Formalizm religijny to nie wiara

Andrzej Macura

publikacja 19.03.2020 13:00

Garść uwag do czytań X niedzieli zwykłej roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

Młynki modlitewne Oleg Bor / CC-SA 4.0 Młynki modlitewne
Podobno pokręcenie tym młynkiem z zapisanymi na nich modlitwami zastępuje modlitwę, a obracać można szybciej... Ale czy mozna zastąpić dar serca darem obracającej młynkiem albo składającej jałmużnę ręki?

Przydadzą się może za trzy lata. W tym roku (2020) X, podobnie jak IX niedzieli zwykłej w liturgiczny kalendarzu nie ma. Cóż, tak ułożyła się Wielkanoc. Nie ma zresztą już co najmniej trzeci raz. Trudno. Ale czytania warte są zatrzymania się nad nimi nawet, jeśli możliwość usłyszenia ich w kościele pojawi się za wiele lat. Słowo Boże to zawsze skarb. Zawsze cenny.

1. Kontekst pierwszego czytania Oz 6, 3-6

Ozeasz to prorok działający w północnej części dawnego, niepodzielonego Izraela, czyli w Izraelu albo – jak kto woli, w Efraimie czy Samarii. Królestwo to od samego początku miało władców dalekich od ideału, jakim był  Dawid. O ile na południu, w Judzie, tacy bliscy ideałowi od czasu do czasu jeszcze się zdarzali, to o tych z północy autorzy biblijni piszą jako o całkowicie niewiernych Bogu, propagujących kulty pogańskie i naśladujących grzechy swoich poprzedników. W 722 roku przed Chrystusem królestwo to zostało ostatecznie unicestwione przez Asyryjczyków. Ci wysiedlili część dawnych mieszkańców krain Izraela, a na ich miejsce sprowadzili osadników z innych regionów swojego imperium. Miało to utrudniać bunty i generalnie rzecz biorąc było chyba dość skuteczną metodą pacyfikowania nastrojów. Skuteczną, aczkolwiek oczywiście mocno dotkliwą dla tych, wobec których ją stosowano.

Ozeasz jest prorokiem działającym u schyłku Izraela. Zapowiadał klęskę, ale zapowiadał też, że Bóg kiedyś się nad swoim niewiernym ludem zmiłuje. Zlituje się nad „Tą, dla której nie ma miłosierdzia” (Lo-Ruchamą), a  do tego, który „Nie jest ludem” powie „Ludu mój”, a on odpowie „Mój Boże”. Oba te zwroty to imiona dzieci Ozeasza. Zrodziła mu je nierządnica Gomer, którą Bóg wcześniej kazał Ozeaszowi poślubić. Ona stała się w przepowiedniach Ozaesza obrazem niewierności Izraela, a jego dzieci obrazem przyszłego zmiłowania nad Izraelem. Warto przeczytać dwa pierwsze rozdziały Ozeasza i w ogóle całą księgę, bo jest przepiękna. Znajdujące się w 11 rozdziale tej księgi porównanie Boga do ojca troszczącego się o Izraela jak o małe dziecko jest jednym z najpiękniejszych fragmentów całej Biblii.

Czytany tej niedzieli fragment pochodzi z szóstego rozdziału tej księgi. Trzeba tu koniecznie wyjaśnić: pierwsze zdanie tego czytania to powtórzenie tego, co mówili mieszkańcy Izraela, ale – to istotne – mówili nie do końca szczerze. Przytoczmy zresztą cały szósty rozdział z kawałkiem siódmego. Jaśniej widać o co chodzi.

"Chodźcie, powróćmy do Pana!
On nas zranił i On też uleczy,
On to nas pobił, On ranę zawiąże.
 Po dwu dniach przywróci nam życie,
a dnia trzeciego nas dźwignie
i żyć będziemy w Jego obecności.
Dołóżmy starań, aby poznać Pana;
Jego przyjście jest pewne jak świt poranka,
jak wczesny deszcz przychodzi On do nas,
i jak deszcz późny, co nasyca ziemię".

Cóż ci mogę uczynić, Efraimie,
co pocznę z tobą Judo?
Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu
albo do rosy, która prędko znika.
Dlatego ciosałem ich przez proroków,
słowami ust mych zabijałem,
a Prawo moje zabłysło jak światło.
Miłości pragnę, nie krwawej ofiary,
poznania Boga bardziej niż całopaleń.

