Miłujcie nieprzyjaciół

Andrzej Macura

publikacja 08.02.2019 16:30

Garść uwag do czytań na VII niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Kwiaty dla nieprzyjaciela Jakub Szymczuk /Foto Gość Kwiaty dla nieprzyjaciela
Dobroć i życzliwość dla tych, którzy nas dobrze i z życzliwością traktują, to za mało...

„Miłujcie nieprzyjaciół” łatwo powiedzieć. Znacznie trudniej wprowadzić w życie. I nie chodzi tylko o to, że człowiek zwyczajnie chce czasem wyrównać rachunki albo i  odpłacić za krzywdy w trójnasób, ale że często wydaje mu się, że jeśli tego nie zrobi będzie współwinny panoszącemu się złu. Mówi się o tym „dać nauczkę”. Trudno takiemu myśleniu odmówić całkiem racji. Wobec zła chyba nie powinno się być bezczynnym. Tyle że kochać nieprzyjaciół nie oznacza bezczynności, ale działania inne, niż podsuwa logika odwetu i karania. I o tym są czytania tej niedzieli. Niestety, z powodu konstrukcji liturgicznego kalendarza w tym zestawie rzadko przez nas w kościele słyszane. Korzystajmy więc z okazji :)

1. Kontekst pierwszego czytania 1 Sm 26, 2. 7-9. 12-13. 22-23

Dawid, Saul... Chyba warto przypomnieć w zarysie kto, co i jak.

Saul był pierwszym królem Izraela. Wcześniej Naród Wybrany obywał się bez tej instytucji. W czasie wędrówki przez pustynię po wyjściu z Egiptu jego wodzem był charyzmatyczny Mojżesz. Potem niby zastąpił go Jozue, ale właściwie Izrael nie miał centralnej władzy; poszczególne pokolenia (było ich 12) rządziły się w zasadzie same. Państwo było dość luźnym zbiorem izraelskich szczepów i tylko na czas jakiegoś większego zagrożenia Bóg powoływał przywódców – zwanych sędziami – których zadaniem było sensowne zorganizowanie wspólnej obrony. Na czas zagrożenia, bo Izrael cały czas pamiętał, że jego prawdziwym Panem, Władcą i Królem jest Bóg. I nikt nie ma prawa w tym narodzie obwoływać się królem.

Ostatnim z takich przywódców był Samuel. Za jego czasów lud zażądał, by zmienić ustrój; by luźna konfederacja pokoleń stała się scentralizowaną monarchią. Samuel mocno przeciw pomysłowi oponował. Zdawał sobie sprawę, że ustanowienie króla godzi w Króla prawdziwego – Boga. Ale w widzeniu sam Bóg przekonywał go, żeby jednak się zgodził. Że On sam godzi się na takie postawienie sprawy, choć zdaje sobie sprawę, że to wotum nieufności wobec Jego rządów.

Samuel ustanowił królem Saula. Szybko jednak okazało się, że nie jest to władca po myśli Bożej; że za bardzo wbił się w pychę i zapomina, kto tu naprawdę jest szefem. Dlatego Bóg wybiera kogo innego: chłopca Dawida. A Samuel po kryjomu namaszcza go na nowego króla.

Zanim jednak Dawid obejmuje władzę trafia najpierw na dwór Saula. Jako - w uproszczeniu -  dworzanin. I zaprzyjaźnia się z królewskim synem, Jonatanem. Saul widzi liczne talenty Dawida i dostrzega, że cieszy się on wielkim poważaniem wśród ludzi. Staje się o to zazdrosny. O swoją władzę, o przyszłą władzę dla swojego syna. Dlatego usiłuje Dawida zgładzić. Historia opowiedziana w pierwszym czytaniu tej niedzieli dotyczy właśnie sytuacji, Dawid ucieka i ukrywa się przed Saulem, a ten próbuje go dopaść.

To może teraz już tekst opowiadania :) Bez opuszczeń. Wersy będące czytaniem – pogrubioną czcionką.

Zifejczycy przybyli do Saula w Gibea z doniesieniem: «Dawid ukrywa się na wzgórzu Chakila, leżącym na krańcu stepu». Niezwłocznie wyruszył więc Saul ku pustyni Zif, a wraz z nim trzy tysiące doborowych Izraelitów, aby wpaść na trop Dawida na pustyni Zif.  Saul rozbił obóz na wzgórzu Chakila, na krańcu stepu obok drogi, Dawid zaś przebywał na pustkowiu. Kiedy zauważył, że Saul przybył za nim na pustkowie, posłał wywiadowców i przekonał się, że Saul na pewno przybył. Dawid więc niezwłocznie udał się na miejsce, gdzie obozował Saul. Dawid spostrzegł miejsce, gdzie Saul spoczywał wraz z dowódcą wojsk Abnerem, synem Nera: Saul leżał w środku obozowiska, a ludzie pokładli się wokół niego.

