Kazania pasyjne. Zamyślenia nad Męką Pańską

Bezimienny

publikacja 04.03.2019 22:40

Być chrześcijaninem to też pójść za Jezusem do Jerozolimy. To wziąć trzos, torbę, sprzedać płaszcz i kupić miecz. To zgodzić się na niezrozumienie, odrzucenie i krzyż. Dopiero potem jest zmartwychwstanie.

W Getsemani Henryk Przondziono /Foto Gość W Getsemani
Co znaczy być chrześcijaninem? Nie tylko wyznać ustami wiarę. To po prostu chodzić drogami Jezusa

Jezu mój, we krwi ran swoich, obmyj duszę z grzechów moich! Upał serca swego chłodzę, gdy w przepaść Męki Twej wchodzę...

Zamiast wstępu

Jezus do uczniów już po Ostatniej Wieczerzy: „«Czy brak wam było czego, kiedy was posyłałem bez trzosa, bez torby i bez sandałów?» Oni odpowiedzieli: «Niczego». «Lecz teraz - mówił dalej - kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu». Oni rzekli: «Panie, tu są dwa miecze». Odpowiedział im: «Wystarczy».

Co znaczy być chrześcijaninem? Nie tylko wyznać ustami wiarę. To po prostu chodzić drogami Jezusa. Być chrześcijaninem to dzielić z Jezusem radość Galilei; iść bez trzosa, bez torby i bez sandałów. Przeżywać chwile, w których wszystko wydaje się takie piękne, kiedy każdy dzień przynosi nowe cuda, a zawojowanie świata wydaje się na wyciągnięcie ręki. Ale nie w Galilei Jezus zmartwychwstał. Być chrześcijaninem to też pójść za Jezusem do Jerozolimy. To wziąć trzos, torbę, sprzedać płaszcz i kupić miecz. To zgodzić się na niezrozumienie, odrzucenie i krzyż. Dopiero potem jest zmartwychwstanie.

Koniecznie tak? Pewnie nie. Ale tak już jest, że idąc konsekwentnie za Jezusem wcześniej czy później odkryjesz, że wierność zaczyna kosztować. Spotykasz krzyż. Od ciebie zależy czy go podejmiesz, czy uciekniesz i będziesz chciał, jak dawniej, znaleźć Jezusa na wzgórzach Galilei. Tyle że tam już Go wtedy nie będzie....

Jesteś gotowy? Na odrzucenie, cierpienie, mękę chyba nikt nie jest. Ale ten kolejny Wielki Post w twoim życiu to szansa byś zobaczył, czy naprawdę idziesz za Jezusem, czy próbujesz zwiewać.

Gorzkie żale mają trzy części. W pierwszej wspominamy wydarzenia od Ogrójca do rozpoczęcia procesu, w drugiej – niekoniecznie zgodnie z chronologią wszystkich Ewangelistów – zaparcie się Piotra oraz wszystkie sądy i sędziów Jezusa; w trzeciej, drogę krzyżową ze śmiercią na krzyżu. W przepaść męki Jezusa wchodzimy etapami. Ale przechodzimy przez nią w Wielkim Poście dwa razy. Podobnie zresztą dwa razy, w Niedzielę Palmową i Wielki Piątek. A gdyby tak pójść tym tropem i też w pasyjnych rozważaniach dwa razy przejść wraz z Jezusem Jego mękę? Raz patrząc na nią bardziej oczyma uczniów; uczniów których ta sytuacja przerosła, a drugi raz bardziej samego Jezusa, który tych wszystkich okropieństw doświadczył? Przecież nawet przechodząc trzy razy jeszcze wszystkiego w jej głębi nie odkryjesz....

No to jesteśmy umówieni. Na pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. I następne.

I niedziela Wielkiego Postu

Od Getsemani do domu arcykapłana. Oczyma ucznia

"W pierwszej części będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od modlitwy w Ogrójcu aż do niesłusznego przed sądem oskarżenia. Te zniewagi i zelżywości temuż Panu za nas bolejącemu ofiarujemy za Kościół święty katolicki, za najwyższego Pasterza z całym duchowieństwem nadto za nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego i wszystkich niewiernych, aby im Pan Bóg dał łaskę nawrócenia i opamiętania"

Samotność Getsemani

„Zostańcie tu i czuwajcie!”, „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”... Czyż noc nie jest do spania? Zwłaszcza, że brzuch pełny. No i trzeba zebrać siły na następne dni. Przecież zbliża się czas próby. Jezus wyraźnie to w Wieczerniku powiedział. Mówił o jakiejś zdradzie, o swojej śmierci, że dwa miecze wystarczą. Czuwać i modlić się? Na to jeszcze będzie czas. Nic się nie stanie, jeśli teraz się trochę zdrzemniemy. Przecież jest noc. Ale jesteśmy razem. W ogrodzie domu przyjaciół. W razie czego otworzymy oczy i skoczymy....

Ile ważnych chwil w ten sposób przespaliśmy? Jezus coś mówił o czuwaniu z Nim i o nieuleganiu pokusie. Ale nam się wydawało, że trochę odpoczynku się nam należy; że nic się nie stanie, jeśli na chwilę się zdrzemniemy. Zwłaszcza że brzuchy pełne. Tak przyjemnie otulić się ciepłą kołdrą i głowę przyłożyć do poduszki. Jest zimna noc. A jutro też jest dzień. I tak odkładamy na jutro miłość nieprzyjaciół, potrzebę pomocy potrzebującym czy nawet tylko zwykły szacunek dla naszych bliźnich. Teraz nie jest dobry czas. Jutro. Jutro warunki będą dużo lepsze. No i może do jutra niektóre problemy same się rozwiążą. A ci, którzy je nam stwarzają znikną...

Jak nie mieczem, to co?

„Zastał ich śpiących ze smutku” – napisał Ewangelista Łukasz wspominając powrót Jezusa. Tak, smutki najlepiej przespać. Tylko jeśli zaraz potem przychodzi podejmować ważne decyzje? Bo przecież kiedy jeszcze mówi pojawia się tłum...

Przyszli po Niego w środku nocy z kijami i mieczami. Przyprowadził ich – o zgrozo – zdrajca Judasz. Dranie! Nie damy się! Pokażemy, że też umiemy się bić. Będzie jatka? Tanio skóry nie sprzedamy. O, już jeden bandyta stracił ucho. Ale Jezus woła: „Przestańcie, dosyć”. No to co mamy robić? Teraz jest ich godzina i panowanie ciemności, mówi Nauczyciel. No ale jutro? Może jutro? Pewnie dlatego Piotr z Janem pójdą za chwilę za Jezusem do domu arcykapłana. Żeby w razie czego skoczyć na pomoc, powiedzieć komu trzeba co i jak. Jakby ciągle jeszcze nie rozumieli, że to już koniec, że właśnie spełnia się to, co Jezus kilka razy im zapowiedział. Że Go zabiją, ale zmartwychwstanie.

