Bez Boga ani do proga

Andrzej Macura

publikacja 30.01.2019 14:50

Garść uwag do czytań na VI niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Drzewa nad płynącą wodą Andrzej Macura CC-SA 4.0 Drzewa nad płynącą wodą
Człowiek, który pokłada ufność w Bogu nie musi się martwić, że zabraknie życiodajnej łaski Boga. Ale bez Boga zdanym się jest na kaprysy losu...

To dość rzadka okazja. VI niedziela zwykła roku C na nie zdarzyła się ani w poprzednim trzyletnim cyklu, ani w jeszcze wcześniejszym. Kiedy ostatnio – nie wiem, już nie będę sprawdzał. Podobnie zresztą jak niedziela VII i VIII. Tej ostatniej nie było, odkąd zaczęliśmy publikować homilie, czyli prawie od początku istnienia Wiara.pl, dziś prawie 18 lat. Taki już mamy układ roku liturgicznego. Ewangelia tej niedzieli powtarza się w czasie Wielkiego Postu, ale… W każdym razie szkoda. Korzystajmy więc z okazji i cieszmy się tą szóstą niedzielą. I jej pięknymi czytaniami.

Ich główną myślą jest to, że człowiek nie powinien zbytnio nadziei pokładać w sobie. Jego życie, jego los w głównej mierze zależą od Boga, dawcy wszystkiego. Bardzo ważne w czasach,  gdy wielu ludzi nie potrzebuje Boga, gdyż uważają się za samowystarczalnych. Złudzenie, cóż..

1. Kontekst pierwszego czytania Jr 17, 5-8

«Grzech Judy jest zapisany
żelaznym rylcem,
wyryty diamentowym ostrzem
na tablicy ich serc
i na rogach waszych ołtarzy,
jako pomnik ich synów, ich ołtarzy,
ich aszer przy zielonych drzewach,
na wysokich pagórkach.

(…)

Będziesz musiała się wyrzec
dziedzictwa swego, które ci dałem.
Będziesz w niewoli u twoich wrogów
w ziemi, której nie znasz.
Albowiem rozpaliliście ogień mojego gniewu -
będzie on płonął na wieki».

To początek 17 rozdziału Księgi Jeremiasza. Wiele tłumaczy. Bóg ma dość. Dość grzechów Izraela. Dlatego nieuchronnie naród spotka kara. W tym duchu utrzymana jest zresztą cała Księga Jeremiasza: Izrael, i to co z niego pozostało – Juda –  notorycznie łamał zawarte niegdyś z Bogiem na Synaju przymierze. Lekceważył swojego Boga, a czcił bożki. Lekceważył też resztę Bożego prawa, prawa przymierza, które zobowiązywało go do troski o sprawiedliwość społeczną. Było dobrze, Naród Wybrany miał  swoje państwo, jakoś udawało im się bronić przed wrogami, Bóg przestał być im do czegokolwiek potrzebny. Tylko przeszkadzał upominając się o przestrzegania zasad zawartego dawno temu przymierza. Zapomnieli już o lekcji jaką był upadek północnej części dziedzictwa Dawida. Dlatego, zgodnie z zapowiedzią Jeremiasza, naród ma popaść w zależność od Babilończyków. Żeby zobaczył, że bez Bożej pomocy nie potrafi zapewnić sobie pomyślności.

Na marginesie: ostatnie zdanie przytoczonego tekstu to zapowiedź, że gniew Boży na Izraela będzie płonął na wieki. Wiemy z historii i innych tekstów, że trwało to „tylko” siedemdziesiąt lat, że „wieczny Boży gniew trwał tylko niecały wiek. Zastanawiające. Jest piękną ilustracją prawdy, że Bóg nie zapamiętuje się w gniewie, że ostatnim Jego słowem jest przebaczenie…

W tym właśnie kontekście padają słowa, które słyszymy w pierwszym czytaniu.

«Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzewu na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną.

Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców».

Wszystko jasne, prawda? Komu Bóg nie jest potrzebny, jest jak rosnący na pustyni krzew: niewiele trzeba, by wysechł. Ten, który pokłada ufność w Bogu, jest jak krzew rosnący nad płynącą wodą. To ważne: płynącą, nie nad sadzawką. Rzeki zbierają wody z wielu deszczów, nawet z bardzo odległych stron. Taki krzew nie jest zależny od kaprysów pogody miejsca, a którym rośnie.

A gdyby tę prawdę odnieść do dzisiejszych czasów? Tak, dzieła budowane tylko na człowieku są niezwykle chwiejne, podatne na upadek. Znacznie większą trwałość zapewnia budowanie na Bogu. Warto o tym pamiętać, gdy myślimy o Polce czy o Europie…

Podobną myśl wyrażono też w następującym po czytaniu Psalmie 1.

Szczęśliwy człowiek,
który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w Prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą.

