Eucharystia – źródło i szczyt

Andrzej Macura

publikacja 13.06.2006 15:53

Z ludnego szczytu Babiej Góry schodzę w kilkanaście minut do ruin dawnego schroniska. Bardzo lubię to miejsce. Jego spokój i ciszę. Chłonę zapach trawy i kosodrzewiny. Słucham szeleszczącej po kamieniach wody.

Po deszczach to normalne, ale wiem, że w tym miejscu wody raczej nigdy nie brakuje. To dość niezwykłe, zważywszy, że znajduję się tak blisko szczytu. Kiedy byłem tu pierwszy raz, wprawiło mnie to w zdumienie. Dziś przywodzi na myśl inne źródło i inny szczyt. Eucharystię. Tak ją często nazywają. Źródło i szczyt Kościoła.

Źródło to początek. Od niego wszystko się zaczyna. Ale to także miejsce, gdzie bez obaw można się napić. Tak też jest z Eucharystią. Z niej rodzi się Kościół. A jednocześnie można z niej zaczerpnąć nieskażoną ludzką ułomnością Bożą łaskę.

Szczyt to zwieńczenie. Kto mierzył się z górą, a nie osiągnął jej szczytu, odczuwa niedosyt. Zdaje sobie sprawę, że nie stanął w tym najistotniejszym dla każdej góry miejscu. Podobnie jest z Eucharystią. Kościół nigdy nie jest tak bardzo sobą, jak podczas jej sprawowania. Nigdy też lepiej nie czci Ojca. Dlaczego?

Posłuszny aż do śmierci

Pięknie musiało być w raju. Nic nie zakłócało szczęścia człowieka. Prócz szatańskiej pokusy. Drążącej umysł myśli, że Bóg tak naprawdę nie chce dobra człowieka; że ukrywa przed nim coś, czego znajomość znacznie podniosłoby jakość życia. Pierwsi rodzice nie zaufali Bogu. Przegrali swoje i nasze szczęście. Odtąd człowiek wiele razy próbował budować raj na ziemi. Nigdy się nie udało. Bo - jak obrazowo przedstawia Biblia - na straży raju Bóg postawił Anioła i połyskujące ostrze miecza. Chrystus przez swoją śmierć otworzył nam na powrót możliwość osiągnięcia nieosiągalnego.

Kiedyś nie rozumiałem istoty tego, co się stało na krzyżu, myśląc, że Ojciec szukał zemsty; kogoś, kogo mógłby ukarać. Dziś wiem: Jezus był pierwszym człowiekiem w pełni posłusznym Ojcu. Nigdy nie popełnił grzechu. Nigdy Ojca się nie zaparł. Zaufał Mu do końca. Za swoje posłuszeństwo zapłacił najwyższą cenę: oddał życie. Ale tak wysłużył nam zbawienie. Jak grzech Adama sprowadził na wszystkich wyrok potępienia, tak posłuszeństwo Jezusa rozlało łaskę Bożego zbawienia.

Spotkanie u źródła

Kościół wierzy, że Eucharystia jest uobecniającą pamiątką owej zbawczej śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Gromadząc się na Mszy w jakiś przedziwny sposób stajemy pod krzyżem. Nie powtarzamy ofiary Jezusa, ale w tamtej, dokonanej dla naszego zbawienia dwa tysiące lat temu, w bezkrwawy sposób uczestniczymy. Skoro bez Chrystusowego krzyża nie byłoby zbawienia, a Kościół to wspólnota zbawionych, członkiem której zostaje się przez chrzest zanurzający w śmierć Chrystusa, to można powiedzieć, że to właśnie Eucharystia daje początek Kościołowi. Bo początek dała mu uobecniona w Najświętszej Ofierze śmierć Jezusa. Jak nie ma rzeki bez źródła, tak nie byłoby Kościoła bez uobecnionej w Eucharystii zbawczej śmierci Chrystusa. Kościół naprawdę – jak to poetycko niektórzy ujmują – zrodził się z przebitego boku swego Pana.

Początek Kościoła

Kiedy Kościół gromadzi się na Eucharystii, spotyka się u swego źródła. Ta abstrakcyjna prawda nabiera dla mnie nowych kształtów, gdy uświadamiam sobie, czym właściwie jest Kościół. To zgromadzenie, zwołanie. Zgromadzenie Bożego ludu. Z Bogiem i dla Boga. Owa jedność Boga z ludźmi to Kościół. A właśnie podczas Eucharystii ta jedność okazuje się w całej pełni. Jest Bóg i jest człowiek. Jest Chrystus, bo obiecał być tam, gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w Jego imię. Jest, bo pozostał dla nas w swoim Ciele i w swojej Krwi. Przychodzimy, żeby się z Nim spotkać. Żeby w drodze do wieczności nakarmić się Jego Ciałem i napoić Jego Krwią. Tu najbardziej widać, że jesteśmy Ludem Bożym, Jego zgromadzeniem. Wszystkie inne nasze zgromadzenia, nasze działania, są tylko namiastką tego najważniejszego. To źródło, dające początek wszystkiemu, co nazywamy Kościołem: wszelkiego działania, wszelkiej aktywności. To jak narada przed bitwą, jak odprawa zawodników przed meczem….

Zaczerpnij ze źródła, nie z kranu

Jest na świecie wiele kranów sączących wodę bardzo różnej jakości. Kiedy jednak człowiek chce zaczerpnąć wody najczystszej, nieskażonej, wtedy szuka źródła. Tak jest i z Eucharystią. „W Najświętszej Eucharystii zawiera się całe duchowe dobro Kościoła, a mianowicie sam Chrystus, nasza Pascha" – napisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Tu czerpie się z nieskażonych i niewyczerpalnych zdrojów Bożej łaski. Tym duchowym napojem jest dla wierzącego Słowo Boże. Prawdziwe, żywe i skuteczne „jak miecz obosieczny”. Ileż to razy ostrze Bożego Słowa mnie, przyzwyczajonemu do bylejakości, przypomniało ewangeliczny radykalizm. Ten napój to także słowa wypowiadanych przez kapłana i wiernych modlitw. Niby znane, ale gdy się w nie wgłębić, ukazują niezwykłe bogactwo. No i w końcu to, co najważniejsze: Ciało i Krew Chrystusa, które stają się moim pokarmem i napojem. Modlitwa do kogoś, kto jest daleko, jest trudna. Gdy uświadamiam sobie, że Jezus jest wśród nas, wtedy jest łatwiej. Ale zupełnie innego wymiaru nabiera, gdy mogę mówić do tego, który mieszka w moim sercu.

Wiem, że spotykać się z Bogiem mogę i w inny sposób; podczas innych nabożeństw czy modlitewnych spotkań. Ale na Eucharystii jest to spotkanie najbardziej prawdziwe, nieskażone subiektywizmem. Jak u źródła…