Małżeństwo żyje dzięki Eucharystii

Mieczysław Guzewicz

publikacja 05.09.2007 22:40

Przystąpienie do Komunii Świętej małżonków trzymających się za ręce jest także pięknym świadectwem i gestem zewnętrznym, potwierdzającym ich jedność z sobą i z Jezusem. Często rodzic podchodzi do Komunii trzymając za rękę dziecko, jest to bardzo ładne zachowanie, ale tak powinni czynić przede wszystkim małżonkowie, połączeni w związek sakramentalny.

Małżeństwo żyje dzięki Eucharystii

I. „Kościół żyje dzięki Eucharystii”.

Słowa te rozpoczynają Encyklikę Jana Pawła II, poświęconą wartości Eucharystii. Wyrażają one fundamentalną prawdę z zakresu istnienia Mistycznego Ciała Chrystusa. Na mocy Jezusowego sakramentu wszystkie małżeństwa zostały wszczepione w to Ciało, stały się jego częścią, dlatego śmiało możemy powiedzieć: Małżeństwo żyje dzięki Eucharystii. Małżeństwo nie może żyć bez Eucharystii.
Najmniejszą, podstawową i wyjściową (jako punkt wyjścia do wszelkich dalszych działań duszpasterskich), a jednocześnie fundamentalną komórką Kościoła jest małżeństwo. Nie pojedynczy człowiek i nie rodzina - jest ona wspólnotą wtórną, jest owocem małżeństwa - lecz komunia dwojga osób ustanowiona przez Boga. Powołanie małżeństwa jest wielkim i zawsze aktualnym zadaniem. Dzięki sakramentalności tego związku wyposażony został on w wyjątkowe możliwości, sprawiające, że wszystkie stojące przed nim zadania stają się wykonalne. Za najważniejszą misję uznać trzeba powołanie do bycia jednością, do bycia małżeństwem, do życia w komunii z sobą i z Bogiem. Aby wspólnota dwojga ludzi mogła otwierać się na pełnienie kolejnych funkcji, przede wszystkim rodzicielstwa i wychowania potomstwa, ewangelizacji, świadectwa, musi najpierw zrozumieć, uznać i realizować podstawowe zadanie samego małżeństwa-musi nim być! Być związkiem dwojga ludzi, w którym stają się jednym ciałem i jednym duchem, wypełniać zadanie budowania jedności, rozwijania miłości ofiarnej każdego dnia, przez spełnianie podstawowych obowiązków.

Życie małżeńskie, zawsze, ale w obecnej sytuacji szczególnie, jest zadaniem bardzo trudnym do zrealizowania. Samo wypełnienie przysięgi małżeńskiej jest niełatwe. Przypomnijmy: miłość (ofiara z własnego życia), wierność (współmałżonek zawsze najważniejszy, jedyny), uczciwość (w każdym aspekcie życia, szczerość, prawdomówność), i bycie ze sobą zawsze, nie opuszczanie się w każdej sytuacji, ale szczególnie w trudnych chwilach. Czy możliwe jest zrealizowanie tych ideałów, które składają się na ową jedność, na bycie jednym ciałem i duchem? Bez środków nadprzyrodzonych małżonkowie nie zrealizują zadań wynikających z bycia tą wspólnotą, a cóż dopiero pozostałych obowiązków: rodzicielskich, zawodowych, społecznych.

Małżeństwo, tak jak cały Kościół, albo przede wszystkim ono w Kościele, może realizować swoje powołanie głównie dzięki Eucharystii, ale także adoracji, modlitwie, lekturze Słowa Bożego, rekolekcjom. Na takie formy duchowego życia małżeństwa wyraźnie wskazuje Ruch Domowy Kościół. Jednak konieczne staje się, aby o warunkach tych mówić wszystkim małżonkom. Zwróćmy uwagę na wyjątkową zależność: skoncentrowanie się na posłannictwie małżeństwa, poświecenie mu całej energii, uznanie tych zadań za najważniejsze, przyczynia się niejako automatycznie do wzorowej realizacji pozostałych funkcji stojących przed małżonkami. Tylko wtedy będzie możliwe dobre wypełnianie wszelkich obowiązków, jeżeli właściwie realizuje się misję małżeństwa.

