Prawda, której sprzeciwiać się będą

Tomasz Piegsa

publikacja 06.10.2020 21:40

Co jest treścią "sześciu głównych prawd wiary? Co sprawia, że gdy słyszymy Dobrą Nowinę o Bogu, który jest Sędzią sprawiedliwym, dociera do nas obraz bezlitosnego i sadystycznego kata?

Prawda, której sprzeciwiać się będą Henryk Przondziono /Foto Gość

Co jakiś czas można się natknąć w różnorakich publikacjach, czy to drukowanych, czy też ukazujących się w sieci, w dyskusjach w mediach społecznościowych, w wykładach lub kazaniach rozprowadzanych w formie audiowizualnej itp. z twierdzeniem, że zdanie „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”, znane jako druga z sześciu katechizmowych „głównych prawd wiary”, jest fałszywe, źle sformułowane, albo też „głęboko nieprawdziwe”[1], czy wręcz „niezgodne z prawdą objawioną o Panu Bogu”[2] i „bardzo szkodliwe”[3], a nawet „heretyckie”[4]. Temat ten powraca dość regularnie czy też cyklicznie w obszarze wewnątrzkatolickiej debaty. Oprócz przytoczonych dopiero co głosów krytycznych pojawiają się również wypowiedzi bardziej stonowane, próbujące tłumaczyć i wyjaśniać znaczenie „drugiej z sześciu” oraz bronić jej tradycyjnego sformułowania[5], a nawet głosy zdecydowanie pozytywne, jak na przykład wypowiedź o. Leona Knabita OSB, który w książce Kerygmat – praktyczne uwagi stwierdza, że „główne prawdy wiary” to po prostu kerygmat[6].

Chciałbym w tym artykule między innymi rozważyć kwestię prawdziwości zdania „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Zanim jednak zajmę się analizą i rozbieraniem go na czynniki pierwsze, pragnę przedstawić kilka fundamentalnych założeń, co do których, wydaje mi się, z żadnej strony – zarówno krytyków jak i nie-krytyków „sześciu głównych prawd wiary” – nie powinno być żadnych obiekcji ani wątpliwości, czyli jakby nakreślić platformę, na bazie której rozwijać będę dalsze przemyślenia i zdefiniować jej warunki brzegowe.

Po primo: Bóg jest Miłością. Basta! Miłosierdzie Jego wielkie jest, a właściwie nie tyle wielkie, co raczej nieskończone. Jest dobry, łagodny, cierpliwy i bogaty w przebaczenie, a Jego łaska trwa na wieki. I tego trzymać się trzeba.

Po secundo: Obrazy Boga jako policjanta z pałą czy nadzorcy z nahajką, czyhającego tylko na nasze potknięcia, aby nam dowalić; jako skrupulatnego i beznamiętnego buchaltera drobiazgowo zapisującego wszystkie nasze przewinienia i dobre uczynki, by na koniec naszych dni zaprezentować nam bilans, którego wynik może być przecież tylko jeden: „winien!”; jako bezlitosnego mściciela, złośliwego demiurga, wrednego i karcącego dziadka i wszelkie inne tym podobne, są z gruntu fałszywe i jak najbardziej odnoszą się do nich zacytowane powyżej epitety: „głęboko nieprawdziwe”, „bardzo szkodliwe”, „niezgodne z Bożym objawieniem”, „heretyckie” itd. Zgoda?

I wreszcie po tertio: Wykorzystywanie Boga jako straszaka w celu wymuszenia pożądanych zachowań – w rodzaju: „Bóg wszystko widzi, zachowuj się dobrze (czyli tak, jak ja sobie tego życzę), nie rób tego czy tamtego, bo zobaczysz, że cię pokarze itp.” – jest ohydną manipulacją, a wręcz – nie waham się użyć tak mocnego sformułowania – zbrodnią popełnianą na dziecięcej (lub patrząc szerzej: ludzkiej) duszy.

Zacznijmy może jednak najpierw od refleksji historycznej, a konkretnie od obalenia pewnego popularnego, aczkolwiek zupełnie fałszywego mitu. W dyskusjach o „sześciu głównych prawdach wiary” często bowiem powtarzany jest argument, że są one czymś specyficznie polskim, niespotykanym w Kościele powszechnym. Na potwierdzenie tej tezy przytaczane są badania ks. Pawłowskiego, który „w zagranicznych katechizmach (…) jak dotąd nie znalazł takiego zestawu formuł”[7], w związku z czym postawił „hipotezę, że w rzeczywistości formuła »sześciu głównych prawd wiary« jest lokalną tradycją katechetyczną, co oznacza, że nie stoi za nią powszechny, kościelny autorytet papieża lub soboru, a jedynie lokalny autorytet biskupa lub konferencji biskupów zatwierdzającej dany katechizm. Można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że »sześć głównych prawd wiary« to tradycja polska, nie zaś powszechna, światowa.”[8]

Bardzo mnie to zdumiewa, bo mieszkając w Niemczech, natknąłem się już na rzeczone prawdy wiary w języku niemieckim, czasem tytułowane jako „Grundwahrheiten unseres Glaubens” (czyli „podstawowe prawdy naszej wiary”), czasem w starszych opracowaniach jako „Dinge, die zur Glückseligkeit jedem zu wissen notwendig sind” (czyli „rzeczy, które koniecznie należy wiedzieć dla osiągnięcia zbawienia”). Rezultatem pobieżnego tylko przeszukania Internetu jest np. książka wydana w roku 1795 o zapierającym dech w piersiach tytule Leichtfaßliche katechetische Reden eines Dorfpfarrers an die Landjugend (czyli Łatwo przyswajalne mowy katechetyczne wiejskiego proboszcza do młodzieży wiejskiej). W drugim tomie tego monumentalnego dzieła natknąć się można na następujący fragment:

Autor – franciszkanin Edilbert Menne OFMRef (1750-1828) – zdradza czytelnikowi pięć tajemnic, które nie wynikają z natury, i w kolejnych rozdziałach obszernie je objaśnia i tłumaczy. Dlaczego pięć? Dlatego, że prawdę najpierwszą, „że jest jeden Bóg, poznaliśmy już z natury i znamy, więc tutaj się nią nie zajmujemy” (dosłownie: „tutaj ją zostawiamy”). Te pięć tajemnic nie sprawia wrażenia, jakby były czymś nowym, wymyślonym przez autora, ale są to raczej formuły dobrze znane nie od dziś, autor odwołuje się zresztą do „wielkiego katechizmu dla państw cesarsko-królewskich”. Skoro ja, jako absolutny historyczny laik, jestem w stanie w czasie dosłownie poniżej 5 minut (!) spędzonym w towarzystwie wujka Gugla znaleźć kontrargument obalający hipotezę ks. Pawłowskiego, że „sześć głównych prawd wiary” to tradycja polska, to jestem przekonany, że poważny historyk z odpowiednimi narzędziami, aparatem badawczym i dostępem do źródeł, potrafiłby odnaleźć jeszcze starsze pojawienie się „sześciu głównych prawd wiary”, a być może także ich występowanie w językach innych niż niemiecki (np. czeski, słowacki, węgierski i inne języki używane na terenie Austro-Węgier). Niewiele więcej czasu trzeba zainwestować, by dokopać się do pierwszych wydań „Felbigera”[9] – katechizmu, którego objaśnianiem zajmuje się w swojej książce o. Menne, a który w różnych wersjach (dostosowanych do wieku uczniów) i w kilkudziesięciu wydaniach stosowany był przez bez mała sto lat do nauczania religii w szkołach śląskich i niemieckich, jak również na obszarze Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Na samym początku znajdziemy tam tablicę przeglądową zawartych w nim treści, rozpoczynającą się niczym innym jak właśnie „rzeczami, które koniecznie należy wiedzieć dla osiągnięcia zbawienia” czyli tym, co znamy jako „sześć głównych prawd wiary”:

