Śladami Jezusa

Małgorzata Głowacka

publikacja 09.03.2010 23:19

Niektórzy mówią, że na Drogę Krzyżową uliczkami starej Jerozolimy warto wyruszyć o świcie.

Droga Krzyżowa   Małgorzata Głowacka Droga Krzyżowa

 Jerozolimy i jej „szczególnych miejsc” nie sposób opisać, zwłaszcza po tak krótkim pobycie jak mój. Nie sposób oddać wrażeń, uczuć, emocji jakich doznaje się chodząc po jej zatłoczonych ulicach. Nie sposób, ponieważ nie można ich do niczego przyrównać. Próbując opisać poszczególne miejsca kryjące ślady Jezusa zauważam, jak słowa wydają się być małe, nieporadne, niewystarczające...

            ***

Niektórzy mówią, że na Drogę Krzyżową uliczkami starej Jerozolimy warto wyruszyć o świcie. Pozwala to uniknąć przekrzykiwania się sprzedawców, widoku straganów, turystów i ulicznego zgiełku. Niestety nie mam rano wolnego czasu. Mój pobyt w Izraelu jest szczegółowo rozplanowany (jest przecież tyle miejsc, które chcę odwiedzić), że wolne znajduję dopiero późnym popołudniem. Pozostawiając resztę grupy w hotelu, samotnie schodzę z Góry Oliwnej udając się do starej części miasta. Mijam żołnierzy z bronią i kilku odzianych w czarne płaszcze i kapelusze chasydów.  Nie wywierają już na mnie już takiego wrażenia, jak podczas pierwszych godzin pobytu na tej ziemi. Przekraczam Bramę Heroda (jedną z ośmiu bram prowadzących do Starego Miasta), przeciskam się przez tłum pielgrzymów, turystów, by stanąć obok wykopalisk archeologicznych twierdzy Antonia. W czasach Jezusa służyła ona za koszary dla rzymskich żołnierzy. Istnieje przypuszczenie, że na jej terenie, podczas Święta Paschy przebywał Poncjusz Piłat. I rozpoczynam kroczenie śladami Jezusa na Golgotę, czyli moją jerozolimską Drogę Krzyżową.

1. Jezus na śmierć skazany.

 

Przyprowadzono Cię, Chryste, przed oblicze ludzi stojących na czele trybunałów sprawiedliwości. Przerzucano Cię z rąk do rąk tych, którzy mieli władzę Cię skazać. Wcześniej śledzono Twe drogi, oceniano Twe  gesty, słowa... Tak! Rzucałeś się w oczy. Wystawałeś z tłumu. Zapragnąłeś zmiany świata, a co gorsze - przemiany ludzkiego serca przez nawrócenie. Zawsze byłeś inny, niewygodny, lecz gdy zacząłeś mówić o sobie jako Synu Boga, stałeś się po prostu niebezpieczny. Dlatego krzyczeli żeś winien, winien krzyża! Ale nie mieli władzy, by Cię skazać na śmierć.  Przyprowadzili Cię więc przed oblicze jednoosobowego, rozdwojonego w sobie sądu. Szantażując namiestnika rzymskiego, Piłata, wiedzieli, że będzie miał problem wyboru między popularnością a lojalnością. Pułapkę zastawili doskonale. I szantaż się udał. Zostałeś skazany na krzyż. Sąd umył ręce wobec tłumu. Akcje Piłata poszły w górę, Rzym będzie już dobrze o nim myślał. Oskarżyciele też  odetchnęli. Ale czy tak naprawdę sąd, po wydaniu tego wyroku i kompromitacji, zawiesił swą działalność? Przecież nadal są tacy, co oskarżają Cię o wszystko: o wojny, choroby, bezduszność, nieudane życie, wyprawy krzyżowe, inkwizycje, rozłam w Kościele, obozy koncentracyjne, bombę atomową... A najgłośniej krzyczą ci, którzy nie mają odwagi zburzyć murów własnej wygody i wejść w głębię ludzkiego życia. Czy ja mam prawo myśleć tylko o innych? Jaki jest mój udział w tym, co złe we współczesnym świecie?…

 Sprawiedliwości skazana na śmierć, stwórz we mnie miłość!

 

***

 

Przechodzę na dziedziniec franciszkańskiego klasztoru Flegellazzione. Tu znajduje się Kaplica Biczowania, a obok niej niewielkie pomieszczenie zwane Kaplicą Skazania na Śmierć. To tu orzeczony przez Sanhedryn w nocnym posiedzeniu wyrok śmierci na Jezusa otrzymał sankcje wykonawczą rzymskiego urzędnika. Aby przenieść się w atmosferę tamtego świata, podążam kilkadziesiąt kroków dalej tą samą ulicą, zwaną już od tego miejsca Via Dolorosa. Od tego miejsca stacje Drogi Krzyżowej nie mają już charakteru historycznego, lecz religijny.

Stacja   Małgorzata Głowacka Stacja
2. Jezus bierze krzyż na ramiona.