Ale już w Adam złamali przymierze
i niewiernymi się tam okazali.
Gilead to miasto przestępców
pełne jest krwawych śladów.
Kapłani podobni do zgrai zbójeckiej,
mordują oni na drodze do Sychem,
popełniają czyny haniebne.

Widziałem w Betel rzeczy straszliwe,
bo tam Efraim uprawia nierząd,
Izrael tam się plami.
<Dla ciebie, Judo, również rozpocznie się żniwo,
gdy los narodu odmienię, gdy Izraela uleczę>.

Jawną się stanie wina Efraima,
a razem z nią występki Samarii,
bo oni kłamliwie działają,
złodziej wchodzi <do wnętrza>,
a na zewnątrz plądruje zgraja rabusiów.

Zupełnie tego nie biorą do serca,
że Ja pamiętam wszystkie ich występki;
osaczają ich własne uczynki,
obecne przed moim obliczem.

Jasno widać tu, co Bóg zarzuca Izraelowi. Nawrócenie pozorne, powierzchowne, czysto zewnętrzne, polegające na powrocie do religijnych rytuałów, ale nie przemieniające ludzkich postaw. A na dodatek niestałość nawet w tych postanowieniach, by cokolwiek zmienić. Nie takiego nawrócenia Bóg oczekuje, nie takiego pragnie. Chce – jak czytamy – miłości i poznania Boga. Czyli mniej więcej tego, co mówił Jezus  największym przykazaniu: miłości Boga i miłości bliźniego. Nie chodzi o nawrócenie polegające na wymyśleniu, jak obejść Boże prawo, żeby nie mógł się czepiać. Chodzi o autentyczne postępowanie w duchu dekalogu. O przylgnięcie do Boga i Jego prawa sercem. Takie proste, a jednocześnie dla tych, którzy Boga nie szanują takie trudne... Nie trzeba chyb dodawać, jakie to aktualne wezwanie także w naszych czasach.

A następujący po czytaniu psalm responsoryjny przypomina tę naukę.

Przemówił Pan, Bóg nad bogami,
i wezwał ziemię od wschodu do zachodu słońca.
«Nie oskarżam cię za twoje ofiary,
bo twe całopalenia zawsze są przede Mną».

«Gdybym był głodny, nie mówiłbym ci o tym,
bo do Mnie świat należy i wszystko, co go napełnia.
Czy będę jadł mięso cielców
albo pił krew kozłów?

Składaj Bogu dziękczynną ofiarę,
spełnij swoje śluby wobec Najwyższego.
I wzywaj Mnie w dniu utrapienia,
wyzwolę ciebie, a ty Mnie uwielbisz».

2. Kontekst drugiego czytania Rz 4, 18-25

W pochodzącym z listu do Rzymian drugim czytaniu tej niedzieli mamy pochwałę wiary. To ona – wyjaśnia święty Paweł – daje człowiekowi możliwość skorzystania ze zbawienia, jakie człowiekowi na krzyżu wysłużył Jezus Chrystus. Nie są zasługą uczynki – można by powiedzieć odnosząc się do całości tego listu –  zasługą jest wiara.

Abraham wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów, zgodnie z tym, co było powiedziane: «Takie będzie twoje potomstwo». I nie zachwiał się w wierze, choć stwierdził, że ciało jego jest już obumarłe – miał już prawie sto lat – i że obumarłe jest łono Sary. I nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się umocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również wypełnić, co obiecał. Dlatego też policzono mu to za sprawiedliwość.

A to, że policzono mu, zostało napisane nie ze względu na niego samego, ale i ze względu na nas, jako że będzie policzone i nam, którzy wierzymy w Tego, co wskrzesił z martwych Jezusa, Pana naszego. On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia.

Właściwie to można tu dostrzec kontynuację tego, o czym mówił prorok Ozeasz: że do zbawienia potrzebne jest poznanie Boga, miłość, nie powierzchowne wypełnianie prawa, powierzchowne praktyki religijne. Jedynym uczynkiem, jaki się dla Boga liczy, jest wiara.

