Dziewictwo Maryi

Tomasz Piegsa

publikacja 20.12.2020 23:07

Dogmat o wiecznym dziewictwie Maryi jest tak nieznośnie dosłowny, zaprzecza naszej wiedzy o normalnym biegu rzeczy i wymaga uznania po pierwsze dwukrotnej cudownej Bożej ingerencji w prawa natury i po drugie tego, że seks jest czymś, bez czego można się obejść.

Dziewictwo Maryi jacqueline.poggi / CC 2.0

Wydaje mi się, że spośród czterech maryjnych dogmatów ten o Maryi zawsze Dziewicy budzi w dzisiejszych czasach największy opór, sprzeciw czy wręcz oburzenie współczesnego człowieka, a nawet wierzącego katolika, szczególnie w momencie, gdy dociera do niego konkretna treść tego dogmatu podawana przez Kościół do wierzenia. Skąd się to bierze? Myślę, iż stąd, że najbardziej bezpośrednio dotyka naszego ludzkiego doświadczenia i przeżywania naszej cielesności oraz że najwyraźniej ukazuje „skandal” Boga wychylającego się z rzeczywistości duchowej i ingerującego w świat materialny.

Ale po kolei: dogmat o Bożym macierzyństwie Maryi przełykamy gładko bez mrugnięcia okiem. Określenia „Matka Boża” czy „Matka Boska” są dla nas tak oczywiste, że nawet nie przyszłoby nam do głowy, że można by je kwestionować. Nie czujemy już dziś w ogóle sedna chrystologicznego sporu z IV i V wieku, w wyniku którego Sobór Efeski uroczyście oznajmił, że Maryję można nazywać Θεοτόκος (Theotokos) – Bożą Rodzicielką (wbrew twierdzeniom, na które można się tu i ówdzie natknąć, tytuł „Theotokos” nie został wymyślony w Efezie w 431 r., ani wtedy dopiero nadany Maryi, najstarsze znane pisemne nazwanie Maryi „Bożą Rodzicielką” sięga połowy trzeciego wieku; Sobór Efeski tylko potwierdził, że jest to określenie poprawne, ortodoksyjne, a w całym sporze nie chodziło wcale tak bardzo o Maryję jak o Jezusa i relację Jego dwóch natur – boskiej i ludzkiej).

Dogmat o Niepokalanym Poczęciu dotyczy sfery duchowej, kwestii grzechu pierworodnego i przenoszenia go przez rodziców na potomstwo oraz możliwości ingerencji Boga w Jego własne prawa i zamieszania przez Niego w temporalnych i kauzalnych związkach między różnymi wydarzeniami. Jako taki jest w pewnym sensie nieweryfikowalny i niefalsyfikowalny, nie wpływa w żaden sposób ani nie przeczy naszemu doświadczeniu codzienności, więc nie sprawia nam zasadniczej trudności zaakceptowanie go i wierzenie w niego.

Wreszcie dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Mam wrażenie, że choć tutaj nasza konfrontacja ze śmiercią i rozkładem jako normalnym etapem ludzkiej egzystencji zdawałaby się zadawać kłam głoszonej przez Kościół prawdzie wiary, to jakoś podświadomie łączymy to wydarzenie ze Zmartwychwstaniem i Wniebowstąpieniem Jezusa (co, nawiasem mówiąc, teologicznie ma bardzo głęboki sens) i w związku z tym także jakoś specjalnie się nie burzymy i nie próbujemy go negować (choć muszę przyznać, że zdarzyło mi się już słyszeć kazanie 15 sierpnia, w którym kaznodzieja, ksiądz niby-katolicki, usilnie próbował przekonać wiernych obecnych na mszy, że Wniebowzięcia nie można traktować dosłownie, a li tylko symbolicznie i duchowo).

W przeciwieństwie do trzech powyższych dogmat o wiecznym dziewictwie Maryi jest tak nieznośnie dosłowny, zaprzecza naszej wiedzy o normalnym biegu rzeczy i wymaga uznania po pierwsze dwukrotnej cudownej Bożej ingerencji w prawa natury i po drugie tego, że seks jest czymś, bez czego można się obejść, a to jest jak policzek w twarz wszechobecnej dziś seksualizacji.

Dlatego spróbowałem zebrać te argumenty przeciwko, na które najczęściej można się natknąć, i postarałem się na nie odpowiedzieć, sięgając zarówno do tekstów biblijnych, jak i do oficjalnych wypowiedzi Magisterium.

Dogmat o Maryi zawsze Dziewicy obejmuje trzy etapy jej życia: przed porodem, w trakcie porodu oraz po porodzie (ante partum, in partu, post partum). O ile wyznanie wiary w dziewictwo przed porodem, czyli w dziewicze poczęcie Jezusa bez udziału mężczyzny, nie sprawia współczesnemu katolikowi zasadniczo żadnych problemów, a wiarę w oblubieńczą, nieseksualną relację Maryi i Józefa stosunkowo prosto można udokumentować ze źródeł biblijnych przy niewielkim wysiłku egzegetycznym, o tyle dziewictwo w trakcie porodu często stanowi nawet dla osób głęboko wierzących treść trudną do przyjęcia, zaakceptowania i szczerego wyznania, jest wręcz „znakiem, któremu sprzeciwia się wielu”. Spróbuję pokrótce omówić wszystkie trzy etapy, zaczynając od najłatwiejszego, a na tym najtrudniejszym, choć najkrótszym, kończąc:

  1. Ante partum.

O tym, że Maryja była dziewicą przed poczęciem Jezusa, informują nas zarówno Łukasz jak i Mateusz (Łk 1, 27. 34, Mt 1, 18. 20. 23). Ten ostatni podkreśla jeszcze, że Maryja pozostała dziewicą także w czasie od poczęcia do porodu (Mt 1, 25). Co ciekawe zapowiedź dziewiczego poczęcia Mesjasza znajdujemy nie tylko w cytowanym przez Mateusza fragmencie z proroka Izajasza (Iz 7,14), ale już w Protoewangelii (Rdz 3, 15). Co do proroctwa Izajasza można się czasem spotkać z zastrzeżeniem, że oryginalny tekst hebrajski nie wypowiada się na temat ewentualnego dziewictwa, lecz tylko na temat wieku przyszłej matki. Faktycznie, użyte przez autora słowo עַלְמָה (almah) oznacza młodą niezamężną dziewczynę zdolną do małżeństwa lub młodą zamężną kobietę, która jeszcze nie rodziła. Z tego wynika, że w zależności od kontekstu może implikować dziewictwo (w przypadku dziewczyny niezamężnej) lub nie (w przypadku mężatki). Dla wierzącego jako argument za wersją dziewictwa powinien wystarczyć fakt, że zarówno starogreckie tłumaczenie Starego Testamentu (Septuaginta, przez wielu Ojców Kościoła uważana za tekst natchniony na równi z hebrajskim oryginałem) jak i cytujący Izajasza ewangelista Mateusz wybierają po prostu przekład παρθένος (parthenos), czyli dziewica. Ale możemy także spróbować dokładniej przyjrzeć się temu słowu. W sumie występuje ono w tekście hebrajskim dziewięć razy:

-    W odniesieniu do Rebeki (Rdz 24, 43), która tuż wcześniej nazwana jest „dziewicą, która nie obcowała jeszcze z mężem” (Rdz 24, 16).

