Z czystą intencją

ajm

publikacja 30.03.2019 23:00

Jeśli wierne podążanie za dobrem jest dla nie katorgą, to czy w niebie będę szczęśliwy?

Dorodne owoce ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Dorodne owoce
Kto zamiast takich wolałby nadgniłe albo robaczywe? To czemu zazdrościmy czasem grzesznikom, że nie przejmując się Bogiem mogli sobie pogrzeszyć?

Rozmyślania na kanwie Łk 15, 11-32
Tekst z cyklu „W drodze do Jerozolimy”.

Chrześcijan nie jest od osądzania bliźnich. Jasne, zło jest złem. Człowiek postępujący źle niekoniecznie jednak jest człowiekiem złym. Może być jak zagubiona owca albo jak zgubiony pieniążek. Wielu jest przecież w dzisiejszym świecie takich, do których Dobra Nowina  jeszcze nie dotarła. Nie to, że nigdy nie słyszeli o Jezusie, ale orędzie o Nim dotarło do nich w takiej formie, iż nie ma się co dziwić, że ich nie pociągnęło. Albo wręcz odeszli zgorszeni postawą swoich współbraci w wierze. Ile w tym ich prawdziwej winy? Oczywiście nie da się zmierzyć wielkości Bożej łaski ani głębokości ran. Bóg to wie. I szuka zagubionych grzeszników ciesząc się, kiedy ich znajduje. Chrześcijanin powinien podobnie. To nauka płynąca z dwóch poprzednich przypowieści, jakie Jezus wygłosił zmierzając ku swojemu przeznaczeniu, ku Jerozolimie.

A jeśli ktoś odchodzi – jak się wydaje – z własnej winy? Bo gardzi Bogiem i Ewangelią? I o takiej sytuacji Jezus pamiętał. Opowiadając kolejną swoją przypowieść.  

Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów.  Młodszy z nich rzekł do ojca: "Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada". Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników.

Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się,  ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić.

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć.  Ten mu rzekł: "Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego". Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: "Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę". Lecz on mu odpowiedział: "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się"».

Zasadniczo wszystko jasne. Ojciec to Bóg, marnotrawny syn to grzesznik, a starszy syn – to porządny chrześcijanin. Warto zwrócić uwagę: starszy syn, a więc ten, który w kulturze Jezusa uchodził za ważniejszego, któremu jako pierworodnemu więcej się należało. Trzy osoby. I arcyciekawe między nimi relacje.  

Marnotrawny syn to kawał łobuza. Najpierw dostaje część majątku swego ojca – niekoniecznie dostać musiał –  a potem zabiera się i wyjeżdża. No i trwoni ten majątek na różne uciechy. Dopiero przygnieciony przez los idzie po rozum do głowy: lepiej będzie, jak mimo wszystko wrócę do Ojca.

To na pewno nie była łatwa decyzja. Warto zauważyć, marnotrawny syn kroczy drogą... warunków dobrej spowiedzi. Bo jedno i drugie to opis szczerego nawrócenia. Najpierw więc uświadamia sobie swoją sytuację; uświadamia sobie co zrobił. To rachunek sumienia. To prowadzi go do żalu: głupi byłem, teraz ginę z głodu. A pamiętając o ojcu postanawia poprawę – wrócę, choćbym miał być u ojca tylko jednym z najemników, przynajmniej będę miał co jeść. Charakterystyczne, że jest też w tej scenie z przypowieści publiczne wyznanie winy. „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem” wypowiedziane jest przy świadkach, nie w cztery oczy, później w domu. Syn świadom swojej winy nie próbuje ukryć jej pod płaszczem życzliwości rzucającego mu się na szyję ojca. Choć wszyscy rozumiemy, że takie publiczne przyznanie się do winy musi boleć, jednak się na nie decyduje. Bo jego skrucha jest szczera. Szczera skrucha zawsze prawdę o własnym grzechu stawia ponad troskę o własną godność.

Nie ma tu akurat mowy o zadośćuczynieniu, bo przypowieść zatrzymuje się na momencie radosnej uczty, ale powinniśmy się chyba domyślić, iż syn będzie się teraz starał naprawić zło odejścia i roztrwonienia majątku wierną służbą.