Zwrócił się Dawid do Achimeleka Chetyty i do Abiszaja, syna Serui, a brata Joaba, z pytaniem: «Kto podejdzie ze mną do obozu Saulowego?» Abiszaj odparł: «Ja z tobą pójdę». Dawid wraz z Abiszajem zakradli się w nocy do obozu; Saul właśnie spał w środku obozowiska, a jego dzida była wbita w ziemię obok głowy. Abner i ludzie leżeli uśpieni dokoła niego. Rzekł więc Abiszaj do Dawida: «Dziś Bóg oddaje wroga twojego w twą rękę. Teraz pozwól, że przybiję go dzidą do ziemi, jednym pchnięciem, drugiego nie będzie trzeba». Dawid odparł Abiszajowi: «Nie zabijaj go! Któż bowiem podniósłby rękę na pomazańca Pańskiego, a nie doznał kary?» Dawid dodał: «Na życie Pana: On na pewno go ukarze, albo nadejdzie jego dzień i umrze, albo zginie wyruszywszy na wojnę. Niech mię Pan broni przed podniesieniem ręki na pomazańca Pańskiego! Zabierz tylko dzidę, która jest koło jego wezgłowia, manierkę na wodę i pójdziemy». Zabrał więc Dawid dzidę i manierkę na wodę od wezgłowia Saula i poszli sobie. Nikt ich nie spostrzegł, nikt [o nich] nie wiedział, nikt się nie obudził. Wszyscy spali, gdyż Pan zesłał na nich twardy sen.

Dawid oddalił się na przeciwległą stronę i stanął na wierzchołku góry z daleka, a dzieliła go od nich spora odległość
. Wtedy zawołał na ludzi i Abnera, syna Nera: «Abnerze! Czemu nie dajesz odpowiedzi?» Abner rzekł: «Kim jesteś, że wołasz <na króla>?» Dawid znów wołał w stronę Abnera: «Czyż nie jesteś mężczyzną? Któż ci dorówna w Izraelu? A dlaczego nie czuwałeś przy panu, twoim królu? Zakradł się przecież ktoś z ludu, aby zamordować króla, twojego pana. Niedobrze postąpiłeś. Na życie Pana! Zasługujecie na śmierć: nie strzegliście bowiem waszego pana, pomazańca Pańskiego. A teraz patrzcie, gdzie jest dzida królewska i manierka na wodę, które były u jego wezgłowia?»

Saul rozpoznał głos Dawida. Rzekł: «To twój głos, synu mój, Dawidzie?» Dawid odrzekł: «Tak, panie mój, królu to mój głos». I dodał: «Czemu pan mój ściga swego sługę? Cóż uczyniłem? Czy popełniłem coś złego? Niech teraz pan mój, król, posłucha słów swego sługi. Jeśli Pan pobudził cię przeciwko mnie, niech rozkoszuje się wonią ofiarną, a jeśli ludzie - niech będą przeklęci przed Panem, gdyż wypędzają mnie dziś, abym nie miał udziału w Jego dziedzictwie mówiąc niejako: "Idź służyć obcym bogom!" Niechże teraz krew moja nie będzie wylana na ziemię z dala od Pana. Król bowiem Izraela wyruszył, aby czyhać na moje życie, jak się poluje na kuropatwę po górach».

Odrzekł Saul: «Zgrzeszyłem. Wróć, synu mój, Dawidzie, już nigdy nie zrobię ci krzywdy, gdyż dzisiaj cenne było w twych oczach moje życie. Postępowałem nierozsądnie i błądziłem bardzo». Dawid zaś odpowiedział: «Oto dzida królewska, niech przyjdzie który z pachołków i weźmie ją. Pan nagradza człowieka za sprawiedliwość i wierność: Pan dał mi ciebie w ręce, lecz ja nie podniosłem ich przeciw pomazańcowi Pańskiemu. Dlatego, jak cenne mi było twoje życie, tak niech będzie cenne u Pana moje życie, niechaj On mię uwalnia od wszelkiego nieszczęścia». I mówił Saul do Dawida: «Bądź błogosławiony, synu mój, Dawidzie: na pewno to, co czynisz, wykonasz z powodzeniem». I udał się Dawid w swoją drogę, a Saul powrócił do siebie.