W obrębie samego związku jest już tych celów tak wiele, że być może po ich uświadomieniu sobie rodzi się przekonanie niemożliwości ich zrealizowania. Nie można także nie dostrzec konkretnych czynników zewnętrznych bardzo mocno uderzających w trwałość małżeństwa. Myślę tu głównie o bardzo złej sytuacji ekonomicznej ogromnej większości rodzin, o lekceważeniu wielu zasad moralnych, nastawieniu na bogacenie się, często za wszelką cenę, ukazywanie jako sytuacji naturalnej nietrwałości związków, częstej zmiany partnerów, życie bez sakramentów, lekceważenie tradycji i wartości religijnych. A jednocześnie słabego wsparcia tej instytucji ze strony organizacji, które wsparcia tego udzielić powinny. W tej sytuacji postawienie sobie za cel nadrzędny dążenie do wspólnego rozwoju duchowego, wewnętrznego, staje się koniecznym warunkiem trwania i ratowania małżeństwa. Źródłem szczególnego wsparcia duchowego jest Eucharystia, dlatego warto pamiętać, że jest to: „pokarm dla słabych, którzy przeżywają swoje doświadczenie słabości i nie boją się go. To właśnie jest ich prawdziwą mocą”[2].

 

 

Przedstawiona propozycja: regularny, częsty, wspólny i pełny udział w Mszy Św., adoracja Najświętszego Sakramentu, systematyczna modlitwa, czytanie Słowa Bożego, udział w dniach skupienia, rekolekcjach często jawi się także jako niemożliwa do zrealizowania. Szokujący paradoks: jak możemy wypełnić misję, jaka stoi przed nami jako przed małżeństwem, jeżeli nie jesteśmy w stanie wypełnić, zrealizować warunków umożliwiających realizację zadań podstawowych, głównych? Spójrzmy na analogię: chcę być zdrowy, odporny na choroby, silny i sprawny, a jednocześnie nie spożywam posiłków; sporadycznie, dorywczo sięgam po jedzenie. Odmawiam sobie nie ze względu na brak tego pożywienia, tylko z powodu zaniedbywania, lenistwa, braku zorganizowania, lekceważenia. Głupi paradoks! Dlatego jeżeli nasza małżeńska strawa duchowa jest przez nas lekceważona, zaniedbywana, staje się zadaniem, na które nie ma czasu, uznajemy bowiem mnóstwo innych zadań za znacznie ważniejsze, to jest to smutne, bolesne i tragiczne. Twierdzenie, że brakuje nam czasu na wymieniane wcześniej podstawowe praktyki religijne jest twierdzeniem, że nie mamy czasu na nasze małżeństwo, jest zgodą na jego słabnięcie, anemię, chorobę, unicestwienie.

II. „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6).

Zastanawiające jest powyższe stwierdzenie wypowiedziane przez Jezusa. Człowiekowi nie wolno rozdzielać tego, co złączył Bóg. Nie chodzi tu tylko o tworzone przez ludzi systemy prawne, dojące możliwość rozwiązania małżeństwa.

Sposób złączenia przez Boga jest dla małżonków wielką tajemnicą. Mimo odrębności płci, osobowości, charakterów, wzorców wyniesionych z domów, Stwórca łączy męża i żonę w „jedno ciało”. Jest to jedna z tych prawd, których nie można do końca pojąć, a które urzeczywistniają się przez ich realizację. Bardzo podobnie musimy potraktować tajemnicę Eucharystii. W niej także treści objawione przez Jezusa są trudne do ogarnięcia przez ludzki rozum, więc Jezus mówi: „To czyńcie na moją pamiątkę !” (Łk 22, 19). Mamy tę prawdę realizować, w niej uczestniczyć, nie zastanawiając się zbytnio nad istotą. Podobnie potraktować musimy prawdę o sakramentalności małżeństwa. Tego także nie trzeba pojmować, lecz realizować. Nie marnować czasu i wysiłku wkładanego w racjonalne wyjaśnienie, ale oddawać się praktykowaniu tych tajemnic, uczestniczyć w nich, urzeczywistniać przez działanie. „Jedno ciało” utworzone przez kobietę i mężczyznę w chwili zawarcia małżeńskiego przymierza z Bogiem, zawiera w sobie element nieprzeniknionej do końca tajemnicy, w której nie chodzi o pojmowanie, ale o realizację. Całe niniejsze opracowanie jest próbą przybliżenia najskuteczniejszych sposobów urzeczywistniania szczególnej prawdy wiary, jaką jest bycie przez małżonków organiczną jednością.

Tę część rozważania pragnę poświęcić odpowiedzi na pytanie: Co małżonkowie powinni robić, aby się nie rozdzielać? Tak, to właśnie małżonkowie są tymi, którzy „najskuteczniej” niszczą jedność swojego związku. Nie zewnętrzne czynniki, albo inne osoby, lecz oni sami. I to wcale nie przez zdrady i odejścia, lecz poprzez zaniedbywanie tego, co przed rozpadem chroni. Rozdzielanie małżeństwa, a więc, tego, co Bóg złączył, przez małżonków, dokonuje się poprzez lekceważenie sakramentalności swojego związku. Za fundament małżeństwa, wymagający konkretnego zaangażowania, przez które realizuje się jego istotę, uznać trzeba modlitwę małżeńską, wspólny udział w Mszy św., noszenie obrączki, świętowanie rocznicy ślubu i nieustanną modlitwę za współmałżonka.

