Skąpani w wielkanocnej radości

ajm

publikacja 09.05.2019 11:00

Propozycja Drogi Światła. Nabożeństwa pomagającego świętować radość, pokój i pewność, że naprawdę jesteśmy Bogu bliscy.

Wieczerza w Emaus - obraz zwyczajności i niezwyczajności spotkan z Jezusem Henryk Przondziono /Foto Gość Wieczerza w Emaus - obraz zwyczajności i niezwyczajności spotkan z Jezusem
Na stole chleb, ryba, marchewka... Zwyczajność kolacji. I niezwyczajność - bo to Zmartwychwstały. Jaki skarb trzyma w ręku?

Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!... I co dalej?
Po pustym grobie były spotkania. Niespodziewane, choć wyczekiwane, radosne, choć nie bez obaw i niepewności; pełne wyjaśnień, ale przede wszystkim pełne miłości. To święto nie trwało tylko parę godzin. Rozciągnięte na czterdzieści dni wcale w dniu wniebowstąpienia Jezusa się nie skończyło. Zmieniło się w święto ciągłej obecności. I tak będzie do końca świata. Chrystus i Duch Święty stale są z Kościołem. I prowadzą Kościół i każdego wierzącego do dnia, kiedy spotkamy Ojca twarz w twarz.

By ta radość zmartwychwstania trwała także w nas, by przeniknęła w nasze życie i owocowała także gdy liturgicznie okres wielkanocny się z idźmy z pierwszymi uczniami Drogą Światła.

Stacja I. Jezus powstał z martwych

Kiedy się to stało? Jeszcze w nocy? W pierwszym brzasku dnia? W każdym razie, kiedy kobiety przyszły do grobu, by dopełnić pogrzebowych obrzędów, których z racji zbliżającego się święta wcześniej nie zdołały dopełnić, Jezusa już w nim nie było.

Co właściwie można było pomyśleć? Że ktoś z nieznanych powodów Jego ciało zabrał. Ale skoro aniołowie, których spotkały twierdzą, że On żyje, to... Jak w to uwierzyć? Przecież choć przekreślające cały ich ból i smutek, to takie nieprawdopodobne!

Kiedy spotykam śmierć – swoich bliskich albo myślę o swojej – zmartwychwstanie, choć rozwiązywałoby wszystkie problemy, też tak jakoś nie chce zmieścić się w głowie. Ale jeśli to prawda, to wszystko się zmienia. Całe życie nabiera zupełnie innego wymiaru, a śmierć jest tylko przejściem do szczęśliwej wieczności.  

Stacja II. Apostołowie przybywają do pustego grobu

Taka wieść zmusza do biegu. Nie da się iść spokojnie. Tylko brak tchu może spowodować, że nie przyspieszy się jeszcze bardziej.
Co takiego w pustym grobie zobaczyli Piotr i Jan? Dlaczego Jan pisał, że uwierzył widząc leżące płótna i chustę? Czy były nietknięte, a ciało z nich jakby wyparowało?

Tego nie wiemy. Ale odtąd byli już pewni. On zmartwychwstał. Nie wiedzieli jeszcze, co będzie dalej. Mogli nie być pewni, co powie im Jezus, skoro w dniu Jego męki niespecjalnie się spisali. Ale już wiedzieli: śmierć została pokonana.

Kiedy żegnam się z moimi umierającymi bliskimi albo stoję już nad ich grobami  też mogę być pewien: śmierć została pokonana. Życie zmienia się, ale się nie kończy.

Stacja III. Jezus objawia się Marii Magdalenie

Po rozpaczy przyszła dezorientacja. Grób pusty, co się stało? „Jeśli ty Go przeniosłeś, to powiedz gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę” - mówi Maria Magdalena do Jezusa myśląc, że to ogrodnik. Wiele łez musiało być w jej oczach, skoro Go nie rozpoznała. Dopiero gdy wypowiedział jej imię – „Mario” – dotarło do niej, że to On. I nastąpił wybuch radości.