-    W odniesieniu do siostry Mojżesza (zapewne Miriam) pilnującej z oddali skrzynki z niemowlęciem ukrytej w sitowiu na brzegu rzeki (Wj 2, 8). Sytuacja implikuje, że Miriam mieszka jeszcze u swoich rodziców, czyli jest dziewczyną niezamężną, ergo dziewicą (różne źródła określają wiek Miriam na 7, 10 lub 12 lat, gdy urodził się Mojżesz).

-    W 1 Krn 15, 20 i Ps 46, 1 występuje liczba mnoga עַלְמָות (alamot) na opisanie melodii czy też tonu, którego należy użyć, te miejsca nie wnoszą nic konkretnego w kwestii dziewictwa.

-    Ps 68, 26 – „dziewczęta uderzające w bębenki”, tu nie można jednoznacznie stwierdzić, czy chodzi o panny / dziewice, czy o młode mężatki, czy też o jedne i drugie.

-    Prz 30, 19 – „drogi mężczyzny u młodej kobiety” – tutaj trudno zdecydować, co autor natchniony miał na myśli, choć niemało przekładów interpretuje ten tekst jako mówiący o pierwszym zbliżeniu i tłumaczy „almah” jako „dziewica” (virgin, maid etc.)

-    Pnp 1, 3 – „dlatego miłują cię dziewczęta” – tutaj także nie jest jasno określone, czy zakochane „dziewczęta” są dziewicami, czy też nie, ale już w Pnp 6, 8 wyliczanka „królowe, nałożnice i dziewczęta” wydaje się sugerować dziewictwo dziewcząt w przeciwieństwie do dwóch pierwszych grup.

-    No i wreszcie proroctwo Izajasza dla króla Achaza (Iz 7, 14) zdaje się dopuszczać obydwie interpretacje („dziewica / panna” i „młoda mężatka nie będąca jeszcze matką”). Zastanówmy się jednak, co by to miał być za cudowny znak, jeżeli zajść w ciążę i narodzić syna miałaby młoda mężatka – przecież to rzecz najnormalniejsza pod słońcem, cud Bożej ingerencji objawia się wtedy, gdy matką zostaje dziewica, zgodnie z interpretacją proponowaną przez Septuagintę i Mateusza (obydwa teksty o wiele starsze i bliższe oryginału niż tekst masorecki, który próbuje w opozycji do chrześcijaństwa forsować znaczenie „młoda dziewczyna”).

No dobrze, a gdzie jest mowa o dziewiczym poczęciu Mesjasza w Księdze Rodzaju (Rdz 3, 15)? Tutaj wskazówka jest bardziej subtelna, lecz mimo wszystko wyraźna. Słowo hebrajskie זָ֫רַע (zerah), które Biblia Tysiąclecia oddaje jako „potomstwo”, dosłownie znaczy „nasienie” (z polskich przekładów jedynie Biblia Brzeska oraz Gdańska wybierają takie naturalistyczne tłumaczenie). W całym Starym Testamencie zwrot ten jest często używany do opisania potomstwa (np. „potomstwo Abrahama” 2 Krn 20, 7; „potomstwo Dawida” 1 Krl 11, 39, „potomstwo Jakuba” Ps 22, 24 i wiele innych), jednak prawie zawsze w odniesieniu do linii męskiej. Są tylko dwa wyjątki: jeden w Rdz 16, 10, kiedy Anioł Pański obiecuje Hagar, że rozmnoży jej „nasienie / potomstwo”, dla odróżnienia od potomstwa Abrahama z jego prawowitej żony Sary; a drugi właśnie w Protoewangelii – jest tu mowa o „nasieniu / potomstwie” niewiasty, co sygnalizuje nam, że już w momencie upadku Bóg zaplanował, że Dziecko Obietnicy pocznie się bez udziału męża. Echa tej zapowiedzi widzimy także w rodowodzie Jezusa zaprezentowanym przez św. Mateusza („Abraham zrodził Izaaka[1], Izaak zrodził Jakuba...” itd. aż do „...Jakub zrodził Józefa”, ale nie „Józef zrodził Jezusa”, lecz był on „mężem Maryi, z której narodził się Jezus”) oraz w liście św. Pawła do Galatów (Ga 4, 4), gdzie autor podkreśla „zrodzonego z niewiasty”, a nie przedstawia, jak to było w zwyczaju, zrodzenia po linii męskiej.

  1. Post partum

Argumenty przeciwko dziewictwu Maryi po porodzie, czyli zasadniczo twierdzenie, że Maryja i Józef wiedli normalne życie małżeńskie także w sferze seksualnej i posiadali poza Jezusem dalsze potomstwo, bazują najczęściej na jednym wersecie z Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 1, 25) oraz na rozsianych tu i ówdzie w Nowym Testamencie wzmiankach o braciach i siostrach Jezusa (Mt 12, 46-47, Mt 13, 55-56, Mk 3, 31-32, Mk 6, 3, Lk 8, 19-20, J 2, 12, J 7, 3-5. 10, Ga 1, 19).

Pierwszy z tych argumentów polega na nadinterpretacji spójnika „aż” użytego przez Mateusza w zdaniu „…nie zbliżał się do Niej, porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.” Próbuje się twierdzić, że skoro „aż” do porodu Józef nie zbliżał się do Maryi, to po nim z całą pewnością to czynił. To niestety grube nadużycie. Rzeczony werset nie wypowiada się w ogóle na temat współżycia Maryi i Józefa po narodzinach Jezusa. Mateusz podkreśla to „niezbliżanie się aż do po-rodu”, by definitywnie wykluczyć możliwość poczęcia się Jezusa przez naturalny stosunek seksualny i jeszcze raz potwierdzić przekaz, który zawarł we wcześniejszych wersetach (16, 18, 20 i 23). Oczywiście z drugiej strony werset ten nie jest też żadnym dowodem na dziewictwo Maryi post partum, jedyne czego dowodzi, to dziewictwa ante partum, a co do pozostałych aspektów nie jest argumentem ani za, ani przeciw, bo nic o nich po prostu nie mówi.

(Ciekawostka na marginesie: spierając się z tym argumentem, już św. Hieronim (IV/V w.) pisał: „Czyżby ze słów, że »Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do czasu swej śmierci« (2 Sm 6, 23) wynikało, że po swojej śmierci zaczęła rodzić dzieci? Czy ze słów Pana Jezusa, że będzie z nami »aż do skończenia świata« (Mt 28, 20), wynika, że potem już z nami nie będzie?”)