On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie.
Liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane.

Co innego grzesznicy:
są jak plewa, którą wiatr rozmiata.
Albowiem droga sprawiedliwych jest Panu znana,
a droga występnych zaginie.

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 15, 12. 16-20

Drugie czytanie tej niedzieli pochodzi z tej części listu św. Pawła, w której wyjaśnia on prawdę o Jezusa i naszym zmartwychwstaniu. Przypomina – słyszeliśmy to tydzień wcześniej – że zmartwychwstanie Jezusa to prawda poświadczona przez wielu świadków, którzy spotkali Zmartwychwstałego. W dalszej części swojego wywodu Paweł ukazuje konsekwencje tego wydarzenia: Chrystus zmartwychwstał to i my zmartwychwstaniemy. Jeśli nie wydaje nam się to możliwe, to nasza wiara nie ma sensu - wyjaśnia. Bez nadziei naszego zmartwychwstania nie ma znaczenia, czy Chrystus zmartwychwstał czy nie. I nie jest też istotne, czy zyskaliśmy odpuszczenie grzechów. Jeśli naszym końcem jest grób, to nie ma sensu wierzyć. Jeśli jednak wiemy, ze Chrystus był pierwszy, a potem zmartwychwstaniemy także my, wszystko sensu nabiera…

Przytoczmy tekst czytania.

Jeżeli głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w waszych grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli.

Tak, to prawda: jeśli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Nie ma sensu modlić się, chodzić do Kościoła, a jeszcze bardziej się spowiadać. Niespecjalnie ma sens zachowywanie przykazań: lepiej robić to, co w danym momencie wydaje się prostsze, łatwiejsze czy przyjemniejsze. Nasza dalekowzroczność w tym względzie nie musi sięgać wieczności, bo tej przecież nie ma. Tymczasem jest inaczej: jest niebo. Dlatego sens ma wezwanie, które słyszymy przed Ewangelią:  Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza nagroda w niebie.

3. Kontekst Ewangelii Łk 6, 17. 20-26

Na temat struktury Ewangelii według św. Łukasza istnieje sporo kontrowersji. Zaskakujące, ale badający problem nie tylko nie są zgodni, ale i przedstawiają dość różne koncepcje. W wielu opracowaniach to zagadnienie w zasadzie pominięto zadowalając się ogólnym szkicem chronologicznym.  A koncepcja najczęściej przyjmowana – geograficzna, sprowadzająca się do podziału „Galilea, droga do Jerozolimy, Jerozolima” –  raczej nic specjalnie ciekawego nie wnosi. No tak, wspomniałem w moim tekście wyjaśniającym czytania poprzedniej niedzieli „struktura trójkową”. Tyle że jakoś specjalnie też mnie nie przekonuje :) Szkoda, bo struktura, zwłaszcza gdy ma odniesienie do teologii, nieraz ujawnia zamysł autora. Jest swoistym kluczem, pomagającym uchwycić zamysł autora.

Pozostaje zwrócić uwagę, że Ewangelia tej niedzieli to fragment pierwszej, dłuższej mowy Jezusa. Jakby „mowy programowej”. Mateusz ma swoje „kazanie na górze”, Łukasz zaś „kazanie na równinie”. Choć zamieszcza w nim podobne elementy, jest ono jednak dużo krótsze i w sumie w tematykę uboższe. Tak jak u Mateusza Jezus zaczyna swoją mowę od błogosławieństw, ale jest ich tylko 4. I dodaje do tego cztery przekleństwa. Mowa programowa? No to czytajmy.

Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu. On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:

«Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom».

4. Warto zauważyć

Swoją programową mowę Jezus wygłasza nie tylko do Żydów, ale także do pogan. Są nimi najpewniej wspomniani na wstępie mieszkańcy „nadmorskich okolic Tyru i Sydonu”. Dobra Nowina, która przynosi Jezus, jest dla wszystkich. Ta pierwsza proklamacja jest jednak bardzo zaskakująca. Zestawmy.

  • Królestwo Boże należy do ubogich. Bogaci już odebrali swoją pociechę.
     
  • Głodujący zostaną nasyceni, teraz syci będą cierpieć głód.
     
  • Dziś płaczący będę się śmiać, dziś śmiejący się będą się smucić i płakać.
     
  • Znienawidzeni, odsunięci, zelżeni i pogardzani z powodu Jezusa i Ewangelii mogą oczekiwać nagrody w niebie. Ci, których teraz ludzie chwalą  przyrównani są do fałszywych proroków.

