Ukrzyżowany za nas

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 05.03.2010 21:19

„Dla mnie Bóg umarł, teraz chodzi już tylko o mnie i o moje sprawy” – mówi człowiek, grzesząc. Odpowiedź Boga: „Dokładnie tak, umarłem dla ciebie, mnie też chodzi tylko o ciebie i twoje sprawy”.

Francisco Ribalta, „Chrystus obejmujący św.  Bernarda”, olej na płótnie, ok. 1626, Muzeum Prado, Madryt Archiwum GN Francisco Ribalta, „Chrystus obejmujący św. Bernarda”, olej na płótnie, ok. 1626, Muzeum Prado, Madryt

Prawdziwe chrześcijaństwo zaczyna się od zrozumienia tajemnicy krzyża – pisał sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. On sam całe swoje życie przybliżał się do tej tajemnicy. To była długa droga wewnętrznego dojrzewania, godzenia się z własnym krzyżem, umierania dla siebie. Poznajemy krzyż Jezusa właśnie tak –mocując się ze swoim. Poznanie Boga ma zawsze głęboki związek z naszym życiem, ze stanem naszego serca. Blachnicki po wojennych przejściach, tuż przed święceniami, notował : „Widzę, że misterium krzyża to jest przepaść, ogrom – coś, co można zgłębiać całe życie; coś co zwycięża świat i rozwiązuje wszystkie jego problemy” (1949). Tuż przed śmiercią, osamotniony, schorowany, nierozumiany, na przymusowej niegościnnej emigracji, pisał: „Przeżywam wielkie przemiany w moim wnętrzu – szczególnie przez zbliżanie się do tajemnicy krzyża! (…) W dwóch momentach wyraża się wtedy działanie łaski. Kiedy, wśród płaczu i krzyku bólu, swój stan określam słowami: piekło, piekło na ziemi – równocześnie wyznaję: nie będę bluźnił Bogu, Chrystusowi, Maryi… będę milczał. Drugi moment – to ostateczne wypowiedzenie: Amen. Wierzę w Miłość kryjącą się za tym. Oddaję to w tajemnicy krzyża…”(1985). 

Kto potrzebuje usprawiedliwienia?

Nie bluźnić, gdy wszystko idzie inaczej niż chcemy, ale powiedzieć „Amen” z nadzieją, że Bóg jest większy, czyli przyjąć swój krzyż i ofiarować go Bogu wraz z krzyżem Chrystusa. Oto istota postawy ofiarnej, której uczy krzyż. Taka była droga ks. Blachnickiego i wielu innych świętych.

Z krzyżem Chrystusa wiąże się nierozdzielnie temat ofiary. Słowo „ofiara” jakby dziś zblakło, nie tylko w mowie potocznej, ale także w kościelnej. Warto powrócić mu znaczenie w myśleniu i w działaniu. Trzeba je jednak rozumieć właściwie. Ofiara jest darem, jej sensem jest miłość. Ojciec dał, czyli ofiarował nam Syna. Syn ofiarował siebie nam i Ojcu. Bóg nie szuka bólu, szuka miłości, a ta jest niemożliwa bez postawy ofiarnej, czyli rezygnacji ze swego.

„Przez krzyż i mękę swoją odkupił świat” – powtarzamy na Drodze Krzyżowej. „Ukrzyżowany również za nas” – mówimy w credo. Osłuchały się nam pobożne zwroty: „Jezus złożył siebie w ofierze za nasze grzechy”, „poświęcił się dla nas”. Co to znaczy? Najistotniejsze są tutaj owe „dla nas” i „za nas”, które trzeba usłyszeć także jako „dla mnie” i „za mnie”. Jezus umarł za mnie.

Ta prawda napotyka opór współczesnej mentalności. Z kilku powodów. Najważniejsze to utrata poczucia grzechu i przekonanie o samowystarczalności. Wydaje się nam, że sami potrafimy się zbawić, że nie potrzebujemy żadnego wybawcy. Myśl, że ktoś musi mi pomóc, że ktoś poświęca się dla mnie, wydaje się uwłaczać ludzkiej godności, ambicji i wolności. Żyjemy w czasach samorealizacji. Jesteśmy zdolni do ofiar, ale dla osiągnięcia własnego sukcesu. Także w religijności akcent przesuwa się w stronę samozbawienia, skoncentrowania na swoich przeżyciach czy praktykach, które mają zapewnić duchowy komfort. Nie czujemy potrzeby usprawiedliwienia, bo nie mamy sobie nic lub, w najlepszym razie, zbyt wiele do zarzucenia. Mamy za to sporo do zarzucenia Bogu, zwłaszcza w chwilach trudnych. Takie tony dominują dziś w masowej kulturze. Pod krzyżem Jezusa w gruncie rzeczy rozbrzmiewały podobne głosy.

Bóg dał się osądzić

„Być bogiem, która zna dobro i zło” – ta odwieczna pokusa daje znać o sobie w każdym naszym grzechu, we wszystkich próbach życia opartego tylko na sobie samym. Wydaje się nam, że dobro to prawo decydowania o sobie i innych według własnego pomysłu. Adam i Ewa, pierwsi buntownicy przeciwko Bożej miłości są naszymi reprezentantami. W każdym z nas mieszka Adam i Ewa. Wciąż chcemy stawiać siebie w miejsce Boga, wciąż chcemy Go osądzać. Biblia wskazuje, że istnieje jakaś tajemnicza, złowieszcza ludzka solidarność w czynieniu zła, której konsekwencją jest solidarność w śmierci.