Tak, od człowieka wybudzonego ze snu, który parę godzin wcześniej myślał, że jeszcze czas, trudno oczekiwać zrozumienia trudnej nauki Mistrza. Z nami jest podobnie. Przychodzą po Jezusa z kijami, mieczami, złośliwymi artykułami, bluźnierczymi wypowiedziami i dekretami mainstreamowych przywódców? Prowadzeni, o zgrozo, przez współczesnych Judaszów? No to trzeba chwycić za miecze. Miecze słowa. Na Facebooku, Twitterze czy w komentarzach na internetowych forach. I ciąć z całych sił, niech krew się leje, a uszy spadają. Różne ambony też warto wykorzystać. Przecież to jest wojna! Wojna cywilizacji! Wojna cywilizacji śmierci z cywilizacją życia! Kto nie dobywa chociaż kija ten z Judaszem!

A Jezus mówi „Przestańcie, dosyć”. I dotyka pewnie niejednej uczynionej przez nas rany. Przecież w imię cywilizacja życia nie można obcinać uszu. W imię miłości nieprzyjaciół też.

Tam nas nie ma

W opowieściach o męce Jezusa uderza, jak wiele wycierpiał On od drugorzędnych postaci tego dramatu. Ewangelista Łukasz zapisał między innymi „Ludzie, którzy pilnowali Jezusa naigrywali się z Niego i bili Go. Zasłaniali Mu uczy i pytali: prorokuj kto Cię uderzył. Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu”. A rzecz ma miejsce jeszcze przed pierwszym przesłuchaniem Jezusa.

Paskudna ta ludzka podłość. Tak zupełnie bezinteresownie bić człowieka, bo jest okazja, by zrobić to bezkarnie... Ale tam już uczniów Jezusa nie było. Piotra właśnie zaczął oblatywać strach, Jan rozpłynął się wśród zgromadzonych w domu arcykapłana, a pozostali uczniowie.. Cóż, byli jeszcze dalej. A może właśnie wtedy mieli być blisko. Sąd sądem, ale samosąd, to jednak co innego. Można było głośno takim praktykom się sprzeciwić. Ale już się wystraszyli....

Z nami bywa podobnie. Jesteśmy odważni w obronie Jezusa, gdy czujemy wsparcie współbraci; gdy wydaje się nam, że jakby co, ktoś skoczy, by nam pomóc. Ale kiedy trzeba przeciwstawić się tłuszczy, znikamy. To zbyt niebezpieczne. Aż tak narażać się nie chcemy. Przecież to i tak nic by nie dało.

Kiedy? Zawsze, kiedy tłum – także tych uznających się za chrześcijan - krzyczy mocno i zdecydowanie. Że to nauczanie Jezusa jakieś nieżyciowe. Że wcale nie powiedział tego, co powiedział, bo trzeba to tak a tak zinterpretować. Że umywanie nóg umywaniem nóg, ale papież powinien jednak mieć w sobie więcej z księcia. Że jak ktoś mówi, żeby przyjmować uchodźców, to powinien dać dobry przykład i wziąć do swojego M3 ze dwie rodziny. Że jak ktoś ośmiela się skrytykować obecnie rządzących to zdradza Ewangelię. Gawiedź krzyczy. A Chrystus w tych braciach, którzy przypominają Ewangelię zostaje sam...

II niedziela Wielkiego Postu

Jezus przed sędziami. Oczyma ucznia

„W drugiej części rozmyślania Męki Pańskiej będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od niesłusznego przed sądem oskarżenia aż do okrutnego cierniem ukoronowania. Te zaś rany, zniewagi i zelżywości temuż Jezusowi cierpiącemu ofiarujemy, prosząc Go o pomyślność dla Ojczyzny naszej, o pokój i zgodę dla wszystkich narodów, a dla siebie o odpuszczenie grzechów, oddalenie klęsk i nieszczęść doczesnych, a szczególnie zarazy, głodu, ognia i wojny”.

Zbyt sprytny Piotr

Po co poszedł za Jezusem do domu arcykapłana? Mógł zostać z innymi. Ale nie: Piotr wraz z Janem postanowili pójść za Jezusem do jaskini lwa. Przecież Piotr jeszcze wieczorem się zarzekał: z Tobą jestem gotów pójść do więzienia i na śmierć. Jakżeby teraz miał uciekać? Nie, on nie rzuca słów na wiatr. Pójdzie, zobaczy, jak będzie okazja, to Jezusowi pomoże. Tylko potem....

Może, zwłaszcza z początku, była to zwykła obawa przed dekonspiracją? Przecież nie po to się narażał, żeby jego plan nie wypalił z powodu jakiejś tam służącej. „Nie znam Go, kobieto” było sposobem na pozostanie na miejscu wydarzeń. Podobnie, gdy po chwili rozpoznał go kto inny. A potem? Potem była jeszcze niemal godzina. Długa godzina, gdy Piotr odważnie przebywał w tym obcym i wrogim dla siebie otoczeniu. Dopiero po godzinie znów zaczął ktoś twierdzić, że i on jest uczniem Jezusa. Piotra w końcu obleciał strach? Może. W każdym razie znów zaprzeczył. Wtedy kogut zapiał, a Pan obróciwszy się spojrzał na niego. „Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”. Bolesna prawda. Choć przecież tyle zrobił, by ta przepowiednia Jezusa jednak się nie spełniła. Ale przechytrzył...

My, uczniowie Jezusa też czasem w swojej wierności Jezusowi próbujemy świat przechytrzyć. Takie czy inne nieczyste zagranie ma pomóc osiągnąć szczytny cel; ma przynieść chwałę Jezusowi. Dopiero kiedy kogut pieje, a Jezus obracając się spogląda nam w oczy odkrywamy, że właśnie Go zdradziliśmy. Odkrywamy, że wierność Jezusowi nie polega na osiąganiu szczytnych, szlachetnych celów, ale na wierności w każdym detalu. Choćby tych swoich szczytnych i szlachetnych planów przez tą wierność nie udało się zrealizować....

Przed sanhedrynem

To był sąd? Nie, stanowczo nie. Wyrok już został wydany. Nie po to się człowieka z taką hecą zatrzymuje, żeby za parę godzin go wypuścić. Ale trzeba było znaleźć pretekst. I to nie byle jaki. Przecież chodziło o to, by raz na zawsze problem rozwiązać. By skazać na śmierć. A Jezus swoim milczeniem wobec zarzutów wcale skazania im nie ułatwiał.

