Część pierwsza Różańca

publikacja 21.10.2019 10:10

Tajemnice radosne

Odmawiajcie różaniec Urszula Rogólska /Foto Gość Odmawiajcie różaniec
Trzeba nieraz, jak rodząca Maryja, poddać się Stwórcy, który pragnie zrodzić w nas nowe życie; poddać się temu, jak bezradny w tej sytuacji Józef, by doświadczyć wielkiej mocy Bożego działania

Zwiastowanie

Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.

To niezbyt fortunne tłumaczenie. Wyrażenie "zmieszała się" w oryginalnym przekładzie można wyjaśnić lepiej - jako "przerażenie". Grecki źródłosłów mówi, że Maryja była "wstrząśnięta". I to nie widok Anioła tak na nią podziałał, ale to, co miał jej do powiedzenia - sens i konsekwencje przesłania, jakie niósł dla niej od Boga.

Przyzwyczailiśmy się do wyobrażenia Maryi z Nazaretu, jako cichej i pokornej Służebnicy, przyjmującej wszystko, co na nią spada. Jednak Bóg wybrał na Matkę Swojego Syna kobietę z krwi i kości - z woli i emocji. Ona także, podobnie jak my, pojmowała rzeczywistość ludzkimi zmysłami i musiała dopiero przejść drogę od ludzkiej do Bożej perspektywy.

 

Nawiedzenie

Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię.

Dlaczego dopiero teraz? Czemu Maryja nie zaczęła uwielbiać Boga w momencie, gdy za Gabrielem zamknęły się drzwi? Być może potrzebowała znaku, potwierdzenia, że wszystko, co się wydarzyło - spotkanie z Archaniołem, niewiarygodna obietnica poczęcia Syna Bożego - są prawdą; że jej się nie wydawało. I Bóg uszanował kobiecą potrzebę Maryi. "Oto krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną". Z jakim pośpiechem Maryja biegła do Elżbiety! Jak bardzo było jej spieszno, by na własne oczy przekonać się, że dana jej obietnica nie jest ułudą. A Bóg w Swej dobroci dał Maryi jeszcze jeden dowód, że to ją właśnie wybrał na matkę Swojego Syna. To sama Elżbieta rozpoznaje w niej wielką Tajemnicę, wołając "A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?!". Jak dobry jest Bóg, który szanuje naszą ludzką kondycję, nasze wątpliwości i nasze potrzeby, dając nam zawsze więcej, niż prosimy i niż oczekujemy.

 

Narodzenie

Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.

Co czuła Maryja, rodząc Syna Bożego w zimnej i śmierdzącej grocie? To tak miało wyglądać wypełnienie Bożej obietnicy? Czy w takich warunkach rodził się Król Wszechświata? Co mógł czuć Józef? Bóg wybrał go na opiekuna Swojego Syna i Jego Matki, a tymczasem on zawiódł, spóźnił się, nie zabezpieczył jak trzeba ich losu... Bóg ma własne drogi, prowadzące do realizacji Swoich planów i Swoich obietnic, których my często nie rozumiemy. Gubimy się, frustrujemy, obwiniamy. A tymczasem trzeba nieraz, jak rodząca Maryja, poddać się Stwórcy, który pragnie zrodzić w nas nowe życie; poddać się temu, jak bezradny w tej sytuacji Józef, by doświadczyć wielkiej mocy Bożego działania.

 

Ofiarowanie

Gdy potem upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu.

Jezus od początku należał do Ojca w Niebie - nie do swoich ziemskich rodziców. Akt ofiarowania Syna w świątyni Jerozolimskiej, choć zgodna z Prawem Mojżeszowym, miała jeszcze inny wymiar. Maryja, która od czterdziestu dni przeżywa radość macierzyństwa, przychodzi do Najwyższego i przedstawia Mu Syna, oddaje Mu Go na własność. Pieszcząc już w ramionach słodki Owoc swojego "tak - Bogu", teraz świadomie może ponowić swoją i swojej rodziny zależność od woli Ojca. Nasze dzieci też nie są naszą własnością. Należą do Boga, zostały nam niejako "wypożyczone", byśmy w nich doświadczyli cudu miłości i szczęścia, byśmy także mogli otoczyć je miłością i przyprowadzić do największej Miłości. To właśnie znaczą słowa, które wypowiadamy w czasie Chrztu św., gdy deklarujemy, że po katolicku wychowamy nasze dzieci. Oznacza to, że pokażemy im, jak wejść w żywą relację z Ojcem. Czy jesteśmy tego świadomi?

 

Znalezienie

Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.

Jak wielki musiał być lęk w sercu Maryi, kiedy zorientowała się, że Jezusa nie ma z nimi w drodze powrotnej z Jerozolimy. Czy zaczęła panikować? Czy Józef musiał użyć całej trzeźwości swojego męskiego umysłu i opanowania, by ją uspokoić? Swojemu bólowi Matka daje upust, kiedy odnajdując Syna w świątyni, czyni Mu wymówki. A Jezus? Jak wielka musiała być w Nim tęsknota za Bogiem, za Jego domem, że stracił rachubę czasu; zapomniał się w swoim poszukiwaniu spraw, które należą do Ojca. Zapewne chciał potem z radością podzielić się z Maryją i Józefem tym, co odkrył, czego nauczył się i czego się dowiedział, siedząc wśród uczonych w Piśmie. I chyba dlatego na wymówki Matki zareagował jak typowy nastolatek, który zderzył się ze ścianą niezrozumienia swoich rodziców. Nie chciał zapewne sprawić przykrości Maryi, ale zwrócić jej uwagę na to, że są w życiu rzeczy ważniejsze od innych, ale relacja z Ojcem jest najważniejszą sprawą.