 

Pierwsze zetknięcie Twego ciała, Chryste, z „ciałem” krzyża. Bierzesz w swe ręce ludzki grzech, który w tym miejscu przybiera kształt krzyża, który ma powierzchnię drewna, jego kolor, ciężar i wagę. Bierzesz, by uścisnąć go miłością urzeczywistniającą się w rzeźbionej batem powierzchni pleców, w zrogowaciałych z pragnienia wargach... Biorąc w dłonie krzyż ukazujesz, że jest on sprawą ludzką, właściwą człowieczej kondycji, narzędziem męki a zarazem orężem zwycięstwa nad śmiercią!... Krzyż jest zawsze wyborem. I to najtrudniejszym. Można afiszować się wielkimi słowami, podpierać wszystko szerokim gestem i hucznym toastem a tak naprawdę wciąż „uciekać”.  Mówisz, Jezu, bardzo czytelnie: „kto chce pójść za mną niech się zaprze samego siebie, weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”...  Tak, kto chce być Twoim uczniem musi wziąć ze sobą krzyż. Zakłada on nie tylko rezygnacje z miłości własnej, dokonywanie wyborów po swojemu, ale i odpowiedzialność za siebie i innych. Wolność zakłada możliwość odrzucenia. Ale odrzucenie krzyża pozostawia jątrzące się brzemię. Nieraz zmienia ono formę, ale treść pozostaje. Urzeczywistnianie miłości to codzienne wylewanie kropli potu, krwi, to trud przyjmowania cierpienia.  W tym miejscu rodzą się pytania: czy ja rozumiem sens swojego krzyża? czy potrafię dobrze wybierać?... Urzeczywistniona miłości, daj mi łaskę rozpoznawania mojego krzyża i milczenia. Pomóż mi zaczynać ciągle na nowo!

 

***

 

Stacja trzecia znajduje się ok. 150 metrów od Lithostrotos. Staje na rogu ulic Via Dolorosa i Tariq al-Wad. Dzięki ofiarom żołnierzy i uchodźców polskich odnowiono podniszczoną kaplicę i w jej wnętrzu umieszczono marmurową płaskorzeźbę Jezusa upadającego pod krzyżem.

3. Pierwszy upadek Jezusa

 

Belka krzyża ciąży i mocno wbija się w ramiona. Kurz unosi się w powietrzu i drapie w gardle. I ten mały kamyk, o który się potknąłeś! Twoje umęczone biczowaniem ciało, wystawione teraz na wyszydzenie i trud drogi runęło w proch bruku... Mały kamyk. Ileż to takich kamyków, na mojej drodze, których nie usuwam, bo wydaje mi się,  że są zbyt małe i ledwie dostrzegalne. A one wciąż rosną i rosną, tworząc powoli wielki stos, który nie tylko zagraca drogę, ale i zmienia serce. Wiem,  Chryste, że upadłeś nie tylko tu, te kilka tysięcy lat temu, ale upadasz zawsze, gdy  dosięgam Cię mą nieprawością. Upadasz powalony moim grzechem, słabością, zaniedbaniem, brakiem zaufania, zdradą, podłością, kombinacjami, plotką, obmową, świntuszeniem, tchórzostwem, niedbalstwem... Upadasz, ale wygrywa Twa miłość. Ona przynagla Cię do dalszej drogi. Chcesz dotrzeć na szczyt Golgoty i wypełnić wolę Ojca. Musisz tam dotrzeć, by obdarzyć mnie na nowo życiem i podnieść z prochu ziemi...

Panie, który wyniszczyłeś samego siebie, naucz mnie zapominać o sobie!

***

Idę dalej. Tuż za rogiem, przed bramą wiodącą na teren katolickiego patriarchatu ormiańskiego jest kolejna stacja Drogi Krzyżowej, upamiętniająca spotkanie Maryi z Jezusem. Tej sceny nie potrafię sobie wyobrazić. Wszystkie inne są dla mnie w miarę czytelne, ale nie ta. To spotkanie Matki i Syna w takich okolicznościach pozostaje poza granicą mojej percepcji.

4 stacja   Małgorzata Głowacka 4 stacja
4. Spotkanie z Matką.

 

Maryja była na Twojej drodze. Zawsze. W Betlejem, Nazarecie, Kanie... i w Jerozolimie. Twoja droga była zawsze Jej drogą. Stała obok gotowa, by Ci pomóc. Jest i teraz przy Tobie na Drodze Krzyżowej... Nie wiem, jak wyglądało to spotkanie, czy padły jakieś słowa, czy podbiegła do Ciebie, spojrzała na Twą opuchniętą twarz, pogładziła głowę, zapłakała... wiem tyle, że Miłość spotkała się z miłością. I na moment zniknął tłum, ucichły wrzaski. Bo prawdziwa miłość nie ma ograniczeń  miejsca, czasu i warunków. Po prostu kocha, zapominając o sobie. Potrafi cierpieć, jest przebaczająca, nie unosi się gniewem, jest pełna wiary i nadziei … A jaka jest moja miłość?

Matko, uczestnicząca w ofierze za grzechy świata i moje ucz mnie miłości!

 

***

Dzień zaczyna chylić się ku wieczorowi. Coraz więcej pielgrzymów i turystów przemierzaj tę część Jerozolimy. Słychać rozmowy, śpiew, trzaskają flesze aparatów. Gwar się nasila. To miejscowi sklepikarze głośno reklamują swój towar. Tuż obok pobożni Żydzi przemykają pod Ścianę Płaczu na wieczorną modlitwę. Skręcam z ulicy al_Wad, by wspiąć się po kamiennych  schodach ulicą al-Alam. Na samym rogu ulic dochodzę do niewielkiej kaplicy. Należy do franciszkanów. Jej obecność sygnalizuje łaciński napis: Simoni Cyranneo crux imponitur umieszczony na murze.

