Przed tak wielkim Sakramentem

Elżbieta Krzewińska

publikacja 14.02.2010 22:00

Dziwny jest dla mnie katolicyzm bez Adoracji i bez postu - a to najczęściej dwie najbardziej “zaniechane” dziedziny życia duchowego. Zaniechane też przez księży. Dziwny i niezrozumiały, bo bez tego nie da się “wejść w głąb”. Bez tych doświadczeń człowiek tak naprawdę nie zmierzy się z własnym człowieczeństwem i z niepojętością Miłości Stwórcy do prochu.

Rybnik Nowiny, czuwanie za miasto 6.11.2006 Henryk Przondzio Rybnik Nowiny, czuwanie za miasto 6.11.2006

Najpierwotniejszym powołaniem człowieka jest adorowanie, wychwalanie Boga. To postawa ducha, w którym stworzenie korzy się przed Stwórcą. Człowiek uznaje wielkość Boga, Jego majestat i niepojętość.

Taki jest sens życia każdego człowieka. Po to został stworzony – by oddawać chwałę Imieniu Boga.

Adorować można rozmaicie - w pracy, w domu, w szkole - ale bez uczenia się chwalenia Boga, gdy jestem przed Nim, przed Najświętszym Sakramentem i to w ciszy i milczeniu, będę mieć problemy z adorowaniem Go w drugim człowieku.

Bo skoro nie adoruję Go w kawałku Chleba, jak będę adorować Go podczas pracy, podczas spotkania, w drugim człowieku, w stworzonym świecie? Człowiek musi się tego wszystkiego uczyć, a któż jest lepszym nauczycielem, niż sam Bóg? A gdy jeszcze jest On zarówno podmiotem, jak i przedmiotem tej nauki, tym lepsza gwarancja, że nauka ta będzie skuteczniejsza niż wszystko, co człowiek sam podejmie w zaciszu własnego domu czy podczas wędrówek po lesie czy brzegiem morza. To wszystko jest ważne, ale On musi być najważniejszy.

Nie da się nauczyć adoracji “na sucho”- bez godzin spędzonych przed Nim. Kto uważa, że bez Adoracji potrafi swoją pracą i byciem wśród ludzi adorować Boga, to sam siebie oszukuje. Trwanie przed Bogiem w milczeniu i zapatrzeniu w Niego najlepiej zweryfikuje taką adorację pośród ruchu, hałasu i aktywności.

Adoracja najlepiej uczy człowieka, że tak naprawdę jest on niepotrzebny nikomu - poza samym sobą i Bogiem. Człowiek jest potrzebny Bogu w relacji Miłości - nie można kochać, nie mając “obiektu” kochania.

Człowiek nie jest potrzebny drugiemu człowiekowi tak jak tlen, jak jedzenie czy woda. Trudno się z tym pogodzić, zwłaszcza gdy widzi się efekty swojej pracy, spotkań, rozmów z drugim człowiekiem. To wszystko jest ważne, ale w tym wszystkim stopień potrzebności jest drugo-, a nawet trzeciorzędny.

Jeśli ktoś miał niedobre relacje z matką czy ojcem, to spotkanie na drodze kogoś, kto mu te relacje w jakiś sposób zrekompensuje, da dużo dobrego - ale i tak tej osobie zawsze będzie brakowało dobrych relacji z matką czy ojcem. To rana, której nikt i nic nie zasklepi - poza Bogiem. A człowiek Bogiem nie jest. I dotyczy to każdego spotkania, każdego pomagania.

Czemu o tym piszę? Bo jeśli poprzez swoje działanie i pracę, zobowiązania, nie mam czasu na Adorację, to coś jest nie tak. To tak jak Marta - miała Boga obok siebie, mogła usiąść u Jego stóp i napełnić się po brzegi Jego Obecnością - ale wybrała działanie i czyny. Myślę, że po zwróceniu jej uwagi przez Jezusa, wielokrotnie potem siedziała i słuchała - bo bez tego nie mogłaby dać Jezusowi odpowiedzi wiary w chwili próby i doświadczenia śmierci brata. Dziwne, że nie odezwała się wtedy Maria? Ale może jej żadne słowa nie były już potrzebne? Może ona po prostu wiedziała, że On ten cud sprawi? Taka pewność, którą daje tylko Adoracja.