Drugi argument odnosi się do „braci” (czasem także „sióstr”) Pana Jezusa, o których jest mowa w podanych powyżej cytatach. Skoro Pan Jezus miał braci, to Maryja musiała mieć jeszcze inne dzieci poza Jezusem, czyż nie? Nie. Po prostu w kręgu semickim, w językach hebrajskim i aramejskim „bratem” określało się każdego krewnego płci męskiej, mógł to być brat rodzony, kuzyn, szwagier a nawet osoba z innego pokolenia, np. bratanek (vide Lot i Abraham, Rdz 13, 8 – BT tłumaczy „krewnymi”, ale tekst oryginalny brzmi „braćmi”). Co prawda ewangelie zostały spisane w języku greckim, w którym można by dokładniej określić bliższe i dalsze pokrewieństwo, ale jednak zachowują semicki sposób myślenia i kiedy czytamy „adelphos” lub „adelphe”, to może to oznaczać zarówno rodzonego brata lub siostrę, jak też dalszego krewnego.

Powyższe lingwistyczne tłumaczenie może brzmieć jak wymówka lub unik, ale na szczęście to nie wszystko, bowiem zarówno Mateusz jak i Marek podają nam, jakie imiona nosili ci, których nazywano braćmi Jezusa: Jakub, Józef (ew. Jozes), Szymon i Juda. Z kolei z innych ewangelicznych fragmentów znamy rodziców dwóch z nich: Jakub i Józef byli synami Maryi Kleofasowej. Także Judę i Szymona już w drugim wieku przedstawiano jako synów Kleofasa i jego żony Maryi (św. Hegezyp).

Nie zamierzam przedstawiać tu wszystkich możliwych rodzinnych konstelacji, które pasują do biblijnego przekazu (poczynając od popularnej w Kościołach wschodnich wersji dzieci z pierwszego małżeństwa wdowca Józefa, przez średniowieczną teorię trzech mężów św. Anny i jej trzech córek – trzech Maryi: Matki Jezusa, Maryi Kleofasowej i Maryi Salome, aż po współcześnie proponowaną np. przez bpa Rysia tezę, że NMP była spokrewniona z żoną Zebedeusza i matką apostołów Jakuba i Jana) ani zastanawiać się, czy bracia Pańscy Jakub i Juda są tożsami z apostołami Jakubem Mniejszym i Judą Tadeuszem lub czy Kleofas i Alfeusz to ta sama osoba. Są to co prawda ciekawe dociekania i intrygujące dywagacje, ale wzajemnie się wykluczają i o żadnej z nich nie można na podstawie Pisma powiedzieć: na pewno było to właśnie tak. Ich mnogość pokazuje nam jednak, że nie trzeba się jakoś specjalnie nagimnastykować, żeby wyobrazić sobie takie familijne koneksje, w których Jezus pozostaje jedynym dzieckiem swojej Matki.

Chciałbym za to wskazać dwa fragmenty, które same w sobie też niczego nie dowodzą, ale wydają się sugerować, że żadnego Jezusowego rodzeństwa nie było. Pierwszy to scena pielgrzymki do Jerozolimy. Łukasz pisze o rodzicach Jezusa, o krewnych i znajomych pątnikach, ale o pozostałych dzieciach Maryi i Józefa ani słowa. Ścisła rodzina zdaje się składać tylko z trzech osób. Wiem, że argument z milczenia niewiele waży, ale jest to jednak jakaś wskazówka. No i jeszcze jedno: gdyby przyjąć maksymalną wersję rodzeństwa (robią tak np. Świadkowie Jehowy), czyli czterech braci i co najmniej dwie siostry, to od narodzenia Jezusa, Maryja musiałaby być nieustannie w ciąży lub w połogu. A tymczasem wraz z Józefem „co roku chodzili do Jerozolimy”. Coś tu po prostu nie pasuje i twierdzę, że tym czymś jest fałszywe założenie Jezusowego rodzeństwa. Można by jeszcze ratować tę teorię twierdzeniem, że może nie wszyscy wymienieni bracia / siostry byli / były rodzonymi, lecz tylko niektórzy / niektóre z nich, ale także do takich kombinacji Słowo Boże nie daje nam żadnych podstaw. Wolę więc wierzyć w to, czego Kościół uczył od samego początku.

Drugi fragment, to scena pod Krzyżem. Nie będę się tutaj rozpisywał, bo ta argumentacja sięga co najmniej św. Augustyna: po prostu jeżeli istniałoby rodzeństwo Jezusa, nie byłoby żadnego powodu, by oddawać Matkę pod opiekę apostoła Jana, bo Maryja miałaby jeszcze dzieci, które mogłyby się o nią zatroszczyć (wiemy z Nowego Testamentu, że przynajmniej „brat Pański” Jakub żył jeszcze wiele lat od wydarzeń na Golgocie, o Szymonie mamy świadectwo św. Hegezypa, że był następcą Jakuba jako biskup Jerozolimy, także Juda – o ile przyjmujemy, że jest tożsamy z apostołem – był jeszcze przy życiu, i nie mamy żadnych podstaw, by uważać, że wszystkie siostry Jezusa poumierały w czasie pomiędzy Jego wystąpieniem w nazareńskiej synagodze a śmiercią w Jerozolimie).

Ojcowie Kościoła zapowiedzi nienaruszonego dziewictwa Matki Bożej także po porodzie odnajdywali również w proroctwie Ezechiela o wschodniej bramie nowej świątyni, która musi pozostać zamknięta i nikt nie może przez nią wchodzić, gdyż przeszedł przez nią Pan (Ez 44, 2) oraz w wersecie „Pieśni nad pieśniami” określającym oblubienicę jako „ogród zamknięty” i „źródło zapieczętowane” (Pnp 4, 12).

  1. In partu

Argumenty przytaczane przeciw dziewiczemu narodzeniu Jezusa, czyli przeciw traktowaniu dziewictwa Maryi także w sposób faktycznie cielesny, a nie tylko moralno-duchowy (w sensie braku aktywności seksualnej przez całe życie), można z grubsza zebrać w trzy kategorie: „przecież to niemożliwe!”, „jak to się mogło stać?” oraz „po co?” Spróbujemy poniżej przyjrzeć się każdej z nich:

  1. „Przecież to niemożliwe!”

No oczywiście, że tak: to niemożliwe. Po ludzku niemożliwe. Ale „dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37). Nikt, kto wierzy w dziewiczy poród, nie twierdzi przecież, że miałoby to być jakieś niesamowicie rzadkie lub nawet wyjątkowe, ale jednak naturalne wydarzenie, które przytrafiło się Maryi. Przeciwnie, poród bez bólu i bez naruszenia cielesnej integralności Rodzącej jest złamaniem / przekroczeniem praw natury, czyli krótko cudem. Jest bezpośrednią Bożą ingerencją w normalny bieg rzeczy, tak jak i wszystkie inne znane z Biblii i historii Kościoła cuda. Jako chrześcijanie wierzymy w cały bukiet prawd, które z materialistycznego punktu widzenia wydają się być niemożliwe, absurdalne, nielogiczne itp., chociażby w stworzenie świata ex nihilo, w egzystencję istot duchowych, we Wcielenie i poczęcie z Dziewicy, w Zmartwychwstanie, w różnego rodzaju cuda ingerujące w naturę – fizykę, chemię i biologię, w Rzeczywistą Obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie i wiele innych. Dlaczego więc nie mielibyśmy uznać z wiarą prawdy o dziewiczym narodzeniu? „Niemożliwość” nie powinna być dla wierzącego kategorią powstrzymującą go od pokornego przyjęcia Bożego objawienia.