Wszystko jasne. No może prócz jednego: jak to możliwe, że ktoś może wołać na króla a nie boi się, ze zostanie szybko schwytany. Tu pomocne może być powołanie się na realia geograficzne Ziemi Świętej. Pełno tam głębokich jarów. Można stać stosunkowo blisko siebie, a być dla przeciwnika trudno uchwytnym. Poza tym jednym szczegółem więcej trudności w lekturze tekstu chyba już nie ma.

Dawid niewątpliwie był przez Saula krzywdzony. Krzywda to była ogromna, bo chodziło o Dawida życie. Ten wiedział, że ma zostać następnym królem. Mimo to, choć miał ogromną okazje, na Saula nie podniósł ręki. „Nie zabijaj go! Któż bowiem podniósłby rękę na pomazańca Pańskiego, a nie doznał kary? – mówi Dawid do Abiszaja i dodaje: „Na życie Pana: On na pewno go ukarze, albo nadejdzie jego dzień i umrze, albo zginie wyruszywszy na wojnę. Niech mię Pan broni przed podniesieniem ręki na pomazańca Pańskiego!”  Niesamowita prawość. Dawid nie idzie na skróty. Nie próbuje przyspieszać realizacji Bożych planów morderstwem, czynem, który Bogu podobać by się nie mógł. Zostawia sprawę Saula Bogu.

Pouczenie płynące z tej historii chyba i my, chrześcijanie XXI wieku, mocno powinniśmy wziąć sobie do serca. Nigdy nie jest wolą Bożą postępowanie niemoralne. Nigdy, nawet tego, co uważamy za realizację Bożych planów, nie powinniśmy przyspieszać działaniem grzesznym.  Cel nie uświęca środków. Bóg może robić co chce, bo jest Panem wszystkiego. My natomiast powinniśmy przede wszystkim okazywać Mu cześć przez wierne zachowywanie Jego prawa. Nawet gdy wydaje się to mało rozsądne.

A następujący po tym czytaniu psalm każe nam brać przykład z miłosiernego Boga, który „nie postępuje z nami według naszych grzechów i według win naszych nam nie odpłaca”.

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 15, 45-49

Piętnasty rozdział pierwszego listu św. Pawła do Koryntian do wywód poświęcony kwestii zmartwychwstania: zmartwychwstania Chrystusa i naszego zmartwychwstania. Wybrany jako drugie czytanie fragment to część, w której św. Paweł wyjaśnia naturę ludzkich ciał po zmartwychwstaniu. Dla jasności więc przytoczmy je w szerszym kontekście. Tekst czytania o pogrubioną czcionką.

Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie zechciał; każdemu z nasion właściwe. Nie wszystkie ciała są takie same: inne są ciała ludzi, inne zwierząt, inne wreszcie ptaków i ryb Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał niebieskich, inne - ziemskich. Inny jest blask słońca, a inny - księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne - powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie powstanie też ciało niebieskie. Tak też jest napisane: Stał się pierwszy człowiek , Adam, duszą żyjącą, a ostatni Adam duchem ożywiającym. Nie było jednak wpierw tego, co duchowe, ale to, co ziemskie; duchowe było potem. Pierwszy człowiek z ziemi - ziemski, drugi Człowiek - z nieba. Jaki ów ziemski, tacy i ziemscy; jaki Ten niebieski, tacy i niebiescy. A jak nosiliśmy obraz ziemskiego [człowieka], tak też nosić będziemy obraz [człowieka] niebieskiego.

Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego, i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne. Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby - zabrzmi bowiem trąba - umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni. Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność.

W tym kontekście słowa św. Pawła są chyba jaśniejsze. Chodzi o uszlachetnienie przez „ostatniego Adama” – czyli Chrystusa – ludzkiej natury. W tym życiu nosimy w sobie podobieństwo do Adama. We wszystkim. Jako dziedziczący swoją naturę po „wziętym z prochu ziemi” (naturę zranioną pierworodnym grzechem!) podlegamy więc prawom przyrody: rodzimy się, musimy jeść, pić, spać, męczy nas upał, zagraża nam zimno, często cierpimy i w końcu umieramy. W przyszłym życiu zostaniemy przemienieni tak, że będziemy nosili w sobie podobieństwo do „Człowieka z nieba” Chrystusa: człowieka, który umarł, a potem zmartwychwstał. Miał ciało, bo Go uczniowie dotykali, z Nim rozmawiali, nawet jadł wobec nich, ale jednocześnie potrafił wejść mimo zamkniętych drzwi, nagle pojawiać się i nagle znikać, a oczy świadków w tak podstawowej kwestii jak rozpoznanie Go bywały czasem „na uwięzi”. Mamy zmartwychwstać i mieć ciała podobne w swych „właściwościach” do ciała zmartwychwstałego Chrystusa - pisze św. Paweł. To co zniszczalne przyodzieje się w niezniszczalność, to co śmiertelne – w nieśmiertelność.