Pragnę teraz zatrzymać się na istotnym aspekcie praktycznym. Ponieważ w zdecydowanej większości sakrament małżeństwa zawierany był przez nas w czasie Mszy św. musimy wiedzieć, że połączenie tych dwóch sakramentów podkreśla ich nierozerwalność i zależność. Nierozerwalność w znaczeniu braku możliwości urzeczywistniania prawd związanych z sakramentem małżeństwa bez stałego uczestniczenia małżonków w Uczcie Pańskiej. Jak w każdym sakramencie pełnia łaski Bożej „dociera” do osoby przez widzialne znaki. Konieczna jest realizacja konkretnych czynności, aby korzystać z nadprzyrodzonych dóbr. Nieporozumieniem jest więc bardzo powszechna praktyka udziału małżonków w Eucharystii osobno, o różnych godzinach, ewentualnie o jednakowej godzinie, ale siadających oddzielnie. Tak postępuje osoba samotna i jest to coś naturalnego, ale małżonkowie nie są „dwoje, lecz jedno ciało”. Aby to „jedno ciało” mogło w pełni uczestniczyć w duchowych darach płynących z Mszy św. , w elemencie znaku widzialnego musi być najpierw nie podzieloną jednością fizyczną. Zwyczajnie obok siebie, blisko, razem. Jest to bardzo ważna część znaku widzialnego, przez który małżeństwo otwiera się na niewidzialną łaskę. Tak przecież jest w chwili zawierania związku. Narzeczeni, a za chwilę małżonkowie, siedzą w bezpośredniej bliskości fizycznej, w taki sam sposób przyjmując Jezusa w czasie Komunii Św. Bardzo blisko siebie. Z definicji sakramentu wynika, że Boża łaska urzeczywistniana i udzielana jest przez konkretne zewnętrzne, widoczne czynności, gesty, słowa, przedmioty. Nie można zaprzeczyć, że na widzialny znak sakramentu małżeństwa składa się również bycie małżonków obok siebie, a w momencie najistotniejszym, składania przysięgi i udzielania błogosławieństwa, potrzebne jest trzymanie się za ręce. Dopiero fizyczna bliskość (i słowa przysięgi) umożliwia narzeczonym zaistnienie jako małżeństwo.

 

 

 

Jeżeli jesteśmy zaproszeni jako małżeństwo na przyjęcie do bardzo ważnych dla nas osób, to niewyobrażalną sytuacją jest (bez konkretnej ważnej przyczyny) przyjście na przyjęcie o różnych godzinach, ale też siadanie oddzielnie. Małżonkowie idą na takie przyjęcie razem i siadają obok siebie. Najważniejszym przeżyciem dla małżeństwa jest zasiadanie do stołu z Jezusem. Dlaczego więc tak powszechnie lekceważony jest ten zewnętrzny sposób udziału? Siadanie obok siebie jest też ważne z punktu widzenia przekazania sobie znaku pokoju. Jeżeli jesteśmy jako małżonkowie oddaleni od siebie np. po sprzeczce małżeńskiej, która bardzo często ma miejsce przed wyjściem do kościoła, to podanie sobie ręki przy przekazaniu znaku pokoju, jest daniem szansy Jezusowi, aby dokonał swoją łaską zbliżenia przez zewnętrzny gest i wysiłek małżonków. Podanie ręki, ucałowanie dłoni żony, nawet delikatne przytulenie[3] jest ważnym znakiem pojednania, wyrazem chęci zbliżenia, zapomnienia uraz, gotowości przyjęcia współmałżonka takim, jaki jest, z jego wadami. Jest to także bardzo ważne świadectwo jedności wobec dzieci i wspólnoty parafialnej. Łatwo jest podać rękę obcej osobie, ale bardzo ciężko współmałżonkowi, z którym jest się w tym momencie pokłóconym. Dlatego siadanie daleko jest też często ucieczką od problemu. Nie powinno się przystępować do Komunii Świętej bez wcześniejszego pojednania, nawet poprzez ten zewnętrzny gest, wyrażający gotowość, ale także dający Bogu możliwość pomocy w odbudowaniu poprawnych relacji. Prawda ta zawarta jest w słowach Jezusa: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko” (Mt 5, 23-25).