Adoracja prowadzi do milczenia; do milczenia Jezusa, gdy Go oskarżano. Prowadzi też do słów - słów wyznania wiary Marty.

Jan Apostoł, który adorował Jezusa, przytulając się ufnie do Niego, też świadczy o cudach, które dzieją się z człowiekiem adorującym. To dlatego był pod krzyżem.

Bo być pod krzyżem również można w sposób rozmaity - ważne, by być w sposób właściwy, taki, jakiego oczekuje ode mnie Bóg. A kiedy w człowieku dominuje ból i rozpacz, trudno jest przebić się przez te uczucia, by rozeznawać wolę Boga. Z tym bólem i rozpaczą trzeba iść przed Najświętszy Sakrament – by tam się wyżalić i wypłakać – i zostać pocieszonym.

Dziwny jest dla mnie katolicyzm bez Adoracji i bez postu - a to najczęściej dwie najbardziej “zaniechane” dziedziny życia duchowego. Zaniechane też przez księży. Dziwny i niezrozumiały, bo bez tego nie da się “wejść w głąb”. Bez tych doświadczeń człowiek tak naprawdę nie zmierzy się z własnym człowieczeństwem i z niepojętością Miłości Stwórcy do prochu.

Adoracja nie musi przecież być codzienna, wielogodzinna, zwłaszcza w życiu świeckiej osoby. W połączeniu z pracą i obowiązkami stanu jest to po prostu niemożliwe.

Ale jeśli ktoś nie ma czasu na Adorację - np. raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc, pół godziny przed lub po Mszy świętej - ale stale i wytrwale, to ten człowiek tak naprawdę więcej wiary pokłada w swoje działanie niż działanie Boga. Jeśli ktoś mówi, że musi się z kimś spotkać, bo inaczej wydarzy się zło i nieszczęście, to tak naprawdę mówi: “ja mogę jedynie zapobiec złu i nieszczęściu, nie Ty, Boże, nie moja modlitwa przed Tobą i nie nasze Spotkanie”. Jeśli ktoś uważa, że do wszystkiego musi przyłożyć swoją rękę, to tak naprawdę nie zrozumiał jeszcze, że działa Bóg, nie człowiek.

I najważniejsze - wszystko zaczyna się w sercu człowieka, w jego pragnieniu trwania w adoracji i wołaniu do Boga. Bóg ZAWSZE pomoże człowiekowi, wiele ułatwi, jeśli ten człowiek będzie gorąco pragnął Go adorować, będzie chciał Go czcić w Najświętszym Sakramencie. Ważne, by tym pragnieniem żyć, by to pragnienie przepajało człowieka do głębi. Wtedy nagle okaże się, że znajdzie się czas na kwadrans, potem pół godziny – raz w miesiącu, raz w tygodniu. A co więcej, sama praca będzie człowiekowi szła dużo składniej. „Jeżeli domu Pan nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, co go wznoszą...” (Ps 127,1)

Choć niewątpliwie szatan zacznie mieszać i pobudzać człowieka w niechęci do „marnotrawienia” czasu dla Boga, to jednak przez swoją wytrwałość ocalamy nasze życie.

Ten tekst nie ma być oskarżaniem kogokolwiek o cokolwiek - to słowa wynikające z moich przemyśleń i moich doświadczeń. Życie każdego człowieka jest indywidualne i jeden może na przykład adorować Boga codziennie, a inny musi zadowolić się Adoracją raz w miesiącu, jednak bez adorowania Boga człowiek zatrzymuje się w duchowym rozwoju, a codzienne życie i obowiązki przestaje wykonywać z głęboką wewnętrzną radością.

Warto pamiętać o Adoracji i o tym, że do niej prowadzi codzienna Msza święta. Dobrze przeżyta Eucharystia wzbudza w duszy pragnienie trwania w postawie adorującej Stwórcę Wszechświata, a otwarcie się na Boga podczas Adoracji zaowocuje jeszcze głębszym przylgnięciem do Eucharystii i chęcią służenia bliźnim.

Wszystko jednak zaczyna się w sercu człowieka – od pragnienia, nawet jeśli umysł nie do końca to wszystko ogarnia...