Owca, pieniążek, nie były winne temu, że się zgubiły. Czy syn marnotrawny był winny temu co się stało? Można tłumaczyć, że nie do końca wiedział co robi, że nie przewidział konsekwencji swojej postawy, ale jednak trudno mówić, że był biednym zagubionym niewiniątkiem. Człowiek, dorosły człowiek, zazwyczaj mniej więcej wie co robi. I takie założenie czyni autor przypowieści. Charakterystyczne, że teraz,  inaczej niż w poprzednich przypowieściach, ojciec syna nie szuka. Nie domyślajmy się, czy wiedział co się dzieje z synem czy nie, to tylko przypowieść. Z tego biernego w sumie czekania przypowieściowego ojca możemy wysnuć ważny wniosek: kiedy chodzi o czyjąś wolną decyzję, Bóg może czekać, aż człowiek sam zmądrzeje.

Ojciec... Cóż. Charakterystyczne, że kiedy tylko widzi syna, wzrusza się głęboko i  wybiega mu na spotkanie. Skraca  czas jego niepewności, nie czeka dumnie za progiem domu pozwalając, by gapie mogli z syna szydzić. Ojcu zależy na nim. Bogu też zależy na marnotrawnych synach.

Potem ojciec, zanim syn cokolwiek powie, rzuca mu się na szyję i całuje go. Ten gest przemawia bardziej, niż w takich sytuacjach mogłyby wyrazić słowa. Tych zresztą  właściwie nie ma. Bo gdy syn pokornie wyznaje, że jest winny, ojciec  w ogóle nie podejmuje tematu. Jakby widział, że moralizowanie czy besztanie w takiej sytuacji nie są potrzebne. A jedyne co mówi, to rozkazuje sługom, by temu obszarpańcowi dali szatę i pierścień, przywracając mu w ten sposób godność. Urządzona zaś z okazji powrotu marnotrawnego syna uczta jest, podobnie jak w poprzednich przypowieściach, wyrazem radości z powrotu syna, który choć stracił majątek, zyskał olej w głowie.

Jeśli Bóg tak samo traktuje szczerze nawracającego się grzesznika... Co tu dużo mówić: to i my, nie grzeszni (załóżmy tak na chwilę)  powinniśmy w tej Jego radości uczestniczyć. Tymczasem, wzorem starszego syna, miewamy czasem do Boga pretensje, że za łatwo młodszemu bratu poszło. Że Bóg zbyt łaskawie ich traktuje. Że jest dla nich zbyt szczodry – o, nam przez lata nie dałeś nic, im, takim łobuzom,  tak dużo: szatę, pierścień i ucztę.  Ale takie narzekanie jest bez sensu....

Większa radość jest w  niebie z odnalezionego, niż z tego, który nigdy się nie zgubił – mówił Jezus w poprzednich przypowieściach. W tej jest podobnie: świętowany jest powrót marnotrawnego syna, nie sumienna służba starszego z braci. Czyż jego pretensje nie są słuszne? Nie dałeś mi koźlęcia, żebym zabawił się z przyjaciółmi.... No właśnie.... W tym stwierdzeniu tkwi sedno problemu starszego z braci. Wygląda na to, iż autor przypowieści chciał powiedzieć, że on zwyczajnie swojemu młodszemu bratu zazdrościł. Tych nierządnic, tego hulaszczego stylu życia. A służbę u ojca traktował jak katorgę. Oj, wyszło szydło z worka :-).

My, tak zwani porządni chrześcijanie, też chyba czasem zwyczajnie zazdrościmy, że grzesznik się może Bogiem nie przejmować i się pobawić. I stąd tak wielkie bywa nasze oburzenie, że Bóg tak łatwo ludziom wybacza ich winy. A przecież, tak jak ów starszy syn, mamy wszystko. Mamy blisko dobrego Ojca, przy którym nie musimy przymierać głodem, mamy obietnicę nieba....

Ciesz się, gdy grzesznik się nawraca. Ciesz się, że się nie zgubiłeś, że możesz ciągle być blisko Boga – poucza Jezus tych, którzy idą za Nim. I nie zazdrość tym, którzy się z różnych powodów zagubili, bo żadne to szczęście – dodaje. To postawa prawdziwego ucznia Jezusa. Jeśli tęsknisz za złem, to znaczy że niewiele z Ewangelii zrozumiałeś. I raczej źle ci będzie w niebie....

Wiara w drodze

WIARA.PL DODANE 05.03.2019 AKTUALIZACJA 11.04.2022