarowań - w głębi naszego jestestwa - oddani będziemy Chrystusowi i znajdziemy schronienie w ręku Boga.

 

Czuwaj!

 

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Czuwajcie! To wezwanie jak refren powtarza się w dzi-siejszej perykopie ewan-gelicznej. Czuwać oznacza najpierw nie spać; dalej oznacza także: pilnować, trzymać straż.Pojawiają się dwa przejawy czuwania – wewnętrzny: czuwanie nad sobą, niespanie; i zewnętrzny: czuwanie nad światem, osobami powierzonymi, trzymanie straży. Drugi aspekt zakłada obecność pierwszego. Oba mają się łączyć, aby czuwanie było efektywne, dobre.

Doskonałą ilustracją czuwania w obu tych aspektach jest postawa Roberta Korzeniowskiego w trakcie ostatniego olimpijskiego chodu po złoto. Opowiadał nasz mistrz, że miał w trakcie biegu moment zawahania. Gdy jeden z zawodników wyprzedzał go, miał ochotę przyspieszyć, aby go dogonić. Jednak sprawdził poziom wlasnego tętna, czas i ilość pozostałych kilometrów, i wiedział, że konkurent do złota nie wytrzyma tempa, które sobie narzucił. Korzeniowski czuwał nad stanem własnego organizmu, ale czuwał również nad przebiegiem konkurencji. To pozwalało mu podejmować właściwe decyzje, bieg ukończyć i laur zdobyć.

Podobnie czuwanie, do którego wzywa Chrystus, musi harmonijnie łączyć czuwanie nad własnym sercem z przyglądaniem się światu, a zwłaszcza ludziom żyjącym z nami i nam zadanym. Patrzenie w serce, czyli analiza sumienia, pokazuje, kiedy nie czuwam, kiedy muszę się uczyć czuwania. Przed telewizorem, komputerem, wobec kolegów, przy kieliszku, przy wypisywaniu faktur czy w dyskusji z najbliższymi. Dostrzegam, że potrafię czuwać nad sobą, zwłaszcza gdy mam świadomość, że On, Chrystus Pan, przenika i zna mnie, i kładzie na mnie swą rękę.

Czuwanie nad światem wokół, straż nad nim, nie ma w sobie nic z prymitywnie rozumianego rządzenia, przebudowywania go według własnego serca. Jeśli można w ogóle mówić o jakimś panowaniu, to chyba jedynie w tym znaczeniu, że wiem, dokąd ten świat zmierza, jaki jest jego ostateczny wymiar. Ten wymiar to powrót Chrystusa, meta biegu (chodu) świata. Logika powrotu Pana wyznacza mi standardy rozumienia wirtualizacji, globalizacji, ekonomizacji i wszelkich innych „-acji” czy „-izmów”, które mogę przytoczyć dla opisu rozwoju świata. Pozwalają mi owe standardy nie bać się – przypomina się Chrystusowe „Nie lękajcie się!”, powtarzane przez Jana Pawla II. Z drugiej strony wymagają one trzymania straży nad dobrem mi powierzonym, czyli czuwania nad życiem wspólnot, w których uczestniczę: rodziny, parafii, domu, miasta, Polski, Europy, Kościoła. Czuwanie staje się rozpoznawaniem, że życie nie jest samotnym spacerem, ale marszem, w którym idę z innymi.
Ostatecznie jednak czuwanie musi być oczekiwaniem na coś lub na kogoś. Robert Korzeniowski czuwał, oczekując odpowiedniego momentu do wyjścia na pierwszą pozycję i zwycięstwa. Moje czuwanie – to skierowane ku sercu i to skierowane ku światu – ma być oczekiwaniem na Pana: Przyjdź królestwo Twoje! Adwent zaprasza: czuwajmy!

