Prze-CZUWANIE, czyli o zagubionej wrażliwości

Adam Piekarzewski SDB

publikacja 26.11.2010 21:25

Czuwanie w znaczeniu chrześcijańskim to śmierć „zaganianego człowieka”… Czuwanie bowiem oznacza dosłowne „zatrzymanie biegu”! Przekładając na język bardziej materialny: Stój! Usiądź na ławce, wyłącz komórkę, przekreśl plany na wieczór i posiedź tu spoglądając w niebo!

Prze-CZUWANIE, czyli o zagubionej wrażliwości Henryk Przondzio/Agencja GN Stój! Usiądź na ławce, wyłącz komórkę, przekreśl plany na wieczór i posiedź tu spoglądając w niebo!

Carpe diem i już!

Brak czasu jest dzisiaj „trendy” i nawet „sexy”… Ciągłe zaganianie świadczy o tym, że jestem ważny, potrzebny i należy się ze mną liczyć! Na pytanie, czy przyjdę na urodziny przyjaciółki odpowiadam zawsze: „Wpadnę na chwilę…”, a zaproszenie na obiad do rodziny, powtarzane od miesięcy, zbywam prostym: „Jak tylko znajdę czas…” Nie mam czasu na wiele spraw, które z chęcią bym załatwił, jeśli tylko nie miałbym tyle na głowie! Komórka w ciągłej gotowości – odzywa się od wczesnego rana do późnej nocy, ale tylko SMS’ami, bo na rozmowę schodzi za dużo czasu, a wiadomość tekstowa jest krótka i zwięzła… Z resztą, można poczekać z odpowiedzią, albo napisać szybko w czasie przesiadki z autobusu do tramwaju… Życie pędzi z zawrotną prędkością: szkoła, studia, praca – potem jeszcze praca po godzinach, albo domowe obowiązki…

Jeśli choć trochę odnajdujesz siebie samego w powyższym opisie, który nota bene nie jest wcale wyssany z palca, to znaczy, że jesteś… normalny! O tak! I nawet to jest „sexy”, jak wyczytałem ostatnio w jednej z anglojęzycznych gazet, która w obszernym artykule wychwalała pod niebiosa „styl bycia” statystycznego, współczesnego człowieka. Zostawmy jednak na boku przechwałki, a postawmy jedno pytanie „zaganianemu człowiekowi” XXI wieku: „Za czym gonisz?!” Odpowiedź spadnie tak szybko, jak grom z jasnego nieba: „No jak to?! Jest tyle spraw!” „Ale jakich spraw?” – drążymy dalej… „No jak to jakich?! Ważnych!” I tu trzeba nam pochylić czoła, bo rzeczywiście „zaganiany człowiek” załatwia sprawy ważne. Ale czy to już koniec rozmowy?!

Z chrześcijańskiego punktu widzenia to nie koniec, a początek dialogu o sprawach ważnych i najważniejszych. Jezus mówi do swoich uczniów: „Wy jesteście solą ziemi. […] Wy jesteście światłem świata.” (Mt 5,13-14) On nie mówi uczniom, że są pieprzem, albo jakąś inną przyprawą, która poprawia wartość przygotowanej potrawy… Nie mówi również, że są „promykami nadziei”… Jezus używa mocnego symbolu soli i światła, bo chce pokazać, jak fundamentalne mają one znaczenie; chce przez to powiedzieć uczniom, że nie są oni „dodatkiem do czegoś”, ale „istotą sprawy”! Z tej godności bycia uczniem Chrystusa wypływa pierwszoplanowe zadanie: Nie trać czasu na sprawy ważne – zajmij się wpierw tymi najważniejszymi!

Zagubiony sens zagubionej rzeczywistości

Wiele spraw może w naszych oczach wydawać się ważnymi i rzeczywiście w konsekwencji takimi być… Ustawienie jednak wszystkiego w świetle odpowiedniej hierarchii wartości pokazuje, co tak naprawdę jest najważniejsze… To jednak jeszcze nie koniec! Gdy przyjrzymy się naszej liście bliżej, zobaczymy, jak wiele czasu poświęcamy sprawom „ważnym”, zaniedbując jednocześnie te „najważniejsze”. W końcu dochodzimy do owego problematycznego „przykazania”, jakie daje nam Jezus: „Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!” (Mk 13:37) Wyjaśnijmy sobie najpierw, co to znaczy „czuwać” oraz dlaczego „czuwanie” uderza bezpośrednio w styl życia „zaganianego człowieka”!