Kilka stron dalej powtórzone są raz jeszcze, już nie w formie tabelarycznej:

Bardzo więc możliwe, że jest to faktycznie tradycja lokalna, pochodząca pierwotnie z terenów czy też źródeł niemieckojęzycznych i znana na niemałym obszarze XIX-wiecznej Europy, by ostatecznie przez zabór pruski lub austriacki wejść także do polskich opracowań (jak np. odnaleziony przez ks. Pawłowskiego katechizm z roku 1833). Prześledzenie tej drogi to już jednak także zadanie dla historyków, natomiast powtórzę raz jeszcze: twierdzenie o wyłącznie polskiej specyfice „sześciu głównych prawd wiary” jest z całą pewnością nie do utrzymania.

No dobrze, tyle historia, ale co z treścią? Z tym „głęboko nieprawdziwym”, niebiblijnym, karykaturalnym, wybrakowanym, czy jakim tam jeszcze obrazem Boga sugerowanym jakoby przez „sześć głównych prawd wiary”? Tutaj pozwolę sobie, zdumieć się raz jeszcze, tym razem na słowa bpa Długosza cytowane w linkowanym w przypisie 7 artykule: „Zrezygnujmy w katechezie z sześciu prawd wiary. (…) Dawniej w nauczaniu religii działał system pytanie-odpowiedź, wyrażony w terminologii wymyślonej przez teologów. I to było straszne. Dzisiaj opieramy się na Biblii.” Że co, proszę? Przecież obraz Boga-Sędziego karzącego grzech i nieprawość jest jak najbardziej biblijny, znajdziemy go na kartach Pisma wielokrotnie i to nie tylko w Starym Testamencie. Obok zaś zapewnień, że Bóg jest „nieskory do gniewu i bardzo łaskawy / łagodny”[10], znajdziemy też ostrzeżenie, że „gniew Jego prędko wybucha”[11]. I nie, nie są to sprzeczności, Bóg jest i taki, i taki, a to, że nam się to nie mieści w głowie i wydaje nie do pogodzenia, wynika li tylko z naszej ograniczoności, z tego, że myślimy nie na sposób Boży, lecz na ludzki[12], że nasze myśli nie są myślami Bożymi, a nasze drogi Jego drogami, bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak Jego drogi nad naszymi drogami, a Jego myśli nad myślami naszymi[13]. Traktujemy sprawiedliwość i miłosierdzie, jakby były ze sobą sprzeczne, jakby się wzajemnie wykluczały, nie przyjmując do wiadomości, że w Bogu oba te atrybuty są nieskończone i doskonałe. Pewnie dlatego, że gdzieś w tyle naszych głów pokutuje przekonanie, że miłosierdzie jest czymś dobrym, a sprawiedliwość … tak nie do końca. Kombinujemy więc jak koń pod górę, dokonujemy mentalnych wygibasów, żeby jakoś tę sprawiedliwość unieszkodliwić, umniejszyć, podporządkować ją pod miłosierdzie, byle tylko nam nie zagrażała. Boże miłosierdzie i Boża sprawiedliwość są zaś dwiema stronami tej samej monety. Jeśli zatem ktoś próbuje ci wcisnąć monetę, której awers i rewers są identyczne, to wiedz, że albo próbuje cię oszukać, albo – jeżeli robi to w dobrej wierze – sam wcześniej został oszukany.

Powtórzmy raz jeszcze: miłosierdzie i sprawiedliwość nie są ze sobą sprzeczne, nie są swoimi przeciwieństwami! Przeciwieństwem „miłosiernego” jest „niemiłosierny”, a nie „sprawiedliwy”, przeciwieństwem „miłosierdzia” nie jest „sprawiedliwość”, lecz „brak miłosierdzia”. I dokładnie tak samo w drugą stronę: przeciwieństwami „sprawiedliwego” i „sprawiedliwości” nie są „miłosierny” i „miłosierdzie”, lecz „niesprawiedliwy” i „niesprawiedliwość”.

Jeśli prawdziwie chcemy być wierni całej Ewangelii, a nie tylko tym jej fragmentom, które miło, słodko i przyjemnie brzmią w naszych uszach, to nie wolno nam odrzucić obrazów sądu (Mt 25, 31-46), oddzielenia owiec od kozłów (Mt 25, 31-32) i wysłania tych pierwszych do życia wiecznego, a drugich na wieczną mękę (Mt 25, 46), wyrzucenia na zewnątrz w ciemności gościa bez odpowiedniego stroju weselnego (Mt 22, 13) i sługi, który nie pomnożył powierzonych mu talentów (Mt 25, 30), pieca rozpalonego, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów (Mt 13, 42 i 50), zamkniętych drzwi (Mt 25, 10-12; Łk 13, 25), piekła, gdzie robak nie umiera, a ogień nie gaśnie (Mk 9, 43 i 48), czy wreszcie dobitnego Jezusowego ostrzeżenia „jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie / tak samo zginiecie” (Łk 13, 3 i 5). Warto też pamiętać o tym, że gdy Jezus zapowiadał uczniom Parakleta, to obiecał, że przyjdzie On przekonać świat „o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16, 8), a nie o miłości, o miłosierdziu i o przebaczeniu. To naprawdę jest obietnica, a nie groźba!

Pewien człowiek opowiadał mi, że miał przed laty obraz Boga jako takiego policjanta z wielką pałą który tylko czyhał na jego potknięcia, żeby, jeśli się przydarzą, zaraz mu nią przyłożyć.„I po nerach, po nerach!” mawiał. „O właśnie,” – powiedzą krytycy – „to jest dokładnie ten obraz mściwego Boga, który jednoznacznie wyłania się ze zdania »Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze«”. Przykro mi, ale nie. Ten obraz z tego zdania nie wynika. To klasyczny non sequitur. Jeśli jednak z prawdziwej przesłanki wynikają nieprawdziwe wnioski, to fałszywa jest nie przesłanka, lecz implikacja. I tak samo jak drugą z „sześciu głównych prawd wiary” można przekręcić, zastępując sprawiedliwego Sędziego bezlitosnym i złośliwym Mścicielem czy też „wrednym i karcącym dziadkiem”[14], tak obraz Boga, który jest Miłością, szybko można zastąpić obrazem pobłażliwego, dobrodusznego i przygłuchego staruszka[15], a prawdziwe bez wątpienia zdanie „Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś”, zinterpretować w kluczu „nie muszę się zmieniać ani nawracać, Bóg przebaczy, to Jego zawód”[16].