 

By nie zastał nas śpiących

 

ks. Jan Waliczek

Sen należy do podstawowych ludzkich potrzeb. Jego brak osłabia organizm, co może mieć tragiczne skutki, choćby tylko wspomnieć wypadki drogowe, których przyczyną było zdrzemnięcie się kierowcy podczas jazdy, Pięć panien, tych z Ewangelii o dziesięciu, które znudzone oczekiwaniem, posnęły, doznało wielkiego zawstydzenia i szkody. Nie nabyły oliwy do lamp ani też nie zostały wpuszczone na ucztę. Istnieją zatem sytuacje, w których za cenę ogromnego nieraz wysiłku trzeba opanować znużenie i senność i być rozbudzonym.

W świetle tekstów biblijnych dzisiejszej liturgii obchodzona Pierwsza Niedziela Adwentu wydaje się być dniem „wielkiego budzenia”. Izajasz, jakby chciał Boga obudzić, woła: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił”. Dosłowniej czyni to psalmista: „Zbudź swą potęgę i przyjdź nam z pomocą”. Wiemy, że Bóg nie przesypia wołania swojego ludu. Nadchodząca noc Bożego Narodzenia będzie przyjściem Tego, który nie mógł już dłużej zachowywać się wobec ludzi niby śpiący. Chrystus nie przespał całej burzy na jeziorze, ale pozwolił się obudzić i burzę uciszył. Posługując się dalej obrazem snu zauważamy, że całej okazałości nabiera on, gdy ilustruje Chrystusowe zmartwychwstanie. To właśnie o tym wydarzeniu śpiewamy: „z snu się przebudził ziemskiego, wrócił do Ojca swojego”.

Zaiste, człowiek potrzebuje „wielkiego budzenia”. Grozi mu bowiem, że może zlekceważyć dary i łaski, które otrzymał od Boga, by z Nim współpracować. Święty Paweł pisze do Koryntian: „nie doznajecie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Bóg nie skąpi nam łask, ale my w duchowej senności możemy ich nie podjąć. Możemy przespać czas ich darowania. Świadomość, że jest się łaskami obdarowanym, mobilizuje do czuwania, bo ono jest czasem przyjmowania i strzeżenia łask w sobie. Ojciec Święty naucza, że czuwanie, to strzeżenie wielkiego dobra.

Nie brakło nam łaski chrztu i bierzmowania, ale brakuje postaw chrześcijańskich w rodzinach, środowiskach pracy, stosunkach sąsiedzkich. Brakuje mocniejszego rysu chrześcijańskiego we wszelkiej działalności społecznej. Jesteśmy uczestnikami i świadkami chrześcijaństwa, które w wielu wypadkach jest zmożone ciężkim snem.

Dzisiaj zostaje nam wszystkim darowana łaska nowego przeżycia Adwentu. Okres ten przygotowuje nas do Świąt, mobilizuje handlowców i gospodynie domowe. U starszych pobudza wspomnienia Wigilii sprzed bardzo wielu lat, u młodych rozbudza tęsknotę za nadchodzącymi Świętami. Szkoda tylko, że w Adwencie coraz mniej budzenia na Roraty. Tak często są odprawiane wieczorem, a przecież wstawanie wczesnym rankiem świadczy, że Adwent jest właśnie czasem budzenia.

Dobrze, że zbieramy się nieraz na adwentowe czuwania, wieczorne lub nawet nocne. Opanowanie chęci snu staje się wtedy pobudzaniem ofiarnego ducha. Wielu ludzi nie przesypia wigilijnego wieczoru, ale czuwając, napełnia serce radosną prawdą o Słowie, które Ciałem się staje.

Uczestniczymy dzisiaj w pierwszej Mszy św. nowego Adwentu. Ileśmy dotąd przespali aktów skruchy, powierzchownie tylko recytując ich formuły? Ile koszów wypełnilibyśmy ułomkami chleba Bożego Słowa, któremuśmy nie pozwolili zapaść w glebę naszych serc? Cośmy uczynili ze Słowem Bożym głoszonym przez Jana Pawła II? Wspomnijmy ospale przeżywane przyjmowanie Ciała i Krwi Pana, jakby nam umykała nawet różnica między Eucharystycznym, a powszednim chlebem.

Ojciec Święty tak bardzo pragnie obronić nas przed przespaniem Jubileuszu Roku 2000. Nie zabiega o same tylko jubileuszowe obchody, ale troszczy się o ich duchowy wymiar, o rozbudzenie chrześcijaństwa, koniecznie potrzebnego końcowi drugiego i początkowi trzeciego tysiąclecia.

