Rabbuni

Justyna Nowicka

publikacja 11.04.2009 14:31

Czyli o tym ja Maria Magdalena i Maria, matka Jakuba szukały Chrystusa na ul. Półwiejskiej w Poznaniu.

Rabbuni

Półwiejska.

Wydawać by się mogło, że Półwiejska, przedsionek świątyni konsumpcjonizmu (CH Stary Browar) w Wielkanocny poranek będzie opustoszała. Co prawda nie były to te tłumy, co zwykle, ale Półwiejska zawsze chętnie przygarnie zbłąkanego klienta. Kilka osób snuło się po ulicy zawiedzionych, że piekarnia jest nieczynna, że nawet (!) Stary Browar jest zamknięty.

Pan z cukierni wyciągał maszynę do lodów. Jako jedyny na Półwiejskiej w święta! Już szykował się na dobry utarg, kiedy ludzie będą wracać z dziećmi z kościoła. Dalej pani z okularami przeciwsłonecznymi, tulipany („tylko 1 zł za sztukę”), pistolety na wodę (w końcu jutro „lany poniedziałek”, jak tu przepuścić taką okazję). A na samym końcu starsza kobieta, rozkładała na kocu położonym na ulicy stare zabawki, wciąż te same, wciąż wyglądające na takie, które pamiętają dzieciństwo jej dzieci.

Środkiem Deptaku szły dwie kobiety, jedna piękna, młodsza, druga w pełni wieku. Były jakby nie pasujące do całego otoczenia. Stanęły i patrzyły na okno wystawowe księgarni.
- To przecież On! Spójrz! Zobacz jak patrzy, zupełnie jak…
- …jak żywy – dokończyła starsza z kobiet – Ale On nie żyje…

Słońce, które wychyliło się zza kamienicy odbijało się w szybie wystawowej. Książka z Obliczem Chrystusa na okładce wyglądała jak okryta delikatną chustą z promieni światła. Maria Magdalena i Maria, Matka Jakuba szły do grobu Jezusa. Był poranek, po szabacie.

Puste groby.

Pierwszy grób należał do pana z cukierni. Wczoraj ubiczował i ukrzyżował w sobie Boga, kiedy postanowił ominąć przepisy prawa, wykorzystać fakt, że na kościele też można zarobić, jeśli odpowiednio na to spojrzeć. Zasunął Jezusa w swoim grobie głazem pocieszających myśli o tym, jaki jest sprytny, obrotny i nie daje się karmić bajkami o Wielkiej Nocy.

Maria Magdalena spojrzała na jego zadowoloną twarz.
- Gdzie Go położono? Gdzie jest Jego ciało? Powiedz, panie, dokąd Go zabrano? – krzyczała.
- O co ci chodzi kobieto?
Maria Magdalena wyjęła chustę z wizerunkiem Jezusa. Pokazała sprzedawcy.
- Gdzie Go położyłeś, panie, gdzie On jest?
Pan z cukierni milczał zaskoczony. Maria, matka Jakuba wzięła Marię Magdalenę za rękę. Poszły dalej.

Dwa następne groby były obok siebie. Sprzedawca tulipanów zabił Chrystusa włócznią zazdrości. Włócznia była solidna, latami dopracowywana, grot zahartowany w ogniu nienawiści. Zamknął Jezusa w grobie, który szczelnie zamknął rezygnacją i zgorzknieniem.

Tuż obok stał grób policjanta. Tam Chrystus umierał powoli. W sercu policjanta Bóg umierał niezauważony, wśród krzykliwego zła. Przybijany coraz większym zwątpieniem w dobro i miłość, w sens życia. Ten grób był świeży, zaledwie wczoraj policjant zamknął go głazem smutku, może nawet rozpaczy.

Maria Magdalena dotknęła lekko zwiędłego tulipana. Dotykała płatki, tak jak dotyka się bliskiego człowieka. Rozłożyła chustę z Obliczem Chrystusa i owinęła nim kwiat.
- W czym mogę pomóc? Niech się pani nie martwi, on odżyje, niech tylko dostanie trochę słońca. No, niech panie tak nie patrzy. Dobrze, proszę go zabrać w prezencie.
- Gdzie Go położyłeś, panie? Gdzie On leży? Nie ma Go już w twoim grobie.
- Proszę?
- Czy pani kogoś szuka? Może mógłbym jakoś pomóc? Zapytał policjant.
Maria, matka Jakuba, rozwinęła ponownie chustę.
- Gdzie Go położyłeś, synu?

Dalej napotkały na bardzo już zaniedbany grób. Nosiła go w sercu starsza pani, sprzedająca zabawki na kocu. Chrystus umarł w nim już dawno temu. Zasypany teraz samotnością po śmierci męża, żalem po utraconych szansach, bólem niezrozumienia przez dzieci, zwątpieniem w sens życia, lękiem przed śmiercią…
- Siostro, gdzie położyłaś Chrystusa? - zapytała Maria, matka Jakuba.
- Kogo?
- Chrystusa, mojego Mistrza, gdzie Go położyłaś?
- Aaa… On umarł.
- Tak, umarł. Jeśli Go nie chcesz, powiedz gdzie Go położyłaś, zabiorę Jego ciało.
- Jest tam, w kościele. Możecie pójść zobaczyć.

Pobiegły.

Resurrexit

Tłum stał już przed świątynią. Niczego nie widziały. Słuchały czytań z Pism, śpiewów. Ale Pana nie widziały. Aż wszyscy padli na kolana. I wtedy Go zobaczyły. Cały w bieli. Mały kruchy kawałek chleba. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Poznały. Znalazły Pana. On powrócił. Powstał z martwych i przeszedł, by znów być pośród swojego ludu.
- Rabbuni… wyszeptała Maria Magdalena.
„… bo zmartwychwstał samowładnie, jak przepowiedział dokładnie, Alleluja, Alleluja, niechaj zabrzmi Alleluja” – zabrzmiało w świątyni.

Wciąż Emmanuel

Chrystus żyje na wieki. Czasami jakby umarły w grobach ludzkich serc. Czasami umiera w człowieku wiara w Jego miłość, która zwycięża każdą śmierć. Czasami umiera w człowieku wiara w Jego obecność, życie, umieranie i zmartwychwstanie. Tymczasem On daje się rozpoznać, że jest wciąż Bogiem-z-nami, Emanuelem. Zamieszkał z ludźmi w ludzkim ciele. Teraz mieszka z ludźmi w każdym sercu, które chce Go przyjąć. Przyjąć Jego, umierając z Nim, by razem z Nim zmartwychwstać.

Marana tha!