Charakterystyczne: ci pierwsi są błogosławieni, szczęśliwi. Tym drugim biada. Czeka ich kara. A właściwie za co? No właśnie. Za samo posiadanie, za samo bycie najedzonym, za cieszenie się życiem? Myślę, że trzeba odrzucić jako nie znajdująca poparcia w tekście tezę, iż chodzi o nieuczciwie zdobyte bogactwo czy o radość płynącą z czegoś niegodziwego. Warto przypomnieć sobie tu przypowieść o bogaczy i Łazarzu. Tam Jezus też nie wchodzi w to, jak bogacz do swojego bogactwa doszedł. Tu chodzi raczej o to, że jedni mają się dobrze, a drudzy źle, a tych pierwszych los drugich w ogóle nie obchodzi. Mają i nie przeszkadza im, że wokół nich tylu ubogich. Są najedzeni i nie obchodzą ich głodni. Śmieją się i nie obchodzi ich, że obok nich ktoś płacze. To nie moja, sprawa, niech się wezmą do roboty, a nie czekają, aż ja im dam – stawiają sprawę. Tu leży sedno problemu: obojętność na los potrzebujących.

W przypadku ostatniego „biada” nie chodzi oczywiście o chwalenie za jakieś dobro. Gdy spojrzeć na paralelę z błogosławieństwem widać, że chodzi o „pobożnych” owych czasów, którzy niby wiernie strzegli religijnych obyczajów Izraela, za co doznawali szacunku u ludzi nie mających sił na tak dosłowne wcielanie przepisów religijnych w życie, ale przegapili, że przyszedł do nich Mesjasz. Biada im, bo swoją religijność uczynili źródłem własnej chwały, a bez litości prześladowali tych, którzy uwierzyli Jezusowi.

Koniecznie trzeba tu jednak coś dodać. Chyba nie chodzi jednak tylko o czysto ludzki wymiar tej obojętności na los potrzebujących. O brak dobroczynności. W tle jest też obojętność na Boga. Widać to wyraźnie w pierwszy czytaniu i w psalmie responsoryjnym, ale widać też, gdy Jezus mówi „biada” tym którzy – jak już wspomniałem – religijność uczynili źródłem własnej chwały, a lekceważyli Bożego Mesjasza, Chrystusa i prześladują tych, którzy Mu uwierzyli. Myślę, że właśnie to czwarte błogosławieństwo i czwarte biada są kluczem dla właściwego zrozumienia nauczania Jezusa. To obojętność na Boga, nieliczenie się z nim  sprawia, że człowiek staje się nieczuły na potrzeby bliźnich. Staje się samowystarczalny i Bóg do niczego już nie jest mu potrzebny. Jest bogaty, co mu tam Bóg będzie mówił, że ma się dzielić z biednymi? Jest syty, co tam będzie się martwił o głodnych? Jest mu dobrze, jest wesoły, czemu miałby się przejmować innymi? I taki jest najgłębszy wymiar Jezusowego „błogosławieni” i „biada”. Chodzi z jednej strony o tych, którzy zaufali Chrystusowi i z tego powodu narazili się na różnorakie niedostatki i cierpienie, a z drugiej o tych, którzy Jezusem wzgardzili.

5. W praktyce

  • Pierwsze i trzecie czytanie tej niedzieli to wezwanie, by liczyć się z Bogiem. Komu Bóg nie jest potrzebny, kto uważa się za samowystarczalnego, wcześniej czy później boleśnie się o tym przekona, że prawie nic od niego samego nie zależy. Że tak naprawdę zawsze był, jest i będzie w ręku Boga.  Zadufanie w sobie jest po prostu strasznie krótkowzroczne.

    Chrześcijanin widząc, że można żyć bez Boga i mieć się całkiem dobrze  – takich przykładów w otoczeniu każdego z nas nie brakuje, a i w szerokim świecie takich sytuacji bez liku – nie powinien się frustrować. Liczenie się z Bogiem niekoniecznie przynosi profity, ale to dobre, długoterminowa inwestycja.

     
  • Ewangelia tej niedzieli to dość przerażające (w sensie wywołujące przerażenie zapowiadanymi karami) wołanie Jezusa o to, by los bliźniego nie był nam obojętny; byśmy nie zamykali się w swoim ciepełku, w samozadowoleniu, ale dostrzegali też potrzeby bliźnich.
     
  • Drugie czytanie tej niedzieli to przypomnienie, że sens naszej wierze nadaje prawda o zmartwychwstaniu. To bardzo ważne. Kiedy mówimy ludziom o Chrystusie właściwie zawsze mogą stwierdzić, że nie ma powodu, by im miało na Bogu zależeć. Generalnie zarówno wierzących jak niewierzących dotyka podobny los, mają podobne problemy, podobne trudności. Bóg niczego nadzwyczajnego i konkretnego w tym życiu człowiekowi wierzącemu nie daje. Ale daje nadzieję na życie wieczne. To naprawdę coś. Zwłaszcza dla tych, którzy w racji upływu czasu skłonni są już przestać powtarzać, że Bóg do niczego im nie jest potrzebny.