Drugie czytanie to w okresie zwykłym lektura ciągła pism Nowego Testamentu. Niekoniecznie ma więc związek z pozostałymi czytaniami. Dziś stanowi ważne uzupełnienie ich przesłania. Pokazuje po co ten cały trud przebaczania i bycia dobrym dla wszystkich. W perspektywie naszego życia jest niebo. Im bardziej już tu na ziemi upodabniamy się do dobrego dla wszystkich Boga, a wszelkie wyrównanie rachunków zostawiamy Jego sądowi, tym pewniej to niebo osiągniemy.

I chyba nie powinno się niebo traktować (wyłącznie?) w kategoriach nagrody za dobre życie. Tak naprawdę przecież chodzi o odkrycie „niebiańskiego” stylu widzenia świata; stylu samego Boga. Ktoś, kto zakochany jest w złu, a czynienie dobra uważa za wielki ciężar, w niebie nie będzie szczęśliwy, prawda? Bo przecież czego innego pragnie. Szczęśliwy w niebie będzie tylko ten, kto odkryje piękno „niebiańskiego” stylu, Bożej logiki...

3. Kontekst Ewangelii Łk 6, 27-38

Ma św. Mateusz „Kazanie na górze”, ma św. Łukasz „Kazanie na równinie”. Krótsze niż Mateuszowe, ale to też swoisty manifest. Pokazujący, co w Królestwie, które przynosi Jezus, najważniejsze.

Rozpoczynają go błogosławieństwa i „biada”. Czytane zresztą przed tygodniem. To manifest mający pokazać, że Jezus przychodzi przede wszystkim do tych, którzy się mają źle. Do ubogich, głodnych, płaczących i znienawidzonych przez ówczesny establishment. Jednocześnie zapowiada sąd nad tymi, którzy czują się zwycięzcami: cieszącymi się uznaniem sytymi i śmiejącymi się bogaczami. Jezus jest tym, który przychodzi zadbać o sprawiedliwość. W dalszej części swojej mowy chroni jednak słuchaczy przed opacznym zrozumieniem tego orędzia jako zapowiedzi jakiejś „ludowej rewolucji”.  I w tym kontekście padają wyjaśnienia o miłości nieprzyjaciół, które słyszymy tej niedzieli i potem następne, o konieczności bycia powściągliwym w sądzeniu. A potem i o  konieczności unikania powierzchowności i obłudy oraz wskazania na temat tego to jak rozpoznać prawdziwe dobro. No i na koniec dlaczego tak ważne jest, by budować na mocnym fundamencie...

Aklamacja przed Ewangelią przypomina słowa Jezusa z Ewangelii Jana: Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. A potem już konkretniejsze wyjaśnienia z dzieła Łukasza.

«Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie.

Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? Przecież i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, żeby tyleż samo otrzymać.

Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».

4. Warto zauważyć

Tekst jest w zasadzie jasny, ale mnóstwo tu treści, niuansów i powtórzeń. Dlatego warto może „rozebrać go na czynniki pierwsze” :)

Zostawmy na razie motywacje. Na początek: jakie wymagania stawia swoim uczniom Jezusa? Znaleźć je możemy w trzech miejscach tekstu.

  • Miłować nieprzyjaciół,
  • czynić dobrze nienawidzącym nas,
  • błogosławić przeklinających
  • modlić się za oczerniających,
  • czynić bliźnim to, co byśmy chcieli, by oni nam czynili.

Potem

  • Nadstawienie drugiego policzka bijącemu,
  • oddanie więcej niż bierze złodziejowi (czy rabusiowi),
  • chętne pożyczenia i nie dopominanie się zwrotu pożyczonego.

A na koniec

  • Powtórzone – miłować nieprzyjaciół,
  • świadczyć nieprzyjaciołom dobro,
  • powtórzone, choć nie dokładnie tak samo -  pożyczać niczego się za to nie spodziewając,
  • być miłosiernym jak Bóg,
  • nie sądzić,
  • nie potępiać
  • odpuszczać winy
  • dawać (to co dobre)

A motywacje?