W popularnej na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku w oazowo-charyzmatycznych kręgach książce Floyda McClunga pt. Ojcowskie serce Boga autor wskazuje, że wielu ludzi ma problem z akceptacją Boga jako kochającego Ojca, gdyż przez złe doświadczenia ze swymi ziemskimi ojcami mają skrzywiony obraz ojcostwa. Gdy słyszą „Bóg jest twoim Ojcem”, widzą kogoś oschłego, surowego, wymagającego, krzywdzącego, odległego czy wręcz nieobecnego itp. Czy ten fałszywy obraz Boga oznacza jednak, że zdanie „Bóg jest twoim Ojcem” jest nieprawdziwe, lub nawet głęboko nieprawdziwe? Podobnie rzecz ma się ze zdaniem „Bóg jest sędzią sprawiedliwym” – nawet jeżeli dziewięćdziesiąt dziewięć osób na sto wyciąga ten sam fałszywy wniosek, to nie świadczy to o nieprawdziwości przesłanki, lecz o tym, że wszystkie te osoby popełniają ten sam błąd formalny.

A przy okazji również i o tym, że nasze głoszenie niedomaga i nie potrafimy w poprawny sposób rozwinąć i przekazać treści zawartych w katechizmowej formule, skoro tak wiele osób wciąż jeszcze widzi w Bogu takie mzimu, które, jak wieść gminna niesie, „za małe grzechy karze od razu, a za duże po dziewięciu miesiącach”, prezentując tym samym pogańskie, magiczne myślenie, jakby w ogóle nieschrystianizowane lub wtórnie zdechrystianizowane. Tymczasem druga z „sześciu głównych prawd wiary” nie mówi o doraźnym, bezpośrednim karaniu Bożym[17], lecz o perspektywie eschatologicznej, o tym, co znamy również jako inną katechizmową formułę przedstawiającą „ostateczne rzeczy człowieka”, czyli śmierć, sąd Boży, niebo albo piekło. Ale może jednak, skoro tak wielu ludzi tę prawdę tak źle interpretuje, lepiej będzie o niej nie wspominać, spuścić na nią zasłonę milczenia i pozostawić ją w otchłani niepamięci, nawet jeżeli miałaby być prawdziwa? Cóż, jeśli jest prawdziwa, nie może być szkodliwa, nawet jeżeli twierdzą tak jednym głosem naczelny redaktor jezuickiego portalu (vide przypis ³) i świecka dominikanka, pedagog, teolog i wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego (vide przypis ²). Jest raczej czymś w rodzaju lekarstwa – gorzkiej pigułki, która może i niezbyt dobrze smakuje, ale przynosi uzdrowienie – prawda nie szkodzi, lecz wyzwala (por. J 8, 32). Ostatecznie każdy człowiek jest inny, do każdego Bóg trafić może na inny sposób – jeden nawróci się, gdy zostanie przytulony i pogłaskany, inny, gdy dozna wstrząsu w konfrontacji swojej nędzy ze świętością Boga.

Kolejny argument: „Ale w »sześciu głównych prawdach wiary« nie wspomina się nic o zmartwychwstaniu! Ha!” No i co z tego niby miałoby wynikać? W tzw. „czterech prawach życia duchowego” przejętych w latach 70-tych przez ks. Blachnickiego od Ruchu Agape też nie, a mimo to stanowią one podstawę ogromnej większości programów nowej ewangelizacji, poczynając od oazowego planu Wielkiej Ewangelizacji 2000 „Ad Christum Redemptorem”, przez seminaria Odnowy w Duchu Świętym, kursy Filipa wg KGB, Szkoły Nowej Ewangelizacji Jose Prado Floresa czy kursy Alfa itp. itd. Ani w Credo, ani w Składzie Apostolskim, ani w Quicumque, ani w żadnym innym, choćby najobszerniejszym, symbolu wiary, nie jesteśmy w stanie wymienić wszystkich (a jest ich raptem ok. ćwierć tysiąca) prawd wiary, które jako katolicy zobowiązani jesteśmy wyznawać de fide – czyli prawd (dogmatów) o najwyższym stopniu magisterialnej pewności[18]. Nie mówiąc już o tych o niższych stopniach pewności.

Zgadzam się natomiast, że absolutnie niewystarczające[19] dla życia wiary i zdrowej, owocnej relacji z Bogiem jest wyuczenie się na pamięć jakichkolwiek formułek, czy byłoby to „sześć głównych prawd wiary”, czy „dziesięć przykazań Bożych”, czy nawet „cztery prawa życia duchowego”. To może być tylko początek, punkt wyjściowy, treści w nich zawarte trzeba zgłębiać, objaśniać, tłumaczyć, tak jak np. robił to już w XVIII wieku śp. Edilbert Menne OFMRef. Same w sobie te formułki są jedynie rusztowaniem, szkieletem, który dopiero trzeba wypełnić ścięgnami, mięśniami, organami i obciągnąć skórą. Jeśli pozostawić człowieka tylko sam na sam z takim szkieletem, bez dalszego wypełnienia go treścią, to czy będą to „główne prawdy wiary”, czy „prawa życia duchowego”, to taką katechizację lub ewangelizację można za przeproszeniem jedynie o kant koziej … [autocenzura]. Tu z kolei całkowitą rację ma o. Oszajca, który w książce Innego cudu nie będzie (zob. przypis 4) pisze: „Co z tego, że dziecko wyrecytuje ileś tam przykazań i parę uproszczonych teologicznych twierdzeń? Widać wyraźnie, że to nie wystarczy. Jeśli katechezy nie będziemy prowadzić tak, żeby dziecko polubiło Pana Jezusa, a przez to Mu uwierzyło, nic z tego nie będzie.”

I jeszcze jedna często powielana teza: jako że „sześciu głównych prawd wiary”, a w szczególności drugiej z nich, nie znajdziemy w Katechizmie Kościoła Katolickiego, to znaczy, że zostały zniesione i nie powinniśmy się nimi w ogóle zajmować. Bardzo przepraszam, ale ten argument naprawdę nie trzyma poziomu. To, że coś nie zostało w KKK wspomniane, nie znaczy przecież, że zostało przez Kościół zniesione, odrzucone czy zanegowane. Tym bardziej, że chodzi tylko o konkretne sformułowanie pewnych prawd, a nie o ich sedno, bo wszystkie skomprymowane w formule „sześciu głównych prawd wiary” treści znajdziemy w Katechizmie rozsiane po różnych jego punktach (chociażby w 62, 200, 232-233, 366, 456-457, 1021-1022, 1949, 1996 etc.). Św. Jan Paweł II najprawdopodobniej nie zorientował się, a żaden z jego współpracowników nie zwrócił mu na to uwagi, że promulgując 11 października 1992 roku nowy Katechizm Kościoła Katolickiego zniósł prawdę o Bogu sprawiedliwym, „który za dobro wynagradza, a za zło karze”. W przeciwnym razie nie popełniłby przecież kilka miesięcy później kardynalnego błędu, pisząc w Veritatis Splendor: „(…) człowiek jest »odpowiedzialny« za swoje czyny i podlega sądowi Boga, sędziego sprawiedliwego i dobrego, który za dobro wynagradza, a za zło karze, jak nam przypomina apostoł Paweł: »Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre« (2 Kor 5, 10)”[20]. Choć może jednak faktycznie w 1992 roku zniósł tę prawdę, a w 1993 wprowadził ją na nowo? OK, koniec z żartami, teraz na poważnie: to naprawdę tak nie funkcjonuje. Raz jeszcze: milczenie Katechizmu – czy, ujmując rzecz szerzej, Kościoła – na jakiś temat, nie oznacza, że został on zniesiony, usunięty, zanegowany, odrzucony, czy co tam jeszcze komu przyjdzie do głowy[21]. Gdyby Kościół rzeczywiście chciał odciąć się od jakiegoś twierdzenia lub zdefiniować je jako herezję, to mogłoby to wyglądać mniej więcej tak: „Ktokolwiek twierdzi, że Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze, anathema sit!” Nic takiego nie miało jednak miejsca. Przeciwnie, mimo, że sześciu głównych prawd wiary w takiej formie, jaką znamy z książeczek do nabożeństwa, w Katechizmie nie znajdziemy, to jednak treści poszczególnych punktów już jak najbardziej (patrz wyżej).