Dobra Nowina jest taka, że Bóg nie zostawił człowieka samemu sobie. Szukał go, przez proroków, wzywał, napominał, aby wprowadzić go na nowo na ścieżkę życia. Wreszcie sam wszedł w ludzką historię jako Człowiek. Poddał się osądowi człowieka, by w ten sposób pokazać mu, jak bardzo się myli. Oddał życie za prawdę, która przynosi nam wyzwolenie.

Jezus zapoczątkowuje nową solidarność. Bierze na siebie wszystkie skutki ludzkiego błądzenia, po to, by je pokonać. Św. Paweł: „Jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie dające życie. Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rz 5,18–19). Paweł posuwa się nawet do stwierdzenia: „Bóg dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). Jak to rozumieć? Ojciec zechciał, aby Jego Syn zjednoczył się z ludźmi-grzesznikami, aby doświadczył na sobie skutków grzechu. Uczynił to po to, aby nas „wykupić” z panowania grzechu i śmierci oraz wprowadzić do życia w bliskości z Bogiem, w czystości serca. Starożytni pisarze kościelni pisali o „przedziwnej zamianie” miejsc między Chrystusem a nami. Św. Ireneusz z Lyonu: „ze względu na swą nieskończoną miłość Bóg stał się tym, czym my jesteśmy, aby uczynić nas w pełni tym, czym On jest”. Jezus jest nowym Adamem, który odwrócił historię zbawienia. Adam zapoczątkował łańcuch nieprawości, Jezus zainicjował reakcję łańcuchową w przeciwną stronę, w kierunku powrotu ludzkości do Ojca.

Można powiedzieć, że na krzyżu dokonał się sąd nad Adamem, którego wynik brzmi: uniewinnienie. Pobożna tradycja mówi, że krzyż Chrystus stoi nad grobem Adama. Na prawosławnych ikonach krzyż wbity jest w tzw. pępek świata. Pod nim znajduje się czarną otchłań, w której widnieje czaszka Adama. W tę otchłań spływa krew Jezusa. Ta krew obmywa z grzechu wszystkich buntowników: każdego Adama, każdą Ewę. Jeden z polskich teologów pisał kiedyś, że istotę grzechu można wyrazić słowami: „Dla mnie Bóg umarł; teraz chodzi tylko o mnie samego i o moją sprawę”. Słowa te nie muszą być wypowiedziane, ale takie jest sedno postawy człowieka. Tajemnica polega na tym, że te same słowa można włożyć w usta Boga: „Umarłem dla ciebie; teraz naprawdę chodzi tylko o ciebie i o twoją sprawę. Umarłem dla ciebie i właśnie dlatego jestem dla ciebie bardziej niż kiedykolwiek przedtem”. Takie jest uniwersalne przesłanie krzyża.

Puste ręce

 „Wykonało się” – zawołał Jezus z krzyża. W Pasji Bacha po tych słowach Jezusa rozbrzmiewa przepiękna modlitwa: „Mój drogi Zbawicielu! Pozwól, że spytam Cię teraz, kiedy już zostałeś przybity do krzyża i sam powiedziałeś: Wykonało się. Czy jestem uwolniony od śmierci? Czy przez Twoją mękę i śmieć uzyskałem królestwo niebieskie? Czy zbawienie świata jest tutaj? Nie możesz z bólu nic powiedzieć, ale skłaniasz głowę. I mówisz milcząco: tak. Daj mi coś wysłużył. Niczego więcej nie pragnę”.

Śmierć Chrystusa jest miejscem, w którym rozbłysła nadzieja na pojednanie wszystkich ludzi z Bogiem, ale ta największa łaska, jak każda łaska, domaga się przyjęcia. Dobra nie można narzucić siłą. Ukrzyżowany czeka na wolną decyzję człowieka, na wiarę i nawrócenie. Jeśli krzyż jest belką rzuconą nam na ratunek, to aby się uratować, trzeba się jej chwycić. Przykład dwóch łotrów wiszących obok Jezusa pokazuje, że możliwe są różne postawy. Pierwszy uznał swój grzech i wezwał: „Panie, ratuj!”. Drugi próbował do końca żyć po swojemu. Pierwszy umarł z modlitwą na ustach, drugi z przekleństwem.

Kiedy lecę na dno, nigdy nie jestem sam. Razem ze mną jest Ukrzyżowany. Mogę uratować siebie w Nim. Chwila, która sądząc po ludzku jest przeklęta, może okazać się błogosławiona. Kiedy widzę, że sam nie dam rady, kiedy rozumiem, że nie mam nic, kiedy z mojej pychy, z moich ambicji zostaje tylko proch, jestem najbliżej ukrzyżowanego Zbawiciela. Przed Nim można stać tylko z pustymi rękami i wyciągać je w Jego stronę. Pod krzyżem widzę: kłamstwo grzechu, wielkość własnej winy, niepojętą siłę miłości Boga. Pod krzyżem uczę się mówić „tak”. Godzę się, by Bóg mną rozporządzał, by mnie poprowadził moją krzyżową drogą do wielkanocnego poranka.

W czasie każdej Mszy św. uobecnia się ofiara Jezusa na krzyżu. Jednocząc się w komunii z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panem, uczę się składać dziękczynienie. Nabieram sił, by ofiarować swoje życie jako dar: dla innych, dla Boga. „Kto nauczy się „składać dziękczynienie” na wzór ukrzyżowanego Chrystusa, może stać się męczennikiem, ale nigdy nie będzie prześladowcą” (Jan Paweł II).