Ale w końcu arcykapłan wpadł na pomysł: czy Ty jesteś Mesjaszem? Odpowiedź, którą usłyszy w pełni wszystkich usatysfakcjonuje. Nie tylko jest Mesjaszem. Powie, że jest równy Bogu, że Jego miejsce jest tam, gdzie każdego następcy tronu: po prawej stronie Króla! A jeśli tym królem jest Bóg... Nie, to wystarczy. Jest bluźniercą! Z czystym sumieniem można Go skazać na śmierć!

Wśród tego tłumu gdzieś stali i niektórzy uczniowie Jezusa. Może jeszcze Jan, choć już nie Piotr, a może i ci którzy swoją znajomość z Jezusem ukrywali: Józef z Arymatei, Nikodem. Byli i zobaczyli. Owszem, Jezus wcale nie ułatwiał zadania swoim oskarżycielom. Ale gdy w tych pytaniach dotknęli sprawy najistotniejszej, nie zaparł się. Nie powiedział, że z tym Mesjaszem to źle go zrozumieli, że to nieporozumienie, że przecież jest cieślą, że jak w ogóle taki pomysł mógł im przyjść do głowy. I nie tylko przyznał, że jest Mesjaszem, ale i wyznał, na swoją zgubę, że jest Bożym Synem...

Ta scena pozostanie już na zawsze wzorem postępowania dla wszystkich chrześcijan. Nie, nie trzeba prześladowców zaczepiać. I zawsze trzeba odnosić się do nich z szacunkiem. Ale gdy pytają o sprawy najistotniejsze, trzeba mówić jak jest, w co wierzymy. Nie udawać – z różnych względów – że jest inaczej...

Przed Herodem

I tę postać warto przypomnieć, choć nie wszyscy Ewangeliści w kontekście procesu Jezusa o niej wspominają. Herod Antypas, syn Heroda Wielkiego, zabójcy dzieci. Ten sam, który zauroczony tańcem dziewczyny był gotów ofiarować jej nawet połowę królestwa i dla zachowania twarzy kazał ściąć Jana Chrzciciela. Z nadania Rzymu władał Galileą, z której pochodził Jezus. Do Judei, Jerozolimy, przybył na święta. Tak, zawsze chciał zobaczyć Jezusa i miał do Niego wiele pytań. Był przecież człowiekiem religijnym. Bez przesady oczywiście, bo kto by się na jego stanowisku Bogiem specjalnie przejmował. Ale Jezus nie chciał z nim rozmawiać. Milczał. To było obraźliwe. Tego Herod nie mógł tak zostawić. Więc na pośmiewisko kazał Go ubrać w purpurowy płaszcz...

Dla ucznia Jezusa to milczenie Mistrza wobec Heroda jest dość wymowne. Są sytuacje, w których nie ma sensu rozmawiać; są ludzie, w których nie należy szukać sojuszników. Nawet jeśli mogliby pomóc, lepiej trzymać się od nich z daleka. Bo przyjęcie tej pomocy przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. I nie chodzi nawet o to, że Jezus przecież chciał umrzeć, więc uniewinnienie przez Heroda pokrzyżowałoby Jego plany. Herodowi po prostu lepiej było życia nie zawdzięczać. To byłoby przekreślenie całego dotychczasowego stylu Jezusa.

I podobnie jest z nami: lepiej dla nas, gdy nie zawdzięczamy niczego różnym współczesnym Herodom. Jasne, pójdziemy na krzyż. Ale tym sposobem damy dobre świadectwo swojej wierze. Gdy przyjmujemy pomoc Herodów ludzie powiedzą, że zawsze i we wszystkim liczą się tylko dobre układy, postawienie na swoim i temu podobne...

Przed Piłatem

Piłat chyba chciał się postawić. Tym wszystkim – jak pewnie myślał – przebrzydłym Żydom, którzy mimo iż był rzymskim prokuratorem, traktowali go jak psa. Chcą, żeby potwierdził ich wyrok skazujący na śmierć? Ach, chcieć to oni mogą. Ja tu rządzę! Ale intryga, w którą go wplątali była dobrze przygotowana. Jeśli nie potwierdzisz wyroku znaczy, że sprzeciwiasz się Cezarowi, bo ten tu oto jest buntownikiem. Uważa się za króla, a my, wierni poddani Cezara, posłusznie oddajemy go w ręce Rzymu. Czy Tyberiusza interesowałoby, że Jezus był niewinny? Ważny był spokój na prowincjach i płacenie podatków. Oddali w twoje ręce buntownika, to czemu ich drażniłeś uwolnieniem Go? Bo ten ktoś, którego chcieli skazać był niewinny? A racja stanu? Życie jakiegoś Żyda jest ważniejsze niż spokój w imperium?

Wobec tych obaw nie pomogły ani ostrzeżenia żony, która prosiła pod wpływem snów, żeby nie robił Jezusowi krzywdy, ani wewnętrzne przekonanie, że powód oficjalnego oskarżenia – bunt przeciw Rzymowi – to tylko pretekst w jakichś mających podłoże religijne przepychankach. Piłat nie chciał narażać się Cezarowi. Musiał więc Jezusa poświęcić.

Prawda, że próbował. Kombinując, że wspaniałomyślnie okaże Mu łaskę i wypuści. Musiał być zawiedziony gdy usłyszał, że tłum woli Barabasza. A potem, kiedy myślał, że jak każe Jezusa ubiczować i pozwoli swoim żołnierzom na znęcanie się nad Nim, to serce oskarżycieli zmięknie. Nic z tego. Tym sposobem tylko zwiększył cierpienie Żydowskiego Króla. Tłum i tak kategorycznie żądał dla Niego kary śmierci. I zaczynał już Piłatowi grozić przypominając, że jakby co, oskarżą go przed Tyberiuszem o tolerowanie buntowników. Poddał się więc. W teatralnym geście umył ręce, ale i tak historia orzekła, że był winny. Bo mając stosowną władze nie przeciwstawił się niesprawiedliwości. Bo ważniejsza okazała się dla niego racja stanu i lęk o stanowisko.

Postawa Piłata jest dla uczniów Jezusa przypomnieniem, że w zderzeniu z ludzką podłością, zwłaszcza motywowaną politycznie, mają raczej marne szanse na sprawiedliwe potraktowanie. Ale dużo ważniejsza jest inna płynąca z tej historii lekcja: kiedy chodzi o zachowanie stanowiska, a w tle pojawiają się jeszcze racje polityczne, trzeba wielkiej odwagi, by umieć zachować się przyzwoicie. Ale koniecznie trzeba. I marnym usprawiedliwieniem jest, że chodziło o zachowanie stanowiska i o możliwość dobrego działania w innych sytuacjach. Kiedy człowiek nie zdaje takiego egzaminu, w zasadzie przekreśla wszystkie swoje niby dobre chęci...