Co więc w takim razie jest według mnie tą treścią „sześciu głównych prawd wiary”? Odpowiem być może nieco zaskakująco: ich treścią jest to, co współcześnie chętnie subsumuje się pod pojęciem „kerygmatu”. „Zaraz, jak to? Przecież w kerygmacie jest mowa o Bożej miłości, o tym, że Bóg kocha człowieka, a tu tylko o sądzie, karze i sprawiedliwości!” To się nie całkiem zgadza, a raczej nawet: to się całkiem nie zgadza. Trzeba nam bowiem nie zatrzymywać się na zewnętrznej płaszczyźnie słów, lecz sięgnąć w głąb, zacząć wypełniać szkielet mięsem. Trzecia z sześciu prawd mówi nam o Bogu, który jest Trójcą Osób. A skoro Trójcą, to równocześnie Miłością, bo nawet jeżeli nie jesteśmy w stanie przeniknąć misterium Trójcy, to wiemy, że stoi za nim tajemnica niepojętej miłości, miłości Ojca rodzącego Syna, miłości Syna przyjmującego dar Ojca i odpowia-dającego Mu i wreszcie ich uosobionej Miłości wzajemnej, czyli Ducha Świętego. Bóg jest Miłością, ponieważ jest Trójcą, Bóg jest Trójcą, ponieważ jest Miłością – nie ogarniemy naszym małym ludzkim rozumkiem związków przyczynowo-skutkowych w Bogu, ale nie musimy ich ogarniać, wystarczy wyznać naszą wiarę w to, że tak jest: Bóg jest Trójcą, Bóg jest Miłością. Trzecia więc „główna prawda wiary” pokazuje nam, że istotą Boga jest Miłość. Czwarta z kolei mówi o Wcieleniu Syna Bożego i Jego odkupieńczej śmierci na krzyżu, czyli o nieskończonej miłości Boga do nas ludzi i do każdego z nas indywidualnie, gdyż „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”[22]. Piąta i szósta zaś o tym, że sami o własnych siłach nie damy rady wyciągnąć się z bagna grzechu, że jedyną drogą do zbawienia jest przyjęcie tego ofiarowanego nam przez Boga („Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”) oraz o tym, że konsekwencje naszych wyborów będą trwały wiecznie, gdyż „dusza ludzka jest nieśmiertelna”[23]. Jeśli więc potraktujemy „sześć głównych prawd wiary” nie jako przypadkową zbieraninę suchych formułek, lecz jako całość, jako wspólny narratyw budowany krok po kroku, ogniwo po ogniwie, by przekazać nam Dobrą Nowinę o zbawieniu, to nagle okazuje się, że zdumiewająco blisko im do ewangelizacyjnego łańcuszka: „Bóg cię kocha – jesteś grzeszny i oddzielony od Boga – jedynym Zbawicielem jest Jezus – musisz przyjąć Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela, jeśli chcesz tego zbawienia dostąpić”. Ta sama w sumie treść opakowana tylko w inne słowa. Kerygmat po prostu. Ale o tym już na długo przede mną pisał o. Knabit (zob. przypis 6).

Czego nie powinniśmy w żadnym wypadku robić, bo ryzykujemy wtedy zafałszowanie tych prawd, to wyrywanie jednej z nich z kontekstu pozostałych. Jakoś nigdy nie natknąłem się na to, by ktoś krytykował drugie z „czterech praw życia duchowego” za to, że w odłączeniu od reszty ma tak niemiły i pesymistyczny, dołujący wydźwięk. „Jesteś grzeszny i oddzielony od Boga.” Prawda, że samo w sobie wcale nie brzmi zachęcająco? Dlatego zawsze podaje się je w pakiecie z pozostałymi, bo dopiero wtedy można zacząć ogarniać całość i niesamowitość Bożego planu zbawienia wobec nas. Dlaczego zatem w przypadku „sześciu głównych prawd wiary” nie robi się tego samego, lecz próbuje się je traktować jako oddzielne i niezależne od siebie hasła, które jakby tylko przypadkiem wylądowały na wspólnej liście do wykucia? Przecież one dopiero wszystkie razem odkrywają przed nami swoją głębię, opowiadając dobrą i radosną nowinę o wyzwoleniu i o nadziei na wieczne zbawienie, wskazując jednocześnie jedyną drogę do osiągnięcia tegoż. I skąd tyle pogardy, a czasem wręcz histerycznej nienawiści, wobec osób, które tych prawd – łącznie z drugą – nie uważają za fałszywe, przestarzałe i niemodne, skąd tyle sprzeciwu, nawet pośród duchownych, nawet pośród hierarchów?

Podczas lektury wielu różnych komentarzy, czasem nawet bardzo obcesowych i nie całkiem cenzuralnych, tematyzujących drugą z „sześciu głównych prawd wiary” nasunęło mi się następujące pytanie: Co sprawia, że gdy słyszymy Dobrą Nowinę o Bogu, który jest Sędzią sprawiedliwym, dociera do nas obraz bezlitosnego i sadystycznego kata? Nie chciałbym tutaj uprawiać jakiejś taniej psychologii, ale czy nie jest to może symptom brakującej ufności w Boże Miłosierdzie, niepełnego zaufania w skuteczność zbawczego dzieła Chrystusa? Tak nie do końca ufam w to, że Chrystus naprawdę poniósł moje grzechy na drzewo Krzyża i obmył je swoją drogocenną Krwią, darował mi wszystkie występki i usunął zapis dłużny[24], więc lepiej zanegować prawdę o Bożej karze, bo w przeciwnym wypadku będzie mi nieustannie towarzyszyć obawa, że w ostatecznym rozliczeniu jednak mimo wszystko mi się oberwie. Nie zamierzam wchodzić w niczyje sumienie, chciałbym jedynie zachęcić do pogłębionej autorefleksji i postawienia sobie pytania, czy kiedy słyszę drugą z „sześciu głównych prawd wiary”, to cieszę się, że Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, czy raczej wszystko się we mnie na te słowa burzy i buntuje, tak że chciałbym je odrzucić, przekreślić i zaprzeczyć im. A jeśli to drugie, to dlaczego tak się dzieje? Jakie obszary wymagają jeszcze we mnie uzdrowienia i zmiany perspektywy? Jeśli bowiem nadajnik nadaje „A”, a do mnie dociera „B” lub co gorsza wręcz „nie A”, to albo są jakieś zakłócenia na łączach, albo coś jest tak nie do końca w porządku z moim odbiornikiem. Może warto więc popracować nad swoją percepcją Bożych prawd i przemieniać się przez odnawianie umysłu, np. powtarzając w myślach często w ciągu dnia akty strzeliste, szczególnie akt nadziei, słowa Modlitwy Jezusowej, „Panie, nie jestem godzien…”, czy wreszcie po prostu „Jezu, ufam Tobie”.