 

5. Szymon pomaga Jezusowi.

 

Nazywał się Szymon z Cyreny, był ojcem Aleksandra i Rufusa. Wracał właśnie do domu z pola. Był zmęczony. Drogę utrudniła mu gromada ludzi. Pewnie z ciekawości postanowił popatrzeć, co wywołuje to zbiegowisko. A ciekawość czasami wiele kosztuje. Rzymski żołnierz pochwycił go i zmusił do dźwigania krzyża skazańca. Przymus czy wybranie? Trudno powiedzieć. Zadaje sobie pytanie: co myślał ten prosty człowiek niosący belkę Jezusowego krzyża? Czy był wściekły na siebie i innych? Czy coś zaczęło kiełkować w jego sercu? Czy wymuszona pomoc Jezusowi zmieniła jego życie? I co się z nim stało po ukrzyżowaniu...? Nie ma żadnych danych na temat jego dalszych losów. Ale bezsprzecznie dla mnie pozostał szczęściarzem. Jako jedyny człowiek pomógł nieść Chrystusowi krzyż na Golgotę... To niesamowite, Jezu! Ty, Bóg potrzebujesz pomocy człowieka i dopuszczasz go do uczestnictwa w wielkim dziele zbawienia. Nie gardzisz nawet wymuszonym aktem dobroci. Z życzliwością i wielką wdzięcznością przyjmujesz każdy odruch miłości... Myśląc o Szymonie zastanawiam się ile w moim życiu było okazji, które mogłam wykorzystać? Ile rąk, które mogłam uścisnąć? Ile wątpliwości, które mogłam rozwiać, wyjaśnić? Ile niepotrzebnych łez, których można było uniknąć...  gdybym tylko wykorzystała nadarzające się okazje do świadczenia dobra!

Jezu Chryste, naucz mnie być ciągle gotowym dla drugiego!

***

 

Ulica al_Alan dalej nosi alternatywną nazwę Via Dolorosa. Podejście jest strome. Mimo zaciemnienia i rozpiętego nad ulicą zadaszenia, odczuwam spiekotę mijającego dnia. W połowie ulicy, upodobnionej do głębokiego, kamiennego wąwozu domów, na fasadzie jednego z nich dostrzegam tablicę z rzymską liczbą Stacji. Mimowolnie zastanawiam się, obserwując otaczający mnie tłum ludzi, gdzie podczas Drogi Krzyżowej byli uczniowie Jezusa? Czy żaden z nich, choćby anonimowo wmieszany w tłum gapiów, nie podążył z pomocą swojemu Mistrzowi? Pytania pozostają oczywiście bez odpowiedzi. Wszak ewangeliści nie dostrzegli na poboczu choćby jednego z apostołów. Tradycja przekazuje tylko wspomnienie kobiety, która wyszła naprzeciw skazańca i podała na znak współczucia chustę z cienkiej wełny dla otarcia twarzy. Nazwano ją Weronika, od słów: vera ikon tzn. prawdziwy obraz. Nie wiadomo ile prawdy jest w podaniu o Weronice, ale ta stacja jest okazją do uprzytomnienia sobie podstawowej prawdy wiary, że w samym już akcie stwórczym wyryte zostało w naszej duszy znamię oblicza Boga.

 

Fresk   Małgorzata Głowacka Fresk
6. Weronika ociera twarz Jezusowi.

 

Oczy zalane krwią widzą wszystko na czerwono. Tłum czerwony, ręce czerwone, przydrożne krzewy czerwone. Parzy przyschnięta do skóry krew, a nowa wciąż się sączy i znów twardnieje w promieniach czerwonego słońca. Musisz iść Chryste dalej prawie na ślepo. Nagle... pojawia się biel kawałka płótna, który zgadza się przyjąć Twą krew. Gdy oczy widzą już normalnie, dostrzegasz odchodzącą w tłum niewiastę, która unosi z sobą odbicie Twojej świętej twarzy. To nagroda za odruch współczucia, za wyjście z tłumu, za odwagę bycia sobą, za miłość... Bez miłości wszystkie dobra są niczym. Taka jest moc... Gest Weroniki mnie zawstydza. Ukazuje niedostatek mej miłości ku Tobie i braciom. Bo to właśnie dzięki nim jestem taka, jaka jestem: dobra, kochająca, usłużna, otwarta, prawdomówna, zła, obojętna, egoistyczna... W nich odbija się moja miłość ku Bogu. Dziękuję Ci, Jezu, za Weronikę, za dar jej gestu, pośpiechu, bezinteresowności, dar miłosiernego czynu.

Ty, która umiałaś być sobą, naucz mnie bycia człowiekiem!