  1. „Jak to się mogło stać?”

Pytanie człowieka dociekliwego, który chciałby dotknąć istoty rzeczy, zrozumieć, jak funkcjonują, w jaki sposób się dzieją. Ale nie możemy dać na nie żadnej odpowiedzi, tak jak nie możemy odpowiedzieć na to samo pytanie w odniesieniu do innych cudów. Np. nie wiemy, jak to się stało, że Jezus chodził po wodzie: czy lewitował? czy w cudowny sposób zmienił napięcie powierzchniowe pod swoimi stopami? czy może w miejscach, gdzie stąpał, woda zamieniała się w lód lub jakieś inne ciało stałe? Tak samo nie wiemy, jak mógł rozmnożyć chleb, przemienić wodę w wino, uzdrawiać i wskrzeszać, no i przede wszystkim, w jaki sposób dokonało się zmartwychwstanie. Choć może metoda dziewiczego narodzenia była właśnie podobna do tego, co stało się przy zmartwychwstaniu, gdy ciało Zmartwychwstałego przeniknęło przez płótna grobowe, w które było owinięte? Lub podobna do sposobu, w jaki Jezus wszedł do miejsca, gdzie przebywali uczniowie, mimo drzwi zamkniętych (por. J 20, 19)? Jeśli więc nie potrafimy naukowo opisać, jak dokonały i do dziś dokonują się wszystkie inne cuda, dlaczego tak bardzo domagamy się wyjaśnienia cudu dziewiczego narodzenia? Potrydencki Katechizm Rzymski proponuje co prawda analogię do światła słonecznego, które przenika przez szkło, „nie łamiąc go, ani psując”, lecz jest to raczej alegoria niż próba technicznego wyjaśnienia fenomenu dziewictwa in partu.

  1. „Po co?”

Myślenie współczesnego człowieka jest często w różnym stopniu zarażone / zatrute jakimś rodzajem utylitaryzmu lub pragmatyzmu. Wszystko, co wydaje się nie przynosić konkretnego pożytku lub profitu, uznawane jest za bezcelowe i niepotrzebne. Tego rodzaju są też źródła pytań, o cel dziewiczego porodu Jezusa. „Po co to i na co? Czemu miałoby to być konieczne? Czemu Jezus miałby się narodzić z dziewicy i zachować ją nienaruszoną?” itp. itd. Sęk w tym, że nie musiało tak być. Już od czasów patrystycznych Kościół wystrzegał się mówienia o tym, że narodzenie z Dziewicy było czymś koniecznym, gdyż Bóg nie jest poddany żadnej konieczności, żadnemu zewnętrznemu przymusowi okoliczności. Dziewicze narodziny Jezusa nie są też prostą konsekwencją dziewiczego poczęcia i z niego nie wynikają. Są nową jakością, wartością dodaną, dodatkową łaską, którą wszechmogący Bóg obdarzył Matkę swego Syna. Zamiast o konieczności mówi się więc raczej, że było to stosowne. Bóg nie musiał sprawić, że Jezus narodził się z Dziewicy. Nie musiał, lecz chciał, a Jego myśli nie są myślami naszymi, a Jego drogi naszymi drogami i górują nad nimi jak niebiosa nad ziemią (por. Iz 55, 8-9). Jeśli ja czegoś nie rozumiem, to nie znaczy, że jest to niemożliwe, albo że nie może być prawdą, lecz świadczy to tylko o tym, że to ja jestem ograniczony przez moją ludzką naturę. Gdzież mi, prostemu człowiekowi, pojmować niezgłębione wyroki Boskie? Dla mnie przekonująca jest prosta sentencja bł. Jana Dunsa Szkota „Potuit, decuit, ergo fecit” („Mógł, pasowało, więc zrobił.” w sensie: „Bóg mógł to zrobić, było stosowne, by to zrobić, więc to zrobił.”) lub starsza jej wersja zaproponowana przez Eadmera, ucznia św. Anzelma z Cantenbury, „Potuit plane et voluit; si igitur voluit, fecit” („Mógł oczywiście i chciał, a jako że chciał, zrobił”). Używali jej oni wprawdzie jako argumentu za Niepokalanym Poczęciem, ale do dziewiczego narodzenia też pasuje, jak ulał J.

Czasem można się jeszcze natknąć na argumentację o podłożu filozoficznym, według której dziewicze narodzenie miałoby jakoby zaprzeczać pełnemu człowieczeństwu Chrystusa, skoro Jego poród miałby być odmienny od narodzin innych ludzi. Ci, którzy tak twierdzą, wydają się nie do końca właściwie rozumieć, co znaczy „natura ludzka”. Odwieczny Logos, Druga Osoba Boska, przyjął ludzką naturę w momencie Wcielenia i nic, co nastąpiło później, żaden aspekt interakcji ze światem materialnym, w szczególności modus realizacji porodu, nie jest w stanie tego zmienić i zniweczyć unii hipostatycznej. Gdyby tak było, to także np. fakt chodzenia po wodzie musiałby posłużyć jako argument, że Jezus nie jest w pełni człowiekiem, bo przecież „normalni ludzie” wpadają do wody, a nie chodzą po niej.

Niektórzy twierdzą, że doktryna o dziewiczym narodzeniu Jezusa jest niebiblijna. Także ten zarzut jest nie do utrzymania. Oprócz oczywistego Mateuszowo-Izajaszowego „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna...” (Iz 7, 14b, Mt 1, 23a), w którym jak kawa na ławę Bóg mówi, że Dziewica nie tylko pocznie, ale i porodzi, jest jeszcze jedno proroctwo Izajasza, które od pierwszych wieków Ojcowie Kościoła odczytywali, jako zapowiedź dziewiczego i bezbolesnego porodu: „Zanim odczuła skurcze porodu, powiła dziecię, zanim nadeszły jej bóle, urodziła chłopca. Kto słyszał coś podobnego?” (Iz 66, 7). To jednak nie wszystko. O ile wierzymy Słowu Bożemu, wiemy, że bóle porodowe i związane z nimi naruszenie cielesnej integralności rodzącej, nie są stanem pierwotnym zamierzonym przez Boga przy stworzeniu świata, lecz wynikiem upadku pierwszych rodziców, konsekwencją grzechu pierworodnego (Rdz 3, 16) i to dotykającą nie tylko nas ludzi, ale wpływającą negatywnie także na najgłębszą strukturę całej stworzonej natury, która od tej pory aż do dziś „wzdycha i jęczy w bólach rodzenia” (Rz 8, 22). Skoro jednak wierzymy także, że Maryja jest Niepokalanie Poczęta, czyli że została zachowana wolna od grzechu pierworodnego, to zrozumiałe staje się, że nie była też obarczona jego konsekwencjami. Tutaj ukazuje się też harmonijne współgranie i wewnętrzna spójność wyznawanych przez Kościół dogmatów.