Dotarliśmy wreszcie do zapowiedzianego już na starcie miejsca, w którym pokuszę się o prze-prowadzenie dowodu prawdziwości drugiej z „sześciu głównych prawd wiary”. Postaram się tak na sucho, bez emocji, wykazać, że nie ma ona nic wspólnego z obrazami Boga i postawami przedstawionymi na początku tego artykułu w drugim i trzecim „warunku brzegowym”. Jak już bowiem wspomniałem powyżej, jeżeli zdanie „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze” jest prawdziwe, czyli zgodne z Bożym objawieniem, to szkodliwe być nie może, gdyż poznanie prawdy prowadzi do wolności[25], a prawdziwa wolność jest tam, gdzie jest Duch Pański[26]. Czy jednak jest prawdziwe? Fałszywe może być na wiele różnych sposobów (formalnie rzecz biorąc, na piętnaście[27]), prawdziwe tylko wtedy, gdy wszystkie zawarte w nim zdania elementarne okażą się być prawdziwe. Zacznijmy więc po kolei badanie tych poszczególnych zdań i sprawdźmy, czy wszystkie są prawdziwe, czy też raczej prawdziwa jest chociaż jedna z ich negacji („Bóg nie jest Sędzią”, „Bóg nie jest sprawiedliwy”, „Bóg nie wynagradza dobra”, „Bóg nie karze za zło”):

  1. Czy prawdziwe jest zdanie, że „Bóg jest Sędzią”? Nie powinno być chyba co do tego jakichkolwiek wątpliwości. Biblia – zarówno Stary jak i Nowy Testament – mówi nam o tym wiele razy, a w odniesieniu do Chrystusa jest to prawda zdefiniowana de fide[28], którą wyznajemy regularnie, wypowiadając podczas niedzielnej liturgii słowa Credo, przynajmniej raz w tygodniu, a nawet częściej, jeżeli wziąć pod uwagę wszystkie przypadające poza niedzielami święta i uroczystości nakazane, podczas celebrowania których Mszał Rzymski przewiduje odmówienie symbolu nicejsko-konstantynopolitańskiego. Wyznajemy ją również podczas modlitwy różańcowej oraz koronki do Miłosierdzia Bożego i zawsze wtedy, gdy modlimy się Składem Apostolskim. Bóg jest Sędzią? Check!
  2. Czy Bóg jest sprawiedliwy? A jaka jest alternatywa? „Bóg nie jest sprawiedliwy”? Czy może „Bóg jest niesprawiedliwy”? Czy możemy zaprzeczyć, temu, o czym również Pismo święte poucza nas w wielu miejscach? Co istotne: zawsze gdy mowa jest o sprawiedliwości w kontekście Boga, jest ona jednoznacznie przedstawiana jako cecha pozytywna[29]. Psalmista, który po wielokroć wzywa Bożego miłosierdzia i łaski, również w Bożej sprawiedliwości niejednokrotnie upatruje źródło naszego ratunku i wybawienia[30]. Bóg jest sprawiedliwy? Check!

Z punktów 1. i 2. wynika już zatem prawdziwość pierwszej połowy testowanego zdania: „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym…”. Dla upewnienia możemy zapytać się raz jeszcze: „Czy Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, czy niesprawiedliwym?” i wydaje mi się, że przy takim postawieniu sprawy odpowiedź może być tylko jedna. Wystarczy zastanowić się, przed jakim trybunałem wolelibyśmy stanąć, i wszystko staje się jasne. Choć ktoś mógłby wpaść na sprytny pomysł, by odpowiedzieć: „Bóg jest Sędzią miłosiernym!”. Sorry, Winnetou, ale to jest unik, a nie odpowiedź na zadane pytanie. Zdanie to oczywiście jest jak najbardziej prawdziwe, ale – powtórzmy raz jeszcze – nie jest odpowiedzią na pytanie o to, czy Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, czy też niesprawiedliwym. Po tej krótkiej dygresji kontynuujmy nasze badanie:

  1. Czy Bóg wynagradza dobro? Tu zasadniczo opór jest dużo słabszy niż przy ostatnim, czwartym zdaniu elementarnym (tym o karaniu za zło), któż bowiem nie lubi być nagradzany. Jeżeli pojawiają się jakieś głosy sprzeciwu, to najczęściej krytyka idzie po linii reformacyjnej myśli, że na zbawienie nie możemy sobie zasłużyć, że dobre czyny nie mają znaczenia, a liczy się tylko wiara (a natchniony autor Listu św. Jakuba na to: „wiara bez uczynków jest martwa”[31]). Myślę, że przytłaczający ciężar dowodów biblijnych, i to zarówno staro- jak i nowotestamentowych, w tym słów samego Pana Jezusa, oraz poprawne katolickie rozumienie pojęcia „zasługi” („zasługi są skutkiem łaski, a nie jej przyczyną”[32]) powinny wystarczyć do udzielenia pozytywnej odpowiedzi. Bóg wynagradza dobro? Check!
  2. No i wreszcie ta część drugiej z „sześciu głównych prawd wiary”, która budzi chyba największe kontrowersje i rozpala najgorętsze emocje: czy można mówić, że „Bóg karze (za) zło”? Czy to jest prawda? Czy to nie jest przypadkiem fałszywy obraz Boga? Uciekamy od tego zdania, staramy się je niwelować na różne sposoby, mówiąc na przykład „To nie Bóg nas karze, to my sami przez grzech się karzemy i ponosimy jego konsekwencje”. Biblijne wzmianki o karze, karaniu i karceniu próbujemy bagatelizować, kładąc je na karb skrzywionych przekonań czy niepełnego rozumienia autora natchnionego, jego specyficznego Sitz im Leben. Spróbujmy jednak przeprowadzić taki dowód nie wprost i zastanówmy się, co by było, gdyby to zdanie było fałszywe. Jakie byłyby konsekwencje zaprzeczenia tezie wyrażonej w tym zdaniu? Do jakich wniosków doprowadziłoby nas takie zaprzeczenie? Jeżeli uczciwie podejmiemy wysiłek takiego myślowego eksperymentu, to wydaje mi się, że docierając do mety naszego rozumowania, jasno powinniśmy zobaczyć absurd założenia początkowego, czyli negacji zdania „Bóg karze (za) zło”. Jeśli bowiem Bóg nie karze zła, czy mówiąc inaczej, jeśli zło i grzech nie podlegają Bożej karze, to Odkupienie nie jest nam do niczego potrzebne, a o exsultetowej felix culpa należałoby śpiewać nie „O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel”, lecz „O, szczęśliwa wina, skoro nie wymagała żadnego Odkupiciela”. Jeśli Bóg nie karze zła, to do kosza można wyrzucić doktrynę o czyśćcu i odpokutowywanych w nim karach doczesnych. Jeśli w końcu Bóg nie karze zła, to jesteśmy Mu po prostu obojętni[33], czyli dotarlibyśmy do podważenia podstawowego aksjomatu wymienionego na samym początku tego artykułu, że Bóg nas kocha.