***

Podążam dalej kilkadziesiąt metrów stromo pod górkę. Wychodzę na ulicę Khan al-Zait. To główna ulica rzymskiego miasta Aelia Capitolina zbudowanego za czasów cesarza Hadriana. Tak jak wtedy cardo maximus uchodziło za ulicę handlową, tak i obecnie pełni tę rolę suk (bazar) ze swym orientalnym rozgardiaszem. Jedną z kolumn rzymskiego cardo odnajduję w kaplicy kolejnej Stacji. Tu, gdzie teraz jest kaplica, znajdowała się kiedyś brama. Z łacińska nazywano ją Porta Judicaria, w nawiązaniu do orzekanych przy tej bramie wyroków śmierci. Wchodzę do środka kaplicy. Wnętrze jest przestronne i dobrze oświetlone. Siadam na jednej z ławek i rozpamiętuję drogę Jezusa...

 

7. Drugi upadek Jezusa.

 

Twe umęczone ciało domaga się odpoczynku. Brakuje Ci oddechu, dokucza pragnienie, pieką rany przykryte belką krzyża. Schylasz się coraz niżej i wreszcie upadasz. Twe rozpostarte ramiona całą szerokością dotykają prochu ziemi. Jesteś wyczerpany fizycznie i psychicznie. W tym miejscu można Cię było jeszcze uratować...! Gdyby tylko ktoś przemówił w Twej obronie, musiano by Cię odprowadzić przed oblicze sędziów i rzeczywiście udowodnić winę! Ale nikt nie powiedział ani jednego słowa, nikt nie wykonał żadnego ruchu w Twojej obronie. Potworna obojętność! Ale czy mam prawo ich oceniać...? Leżysz w prochu drogi, ale... nie możesz tu umrzeć, musisz dojść na szczyt! Powstajesz więc, bo wiesz, że wytchnienie opóźnia dojście na Golgotę i wykonanie planu Ojca. Wiesz, że by osiągnąć szczyt miłości, musisz przejść przez szczyt cierpienia. Przyglądając się Tobie podczas tego upadku wstydzę się mojego zachowania. Moje upadki nierzadko zmieniają się w długie chwile odpoczynku. Siadam na skraju drogi, wygodnie wyciągam nogi... a przecież trzeba iść dalej, by zdążyć! Upadam, bo myślę o sobie. Liczę na własne siły, możliwości, układy. Czuje się najważniejsza... Uciekam od prawdziwej miłości...

Chryste leżący pod krzyżem, naucz mnie powstawać, by podejmować na nowo trud drogi.

***

Na ruchliwym, zatłoczonym skrzyżowaniu skręcam za rogiem w prawo, by po pokonaniu kilkunastu stopni zatrzymać się przy kamieniu znaczącym kolejną Stacje. Żeby nie przeoczyć tego miejsca, prawie niewidocznego, ktoś na drucianym wieszaku zawiesił tabliczkę z pomalowanym na czerwono numerem. Wielu mijających mnie przechodniów dotyka w przelocie tego kamienia. Niektórzy nawet się żegnają. Charakterystyczne jest to, że tłum ludzi zawsze towarzyszył temu miejscu. Tu kiedyś znajdowała się Brama Gannah, czyli Ogrodowa. I prawdopodobnie tu zastąpiły Jezusowi drogę płaczące niewiasty. Prawo pozwalało świadczyć współczucie względem oskarżonych, ale zabraniało tego w stosunku do skazańców. Jednakże ewangelia wyraźnie wspomina nie tyle o ich płaczu, lecz o zawodzeniu, a więc głośnych oznakach żalu.

 

8. Jezus poucza płaczące niewiasty.

 

Nie pozostawiłeś, Jezu, tych łez bez odpowiedzi. Mimo nieustannego bólu całego, poranionego ciała, nie skupiasz się na sobie. Dostrzegasz zawodzące kobiety jerozolimskie a ich łzy przymuszają Cię niejako do przekazania troski moralnej o dobro swego otoczenia. To kobiety są słuchaczami Twych ostatnich pouczeń. W ten sposób wynagradzasz im ich litościwe serca, podkreślasz delikatność i stanowe posłannictwo. Podkreślasz rolę kobiety, która w odwiecznym planie Boga została ukształtowana w formie matki. Macierzyństwo bowiem zawsze należy pojmować w szerokim zakresie. Kobieta wychowując przekazuje wartości, wpływając moralnie na rodzinę, otoczenie, na środowisko. Rodzi innych dla lepszego życia, dla Boga. I nie ważne, czy obierze stan małżeński, zakonny czy wolny. Rolę matki może pełnić wszędzie... Czy płaczące kobiety zrozumiały Twe pouczenie, Panie? Nie wiem. Ale to, co powiedziałeś do nich, bezpośrednio dotyczy przecież także i mnie.

Chrystusie pouczający płaczące niewiasty, daj mi siłę, abym uniknęła smutku, który zabija ducha, a przemieniała go w radość serca, które jest życiem!

***

Zwarta zabudowa miasta nie pozwala przejść tędy na Golgotę. Muszę zawrócić do suku, by po kilkudziesięciu krokach wspiąć się schodami w rejon klasztoru koptyjskiego. U wejścia do monasteru widnieje fragment starożytnej kolumny, częściowo wmurowanej w skałę, oznaczający miejsce kolejnej Stacji z drogi krzyżowej Jezusa.

 

Trzeci upadek   Małgorzata Głowacka Trzeci upadek
9. Trzeci upadek Jezusa.

