Obudzić olbrzyma

ks. Włodzimierz Lewandowski

Przygotować niedzielną Eucharystię w taki sposób, by stała się miejscem fascynacji Chrystusem, porywała i zachwycała...

Obudzić olbrzyma

Jak zazwyczaj bywa sprawy bieżące przysłoniły sprawy ważne. Wydarzenia łódzkie, agresja w polityce i dyskusja wokół in vitro niewątpliwie przyczyniły się do zejścia na drugi, a może nawet trzeci plan, informacji o warszawskiej prezentacji najnowszego numeru czasopisma Chrześcijaństwo – Świat – Polityka oraz związanej z nią dyskusji o roli i miejscu świeckich w Kościele. Co prawda była zamieszczona w głównym oknie informacyjnym, ale jakoś nie weszła na listę najczęściej czytanych. Dyskusja pod informacją też utknęła na paru ogólnikach. Szkoda. Bo odpowiedź na pytanie jak obudzić śpiącego olbrzyma, którym są ludzie świeccy, jest jednym z najważniejszych wyzwań, przed jakim staje Kościół nie tylko w Polsce.

Alina Petrowa-Wasilewicz, cytując ojca Joachima Badeniego i arcybiskupa Gądeckiego zastanawia się nad programem duszpasterskim postulującym mistycyzm dla mas. Chyba warto się nad tym zastanowić.

Mistycyzm w świadomości przeciętnego wierzącego, a takiego w swoim tekście miała na myśli autorka, najczęściej kojarzy się w Dzienniczkiem siostry Faustyny, objawieniami w Lourdes czy Fatimie, ewentualnie jakimiś nadzwyczajnymi, niedostępnymi dla przeciętnego człowieka, stanami duchowymi. Tymczasem dla wielu pokoleń chrześcijan, co bardzo mocno podkreślił w „Modlitwie kontemplacyjnej” Tomasz Merton, mistyka to przede wszystkim liturgia, psalmodia i lectio divina we wspólnocie. Tak życie mistyczne definiowano jeszcze u schyłku średniowiecza. Prawosławny metropolita Antoni Bloom twierdził w jednym z tekstów, że dopiero przyjęta przez świętego Tomasza boecjańska definicja osoby pchnęła duchowość w ramiona skrajnego indywidualizmu. Teza oczywiście dyskusyjna, co nie znaczy, że należy ją pominąć.

Wracając do postulującego mistycyzm dla mas programu duszpasterskiego. Jeśli przyznać rację Mertonowi, to należy zastanowić się co zrobić, żeby w tej części wiernych, dla której jedyną formą przeżywania religijności pozostała niedzielna Eucharystia (szacuje się tę grupę na ok. 70%) obudzić głód i pragnienie Boga. Zmarły przed kilkoma dniami ks. prof. Jerzy Kopeć w swoich publikacjach i wykładach często dawał jedną wskazówkę. Przygotowywać i sprawować ją w taki sposób, by kształtowała postawy i wymagała określonych postaw. To kształtowanie i wymaganie postaw nazywał duchowością eucharystyczną. Dla przykładu. Procesja na wejście wymaga umiejętności świętowania i równocześnie formuje chrześcijańskiego ducha radości. Akt pokuty wymaga umiejętności uznania swoich win i kształtuje ducha żalu za popełnione winy. Procesja z darami wymaga wrażliwości na potrzeby bliźnich i kształtuje ducha ofiary na wzór Chrystusa Sługi. Jeśli dodać umiejętność słuchania i odpowiadania na Słowo Boże, wdzięczność i uwielbienie, pokorę klęczącego i wolność stojącego – mamy cały szereg elementów składających się na to, co zostało nazwane mistyką lub duchowością eucharystyczną.

Może to właśnie jest najważniejsze zadanie dla owych siedmiu procent, zaangażowanych w ruchach i stowarzyszeniach kościelnych? Przygotować niedzielną Eucharystię w taki sposób, by stała się miejscem fascynacji Chrystusem, porywała i zachwycała, wymagała i kształtowała, budząc w uczestniku pragnienie przyjaźni z Bogiem.

Ma ktoś inną receptę na obudzenie olbrzyma?