III niedziela Wielkiego Postu

Droga krzyżowa i śmierć Jezusa. Oczyma ucznia

Z ołtarza Wita Stwosza W tej ostatniej części będziemy rozważali, co Pan Jezus cierpiał od chwili ukoronowania aż do ciężkiego skonania na krzyżu. Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi, jakie Mu wyrządzono, ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy, oraz za dusze w czyśćcu cierpiące, aby im litościwy Jezus Krwią swoją świętą ogień zagasił; prośmy nadto, by i nam wyjednał na godzinę śmierci skruchę za grzechy i szczęśliwe w łasce Bożej wytrawnie.

Można się wyżyć

Pojmanie, osądzenie, egzekucja. Tak to wszystko powinno wyglądać. W teorii proste i czyste. Ale tylko w teorii. W praktyce są jeszcze różne „dodatki” sprawiające, że wszystko nabiera dodatkowego dramatyzmu. Nie inaczej było i w sprawie Jezusa.

Że podczas pojmania czy sądu Jezus był bity? Wzdrygamy się dziś na takie podejście do spraw, ale jeszcze rozumiemy. Ale Jezus nie poturbowano dlatego, że stawiał opór przy aresztowaniu czy podczas przesłuchania. Bito go... Właściwie bez powodu. Ot tak. Bili Go ci, którzy Go pilnowali w domu arcykapłana, potem bili żołnierze, gdy stanął przed sądem Piłata. Ubiczowanie? To z rozkazu prokuratora. Ale cierniowej korony nikt im na głowę Jezusa nakładać nie kazał. Szydzić ze skazańca i opluwać Go też nie.

Dziwna ta ludzka natura. Tak bezinteresownie się nad kimś znęcać. A przy tym mieć tyle pomysłów, jakie te boleści zadawać. I to komu? Człowiekowi który choć nie był zbrodniarzem już i tak miał poważne kłopoty. Dlaczego nie współczucie, a tyle złości? Trudno powiedzieć. Ale dla ucznia Jezusa to bardzo ważne wskazanie. I dziś przecież nie brakuje ludzi skazywanych za różne prawdziwe czy urojone przewinienia. Nie, nie przez sędziów, ale przez ludzkie języki. I pisaninę w mediach czy na internetowych forach. Też, jak przypadku bijących Jezusa, czasem brak w nich jakiegokolwiek umiaru. Same najmocniejsze słowa. I wzajemne nakręcanie się w złości. Uczeń Jezusa pamiętając, co spotkało Jezusa, nigdy nie powinien się do tego grona przyłączać. Nawet jeśli oskarżany jest winny. Po co mu dodatkowo dokładać boleści? Dla bezkarnego pofolgowania swoim wstrętnym instynktom? Właśnie przez coś takiego Jezus wycierpiał znacznie więcej, niż tego wymagał normalny przewód sądowy i egzekucja. Nie, chrześcijanin nigdy nie powinien do czegoś takiego przykładać ręki....

Poznaj lepiej podłość. I zagubienie

To musiało być straszne. Skatowany człowiek z trudem niosący belkę krzyża. Szarpany, popychany, przewracający się....Pewnie też słuchający wielu drwin i wyzwisk. A w żądnej widowiska gawiedzi tylko tych parę jasnych postaci: Matka, może paru innych uczniów, Szymon Cyrenejczyk, płaczące niewiasty...

Tak, w większości bliżej nieznanych uczniów Jezusa w tym widowisku też uczestniczyło. Jedni, jak Maryja z Janem, stanęli później pod krzyżem. Inni trochę dalej. Co czuli? Aż strach pomyśleć. Czy liczyli jeszcze na cud? A może po prostu chcieli tylko wiernie wytrwać przy tym, którego tak kochali? Przecież im to wszystko zapowiedział. Mogli już rozumieć, że nie ma innego wyjścia... Nie wiemy. Ale dzięki temu, że byli i widzieli tego strasznego dnia sporo się nauczyli.

Najpierw patrząc na Szymona z Cyreny, który zmuszony przez żołnierzy poniósł krzyż Jezusa. No głupio tak. Czemu nie ktoś z nas, czemu sami nie wpadliśmy na ten pomysł, tylko padło na tego obcego człowieka? Uczeń Chrystusa nie musi zawsze wiedzieć jak się zachować. Czasem może popełnić jakiś błąd czy nietakt. Tak naprawdę najważniejsze, że w ogóle został blisko Jezusa. A że czasem bohaterem zostanie kto inny....

Były i na drodze krzyżowej płaczące niewiasty. Czemu tak płakały? Zdawały sobie sprawę, ze dzieje się wielka niesprawiedliwość? Albo tylko wzruszył je widok Skazańca? Nie wiemy. Ale to co powiedział im Jezus musiało utkwić w pamięci uczniów Jezusa. „Nie płaczcie nade mną, ale nad sobą i synami waszymi. Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, co się stanie z suchym?” Tak, chrześcijanie też są przez świat skazywani. Wystawiani na pośmiewisko, wyszydzani, a bywa, że i zabijani. Ale... Kiedyś nastąpi sąd. Za te wszystkie krzywdy oprawcy odpowiedzą. Iskierka nadziei w bezmiarze czarnej nocy zła. Iskierka, która pomaga nie złorzeczyć....

A pod krzyżem? Najpierw rzymscy żołnierze, sprawnie przeprowadzający egzekucję... Gwoździe, napój dla skazańca, na koniec włócznia przebijająca bok. Ot, codzienne obowiązki. Może jeszcze podzielić między siebie Jego szatę i rzucić los o Jego suknię. A kiedy umrze, wrócić do koszar, napić się, pożartować. Przecież ciężka i podła ta służba w Palestynie.... Tak, chrześcijanin już wie: nigdy nie powinien stać się bezdusznym wykonawcą poleceń. Ta chłodna bezwzględność ludzi „tylko” wykonujących rozkazy bywa gorsza od przemyślanej zbrodni. Ze zbirem można podyskutować. Ze ślepym wykonawcą rozkazów już nie ma szans. I marna pociecha, że już po wszystkim zaniepokoi kogoś sumienie i jak setnik przyzna, że uczestniczył w zabiciu sprawiedliwego...

