Boże Narodzenie oczami matki

Katarzyna Solecka

publikacja 24.12.2018 13:43

Tak, słabe jesteśmy – ale to jedno rozumiemy doskonale: miłość tu, na ziemi, trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze dzień po dniu...

Boże Narodzenie oczami matki Henryk Przondziono /Foto Gość

Boże Narodzenie oczami matki: „Jejku, co ja mam ugotować?” czy raczej: „Bóg się urodził!”? A co, jeśli rozstrzygnąć się nie da? I to, i to przecież.

Boże narodzenie nie jest dla nas abstrakcją, jedynie ślicznym obrazkiem, tak jak i nowo narodzone dziecko. Pamiętamy ciężar małego ciała, jego miękkość i zapach – czyż nie? Znamy też mnogość emocji, oczekiwanie, lęk. Tak, wiem, trzeba mieć pokój w sercu i oddychać głęboko. Ale czy wiele z nas nie myślało w trakcie porodu albo i kilka, kilkanaście lat później: „może ja jednak zrezygnuję…”? Tyle że odwrotu nie ma.

***

Tysiąc przepisów na „najprostsze” i „tradycyjne”; reklamy, które zdają się wychodzić z ekranu; wszystkie te choinki epitetów, „magiczne” i „niezapomniane” – nie takie święta znamy. Znamy piasek pod powiekami, działanie z wyprzedzeniem, pokonywanie oporu, krótszy sen.

Być może z ambony zagrzmią znowu: „Po co tyle zabiegania, tyle przygotowań?”. Po co? A jeśli ten nadmiar to my? Jeśli taka właśnie jest matka? Przecież co roku pakujemy do pudełek, do uszek, do pralek miłość, szacunek, troskę. Naśladujemy Bożą hojność – to prawda: na własną miarę, czasem nie wtedy, kiedy trzeba, czasem nie to, co potrzebne najbardziej. Tak, słabe jesteśmy – ale to jedno rozumiemy doskonale: miłość tu, na ziemi, trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze dzień po dniu, godzina po godzinie, trzeba przemienić ją w konkret pobudek i zasypiań, w mądrość rozumu i serca.

Nosimy w sobie obfitość, „za dużo” chcemy, „za bardzo” kochamy. Jest w nas jakby zbyt wiele, przelewa się, kipi, rozdziera od środka. Tak, słabe jesteśmy – ale to jedno rozumiemy doskonale: ta miłość nie może się skończyć tutaj, ziemia jej nie pomieści, nieba potrzebujemy. Nieba.

***

Kardynał Joseph Ratzinger, pisząc o świętowaniu niedzieli, dobitnie: „Nie może być tak, że wyszukujemy sobie, czy i gdzie chcemy czcić Boga; chodzi o to, że odpowiadamy Mu tam, gdzie On nam się daje”.

Więc jesteśmy tam, gdzie On nam się daje.

Przy kruchych. Ostatnich. Niedających rady. Dzień po dniu, godzina po godzinie. Zawsze.

Jezus ma twarz dzieci i staruszków, przechodniów i sąsiadów. Szepcąc modlitwę przed zaśnięciem, wiemy i to: ma twarz naszego wroga.

***

„W noc Bożego Narodzenia wydaje się, że Bóg i człowiek zamienili się rolami. Bóg jest bezsilny, kruchy, zagrożony, to Jemu trzeba opieki, światła i ciepła” – napisał ksiądz Janusz Stanisław Pasierb.

Właściwie można by nie dodawać nic więcej. Boże Narodzenie oczami matki – to właśnie takie doświadczenie.