Wierzymy, że człowiek tak naprawdę nie umiera, tylko przechodzi do innego życia, życia jako duch. Wierzymy też w zmartwychwstanie. I Jezusa i nasze, przy końcu czasów. Mimo to żegnając naszych umierających czy zmarłych – płaczemy. Ale możemy być pewni, że kiedyś zobaczymy i Boga i naszych bliskich zmarłych twarzą w twarz. Żyjących. Zmartwychwstałych. I świętu nie będzie końca. Ta perspektywa wszystko zmienia. Łzy nie są już oznaką rozpaczy, a jedynie tęsknoty za spotkaniem.

Stacja IV. Jezus objawia się uczniom na drodze do Emaus

To zmartwychwstał czy nie? Wieści były obiecujące, ale to jeszcze nic pewnego. Wszak niemożliwe, by taka historia zdarzyła się naprawdę. Ale może jednak?

Pytania, nawet najważniejsze, są tylko pytaniami. Konkret życia każe iść do Emaus.  Wędrowiec, który się do nich przyłączył budził nadzieję, wyjaśniał. Ale jeszcze nie rozpoznali, że to Jezus. I może nigdy by Go w nim nie rozpoznali, gdyby nie ich otwartość i życzliwość: „Zostań, Panie, z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Gdyby nie ta wielkoduszna propozycja wobec człowieka – nie rozpoznaliby Jezusa.

A może w naszym życiu tak jest częściej? Może żeby zobaczyć wokół siebie Zmartwychwstałego i jego ślady w świecie trzeba mieć otwarte serce dla bliźnich? Ci, którzy mają czyste serca, zobaczą Boga – obiecywał w jednym z błogosławieństw Jezus. Czyste serce, czyli nie doszukujące się w innych fałszu czy podstępu. Zdumiewające, jak konkretnie ta obietnica spełniła się wobec gościnnych, idących do Emaus uczniów.

Stacja V. Uczniowie rozpoznali Pana przy łamaniu chleba

Zaprosili Wędrowca. A gdy spożywali wieczerzę, gdy wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, dawał im.... Wtedy rozpoznali, że to Pan. „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”

A czy nasze serce nie pała, gdy Jezus zaprasza nas na Wieczerzę, wyjaśnia nam Pisma i łamie dla nas chleb?  Jeśli Bóg jest tym, który oddaje się w nasze ręce, który dla nas staje się białym kawałkiem Chleba, to czyż nie jest to największy dar, jaki możemy sobie wyobrazić? Ten, który zamieszkuje niedostępną wieczność, Pan całego wszechświata, jest z nami w prostym znaku naszego codziennego, prostego pokarmu. Wielki Bóg chce mieszkać wśród nas i w nas...

Stacja VI Zmartwychwstały Pan objawia się wspólnocie uczniów

Pokój wam. Macie tu coś do jedzenia? A potem Jezus oświeca ich umysły, by rozumieli Pisma; by rozumieli, że już w Starym Testamencie zapisane było, że musi do swojej chwały przejść przez mękę.

Znamienna kolejność. Pozdrowienie, by już na samym początku nie mieli obaw, że ostatnie wydarzenia cokolwiek w relacjach między nimi zmieniły. Poproszenie o coś do jedzenia, by przekonali się, że naprawdę nie jest duchem. A potem dopiero tłumaczenie, że choć po ludzku nie za dobrze zdali egzamin, to nic strasznego się nie stało, że tak to miało być, a oni są potrzebni, by Boża sprawa mogła ruszyć dalej.
Bywa że i my, chrześcijanie XXI wieku, nie za dobrze zdajemy Boże egzaminy. Ale to nie zmienia faktu, że Bóg dalej nas lubi i dalej nas potrzebuje.

Stacja VII. Jezus przekazuje Kościołowi dar pokoju i pojednania

Kto może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam Bóg? Ano człowiek, któremu Bóg posługę jednania z Nim zlecił. „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (...) Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.