Pod krzyżem stoją też szydercy. Nie wystarczył im cały ten ogrom zła, które już wyrządzili Jezusowi. Trzeba było jeszcze przyjść i dalej, aż do śmierci ranić Go swoim słowem. Świetna zabawa? Może. Ale chyba raczej próba zagłuszenia sumień. W ciszy samotności sumienie mogło zbyt głośno krzyczeć. W gronie szyderców się uspokajało. „Nie tylko ja tak myślę, inni potwierdzają, że mam rację”. Biedni frustraci, bojący się ciszy, w której mogliby zobaczyć, jak szkaradnego czynu się dopuścili domagając się skazania Jezusa... Dziś bywa podobnie. Dziś też reakcją na wyrzuty sumienia bywa cyniczne powtarzanie, że nic złego się nie zrobiło, a kto uważa inaczej, jest po prostu głupi. Tak bywa z grzechem aborcji, tak prawie zawsze jest przy rozwodach i przy wielu innych sprawach. Zagłuszyć wyrzuty sumienia szyderstwem z tych, którzy o sumieniu przypominają. Ale chrześcijanin nigdy nie powinien w takim wypadku odpowiadać tym samym. Przecież skoro są wyrzuty sumienia, jest szansa, że ktoś, jak jeden z łotrów wiszących na krzyżu w końcu uzna, że warto choćby w ostatniej chwili życia powierzyć się miłosiernemu Bogu...

Ostatnia katecheza

Tyle zła, tyle podłości.... Smutna to nauka. Ale te ostatnie godziny życia Jezusa to też ostatnia katecheza. Wyrażona w siedmiu ostatnich wskazaniach Jezusa z krzyża.

„Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Naprawdę nie wiedzieli? Po ludzku patrząc musieli wiedzieć doskonale. Ale patrząc z perspektywy Bożej już niekoniecznie. Wzrok oprawców Jezusa nie sięgał zbyt daleko. Myśl tym bardziej. Nie rozumieli Bożego planu, a skoncentrowali się na tym co doraźne: Jezus jest nam niewygodny, więc doprowadźmy do jego skazania. Nie rozumieli.... Dla ucznia Jezusa to znów bardzo ważne wskazanie: dzisiejsi wrogowie Jezusa też mogą nie wiedzieć co czynią. Widzą tylko tu i teraz. Gdyby widzieli szerzej.... Gdyby każdy grzesznik widział szerzej, pewnie też by zauważył, że owoc grzechu tylko wygląda tak dobrze, a naprawdę jest nadgniły i robaczywy. A Bóg, świadom tej ludzkiej ślepoty może wybaczyć więcej, niż się nam wydaje. Wszak choć tak pewny swojej człowiek naprawdę może nie wiedzieć co robi...

„Zaprawdę, powiadam ci, dziś ze Mną będziesz w raju”. Wystarczyło jedno wyznanie wiary, jedno westchnienie do Jezusa. I już raj. Dla nas chrześcijan to ważne przypomnienie, by nigdy nikogo nie przekreślać. Nawet w ostatniej chwili życia człowiek może zobaczyć swoją nędze i wezwać na pomoc Boga...

„Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka twoja”... Dla niektórych zwyczajny wyraz troski Jezusa o to, kto zaopiekuje się jego Matką. Ale żeby na krzyżu Jezusowi chodziło tylko o załatwienie spraw rodzinnych? „Oto Matka twoja”. Naszą Matką jest ta, która zawsze była posłuszna Bogu i u boku swojego Syna wytrwała aż do końca. To wzór, wedle którego ta Matka ciągle nas wychowuje. Chrześcijanin niekoniecznie musi zostawiać po sobie wielkie dzieła. Ale zawsze powinien być posłuszny Bogu. I powinien wytrwać przy Jezusie do końca. Jakie by to jego życie nie było.

„Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” Czasem bywa w życiu tak, że wszystko zdaje się przybierać zły obrót. Chrześcijaninowi może się wtedy wydawać, że został sam, że Bóg go opuścił. Ale to nie tak. Bóg nigdy swoich dzieci nie opuszcza. Nawet wtedy, gdy wszyscy wokół szydzą, że wierność Bogu nic a nic mu się nie opłaciła. Ale Bóg dopuszczając coś takiego na człowieka ma w tym swój plan. I nawet jeśli chrześcijanin po ludzku przegra, to w ostatecznym rozrachunku okaże się, że to był tylko trudniejszy odciek drogi prowadzącej do wiecznego szczęścia...

„Pragnę”... Czego pragnął Jezus? Spieczone usta i zaschnięte gardło domagały się wody? Może tak. A może była to chęć wypełnienia do końca tego, co miało się stać? Za chwilę Jezus powie: „wykonało się”.... Dla ucznia Jezusa to kolejna nauka: nie można swojego życia budować po swojemu, paląc dla Boga świeczkę, ale i dla diabła rezerwując ogarek; trzeba chcieć być wiernym Bogu w najdrobniejszych szczegółach. Aż do końca.

„Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. Tak, słuchając tej ostatniej katechezy uczeń Jezusa wie, że kiedy nadejdzie jego ostatnia godzina też powierzy swojego ducha Bogu. Nie ma innego wyjścia. Życie człowieka tu na ziemi musi się skończyć. Ale Bóg ten dar złożonego Mu ducha na pewno dobrze wykorzysta.

To już wszystko? Nie. Zostało jeszcze to przebite włócznią żołnierza serce Jezusa. To serce, z którego wpłynęły krew i woda. Temat to długich rozmyślań. Na Jezusem, Nowym Barankiem, zabitym by uratować nas od śmierci wiecznej. Nad chrztem, który daje nam udział w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. I Eucharystią, podczas której Jezus umacnia nas Sobą na drodze do wieczności. Ale niech już na dziś wystarczy. Do dna przepaści męki Jezusa i tak pozostało pewnie jeszcze bardzo daleko. Nigdy nie zdołamy ogarnąć w pełni jej sensu. Ale jeśli w tę przepaść odważamy się wejść, zawsze wracamy z niej bogatsi...

IV niedziela Wielkiego Postu

Od Getsemani do domu arcykapłana. Oczyma Jezusa

"W pierwszej części będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od modlitwy w Ogrójcu aż do niesłusznego przed sądem oskarżenia. Te zniewagi i zelżywości temuż Panu za nas bolejącemu ofiarujemy za Kościół święty katolicki, za najwyższego Pasterza z całym duchowieństwem nadto za nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego i wszystkich niewiernych, aby im Pan Bóg dał łaskę nawrócenia i opamiętania"

Strach Getsemani
Nic nie zrozumieli. Tyle razy im mówił, że będzie cierpiał. Parę godzin wcześniej zapowiedział, że to już, że zdrajca się zdecydował. Do początku dramatu zostało tak niewiele. Strach wywraca żołądek, pot, jak gęste krople krwi sączy się na ziemię. A oni zasnęli. Jak gdyby nigdy nic. Tak jak wcześniej, gdy zabierał ich na samotną modlitwę na Tabor.... Pozostaje ta samotność w modlitwie. „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. I anioł, który umacnia, że jednak tak trzeba. Że to cierpienie nie będzie daremne.

