O bierzmowaniu powiedzieli

publikacja 31.05.2006 15:02

· bp Bronisław Dembowski · Urszula Nelken · prof. Jan Miodek · Jan Pospieszalski

Biskup włocławski Bronisław Dembowski:

- Czy nie ma Ksiądz Biskup wrażenia, że wbrew nazwie, bierzmowanie, czyli sakrament dojrzałości chrześcijańskiej, udzielany jest niezbyt dojrzałym chrześcijanom? Czy ten sakrament nie jest trochę niedoceniany?

- Nazwa „sakrament dojrzałości chrześcijańskiej” pojawiła się dopiero w XIX wieku. Warto zwrócić uwagę na różnice w traktowaniu tego sakramentu przez Kościół katolicki i Kościół prawosławny. Prawosławni bierzmują razem z chrztem. Natomiast w Kościele łacińskim mamy stopnie inicjacji chrześcijańskiej: chrzest, przygotowanie do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej i wreszcie bierzmowanie.

Myślę, że z punktu widzenia pedagogiki to jest dobry układ, ale rzeczywiście od czasu do czasu mam odczucie, że przyjmujący bierzmowanie są nie bardzo świadomi tego, co czynią. Równocześnie widzę ogromny wysiłek katechetów, który przynosi efekty. Często widać, że kandydaci do bierzmowania podchodzą poważnie do sprawy. Wiem, że w niektórych diecezjach przygotowanie ma szczególny charakter. Na przykład na początku przygotowania kandydat pisze podanie, w którym nie tylko prosi o udzielenie sakramentu bierzmowania, ale także uzasadnia, dlaczego, obiecuje, że dobrze się przygotuje. To daje dobre efekty.

Moje doświadczenie pokazuje, że bierzmowanie jest sakramentem bardzo docenianym w Kościele. O tym, w jaki sposób jest traktowane przez młodzież, decyduje nie tylko przygotowanie prowadzone przez katechetów, ale także postawa rodziców, świadków, całego środowiska, w którym przebywa młody człowiek.

Urszula Nelken, dziennikarka

Z przykrością stwierdzam, że bierzmowanie nie kojarzy mi się z jakimś wielkim przeżyciem religijnym. Bardziej pamiętam uczęszczanie na przygotowania, które odbywały się w moim parafialnym kościele pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP przy ulicy Dewajtis, dzisiaj znajdującym się przy Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Wiązało się to z fantastycznymi spacerami przez Las Bielański. Pamiętam również imię Monika, które sobie wybrałam, ale nie ze względu na świętą o tym imieniu, lecz dlatego, że wówczas wyświetlana była pierwsza ekranizacja „W pustyni i w puszczy”, w której główną rolę zagrała Monika Rosca i ja byłam w niej „zakochana”. Zarówno z przygotowań, jak i z samej uroczystości niewiele pamiętam. Wiem, że było nas wielu.

Niedawno rozmawiałam z moimi córkami (jedna ma 12, a druga 14 lat) na temat bierzmowania. Zastanawiałyśmy się nad tym, czym jest ten sakrament, dlaczego się go przyjmuje. Chciałabym, żeby dla nich przyjęcie bierzmowania było przeżyciem, które mocniej zapadnie im w pamięć niż mnie, i mam nadzieję, że tak będzie.
Prof. Jan Miodek, językoznawca, Uniwersytet Wrocławski

Był rok 1957. Kościół pw. śś. Piotra i Pawła w Tarnowskich Górach. Do sakramentu bierzmowania przystąpiła bardzo liczna grupa młodzieży w różnym wieku. Byłem wówczas uczniem V klasy szkoły podstawowej i bardzo mocno przeżyłem wejście w chrześcijańską dojrzałość.

Otrzymałem imię Antoni, wybrane dlatego, że nosił je brat ojca, którego bardzo kochałem. Mój syn urodził się w dniu św. Antoniego, 13 czerwca, i też przy bierzmowaniu wybrał to imię, a jego żona obiecała, że jeśli urodzi im się chłopiec, też będzie je nosił. Tak więc św. Antoni stał się szczególnym patronem mojej rodziny.

Nasze bierzmowanie stało się wydarzeniem historycznym, gdyż było połączone z powitaniem wszystkich śląskich biskupów, którzy wrócili z internowania. W ich imieniu bp Stanisław Adamski wyraził niezwykłą wdzięczność mojemu tarnogórskiemu proboszczowi ks. Michałowi Lewkowi, który przez czas zesłania i odsunięcia od władzy śląskich biskupów, bronił jedności Kościoła na Śląsku.
Jan Pospieszalski, muzyk

Z mojego bierzmowania niewiele pamiętam, bo byłem wówczas chory. Miałem wysoką, ponad 39-stopniową, gorączkę. Nie doczekałem do końca uroczystości. Gdy biskup podszedł do mnie, namaścił olejem i powtórzył wybrane imię - Nikodem, zaraz wymknąłem się do domu, trzęsąc się po drodze jak galareta.

Moje bierzmowanie nie miało więc nic z gwałtowności powiewu Ducha Świętego, jakiej doświadczyli moi przyjaciele, którzy przeżyli nawrócenie. Charyzmatycy z Odnowy opowiadają o zapachu oleju, o tym, jak Duch nimi „trzepie” i rzuca na ziemię.

Moje życie duchowe nie obfituje w przełomowe chwile, to raczej borykanie się z codziennością: takie upadanie i powstawanie. Miałem w swoim życiu chwile potworne, bardzo oddalające od Boga i Kościoła i w ogóle przyzwoitego sposobu życia. Momentem, w którym zacząłem zadawać sobie bardzo poważne pytania była - trzy lata temu - śmierć syna.

To było doświadczenie, które bardzo mnie zbliżyło do Boga i spowodowało, że moja wiara jest żarliwsza, żywsza, przez ten krzyż uświęcona. Może to działanie Ducha Świętego, przyjętego podczas bierzmowania, pozwoliło mi znieść ten dramat i nie zwątpić?