Przystąpienie do Komunii Świętej małżonków trzymających się za ręce jest także pięknym świadectwem i gestem zewnętrznym, potwierdzającym ich jedność z sobą i z Jezusem. Często rodzic podchodzi do Komunii trzymając za rękę dziecko, jest to bardzo ładne zachowanie, ale tak powinni czynić przede wszystkim małżonkowie, połączeni w związek sakramentalny.
Oczywiście w miarę możliwości małżonkowie powinni w Eucharystii uczestniczyć jak najczęściej, nie tylko w niedzielę, ale także w ciągu tygodnia.
Powyższe zasady dotyczą także udziału w nabożeństwach, pielgrzymkach, spotkaniach grup parafialnych- nie oddzielnie, co może przyczyniać się do rozbijania jedności, ale wspólnie w celu jej budowania.

 

 

 

 

 

 

III. „Bo co ty Panie pobłogosławisz, będzie błogosławione na wieki”(1 Krl 17, 27).


Jako człowiek żyjący w małżeństwie sakramentalnym jestem przekonany, że chyba nie ma drugiej takiej rzeczywistości, która była by tak mocno i konkretnie pobłogosławiona przez Boga jak małżeństwo. To błogosławieństwo obejmuje wszystkie dziedziny życia małżeńskiego, każdy jego szczegół. Oczywiście pod warunkiem wierności Bożemu Słowu i stałej współpracy ze Stwórcą.

Po zawarciu sakramentalnego związku małżeńskiego, trzeba mieć świadomość, że staje się przed najważniejszym zadaniem życiowym. Nie wolno jednak zapominać, że nie sprosta się temu zadaniu tylko o ludzkich siłach. Nie uda się urzeczywistnić tych pięknych obietnic, osiągnąć wielkiego i prawdziwego szczęścia, bez Chrystusa, który błogosławi związek i jest w nim stale obecny. Jezus daje bardzo konkretne zasady, pozwalające żyć w pełni i prawdziwe. Ukazuje prawdy ułatwiające małżonkom rozwijanie związku i korzystanie z błogosławieństwa na każdym etapie życie i we wszystkich jego dziedzinach. Ale uczciwie przestrzega, że ta droga nie jest łatwa: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7, 13-14).

Droga życia małżeńskiego to cudowna przygoda, najbardziej fascynująca wspólna wędrówka w kierunku najpiękniejszego celu. Mamy na niej niegasnące źródło pomocy i nadziei. Stała obecność Jezusa jest największą wartością sakramentu małżeństwa.

Na jednej z podarowanych nam kartek przeczytałem: „Szczęście w małżeństwie to nie dar, lecz osiągnięcie”. Wielokrotnie młodzi ludzie zawierając małżeństwo mają przekonanie, że jakoś to będzie. Niestety, szczęście w małżeństwie nie jest ani darem, ani przypadkiem. Jest efektem bardzo konkretnego wysiłku i, trzeba to otwarcie powiedzieć, wielokrotnie realizowanego przez kilkadziesiąt lat! Przez całe, daj Boże, jak najdłuższe życie. Nie można nawet na chwilę sobie poluzować. Trzeba mieć tego jasną świadomość już w narzeczeństwie. Ale małżeństwo sakramentalne to najlepsze, najbardziej optymalne rozwiązanie dla człowieka. Każda inna forma związku mężczyzny i kobiety jest tylko czyś pośrednim, jest udawaniem, a także utrudnianiem sobie życia.

Budowanie głębokiej jedności w małżeństwie niezbędne jest, aby świat poznał całą prawdę o Jezusie: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 20-21).

Istotą małżeństwa, jako naturalnego związku mężczyzny i kobiety, jest jego sakramentalność. Istotą sakramentalności jest Jezus i Jego nauka-Dobra Nowina. Dla osób żyjących w małżeństwie wszelkie prawdy ewangeliczne powinny urzeczywistniać się najpierw w relacji do męża, żony. A prawdy te są nieprzemijające: „Trawa usycha, więdnie kwiat, lecz słowo Boga naszego trwa na wieki” (Iz 40, 8).

Mieczysław Guzewicz, ur. w roku 1959, od 26 lat żyjący w sakramentalnym związku małżeńskim, ojciec trojga dzieci. Doktor teologii biblijnej, konsultor Rady d/s Rodziny KEP, członek Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej Diecezji Zielonogórsko- Gorzowskiej oraz Diecezjalnej Komisji d/s Rodziny. Pracuje jako katecheta z I LO we Wschowie, prowadzi wykłady na Studium nad Małżeństwem i Rodziną w Gorzowie i Zielonej Górze z zakresu małżeństwo i rodzina w Piśmie Świętym. Jest autorem licznych publikacji i opracowań z zakresu problematyki cierpienia w Biblii, wychowania religijnego dzieci oraz zagadnień małżeństwa i rodziny. Prowadzi liczne konferencje i prelekcje dla narzeczonych, małżonków i rodziców.