Ile razy dziś Chrystus zostawiany jest w podobnej sytuacji? Chrystus żyjący w naszych braciach. Samotnych w swoim oczekiwaniu na klęskę; na ostateczny cios. W starości, ciężkiej chorobie, w trudnych życiowych sytuacjach. Tak niewygodnie jest czuwać z nimi. Być gdzieś blisko, chwycić za rękę. A jeśli coś mądrego przyjdzie do głowy, to i wspomóc dobrym słowem. Żeby w tym swoim strachu nie byli sami. Ale to takie męczące. Takie niewygodne. Łatwiej, jeśli już trzeba się spotkać, rzucić jakąś nic nie znaczącą uwagę. A gdy proszą, by z nimi być obruszyć się, że za dużo wymagają....

Ile razy Chrystus w naszych braciach został w swoim lęku sam?

Kompletnie nie zrozumieli

„Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”. Ale już za późno na modlitwę. Oto przychodzi zgraja. Z kijami i mieczami. Z arcykapłanami, starszymi na czele, a prowadzi ich Judasz. Uczniowie, choć tyle razy im mówił o innym, nowym stylu, o potrzebie miłości nawet wobec nieprzyjaciół, chcą się bić. Jakby w ciągu tych paru lat u Jego boku niczego się nie nauczyli. Jakby nie dotarło do nich, że naprawdę ma zostać zabity. Ktoś nawet chwyta jeden z tych dwóch mieczy, które ostatnio zaczęli nosić przy sobie i odcina słudze arcykapłana ucho. „Przestańcie, dosyć”. Za chwilę sytuacja zupełnie ich przerośnie. Pogubią się....

A ci wrogowie? To tchórze. Pewnie tłumaczący się, że chodzi o to, by nie powodować wzburzenia wśród ludzi. Co nie przeszkodzi im za parę godzin posłużyć się tłumem. „Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności”.

I dziś bywa podobnie. Uczniów Mistrza z Nazaretu atakuje się zazwyczaj tylko pod osłoną nocy niejawnych knowań; przykrywką troski o dobro dzieci czy wolności wyboru jednostek. Tak żeby nie narobić zbyt wiele szumu. Jeszcze by ktoś zwrócił uwagę, że to jednak niesprawiedliwość....

Ale dziś też, jak w Getsemani ci chrześcijanie niepomny nauk Mistrza łatwo chwytają za kije i miecze. Świętego oburzenia, niepohamowanej napastliwości. Nie rozumieją, że prawdziwym zwycięstwem jest nawet w takich chwilach wytrwać w miłości. I nie stać się podobnymi do własnych oprawców....

Znieść niepohamowaną złość

„Ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrawali się z Niego i bili Go. Zasłaniali Mu oczy i pytali: «Prorokuj, kto Cię uderzył». Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu”. Oni już wydali wyrok, choć przewód sądowy jeszcze nie się zaczął. Tak, naprawdę zdumiewające skąd w ludziach tyle bezinteresownej złości. Jakby przeciwnik nie był człowiekiem. Jakby wyładowanie na nim swoich najgorszych instynktów nie było żadnym moralnym problemem. Jakby kpiny, obelgi i bicie zwyczajnie się Jezusowi należały. Bo to wróg. Może dobrze, że ci z Jego uczniów, którzy to wszystko mogli widzieć zdecydowali się wtedy milczeć?

„Krzywdy cierpliwie znosić”. Miłość wobec zła wydaje się bezbronna. Kpina? Jeśli nie zadrwię z kpiarzy uznają, że jestem matołkiem, który nie potrafi się odciąć. Obelga? Jeśli nie odpowiem podobnie, uznają zwyciężyli i bez skrupułów będą dalej lżyli. Uderzą? Jeśli nie oddam, i to najlepiej mocniej, żeby pokazać, ze się nie dam, to będą mówili, że nieudacznik ze mnie. Ale jeśli chcę iść drogą Jezusa nie mogę być taki sami jak moi wrogowie. A ja muszę być inny. Tak, to zupełnie na przekór temu, do czego przywykliśmy. .Ale to jest właśnie droga, którą wskazał nam Chrystus. I jeśli tego nie rozumiemy i postępujemy według logiki tego świata wcale tak bardzo nie różnimy się od Jego oprawców...

V niedziela Wielkiego Postu

Wobec oskarżeń. Oczyma Jezusa

„W drugiej części rozmyślania Męki Pańskiej będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od niesłusznego przed sądem oskarżenia aż do okrutnego cierniem ukoronowania. Te zaś rany, zniewagi i zelżywości temuż Jezusowi cierpiącemu ofiarujemy, prosząc Go o pomyślność dla Ojczyzny naszej, o pokój i zgodę dla wszystkich narodów, a dla siebie o odpuszczenie grzechów, oddalenie klęsk i nieszczęść doczesnych, a szczególnie zarazy, głodu, ognia i wojny”.

Piotr odważnie poszedł na Jezusem. Razem z Janem weszli na dziedziniec domu arcykapłana. Co się stało, że niewiele później się Jezusa zaparł?

On pewnie z początku nawet nie zauważył co zrobił. Przecież w tych okolicznościach nie mógł tak otwarcie przyznać, że jest uczniem Jezusa. Nie po to zjawił się u arcykapłana, by dać się natychmiast zdekonspirować. Zrozumiał co zrobił dopiero, gdy zaparł się Jezusa po raz trzeci: „ w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: «Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Tak się starał, żeby jego zapewnienia nie były gołosłowne, a tu proszę, zaparł się Mistrza, bo przechytrzył....

Tradycja jako powód zaparcia się Jezusa przez Piotra widzi strach. I on sam czuł się winny zdrady Jezusa. Ale z relacji Ewangelistów raczej nie to wynika. Błąd Piotra polegał na tym, że za bardzo chciał być sprytny. A ten Jego błąd ciągle powtarzają chrześcijanie wszystkich wieków. Często nad wierność Jezusowi tu i teraz stawiają swoje szlachetne zamierzenia i plany na przyszłość. Myślą, że warto zapłacić drobną niewiernością, zapomnieniem na chwilę o tych wszystkich chrześcijańskich zasadach, jeśli ma to przyczynić się do większej chwały Bożej. I nie widzą w tym nic złego. Przynajmniej aż do chwili, kiedy zauważą patrzącego na nich Jezusa....