O ile jednak powyższa analiza w dalszym ciągu kogoś nie przekonuje, to pozwolę sobie zadać pytanie, czy naprawdę gotowi jesteśmy zanegować zarówno natchnione teksty autorów biblijnych, nieprzeliczone wypowiedzi różnych, całkiem niegłupich, świętych na przestrzeni wieków oraz nauczanie Magisterium Kościoła, tylko dlatego, że wydaje się nam, że wiemy lepiej niż wszystkie pokolenia przed nami, a nawet lepiej niż sam Pan Bóg, kim On jest i jakie są Jego plany i zamiary wobec nas? Żeby nie było żadnych wątpliwości, to nie jest nauczanie przestarzałe, zdeaktualizowane czy zniesione. Nauczycielski Urząd Kościoła jasno i wyraźnie wypowiadał się na temat kary Bożej również po Soborze Watykańskim II. W konstytucji apostolskiej św. papieża Pawła VI Indulgentiarum Doctrina możemy np. przeczytać następujące, jednoznaczne i niedające się raczej przekręcić i rozmiękczyć słowa: „Z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechów są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość. Muszą one być poniesione albo na tym świecie przez cierpienia, nędze i utrapienia tego życia, a zwłaszcza przez śmierć, albo też w przyszłym życiu przez ogień i męki, czyli kary czyśćcowe. (…) Kary nakładane są przez sprawiedliwy i miłosierny wyrok Boży dla oczyszczenia dusz, (…).”[34] Widzimy więc, że Kościół idzie w swoim nauczaniu o wiele dalej niż to, co zawarte jest w drugiej z sześciu głównych prawd wiary.

Skoro zatem św. Paweł VI twierdzi, że „z Objawienia Bożego wiemy, że następstwem grzechu są kary, nałożone przez boską świętość i sprawiedliwość”, a pani Wałejko uważa, że zdanie „Bóg karze za zło” jest „niezgodne z Bożym Objawieniem” [35], to musimy zdecydować, komu warto i należy wierzyć. Obie te wypowiedzi nie mogą bowiem być równocześnie prawdziwe, gdyż są ze sobą sprzeczne i wzajemnie się wykluczają. A skoro św. Jan Paweł II w swojej fenomenalnej dziesiątej encyklice Veritatis splendor pisze, że „człowiek (…) podlega sądowi Boga, sędziego sprawiedliwego i dobrego, który za dobro wynagradza, a za zło karze”[36], a ojciec Oszajca SJ uważa takie zdanie za herezję[37], to nie mam nawet najmniejszych wątpliwości, z którym z nich powinniśmy się zgodzić i któremu przyznać rację. Tak, tak, wiem, że „argumenty z autorytetu” nie są zazwyczaj najwyższej jakości. Jednak po pierwsze mamy w tym przypadku do czynienia z autorytetem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, a to chyba powinno mieć dla katolika jakieś znaczenie; a po drugie to nie tyle jest „argument z autorytetu”, co raczej „argument z zaufania”. Po prosto jakoś tak jest, że bardziej ufam świętym papieżom niż pani teolożce i ojcu jezuicie.

Nie zagłębiając się już w dalsze szczegóły, mogę jednak z pełnym przekonaniem stwierdzić, że opierając się na świadectwie Pisma świętego, na opinii całej rzeszy świętych i wreszcie na oficjalnym nauczaniu Kościoła o randze magisterium zwyczajnego, któremu jako katolicy winniśmy być posłuszni, odpowiedź na pytanie postawione na początku punktu 4. może być tylko jedna. Czy Bóg karze za zło? Check!

Wszystkie zdania elementarne zawarte w drugiej z sześciu głównych prawd wiary są zatem prawdziwe, a co za tym idzie, prawdziwa jest ona również w całości: „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Quod erat demonstrandum.

Czy nie można by jednak jakoś złagodzić jej brzmienia, jakoś jej zmienić, użyć innych słów, by nie była tak niełatwa do przyjęcia, niestrawna do przełknięcia, by nie była „trudną mową, któż jej słuchać może”? Czy nie lepiej tak ją zmodyfikować, by nie wywoływała przerażenia, lęku, strachu i traumy, przecież – parafrazując luźno refren piosenki Wojciecha Młynarskiego o babci mieszkającej na pięterku – „po co dzieci nam stresować, niech się dzieci cieszą”? Czy nie warto – żeby przejść do konkretów – zastosować propozycji bpa Czaji[38], który użył sformułowania „a na nasze zło ma lekarstwo” zamiast „a za zło karze”? Wydaje mi się, że nie tędy droga.

Dlaczego? Zacznijmy od tego, że oczywiście bp Czaja ma rację: Bóg ma lekarstwo na mój grzech, zdanie to jest zatem jak najbardziej poprawne i prawdziwe. Czemu więc nie zastąpić nim gorszącego (?) i wywołującego kontrowersje „a za zło karze”? Uważam, że zaburzyłoby to wewnętrzną strukturę „sześciu głównych prawd wiary”. Zaraz, zaraz, o co chodzi? Już spieszę z wyjaśnieniem. Odwołując się raz jeszcze do wspomnianych już powyżej „czterech praw życia duchowego” i dokonując analizy porównawczej obydwu tych „pakietów”, możemy stwierdzić, że „cztery prawa życia duchowego” (w ich pierwotnej formie, bez późniejszych modyfikacji i uzupełnień) skonstruowane są personalistycznie i antropocentrycznie[39]: „Bóg Cię kocha i ma dla Twojego życia wspaniały plan”, „Jesteś grzeszny i oddzielony od Boga”, „Musisz przyjąć Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela”, co nie powinno dziwić, gdyż ułożone zostały pod wpływem konsultacji ze specjalistami od marketingu[40]. Z kolei „sześć głównych prawd wiary” zawiera stwierdzenia absolutne i fundamentalne, pozostające bez bezpośredniego osobistego odniesienia do osoby je poznającej. To przeniesienie z płaszczyzny prawd uniwersalnych na płaszczyznę personalnej relacji człowieka do Boga musi dokonać się dopiero przez odpowiednio dostosowaną katechezę i dokładnie tutaj jest miejsce na to, by powiedzieć np.: „Bóg karze za zło i właśnie to Jego karanie zła, które polega na tym, że Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na Krzyżu dla mojego zbawienia, czyli po prostu mnie odkupił, jest lekarstwem na nasze zło, na mój osobisty grzech”. Natomiast podmienienie tych zdań już na etapie samej formuły katechizmowej, powodowałoby pewien dysonans, kiedy nagle ćwiartka jednej z sześciu części całości miałaby zupełnie inny wydźwięk niż wszystkie pozostałe części (osobisty / partykularny zamiast uniwersalnego / absolutnego). Ważne jest jednak, by pamiętać, że lekarstwo to nie zostanie nam zaaplikowane automatycznie i wbrew naszej woli, lecz że trzeba je świadomie przyjąć, zażyć i regularnie z niego korzystać (nawrócenie, pokuta, trwanie w łasce).

Nie łudźmy się, że ochronimy nasze dzieci przed niewygodnymi tematami czy trudnymi sformułowaniami. Prędzej czy później skonfrontowane zostaną z rzekomymi sprzecznościami w Piśmie świętym i natkną się również na teksty mówiące o Bożym gniewie, sprawiedliwej karze, czy też o bojaźni Pańskiej, która to, o zgrozo, nie jest czymś niewłaściwym, lecz początkiem i treścią mądrości[41]. Warto więc może zamiast deklarować prawdy nieprawdami i na znak protestu demonstracyjnie je skreślać, wychowywać dzieci do samodzielnego i krytycznego myślenia, uczyć je dystansu do siebie i tego, że rzeczywistość a nasza percepcja rzeczywistości to nie to samo, przekazywać im prawdę bez upiększeń i przeinaczeń, równocześnie wyjaśniając jej właściwe znaczenie itd. Jednym (choć wielokrotnie złożonym) zdaniem: wyposażać je w narzędzia, które uzdolnią je do mądrej refleksji i autorefleksji, by wyrosły na osoby „zawsze gotowe do obrony wobec każdego, kto domaga się od nich uzasadnienia tej nadziei, która w nich jest”[42], a nie pozostały „dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki”[43] lub nie stały się ludźmi „nie znoszącymi zdrowej nauki, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – mnożącymi sobie nauczycieli, odwracającymi się od słuchania prawdy, a obracającymi się ku zmyślonym opowiadaniom”[44]. Oczywiście, że jest to o wiele trudniejsze, dużo bardziej mozolne i takie, no, niemedialne, nienadające się specjalnie do chwalenia się swoją kontestacją na Facebooku. Ale w dalekosiężnej perspektywie o ileż bardziej owocne i satysfakcjonujące.