Wiara w dziewiczy poród nie jest więc, jak chcieliby jej przeciwnicy, obrazą dla ludzkiego intelektu, przynajmniej nie większą niż wiara we Wcielenie, w Zmartwychwstanie, w transsubstancjację i Rzeczywistą Obecność itd. Przeciwnie, jest wyrazem przekonania o Bożej Wszechmocy, o Jego niczym nieograniczonej woli i nieskończonej, przekraczającej wszelkie wyobrażenie, cudownej łasce. Ratzinger pisze w „Einführung in das Christentum” (1968):

„Die Jungfrauengeburt bedeutet weder ein Kapitel Askese noch gehört sie unmittelbar der Lehre der Gottessohnschaft Jesu zu; sie ist zuerst und zuletzt Gnadentheologie, Botschaft davon, wie uns das Heil zukommt: in der Einfalt des Empfangens, als unerzwingbares Geschenk der Liebe, die die Welt erlöst.“

(„Narodzenie z Dziewicy nie jest ani rozdziałem ascetyki, ani też nie należy bezpośrednio do nauki o synostwie Boskim Jezusa; jest ono przede wszystkim i ostatecznie teologią łaski, wieścią o tym, w jaki sposób przychodzi do nas zbawienie, mianowicie w prostocie przyjęcia go jako niewymuszonego daru miłości, która zbawia świat.“ – tłum. Z. Włodkowa, 1970),

a o tych, którzy próbują narodzenie z Dziewicy negować lub „odmitologizować“, uważając siebie samych za mądrych i oświeconych, a pokolenia naszych poprzedników w wierze za naiwnych ciemniaków, mówi:

„Die Geburt Jesu aus der Jungfrau, von der solchermaßen in den Evangelien berichtet wird, ist den Aufklärern aller Art nicht erst seit gestern ein Dorn im Auge.”

(„Narodzenie Jezusa z Dziewicy, o którym w ten sposób świadczą ewangelie, jest nie od wczoraj cierniem w oku wszelkiej maści »uświadamiaczy / oświeceniowców«.” – tłum. moje, lub „Narodzenie Jezusa z Dziewicy, o której w ten sposób pisze Ewangelia, stało się nie od dzisiaj cierniem w oku dla wszelkiego rodzaju poszukiwaczy wyjaśnień.” – tłum. Z. Włodkowa, 1970).

W dalszym ciągu swego wywodu przyszły papież rozważa teologiczne znaczenie i implikacje dziewictwa Maryi, po czym podsumowuje:

„Właściwie nie potrzeba wspominać, że wszystkie te wypowiedzi mają znaczenie tylko wówczas, gdy się przyjmuje, że to, czego sens staramy się wyjaśnić, zdarzyło się rzeczywiście. Wypowiedzi te wskazują na pewne zdarzenie: jeśli się to zdarzenie odrzuci, będą pustą gadaniną, którą trzeba by określić nie tylko jako niewłaściwą, ale także jako nieuczciwą. Zresztą w takich próbach, choć czasem podjętych nawet w dobrej wierze, tkwi sprzeczność, którą można by nazwać niemal tragiczną. W chwili, gdy wszystkimi włóknami naszej egzystencji stwierdzamy cielesność człowieka, i gdy zdolni jesteśmy zrozumieć jego ducha jako wcielonego, jako będącego ciałem, nie zaś posiadającego ciało – usiłuje się wiarę ratować przez to, że usuwa się z niej pierwiastek cielesny, ucieka w obręb samego »znaczenia«, czystej zrozumiałej samej przez się interpretacji, która – jak się wydaje – tylko z powodu swego oderwania od rzeczywistości nie podlega krytyce. Lecz wiara chrześcijańska naprawdę oznacza właśnie wyznanie, że Bóg nie jest więźniem swej wieczności i nie jest ograniczony do tego co duchowe, tylko tutaj i dzisiaj, pośród tego świata może działać i działał w nim przez Jezusa, nowego Adama, narodzonego z Marii Dziewicy stwórczą mocą Boga, którego Duch na początku unosił się nad wodami i który z niczego stworzył byt.”

Rzućmy jeszcze okiem na wypowiedzi Kościoła w rozważanym temacie na przestrzeni dziejów od czasów Ojców Kościoła aż po dzień dzisiejszy (jest to lista zdecydowanie niepełna i nieaspirująca do kompletności, raczej wybór co ważniejszych i ciekawszych tekstów, bez uwzględnienia wszelkiego rodzaju symboli wiary, w których od najwcześniejszych wieków wyznawano dziewicze poczęcie i narodzenie z Maryi Dziewicy):

  1. Synod w Mediolanie (ok 390 r.)

List św. Ambrożego do papieża Syrycjusza podsumowujący obrady synodu w Mediolanie, potępiający herezje Jowiniana kwestionującego dziewicze narodziny Chrystusa, napisany w imieniu obecnych na synodzie biskupów północnej Italii i przez nich podpisany (punkty 4-7):

Dziewictwo Maryi

2. II Sobór Konstantynopolitański (553 r.)

Po raz pierwszy tytuł ἀειπαρϑένος (Aeiparthenos – zawsze/wieczna dziewica) zostaje użyty w oficjalnym dokumencie Magisterium (kanony II. i VI.). Warto zwrócić uwagę, że użycie to następuje jakby mimochodem, powyższe kanony traktują wieczne dziewictwo Maryi nie jako element wiary, którego należy bronić czy definiować, lecz jako oczywistą oczywistość, co do której nie ma żadnych wątpliwości, jako atrybut naturalnie dodawany do imienia Maryi, Bożej Rodzicielki:

II. Jeżeli ktoś nie wyznaje, że są dwa narodzenia Słowa Bożego, pierwsze przed wiekami z Ojca, pozaczasowe i bezcielesne, drugie zaś w ostatnich czasach, kiedy to samo Słowo zstąpiło z nieba, przyjęło ciało ze świętej i chwalebnej Bogarodzicy zawsze Dziewicy Maryi i z niej się narodziło – niech będzie przeklęty.

VI. Jeśli ktoś głosi, że Maryja zawsze Dziewica jest Bogarodzicą tylko w sensie przenośnym, nie naprawdę, lub że jest nią w sensie względnym, to znaczy, że miałaby urodzić tylko zwykłego człowieka, a nie Słowo Boże wcielone, (…) – niech będzie przeklęty.

3. Synod Laterański (649 r.)

Kanon III. tego synodu uznawany jest za oficjalne ogłoszenie dogmatu o wiecznym dziewictwie Maryi:

III. Jeśli ktoś nie wyznaje według nauki świętych Ojców, że święta, zawsze Dziewica i niepokalana Maryja jest prawdziwie i właściwie Boga Rodzicielką, ponieważ samego Boga-Słowo zrodzonego z Ojca przed wszystkimi wiekami a w ostatnich czasach w sposób szczególny i prawdziwy bez nasienia z Ducha Świętego poczęła, bez naruszenia dziewictwa porodziła i pozostała także dziewicą po narodzeniu – niech będzie wykluczony.

4. IV Sobór Laterański (1215 r.)

W punkcie 6. pierwszej konstytucji tego soboru „O wierze katolickiej” powtórzone zostaje nazwanie Maryi „zawsze Dziewicą”:

1.6 Jednorodzony Syn Boży, Jezus Chrystus, wcielony wspólnie przez całą Trójcę, poczęty z Maryi zawsze Dziewicy przez współdziałanie Ducha Świętego, stał się prawdziwym człowiekiem, złożonym z rozumnej duszy i ciała ludzkiego, jako jedna osoba w dwóch naturach jeszcze wyraźniej wskazał drogę życia.