Byle znaleźć pretekst

Winien jest śmierci. Tak zawyrokował religijny sąd. Tak naprawdę na długo przed tym, zanim Jezusa aresztowano. Teraz chodziło tylko o dopełnienie formalności. Trzeba było znaleźć pretekst. Żeby móc potwierdzić, że ten od dawna wydany wyrok był słuszny. Stąd to przesłuchiwanie fałszywych świadków, stąd te pytania do Jezusa.

I co w takim wypadku robić? Co by się nie powiedziało, będzie źle. Każde słowo może stać się powodem do oskarżenia. Każda zbyt odważna obrona – obrazą, za którą należy się wymierzenie kolejne policzka. Chcą wiedzieć, czy jestem Mesjaszem? Skończmy to. Nie tylko Mesjaszem, ale ich Bogiem, Synem Ojca, dziedzicem Jego królestwa. O, teraz dostarczono im mocnego dowodu. Wszyscy słyszeli bluźnierstwo. A bluźnierca powinien być zabity. I nikt nie pomyślał (prawie, bo może gdzieś tam był i Nikodem i Józef z Arymatei), że to może być prawda. On zapowiadanym Mesjaszem? On Bożym Synem? Nie to, niemożliwe. Te wszystkie Jego cuda to jakieś kłamstwo albo szarlataneria. Jest bluźniercą, więc powinien ponieść śmierć.

Nic nadzwyczajnego. Przecież i dziś ludzie postępują podobnie. Wiedzą i wydają wyroki zanim mają okazję poznać prawdę. Przecież się znają i nie pozwolą się wodzić za nos. I dlatego, gdy w końcu ta okazja do poznania prawdy się nadarza, zatykają uszy. Przecież to niemożliwe, to się w głowie nie mieści. Zresztą, czy ktoś kogo nie lubimy może mieć rację?

Złośliwe interpretacje i ...

On jest buntownikiem; uważa się za żydowskiego króla. A my, szanowny Piłacie, jako wierni poddani Cezara, grzecznie go tobie przyprowadziliśmy. Oczywiście wiemy, że powinieneś Go skazać na karę śmierci. Nie chcesz? To powiemy w Rzymie, że tolerujesz tu buntowników. I to takich, których sami oddaliśmy w Twoje ręce.

Doskonale widzieli, że ich oskarżenie jest nieprawdziwe. Ale kto by się tym przejmował? Mieli wobec Jezusa swoje plany, On sam podsuwał niezły pretekst. Któż by się tam zagłębiał w szczegóły? A jeśli zagłębiać się zechce Piłat, to mu się zasugeruje, że wchodzi na kruchy lód. Jako człowiek znający rzymskie układy powinien zrozumieć...

Dziś bywa podobnie. Nie chodzi o jakieś zgłębianie prawdy. Wystarczy jej ułamek wymieszany z odpowiednią interpretacją. I odwołanie do arcyważnych racji politycznej poprawności. Kto odważy się publicznie powiedzieć, że oskarżenie jest mocno naciągane? Kto odważy narazić się na zarzut bycia nietolerancyjnym przeciwnikiem ludzkiej wolności, zamkniętą na nowoczesność konserwą, obrońcą podłych padalców, niewykształconym prostakiem, faszystą albo po prostu głupkiem?

... wygodne tchórzostwo.

Piłatowi nie zależało na skazaniu Jezusa. Pal go sześć, że ostrzegała go przed tym jego żona. Ale jak można było przepuścić okazje, by zagrać na nosie żydowskim przywódcom? Nie lubili go. Ze wzajemnością. Czemu miałby spełniać ich zachcianki? Dlatego gdy tylko zauważył, że Żydzi próbują go w coś wmanewrować skorzystał z okazji, jaka była bytność w Jerozolimie Heroda. To władca Galilei. Na dodatek lepiej obeznany z religią Izraela. Niech się zajmie swoim człowiekiem. Ale Herod Jezusa odesłał... Trzeba było coś zrobić.

Może tłum da się nabrać na okazanie Jezusowi łaski? Nie dał. Może wystarczy Go ubiczować? Na widok skatowanego człowieka serce powinno zmięknąć. Zwłaszcza jeśli żołnierze dodadzą coś od siebie. Mają niezłą inwencję w znęcaniu się nad ludźmi. Ale nie zmiękło. Dalej twardo domagali się wydania wyroku śmierci. Może i można by było pójść z nimi na udry. Ale mogli być niebezpieczni. Tyberiusz nie będzie dochodził, czy był bunt, czy go nie było. Skoro Żydzi mówią, ze jest i sami winnego wydają, on rzymski prokurator powinien skazać. A że tak naprawdę sprawa dotyczyła religii... Dla świętego spokoju trzeba ich żądania spełnić. Umyć ręce i usłyszeć, że „krew Jego na nas i na naszych synów”. No, niech będzie. Co mnie to obchodzi? Tyle innych spraw na głowie...

Dziś też bywa podobnie. Ilu ludzi mówi, że coś nie jest ich sprawą i dlatego niech inni robią co chcą? A że można by choć powiedzieć „nie”? Po co się narażać. Przecież to wymaga wysiłku. A tyle innych spraw na głowie....

I tak to jest. Także wśród chrześcijan. Czasem chcą przechytrzyć, więc zapierają się tego, że są Chrystusowi. Czasem z uporem osła trwają przy swoim, bo przecież są specjalistami i nikt, żaden prorok nie będzie im mówił, że Jezus głosił jednak co innego, niż się im wydaje. A czasem po prostu nie chcą się narażać: umywają ręce i idą do swoich spraw. A Jezus w tych wszystkich zdradzonych, znieważonych, osamotnionych cierpi....

VI niedziela Wielkiego Postu

Potrzebne i niepotrzebne cierpienie. Oczyma Jezusa

W tej ostatniej części będziemy rozważali, co Pan Jezus cierpiał od chwili ukoronowania aż do ciężkiego skonania na krzyżu. Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi, jakie Mu wyrządzono, ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy, oraz za dusze w czyśćcu cierpiące, aby im litościwy Jezus Krwią swoją świętą ogień zagasił; prośmy nadto, by i nam wyjednał na godzinę śmierci skruchę za grzechy i szczęśliwe w łasce Bożej wytrawnie.