Podsumowując: druga z „sześciu głównych prawd wiary” nie jest ani głęboko, ani płytko, ani nawet w ogóle nieprawdziwa. Przeciwnie, jest prawdziwa do bólu. Wierzę więc i z wiarą wyznaję, że jest jeden Bóg w trzech boskich Osobach i że jest On sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze, i że ten właśnie nieskończenie sprawiedliwy Sędzia, który za dobro wynagradza, a za zło karze, tak nieskończenie mnie kocha, że był gotów wziąć na siebie tę karę, na którą ja zasługuję[45], że w tym celu stał się człowiekiem i umarł na krzyżu, aby mnie zbawić – czy wręcz, jak to opisuje św. Paweł w Liście do Filipian, „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, (…) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.”[46] – że dźwigał moje nieprawości i poniósł moje grzechy, obarczył się moim cierpieniem i moimi winami, dźwigał moje boleści, za moje grzechy był przebity, za moje winy zdruzgotany, spadła na Niego zbawienna dla mnie chłosta, a w Jego ranach jest moje zdrowie. I ten właśnie sprawiedliwy Sędzia sam wydał swe życie na ofiarę za grzechy i mnie usprawiedliwia.[47] A mi pozostaje jedynie przyjąć ten dar usprawiedliwienia, przyjąć tę łaskę, która do zbawienia jest koniecznie potrzebna, i współpracować z nią. Jeśli bym zaś tego nie uczynił, jeśli bym ten Jego dar odrzucił, to sam się nie zbawię, lecz poniosę konsekwencje mojego własnego wyboru, a będą to konsekwencje wieczne, bo dusza moja jest nieśmiertelna.

„Patrz!” – mówi Pan – „Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. (…) Wybierajcie więc życie…”[48]

 

[1] Takie określenie spotkać można np. w blurbie na tylnej okładce książki Niebo dla średnio zaawansowanych Szymona Hołowni i ks. Grzegorza Strzelczyka

[2] Małgorzata Wałejko cytowana przez Dominikę Frydrych w felietonie z 27.09.2019 na portalu deon.pl: deon.pl/kosciol/komentarze/za-dobre-wynagradza-a-za-zle-karze-slowa-niezgodne-z-prawda-objawiona-o-panu-bogu-i-bardzo-szkodliwe,580774

[3] Tamże oraz Piotr Żyłka, redaktor naczelny portalu deon.pl, post na FaceBooku z 17 kwietnia 2019 r.:
www.facebook.com/piotrzylkablog/posts/1280679635429902

[4] Ks.Wacław Oszajca SJ w książce Innego cudu nie będzie, fragment opublikowany na portalu deon.pl:       
deon.pl/wiara/oszajca-sj-bog-za-dobro-wynagradza-a-za-zlo-karze-to-herezja,604202

[5] Np. ks. Dariusz Kowalczyk SJ w www.gosc.pl/doc/3899519.Bog-nie-sadzi-i-nie-oddziela,
Andrzej Macura w info.wiara.pl/doc/3029305.Klopot-ze-sprawiedliwym-Sedzia
ks. Tomasz Moch w tmoch.net/jupgrade/index.php/o-mnie/mikro-blogowanie/1264-glowne-prawdy-wiary.html,
ks. Wojciech Węgrzyniak w linkowanym powyżej wpisie ks. Mocha, czy całkiem niedawno Tomasz Adamski
w www.pch24.pl/o-prawdzie-wiary--ktora-szkodzi--czy-bog-karze-za-zlo-,71240,i.html

[6] O. Leon Knabit OSB, Kerygmat – praktyczne uwagi, Toruń 2013, s. 17-18

[7] Jarema Piekutowski, Prawdy znikąd, w: Tygodnik Powszechny, 26.06.2016,

www.tygodnikpowszechny.pl/prawdy-znikad-34337

[8] Tamże

[9] Pierwsze wydanie z roku 1765, imprimatur kurii wrocławskiej z 02.10.1765, późniejsze wydania również z imprimatur kurii kolońskiej z 03.12.1777. Nie oznacza to oczywiście, że autorem „głównych prawd wiary” jest ks. Johann Ignaz von Felbiger i że nie były one znane i używane już wcześniej.

[10] Np. w Psalmach i w Księdze Joela, por. Ps 86, 15; Ps 103, 8; Ps 145, 8; Jl 2, 13.

[11] Ps 2, 12c

[12] Por. Mt 16, 23 i Mk 8, 33

[13] Por. Iz 55, 8-9

[14] Cytat za komentarzem na Facebooku pod artykułem przytoczonym w przypisie ².

[15] Aluzja do kiepskiego niemieckiego żartu tłumaczącego słowo „Gott” jako akronim od „Guter Opa, total taub” (czyli „dobry dziadek, całkiem głuchy”)

[16] W tym miejscu trochę przydługa dygresja, którą wrzucam do przypisu, bo nie ma bezpośrednio nic do czynienia z głównym tematem: zdarzyło mi się kiedyś usłyszeć homilię, w której kaznodzieja rozważał „pierwsze kazanie Pana Jezusa”, czyli słowa „Czas się wypełnił, bliskie jest królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1, 15). Po kolei omawiał każde z czterech zdań tego wersetu i interpretował je tak, że w końcu z każdego z nich wyprowadził właściwie jego przeciwieństwo. Nie pamiętam już wszystkich szczegółów, ale co niezatarcie utkwiło mi w pamięci, to to jak przeszedł od wezwania „Nawracajcie się!” do greckiego „μετανοεῖτε” (metanoeite), które oznaczać miało według niego autorefleksję i wezwanie do tego, by spojrzeć na swoje życie i uznać, że jest dobre. Jezusowy nakaz przemiany życia nagle okazał się być poklepaniem po ramieniu i stwierdzeniem, że jesteśmy super goście i żadnej zmiany, żadnego nawrócenia, nie potrzebujemy.

[17] Choć i takiego również wykluczyć nie można. Bóg wszystko może, a w swojej wszechwiedzy wie, co jest dla każdego człowieka najlepsze i może dotknąć nas jakimś „karaniem” (nieszczęściem, wypadkiem, chorobą, utratą czegoś, co uważamy za nasze dobro itp. itd.) – czy też je dopuścić – jeśli miałoby ono być szansą do opamiętania, nawrócenia, i przemiany życia, a w ostatecznym rozrachunku do zbawienia duszy i wiecznego szczęścia. Ale to nie to „karanie” jest treścią rozważanej tutaj drugiej z „sześciu głównych prawd wiary”.