  • Bycie lepszym niż grzesznicy.
  • Nagroda w niebie, bycie nazwanym „synem Najwyższego”
  • Upodobnienie się do miłosiernego Boga.
  • I jeszcze jedna, nie ujawniona wprost, a nasuwająca się zwłaszcza gdy zauważymy kontekst – pocieszenie dla uciemiężonych, karę dla zadowolonych. Chodzi o nie nakręcanie spirali niechęci. Do tego stwierdzenia część słów Jezusa zresztą się sprowadza: umiej ustępować, nie eskaluj napięcia, wzajemnej  niechęci, złości, nienawiści.

Trudne to nauczanie. Zwłaszcza gdy chodzi o oddawanie swojego bandziorowi czy pożyczenia bez liczenia na zwrot, o nadstawieniu drugiego policzka już nie mówiąc. Gdy jednak na chwilę zapomnieć o szczegółach, a skoncentrować się na wymowie całości, sprawa nie jest już tak trudna do zaakceptowania: chodzi o to, by być siewcą dobra w świecie i w żaden sposób nie wspierać zła. Bez względu na okoliczności, nawet najbardziej niesprzyjające. Zaniechać logiki odwetu, logiki ciasno rozumianej sprawiedliwości, która skrupulatnie liczy krzywdy i żąda za nie zadośćuczynienia. Uczeń Chrystusa gotów jest stracić – i psychicznie i materialnie – byle nie przyczyniać się do eskalacji zła. Trzeba gryźć się w język, dopatrywać się w bliźnim raczej dobra niż zła, zaniechać dochodzenia swojego, bo to wszystko droga donikąd. Człowieka przemienia się raczej dobrocią niż karą. Tak postępuje sam Bóg. Bóg, który – przypomnijmy – pokazał nam już w historii potopu, że surowe i bezwzględne niszczenie zła niczego nie zmienia, a sam wybrał drogę miłości, by człowiek, zraniony przez grzech pierworodny, na nowo Mu zaufał.

5. W praktyce

Właściwie cała czytana w tę niedzielę Ewangelia jest jednym wielkim pouczeniem, jak chrześcijanin powinien żyć. Poszczególne wskazania zostały wymienione już wyżej: miłować nieprzyjaciół, czynić dobrze nienawidzącym nas, błogosławić nas przeklinających, modlić się za oczerniających, czynić bliźnim to, co byśmy chcieli, by oni nam czynili. Trzeba nastawić drugi policzek bijącemu, oddać więcej niż bierze złodziejowi (czy rabusiowi), a pożyczać chętnie, bez dopominania się o zwrot. Trzeba dla nieprzyjaciół być dobrym, nie sądzić, nie potępiać, dawać to co dobre; być miłosierny jak sam Bóg.

Nie sposób nie zauważyć, że to jednak zupełnie co innego, niż twierdzą dziś całe rzesze uważających się za chrześcijan. Od pewnego czasu panuje wśród polskich katolików przekonanie, że trzeba zwierać szeregi, trzeba się postawić, trzeba pójść na konfrontację, bo nie możemy być (wiecznymi) popychadłami. Tymczasem Jezus uczy jednak czego innego.

Być może to ideał, do którego nigdy nie dorośniemy. Zwłaszcza w kwestii pożyczek, oddawania rzeczy złodziejom czy nadstawiania drugiego policzka. Powinniśmy jednak chyba przynajmniej starać się wcielać go w życie. Gdy się nie uda, przynajmniej pamiętać jaki jest ideał. Niestety, od wielu już lat w polskim „katolicyzmie dnia powszedniego” zdaje się dominować co innego: oko za oko, ząb za ząb, podejrzliwość, łatwe oskarżanie, osądzanie i potępianie. A najgorsze nie samo to, że tak się dzieje, ale że wielu uważa taką postawę za cnotę. Za przejaw realizowania cnoty męstwa. Niestety, strasznie tanie takie męstwo....

Przykład Dawida, który rezygnuje z zabicia Saula to dobry dla nas wzór, że żadne, nawet najsłuszniejsze sprawy nie są warte tego, by dla nich ignorować Boże prawo. A gniew, obmowa, ranienie słowem, rzucanie podejrzeń, podgrzewanie atmosfery sporu, o oszczerstwach już nie mówiąc, są z tym prawem sprzeczne. Jeśli chcemy być lepsi niż otaczający nas świat, sama dobroć dla tych, którzy są dla nas dobrzy, to za mało. Jezus uczy, że trzeba więcej.