5. II Sobór Lyoński (1274 r.)

W odczytanym na soborze wyznaniu wiary cesarza Michała Paleologa (przedłożonym mu do podpisania przez papieża Klemensa IV już w roku 1267) Maryja po raz kolejny zostaje nazwana „zawsze Dziewicą” przy okazji definiowania chrystologicznie poprawnej nauki o dwóch naturach Jezusa:

Wierzymy w Syna Bożego, Słowo Boże, wiekuiście zrodzonego z Ojca, współistotnego, współwszechmocnego i we wszystkim w Bóstwie równego Ojcu; zrodzonego w czasie wraz z duszą rozumną z Ducha Świętego i Maryi zawsze Dziewicy. (…)

6. Sobór Trydencki (1545-1563 r.)

Sobór Trydencki potwierdził w roku 1546 nauczanie o wiecznym dziewictwie Maryi, a w wydanym po soborze „Katechizmie Rzymskim według uchwały św. Soboru Trydenckiego dla plebanów ułożonym” tak tę prawdę próbowano wyjaśnić (Cz. I, rozdz. IV, par. 8):

Lecz jako poczęcie poprzedziło zwyczaj przyrodzenia, tak też przy rodzeniu wszystko się mocą Boską działo. Nadto urodził się z Matki, macierzyńskiego najmniej nienaruszywszy Panieństwa[2], co jest rzecz najdziwniejsza, a ku pojęciu rozumowi ludzkiemu najtrudniejsza. Bo jako Chrystus z grobu zawartego i zapieczętowanego wyszedł, potem do uczniów swoich przez drzwi zamknione przyszedł, albo (uważywszy te rzeczy, które się przyrodzonym sposobem dzieją) jako słoneczne promienie szkło zupełne i całe przenikają, nie łamiąc go, ani psując, tak tym sposobem i jeszcze osobliwszym Pan Jezus wyszedł z macierzyńskiego żywota bez wszelkiego Panieństwa uszczerbku, które to Panieństwo Maryi wieczne, prawdziwie chwaląc wysławiamy. To zaś wszystko stało się mocą Ducha Świętego, który tak z Matką przy Syna poczęciu i przy porodzeniu był, iż Jej płodność dał i wieczne Panieństwo zachował.

7. Konstytucja apostolska „Munificentissimus Deus” papieża Piusa XII (1 listopada 1950 r.)

W konstytucji tej nastąpiło uroczyste ogłoszenie dogmatu o Wniebowzięciu NMP, w tekście definiującym dogmat powtórzone i tym samym potwierdzone zostały pozostałe zdogmatyzowane uprzednio tytuły Maryi:

Dlatego zaniósłszy do Boga wielokrotne korne błaganie i wezwawszy światła Ducha Prawdy, ku chwale Boga Wszechmogącego, który szczególną Swą łaskawością obdarzył Maryję Dziewicę, na cześć Syna Jego, nieśmiertelnego Króla wieków oraz Zwycięzcy grzechu i śmierci, dla powiększenia chwały dostojnej Matki tegoż Syna, dla radości i wesela całego Kościoła, powagą, Pana Naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz Naszą ogłaszamy, wyjaśniamy i określamy, jako dogmat przez Boga objawiony, że Niepokalana Bogarodzica zawsze Dziewica Maryja, po zakończeniu biegu życia ziemskiego, została z ciałem i duszą wzięta do niebieskiej chwały.

8. Sobór Watykański II

W VIII – w całości poświęconym Maryi – rozdziale Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium” (21 listopada 1964 r.) w punkcie 52. wszyscy wierzący wezwani zostają do oddawania czci „zawsze Dziewicy Maryi”, a w punkcie 57. znalazła się krótka wzmianka dotycząca dziewiczego poczęcia i dziewiczego narodzenia Pana Jezusa:

52. (…) wierni, trwając przy Chrystusie-Głowie oraz mając łączność ze wszystkimi świętymi Jego, powinni także czcić pamięć "przede wszystkim chwalebnej zawsze Dziewicy Maryi, Rodzicielki Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa"

57. Ta zaś łączność Matki z Synem w dziele zbawczym uwidacznia się od chwili dziewiczego poczęcia Chrystusa aż do Jego śmierci, (…), w momencie znów narodzenia, gdy Boża Rodzicielka w rozradowaniu okazuje pasterzom i magom Syna swego pierworodnego, który nie naruszył Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęcił.

9. Credo Ludu Bożego (30 czerwca 1968 r.)

Wyznanie wiary ułożone przez papieża Pawła VI i wypowiedziane przez niego publicznie na Placu św. Piotra na zakończenie Roku Wiary ogłoszonego z okazji 1900. rocznicy męczeństwa świętych Apostołów Piotra i Pawła. Jego tekst miał być zwięzłym streszczeniem nauczania niedawno zakończonego Soboru Watykańskiego II, a bezpośrednią motywacją do ułożenia go przez Pawła VI była reakcja na opublikowany dwa lata wcześniej, kontrowersyjny – i co tu dużo ukrywać, miejscami wręcz heretycki – „Katechizm holenderski”. W punkcie czwartym „Nauka o Maryi Matce Chrystusa” papież jasno wypowiada i potwierdza odwieczne nauczanie Kościoła:

Wierzymy, że Najświętsza Maryja, pozostając zawsze dziewicą, była Matką Słowa wcielonego, Boga naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa (…)

10. Encyklika „Redemptoris Mater” św. Jana Pawła II (25 marca 1987 r.)

W wielu miejscach encykliki papież nazywa Maryję „Dziewicą”, a w punkcie 20. delikatnie wspomina o „dziewictwie nienaruszonym”:

(…) przez wiarę Maryja stała się Rodzicielką Syna, którego dał Jej Ojciec w mocy Ducha Świętego, zachowując nienaruszone Jej dziewictwo,(…)

11. Katechizm Kościoła Katolickiego (1992 r.)

Także w aktualnym katechizmie po raz kolejny została potwierdzona wiara Kościoła, m. in. w:

499. Pogłębienie wiary w dziewicze macierzyństwo Maryi doprowadziło Kościół do wyznania Jej rzeczywistego i trwałego dziewictwa, także w zrodzeniu Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Istotnie, narodzenie Chrystusa "nie naruszyło Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęciło". Liturgia Kościoła czci Maryję jako Aeiparthenos, "zawsze Dziewicę".

501. Jezus jest jedynym Synem Maryi.(…)

510. Maryja "była Dziewicą przy poczęciu swego Syna, Dziewicą jako brzemienna, Dziewicą jako karmiąca własną piersią, Dziewicą zawsze"

 

Ostatecznie więc wyznanie wiary w wieczne dziewictwo Maryi nic mnie nie kosztuje, zaś odrzucając ją, sam siebie wykluczyłbym z jednego, świętego, powszechnego i apostolskiego Kościoła, poza którym nie ma zbawienia.