[18] Jedną z nich jest to, że „Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy”, inną, że „Bóg jest nieskończenie miłosierny” – najwyższa magisterialna ranga obydwu tych stwierdzeń wynika z konstytucji Dei Filius I Soboru Watykańskiego, a konkretnie ze słów, „że jest jeden Bóg (…) nieskończony pod względem (…) wszelkiej doskonałości”. Ludwig Ott, komentując oba te Boże przymioty w swoim Grundriss der Dogmatik, pisze: „Miłosierdzie i sprawiedliwość są złączone w Bogu w cudownej harmonii ze sobą. (…) Sprawiedliwość Boża jest zakorzeniona w miłosierdziu, gdyż najgłębszym powodem, dla którego Bóg udziela stworzeniom naturalnych i ponadnaturalnych darów i wynagradza ich dobre czyny, jest Jego miłość i miłosierdzie. Nagrodzenie dobra i ukaranie zła jest nie tylko dziełem Bożej sprawiedliwości, lecz także dziełem Bożego miłosierdzia, gdyż wynagradza On ponad zasługi (Mt 19, 29; centuplum accipiet), a karze mniej, niż by się należało (Summa theologiae, I 21, 4 ad 1). Z drugiej strony odpuszczenie grzechów jest nie tylko dziełem miłosierdzia, lecz równocześnie dziełem sprawiedliwości, gdyż w zamian Bóg wymaga od grzesznika żalu i pokuty. To harmonijne połączenie Bożego miłosierdzia i Bożej sprawiedliwości ukazuje się najwspanialej w krzyżowej śmierci Jezusa Chrystusa. Por. J 3, 16; Rz 3, 25-26; S. th. I 21, 4.” (tłumaczenie własne) Prawdy o jedyności Boga, o troistości Boskich Osób, o wcieleniu Drugiej Osoby Boskiej i odkupieńczej śmierci na krzyżu, o nieśmiertelności ludzkiej duszy oraz o konieczności łaski do zbawienia również należą do tych zdefiniowanych de fide, których jako katolicy nie możemy ani odrzucić, ani im zaprzeczyć.

[19] Co nie znaczy, że w ogóle nieprzydatne.

[20] Św. Jan Paweł II, Veritatis splendor 73, 06.08.1993, podkreślenie własne

[21] Z podobnym błędem często można się spotkać np. podczas dywagacji o celach małżeństwa w aktualnym nauczaniu Kościoła, ale to już temat na zupełnie inną dyskusję.

[22] Por. J 15, 13

[23] Twierdzenie o nieśmiertelności duszy ludzkiej jest prawdą wiary o najwyższym stopniu magisterialnej pewności, czyli de fide. Zdefiniowana została ona podczas 8. sesji V. Soboru Laterańskiego, a konkretnie w bulli Leona X Apostolici regiminis z 19.12.1513 (DH 1440 i n.). Z dokumentów bardziej nam współczesnych mówi o tym soborowa konstytucja Gaudium et Spes (w punkcie 14) oraz Katechizm Kościoła Katolickiego (w punkcie 366, który kieruje nas zresztą do wspomnianej powyżej bulli Leona X).

[24] Por. Kol 2, 13-14

[25] Por. J 18, 32. Wbrew tezom promowanym współcześnie przez niektórych kaznodziejów i rekolekcjonistów twierdzących, że zatajanie prawdy jest lepsze od jej wyznania, z którymi się absolutnie nie zgadzam. Ale to również temat na zupełnie inną dyskusję.

[26] Por. 2 Kor 3, 17

[27] Badane zdanie jest właściwie koniunkcją czterech niezależnych wypowiedzi: „Bóg jest Sędzią“, „Bóg jest sprawiedliwy“, „Bóg wynagradza (za) dobro” oraz „Bóg karze (za) zło”. Prawdziwe jest tylko wtedy, jeżeli prawdziwe są te wszystkie cztery zdania elementarne, fałszywe zaś, jeśli choć jedno z nich jest fałszywe, to znaczy, że jest piętnaście możliwych kombinacji (cztery z jednym fałszywym zdaniem elementarnym, sześć z dwoma, cztery z trzema i jedna, gdzie wszystkie zdania elementarne są fałszywe), w których druga z sześciu głównych prawd wiary jest fałszywa, a tylko jedna, w której jest prawdziwa. Postaram się wykazać, że faktycznie to właśnie ta jedna możliwość zachodzi.

[28] Ludwig Ott, Grundriss der Dogmatik (Zarys dogmatyki), wyd XI. (2010), s. 268

[29] W większości przypadków jest tak także w odniesieniu do nas ludzi, choć jest kilka fragmentów, gdzie jest inaczej, ale w tekstach tych jasno wynika z kontekstu, że opisane osoby nie są tak naprawdę sprawiedliwe, lecz tylko im się wydaje, że takie są.

[30] Zob. np. Ps 31, 2; Ps 71, 2; Ps 143, 1. 11;

[31] Por. Jk 2, 26

[32] Ks. Piotr Roszak w niedzielnej katechezie o łasce i zasługach wg św. Tomasza z Akwinu wygłoszonej 9 września 2018 r. w Krakowie podczas rekolekcji Mysterium Fascinans. W celu dalszego zgłębienia tematu (zbawienia i zadośćuczynienia, kary, łaski i zasługi etc.) warto sięgnąć do artykułu ks. Roszaka pt. Soteriologia zasługi i przyjaźni. Św. Tomasz z Akwinu wobec Cur Deus homo św. Anzelma, Teologia w Polsce 8, 1 (2014), s. 19-36

[33] Z Bożej perspektywy karcenie jest bowiem oznaką miłości, brak zaś karcenia symptomem nie tylko obojętności, lecz wręcz nienawiści (por. np. Prz 13, 24; Syr 30, 1; Hbr 12, 6; Ap 3, 19).

[34] Św. Paweł VI, Indulgentiarum Doctrina 2., 01.01.1967, podkreślenie własne

[35] Zob. przypis ²

[36] Zob. przypis 20

[37] Zob. przypis 4

[38] Bp Andrzej Czaja, Szczerze o Kościele. rozmawia Tomasz Ponikło, Kraków 2014, s. 59

[39] To nie zarzut ani próba krytyki, tylko zwykłe stwierdzenie faktu. Ewangelizacyjne owoce „czterech praw” są liczne i mówią same za siebie, ostatecznie po to właśnie zostały ułożone, by zastąpić popularną w latach 50. XX wieku w amerykańskich kręgach ewangelikalnych metodę ewangelizacji bazującą na centralnym pytaniu: „Zastanów się, gdzie chcesz spędzić wieczność”.

[40] „Cztery prawa życia duchowego” sformułowane zostały przez Billa Brighta, założyciela Campus Crusade for Christ, z wykorzystaniem wskazówek udzielonych m.in. przez Boba Ringera, skutecznego handlarza samochodów.

[41] Por. Syr 1, 14; Prz 9, 10; Ps 111, 10

[42] Por. 1 P 3, 15

[43] Por. Ef 4, 14

[44] Por. 2 Tm 4, 3-4

[45] Daleki jestem od rozumienia zbawienia wyłącznie w kategoriach jurydyczno-legalistycznych jako li tylko zastępczego wzięcia na siebie kary. Wydarzenie Chrystusa i dzieło Odkupienia są rzeczywistością o wiele głębszą i bogatszą w niuanse, wpisującą się w misterium odwiecznych relacji wewnątrztrynitarnych, ale w tej krótkiej formule nie miejsce na tak dalece idące analizy. Zainteresowanych zachęcam do lektury przytoczonego w przypisie 32 artykułu ks. Roszaka.

[46] Flp 2, 6-8

[47] Por. Iz 52, 13 – 53, 12

[48] Zob. Pwt 30, 15-20