Koniecznie trzeba jednak zwrócić uwagę, że wiara Abrahama wyrażała się w konkretnych czynach. Paweł wspomniał tu o wierze, że mając sto lat może pozostać ojcem. Ale takich aktów szaleńczej wręcz wiary Abrahama było więcej. Choćby decyzja, by pójść do Kanaanu, a potem parę innych, z ofiarowaniem Bogu długo wyczekanego syna włącznie. Bóg nie dał Abrahamowi dekalogu, ale zaczął od tego, co najbardziej podstawowe: od żądania, by Abraham Mu zaufał. I to przykazanie Boże Abraham wypełnił. A chrześcijanie – pisze święty Paweł – od tego powinni zaczynać. Wypełnianie prawa ma być wyrazem wiary w Boga, wyrazem miłości do Niego, a nie wypełnianiem przepisu. Traktowanego zresztą często jak uciemiężenie. To wiara ma sprawiać, że człowiek na kolejne żądania Boga – te wyrażone w przykazaniach – odpowiada „tak”. W ten sposób daje on wyraz swojemu uznaniu autorytetu Boga; uznaje, że Jego nakazy są słuszne. Gdy koncentrujemy się na prawie bez wiary i miłości do Boga, grozi nam powierzchowność wiary, powierzchowność w trzymaniu się przykazań, bo łącząca się z wyszukiwaniem sposobów na ich obejście; grozi formalizm religijny.

3. Kontekst Ewangelii Mt 9, 9-13

Ewangelista Mateusz przedstawia Jezusa jako nowego Mojżesza. Bibliści uważają, że pisał on swoje dzieło z myślą o Żydach. Widać to po tym, że nie tłumaczy spraw, których poganie raczej rozumieć nie mogli. Jednocześnie bibliści wskazują, że to Ewangelia Kościoła. (Marka – katechumena, Łukasza - ewangelizatora, Jana – prezbitera, starszego). Faktycznie, autor ten kładzie wyraźnie nacisk na zasady funkcjonowania Kościoła. W jego dziele znaleźć można kilka wielkich mów, przedzielonych opowieściami o działalności Jezusa, głownie cudami. Czytany tej niedzieli fragment znajduje się po pierwszej mowie (Kazanie na górze – Konstytucja królestwa) w serii opowieści o cudach Jezusa. Zaraz potem następuje druga mowa Jezusa, mowa misyjna...

Czytana tej niedzieli perykopa znajduje się między uzdrowieniem paralityka – któremu Jezus odpuszcza też grzechy –  a wyjaśnieniem Jezusa, dlaczego Jego uczniowie nie poszczą razem z faryzeuszami i uczniami Jana (stare ubranie i łata z surowego sukna, stare bukłaki i nowe wino). Trudno powiedzieć, czy ta kolejność ma tu jakieś większe znacznie. Na pewno w tym dwurozdziałowym „przerywniku” między mowami Jezusa (kazaniem na górze a mową misyjną) wybrzmiewa mocno prawda o nowości tego, co przynosi Jezus. Nowości w stosunku do judaizmu czasów Jezusa.

Żeby zostać w samym rozdziale dziewiątym: paralityka Jezus nie tylko leczy, ale i ku oburzeniu słuchaczy odpuszcza grzechy; uczniowie Jezusa nie trzymają się tradycji i nie poszczą; Jezus nie czyni wyrzutów kobiecie cierpiącej na krwotok, ale ją uzdrawia,  a przecież według prawa była nieczysta i dotykając Jezusa też go zanieczyściła. Wskrzeszenie córki Jaira z kolei daleko wykracza poza to, czego można się było po „nowym” spodziewać. Potem uzdrowienie dwóch niewidomych (czy to symboliczne otwarcie Żydom oczu?) dwóch opętanych, (symboliczne oczyszczenie świata z demonów?) i wielu innych chorych... Tak, Jezus wyraźnie konfrontuje swoja postawę z postawą oficjalnego judaizmu i pokazuje, że nie tylko zmienia obyczaje, ale i może znacznie więcej dać, bo jest Mesjaszem. W tym kontekście trzeba wiec czytać także czytany tej niedzieli fragment o powołaniu celnika Mateusza.

Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» A on wstał i poszedł za Nim.

Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?»

On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników».

4. Warto zauważyć

  • Najistotniejsze w kontekście przesłania Ewangelii? Że sprawiedliwych mu za mało: Bóg chce powołać też grzeszników. To nie jest tak, że najpierw jest nawrócenie, potem „kwarantanna” a potem dopiero misja. To „misja z marszu”. Nie wiemy nawet czy Mateusz dał Jezusowi jakiś powód, by uznał go za godnego zostania apostołem. Faktem jest, że powołany zostaje wprost z komory celnej, czyli w momencie, gdy wykonywał swoją mało chlubną pracę.

    I podobnie jest z owymi „celnikami i grzesznikami, z którymi Jezus ucztuje: nie wiadomo, czy wykazywali jakąś skruchę. Jezus po prostu liczy, że zmieni ich okazana im łaskawość, nie na odwrót: że zasłużą na nią dopiero, gdy się nawrócą. Chyba bardzo ważne i dziś; bo różnie z tą nasza otwartością na „celników i grzeszników” bywa.
     