PS Ostatnio zostałem skonfrontowany z jeszcze jedną, nieomówioną dotychczas powyżej, obiekcją w kwestii dziewictwa Maryi post partum, na którą nie da się tak prosto odpowiedzieć jak na zarzut domniemanego Jezusowego rodzeństwa. Otóż, kiedy już sprawa braci i sióstr Jezusa wydaje się wyjaśniona, może pojawić się jeszcze jeden, ostatni i ostateczny argument dotyczący dziewictwa (czy też raczej jego braku) Maryi po porodzie: „No dobra, Maryja nie musiała mieć poza Jezusem żadnych innych dzieci, ale przecież mogła wieść z Józefem normalne małżeńskie życie łącznie ze współżyciem seksualnym. Czy byłaby przez to mniej święta i doskonała? Czy to, jak wyglądało pożycie Maryi i Józefa, nie powinno po prostu pozostać ich tajemnicą? I po co Kościół w ogóle wypowiada się na ten temat? Czemu próbuje to bezpodstawnie definiować i nakazywać do wierzenia? Przecież to nam do niczego nie jest potrzebne!”

Sprawa faktycznie zdaje się być niełatwa do obrony. Nie mamy przecież żadnego biblijnego potwierdzenia, żadnego tekstu, który czarno na białym oznajmiałby nam: „Maryja i Józef nigdy nie współżyli ze sobą seksualnie” (czy chociażby, by pozostać w narracji tekstu natchnionego: „Maryja i Józef, choć byli mężem i żoną, nigdy się nie poznali”). To, że nie ma także żadnego biblijnego potwierdzenia tezy przeciwnej („Maryja i Józef z całą pewnością używali cielesnych uciech pożycia małżeńskiego” itp.), oczywiście niczego nie dowodzi. Tak już jakoś jest, że osoby próbujące negować lub chociaż tylko podważać nauczanie Kościoła tzw. „argumenty z milczenia” dopuszczają tylko wtedy, kiedy przemawiają one na korzyść ich pomysłów, w przeciwnym wypadku szybko je odrzucają, widząc nagle ich miałkość i logiczną niemoc.

A jednak Kościół już w swoich początkach wyrażał w zasadzie powszechne przekonanie, że tak właśnie było, a z tymi, którzy poddawali tę prawdę w wątpliwość, nawet nie dyskutował (np. św. Hieronim komentując wywody niejakiego Helwidiusza, powołującego się na argumenty Tertuliana, mówi: „a co do Tertuliana, to powiem tylko, że jest on poza Kościołem”[3]. Wielu Ojców Kościoła i pisarzy wczesnochrześcijańskich[4], poczynając od św. Grzegorza z Nyssy i św. Augustyna, uważało, że Maryja jeszcze przed małżeństwem z Józefem złożyła ślub dziewictwa. Tę linię argumentacji prezentował też niejednokrotnie św. Jan Paweł II (np. podczas maryjnego cyklu środowych audiencji generalnych latem 1996 roku, szczególnie 24 lipca oraz 7 sierpnia). Biblijne zakotwiczenie tego twierdzenia widział w scenie zwiastowania i zdumieniu Maryi na oznajmione jej przez Gabriela „Oto poczniesz i porodzisz…”. Otóż w momencie zwiastowania Maryja była już formalnie żoną Józefa po pierwszym etapie procesu zawierania małżeństwa zwanym „zaślubinami” (אירוסין, erusin) lub „poświęceniem” (קידושין, kiddushin), a przed drugim – „wzięciem do domu” – (נישואין, nissuin). Gdyby planowała normalne małżeńskie współżycie, wtedy zapowiedź poczęcia i narodzin syna nie byłaby niczym nadzwyczajnym, jednak Maryja pyta „Jakże się to stanie…?” Dalsza, wyjaśniająca część jej pytania „…skoro nie znam męża”, odczytywana jest przez Jana Pawła II nie jako retrospektywny opis aktualnej sytuacji (w sensie: „do tej pory nie poznałam męża” – takie czytanie byłoby, prawdę mówiąc, nieco dziwne, bo przecież główna część pytania zorientowana jest na przyszłość: „jakże się to stanie…” – ἔσται – tryb orzekający, czas przyszły, deponens medialny), lecz jako określenie jej permanentnego statusu („nie znałam dotychczas i także w przyszłości nie będę przecież znać męża” – γινώσκω – tryb orzekający, czas teraźniejszy niedokonany, strona czynna), który miała też ustalony z poślubionym już małżonkiem Józefem (stąd z kolei jego zdziwienie opisane przez św. Mateusza – zgodził się na małżeństwo z Maryją bez perspektywy aktywności seksualnej, a tu nagle ona okazuje się być brzemienną – Mt 1, 18). Przyznaję, że wydobycie z tego krótkiego pytania Maryi takiej ilości informacji, zakrawa na nadinterpretację, dlatego rozumiem, gdy ktoś nie jest gotowy przyjąć takiego odczytania tego fragmentu jako definitywnego i rozstrzygającego, do mnie jednak ta wersja przemawia, a szczególnie przekonuje mnie zniuansowana koniugacja użytych czasowników.

Jest jeszcze jedno miejsce, które można odczytywać jako potwierdzenie decyzji Maryi o życiu w czystości nawet w małżeństwie, i choć jest to interpretacja nieco karkołomna, to myślę, że warto ją poznać. Chodzi mianowicie o użyte przez Maryję w Magnificat słowo ταπείνωσις (tapeinosis), które większość polskich przekładów tłumaczy jako „uniżenie”. Najczęściej rozumiemy to słowo po prostu jako synonim „pokory”, która charakteryzowała Maryję („Oto ja służebnica Pańska…” – „.wejrzał na uniżenie służebnicy swojej…”). Jednak w Starym Testamencie używane jest ono także w znaczeniu „pohańbienia” związanego z niepłodnością i bezdzietnością, np. w 1 Księdze Samuela, gdy mowa jest o Annie, matce proroka (1 Sm 1, 11, co ciekawe Łukasz cytuje w Magnificat fragment modlitwy Anny, a tych odniesień do Księgi Samuela jest w pierwszym rozdziale Ewangelii Łukasza o wiele więcej, ale omawianie ich tutaj wykraczałoby poza ramy tego opracowania). Tak więc Maryja decydując się na całkowitą wstrzemięźliwość seksualną, przyjmowałaby równocześnie na siebie dobrowolnie hańbę bezdzietności. I oto Bóg spogląda na jej ofiarę i uniżenie i odpowiada na nie swoją przeobfitą i niewyobrażalną łaską: nie dość, że nie łamiąc jej postanowienia dziewictwa, sprawia, że staje się Matką, to jeszcze jej dzieckiem jest On sam. Doprawdy wielkie rzeczy uczynił jej Wszechmocny, wywyższył pokorną tak dalece, że błogosławić ją będą odtąd wszystkie pokolenia (por. Łk 1, 48. 49. 52).