W tłumie można bezkarnie

Jeszcze tylko znieść szyderstwa, których do końca Mu nie skąpiono. To wszystko dla zbawienia człowieka. I jeszcze w paru słowa zmieścić ostatnią katechezę dla tych, którzy pod krzyż przyszli z miłościi To ciągłe bicie... Samo skazanie na okrutną śmierć nie wystarczyło. Poszturchiwania, opluwanie, policzkowanie.... Potem biczowanie. Bo Piłat sobie wymyślił, że jak ludzie zobaczą Jezusa skatowanego, to ich nienawiść do Niego zelżeje. Ale nie zelżała. Przynajmniej nie na tyle, żeby sobie odpuścili żądanie skazania Go na śmierć. Ich sumienie nie poruszyło się nawet wtedy, gdy zobaczyli, jak żołnierze, już z własnej inicjatywy, swoje Jezusowi dołożyli wkładając Mu na głowę cierniowa koronę. Całe to dodatkowe cierpienie na próżno. I tak czeka Go krzyż. No, może tylko tyle, że skatowany nie będzie miał już sił zbyt długo bronić się przed zawiśnięciem na rękach i uduszeniem. Gorzkie pocieszenie...

A dziś? Dziś Jezus też jest ciągle skazywany i katowany. Nie, niekoniecznie przez jakieś bliżej nieokreślone ludzkie grzechy. Czasem przez całkiem konkretne skazywanie i bicie konkretnych ludzi. Ludzi, z którymi się utożsamiał, gdy mówił, że wszystko co uczyniliśmy naszemu bliźniemu, uczyniliśmy Jemu.

Przecież i dziś bywają sytuacje, kiedy ktoś chce się kogoś pozbyć, bo jest mu niewygodny. Pozbyć z domu, z pracy, z życia publicznego. Nie musi być zresztą niewygodny. Wystarczy, że na jego poniżeniu można samemu zyskać. Współczucie dla krzywdzonej żony, opinię lojalnego pracownika, chwałę odważnego tropiciela wszelakich nieuczciwości. Intrygę łatwo namotać. Kiedy się jest dostatecznie konsekwentnym, szybko zyska się sojuszników. Poprą oczywiście w dobrej wierze, żądając sprawiedliwości czy poszanowania prawa. Ale, jak oskarżyciele Jezusa, nie sprawdza faktów. Po co, skoro chodzi tylko o to, żeby ktoś okazał się gorszym ode mnie? A przy okazji pofolgują swoim instynktom okrutników. Spoliczkują rzuceniem w oczy wstydliwej prawdy, oplują oszczerczymi wymysłami. Biczujących będą zachęcać do gorliwości, bo przecież ten człowiek to śmieć, należy się mu. Potem już sami, z własnej inicjatywy, wydrwią skazanego nakładając mu na głowę wieniec z cierni. I w końcu, zadowoleni z dobrze spełnionego obowiązku, wrócą do swoich zajęć. Do roli pobożnych chrześcijan, przykładnych mężów i żon, troskliwych rodziców; do roli sumiennych pracowników czy obrońców uczciwości w życiu publicznym; do suto zastawionych stołów, do rozmów o najnowszych samochodach i pilota od telewizora....

Bezradność i obojętność

Trudno sobie wyobrazić, jak ciężko skatowanemu człowiekowi musiało być nieść krzyż. Umysł... Umysł musiał być juz przytępiony od bólu, a świat wokół Niego musiał stawać się coraz bardziej obcy. Wszak jedną drogą przekroczył już próg śmierci... Matka, przymuszony do pomocy Szymon, płaczące niewiasty. I wielu innych, których mijał po drodze na miejsce kaźni. Jasne, ten cały tłum, choć Jezus pewnie tego nie oczekiwał, jeszcze mógł coś zrobić. Mógł zaprotestować, rzucić się bronić swojego Nauczyciela, który jeszcze parę dni temu witany był w mieście radosnym Hosanna. Ale sytuacja była taka, że prócz drobnych gestów nie odważyli się na wiele więcej. Dla wielu to nie była przecież ich sprawa. Prowadzą skazańców? Pewnie się im należało.

Dziś.. Cóż, kiedy prowadzą skazańców, też uważamy, że się im należało. Mężowi, którego żona wyrzuciła z domu, koledze z pracy, którego szef nagle przesunął na gorsze stanowisko, osobie życia publicznego, o której grzechach trąbią na pierwszych stronach gazet i w czołówkach programów informacyjnych. A jeśli to krzywda? Cóż, to nie nasza sprawa. Ważne, że sami mamy święty spokój i nikt się nas nie czepia. Ostatecznie tak zupełnie bez powodu ludzi się nie skazuje prawda? Coś musiało w tych oskarżeniach być. Więc skazany idzie dalej. Choć otoczony tłumem, tak naprawdę prawie zupełnie sam. Prawie, bo przecież wtedy wraz z nim idzie Chrystus...

Niech to się już skończy

Krzyż. Na przybitych do niego nogach trudno się oprzeć. A wiszenie na rękach, też bolesne, sprawia, że człowiek zaczyna się dusić. Sił brakuje, bo po tylu razach Jezus już i tak ledwo żył. Jeszcze tylko przyjąć ten ból i hańbę nagości. Jeszcze tylko znieść szyderstwa, których do końca Mu nie skąpiono. To wszystko dla zbawienia człowieka. I jeszcze w paru słowa zmieścić ostatnią katechezę dla tych, którzy pod krzyż przyszli z miłości. Ale nie ma co specjalnie walczyć. Śmierć, choć całemu światu da zbawienie, będzie wybawieniem od męki. I Skazanego i Jego bliskich, teraz z bólem patrzących na Jego agonię...

My... Ano czasem też wiemy, że stała się straszna niesprawiedliwość. Nawet jeśli nie przyłożyliśmy do niej ręki, a tylko w poczuciu bezradności nie stanęliśmy w obronie oskarżanego i skazywanego wolimy, by to wszystko już się skończyło. By można było wrócić do normalności. Wierzymy, że czas zagoi rany i przywróci na twarzy uśmiech. Tylko niech się to już skończy. Dopiero od tego momentu będzie można rozpocząć swój powrót do normalności. Póki co trzeba lojalnie wytrwać...

Niech to się już skończy. Wiszący na krzyżu skazaniec stacza się w coraz większą samotność. Choć widzi stojących pod krzyżem bliskich wie, że w umieraniu jest już zupełnie sam. Jeszcze obiecać raj łotrowi, jeszcze zawołać „Boże, czemuś mnie opuścił?” . W końcu „Wykonało się”. Bliscy będą mogli żyć dalej. Z czasem powrócą do normalnego życia...

***

Przeszliśmy wraz z Jezusem Jego mękę dwa razy. Za każdym trochę inaczej. Bo za każdym razem, gdy wchodzimy z Jezusem w przepaść Jego męki możemy dostrzec coś dla nas nowego. To przez zmieniający się każdego dnia pryzmat naszego dziś. Podsumowanie? Nie, nie warto. Przepaści tej przestrzeni nie warto spłycać jednym czy dwoma zgrabnymi zdaniami. Lepiej pozwolić, by nie zamknięta w schemat ciągle wyciskała swoje piętno na naszym życiu...