Im bliżej szczytu, tym mocniej zmęczenie zaczyna dominować. Twe plecy już dawno przywykły do dźwigania krzyża. Rany, choć dalej otwarte, już tak nie bolą. Oczy i uszy zdają się być wolne od obrazów, kolorów i dźwięków, które Cię dotykały. Siłą woli stawiasz kolejne kroki, „połykasz” nową porcję męki. Twój ludzki  organizm jest już prawie wykończony, ale „organizm” miłości funkcjonuje coraz mocniej. Ogarnia Cię krańcowe zmęczenie. Padasz kolejny raz w pył bruku. Zanim miłość osiągnie szczyt, upadasz pod nogi tych, za których idziesz na śmierć. Może to nie upadek, a pokłon? Najbardziej pokorny pokłon cierpienia złożony władcom batów, razów, gwoździ, cierpienia. Pokłon złożony przez najniższego ze sług i najwyższego z władców... Pokazujesz, Jezu, że nieugięta wola kształtuje się i hartuje tylko pod ciężarem krzyża. A ja...? Czasami dziwię się swoim upadkom. Gubi mnie poczucie samowystarczalności, brak silnej woli w pójściu za Tobą po kres...

Jezu, naucz mnie być świadkiem Twojej miłości, szczególnie w czasie mego upadku! 

***

Docieram wreszcie do Bazyliki Grobu Pańskiego. To najświętsze miejsce chrześcijaństwa, kościół kryjący w swych murach skałę Kalwarii i Grób Chrystusa. Stromymi schodami wchodzę do kaplicy urządzonej na szczycie skały, ponad 5 metrów nad podłogą bazyliki. Schody te wytarte są milionami stóp pątników. Nie potrafię się skupić. Pobożność jednych miesza się tu z brakiem szacunku innych, którzy to miejsce traktują jako kolejną atrakcję turystyczną na szlaku po Izraelu. W tej kaplicy umiejscowiono Stacje X i XI. Dodać tu należy, że ewangeliści bardzo lapidarnie opisują to, co tu się wydarzyło. Nie rozwodzą się, nie podają zbyt wielu szczegółów. Piszą krótko, jakby bez emocji, choć doskonale wiem, że w każdym z nich, kryje się ich multum.

 

10. Jezus z szat obnażony.

Wzgórze osiągnięte. Tu zostaniesz, Jezu, ukrzyżowany. Według zwyczaju rzymskiego krzyżowano skazańców zupełnie obnażonych. Więc zanim Cię przybiją do krzyża, muszą ściągnąć z Ciebie szaty, bo szat szkoda, bo mogą jeszcze bardziej splamić się krwią, a krew trudno się zmywa. Bo trzeba Cię jeszcze bardziej upokorzyć. Oddajesz więc to, co stanowi Twą ostatnią materialną własność. Odarcie z szat powoduje otwarcie na nowo zasklepionych już ran. Oto tu i teraz dokonuje się Twoje totalne ogołocenie...  Myśleli, że pozbawiony szat staniesz się śmieszniejszy i zgaśnie wreszcie w Tobie ta dziwna iskra niezwykłej mocy. Stałeś milczący, podczas gdy Twe ciało krzyczało do ludzi śladami batów, ilością ran... tłumacząc sens misterium cierpienia. Milcząco zapraszasz, by każdy otworzył się na krew, która za moment obficie spłynie z Twych przebitych rąk i nóg! Oddanie szat jest realnych znakiem dania siebie bez reszty... Klęcząc wpatruję się w Twój krzyż i zastanawiam się nad sobą i swoją postawą wobec innych... Czy, widząc czyjś dramat, nie ubieram rękawiczek egoizmu i nie usuwam się bezpiecznie w tłum gapiów? Czy potrafię tracić siebie, oddając to, co posiadam? Jak przyjmuję wyśmianie, szyderstwa...?

Chryste milczący, naucz mnie gotowości oddawania siebie!

***

11. Jezus do krzyża przybity.

Na szczycie wzgórza sterczał pionowy pal wkopany tam na stałe dla wykonania wyroków śmierci. Ty, Jezu, na Swych ramionach przyniosłeś belkę poprzeczną. Teraz Cię na niej rozpostarto. Dopasowano dłonie do uprzednio przygotowanych otworów, przyłożono długie, stare gwoździe i… zaczęto wbijać. Wbijać mocno, bardzo mocno. Ból rozdarł Twe mięśnie, tkanki i nerwy. Twe święte ręce złączyły się wreszcie z drzewem krzyża. Nie będziesz już nimi dotykać innych, otwierać oczu niewidomym, uszu głuchym, przywracać zdrowia chorym a życia umarłym. Nie będziesz rozmnażać chleba... Potem przygwożdżono Twe święte nogi, byś nie chodził więcej ścieżkami wydeptanymi przez ludzi, byś nie spotkał więcej szukających i nie próbował wracać do grzeszników... Zostałeś skrępowany, unieruchomiony, zniewolony... Tylko czy to autentycznie jest niewola? Przybicie ciała do belki krzyża nie było przecież pokrzyżowaniem planów Ojca, lecz ich wypełnieniem. To pozorne zniewolenie było przewidzianym, zamierzonym i całkowicie wolnym aktem Boga działającego i zbawiającego...!  Czy ktoś zrozumiał sens tego czynu? Pewnie niektórzy tak, ale zbyt wielu jest nadal ambitnych, samowystarczalnych, którzy nie zezwoliliby, aby ktokolwiek mógł wtrącać się w ich sprawy... więc odrzucają ręce, które niosą pomoc. Sama jestem tego najlepszym przykładem... Przyglądam się Twym przebitym dłoniom, stopom... Pozwoliłeś się zniewolić, choć tak naprawdę postałeś wolny do końca. Być wolnym nie oznacza robić wszystkiego, ale robić to, co dobre. Wolność nigdy nie jest „od czegoś”, ale „dla czegoś”. Wolność nie jest aktem zerwania z czymś, ale aktem dającym człowiekowi pełnię. By dobrze wybierać, muszę nauczyć się krzyżować swe ciało z wszelkimi jego namiętnościami i pożądaniami. Muszę być wierna zasadom, zadaniom i obowiązkom, które przyjęłam... Wolność to coś wewnętrznego. Wolności się nie posiada, ją się zdobywa...! Krzyżujący Cię pomylili się zawierzając sile gwoździ. To przez nie zaczęło się dopiero Twoje przychodzenie do człowieka. Patrząc na Twe ciało przybite do krzyża snuję refleksję na temat moich zniewoleń... A wewnątrz gdzieś kołacze się pytanie: jak korzystam z Twych ran, by spotkać się z Bogiem?

Jezu, przyjm moje powroty do Ciebie!

***

Przechodzę do kaplicy prawosławnych Greków, oddzielonej od łacinników tylko zwykłymi  filarami. To tu, pod niewielkim ołtarzem znajduje się mensa a w niej otwór znaczący osadzenie krzyża Jezusa. Dwie płytki po obu stronach ołtarza znaczą miejsca, gdzie stały krzyże złoczyńców.

 

Golgota   Małgorzata Głowacka Golgota
12. Konanie i śmierć Jezusa na krzyżu.

Rozpostarto Cię na krzyżu. Twe wyciągnięte ręce stały się teraz obrazem, okrzykiem miłości Boga do człowieka. Tymi rękoma pragniesz objąć nie tylko tych, co stoją pod krzyżem, czy tych którzy kroczą obojętnie uliczkami Jerozolimy, ale chcesz objąć każdego człowieka. Jedynie gwoździe nie pozwalają Ci na prawdziwe oderwanie dłoni. Trzymają one mocno i boleśnie, by z każdym drżeniem mięśni zadać kolejną porcję cierpienia... Wszystko Cię boli, wszystko powoli kona. Ty jednak nie zasklepiasz się w cierpieniu. Wciąż „szukasz” ludzi, wciąż modlisz się. Przebaczasz... Prawo rzymskie nie zezwalało na podawanie skazańcowi narkotyków, a jednak jeden z żołnierzy, być może zdjęty litością, a być może za namową płaczących kobiet, nabił na włócznie gąbkę nasiąkniętą winem i mirrą, i podał Ci, chcą ulżyć Twemu bólowi. Skosztowałeś, ale nie chciałeś pić. Chciałeś umierać pełen świadomości, do końca przeżywając śmiertelny ból, który dobrowolnie przecież przyjąłeś. Pijesz kielich cierpienia do dna, bez „taryfy ulgowej”. Nie usuwasz cierpienia, nie tłumaczysz go, nie fałszujesz. Przyjmujesz je i wypełniasz... Tak mało słów wypowiadasz z wysokości krzyża, ale te które padają, są bogate i doniosłe, obfite w treść. Ja wiem, że Ty nigdy nie mówiłeś zbyt wiele. Owszem, ewangelie przekazują Twe mowy i kazania, ale tak naprawdę emanują Twoim milczeniem. Bardziej oddziaływujesz Swą obecnością niż słowami... Nagle z Twoich ust wychodzi okrzyk dokonanej miłości - „wykonało się”. To wielkie słowo! Ono niczym urzędowe stwierdzenie objaśniło, że cel został osiągnięty. Wykonało się Pismo, proroctwa, plany i dekrety Boga, wykonało się dzieło odkupienia i dokonała się ofiara krzyża. Nim wejdziesz w śmierć, oddajesz jeszcze swego ducha Ojcu. Powierzasz się totalnie. Czynisz to w głośnym wołaniu. To okrzyk Człowieka, który jako pierwszy zatknął sztandar życia na drzewie śmierci...!  Zadrżeli stojący pod krzyżem. Być może ich serca przeszyła błyskawica rozświetlając ciemne zakamarki i obudziła drzemiące człowieczeństwo. A w świątyni, z góry na dół, rozdarła się zasłona, ukazując nową perspektywę, nową rzeczywistość. Ruszyła nowa epoka na zegarze wszechświata...! Wszystkie fakty Twej śmierci rodzą we mnie pytania: o moje gesty, czyny, słowa, o umiejętność milczenia i zdolność obrony wiary, o świadczenie i trwanie... Czy za zasłoną ciała kryje się we mnie serce zdolne autentycznie kochać? Przecież tak często się gubię... Dlatego tu i teraz proszę Cię, Chryste, byś wyłowił mnie z anonimowego tłumu i odarł z zasłony niewrażliwości, chłodu, znieczulicy, egoizmu... i obdarzył sercem pełnym prawdziwej miłości! Ja wiem, że nieustannie potrzebuje nawrócenia. I wiem, że to ciężka i trudna droga każdego dnia. Wszak nawrócenie to stałe usposobienie duszy, o które muszę walczyć! Tak, to prawdziwa walka, przełom, ciężka praca, a nie jakieś pobożne wzruszenie, uczuciowe uniesienie, zapał. Nawrócenie to trud stawania się nowym człowiekiem...

Chryste, umierający na krzyżu, obdarz mnie Swym życiem!

***

Pod skałą Kalwarii znajduje się niewielkie pomieszczenie z szybą, przez którą oglądać można pionowe pęknięcie skały. Wygląda tak, jakby ktoś rozdzielił ją potężnym uderzeniem. Szczelina ma długość 1.7 m, szerokość ok 25 cm i jest dość nietypowa. Zazwyczaj pęknięcia przebiegają wzdłuż przekroju skały, ta na Kalwarii zaś, zarysowała się w poprzek opoki. Pomieszczenie nazywa się Kaplicą Adama. To w nawiązaniu do pradawnej opowieści, jakoby praojciec ludzkości miał spocząć właśnie u stóp Golgoty. Pęknięcie skały było wynikiem trzęsienia ziemi, które w Palestynie nigdy nie było czymś nadzwyczajnym. Ale wstrząs sejsmiczny tuż po śmierci Jezusa był szczególny. Naruszył posadę świątyni i rozdał jej zasłonę. Pomijając prawdę historyczną, przekaz ewangeliczny zawiera w sobie głęboką myśl i stanowi ogromny symbol. Skoro zasłona pękła w miejscu dotychczas najświętszym, to znak, że skończyła swe zadanie. Bóg przestał być Istotą nieosiągalną, skończył się kult mojżeszowy, skończył się Stary Testament, obrzędy, ofiary, rozpoczęła się era Nowego Przymierza, nowej ofiary. Bóg stał się odtąd Bogiem wszystkich ludzi! Kaplica Adama może nie zgadza się historycznie z miejscem śmierci praojca ludzkości, ale ma w sobie też głęboką myśl. W momencie śmierci Jezusa, gdy dopełniło się odkupienie i zbawienie, pierwsze krople krwi padły z wysokości krzyża na ziemię właśnie tu, zraszając Adama i wyławiając go z otchłani, a później Ewę i po kolei wszystkich sprawiedliwych, którzy nie mogli wejść do raju, bo bramy nieba mógł otworzyć dopiero Chrystus. Owoce śmierci Zbawiciela dostępne są więc dla wszystkich... Ze skały Golgoty schodzę po schodkach w dół. Zauważam jak przy leżącym na wprost wejścia do bazyliki kamieniu ciśnie się gromada pielgrzymów. Ten kamień zwany Kamieniem Namaszczenia jest domniemanym miejscem obmycia i owinięcia w całun Jezusa przed złożeniem do grobu. Wielu całuje te porfirową płytę, nad którą wisi 8 lampionów z żywym ogniem, reprezentujących wyznania chrześcijańskie, mające prawa własności w tej bazylice. I ja przyklękam obok kamienia, dłońmi dotykam płytę i rozważam kolejną stację Drogi Krzyżowej.

 

Bazylika Grobu Pańskiego   Małgorzata Głowacka Bazylika Grobu Pańskiego
13. Zdjęcie Jezusa z krzyża.

Jesteś już martwy. Teraz zostaniesz pochowany. Po szaleńczym zgiełku nienawiści zrobiło się wreszcie cicho i jakby pusto. Świadkowie rozegranego tu dramatu w przeważającej liczbie odeszli do miasta, do swoich domów, do zwykłych zajęć codzienności. Pozostała tylko gromada oddanych Ci przyjaciół. Rzymski zwyczaj przewidywał grzebanie skazańców na miejscu ich stracenia, a prawo żydowskie zezwalało na obmycie i namaszczenie zwłok nawet w dzień szabatu. Nie trzeba więc się śpieszyć. Ściągnięto ostrożnie Twe ciało, powyrywano z Niego gwoździe, wbite zaledwie kilka godzin wcześniej, zdjęto koronę z głowy, śmieszną lecz jedyną możliwą, jaką mógł dać Ci człowiek. Zdjęcia z krzyża dokonała grupa osób w milczeniu niezbędnym do wypełnienia czynności z powagą, jaka zazwyczaj towarzyszy chwilom wielkim i uroczystym. Oddano Cię Matce. Nie umiem wyobrazić sobie bólu Tej, która trzymała Twe martwe ciało. Słowa nie potrafią oddać chwili, opisać takiego dramatu... Maryja trzymając Cię w ramionach musiała wyglądać jak kapłanka ofiarująca Bogu cierpienie, nie tylko swoje, ale i wszystkich, składając Bogu ofiarę zadośćuczynienia... Trzeba było obmyć Twe martwe ciało. Zostały przecież na Nim, jak i na opuszczonym drzewie krzyża, krwawe ślady. Nikt się nie śpieszy. Niewiasty, Nikodem i Józef z Arymatei w milczeniu dokładnie dokonują obrzędu oczyszczenia i namaszczenia a cisza i łzy są jedynymi świadkami tych wydarzeń...  Tak, Panie, mój grzech Cię zabił. Teraz mogę sycić oczy efektem tej zbrodni. Staję przerażona i oniemiała patrząc na Twe martwe ciało... Wszystko bym dała, aby cofnąć czas. Przebacz mi. Co mogę zrobić, by zagoiło się Twoje cierpienie?

Chryste zdjęty z krzyża, naucz mnie milczenia czynów drobnych!

***

Grób znajduje się w pobliżu Golgoty. Wzgórze Czaszki wchodziło w obręb podmiejskich nieużytków, na które składały się kamieniołomy i jakieś nierówności omijające bieg drugiego odcinka murów miejskich. Wszystkie te szczegóły można wywnioskować z treści ewangelii, a potwierdzają je badania archeologiczne oraz zapisy Józefa Flawiusza. Skalna pieczara była własnością Józefa z Arymatei, człowieka zamożnego, poważnego członka Wysokiej Rady, ucznia Jezusa. Był on człowiekiem odważnym, nie przystał na uchwałę i postępowanie Sanhedrynu w sprawie Jezusa, a po Jego śmierci udał się do Piłata i poprosił o ciało. Pomagał przy pogrzebie i oddał swój nowy grób na miejsce pochówku Chrystusa. Miejsce grobu znajduje się dziś we wnętrzu potężnej bazyliki. Sto czarnych kolumn otacza prezbiterium a setki lamp i żyrandoli odbijają się w niezliczonych ikonach, wotach i złoceniach. Wewnątrz groty płonie mnóstwo świec. Wchodzę do ciemnej i pustej romańskiej rotundy. Mijam przedsionek zwany Kaplicą Anioła. Dotykam fragmentu kamienia, który wg. tradycji zamykał wejście do grobu i dochodzę do miejsca, gdzie złożono ciało Jezusa. Półmrok oświetlają tylko lampy oliwne zawieszone na sklepieniu oraz trzy płonące świece. Klęcząc trwam w zadumie i milczeniu. Obydwiema dłońmi dotykam zimnej skały, wytartej w ciągu wieków milionami rąk...

 

14. Jezus złożony do grobu.

Obmyto Cię, Jezu i owinięto w płótno. Już czas, by Twe martwe ciało spoczęło w grobie. Niech on stanie się miejscem Twego spoczynku... Zamknięto Cię, byś mógł w szarości miejsca dokonać zwycięstwa nad człowiekiem. Bo przecież nie Ty zostałeś pokonany na tej krzyżowej drodze, tylko człowiek, jego grzech! Ten sam człowiek, który olbrzymim kamieniem zastawił drogę do swojego serca. Wiem, że się Ciebie bali. Postawili przecież straż, by strzegła sztucznego ładu i porządku. Straż podwójną: rzymską i świątynną. Nawet opieczętowali grób, wiążąc zamykający go kamień ze skałą... Oddzielili Cię jak ziarno od słomy, zdeptali i wyrzucili. Nie uwierzyli, że ziarno może wzejść, rozkwitnąć, zakiełkować i zaowocować. Nie mieli nadziei. Potężny głaz ego zasłonił ich wnętrze i skamienił serce. Czy nie postępuję podobnie...? W tym miejscu w sposób szczególny dziękuję Ci, Panie, za dar wiary i nadziei! Dziękuję, że ten grób nie napawa mnie rozpaczą. Wiem, że jest miejscem powrotu do życia, ciemnością, która wiedzie do światła zmartwychwstania... Patrząc na światło świec zastanawiam się tylko, jak często pozwalam Ci na zwycięstwo w sobie? Czy nie przywalam kamieniem serca, usuwając Twe światło? Czy jestem gotowa na zmartwychwstanie...?

Chryste złożony do grobu, obudź we mnie gotowość pójścia za Tobą!

***

Opuszczam Bazylikę Grobu Bożego. Tej wizyty tu, nie zapomnę nigdy! Tej drogi przebytej z Nim też nigdy nie zapomnę! Kroczenie z Jezusem po śladach jerozolimskiej Via Dolorosa jest czymś niesamowitym, mistycznym... Wracając do hotelu rozmyślam nad Stacją XV. Nigdzie nie jest zaznaczona, ale nie sposób jej pominąć. Wszak do niej to właśnie wszystko się sprowadza....

 

15. Zmartwychwstanie Jezusa.

Zmartwychwstałeś, Chryste! Zostałeś wskrzeszony przez Boga! Pokonałeś śmierć! Rozerwałeś kajdany grzechu! Zwyciężyłeś! Żyjesz...! Ukazujesz się Marii Magdalenie, uczniom... Pozwalasz się rozpoznawać. Uzdalniasz do pełnego świadectwa. Dajesz pełnię Swego pokoju... Twój pokój to dar. Mam nim promieniować na innych. Wyklucza on strach, przekracza wszelkie ograniczenia, uzdalnia do chodzenia pod prąd. To pokój, który „pali” i zostawia znak. Wzywa do walki. Jest punktem dojścia, a nie wyjścia. Jest dowodem Twojego działania...

Zmartwychwstały Jezu, obdarz mnie Twą mocą i siłą do: bycia, pokonywania i wzrastania!