Czuwać to znaczy być gotowym… Jezus dopowiada, jaki jest cel naszego czuwania: „bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25:13) Ale czy sens czuwania leży jedynie w celu?! Może już samo w sobie czuwanie jest wartością i przynosi jakieś efekty duchowe? Kościół potwierdza to każdego roku, gdy na początku Adwentu słyszymy, jak powtarzający się refren, zachętę do czuwania. I bynajmniej nie chodzi tutaj o maltretowanie swojego sumienia, a raczej o odnalezienie siebie samego w zagubionej i zaganianej rzeczywistości.

Czuwanie w znaczeniu chrześcijańskim to śmierć „zaganianego człowieka”… Czuwanie bowiem oznacza dosłowne „zatrzymanie biegu”! Przekładając na język bardziej materialny: Stój! Usiądź na ławce, wyłącz komórkę, przekreśl plany na wieczór i posiedź tu spoglądając w niebo! Bez żadnego „ale”, po prostu zamknij oczy i ciesz się promieniami jesiennego słońca… To tyle?! Chrześcijanie-aktywiści lubią akcentować dynamiczny wymiar czuwania, czyli „co trzeba jeszcze zrobić?” Roraty, adwentowa spowiedź, może częściej poczytam Słowo Boże… To ważne praktyki, ale powinny one wypływać (lub prowadzić ku) odnalezieniu fundamentalnego sensu czuwania, który kryje się w postawie serca. Chrześcijanin ma być „adwentowy” cały rok, a nie tylko 4 tygodnie przed Bożym Narodzeniem – pewnie już to słyszałeś! Adwent ma się wyrażać w życiu wrażliwością na obecność Boga, który JEST i który PRZYCHODZI.

Przeczuwanie obecności Boga…

„Prze-czuwanie” to piękne słowo, które zwraca naszą uwagę na rzeczywistość czuwania. Przedrostek „prze-” mówi nam o czymś, co poprzedza czuwanie, bo właśnie „przeczuwanie” to odruch serca, wrażliwość, poruszenie duchowe, które następnie w sposób bardzo naturalny przechodzi w postawę czuwania! Taka droga uczenia się czuwania prowadzi do tego, że nabiera ono autentyczności i nie jest wymuszone… Czuwanie staje się jakby drugim oddechem, czymś o czym nie musimy za wiele myśleć – i tak oto rodzi się człowiek „adwentowej” mentalności…

Przeczuwanie obecności Boga to dostrzeganie Jego samego w rzeczywistości, którą stworzył… Nie jest to wcale proste, bo rzeczywistość skażona grzechem, często zamazuje obraz Bożej Opatrzności i Miłosierdzia obecnego na wyciągnięcie ręki. Przeczuwanie to nie wiedza, ani wiara! To naturalny odruch serca… Trudności w przeczuwaniu, poza otaczającym nas światem, leżą również w nas samych, bo my również jesteśmy dotknięci rzeczywistością grzechu. Nie jest łatwo właściwie odczytać poruszenia duchowe, albo przynajmniej odróżnić je od wszystkiego innego, co miota naszym sercem: od uczuć, emocji, itd.

Duch Święty jest tym, który czyni nasze serca wrażliwymi. „Dlatego postępujcie, jak mówi Duch Święty: Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych […]” (Heb 3:7-8) Modlitwa o wrażliwość serca to pierwszy krok do tego, by na sprawy „ważne” i „najważniejsze” w naszym życiu patrzeć przez pryzmat Bożej hierarchii wartości… Druga sprawa to właściwa higiena duchowa – często potrafimy doskonale dbać o higienę zewnętrzną, a zapominamy zupełnie o naszym wnętrzu. Higiena duchowa to troska o swojego ducha i swoją duszę. Spowiedź i Msza Św. przeżywana nie jako kolejna „załatwiona sprawa”, ale jako głębokie przeżycie duchowe; modlitwa osobista i czytanie Słowa Bożego nie jako „wygadanie się Bogu”, ale wsłuchanie się w to, co On sam ma do powiedzenia. W końcu proste, „nieważne” sprawy: spacer, koncert czy teatr, telefon do przyjaciółki, spotkanie na herbacie z dawno nieodwiedzaną babcią…

Naprawdę, czasem warto tracić czas na rzeczy najważniejsze – z pozoru nieważne…