Wielka misja i jeszcze większy zaszczyt. Dany im, choć się nie spisali. Jezus swoim uczniom daje udział w tym, co do tej pory zastrzeżone było tylko dla Boga. Nie są sługami, ale – jak powiedział im wcześniej Jezus – Jego przyjaciółmi. Uczestniczą w Jego misji. I będą ją kontynuować, gdy On zostanie wzięty do nieba.

Co pomyśleć? Chyba tylko powtórzyć słowa jednej z modlitw eucharystycznych: „Dziękujemy, że nas wybrałeś, abyśmy stali przed Tobą i Tobie służyli”.

Stacja VIII. Zmartwychwstały Pan umacnia wiarę Tomasza

Właściwie winniśmy mu wdzięczność, nie krytykowanie za słaba wiarę. Bo gdyby nie Jego postawa pewnie moglibyśmy mieć do uczniów pretensje, że zbyt łatwo uwierzyli, że nie sprawdzili dokładnie, że mogło im się przywidzieć, że ten, kto się im pokazywał to tak naprawdę nie był Jezus. Tomasz zachęcany przez Zmartwychwstałego Pana do dotknięcia ran daje nam pewność, że to nie było ani oszustwo ani złudzenie. Mamy swój namacalny dowód.

Że my nie możemy Jezusa dotknąć? Zrobił to za nas Tomasz. My możemy się cieszyć, że wierząc, a nie doświadczywszy spotkania twarzą w twarz, jesteśmy błogosławieni.

Stacja IX. Stacja IX. Spotkanie z Panem nad brzegiem Jeziora Galilejskiego

To musiało być niesamowite przeżycie. Najpierw ta dezorientacja, gdy Piotr decyduje: idę łowić ryby. Pewnie, na tym się znał, a nie umiał czekać. Potem zniechęcenie, gdy połów się nie udał. A w końcu, gdy na słowo tajemniczego Kogoś sieci się zapełniły odkrycie, że TO JEST PAN.

Ale najbardziej niesamowitym przeżyciem musiało być dla świadków tego wydarzenia to, że zmartwychwstały Jezus zabrał się za przygotowanie im śniadania. Jak gdyby nic ważnego i wielkiego się nie stało. Jakby zjedzenie wspólnego śniadania było najważniejszą rzeczą, jaką mieli w tej chwili do zrobienia. Jakby. Bo jak się zastanowić, to przecież to była najważniejsza rzecz na świecie: celebracja ich przyjaźni.

Nam Jezus zostawił się w znaku zwyczajnego, białego chleba. Jakby chciał powiedzieć, że od zwyczajnej przyjaźni z nami nie ma dla Niego nic ważniejszego. Że nic bardziej od tej przyjaźni się nie liczy. Żadna słabość, żaden grzech.

Stacja X. Pan przebacza Piotrowi i zawierza mu swoja owczarnię

Czy miłujesz mnie? Czy kochasz mnie? – pyta Jezus Piotra. A ten nie odpowiada, że miłuje, ale za każdym razem, ze kocha. Gra słów trudna do oddania w języku polskim. Czy miłujesz mnie miłością braterską, szczerą, bezinteresowną? Piotr wiedział, że nie zdał egzaminu. Mógł odpowiedzieć tylko słowami: tak, zależy mi na przyjaźni z Tobą. I dlatego za trzecim razem Jezus juz też nie pyta go o tę miłość agape, ale o to, czy może traktować Go jak przyjaciela. I Piotr odpowiada: tak, Ty wiesz, że bardzo mi na przyjaźni z Tobą zależy.

My też nieraz nie zdajemy Bożych egzaminów. Nie dorastamy do wielkich ideałów. Patrząc na scenę z Piotrem możemy mieć nadzieję, że nasza szczera, choć niedoskonała wiara Bogu wystarcza.