  • Chcę miłosierdzia, nie ofiary... Poznania Boga bardziej niż  całopaleń można by dodać za Ozeaszem (6,6)... W tym miejscu wystarczy odesłać do tego, co pisałem przy okazji pierwszego czytania. Bóg nie oczekuje religijności wyrażającej się jedynie w formach zewnętrznych, w kulcie. Chce, by w wiarę angażowało się ludzkie serce. Uchybienia w tym zewnętrznym kulcie nie są tak ważne, gdy serce jest przy Bogu. I odwrotnie: formalizm religijny nie podoba się Bogu.
     
  • Może najmniej istotne, ale piękne... Uderza wielkość odpowiedzi Mateusza. W jednej chwili zostawił wszystko i poszedł za Jezusem. Zachęta, byśmy decyzję o kroczeniu za Jezusem podejmowali podobnie: szczodrze, bez ociągania się, przekładania na potem....

5. W praktyce

  • Warto zastanowić się na ile jesteśmy ludźmi religijnymi (czy społecznością religijną), a na ile króluje w naszych sercach i społecznych układach formalizm religijny. Niedzielna msza jest oczywiście ważna. Ale czy za tym idzie serce, miłość do Bożych przykazań? W praktyce – słusznie czy nie – oskarża się wierzących najczęściej o folgowanie grzechom języka. Nie o samo plotkowanie chodzi, ale o jakąś zaciętość, twardość, łatwość w osądzaniu. Czasem też zarozumiały upór – i to czasem w  sprawach nie tak istotnych – połączony z odsądzaniem od czci i wiary, którzy myślą czy uważają inaczej. Przykładem może tu być choćby dyskusja na temat czy komunia na rękę czy komunia do ust; w procesji, postawie stojącej, czy tylko i wyłącznie na klęcząco. Oskarżamy jedni drugich (nie ukrywam, że w moim odczuciu zwłaszcza zwolennicy tradycji tych, którzy praktykują nowe, choć uświęcone jeszcze starszą tradycją) zapominając, że Pan Jezus mówił „bierzcie i jedzcie”, ale nie precyzował w jaki sposób. Bo to naprawdę ma znaczenie drugorzędne i nie warto o to kruszyć kopii.
     
  • Wiara czy uczynki?... To przykład źle zadanego pytania. Wiara zmienia życie, zmienia więc też ludzkie uczynki. Inaczej jest czczą deklarację. Z drugiej niedobrze, gdy wiarę zastępuje się etyką i zachowaniem przykazań mierzy wiarę bliźnich. Sęk w  tym, że można być „świętym z braku okazji”; być człowiekiem małostkowym i podłym, ale nie mieć innej okazji do pokazania tego, jak wspomnianymi wcześniej grzechami języka. Grzesznik z kolei może być człowiekiem bardzo wobec innych życzliwym, uczynnym, dobrym. Obserwujemy coś takiego u tzw. pijaczków. Nie dalibyśmy za nich złamanego grosza, a potrafią naprawdę pomóc, w przeciwieństwie do zadufanych w sobie „sprawiedliwych”. Trzeba chyba zawsze pamiętać, że wiara ma prowadzić do nawrócenia. Nie może więc zamykać się na grzeszników, bo wtedy ich nie prowadzi. I nie może też uznać, że mnie czy ludziom z mojej wspólnoty, nawrócenie nie jest potrzebne. Zwłaszcza w kontekście wspomnianych grzechów języka....
     
  • Misja... Może to złośliwość, ale mam wrażenie, że czasem przygotowanie do misji trwa u nas tak długo, że ostatecznie nigdy jej nie podejmujemy. Ciągle formujemy się, formujemy i  formujemy. Tymczasem choć formacja jest ważna, zwłaszcza gdy ma prowadzić do objęcia jakieś odpowiedzialności, to przecież nie znaczy to, że można odjęcie jakichś mniej ważnych zadać cięgle odkładać na później. Ot, w rodzinach rodzice powinni yć ewangelizatorami swoich dzieci choćby i sami mieli jeszcze na drodze wiary spore braki. Ideał „ewangelizowanego ewangelizatora” to nie tylko sytuacje, w których świetnie formowany człowiek musi pamiętać, że sam musi ciągle przyjmować Jezusa. To także sytuacje, w których człowiek, który dopiero wstąpił na drogę wiary już powinien być też świadkiem.