Z takich to czuwań buduje się wielkie czuwanie towarzyszące oczekiwaniu na ostateczny powrót Chrystusa na sąd. Rozbudzone życie chrześcijańskie, i to w wielu jego aspektach, jest wyrazem czuwania tego człowieka, który nie chce dopuścić do przespania momentu nadejścia Pana.

Bóg daje nam łaskę czasu, którego nie można bezkarnie przespać. To czas jego wychodzenia naprzeciw tych, którzy radośnie pełnią sprawiedliwość i pamiętają o Jego drogach, a nie poddają swego ducha zdradliwej i omamiającej duchowej senności.

 

Gdy ja nie jestem ja

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Kiedy nie jesteś sobą i w sobie, nie możesz nawiązać prawdziwej relacji z Bogiem i z innymi ludźmi.
Czuwanie, do którego wzywa Jezus ludzi, wyraża się nie tylko w tym, by czuwać nad własnymi pokusami i uprzedzać je, wyznając Bogu. Czuwanie to nie tylko unikanie miejsc i osób, czy sytuacji, w których na pewno nie potrafilibyśmy oprzeć się grzechom. Nie dotyczy też jedynie troski o to, by inni nie pogrążyli się w bagnie demoralizacji, i miłosiernego ratowaniu ich z dna. Jest jeszcze trzeci rodzaj czuwania, dzięki któremu człowiek przygląda się tym wszystkim wewnętrznym procesom duchowym, uczuciowym, mentalnym, psychicznym, które w nas się dokonują, aby nas nie popchnęły na manowce życia duchowego.
Czego bowiem doświadcza człowiek w dzisiejszych warunkach cywilizacyjnych?

Doświadcza ogromnego wyalienowania. Jest mnóstwo czynników, rodzinnych, środowiskowych, społecznych, kulturowych, wreszcie technicznych, które uniemożliwiają człowiekowi spotkanie nie tyle z Bogiem, czy z drugim człowiekiem, co nade wszystko z sobą samym. Gdy JA nie jestem JA, gdy jestem emigrantem poza swoją osobą, albo gdy tak bardzo już udaję kogoś innego, że nie mam kontaktu ze sobą, nie mogę się dziwić, że nie odczuwam Boga, albo trudno mi o relacje z innymi ludźmi. Nie mogę się też dziwić, że mam skłonności do uzależnień, czynności odcinających od własnych uczuć i myśli, nałogowych grzechów, dumy i narcyzmu, uciekania w świat wirtualny albo w marzenia, uciekania w alkohol lub niekończące się obmowy i krytykę, albo popadam w depresję lub nerwicę.

Nie mogę się dziwić, że to wszystko ma miejsce, gdy lękam się konfrontacji z samym sobą i czynię wszystko, by zająć się czymkolwiek, aby nie być samym. Samotność naraża na napięte doznawanie nade wszystko siebie samego. Kiedy nie jesteś sobą i w sobie, nie możesz nawiązać prawdziwej relacji z Bogiem i z innymi ludźmi. Wtedy czujesz jeszcze większą pustkę i samotność, dlatego tym usilniej poszukujesz czegoś lub kogoś, kto by zapewnił ci jednocześnie przyjemność i wybawienie z samotności i pustki. Tak rodzą się niszczące uzależnienia.

Jezus mówi: „Czuwajcie, trwajcie bez snu!”. Ale dziś ten sen egzystencji stał się dla większości koszmarem. Jestem pewien, że tysiące ludzi określa swoje bytowanie na tej planecie jako koszmar. Dlaczego? Ponieważ nie chcą doznawać siebie i ciągle emigrują od realności siebie samych w jakieś marzenia, złudzenia, iluzje, roszczenia, uzależnienia. Byleby tylko nie być sobą i w sobie. Kiedy człowiek śpi, nie czuje swego istnienia, stąd wezwanie do czuwania objawia się nam jako odwaga do przyjęcia swojego JA z przebogatą różnorodnością nędzy.

 

TAGI: