Popatrzmy wokół

Piotr Blachowski

Czasami odczuwamy, że Bóg bawi się z nami w ciuciubabkę, doświadczając nas raz po raz przypadkami, chorobami, później dając radość chwilową, by następnie dać kopniaka, popychając do następnej czynności; i tak w kółko Macieju, a im więcej pochłania nas działalność dla Boga, tym więcej łakniemy nowych wyzwań, nowych „kopniaków”, bo to one nas pobudzają do działań dla Boga i z Bogiem.

Popatrzmy wokół

To jak prądy w rzece: im głębiej płyniesz, tym bardziej wciąga cię prąd, tym bardziej zespalasz się z rzeką. W tym jednak wypadku chcesz tego, więcej, szukasz tych prądów, by one cię chwytały i wciągały w wir, ale wir życia z Bogiem i dla Boga. A my ciągle zastanawiamy się, gdzie leży nasza wolność duchowa, gdzie granica naszej odporności, ale i odpowiedzialności. Ks. Tischner powiedział: wolność duchową można uzyskać wtedy, jeśli możemy ofiarować się w całości komuś, dla kogoś, w imieniu kogoś; wydaje mi się, że w dzisiejszym czasie i kontekście to niewykonalne, a chyba ważniejszy jest spokój wewnętrzny od zajmowania się sprawami, na które nie mam wpływu.

Można by zinterpretować te słowa w taki sposób, że cokolwiek robimy i gdziekolwiek jesteśmy, działamy i czynimy wszystko dla Boga, a nie dla siebie, nasze działania są podporządkowane Bogu. Niektórzy pragną nas pouczać i wpływać na nas, twierdząc, że nasze działania mają na celu wylansowanie siebie; smutne jest to, że bez porozumienia i zrozumienia chcą na nas wpływać, sugerując nam inne rozwiązania. Dlaczego zatem wśród ludzi dominuje chęć oceniania nas, poprawiania naszego życia?

Problem leży po stronie egzystencjalnej człowieka. Przemożna chęć pokazania swojej władzy nad drugim, swojej wiedzy zdobytej w różny sposób prowadzi do tego, że pragnie się innych pouczać, wykładając byle argumenty, wytykając byle potknięcia, niepozorne, tylko po to, by poniżyć drugą osobę w oczach innych, a swoje racje – nierzadko błędne – postawić na pierwszym miejscu. Dzieje się to, niestety, w każdej dziedzinie życia, nie omija żadnej społeczności. A przecież może być tak miło i bezkonfliktowo, wystarczy tylko chcieć. Chcieć zrozumieć intencje drugiej osoby i spojrzeć na nią poprzez pryzmat miłości Chrystusowej. Jednak wiele czasu musi  jeszcze upłynąć i wiele słów musi paść, by tak się stało.

W takim razie, co robić? Robić swoje, nie przejmując się impertynencją innych, przecież Jezus Chrystus sam powiedział „Po owocach ich poznacie...”  A ci inni? No cóż, może i oni zdecydują się na to, żeby kroczyć drogą Chrystusową i nie utrudniać sobie nawzajem życia, nie deprecjonować pracy ludzi, którzy nierzadko wielkim wysiłkiem woli czy mięśni, bez wynagrodzenia robią coś, za co inni żądaliby zapłaty – przecież ludzi, którzy tak działają, nie można odstręczać, lecz należy dać im „carte blanche”, przecież nie wolno wymagać czegoś nadprzyrodzonego od tych, którzy pragną działać dobrze, którzy chcą być potrzebni innym.