Tyle Słowo Boże. A co jeśli przedstawione powyżej tezy jednak nas nie przekonują? Niektórzy próbują obejść problem przez redefinicję dogmatu i nowe zinterpretowanie znaczenia dziewictwa. Twierdzą na przykład, że o ile stosunki seksualne odbywają się pomiędzy poślubionymi sobie małżonkami, to kobieta pozostaje dziewicą („w sensie duchowym” itp.). To się jednak nie do końca zgadza: owszem, jeżeli mężczyzna i kobieta współżyją ze sobą w małżeństwie, to pozostają w cielesnej czystości, ale nie w dziewictwie. W przeciwnym razie absolutnie bezsensowne byłoby rozróżnienie między dziewictwem a małżeństwem i określenie wyższości tego pierwszego.[5] (Tu taka drobna dygresja na marginesie: ci, którzy często domagają się biblijnych argumentów na potwierdzenie nauczania Kościoła, gdy próbują je podważać, akurat w kwestii wyższości dziewictwa nad małżeństwem nabierają wody w usta i szukają argumentów psychologicznych i socjologicznych, biblijne – czarno na białym podane przez św. Pawła – jakoś w tym przypadku ich nie interesują i mocno zaciskają oczy, aby ich nie widzieć.) Nie przeszkadza to jednak kontestatorom proponować: „Możemy przecież w dalszym ciągu wyznawać dogmat o Maryi zawsze Dziewicy, ale rozumieć czy interpretować go inaczej niż wcześniejsze pokolenia”. No cóż, nie możemy. Taki sposób traktowania dogmatów i prawd wiary już dawno temu został oceniony i potępiony przez Kościół[6] (A jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, na czym polega ortodoksyjny rozwój doktryny na przestrzeni wieków, to zachęcam do lektury klasycznego już dzieła św. kard. Newmana „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej”.)

Jeszcze tylko krótko w sprawie zacytowanego na początku tego postscriptum pytania: „Czy gdyby Maryja nie była dziewicą, byłaby mniej święta?” Ależ oczywiście, że nie! Między świętością Matki Bożej a Jej wiecznym dziewictwem nie zachodzi żaden związek przyczynowo-skutkowy. Maryja ani nie jest święta, dlatego że jest dziewicą, ani nie jest dziewicą, dlatego że jest święta. Zarówno świętość jak i dziewictwo Bożej Rodzicielki to dwa odrębne, kauzalnie od siebie niezależne, dary Bożej łaski, które Maryja otrzymała, przyjęła i zrealizowała w swoim życiu przez posłuszne podporządkowanie się Bożej woli i pokorne wypełnienie planu Najwyższego wobec Niej.

Zaskakująca jest dla mnie poniekąd trudność w zaakceptowaniu możliwości pozostania przez Maryję dziewicą w małżeństwie. O ile pozostałe aspekty jej wiecznego dziewictwa (czyli ante partum i in partu) koniecznie wymagają przyjęcia ponadnaturalnej, cudownej Bożej ingerencji, łaski burzącej zwykły porządek natury, o tyle wstrzemięźliwość seksualna przez całe życie nie jest w zasadzie niczym wyjątkowym. Wiele było na przestrzeni dziejów jak również w dzisiejszych czasach osób, które dobrowolnie ze względu na Boga rezygnują z realizacji potrzeb związanych z tą sferą swojego życia: zakonnice i zakonnicy, księża dotrzymujący zobowiązania celibatu, no i mamy casus tzw. „białych małżeństw” (nie jest to może jakaś szeroka grupa, lecz jednostkowe przypadki, ale chodzi o to, że w ogóle się zdarzają); jak mówił o tym Pan Jezus: „Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 12d). Ostatecznie nie jest to nawet praktyka specyficznie katolicka / chrześcijańska, bo także w innych religiach można się z nią spotkać. Sytuacja Maryi i Józefa nie jest zatem w tym kontekście niczym szczególnym. Skąd więc ten opór w przyjęciu tej części dogmatu o wiecznym dziewictwie Maryi? Choć może źle sformułowałem diagnozę postawioną w pierwszym zdaniu tego akapitu, może to nie problem „możliwości”, lecz „pewności”: może nie chodzi o to, że niektórym trudno jest zaakceptować samą możliwość małżeńskiej relacji bez angażowania się w stosunki seksualne (dopuszczają, że mogłoby tak być), lecz krew się w nich burzy na fakt, że Kościół twierdzi, że w przypadku Maryi i Józefa z całą pewnością tak było, wyznaje to jako prawdę wiary (i to taką o najwyższym stopniu teologicznej pewności, czyli de fide) i podaje wszystkim swoim członkom bezwarunkowo do wierzenia. Na takie postawienie sprawy (na takie dictum acerbum ;-) ) nie potrafię znaleźć już żadnej wyrafinowanej odpowiedzi.

Jedyne więc, co mi w końcu pozostaje, to tylko – lub może aż – argument z autorytetu:

Skoro Kościół na przestrzeni wieków, właściwie od samego początku swego istnienia aż po dzień dzisiejszy, niejednokrotnie wypowiadał się na różnych poziomach magisterialnej pewności w temacie wiecznego dziewictwa Matki Bożej (patrz wyżej), skoro nieprzeliczone rzesze świętych i błogosławionych z radością wyznawały ten dogmat, wychwalając Boga za przeobfity dar Jego łaski, i były nomen omen święcie przekonane o jego prawdziwości, to dlaczego ja miałbym być od nich wszystkich mądrzejszy i twierdzić, że lepiej znam Boży zamysł i wiem, „co dobre, święte, Bogu przyjemne”. Przeciwnie, uważam, że najlepsze, co mogę zrobić, to – nawet jeśli nie do końca rozumiem i nie mam dowodów – ukorzyć swój rozum i wyznać na przykład słowami chrzcielnej pieśni: „W to wierzyć zawsze mocno chcę, bo tego Kościół uczy mnie, w nim żyć, umierać pragnę”.

Święta Maryjo, Matko Boża, zawsze Dziewico – módl się za nami. Amen.

 

[1] Biblia Tysiąclecia tłumaczy „Abraham był ojcem Izaaka...” itd. ale tekst oryginalny brzmi po prostu „zrodził” (εγεννησεν). Taką wersję wybierają np. x. Wujek lub x. Popowski w swoim Przekładzie na Wielki Jubileusz Roku 2000.

[2] W j. staropolskim słowo „panna” znaczyło „dziewica” (tak jest do dzisiaj w j. czeskim), a „panieństwo” „dziewictwo”.

[3] „Adversus Helvidius de perpetua virginitate b. Mariae” 17.

[4] Najważniejsi przedstawiciele hipotezy ślubu dziewictwa to św. Grzegorz z Nyssy, św. Augustyn, św. Epifaniusz, św. Jan Chryzostom, św. Hieronim, Pseudo-Grzegorz z Nyssy, Teofil Aleksandryjski, Teodot z Ancyry, Pseudo-Grzegorz Taumaturg, św. Jakub z Sarug, św. Fulgencjusz z Ruspe, św. Sofroniusz, św. Będa Czcigodny, św. Jan Damasceński

[5] Np. kanon 10. Soboru Trydenckiego, encyklika „Sacra Virginitas” Piusa XII z 1954 r., List Apostolski „Mulieris Dignitatem” oraz adhortacja „Familiaris consortio” św. Jana Pawła II

[6] Np. encyklika „Qui pluribus” i Syllabus Piusa IX oraz punkt 4. konstytucji „Dei Filius” Soboru Watykańskiego I