Pomocnik w trampkach

Justyna Nowicka

publikacja 24.09.2009 22:24

Zapiski w drodze

Pomocnik w trampkach

Dzień 1.

Co tu dużo mówić. Dzień pełen wrażeń. Tyle już się wydarzyło i jeszcze się dzieje. Trochę czuję się nie na miejscu. Sama nie wiem. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej strony jakoś nieswojo. Musiałam na chwilę odejść i pobyć ze sobą, ze swoimi myślami. I kiedy tak odeszłam, usiadł obok mnie mały, szary, wróbelek. Ciekawe jakie on miał wrażenia dzisiejszego dnia swoim wróblowatym móżdżku? Jakkolwiek miał to tak beztrosko skacze przede mną, że wygląda jakby właśnie wygrał we wróblowatego Totka. Tak sobie na siebie patrzyliśmy. Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? (Mt 6,26)

Dzień 2.

Ale trzeba się namęczyć, żeby wejść na szczyt. Uff. Człowiek męczy się, już ledwie może oddychać, potyka się, wydaje się, że już nigdy nie dotrze do celu… (ale marudzę – element samokrytyki). A jednak w końcu dociera. I może zobaczyć zupełnie inny świat. Może prawie dotknąć głową nieba.

Jezus wyszedł na górę, żeby się modlić (Łk 22,41; Łk 9,28), na górze Bóg zawarł przymierze z Izraelem i dał Prawo – Dekalog (Wj 19,3nn) i dał „nowe prawo” – Błogosławieństwa (Mt 5,3-12; Łk 6,20-26). Na Golgocie umarł za mnie.

Wchodzenie na górę wymaga wysiłku. Modlitwa wymaga wysiłku, przestrzeganie prawa Bożego wymaga wysiłku, i miłość, aż do śmierci (doprowadza do tego, by umarł mój egoizm, by została tylko miłość) wymaga wysiłku, aż do utraty tchu. Ale tylko taka jest droga do Nieba.

Dzień 3.

Dziś mały kryzys. Denerwowali mnie ludzie. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju i… no właśnie co? Żułabym swój zły humor. A jak na złość co chwila ktoś czegoś ode mnie chciał. Jednym coś pomóc, z innymi pogadać, a to w karty pograć. Tak solidnie gryzłam się w język, żeby nie warczeć na innych, że chyba do końca życia zostaną mi blizny po zębach. I o dziwo! Ludzie wyleczyli mnie od chęci uciekania od wszystkich. Ten, który mu okazał miłosierdzie (Łk 10,37a) stał się bliźnim pobitego przy drodze. Wydawało mi się, ze to ja „robię innym łaskę”, okazuję się „miłosierna”, bo coś tam, z obrażoną miną, zrobię… a to oni okazali się miłosierni dla mnie, bo nie pozwolili mi leżeć samej przy drodze, skopanej, pobitej przez swoje złe myśli. Jestem dla nich ważna.


Dzień 4.

Twarde zderzenie z ziemią.

Rany. Boli mnie. Nie tylko obdarli, lecz jeszcze ranny mu zadali i zostawiwszy pół umarłego odeszli. (Łk 1, 30b). Boli innych. Najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. (Mt 5,24a) Boli Boga. Ja jestem Dorbym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. (J 10,11) Nie widzę. Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną (…) Panie, żebym przejrzał. (Łk 18,38, 41b) Źle się modlę. Gdy się modlicie nie bądźcie jak obłudnicy. (Mt 5,5) Zdradzam. A oni wydali mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby go wydać. (Mt 26,15b-16) Kradnę. Oddajcie wiec cezarowi to, co należy do cezara, Bogu to, co należy do Boga. (Łk 20,25) Sprzedaję. Przyprowadzili do Niego kobietę, która dopiero, co przyłapano na cudzołóstwie.( J 8,4) Jestem grzesznikiem. Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie. (Łk 15, 18b)

Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie. (Mt 3,2; Mt 4,17b)


Dzień 5.

Nie ma co ukrywać, po tym jak uświadomiłam sobie jak ranię Boga – bałam się spowiedzi. Nogi jak z warty, żołądek w gardle, dusza na ramieniu i jak natrętna mucha krążąca myśl: „Może jeszcze nie dziś, może następnym razem, przecież i tak ksiądz na mnie nawrzeszczy i po co mi to?” Ale poszłam. I… wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim zbawcy (Łk 1, 46-47).

Wielka radość w sercu, że aż brak słów. Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana - to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 6,23)




Dzień 6.

Słowa Jana Pawła II: Totus tubus. Cały twój.
I ja wybieram Boga.

Teraz już nie ja żyję, leczy żyje we mnie Chrystus.(Ga 2,20a)

Więcej słów nie trzeba.



Dzień 7.

Krzew winny. (J 15, 1-11)





Trwajcie we mnie, a Ja w was [będę trwać]. (J 15,3b)



Dzień 8.

(…) Królowo mego życia. Stałaś się Służebnicą Pańską – wesprzyj mnie, bym nareszcie był jedynie sługą Twego Syna. Oddałaś krew swoją najczystszą Synowi Człowieczemu. Dopomóż mi do tego, bym i ja krwi swojej nie szczędził Chrystusowi. (8.V.1956. „Zapiski więzienne”, s.234.)

Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego. (Łk 1,37a) Chcę przyjąć wszystko, co masz dla mnie.

Dzień 9.

Ostatni dzień. Ale czas spotkań ze Słowem Bożym dopiero się rozpoczyna. Sama nie mogę się nadziwić, że wszystko, całe moje życie odzwierciedla się w Piśmie Świętym. Zupełnie jakby wieki temu ktoś zapisał moje myśli, przeżycia… Bóg mnie rozumie. On jest ze mną. Chce mnie prowadzić… Wracam do domu, ale Ty, Panie, wiedź mnie drogą Twej prawdy i pouczaj, bo Ty jesteś Bóg, mój Zbawca, i w Tobie mam zawsze nadzieję. (Ps 25,5)