Stacja XI. Wielkie rozesłanie uczniów Jezusa

Czyńcie uczniami wszystkie narody, idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... Wielka misja dla słabych ludzi. Takich, co to półtora miesiąca wcześniej słabo zaliczyli ważny egzamin albo i wcale go nie zdali. Dadzą radę?
Dadzą. Przecież Jezus obiecuje, że ciągle będzie z nimi. Do skończenia świata z nimi będzie. O Duchu, którego im pośle, a który „wszystkiego ich nauczy i przypomni wszystko, co im powiedział” już nie mówiąc.

Idźcie i czyńcie uczniami Chrystusa cały świat. Wielkie zadanie w rękach niegodnych. Jeśli się im udało to dlatego, że odważyli się ten nakaz Jezusa próbować wcielać w życie. Nam, chrześcijanom XXI wieku też się uda, jeśli spróbujemy. Nie ma co wykręcać się, że za mało wiemy, za mało umiemy i że to zadanie tylko dla specjalistów. Wystarczy gorące, szczerze kochające Jezusa serce....

Stacja XII. Jezus wstępuje do nieba

To koniec? Nie. To właściwie dopiero początek. Dla uczniów Jezusa początek nowego etapu życia. Jezus odchodzi do Ojca nie po to, by odpocząć, ale by zasiąść po Jego prawicy, jako „nieśmiertelny Król wieków i Pan całego wszechświata”. Oni na ziemi będę jego ambasadorami. W swojej misji czynienia uczniami wszystkich narodów, będą mogli nieustannie liczyć na Jego wsparcie. A gdy ich życie się skończy – czy to męczeństwem czy śmiercią ze starości – mogą liczyć na wieczne mieszkanie w niebie. Czy może być ciekawsza perspektywa?

Nasza perspektywa jest podobna. Ten, który z miłości do nas oddał za nas swoje życie, jest Panem nieba, ziemi, czasu i wieczności. Bez Jego przyzwolenia włos z głowy nam nie spadnie. A jeśli już za Jego przyzwoleniem spadnie, to tylko po to, byśmy tym pewniej razem z innymi mogli kiedyś cieszyć się szczęściem wiecznym w niebie.

Stacja XIII. Uczniowie z Maryją oczekują w Wieczerniku na Zesłanie Ducha Świętego

Przed nimi trudna misja. I związane z nią wielkie nadzieje oraz pewnie równie wielkie oczekiwania. Zaczynają porządkować swoje sprawy: na miejsce zdrajcy – Judasza ustanawiają Macieja. Modlą się. No i czekają. Nie mogli wiedzieć, co dokładnie się stanie, ale jednego byli pewni: to będzie coś wielkiego.

Ich postawa to wzór dla nas. Wzór oczekiwania. Duch Święty nie został na nas spektakularnie wylany, tylko jakby ukradkiem, w bierzmowaniu, podobnie jak na uczniów rzez tchnięcie Jezusa w wieczór zmartwychwstania?  Nie widzimy cudów i znaków, jakich po Jego działaniu moglibyśmy się wokół nas spodziewać? Spokojnie róbmy to, co zrobić możemy. Co jest bez wielkiej Bożej interwencji w zasięgu naszych możliwości. I modląc się czuwajmy. Byśmy chwili wylania się na nas Ducha, wylania się na nas Bożej łaski, nie przegapili.

Stacja XIV. Jezus posyła Kościołowi Ducha Świętego

Spełniło się. To, co dotąd było nadzieją i oczekiwaniem stało się rzeczywistością. Szum jakby wiatru, ogniste języki. Zniknął lęk przed ludźmi. Zniknęły obawy, że nie dadzą rady. Okazało się, że mogą naprawdę bardzo wiele. Z pomocą Ducha – praktycznie wszystko, co wydawało się niemożliwe.

Duch Święty może wszystko. Nawet to, co wydaje nam się niemożliwe. Jeśli wydaje się nam, że nie mamy dość Jego darów nic nie szkodzi. Nie o wypełnienie naszych planów chodzi, ale o pozwolenie Mu na to, by to On działał. Kiedy chce i jak chce. Po prostu oddajmy się do Jego dyspozycji.